Re: Południowa część portu i stary magazyn

16
Zamęt. Chaos. Krwawa jatka. Brakskull poczuł się jak w domu.
Nie była to pora na analizowanie wydarzeń, jakie nastąpiły na sekundy przed tym, jak zostałby niewątpliwie rozbrojony i skrępowany - czasu miał ledwie tyle, by zrozumieć, że do magazynu właśnie wtargnęła śmierć i jeśli nadal będzie tak stał, bardzo szybko Wielka Uspokoicielka uspokoi go na zawsze. Szczęśliwy, że wcześniej nie schował jeszcze miecza do pochwy, a tarczę wciąż ma umocowaną do lewego przedramienia, wydał z siebie ryk radości i zakręcił ostrzem rozglądając się w poszukiwaniu kogoś, kogo mógłby rozpłatać.
Tak po prawdzie, nie musiał się jednak ani specjalnie rozglądać, ani szukać nieprzyjaciół, gdyż jeden z nich właśnie na niego szarżował. Uzbrojony w ponad dwumetrowe glewie mógłby być groźnym przeciwnikiem w całej formacji, ale nie w pojedynku z miecznikiem. Brakskull nigdy nie mógł zrozumieć skąd na świecie biorą się ludzie rzucający się na nieprzyjaciela z nożem umocowanym na długim kiju. Samobójstwo.
Uratai pozwolił działać odruchom. Uniósł lewą rękę, zasłaniając się tarczą, by w odpowiednim momencie odepchnąć celujące w niego ostrze, a następnie chwycić drzewce glewii. Nie będzie musiał być specjalnie szybki, gdy znajdzie się za samym czubkiem broni, przeciwnik stanie się praktycznie niegroźny, bo pozbawiony możliwości działania. Wtedy też straci życie, gdy miecz Brakskulla przebije jego bebechy.
Łatwizna. Trudniej będzie się wydostać z magazynu.
Kartoteka

Re: Południowa część portu i stary magazyn

17
Ostrze w kontakcie z tarczą wydało raczej nieprzyjemny dla ucha dźwięk. Wbrew planowaniom barbarzyńcy prześliznęło się po niej. Gdzieś tam mignęła zdziwiona twarz przeciwnika, zapewne bardziej zaskoczonego wyglądem ofiary niźli skutkiem swoich działań. Brakskull nie upadł, zachwiał się. Przeciwnik upadł. Poniekąd nietypowa broń z widocznymi oznakami uszkodzenia, również upadła.

Ktoś zaklął wyjątkowo plugawie. Ktoś spazmatycznie stęknął. Draka trwała w dobre. Uratai został zahaczony przez bliżej niezidentyfikowanego uczestnika rozróby. Może i mógłby spostrzec kto o mało co nie zerwał jego niecodziennej bransolety, może i mógł z powrotem "zająć się" niedoszłym pseudo napastnikiem, aczkolwiek sytuacja nie pozwała mu zrobić nic ponadto co przyszykował mu los.

Stał, bądź raczej znajdował się, niecałe dwa łokcie obok niego. Człowiek północy już widział dość groźny zamach będący poprzedzeniem ataku z góry nieporęcznym toporkiem. Gdyby barbarzyńca miał okazje zastanowić się, bez problemu zwęszyłby wcześniej zaplanowaną pułapkę. Nie mógł jednak tracić czasu na myślenie. Musiał działać!
.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

18
-Kanalia - mruknął barbarzyńca, gdy nieprzyjaciel uzbrojony w glewię zdołał uniknąć ostrza jego miecza. Potężny Uratai miał zamiar przyszpilić go do ziemi i zgrabnym pchnięciem wybebeszyć na podłodze, gdy ten leżał, lecz sytuacja niespodziewanie się zmieniła.
Właściwie, żeby być całkowicie szczerym, sytuacja była równie do dupy jak na samym początku starcia, ale teraz ubarwił ją wielgachny topór pędzący w jego stronę. Brakskull nie lubił toporów - jakkolwiek mało poręczne w walce, okazywały się nadzwyczajnie skuteczne w rozbijaniu na drzazgi drewnianych tarcz. Ot, na przykład takich, jak ta na lewej ręce barbarzyńcy.
O ile rozwiązywanie problemów za pomocą tego całego gadania było dość męczące, o tyle przeciwko dobrej, żywiołowej i wymagającej walce Brakskull nie miał nic przeciwko. Co prawda, jeszcze nie zdążył się w pełni rozgrzać, ale adrenalina już krążyła w jego żyłach i uderzała do głowy. Barbarzyńca był w swoim żywiole i wszystko, co musiał zrobić to zdać się na własny instynkt i odruchy. Poza tym, jeszcze nie zabił żadnego z tych ścierw, a - jeśli miał zginąć tej nocy - planował zabrać ze sobą tylu, ilu się da.
Uratai zdecydował się pozwolić napastnikowi na siebie natrzeć. Naprężone niczym stal mięśnie potężnego barbarzyńcy były gotowe, by w ostatniej chwili odskoczyć w tył, uniknąć śmiertelnego ostrza topora, a następnie zerwać się do cięcia z dołu, po skosie.
Na ogół nie da się dłużej machać toporzyskiem, gdy ma się obciętą rękę w łokciu, prawda?
Kartoteka

Re: Południowa część portu i stary magazyn

19
Braskull, zgodnie ze swym przewidywaniem, odrąbał rękę napastnikowi z toporem, w jednej chwili robiąc zeń napastnika bez topora. No i ręki. A chwilę później także i bez życia.

Krwawy chaos trwał jeszcze jakiś czas i barbarzyńca przestał już liczyć pokonanych przez siebie wrogów - palce u jednej ręki mu się skończyły, no a w drugiej trzymał miecz, więc nie pomagała w obliczeniach... Żywioł jednak zgasł równie prędko, co rozgorzał i w pewnym momencie Braskull zorientował się, że został na placu boju zupełnie sam.

Dopiero po dłuższym czasie doszedł do niego ból i mężczyzna dostrzegł ranę na swoim lewym boku... nie miał pojęcia, kto i kiedy mu ją zadał, ale jedno było pewne - ten ktoś już był martwy. Bo wszyscy poza barbarzyńcą byli martwi. I martwa była też cisza, która zaległa nagle w starym magazynie.

Braskull nie dowiedział się nigdy, czy istotnie było tam coś, dla czego warto było narazić życie. Zanim zdążył się zorientować, pociemniało mu w oczach, a później oślepiająco pojaśniało i ujrzał nad sobą czyjeś płomiennie zielone oczy, czyjąś smukłą sylwetkę...
* Kim była ta kobieta, która jak duch wynurzyła się z ciemności portowego magazynu, pobrzękując pełną drogich kamieni biżuterią i śmiejąc się figlarnie, jak gdyby nie stąpała właśnie pomiędzy kilkunastoma okrwawionymi trupami? Parę tygodni później Braskull, choć pracował dla niej, wciąż nie znał jej imienia. Kazała mu zwracać się do siebie imieniem bogini rozpusty - Krinn. Prowokujące bluźnierstwo... W głowie barbarzyńcy rosły jednak coraz bardziej uzasadnione podejrzenia, że to sama osławiona królowa narkotykowego półświatka Ujścia - Bogobojna Kali.

"Krinn" płaciła dobrze, a na służbie u niej Braskull się nie nudził. Niejeden łeb ukręcił nieostrożnej, zanadto rozzuchwalonej konkurencji w interesach jego pani. Ale cóż, Ujście to Ujście, tu sielanka nie mogła trwać w nieskończoność. Pewnej nocy pracodawczyni uznała, iż barbarzyńca widział i słyszał już zbyt wiele. Nasłała na niego trójkę morderców, tym samym dając mu do zrozumienia, że dalsza współpraca nie będzie miała już miejsca.

Zabójstwo nie doszło do skutku, ale dalsze przebywanie w tym mieście zdało się Braskullowi jakoś mało zachęcające, toteż bez zbędnych ceregieli i zastanowienia ruszył w drogę w górę rzeczki Prostej, która to poprowadziła go - prosto, a jakżeby inaczej - do miasta leżącego w Górach Daugon. Do Zaavral.

W sakwie pobrzękiwało mu jeszcze trochę srebra, zarobionego u tej rudej, zielonookiej ździry. Nie było źle.

Spoiler:
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

20
Zapuszczony i spleśniały budynek śmierdział rybami, stęchlizną i morzem. Wszędzie wokół poustawiane były drewniane skrzynie, pozamykane na żelazne kłódki. Nie było tu żadnych pracowników, jedynie szczury przebiegały pod ścianami, próbując znaleźć choć kęs jedzenia.

Travis przyszedł tu za nieznanym sobie mężczyzną, bo i wyboru wielkiego nie miał. Wiedział, że jego rozmówca był dość wpływową osobą, która może go pogrążyć, a tego przecież chciał uniknąć. Dltego posłusznie podążył do portu i teraz stał w półmroku zapuszczonego pomieszczenia, a handlarz usiadł na jednej ze skrzyń. Jego wysoki i barczysty towarzysz stał przy drzwiach.

- Widzisz, z natury człek ze mnie pomocny. Nie odmawiam w potrzebie nikomu. No, prawie nikomu. A ty mówisz, że kogoś szukasz. Być może jestem w stanie ci pomóc, jeśli wykażesz chęć współpracy. Musisz tylko powiedzieć - kogo szukasz. A ja, w zamian za małą przysługę, pomogę ci tą osobę znaleźć. Jak się zapatrujesz na taki układ?

Nie zaproponowano mu, aby usiadł. Miał stać i czekać. Ale to, co przed chwilą usłyszał, wydawało się być propozycją. Być może warto było zaryzykować. Być może.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

21
"Zajebisty początek w nowym mieście, wprost uroczy, chędożona jego mać. Na pohybel Hyurinowi i jego wszystkim potomkom z ich chędożonymi dziećmi włącznie." takie to myśli krążyły Fletcherowi przez drogę do... kądś. Dotarli do portu, zapakowali się w jakąś ciemną klitkę, wyglądającą na magazyn. Nawet jak magazyn waliło, rybami. Travis pragnął stracić węch na jakiś czas. Skrzynki były poustawiane, ale też pozamykane. Może i mógłby je otworzyć wytrychami, ale niekoniecznie w tej sytuacji. Teraz trzeba się jakoś wywinąć, oby bezkrwawo. Nie to aby Travis bał się zabić, po prostu trudniej jest pozbyć się dowodów, a szczególnie przy wpływowej osobie. No i ten ochroniarz na łatwy cel nie wyglądał. Złodziejaszek uznał, że tylko dystans może mu dać w tym wypadku przewagę. Dystans był, bo ochroniarz został oddelegowany do ochrony wyjścia stąd.

Handlarz usiadł. Nie poproszono go o to, by i sam usiadł, ale i tak nie miało to znaczenia, bo jako starsza osoba, która nie uznaje nad sobą niczyjej władzy nie zamierzał bawić się w ich niewolnika. Nie zamierzał bawić się w ich zasady, nie da sobie ich narzucić. Usiadł na skrzyni naprzeciw handlarza i od niechcenia bawił się kłódą, oceniając ją. Odruchowo.

Handlarz zaczął się rozwodzić, jaki to on jest miłosierny i że chce mu pomóc. Oczywiście coś za coś. Jakże to typowe, ale przynajmniej złodziejaszek mógł się domyślać o co chodzi i dlaczego się tu znalazł.

- Są pewne sprawy wymagające omówienia przed zawarciem takiej ugody. - odparł niziołkowi przed sobą rzeczowo. - Po pierwsze, skąd mam pewność, że gdy dowiesz się kogo szukam, nie pójdziesz mu o tym powiedzieć, by mógł pozbyć się potencjalnej osoby, która chce zrobić mu krzywdę. Po drugie, co, jeśli po wykonaniu dla Ciebie przysługi mnie wykiwasz, albo sprzedasz straży lub komuś, komu mogłoby przeszkodzić to, co dla Ciebie zrobiłem. Po trzecie, jeśli odmówię, ten tam wielkolud nie da mi stąd wyjść, bym mógł komuś powiedzieć, że mnie tu zatrzymałeś, aby zlecić mi popełnienie jakiegoś złowrogiego uczynku. Bo i po co zamykać się w takich miejscach do omówienia legalnych interesów? Po czwarte i ostatnie, co dokładnie ode mnie chcesz. Informacja za informację, pomoc za pomoc. I pamiętaj, bo może i nie wyglądam na takiego, ale nie jestem pośledni, nie jestem jednym z tych dyletantów na ulicach. Cenię się i mam podstawy, by to czynić. Do tego nie każdą ofertę przyjmuje, umiem rozpoznać sprawy, których wykonać nie potrafię, lub nie zrobię w określonej chwili, w odróżnieniu od dyletantów na ulicy. Co potrzeba?

Dalej bawił się kłódką, patrzył jednak na handlarza, prosto w oczy, dając mu do zrozumienia, że cokolwiek by nie zrobił do tej pory, nie zastraszył go.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

22
Handlarz zaśmiał się tylko i kpiąco spojrzał na Travisa.

- Widzisz, tylko z nas dwóch, to ja jestem w pozycji do negocjacji, nie ty. Wyliczyć ci to? Po pierwsze, wiem kim jesteś, jedno moje słowo i aresztują cię, a może od razu na szafot wyślą, dorzucając kilka zbrodni z okazji wojny, których z pewnością nie popełniłeś. Po drugie, jest nas dwóch, a ty, nieważne, jak bardzo się cenisz, dwóm nie dasz rady i zaakceptuj ten fakt, nim zrobisz coś głupiego. Po trzecie, nieprawdą jest, że twoja odmowa oznacza zamknięcie tutaj, ale wiedz, że wyjście stąd nie jest równoznaczne z wolnością i życiem. No i po czwarte, potencjalne zlecenie. Mówiąc krótko - potrzeba kogoś zabić. Jegomość jest rajcą miejskim, trzyma się blisko kasztelana, który ceni wysoko jego rady. Mieszka w tej bogatej dzielnicy miasta, ale pomogę ci w dostaniu się tam. Zapłacę również, jeżeli powiedzie ci się. A żeby pokazać, że biorę to całkiem na poważnie, pozwolę ci podać cenę. W granicach rozsądku, ma się rozumieć.

Zmierzył Travisa spojrzeniem, w oczekiwaniu na reakcję. Choć oferta była całkiem prosta, kryło się pod nią wiele niedopowiedzeń i niebezpieczeństw. Z drugiej strony - możliwość podania własnej ceny kusiła. Pozostawała tylko kwestia, która wciąż była nie poruszona.

- Jeżeli chodzi o możliwe wydanie cię straży lub innym organom ścigania... - Wzruszył ramionami. - Musisz mi zaufać. To jest biznes, tutaj bez ryzyka nie ma zysku. Ani zabawy. Podejrzewam, że moje słowo ci nie starczy, więc darujmy sobie obietnice. Jak tedy będzie?

Re: Południowa część portu i stary magazyn

23
Ach. Więc to o to mu chodziło. Od początku miałem nadzieję, że właśnie o to nie poprosi, pomyślał złodziej. Normalnie odmówiłby już na starcie, ale to nie wchodzi w grę, nie przy takim rozkładzie sił. Może zdołałby postrzelić tego wielkoluda, ale zanim trutka by zadziałała, ten mógłby do niego dotrzeć i... w każdym razie słaba opcja.

- Wycena, cóż... To nie takie proste. Musisz mi powiedzieć jak najwięcej o tym, kogo mam zabić. Tyle, co wiesz. Chcę wiedzieć jak chcesz mnie wprowadzić do bogatej dzielnicy, czy mam kogoś udawać i tak dalej. Potem muszę poobserwować kolegę, aby dowiedzieć się o jego zwyczajach, ochronie, wszystkich ważnych szczegółach. Wtedy to podam Ci cenę. O miarodajność się nie martw, ludzie parający się moją profesją specjalizują się wyceną wszelakich towarów bądź.. usług.

Przypomniał sobie o bełcie w plecaku. Bełt gobliński, jeśli udałoby się odpowiednio zaaranżować sytuację, to może da się go wykorzystać tak, by wina przynajmniej początkowo spadła na oblegającą miasto, w niedalekiej przyszłości, armię wroga. Szczególnie, że to rajca miejski.

- Inna rzecz, czy nie będzie problemu, jeśli przy okazji ucierpiałaby inna osoba. Taki kasztelan chociażby, gdyby to było niezbędne.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

24
- Nikt inny nie może ucierpieć. To podstawa. Zginąć ma tylko i wyłącznie rajca. Nie obchodzi mnie, w jaki sposób. Liczy się śmierć. Szczegółów zbyt wielu nie dostaniesz, póki się nie zgodzisz, a i wtedy, wiedz to, będziesz pod obserwacją, żeby durne pomysły nie kotłowały ci się w głowie. O samym obiekcie wiem tyle, że jest wścibski, gburowaty, wpycha obrzmiały nochal w nie swoje sprawy i przeszkadza wielu ważnym ludziom, w tym mnie. Dlatego też musisz zginąć. Reszty dowiesz się sam, przy obserwacji, jak zauważyłeś. - Mężczyzna wstał, otrzepał ubranie na tyłku i poprawił mankiety kaftana. Postąpił kilka kroków, zatrzymując się dopiero przy Travisie. - Do dzielnicy wprowadzą cię moi przyjaciele. Na kilka dni zamienisz się w mojego sługę, pachołka od dostarczania i przynoszenia wszystkiego; wieści, posłannictw, jedzenia, dziwek. Oczywiście - to tylko pretekst. Faktycznie będziesz mógł obserwować do woli, choć dyskretnie. Jego ochrona jest czujna, więc ty będziesz musiał być czujniejszy.

Za drzwiami kilku robotników wydarło się, klnąc plugawie i śmiejąc się na przemian. Rozmówca Fletchera spojrzał tam, marszcząc brwi, ponieważ wydawało się, iż kierują swe kroki właśnie ku ich magazynowi. Zaraz jednak jednemu przypomniało się, że przecież wojna idzie i muszę się zbroić, toteż zawrócili, rechocząc i odeszli w odwrotnym kierunku. Zapewne byli w sztok pijani.

- Nie bawmy się dłużej. Albo się zgadzacie, albo nie. Nie chce marnować ani swojego, ani waszego czasu. Szczególnie, że, jak się dowiedzieliśmy, zmierza ku nam obca armia i można te chwile spędzić inaczej.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

25
- Panie, a mam wyjście? Do zaświatów mi nie spieszno. - odrzekł lekko. - Przynajmniej nie jesteś z tych, co to chcą takie rzeczy najlepiej na wczoraj, przyzwyczajeni do tego, że te partacze z ulic podejmują się wszystkiego, byleby grosz wydusić na życie.

Również wstał, zaniepokojony hałasami za zewnątrz.
- Prawdopodobnie będę musiał zmienić strój. Takowy nie pasuje do profesji bycia Twym służącym, panie. - ostatnie dodał nieco satyrycznie, ale nie tak, by urazić. Bądź co bądź może nieco się uda na tym zarobić, ale ważniejsze są informacje.
- Mogę to dla Ciebie wykonać, jednak ja nie wiem, czy Ty jesteś w stanie udzielić mi potrzebnych informacji. Podpowiem, by było Ci łatwiej, panie, szukam zielonookiej kobiety, która lubi, jak się na nią woła Krinn, co samo przez się mówi jakie ma o sobie mniemanie. Myślę, że tu wiadomo o jakiej kobiecie opowiadam. A teraz ruszajmy stąd.

Re: Południowa część portu i stary magazyn

26
- Wszystko zostanie ci dane, strój, czas, możliwości. Musisz tylko umieć je wykorzystać. A, co tu będziemy po próżnicy gadać. Chodźmy.

Mężczyzna, którego imienia Travis nawet nie znał, z czego teraz sobie zdał sprawę, już ruszył ku drzwiom, kiedy usłyszał słowa swojego przyszłego pracownika. Odwrócił się do niego, mrużąc złowrogo oczy i postąpił kilka kroków w jego stronę.

- Kali? Chcesz spotkać się z Kali? Ty? Złodziejaszek bez znaczenia, który dopiero co zjawił się w mieście? Płotka? Chcesz spotkać się z tą, która rządzi tym miastem? - Fletcher zobaczył, jak zaciskają się pięści jego rozmówcy, choć stali w bezpiecznej odległości od siebie. - Niektórzy latami próbują się z nią spotkać, służą jej i wykonują polecenia bez słowa skargi. A ty przyjeżdżasz ot tak do miasta i myślisz, że się z nią spotkasz? Poradzę ci coś, robaczku, posłuchaj, a może przeżyjesz jeszcze kilka dni. Nigdy więcej nie mów o spotkaniu z Kali. Nigdy. Jeżeli ona zechce cię spotkać, pierwsza da znać. Bez tego, możesz najwyżej dostać bełt zza węgła, żebyś go nie zobaczył. - Spojrzał na niego jeszcze raz, po czym odwrócił się i rzucił przez ramię. -Chodźmy już.

Ruszyli do bogatej dzielnicy Ujścia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”