Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

16
Wszystko poszło zaskakująco dobrze. Szybkie przemieszczenie się do beczek, idealny skok, brak strzały wystającej z brzucha. Jak na tak prosty i raczej niezbyt bystry plan, wszystko poszło nader dobrze. Queran nie przewidział jednak jednego. Hałasu. Gdy głośny krzyk przeszył okolicę, ten aż się skrzywił. Ostatnim, czego mu było potrzeba to wścibskie pary oczu zaglądające do uliczki oraz wściekłe patrole zielonych, gotowe do przetrzebienia jego dupska. Gdy tylko elf zaczął miotać w jego stronę coś po swojemu, Kanalia momentalnie zderzył rękę z jego twarzą i zacisnął ją na ustach, blokując wszelkie dźwięki wychodzące z pomiędzy nich. Mężczyzna burknął coś cicho. Najwyraźniej miał pecha do nierozgarniętych elfo-podobnych stworzeń.
- Zawrzyj ten swój parszywy, elfi pysk, bo upierdolę ci język - rzucił w jego stronę. Mówił szybko, śpieszył się. Musieli zniknąć z uliczki w trybie natychmiastowym, schować się na moment w ruderze i przemyśleć plan ucieczki. Ich kryjówka w żadnym stopniu nie była bezpieczna - Ja jestem Kanalia, kretynie. Dawaj te swoje zasrane informacje. I dlaczego, do kurwy nędzy, wysłali elfa? Normalnych ludzi już nie mamy? - wręcz warknął, podrywając poszkodowanego z ziemi i popychając go w kierunku niegdysiejszej karczmy. Trzymał go cały czas na oku, ponieważ cała ta sytuacja budziła podejrzenia. Dlaczego centrala miałaby wysłać człowieka, którego nigdy nie widział na oczy, do tego kompletnego kretyna? Czyżby był to podstęp? Jeżeli tak, to musiał wysłać go ktoś, kto kojarzy jego imię i ma względem jego osoby pewne plany.
- Rusz dupę, do tamtego budynku - pośpieszył go, ręką wskazując mu drzwi - I mów cicho, nie krzycz, bo z tym językiem to nie był żart - upomniał go jeszcze, kierując go do ruiny, trzymając się o krok za nim.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

17
Kiedy mężczyzna przycisnął swoją potężną dłoń na niewygadanej gębie elfa, ten próbował wierzgać, aby zrzucić kawał mężczyzny z siebie. Po chwili jednak zrezygnował wsłuchują się w słowa, które miał do wypowiedzenia. Wydawał się bardzo zdziwiony jego słowami. Zupełnie nie spodziewał się, że tak szybko udało mu się odnaleźć człowieka, którego zlecono mu znaleźć. Do tego nie spodziewał się po nim równej wulgarności i prostactwa. No cóż. Nie znał Kanalii. Nie był on mistrzem retoryki, a tym bardziej w momencie zupełnego wkurwienia, kiedy przedstawiciel długouchych bez piątej klepki narobił wielkiego bajzlu. Przez chwilę nawet mógł poczuć rezygnację. Znów trafił na przygłupa, który wprowadził go w zupełne bagno, którym był patrol zielonych. Teraz na pewno ktoś tutaj przybiegnie.

- Uspokój się. Oszalałeś?! – podniósł na niego oburzony głos, gdy tylko pozwolono mu wstać. Ruszył się w stronę opuszczonej karczmy – Jak będziesz tak warczeć jak wygłodniały wilk to zaraz wszyscy się tutaj zlecą i będziemy mieli dopiero problem.

Szedł przodem w kierunku skrzypiących drzwi do upadłego lokalu, a więc nie widział wyrazu bandyty. Na szczęście. Z pewnością mógłby się przerazić jego złością. Sam wydawał się zupełnie beztroski, jakby pierwszy raz znalazł się w niebezpieczeństwie. A przecież Ujście było jedną wielką pułapką pełną orków i goblinów. Przekroczył zupełnie niezestresowany próg i rozejrzał się ze skwaszoną miną po pomieszczeniu, które zastał. Wydawał się, jakby spodziewał się co najmniej willi arystokratów ze stolicy.

- Nie przyprowadziłbym tutaj swojej ukochanej najwspanialszej Licho – skwitował – A no tak miałem przekazać ważne informację. Może gdzieś usiądziemy? Macie coś do picia? Najbardziej przydałoby się coś zimnego. Okropnie mi zaschło w gardle od tego gadania. Nie rozumiem jak niektórzy mogą mówić tak dużo. Choćby biorąc za przykład te przekupy co stoją na straganach od rana tylko, żeby porozmawiać o ostatnich plotkach. – spojrzał się pod nogi, kiedy prawie się przewrócił o wystający kawał deski – Co to za rudera?! Bogowie. Jak mogliście mnie tutaj przygnać. Tutaj chyba bogowie nic nie słyszą. Też bym nie zwracał uszu w stronę Ujścia. To wszystko przez te wasze szmuglowanie, narkotyki i przestępczość. Powinieneś coś z tego wszystkiego wynieść i zmienić się w przyszłości. I wtedy znikną orki.

I wtedy Qeran zrozumiał, że ten elf stał się największym jego przekleństwem. Nie dość, że posiadał niezwykle cenne informacje to ciągle gadał bez przerwy.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

18
Queran już dawno nie czuł takiego przypływu agresji. Nie miał pojęcia, kto przydzielił mu do pomocy elfa. Miał nadzieję, że stanowi to tylko kiepski żart. Oraz że nie jest nikim ważnym, bo w ruderze mogło bardzo szybko dojść do rękoczynów. Wziął kilka głębszych oddechów, próbując opanować emocje. Za dużo wrażeń jak na jeden raz. Zieloni, gangi i do tego ten cholerny kretyn, który gadał od rzeczy. Kanalia zatęsknił momentalnie za Żmiją. Uwielbiał jej profesjonalizm i prostoliniowość. Już dawno dowiedziałby się, w czym tkwi problem.
- Jak Krinn kocham, zaraz ci pierdolnę - rzucił i zbliżył się do elfa - Chyba nie do końca orientujesz się z kim masz do czynienia. Należę do najpotężniejszej organizacji w całym tym zasranym mieście. Gang Bogobojnej Kali. Jestem jej żołnierzem. Wykonałem dziesiątki, jeżeli nie setki morderstw i porwań na jej rozkaz. Ale to nie jest mój atut. Wiesz w czym jestem najlepszy? - zbliżył się jeszcze bardziej. Chciał, aby poczuł jego odór. Aby go onieśmielił i obrzydził
- Tortury. Potrafię sprawić ból na każdy możliwy sposób, czasem nie uszkadzając nawet ciała. Potrafię doprowadzić do stanu, gdzie będziesz mnie błagał o szybką śmierć. Potrafię utrzymać cię w agonii przez kilkanaście godzin, bo bawi mnie widok bólu. Mogę wyciągnąć z ciebie każdą informację, jaką tylko zechcę za pomocą dowolnego narzędzia. I z chęcią to zrobię, bo naprawdę głęboko w moim bladym dupsku mam jakie masz układy z Kali. Tutaj nie pomogą ci nawet twoi śmieszni bogowie. Przeżyłem w ciągu ostatnich kilku dni rzeczy, których sobie nie wyobrażasz. I nawet nie wiesz, jak to miasto działa. Nie wiesz, jak wygląda tu życie i co trzeba robić, aby przetrwać. Nasze szmuglowanie, przestępstwa czy narkotyki to nie jest największa plaga tego miasta. Jego już nie da się uleczyć. Pozostaje tylko walczyć o przeżycie - wyrzucił z siebie wywód, mówił cicho, ale jego głos wręcz emanował gniewem, zniecierpliwieniem i groźbą
- Jak widzisz, gówno mnie obchodzisz. Więc albo kurwa podasz mi te informacje, albo za kilka chwil sam je z ciebie wyduszę - wysyczał przez zęby. Jego zapasy cierpliwości w zawrotnym tempie się kończyły. Przed brutalnym morderstwem powstrzymywały go jedynie informacje posiadane przez elfa oraz to, od kogo one pochodziły. Był lojalny Bogobojnej Kali i nie chciał w głupi sposób sprowadzić na siebie jej gniewu. Nie było warto tak ryzykować z powodu niepohamowanego temperamentu.
Ostatnio zmieniony 09 paź 2016, 17:29 przez Hagan, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

19
Głupkowaty elf szczerze się przestraszył wywodu Querana. Usiadł na jakimś starym połamanym po części krześle i wręcz wbił się w jego skrzypiące oparcie. O dziwo jeszcze się nie złamało pod wpływem siły. Zamilkł momentalnie, kiedy poczuł odór gęby mordercy, a słowa na temat tortur przypieczętowany efekt. Siedział i milczał, pierwszy raz od długiego czasu. W jego oczach pojawiła się prawdziwa obawa. Zresztą elfy nigdy w przekonaniu mężczyzny nie wydawały się odważne. Hoffman właśnie należał do takich dość kruchych przedstawicieli swojej rasy, choć dysponował również pewnymi przydatnymi umiejętnościami. Perfekcyjne strzelanie z łuku lub umiejętność skradania zupełnie jednak okazywały się bezużyteczne w konfrontacji z jego gadulstwem i beztroską. W oczach Kanalii zupełnie był bezużyteczny, gdyby nie te informacje tkwiące w jego pustym łbie.

Członek gangu bogobojnej musiał powtórzyć polecenie, ponieważ elf czuł się zupełnie sparaliżowany natłokiem gróźb, obrazów tortur i agresji bijącej od jego rozmówcy. Kiedy usłyszał jeszcze raz, że ma przekazać prędko wiadomości od samej przywódczyni gangu, w obecnie cichym pomieszczeniu, w którym tylko wiatr się przeciskał, usłyszeć można było głośne przełknięcie śliny. Po chwili jednak jąkając się zaczął mówić.
- To nie tak, ja, wiesz jesteśmy po tej samej stronie, chcę pomóc, Bogobojna, znaczy jej posłańcy, miała przyjść Żmija, ale ona jest zupełnie zajęta, zdobyła teraz tą truciznę, to co mieliście, ten środek, zresztą nie wiem co to jest dokładnie, mówię to co mi mówili, rozumiesz? – mówił takim bełkotem, że jeszcze bardziej Queran czuł krew pulsującą w jego żyłach. Miał wrażenie, że zaraz naprawdę nie wytrzyma i mu przypierdoli – Nie denerwuj się! Już mówię. Spokojnie, dobrze? Beze mnie nie dowiesz się co teraz trzeba zrobić. Potrzebujecie pośrednika. Musisz jakoś się usadowić tutaj. Kali stwierdziła, że potrzebują jakiegoś miejsca wypadowego. Nie możecie ciągle wracać do bazy. Dla bezpieczeństwa. Ponoć ktoś wsypał. Ktoś kto pracuje dla goblinów. Nie dla orków. Dla goblinów. Ja dobrze nie wiem. Słyszałeś już że się dzieje poważnie tutaj? I Herenze uratowano. Miałem ci przekazać. Ja jej nie znam. Nawet jej nie widziałem. Mogę ci pomóc. Trzeba chyba tutaj znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Rozumiesz? Nie patrz tak na mnie. Już nie będę tak dużo gadać. Tylko konkretnie tak jak teraz. Tak? Nie będziesz mnie torturował prawda? Współpracujemy. Chcemy jak najlepiej dla Ujścia. I to nie wszystko. Brakuje ludzi. To wiesz. A teraz jest dużo pracy. Wszystko jeszcze przez te zamieszki. Znaczy zieloni są źli. Przez tą Herenze. Znaczy ja nie wiem czemu. Ty ją znasz? Niedługo za murami miasta podążać będzie dostawa jedzenia do Ujścia. Ze wschodu. Jedno wyjście z kanału jest teraz bezpieczne. Można tamtędy wyjść. Trzeba zatrzymać tą dostawę, aby obniżyć morale orkom. Rozumiesz? Ale to nie wszystko. Żmija kiedy dostanie truciznę będzie potrzebowała pomocy. Znaczy już teraz możesz jej pomóc. Trzeba udać się do siedziby straży przy rynku i ukraść ścisły plan orczych patroli. To szalony pomysł, ale do zrealizowania. Mogę ci przecież pomóc. Damy sobie radę nie? Kojarzysz przywódcę Czerwonych Ostrzy? Sarena? Ja nie, ale słyszałem o nim. Został złapany przez zielonych. Chcą z niego wycisnąć wszelkie informacje. Może nas wydać. Trzeba go uratować. Przetrzymywany jest w lochach. Co robimy?

Wszystko co mówił Hoffman było takie chaotyczne i początkowo pozbawione zupełnego sensu. Kanalia miał wrażenie jakby słuchał wariata. Może trochę przestraszył z tym wystraszeniem go, bo teraz to ciężko było się zupełnie z nim dogadać. Zresztą wcześniej też wydawał się tak wygadany, że nic sensownego nie przekazywał.

Ostatecznie zrozumiał, że pierwszym jego zadaniem miałoby być przygotowanie bazy wypadowej, albo jakieś kryjówki na powierzchni. Ich baza znajdowała się w podziemiach i stamtąd wszystkie działania były kierowane. Za każdym razem jednak musieli się kryć w kanałach przed wrogiem. Gdyby posiadali jakąś lokację tutaj, z pewnością mogliby szybciej i sprawniej reagować. To był całkiem dobry pomysł, ale też trochę ryzykowny. Musieli dobrze wybrać takie miejsce i je zabezpieczyć. Nie mogli też przecież pozwolić sobie na mieszkanie w zupełnej ruderze bez łóżka i drogi ewakuacyjnej. Najlepiej gdyby było kilka takich miejsc. Pod Zbitą Amforą mogłoby spełniać takie warunki, ale ciężko było teraz stwierdzić to Queranowi. Nie zdążył zbyt dobrze zbadać tego miejsca.

W drugiej kolejności zaś musiał podjąć decyzję co teraz powinien zrobić. Brakowało ludzi do działania i musiał sam sobie poradzić z trzema, aż zadaniami. Z jednej strony posiadał elfa gadułę, ale nie wiadomo czy jego udział w misji byłby dobrym pomysłem. Jakby zaczął za dużo gadać z pewnością nie byłoby już tak kolorowo. Kolejny problem. Chyba że odciąłby mu jęzor. Przekazano mu aż trzy zadania. Najbardziej naglące była dostawa jedzenia. Lada dzień z pewnością transport dotrze do Ujścia i wzmocni sytuację okupantów. Opozycjoniści zaś cierpieli powoli z głodu, choć bardziej źle wiodło się mieszkańcom ujścia, którzy nie skrywali się w podziemiach. Dość dużym problemem jednak był też Saren, który był właśnie przesłuchiwany przez orków. Mógł wygadać miejsce ich siedziby, ale również szkoda byłoby stracić tak charyzmatycznego człowieka. Żmija jednak też potrzebowała pomocy. Samemu jednak ciężko byłoby dostać się Kanalii do posterunku straży. Przydałoby się więcej rąk do działania. Jego towarzyszka i wybawicielka jednak nie mogła wiecznie czekać.

Łucznik wspominał jeszcze coś o Herenzie. Dobrze ją pamiętał. Nie była to kobieta zupełnie w jego typie, ale posiadała niezwykły urok osobisty. Nieraz miał ochotę ją ostro wychędożyć. Zresztą nie było co się dziwić, ponieważ nie tylko on podzielał to zdanie. Zwali ją Lwią Lilią z powodu niezwykłej charyzmy, ale nie można się dziwić. Była wspaniałą bardką o pięknym głosie. Ileż by to Queran dał, aby słyszeć ją jęczącą pod sobą. Ciekawe było czy wtedy też świergotała jak ptaszyna. Miała piękne rude kręcone włosy, które kontrastowały z jej bladą cerą. On jednak doskonale zapamiętał jej ciemnokarmelowe oczy, które spojrzały na niego kiedyś z pewną obawą, a może nawet pogardą. Wiedział, że nie był z wyglądu idealnym facetem. Przede wszystkim przez swoją wargę. Ona jednak chyba dostrzegła w nim niemoralną stronę. Ona wydawała się uduchowiona, czysta i dobra. On taki nie był i to jeszcze bardziej powodowało, że miał ochotę zbrukać ją z ziemią podczas zwierzęcych harców. Wbrew pozorom robiła pozory takiej delikatnej i doskonałej. Pamiętał jak kiedyś znaleźli się w potrzasku i banda orków rzuciła się na nich. Oj doskonale władała mieczem. Odwrotnie od niego ona była bardzo subtelna w walce. On jednak mógł wykorzystać w działaniu jeszcze swoją siłę. Ona zaś była szybka i zwinna. Nie widać w niej było żalu nad truchłem zielonych, którzy ją zaatakowali. Nie tylko w tej kwestii była inna niż robiła wrażenie. Słyszał, że Lucja wraz ze swoim ukochanym Romeuszem pozwalali sobie na bardzo luźne relacje seksualne. Choć kochali się wzajemnie, ona nieraz wskoczyła jakiemuś „szlachetnemu” z pozoru mężczyźnie do łóżka. A potrafiła kokietować jak mało kto. Kilka dni temu słyszał, że ją pojmano i z racji swoich patriotycznych pieśni chciano ukarać. Nie wiedział jednak, że szykowano jej stryczek.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

20
Kanalia musiał wziąć parę głębszych wdechów, aby powstrzymać się przed użyciem siły. Niesamowicie korciło go, aby dać upust swojej długo zbieranej agresji. Siedząca przed nim karykatura żywej istoty, jak myślał o nim Queran, zdawała się być idealnym celem. Gdyby nie informacje, które wyrzucał z siebie w niezwykle chaotyczny sposób. Bandyta wkładał niesamowicie dużo wysiłku, aby ułożyć wypowiedź w logiczną całość. Zacisnął dłoń w pięść i przymrużył oczy. Z wielkim trudem nadążał za kolejnymi zdaniami. Po chwili ciszy odwrócił się od Hoffmana i westchnął zrezygnowany.
-Pozwól, że rozłożę twoją kurewsko nieposkładaną wypowiedź w całość - zaczął cicho, przechadzając się po pomieszczeniu, wokół krzesła na którym siedział elf -Herenze uratowano. Dobrze. Całkiem niezła z niej kurewka. No i dobrze wywija tym swoim mieczykiem. Przyda nam się - mężczyzna szczerze nie trawił kobiety. Cały ten jej nieskazitelny wizerunek szlachetnej damy, jaki wokół siebie kreowała, obrzydzał go. Sam jej widok, śpiew czy chociażby wspomnienie wywoływało u Kanalii serię wyuzdanych wyobrażeń. Pragnął jej udowodnić, że jest nikim więcej niż prostą dziwką, która zasługuje na najgorsze traktowanie. Często żałował, że jest ich sojuszniczką. W innym przypadku zbrukałby ją w spektakularny sposób. Uśmiechnął się na samą myśl, wyobrażając sobie wiele różnych scenariuszy tego wydarzenia. Mimo to, dobrze wiedział że ta cała nienawiść jest odwzajemniona. Widział to nie raz w jej oczach i słyszał w jej słowach. Chociaż sama nie była tak czysta i idealna, za jaką uchodziła, traktowała go jak zdemoralizowane zwierzę a nie człowieka. Zbir nie starał się nawet kryć ze swoim charakterem, ba - obnosił się z nim jak z najcenniejszym trofeum. Nie raz chwalił się, jak to torturowane przez niego ofiary krzyczały i błagały o szybką śmierć. Mógł uchodzić za prawdziwego sadystę. Herenze zdawała się jednak zaglądać jeszcze głębiej w jego duszę i dostrzegać zepsucie, którego nic nie było w stanie naprawić.
-Co dalej... - kontynuował po chwili namysłu - Nowa baza wypadowa. Da się załatwić. Sporo w okolicy opuszczonych budynków. Trzeba znaleźć taki, który można w jakiś sposób zabezpieczyć bez większego wysiłku. Być może nawet to miejsce się nada - rozejrzał się po pomieszczeniu. Należało zbadać dokładniej okolicę. Szczególnie interesował go magazyn, w którym podłoga nie była nazbyt stabilna. Trzeba było odkryć ewentualną drogę ucieczki lub chociaż znaleźć bądź stworzyć kilka kryjówek w samym budynku, które byłyby ciężkie do wykrycia dla przeszukujących go zielonych. Kanalia musiał dokładnie rozważyć każdą opcję. A oprócz tego miał na głowie inne problemy.
-Mamy do tego dostawę jedzenia. Faktycznie, dobrze byłoby ją zniszczyć. Jeszcze lepiej - przejąć. Ustawiłoby to naszą sytuację na jakiś czas. No i podniosło morale. Ha, może ktoś by się nawet przyłączył do naszej niezwykle szlachetnej sprawy. Dobrze byłoby przygarnąć paru ludzi. Do tego plany patrolowe orków. Świetnie. No i oczywiście niezwykle ważna osobistość, Saren. Tak, należy go uwolnić... - Queran zatrzymał się nagle i pochwycił oparcie krzesła, nachylając się nad ramieniem elfa.
- Trzy, kurwa, zadania?! - warknął groźnie do jego ucha - Czy ich już do reszty pojebało? Jestem tu sam i mam załatwić zasraną bazę wypadową, własnoręcznie pozbawić orków zaopatrzenia, uwolnić dowódcę Czerwonych Ostrzy i jeszcze okraść posterunek orków? Czy ja wyglądam im na pierdolonego półboga?! - jego głos nawet na chwilę nie podniósł tonu, słychać było w nim jednak niekrytą złość. Nie starał się tego kontrolować. Odepchnął się od krzesła i potężnym kopniakiem posłał jedną z desek na drugi koniec pomieszczenia. Odetchnął głęboko. Po raz kolejny stanął przed elfem i pochylił się, zniżając twarz do poziomu jego twarzy.
- Dobra pokrako, jak widzisz, humorek mi dziś wyjątkowo dopisuje. Mamy kilka możliwości. Najpierw jednak musimy zorganizować tutaj bazę wypadową. Wstawaj - pociągnął go za koszulę i niemalże zerwał z krzesła. Od razu skierował się w kierunku widzianego wcześniej magazynu - Plany ukradniemy na końcu, nie wydaje się to tak pilne. Jeżeli by było, Żmija już dawno by zrobiła to sama. Trzeba wybrać priorytet. Zapasy czy Saren. Zanim się zdecyduję, musisz odpowiedzieć na parę pytań. Czy Kali da mi kogoś więcej do pomocy? Za ile dni do Ujścia dotrze dostawa? Od jak dawna trzymają tego Sarena? Jak szybko dotrzesz do Kali, żeby przekazać jej ode mnie informacje? Gdy odpowiesz, możesz się przebiec po tym pomieszczeniu - zatrzymał się tuż przed magazynem, którego podłoga zdawała się wielce niepewna.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

21
Efl przez cały czas siedział spięty na niestabilnym krześle i zupełnie się nie poruszał. Jedynie niespokojnie poruszająca się klatka piersiowa w rytm jego płytkich oddechów, zdradzała, że nadal żyje. W innym wypadku można byłoby posądzić, że przeżył zawał związku ze stresem. On jednak starał się przyjmować wszystkie słowa rozmówcy do siebie, choć jego spaczona psychika dość ciężko dawała sobie z tym radę. Chwilami wydawał się zupełnie odpływać od sytuacji, w której się znajdował, jakby dawało mu to pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa. Wtedy zazwyczaj wpatrywał się w jeden punkt i na moment przerywał oddychać.

-Dobrze – wyszeptał, jakby bał się podnieść głos, aby nie zdenerwować bardziej swojego rozmówcy. Teraz zdawał sobie sprawę, że bycie w jednym zespole, nie oznaczało sympatii.

- Nie. Jak załatwimy… załatwisz… – nie wiedział czy może zaliczać się do zespołu Kanalii – …bazę wypadową mam zanieść informację do podziemi, żeby przysłali kogoś. Ponoć ma być kilka osób. Ale ja nie wiem. Mówią mi minimum, żebym czegoś nie wypaplał.

Queran podciągnął go za koszulę, a ten spojrzał na niego przerażony, jakby zaraz miał paść martwy na ziemię. Zupełnie zbladł i zwiotczały mu mięśnie. Prawie się przewrócił i pewnie by leżał na ziemi, gdyby nie silna dłoń mężczyzny. Zaraz jednak pozbierał się i stanął wyprostowany. Na początku chciał coś powiedzieć, ale pozwolił bandycie dokończyć swoją wypowiedź. Czekał zresztą w ciszy przez jakiś czas jeszcze, upewniając się, że mu nie przerwie wypowiedzi.

- Dostawa ma być za dwa dni. Teraz już trochę mniej, pewnie za półtora dnia, albo mniej. Rano miała być za dwa dni. To nie wiem kiedy ona będzie dokładnie. Ważne, że trzeba się śpieszyć. A Saren jest tam już ponad trzy dni. Na początku nie był jednak przesłuchiwany. Był zbyt duży chaos. Ponoć dzisiaj mieli go przesłuchiwać. Mówią, że twardy z niego drań. Mówią, że nic nie powie. Ja bym wszystko wyśpiewał, gdyby mnie tak złapali. Może dlatego przekazuje tylko informację, pośrednikowi i nawet nie mam wstępu do głównej kryjówki. – ciężko będzie się przyzwyczaić do tego wiecznego monologu, gadatliwości i chaotyczności w wypowiedzi Hoffmana. Nawet jeżeli był to „swój”. - A dotrę dam w kilkanaście minut, ale cały proces trwa do kilku godzin, bo ja osobiście nie zanoszę. Taka dziewczyna jest, której przekazuje informacje. Ona niesie dalej. Ona chyba jest zaufana. Ja jeszcze nie. Mam biec?! Ok.

Bez śladu protestu zaczął biec przez kolejne pomieszczenia bezmyślnie, aby tylko nie zdenerwować Kanalii. Historyjka o torturach i jego cuchnący oddech w połączeniu z całą aparycją zrobiły swoje. Wolał nie ryzykować.

W tym czasie Queran stanął przed magazynem. W środku nic się nie zmieniło przed ostatnią wizytą. Wszystko było w zupełnym chaosie porozrzucane po ziemi. Zbutwiałego drewna oraz starych jutowych worków i innych mniej ważnych pierdów było tak dużo, że nie sposób było zobaczyć podłogę. Cześć sufitu było zniszczonego, a do środka przedarła się woda. Teraz na szczęście nie padało. Każdy krok jednak po owym miejscu robił wrażenie, że zaraz zapadnie się. Podłoga wręcz uginała się pod jego krokami. Wilgoć i czas zrobiły swoje ze starymi deskami.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

22
- Zatem dwa dni. Niecałe. Jak zwykle kurwa, informują mnie o wszystkim na ostatnią chwilę - warknął sam do siebie i splunął na ziemię - Zasrany chaos i zasrani zieloni. Swego czasu mieliśmy całe miasto w garści. Nic nie działo się bez naszej wiedzy i zgody. Każda informacja docierała do nas z tygodniowym wyprzedzeniem. A teraz co? Saren od trzech dni gnije w lochach, cnotliwa suka prawie zawisła na stryczku i niezwykle ważna dostawa żarcia zbliża się do miasta, a ja dowiaduję się dopiero teraz. Ha, do tego muszę przygotować bazę wypadową. Mogliby przysłać mi już tych zasranych ludzi do pomocy. Zamiast tego dostałem elfiego przydupasa - wyrzucał z siebie niekontrolowany potok słów. Nie uśmiechała mu się jego sytuacja. Stres zawsze budził w nim mniej lub bardziej niekontrolowaną agresję. Trzy zadania wysokiej wagi, które miał wykonać w tak krótkim czasie. To wszystko budowało ciągle rosnącą presję. Przed okupacją takie problemy go nie dotyczyły. Wiódł raczej beztroskie życie - nikt nie miał odwagi zetrzeć się z członkiem gangu Bogobojnej Kali. Sam Kanalia nie był również anonimowy. Samo wspomnienie jego imienia budziło grozę u zakładników lub więźniów. Każdy wiedział jaki los ich czeka. Sadystyczne zapędy Querana szybko zdobyły sławę w półświatku Ujścia.
Sytuacja jednak uległa drastycznej zmianie. Niegdyś okrutny i budzący strach gang narkotykowy stał się ostatnim ogniwem oporu w portowym mieście. Ludziom brakowało wiary, nikt nie chciał się już do nich przyłączać. Kanalia wiedział, że grunt osuwał im się spod nóg. Musieli działać i to szybko. Potrzebowali spektakularnego zwycięstwa, aby podnieść morale i przekonać ludzi, że walka nie była jeszcze przegrana.
- Wracaj - rzucił do elfa i westchnął. Podłoga uginała się pod jego stopami, ale wbrew oczekiwaniom bandyty nie zapadła się. Queran poczuł ukłucie lekkiego rozczarowania, Nie był pewien, czy pod magazynem znajduje się puste pomieszczenie, ale należało to zbadać. I jakoś zabezpieczyć. Najważniejszym aspektem w bazie wypadowej była jednak droga ewakuacyjna. Machnął jeszcze ręką na elfa i ruszył w kierunku piwnic. Warto było zacząć przeszukiwanie budynku właśnie tam. Ujście miało wiele tajemnic, a zważając na ilość gangów jakie swego czasu po mieście grasowały, można było założyć że niektóre budynki były posiadały ukryte przejścia lub chociaż tunele wykopane pod ziemią.
Brak takiego przejścia nie oznaczał końca świata. Sposobów na ucieczkę było wiele. Kanalia postanowił, że przeczesze budynek dokładnie od najniższego poziomu, w poszukiwaniu wszystkiego co mogłoby mu się przydać.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

23
Kanalia stał w składziku, będąc zawiedziony z braku odnalezienia jakiegoś cennego przejścia. Przed nim była tylko kupa zawilgotniałego drewna, które nawet nie będzie nadawało się na opał. Żałosne położenie. Miejsce zupełnie nieodpowiednie dla członków gangu Bogobojnej Kali. Jej siedziba, która stała się obecnie bazą wszystkich opozycjonistów, była zawsze pełna luksusu i przemyślanych rozwiązań. Jej drugi ważny punkt wypadowy, który mieścił się, ku ironii, koło straży miejskiej, był doskonałym punktem nadzorczym. Nie można było jeszcze zapomnieć o laboratorium substancji uzależniających i piwnicy „w czwartej bramie”. To ostatnie miejsce było ulubionym lokalem, którym dysponowała ich banda. W jednej z kamienic w mieszkaniu na parterze, znajdowała się piwnica, którą wykorzystywano do tortur. Miejsce idealne do wyciągania informacji z upartych i lojalnych. Później okazywało się, że te cechy nie są niezmienne i pod wpływem odpowiednich środków perswazji można złamać każdą psychikę. W dłoniach Kanalii chyba nigdy nie pojawił się taki, który nie wydał tajemnicy. Choć bywali zawzięci i robiący wrażenie niezdartych.

Ta karczma była zupełną porażką. W rękach Querana miała stać się jednak miejscem, choć w najmniejszym stopniu godnym bazy wypadowej. Bez odpowiednich kryjówek i dodatkowych dróg ucieczki jednak nie spełni odpowiednio swojej roli. Przecież nie miał stworzyć pułapki na samego siebie. Kiedyś może wyjść na jaw, gdzie się kryją, a później pojawi się tylko jeden wielki problem.

- Już biegnę! – zakrzyknął elf, który wydawał się już zmęczony. Bezmyślnie przemierzał wcześniej pomieszczenia rudery. Teraz po jego czole spływała niewielka stróżka potu, a szlachetne włosy kleiły się do ciała. Za bardzo do serca wziął sobie polecenie bandyty. Z drugiej strony to nawet dobrze, że potrafił zakopywać się jak wytresowany piesek. Okazuje się, że można go lepiej wykorzystać, niż robił początkowo wrażenie.

Wtedy jednak zobaczył kolejną wadę tego chuderlaka. Był totalną pokraką. Wbiegając do magazynu zahaczył czubkiem stopy o wystającą deskę i runął na ziemię z głośnym trzaskiem. Wbił się w jakąś kupę rupieci. Wszystko porozrzucał dookoła i narobił niepotrzebnej wrzawy. W powietrzu uniósł się kusz. Już podniosło się ciśnienie Kanalii, kiedy zobaczył coś nieprawdopodobnego. Ten niedorozwój przydał się na coś. Przez przypadek wpadł w stos, pod którym ukryta była klapa prowadząca do piwnicy. On jednak nie zdawał sobie nawet sprawy z tego co odkrył.

- Na brudne pantofle Sulona! – krzyknął przerażony patrząc na swoje dłonie – zdarłem nadgarstki i zupełnie się uświniłem. Ależ jestem niezdarny. Dobrze, że nic nie wbiło się w mój brzuch. To byłaby tragedia dla tego okrutnego świata! – wtedy spojrzał na swojego nowego „towarzysza broni” i zająknął się – to to wybacz…

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

24
Zaklął głośno. Karczma, lub raczej to co z niej pozostało, nie przypominała w najmniejszym stopniu żadnej z ich kryjówek. Kanalia, chociaż nie uznawał wszelakich luksusów za konieczne, zawsze chętnie z nich korzystał. Rudera natomiast nie spełniała nawet minimalnych standardów. Zaczynając od spraw organizacyjnych, takich jak droga ewakuacyjna czy chociażby pomieszczenia sypialne. Nie było tam nic, co nadawałoby się do użytku. Wszystko trzeba było zacząć od zera. Wyposażyć kilka pomieszczeń, a gdy sytuacja w mieście się uspokoi można by wyremontować opuszczony budynek. Ponowne otworzenie karczmy też nie byłoby najgłupszym pomysłem. Można czerpać względnie legalne zyski ze sprzedawanych towarów i wynajmowanych pokoi. W podziemiach zaś umieścić pomieszczenia należące do gangu. Tego typu biznes stanowił doskonałą przykrywkę dla ich operacji - oraz zapewniał stały dostęp do alkoholu. Queran uśmiechnął się pod nosem. Jego plany wybiegały trochę za daleko. Najpierw trzeba było się pozbyć zielonych.
Spojrzał krytycznym okiem na elfa, gdy ten się odezwał. Groźby zadziałały idealnie, stał się bezmyślną maszyną do wykonywania rozkazów. Może nie do końca sprawną fizycznie, aczkolwiek przynajmniej posłuszną. Westchnął głośno, widząc zmęczenie chuderlaka. Brak kondycji był poważną wadą, ale jak się szybko okazało - wcale nie największą. Spektakularny sprint Hoffmana zakończył się równie spektakularnym upadkiem. Bandyta przetarł oczy kciukiem i palcem wskazującym, w głowie układając wiązankę wyzwisk. Przed jej wypowiedzeniem powstrzymał go jedynie niespodziewany widok. Momentalnie zerwał się z miejsca, podbiegając do elfa.
Zamknij ryj i suń to chude dupsko - warknął odsuwając go niezbyt delikatnie nogą - Twoja głupota i niezdarność w końcu się na coś przydały - dodał sucho. Nie był to w żadnym stopniu komplement. Elf miał więcej szczęścia niż rozumu, co nie świadczyło o nim dobrze.
Kanalia uważnie przyjrzał się klapie, przejechał po niej ręką. Zapewne nie bez powodu była w ten sposób ukryta. Chwycił ją obiema dłońmi i poderwał do góry, przy okazji nachylając się i sprawdzając co znajduje się na dole. Należało tam zejść i sprawdzić, co takiego się przed nim ukrywa.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

25
Głos mężczyzny nie tylko wyrażał jego obecne negatywne emocje, ale również prezentował jego charakter. Zimnego, wyrachowanego i okrutnego człowieka. Nie trzeba było go poznać od tej złej strony, żeby uwierzyć opowieścią o jego sławnych torturach. On po prostu brzmiał jak zbir, którego stworzono do wykonywania brudnej roboty. Ta zaś często do takich należała. Nie raz wychodził z piwnicy zabrudzony krwią, której nie sposób było za pierwszym razem zmyć ze skóry. Nie wspominając tutaj o jego ciuchach, które przesiąkły na zawsze czerwienią. Przebierał się więc przed przystąpieniem do procedur, aby nie brudzić za każdym razem swojego stroju.

Teraz grzmiał złowrogo na elfa, który wręcz bez szeleśnie odsunął się od klapy, robiąc miejsce Kanalii. Nie warto było wchodzić mu w drogę. To nic dobrego nie przynosiło. Wstał gdzieś za nim zupełnie się nie odzywając i wpatrywał się. Nie uznał usłyszanych słów za komplement. Miał tylko nadzieję, że jego niezdarność pójdzie w zapomnienie na rzecz znaleziska, które przez przypadek odkrył przed ich oczami.

Drewniana klapa z pewnością mogłaby przejść nie zauważona. Tylko niewielki otwór w desce obity metalem pozwalał ją unieść do góry. Queran wpierw musiał trochę odsunąć te porozrzucane śmieci, aby móc ją otworzyć. Wtedy pojawiła się przed nim ciemna piwnica do środka której prowadziły drewniane strome schody. Z pewnością spróchniałe, a więc również niezbyt wytrzymałe. Wewnątrz nie było raczej żadnego zagrożenia, ponieważ od dawien dawna to pomieszczenie nie było penetrowane. Nikt tam nie mieszkał, ani nie zalęgły się żadne potwory. Byli przecież w sercu Ujścia. Żaden bazyliszek nie przyjdzie na przywitanie Kanalii.

-Proszę – powiedział cichy głosik za mężczyzną.

Był to elf podający towarzyszowi (choć to zbyt mocne słowa) zapaloną świeczkę. Ciężko było stwierdzić skąd ją wziął i jak rozpalił ogień. Przez chwilę jednak zupełnie spuścił go z oczu, więc mógł wykrzesać jakąś magię lub po prostu skorzystał z typowych umiejętności podróżników. Ważne, że znów się do czegoś nadał. Oczywiście, że pochodnia byłaby przydatniejsza. Dawała jaśniejsze światło, lecz nie znajdowali się w kamiennych komnatach. Nawet wilgotne drewno w końcu zajęłoby się ogniem. Nie chcieli przecież spalić swojej przyszłej kryjówki. Ta zaś coraz lepiej rokowała.

Ciemność otaczająca piwnicę była głęboka, a niewielki płomień wystający znad osłoniętego szklanym kloszem knota, jedynie rozrzedzał ją do odcieni szarości. Obejrzenie całego pomieszczenia zajęło więc trochę czasu. Było ono dość rozległe i w przeciwieństwie do pozostałej części karczmy- nie było zniszczone. Wcześniej pełniło wiele funkcji. Stały tutaj beczki z alkoholem. Siedem było pełnych krasnoludzkiego ciemnego piwa, które było niedostępne w Ujściu od czasów okupacji zielonych. Ten płyn miał intensywny gorzki posmak i hebanową barwę. Wykonywane było przez mistrzów warzenia, którzy przyrządzali je z palonego jęczmienia. Jedno z mocniejszych piw na całej herbii. W dwóch znajdował się księżycówka z ziemniaków o intensywnie nieprzyjemnym zapachu. Była jednak bardzo mocna. Kanalia często słyszał, że nieraz oberżyści dodawali trochę mocnego alkoholu do piw, aby szybciej upić swoich klientów, a później oskubać ich z pieniędzy, kiedy umysł był nietrzeźwy. W ostatniej samotnej beczce był jakiś ziołowy wywar, który mieszał w sobie zapach spirytusu.

Nie był to tylko magazyn, choć znalazło się tutaj jeszcze kilka skrzyń zgniłych warzyw oraz różne naczynia gliniane i puste butelki. To tutaj przyrządzano owe napitki, ponieważ oczom mężczyzny ukazał się sprzęt do destylacji. Nie był już w idealnym stanie. Był brudny i zapleśniały, niektóre aparatury zaś były naruszone przez czas i wilgoć. Można było jednak je doprowadzić do stanu użytkowania.

Kanalia nie stał długo nad oglądaniem osprzętu bimbrowniczego. Nie miał czasu na zastanawianie się, zwiedzanie opuszczonej karczmy. Musiał przeprowadzić rekonesans i zastanowić się nad przygotowaniem bazy wypadowej. To miejsce było coraz bardziej przekonujące. Znalazł tutaj kilka świec, które odpalił i rozjaśnił nie co pomieszczenie. Duża przestrzeń nadawałaby się na zorganizowanie jakiegoś miejsca spotkań. Pod jedną ze ścian stało łóżko jednoosobowe. Jej siennik był w dobrym stanie w porównaniu do posłań na górze. Było tu kilka skrzyń wypełnionych jakimiś szmatami oraz kilka regałów. Jeden był wypełniony książkami, przyrządami i naczyniami. Znalazły się tam publikacje na temat prawidłowo przeprowadzonej fermentacji i produkcji jabłecznika (nie dajcie się zwieść owej nazwie- nie jest tu mowa o cieście). Była również jakaś książka kucharska i pieśni bardowskie. Wzrok zbira padł jednak na atlas Ujścia, w którym znajdował się szczegółowy opis ulokowania budynków, ale również zarys tuneli, biegnących pod miastem. Na drugim regale zaś ułożone były jakieś bibeloty, ale jedna rzecz zdziwiła Querena. Były one przymocowane do półek. Nie był w stanie ściągnąć wypchanego królika, czy butelki ze statkiem w środku. Nawet książka o legendach z Oros okazała się przybita do niej. Było to dość podejrzane. Po co komuś regały z rzeczami, kiedy nie można ich użyć. Później zaś zwrócił się ku trzeciemu regałowi, na którym znajdowały się poukładane skrzynki. Otwierając je znajdował różne rzeczy. W jednej był komplet sztućców dobrej jakości. W innej zaś flet wykonany z kości słoniowej. W trzeciej zaś niewielka kusza, często wykorzystywana przez złodziei. W czwartek komplet noży do rzucania. W piątej zaś sztylet typowy dla skrytobójcy. W szósta zaś była pełna jakiegoś proszku. Był to pyłek wróżek, mało popularny narkotyk, z racji silnych reakcji halucynogennych.

Miejsce, w którym się znalazł niegdyś nie było tylko zwykłą karczmą. Miał przyjemność znaleźć się w dawnej bazie jakiegoś gangu lub przynajmniej niewielkiej grupy przestępczej. Zbita Amfora może okazać się bardziej klarownym pomysłem na stworzenie bazy wypadowej, niż mogłoby mu się wydawać na samym początku.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

26

Ręką rozgarnął leżące wokół śmieci, praktycznie rozrzucając je po całym pomieszczeniu. W pewnym sensie podekscytowało go to znalezisko. Zapewne gdyby nie panująca w piwnicy ciemność, z miejsca zeskoczyłby na dół. Powstrzymał się jednak przed głupim postępkiem. Pochwycił bez słowa podaną mu świeczkę, świdrując elfa swoim nieprzychylnym wzrokiem. Ktoś inny zapewne wydusiłby z siebie jakąś pochwalę. Kanalia jednak niczym ognia starał się unikać słów pokroju "proszę" czy "dziękuję". Tak naprawdę niewiele osób miało okazję usłyszeć z jego ust coś miłego. Dalej od tego grona aniżeli towarzyszący mu elf nie można już było się znaleźć. Queran widział w nim tylko uszkodzone narzędzie, zupełnie nieporęczne i nieprzydatne w jego zadaniu. Był pokraczny, niezdarny, za dużo mówił, a jedynym sposobem na kierowanie jego działaniami było zastraszanie. Praca z kimś takim stanowiła prawdziwą udrękę dla kogoś pokroju Kanalii. Spędził on w swoim "zawodzie" wiele lat, stojąc u boku wielu utalentowanych ludzi. Zadziwiającym było, że ściągali oni właśnie do gangu Kali. Mogli zapewne służyć legalnie, na królewskich dworach. Najbardziej intrygował go zawsze motyw Żmii. Co tak naprawdę sprowadziło ją do tej organizacji? Potrzeba niezależności? Władza, jaką gang sprawował w Ujściu? Bandyta splunął od niechcenia na schody. Mógł się głowić i głowić, lecz zapewne nigdy nie dowie się prawdy. Kobieta nie musiała się dzielić z nim swoimi tajemnicami. Trochę go to irytowało. On dla niej był zapewne niczym otwarta księga. Z jej umiejętnościami odkrycie całej historii mężczyzny nie stanowiło problemu. Wystarczyło zapytać odpowiednie osoby.
Zakapior jeszcze raz spojrzał na elfa. Ta karykatura nie przypominała Żmii nic a nic z charakteru. Zatęsknił w pewnym sensie za jej obecnością. Wspólne akcje zawsze stanowiły czystą przyjemność. Nie mowa tutaj tylko o bezmyślnym mordowaniu ludzi czy innych pokrak w postaci Zielonych. Z każdym innym członkiem gangu potrafił wymieniać tylko bezmyślne przycinki i wulgarne żarciki. Do tego ograniczały się ich rozmowy. Do kobiety po prostu potrafił otworzyć gębę i po prostu pogadać. Nikt inny nie mógł się tym pochwalić. Chociaż, prawdopodobnie nikt nie uznałby tego za powód do dumy.
Queran jeszcze raz odcharknął i wypluł flegmistą zawartość na deski. Ostrożnym krokiem przebrnął przez wszystkie spróchniałe schodki. Gdy dotarł na dół, powoli przesuwał się po pomieszczeniu, oglądając kolejne elementy przy nieznacznym świetle, jakie dawał płomień świecy. Szybko uświadomił sobie, na jaki skarb trafił. Kącik jego ust drgnął w uśmiechu. Rudera w jednym momencie zamieniła się w idealną kryjówkę. Pomieszczenie zdawało się opuszczone na tyle długo, że wątpił aby ktoś, kto z niego korzystał pozostał przy życiu lub pozostał w mieście.
- Zabieraj dupę w troki i powiedz Kali, że ma mi tutaj przysłać ludzi. I przekaż, że była tu kiedyś kryjówka jakiegoś innego gangu - huknął w stronę elfa. Nie miał zamiaru się powtarzać. Był pewien, że wykona on polecenie. Tymczasem sam gangster rozpoczął przegląd ich nowej bazy wypadowej.
Dotknął ręką beczek z alkoholem i przejechał po nich, jakby sprawdzając, czy są one prawdziwe. Dawno szczęście się do niego tak nie uśmiechnęło. Krasnoludzkie piwo stanowiło wisienkę na torcie, jaki zaserwował mu los. Przesunął się dalej, gdzie jego wzrok skierował się na skrzynkę z warzywami. Niestety, zgniłymi. Każda porcja jedzenia była w Ujściu warta życie wielu osób. Queran mruknął coś wulgarnego na temat marnotrawstwa i przesunął dłonią po sprzęcie do destylacji. Można go było zapewne doprowadzić do użytku i zacząć sporządzać potężne samogony. Nie jeden zbir by się ucieszył, mając dostęp chociażby do bimbru ziemniaczanego. Na to musieli jednak jeszcze trochę poczekać.
Rozpalił kilka dodatkowych świec, a jego wzrok przystosował się od półmroku panującego w piwnicy. Miejsca było tam sporo. Z mężczyzny nie był żaden dekorator wnętrz, ale wykreowała mu się prostacka wizja wystroju. Wystarczyło zdobyć stolik, parę krzeseł, może dodać kilka łóżek. Wtedy kilka osób miałoby zapewniony nocleg, można by nawet organizować jakieś spotkania. Skrzynie z rupieciami, które należało w wolnym czasie przejrzeć i zweryfikować. Na to Kanalia nie chciał tracić czasu, większość rzeczy zdawała się mu mało przydatna. Jego uwaga szybko przeszła zatem na stojące przy ścianach regały. Przyjrzał się naczyniom, następnie losowo wyciągając z półki książki i kartkując je. Książkę kucharską rozpoznał po szkicach potraw, z resztą miał problemy. Sztuki czytania nigdy nie zdołał przyswoić, dlatego nie był w stanie ocenić wartości ksiąg. Atlas Ujścia nie wymagał od niego znajomości tekstu, rozpoznał mapy znajomych okolic - wraz z przejściami, o których nigdy nie miał pojęcia. Postanowił zapamiętać o istnieniu takiego skarbu - mógł mu się wkrótce przydać. Gdy zabrał się za przeglądanie kolejnego regału, przedmioty nie chciały ustąpić pod jego naporem. Pozostawały nieruchomo na półkach. Zbir splunął na ziemię i zmarszczył czoło.
Domyślał się, dlaczego ktoś zadał sobie trud przymocowania wszystkich tych przedmiotów. Regał musiał być często przesuwany, co oznaczało, że albo ktoś miał manię na punkcie przemeblowań, albo coś się za nim kryło. Nim jednak Kanalia postanowił potwierdzić swoje domysły, postanowił przejrzeć trzeci regał. Zabrał z niego sztylet, noże do rzucania i kuszę. Szkoda było, aby jakiś inny bandzior dobrał się do tych przedmiotów. Równie dobrze Querana mógł zrobić z nich użytek.
Mając ogólne oględziny z głowy podszedł do regału, z przybitymi przedmiotami. Naparł na niego z całej siły. Jeżeli jego domysły były prawdziwe, powinien szybko natrafić na wyryty pod ziemią tunel...

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

27
Upierdliwy, gadatliwy, nieporadny życiowo (można byłoby wymyślać jeszcze z tysiąc epitetów odnoszących się do negatywnych cech, które reprezentował) przydupas bandziora, którego przynależność do Ruchu Oporu był nadal zaskakujący, pozostał na górze pełniąc wartę. Kolejny raz okazał się choć trochę mądrzejszy, niż można byłoby się spodziewać po tym orzeszku archipeladzkim, który znajdował się w jego czaszce zamiast mózgu. Przyda się nadzorowanie sytuacji na zewnątrz, kiedy on penetrował piwnicę. Teraz znalazłby się w potrzasku, gdyby wpadła tutaj zgraja orków. Nie byłoby ciekawie i nawet pomoc tego niedorobionego elfa, byłaby nieprzydatna. Chyba tylko do zyskania czasu, mógłby się przydać. Oby więc nie zasnął na górze, albo nie zajął się czytaniem jakiś romansów i wzdychaniu za swoją ukochaną- Licho, kimkolwiek ona była. Po relacji, która musiała ich łączyć, można było wnioskować, że była równie niespełna rozumu co on. Kto inny mógłby darzyć go jakimś silnym miłosnym uczuciem.

W tym czasie Kanalia mógł swobodnie przeszukiwać podziemne miejsce, które idealnie nadawałoby się na kryjówkę. Dodać tutaj parę mebli, trochę zabezpieczyć, a punkt wypadowy okaże się idealny. Dodatkowo cały ten osprzęt, na który tutaj natrafił. Rzadko miewał takie szczęście w penetrowaniu opustoszałych domostw, lokali, kamienic. Wszystkie zostały już doszczętnie ograbione. Odnalezienie klapy i dostanie się do środka, okazało się strzałem w dziesiątkę. Wygraną na loterii. Przypadek przygnał ich do zbitej amfory, a stara karczma okazała się przestrzenią godną uwagi i zagospodarowania.

- Już lecę! – zakrzyknął Hoffman, który zerknął jeszcze na chwilę do środka i znikł w zadziwiającym tempie.

Strach, który wywoływał u niego zbir, działała na jego morale fenomenalnie. Bez sprzeciwu wykonał polecenie, a przemykając po przestrzeni oberży nawet nie narobił hałasu, jak to miał w zwyczaju. Mężczyzna został sam, chwilowo zdany na siebie. Nie czuł jednak z samotności żadnej straty. Świadomość, że tego pustego łba nie ma obok, tylko dodawało poczucia spokoju. Nie będzie się musiał martwić, że zaraz coś narozrabia. Nawet gdyby go złapali po drodze i zabili, nie czułby przygnębienia. Na co im był ten długouchy, jeżeli robił więcej hałasu i większy bałagan niż małe dziecko.

Po zaopatrzeniu się w doborowy sprzęt do zabijania, który ktoś pozostawił w jednej z gablot, zajął się drugim dziwnym regałem. Żaden z bibelotów, znajdujący się na nim, nie chciał się ruszyć. Nie był to przypadek i trzeba było być idiotom, aby nie wpaść na zastosowanie tego mebla. Początkowo Queran dotknął każdy ze znajdujących się tam przedmiotów, ale żaden nie chciał drgnąć. Nie było więc sprytnego mechanizmu. Żadnej dźwigni, która w kunsztowny sposób, otwierała ukryte przejście. Kanalia więc postawił na siłę swoich mięśni. Nie dało się go wsunąć do środka. Opierał się sprawnie. Do siebie też nie mógł go przeciągnąć. Był stabilnie przymocowany. Dopiero próba przepchnięcia go w prawą stronę, okazała się trafną próbą pozbycia się drewnianego grata z drogi. Mebel płynnie przesunął się w określonym kierunku, a mężczyzna o dziwo nie musiał włożyć dużo w to dużo siły. Teraz dopiero spostrzegł, że na ziemi i ścianie znajdowały się niewielkie rowki, które stanowiły prowadnice. Tym samym odkrył tajemne przejście, które prowadziło do niższych partii. Pojawił się jednak kolejny problem, którego nikłby się nie spodziewał. Zejście było zakratowane i nie znajdował się tam żaden zamek. Z nieznanych przyczyn ktoś zamknął owo przejście. Będzie trzeba się tego żelastwa jakoś pozbyć, ale siła rąk nie będzie tutaj wystarczająca. Nawet gdyby był potężnym krasnoludem lub wyrośniętym orkiem. Na podstawie zakończeń metalowych prętów mógł stwierdzić, że była to robota jakiegoś czarodzieja ognia, który pośpiesznie przylutował to. Bardzo możliwym jest, że właściciele uciekali w pośpiechu z miasta i próbowali zabezpieczyć się przed pościgiem. Pozostawienie piwnicy w spokoju świadczyło, że nikt ich nie znalazł.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

28
Błoga cisza okazała się błogosławieństwem. Pod nieobecność elfa mężczyzna poczuł się zdecydowanie lepiej. Jakby zeszło z niego nieco ciśnienia, tej niepohamowanej irytacji. Mógł odetchnąć głęboko, uspokoić się nieco i zając przeszukiwaniem piwnicy. Każdy jej kolejny element wprawiał go w zachwycenie. Na jego twarz wstąpił od dłuższego czasu niewidziany uśmiech. W głębi duszy cieszył się jak dziecko, które dostało w ręce nową zabawkę.
Niestety, jego nastrój został zepsuty równie szybko, jak się pojawił. Przepchnięcie regału odsłoniło kratę. Metalową kratę, która na dodatek nie posiadała żadnego zamka. Kanalia zmrużył nieco oczy, jakby nie do końca rozumiejąc co przed sobą widzi.
- Co do chuja... - mruknął i pochwycił pręty gołymi rękoma. Szarpnął lekko, po chwili nieco mocniej. Nic to nie dało. Queran za nic w świecie nie był w stanie pozbyć się krat, przynajmniej nie siłując się z nimi - Kurwa... - rzucił zrezygnowany. Odsunął się od niedostępnego przejścia i splunął na ziemię. Nie spodziewał się takiego przebiegu sytuacji. Był tak blisko celu, tak bardzo się podekscytował całą tą sytuacją, że kolejna trudność opadła na jego barki ze zdwojoną siłą. Momentalnie pożałował, że odesłał Hoffmana tak szybko. Mógł poprosić o jakiegoś maga, który mógłby po prostu wysadzić kraty. Możliwe, że zachował się jakiś w ruchu oporu. Queran stracił na kilka dni kontakt z rzeczywistością, nie mógł wiedzieć jak wyglądała sytuacja w opozycji. Jedyne informacje jakie posiadał, pochodziły od elfa i Żmii, były jednak bardzo zdawkowe i tak naprawdę niewiele wnosiły.
Przetarł leniwie oczy. Dopiero wtedy poczuł, jak naprawdę jest zmęczony. Całą tą niekończącą się walką, która zdawała się z góry przegrana. Po każdym kroku w przód następowały dwa w tył, każde małe zwycięstwo poprzedzało dużą porażkę. Powstanie nie posuwało się do przodu, tak naprawdę stanowili jedynie uciążliwy wrzód na dupie Zielonych. Z jednej strony nie stanowili realnego zagrożenia, ale z drugiej utrudniali im życie na tyle, że musieli się zaangażować w walkę z nimi. I wychodziło im to nie najgorzej. Od początku znajdowali się w lepszej pozycji. Sprzeciwiała im się garstka gangsterów, wyjętych spod prawa. Niegdysiejsza plaga Ujścia okazała się jego ostatnią szansą na ratunek. Bandyta prychnął i uśmiechnął się pod nosem. W jego głowie zagościła zabawna myśl. Wyobraził sobie, że ktoś kiedyś uzna go za bohatera. Nadadzą mu order za zasługi, być może postawią mu pomnik. Tak naprawdę nie było na to szans. Ze wszystkich niedorzeczności tego świata, ta byłaby największa. Sadysta-heros. Z jakiegoś powodu ta myśl niezmiernie bawiła Kanalię.
Musiał powrócić jednak do rzeczywistości. Niezbyt kolorowej, warto dodać. Spojrzał niechętnie na zalutowaną kratę. Kompletnie nie miał pomysłu jak ją otworzyć. Tego typu przeciwności losu potrafił zniechęcać. Gangster odnalazł jednak na to doskonałe lekarstwo. Gniew. Już dawno temu zrozumiał, że jego jedynym motorem napędowym był właśnie gniew. Niekończąca się irytacja i złość, na teraźniejszość, przeszłość i niepewną przyszłość. Wzbudził się on w nim i w tamtym momencie. Zmuszał do działania. Nie pokonali go przez tyle lat orkowie, gobliny, brutalni bandyci, nie był w stanie zrobić tego również kawałek metalu. Splunął raz jeszcze na podłogę i ruszył w stronę skrzyń, których nie chciało mu się wcześniej przeszukiwać. Gdzieś w głębi duszy liczył na chociażby piłkę do metalu. Co prawda zwiastowało to godziny mozolnej roboty, ale mężczyzna był gotów i na takie niedogodności.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

29
Silny uścisk na żelaznych prętach. Próba mięśni. I nic. Kraty ani drgnęły pod jego naporem. Kanalia był postawnym mężczyzną, który potrafił sobie poradzić z większymi od siebie typami. Ciężko było ująć, czy więcej pomagała mu zręczność czy tężyzna fizyczna. Nie raz poddawał się skrajnym wysiłkom, w których był bliski utraty przytomności, ale zawsze dawał radę. Teraz czuł jedynie presję Kalii, która zleciła mu znalezienie odpowiedniej na potrzeby dywersyjne bazę. Nie znajdował się w żadnym potrzasku, z którego musiał za wszelką cenę uciec, a pewnie nawet kryzysowo nie dałby rady poruszyć tego żelastwa. Nie był jebanym magikiem z tych wędrownych cyrków. Chuderlawym szarlatanem, który łamał kawałki metalów. Nie był również podobny do rozbudowanych krasnoludów, którzy na oczach widzów, podnosili klatki z ogromnymi zwierzętami. Był bandytą w prawdziwym świecie, a nie aktorem na scenie. Nie było szans, aby odblokować przejście za pomocą własnej siły. Był tego świadomy, ale musiał spróbować.

Jak nie siłą to może sposobem? Podniósł się od miejsca, z którym nie dał rady się na razie uporać i zaczął rozglądać się po sporej piwnicy. Od początku można było stwierdzić, że wewnątrz panował względny porządek. Zupełnie inaczej niż nad jego głową. Tam wszystko walało się zniszczone, a drewniane deski podłogi przybrały bordową barwę od licznie przyjętej krwi. Tutaj nic się nie zmieniło od czasu ucieczki właścicieli, kimkolwiek oni byli. Nie było porozwalanych skrzyń, na które trzeba było uważać, aby nie nadepnąć. Wszystkie były poukładane na swoim miejscu. Na jednym ze stosów znajdowały się te pełne zgniłych owoców i warzyw. Z niektórych z pewnością przyrządzano alkohol, a inne spożywano. Teraz nic się nie nadawało do użytku. Nawet drewniane pojemniki zupełnie były przegryzione przez pleśń i zgniliznę. Ich odór odnosił się po całym pomieszczeniu, ale to była woń nieporównywalna z oddechem Qerana.

W jednym rogu znajdował się stojak na wino, w którym mieściło się kilka pustych butelek. Nic wartościowego. Obok zaś walało się kilka glinianych dzbanów, z których nalewano niegdyś piwo lub inny napitek. Wzrok mężczyzny padł w końcu na starą lekko wyszczerbioną amforę z czarnymi malowidłami. Pochodziła z pewnością z Urk-hun i należała do dawnych właścicieli przybytku. Była jednak pusta. W kilku innych skrzyniach starał się odnaleźć jakieś przydatne narzędzia, ale nic konkretnego nie znalazł. Stare noże, niektóre zardzewiałe, nadawały się przede wszystkim do krojenia. Nie były tak poręczne jak sztylety, które używają bandyci czy skrytobójcy. Młotek raczej też nie nadawałby się do wyłamania krat. Mógłby walić w żelazo robiąc więcej hałasu niż pożytku. Wykorzystanie głośnych metod odpadało. Nie chciał zwrócić na lokal uwagi. Dobrym sposobem byłoby odnalezienie jakieś piły, ale żadnej tutaj nie było. Mógłby równie dobrze przeszukać górę lub spróbować ogarnąć wnętrze piwnicy do przybycia kogoś. Ostatecznie mógł przecież się zdrzemnąć i pozwolić sobie odpocząć. Ciągle coś robił i nie miał zbytnio czasu dla siebie i swoich zmęczonych mięśni.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

30
Queran westchnął bezgłośnie. Jego poszukiwania spełzły na niczym. Nie znalazł w piwnicy żadnego narzędzia, które pomogłoby mu z kratami. Jedynie zgniłe warzywa, przeżarte pleśnią pojemniki, puste butelki po winie. W pewnym stopniu był to dobry znak. Nikt nie odwiedził tej kryjówki przez dłuższy okres czasu. Kanalia mógł się jedynie domyślać, że poprzedni właściciele opuścili to miejsce już na samym początku okupacji. Przeklął ich w myślach. Sądząc po stanie pomieszczenia, nie uciekali przed nikim w pośpiechu. Z drugiej jednak strony, pozostawili wiele przedmiotów, które mogli zabrać - między innymi broń. Kanalii nie łączyło się to wszystko w logiczną całość. Po co ktoś miałby zaspawać przejście? Czyżby byli aż tak ostrożni? Możliwym było, że nie chcieli pozostawić niczego przypadkowi.
Może spieprzyli, gdy tylko cały ten cyrk się zaczął. W pośpiechu, po prostu wzięli co mieli pod ręką i zwiali. Ale że mieli jebanego maga ognia pod ręką... to już jakaś kpina - pomyślał bandyta. Ostrożność poprzednich właścicieli piwnicy wprawiła go w podły nastrój. Sporządzili mu niemiłą niespodziankę. Problem, którego nie potrafił rozwiązać. Nie miał ku temu środków. Potrzebował narzędzi. Jak do każdej pracy zresztą - nie posiadał w końcu żadnych ukrytych talentów. Nie był magiem, który pstryknięciem palców topił stal, ani potężnym krasnoludem, który wyginał metalowe pręty. Nie był nawet Żmiją, która zapewne znalazłaby sposób na przedostanie się na drugą stronę, gdy tylko odwróciłby od niej wzrok. Gdy się tak nad tym zastanowić, to Queran nie był wyjątkowy ze względu na swoje umiejętności. Za pozorną przeciętnością krył się jednak bezwzględny charakter. Jak wiele osób byłoby w stanie z zimną krwią poćwiartować człowieka, czerpiąc z tego frajdę? Jak wiele osób cieszyłoby się ze wszystkich tych pogardliwych spojrzeń rzucanych w ich stronę? Kanalia czerpał przyjemność nawet z obrzydzenia na twarzy jego rozmówców, tego skrzywienia gdy odczuły zapach z jego gnijącej rany. Przyzwyczaił się do tego wszystkiego. Nauczył się to najpierw tolerować, a później się tym cieszyć. Aby być dokładniejszym - sama pogarda go irytowała. Tym, co wprawiało go w dobry nastrój była wizja ścierania tej pogardy z twarzy swej ofiary, zamieniania jej w ból, przerażenie, słuchania błagalnych okrzyków. Nie potrzebował zachwytu kobiet. Lubił, gdy odwracały wzrok i szeptały z koleżankami o "tym obrzydliwym gościu". Dużo przyjemniej napadało się je wtedy w ciemnej uliczce.
Dlatego też nienawidził tak bardzo Herenzy. Mogła bezkarnie nim gardzić, nie musiała się nawet z tym kryć. Tak naprawdę nie mógł jej nawet dotknąć. Wtedy Kali musiałaby się go pozbyć, zapewne w bolesny sposób. Gangster wiedział, że nikt w całej tej grupie nie potrafi przyprawić o ból człowieka lepiej niż on. Widział, jak pracują inni i nikt mu nie zaimponował. Sama wizja śmierci nie była jednak kusząca. I żadna puszczalska księżniczka, nie ważne jak piękna, nie była tego warta. Sama myśl o kobiecie przypomniała Queranowi o wszystkich czekających go zadaniach. Nie miał na nie dużo czasu. Nie pozostawiało to miejsca na pomyłki - każda akcja musiała być bezbłędna, bo nie mogli jej powtórzyć. Bandyta musiał być w stanie trzeźwo myśleć. Nim się zorientował, już opadł na łóżko znajdujące się w piwnicy. Krat i tak nie był w stanie się pozbyć samodzielnie, nic na to nie poradzi. Zaś nadchodzące dni miały być pracowite. Nie miał pewności, kiedy nadarzy się kolejna okazja do spokojnego snu. Zamknął więc zmęczone oczy i pozwolił pochłonąć się ciemności.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”