Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

61
– Bliżej. Bliżej. Bliżej! – przedrzeźniał orka Kanalia. - Jak ci tak bardzo zależy, to podejdź!
Uśmiech nie schodził z ust mężczyzny, który zdawał się doskonale bawić, unikając coraz to kolejnych ciosów. Samo tańczenie wokół przeciwnika nie stanowiło jednak źródła jego radości. Czuł się po prostu niezwykle pewnie. Być może nawet zbyt pewnie. Ork atakował bez większego polotu, po prostu parł do przodu. Queran zdawał sobie sprawę, że moment nieuwagi z jednej lub drugiej strony oznaczał śmierć. Nie przestawał więc prowokować Zielonego, licząc na jakiś błąd spowodowany nagłym napływem gniewu. Zważając jednak na niekontrolowany ślinotok i szał w oczach te zaczepki nie były konieczne. Mimo to bandyta nie mógł powstrzymać się od kilku zgryźliwych zaczepek.
– No co jest? Skończ się zgrywać i traf mnie wreszcie! – zaśmiał się, umykając po raz kolejny w tył. Nie śmiał się zatrzymywać nawet na chwilę, co jakiś czas zmieniając jedynie kierunek swej ucieczki, by nie dać się zapędzić pod jakąś ścianę.
– Bawię się świetnie! – rzucił w odpowiedzi do Romeusza, nawet nie spoglądając w jego kierunku – Poza tym, daj spokój! Nie dajesz sobie rady z jakimś jebanym Zielonym?
Mężczyzna nie pozwolił sobie na dalsze komentarze. Musiał skupić się na walce i skończyć ją jak najszybciej. Od Romeusza w dużej mierze zależał sukces ich misji. Był jedną z niewielu osób w całym Ujściu, która mogła ich wyciągnąć od wewnątrz ze ściśle strzeżonego więzienia. Kanalię nieco bawiła myśl, że kochanek Lucji mógł zginąć od przypadkowego hobgoblina. Był to jakiś sposób na dogryzienie kobiecie. Opozycja nie mogła sobie jednak pozwolić na kolejne straty. Perspektywa wściekłej na niego Lwiej Lilii również nie była kusząca.
Kanalia pozwolił aby uśmiech zniknął z jego twarzy, na co każdy postronny obserwator bez wątpienia zareagowałby z ulgą. Odskoczył w tył po raz ostatni, pozwalając aby cios minął jego ciało. Gdy to nastąpiło, odbił od podłoża, ruszając błyskawicznie do kontrataku. Pomknął na skos, w swoje prawo, ustawiając się od strony uszkodzonego oka oponenta. Gwałtownie uniósł prawą rękę w górę, kierując ostrze w stronę szyi orka. Bandyta miał nadzieję, że taki manewr całkowicie zaskoczy zielonego.
Ostatnio zmieniony 04 sty 2018, 18:02 przez Hagan, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

62
Hagan

Toporki ani razu nie trafiły Kanalii. Przeciwnik u szczytu furii zaczął popełniać błędy. Był tak skupiony na próbie zatopienia ostrzy w ciele Querana, iż całkowicie zapomniał, że ten również może przystąpić do ataku. Nagle Kanalia uciekł z pola widzenia orka. Nim zielony zdążył się obrócić, było już za późno na reakcję. Ostrze miecza rozcięło mu szyję po lewej stronie uszkadzając tętnicę. Fontanna gorącej krwi buchnęła z ciętej rany, opryskując otoczenie oraz samego Kanalię. Ork zgiął się wpół i splunął na czerwono. Upuścił jeden toporek i przyłożył dłoń do rany. Spomiędzy jego palców spływała wciąż krew, brudząc jego ramię oraz przeszywanicę. Odwrócił się w stronę Kanalii i próbował coś powiedzieć, jednak z ust jego wyleciało jedynie kilka charknięć i czerwonej śliny. Postąpił kilka kroków naprzód. Zamachnął się kilka razy, lecz nie trafił. Ostatkiem sił cisnął bronią w Querana, jednak nie trafił. Toporek uderzył w ścianę i spadł na podłoże. Chwilę potem ork padł pod nogami Kanalii.

Czarny Bez tymczasem siłował się z hobgoblinem. Stwierdził jednak, że nie dorówna krzepą osobnikowi o częściowo orczej krwi, dlatego naprędce obmyślił plan ataku. Gwałtownie skrócił dystans z wrogiem, wciąż trzymając w dłoniach łańcuch. Będąc w odpowiedniej odległości, pociągnął część łańcucha za sobą w taki sposób, aby ostrze poszybowało w powietrze i zatoczyło półkole, uderzając w przeciwnika. Hobgoblin oberwał prosto w głowę, zachwiał się, jednak nie upadł. Wrzasnął tylko przeraźliwie i rzucił się na Romeusza. Wyglądał paskudnie. Zmasakrowaną miał lewą część twarzy. Jego oko zniknęło. Z pewnością nie pod powieką. Z szarpanej rany na poliku widać było zaciśnięte z bólu zęby. Wyciągnął schowany wcześniej za pasem sztylet i spróbował dźgnąć Romeusza. Chybił jednak i sam oberwał zakrzywionym ostrzem Romea pod żebra. Kolejne dźgnięcia otrzymał, gdy skrytobójca złapał go pod szyją od tyłu i począł raz za razem wbijać sztylet w tors przeciwnika. Zginął ostatni z orczego patrolu. Przynajmniej tak wydawało się opozycjonistom.

Zza zakrętu dobiegły odgłosy kroków. Ktoś zbliżał się nerwowym krokiem. Romeo położył palec na ustach, patrząc na Querana. Pochwycił leżący łańcuch z ostrzem, starając się zbytnio nie hałasować i czekał. Zza zakrętu wyłonił się goblin z mieczem w ręku. Stanął jak wryty, gdy spostrzegł cztery truchła a nad nimi uzbrojonych mężczyn.

– Osz kurwa – zdążył przekląć, nim łańcuch owinął mu się wokół nogi i, mocno szarpnięty, przewrócił go na plecy.

Romeo machnął ręką do Querana i podbiegł do goblina. Unieruchomił go własnym ciałem i splunął mu na twarz.

– Patrz, kolejny chętny na śmierć! – zawołał.

– Stój! Nie! – krzyknął goblin, spluwając na bok. – Nie będę walczył. Nie widzisz? Nawet się nie opieram, matole.

*
Dandre
Obrazek
Skaliste wybrzeże, na które zeskoczyła grupa, spowite było cieniem klifu oraz miasta górującego ponad głowami. Bryza rozwiewała włosy, fale uderzały o skalne podłoże i czasem wpadały pod nogi opozycjonistów. Gdzieś w oddali słychać było odgłosy mew. Przed grupą rozpościerał się widok nieskończonego, lekko wzburzonego morza, a po prawej ścieżka zarośnięta krzewami i osłonięta z obu stron drzewami. Idealne miejsce i czas na skomponowanie pieśni o rudowłosej, walecznej dziewczynie. Nie było jednak na to czasu. Być może, gdy wojna się skończy, Dandre zasłnie w całej Herbii, śpiewając na dworach o jej poświęceniu dla wyższego dobra.

Czekało jednak teraz ważne zadanie, ważące o przyszłych losach Ujścia. Na barkach opozycjonistów spoczywał moralny obowiązek odbicia Ujścia z rąk okupanta. Bo kto inny jak właśnie wewnętrzni sabotażyści mogli skutecznie osłabić orczy reżim. Po decyzji barda, drużyna złożona z wojowniczki i ikony opozycji – Herenzy, byłego karczmarza – Szaweła, chuderlawego acz mściwego chłopa – Caina oraz urataiskiego wojownika z północy – Doraga, ruszyła ku zaroślom, a później wstąpiła na trakt prowadzący ku mostowi nad rzeką Południcą.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

63
Kanalia patrzył usatysfakcjonowany, jak jego przeciwnik pada na ziemię, brocząc krwią z tętnicy. Splunął w jego kierunku po raz kolejny. Opuścił broń ociekającą czerwoną cieczą i obrócił się w kierunku Romeusza. Miał zamiar ruszyć mu na pomoc, ale okazało się to zupełnie nie potrzebne. Ten poradził sobie całkiem sprawnie z hobgoblinem, praktycznie pozbawiając go twarzy. Identyfikacja takiego osobnika byłaby trudna, o ile zielonych to w ogóle obchodziło. Ruszył dziarsko w kierunku towarzysza, niemalże komentując swój, przynajmniej we własnym mniemaniu, wyczyn oraz kunszt szermierczy. W porę ugryzł się w język, powstrzymany gestem Romea. Dalej akcja potoczyła się niezwykle szybko. Zaskoczony goblin, łańcuch i wręcz podręcznikowe obezwładnienie. Podczas gdy Czarny Bez przytrzymywał przeciwnika, niezbyt zresztą skorego do oporu, Queran postanowił wypowiedzieć kilka komentarzy, jak to miał zamiar zresztą zrobić przed pojawieniem się niechcianego gościa.
– Tak żeś wołał o pomoc, a sam dałeś sobie radę. Nawet złapałeś nam coś na deser – jak to już miał w zwyczaju, rzucił bez większego zastanowienia i splunął na ziemię – Jak ta hołota zdołała opanować całe miasto? Rozumiem, że jest ich kurwa dużo, ale nawet się nie spociłem. Patrz na tego goblina. Nawet nie próbuje walczyć, bo po prostu wie, że nie ma najmniejszych szans. Żałosne.
Nie było w tych przechwałkach dużo z kłamstwa. Kanalia wyprowadził w ciągu walki jedynie dwa ciosy. To wystarczyło, aby uporać się z oponentami. Zdawałoby się, że w ten sposób mogliby systematycznie zmniejszać liczbę orków. Niestety, sytuacja była nieco inna.
– Wyobraź sobie, jaki rozpierdol moglibyśmy zrobić mając nieco więcej porządnych rębajłów – zwrócił się do Romeusza – Oraz trochę więcej informacji. A skoro już o tym mowa...
Bandyta przykucnął przy goblinie, szczerząc przy tym swoje niekoniecznie białe uzębienie. Oparł o ziemię ostrze, wciąż pokryte krwią zielonych. Przejechał nim po kamiennej podłodze, wywołując przy tym nieprzyjemny dźwięk. Opozycjoniści desperacko potrzebowali wszelakich wieści — ze świata, na temat patrolów orków, ich dalszych planów co do miasta czy chociażby terminów ich dostaw. Nie często jednak mieli okazję złapać jakiegoś zielonego żywcem.
– Chętnie zabrałbym go do kryjówki. Mamy tam takie fajne pomieszczenie dla specjalnych gości. Z prostymi przedmiotami, jak świece, pogrzebacze, lina czy zwykły nóż można zrobić niesamowite rzeczy. Wystarczy kilka godzin specjalnego traktowania, a każdy zielony śpiewa jak mu zagram - rozmarzył się Queran, po czym westchnął – Szkoda, że trochę nam się spieszy. Musimy dostać się do tego cholernego więzienia. Dlatego załatwimy to szybko.
Mężczyzna uniósł miecz i przyłożył sztych do gardła goblina, tak aby ten poczuł chłód stali oraz przygotował się na śmierć. Kanalia splunął raz jeszcze.
– A skoro i tak powiedziałem ci już nieco za dużo, to po prostu cię zarżnę jak prosiaka. Jakieś ostatnie słowa czy coś w tym stylu? Tylko szybko, bo nie mamy dużo czasu.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

64
Dźwięk stali ocieranej o kamień spowodował u goblina wykrzywienie twarzy. Nawet bez tego wyglądał dosyć paskudnie. Nos miał krzywy, brakowało mu też dwóch zębów. Jego zielona twarz pokryta była licznymi, ciemnymi plamkami. Wyglądał jednak na krzepkiego. Dziwić mógł jego brak oporu. Z pewnością miałby dość siły, by przewalić Romeusza na bok i jeszcze zasadzić mu solidny cios w twarz. U jego boku, przyczepiony do pasa buzdygan leżał teraz na podłodze. Oprócz tego nosił również sztylet w pochewce. I pokaźnych rozmiarów mieszek z pieniędzmi.

– Czekaj! Chcecie się dostać do więzienia? Nie wiem, po kiego chuja chcecie tam iść, ale mogę wam pomóc. Ja to bym uciekał jak najdalej z tego pierdolnika. Właściwie, to się właśnie do tego zbierałem. Mam dość tej zasranej wojny i, pływającego w szczochach i gównie, Ujścia. Za miastem czeka na mnie żona. Będę ją pierdolić aż do zmierzchu… jeśli mnie tylko puścicie. Zaprowadzę was do lochów, jako więźniów. Potem zrobicie co chcecie i dacie mi spokój – mówił szybko. Na tyle szybko, by zdążyć przekazać wszystkie najważniejsze myśli, w obawie, że ostrze miecza za chwilę rozetnie jego tchawicę. Zaskakująco dobrze radził sobie w mowie językiem wspólnym. Nie brzmiało to jak typowy, urk-huński bełkot.

– Dlaczego w ogóle możemy ci ufać? Skąd mam wiedzieć, że nie wrobisz nas i nie rzuci się na nas cała straż więzienna, żeby wypruć nam flaki? – zapytał Czarny Bez, dociskając kolano do brzucha goblina.

– Ej, ej! Wyluzuj! Czy nie zaatakowanie was i poddanie się nie było wystarczającym powodem do zaufania? Możesz mnie teraz tutaj rozbroić. Nie zrobię wam krzywdy, psia mać! Wejdziemy do lochów bocznym, mniej strzeżonym wejściem. Powiem, że idę was wsadzić do pierdla. Zrobicie wtedy co chcecie, a ja się jakoś ulotnię – goblin przedstawił swój pomysł. – Kurwa, gnieciesz mi jajca! – wrzasnął na dokładkę.

Romeusz zamyślił się. Nie zluzował jednak chwytu i wciąż ciężar ciała utrzymywał ponad cielskiem goblina. Trzymanie jednego z wrogów w potrzasku sprawiało mu ogromną satysfakcję. Nie krył się ze złośliwym uśmieszkiem, sprawiając zielonemu ból. Splunął na bok i odwrócił się do towarzysza.

– Decyzja należy do ciebie, Queran. Tylko dlatego, żeby potem nie było na mnie, gdy coś nie wypali. Wtedy, jeśli nie rozszarpią mnie orki, zrobi to Lucja. To prawdziwy demon, gdy wpada w gniew… – Zamyślił się. – Myślę, że ten nasz mały zielonek może się na coś przydać – dodał.

– Ja ci dam! Mały… – Nie dokończył, gdyż kolano Romeusza ponownie docisnęło goblina mocniej do ziemi.
Spoiler:

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

65
Ostrze cofnęło się o kilka centymetrów. Kanalia pozwolił goblinowi ciągnąć swoją gadkę. Sytuacja opozycji zmuszała ich do podejmowania ciągłego ryzyka, często aby osiągnąć niewielkie zwycięstwa. Nie było tam jednak miejsca na błędy — każda pomyłka kończyła się z reguły tragedią. Queran od samego początku okupacji odczuwał narastającą presję. Jego decyzje były ciągle oceniane, chociaż nikt mu o tym oficjalnie nie wspomniał. Kali otrzymywała w końcu regularne raporty. I chociaż nie liczył się zbytnio z losem innych, dopóki nie szkodziło to mu w żadnym stopniu, to zależało mu na reputacji. Gdzieś w głębi ducha wierzył, że Ujście odzyska kiedyś niepodległość i wszystko będzie jak dawniej. Jego pozycja w gangu mogła zatem w dużej mierze zależeć od jego poczynań w trakcie powstania. Porażki nie wchodziły w grę, podobnie jak pyrrusowe zwycięstwa. Zatem czy zaufanie goblinowi stanowiło dobrą decyzję?
– Słuchaj zielonku. Gówno mnie obchodzą twoje intencje. Jak dla mnie możesz spierdalać nawet na Archipelag. Co będziesz robił z jakąś goblińską kurwą interesuje mnie jeszcze mniej. – Kanalia splunął na ziemię i powędrował wzrokiem wkoło, spoglądając na ciała martwych orków. – No ale właśnie, skąd mamy wiedzieć, że możemy ci ufać? Zaprowadzisz nas do więzienia, zakrzykniesz "ej, chopy, zabić ich!" i tyle po nas. Twój brak oporu to dla mnie żaden argument, a raczej przejaw jakiś resztek inteligencji. Za nami leżą cztery trupy. Daliśmy im radę sami. Jeden dodatkowy goblin to żadne wyzwanie.
Mimo wątpliwości Queran odsunął ostrze całkowicie od szyi goblina. Zaczął krążyć wokół niego, rozważając wszelkie za i przeciw. Kilka elementów układanki zaczęło łączyć mu się w całość. W głowie klarował mu się plan. Możliwość uniknięcia spotkania z patrolem orków wydawała się niezwykle kusząca. Mieli szansę uchronić się przed brutalnym pobiciem i trafić do celi cali i zdrowi. Oczywiście wszystko to zakładając, że goblin ich nie zdradzi.
– Na boginię, od zawsze z ciebie taka miękka fujara? Nie potrafisz się postawić własnej kobiecie? Na twoje szczęście, nawet chętnie bym ją wkurwił. Gdyby się na mnie rzuciła, miałbym w końcu powód by jej przypieprzyć. Marzę o tym od... no, od kiedy pierwszy raz ją spotkałem – burknął. – No, ale jesteś ostatnią osobą, której powinienem się zwierzać z takich fantazji. Co do tego goblina...
Kanalia zatrzymał się i pochylił nad zielonym. Jego chciwy wzrok spoczął na mieszku pieniędzy. Był bliski zerwania tego fantu, lecz w porę uzmysłowił sobie bezcelowość tego czynu. W więzieniu i tak zostaną pozbawieni wszelakich przedmiotów. Rękojeścią miecza szturchnął Romeusza w ramie.
– Puść go – zwrócił się do mężczyzny, po czym skierował słowa do ich nowego sojusznika. – Załóżmy, że ci ufam. W pewnym, bardzo nikłym stopniu. Z taką grubą sakiewką złota raczej nie biegniesz kanałami na zakupy, tylko faktycznie spierdalasz z miasta. Broń możesz sobie zatrzymać, głupio byś wyglądał eskortując nas bez niej. Tylko bez numerów, inaczej wypruję ci flaki. W razie pytań od strażników historyjka jest prosta: natknęliśmy się na duży patrol, poddaliśmy się bez walki, a twoim zadaniem jest dostarczenie nas do paki. Skoro wszystko jasne, to ruchy, zanim mi się rozmyślę i utnę ci łeb.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

66
– Dobrze wiedzieć. Z pewnością przekażę jej te, jakże przemiłe, słowa. – Czarny Bez uśmiechnął się ironicznie.

Na komendę Querana, Romeo puścił goblina dosyć niechętnie. Szarpnął go za kołnierz skórzanego kaftana, dając znak, by podniósł się z ziemi. Nie spuszczał z niego wzroku. Nie był pewien, czy za chwilę nie rzuci się do ucieczki. Ten jednak pozostał w miejscu i podrapał się po łysej głowie.

– Wy to macie problemy, psia mać – goblin skomentował wymianę zdań mężczyzn. – Zanim ruszymy, musimy się trochę przygotować. Wiecie, nie wyglądacie raczej na więźniów. Przydałyby się jakieś… akcesoria – mówiąc to rozejrzał się po otoczeniu. Podszedł z wolna do truchła hobgloblina ze zmasakrowaną twarzą i odczepił mu od pasa łańcuch, a od niego ostrze. – Złapcie za to, a najlepiej obwiążcie chociaż raz wokół nadgarstków, za plecami. Sprawiajcie chociaż pozory. Przecież nie wejdziemy do środka więzienia, jak do jakiejś jebanej karczmy. Zaraz by was skuli w kajdany, aż by wam łapy podrętwiały, a mnie by wsadzili razem z wami do paki za wpuszczenie luzem opozycjonistów do środka.

Goblin podsunął mężczyznom łańcuch i złapał za jeden z jego końców. Romeo w tym czasie miał ręce za plecami. Widać było, że coś kombinuje. Nowy sojusznik mężczyzn złapał się za pas i odczuł pewien brak. Spojrzał srogo na skrytobójcę.

– Oddawaj to, parszywy złodzieju! Staram się wam pomóc, a ty mnie jeszcze okradasz? – zapytał, wysuwając dłoń, oczekując że otrzyma swoją własność. – Twój kolega jest jakiś pierdolnięty, czy co? – zwrócił się do Querana.

Twarz Romeusza błysnęła w niecnym uśmieszku. Niestety jego plan się nie powiódł. Liczył na przywłaszczenie sobie pieniędzy goblina. Co jak co, ale w obecnej sytuacji w Ujściu liczył się każdy grosz. A dodatkowo zdobyty w tak łatwy sposób, na pewno oszczędzał wiele wysiłku oraz czasu. Romeo rzucił zielonkowi ukradziony mieszek i nie odezwał się ani słowem. Spojrzał tylko na sekundę w stronę Querana. Pod jego uśmieszkiem kryło się zapewne zakłopotanie, czego nie chciał okazywać. Goblin nawet nie podziękował. Splunął tylko pod nogi Romeo i przywiązał mieszek ponownie do pasa.

– No, ruchy, ruchy! – zawołał, brzęcząc łańcuchem w ręku.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

67
– Nie powiesz jej nic, czego już by nie wiedziała - odparł z cichym parsknięciem Kanalia. Faktycznie, jakoś nigdy nie ukrywał swoich negatywnych uczuć do Herenzy. I chociaż wiele osób miało okazję doświadczyć jego wrednych, czasem wręcz okrutnych, docinek, to Lwia Lilia zajmowała na jego czarnej liście specjalne miejsce. Przynależność do opozycji i przyjaźń z Kali chroniły ją przed sławetną brutalnością Querana, co tylko potęgowało jego złość, której skumulował w sobie i tak zbyt wiele. Nie mając czasu, aby odreagować prędzej czy później musiało dojść do wybuchu agresji.
– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale mamy też kupę innych problemów. Na przykład nasze miasto, które znajduje się pod okupacją jakiś paskudnych, upośledzonych stworzeń. Mordują i gwałcą sobie mieszkańców. To jest natomiast moja działka. No, ale nie żebym ci wypominał przynależność rasową, goblinie. - Kanalia splunął na ziemię. Przy takim tempie wyrażania braku szacunku, mieli szansę pokryć całą podłogę swoją śliną. Bandyta chwycił niechętnie podany mu łańcuch i owinął go wokół rąk, które złączył za plecami. Wiązanie było słabe, ale przynajmniej sprawiało pozory. Nie chciał w więzieniu tracić zbyt wiele czasu na wydostawanie się z łańcucha.
– Pierdolnięty z pewnością. Mógłbym się rozwodzić na ten temat przez długi, długi czas. Powiedzmy tylko, że jego kobieta to dziwka, dosłownie i w przenośni. Pewnie złapał od niej jakiś syf i zaczyna wyżerać mu mózg. – Kanalia uśmiechnął się ponownie, w raczej mało przyjacielskiej manierze. – A ty się zielony tak nie wściekaj. Do więzienia moglibyśmy dostać się bez twojej pomocy. Właściwie, to my robimy ci przysługę. Twoje życie za przepustkę do paki. Brzmi jak sprawiedliwy układ. W normalnych okolicznościach nikt by się nawet nie zastanawiał, tylko rozpierdolił twój śmieszny ryj na kawałki. Więc bez zbędnego pierdolenia, po prostu nas wprowadź. Najlepiej do strefy dla nieco sławniejszych więźniów.
Zbir wziął stronę Romeusza, co dla tego drugiego mogło stanowić pewną nowość. Queran nie uważał, że są winni goblinowi cokolwiek. Wręcz przeciwnie, za oszczędzenie jego miernego życia należały im się te złote monety. Obrócił się w stronę Czarnego Bzu i wzruszył ramionami, szczerząc przy tym zęby.
– Niezła próba. Jestem z ciebie prawie dumny. Nie spodziewałem się, że masz w sobie coś z wrednego skurwiela. A tu proszę – zaśmiał się przy tym. Pozwolił Romeo zinterpretować jego słowa na swój własny sposób.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

68
– Dobra, dobra. Oszczędźmy sobie tego oceniania gęb, bo z twoją zdaje się też nie jest za dobrze – odparł Queranowi, skupiając wzrok na jego okropnej, śmierdzącej, brzydko zrośniętej ranie na twarzy.

Na pochwałę skierowaną do Romeo goblin zareagował cichym, niezrozumiałym pomrukiem. Gdyby mężczyźni znali ojczysty język nowego towarzysza, zrozumieliby że rzucił kilka podłych przekleństw, a trzeba zaznaczyć, iż wspomniany język posiada ich szczególnie dużo. Czarny Bez złapał za łańcuch i obwiązał go jednokrotnie wokół nadgarstków. Kiedy wszyscy byli gotowi, goblin stanął za mężczyznami, dając im znak, żeby ruszyli przed siebie. Wkrótce podziemny korytarz skręcił w lewo, a trójka pozostawiła za sobą cały ten zielono-czerwony bałagan, wkraczając na prostą drogę ku podziemnym lochom w Ujściu.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

69
Od czasu więziennego buntu, Ujście zalała fala zbiegłych opozycjonistów, których przez długie miesiące trzymano w zamknięciu głodząc, bijąc i poniżając, starając się odebrać im godność, wolę walki i przetrwania. W sercach mieszkańców Ujścia, nie ważne czy zbirów, mieszczan, rzemieślników albo zwykłego plebsu, płomyk nadziei nie przygasł, a wraz z chwilą uwolnienia i wyjścia na powierzchnię miasta – wręcz buchnął jasnym, żywym ogniem.

Jesień była krwawa. Ulewne deszcze obmywały ubrudzone posoką ulice. Krótka, acz gwałtowna zima obfitowała w śmierć, lecz nie od walki, a zimna, jakiego Ujście nie doświadczyło od dziesiątek lat. Zdziesiątkowało ono armię Varulae nieprzyzwyczajoną do siarczystego chłodu. Na wiosnę walki rozpętały się na nowo, chwilowo przechylając szalę zwycięstwa na stronę opozycji, która gniewnie reagując na bierność korony, zaczęła odnosić sukcesy i wierzyć w samodzielne odzyskanie wolności. Latem zaś...

Początek lata 88 roku Wąska szpara, między deskami tworzącymi ścianę górnego piętra, dawała widok na najbliższe kilka ulic. Na nich panowało nadzwyczajne poruszenie. Oddział goblińskich wojowników ciągnął związanych długim łańcuchem cywili obdartych z ubrań, dotkliwie pobitych i poranionych. Obławy, jakie od kilku dni stosował okupant, stawały się coraz częstsze, a krzyki mordowanych matek z dziećmi po nocach, gdzieś w ciemnych zaułkach, nie dawały spokoju pozostałym w mieście opozycjonistom. Kilka akcji ratunkowych, jakie z sukcesem odbyły się podczas podobnych łapanek, nie wystarczyło jednak, by powstrzymać najeźdźcę i podjęte przez niego kroki w celu osłabienia miasta oraz zmuszenia do kapitulacji. Opozycja została rozproszona po całym Ujściu i niebywale precyzyjnie zarządzana była przez Bogobojną Kali, która, zaszyta głęboko w kanałach, wysyłając dzień i noc informatorów oraz wydając polecenia dowódcom pomniejszych jednostek, stanowiła serce oporu Ujścia.

Queran obserwował jak ludzie, kolejno ustawiani pod ścianą jednego z domów, posłusznie klękali, w płaczu, w krzyku, próbując obejmować swych najbliższych, błagając o litość. Widoczne stąd dwunastu goblinów w lekkich zbrojach oraz trzech kuszników ustawionych w pobliżu, stanowiły wyzwanie dla niewielkiego, niedostatecznie wyszkolonego oddziału, jaki obecnie stacjonował w ruderze "Pod Zbitą Amforą".

Oddział Kanalii liczył dwunastu mężczyzn, w tym dziesięciu świeżo zwerbowanych ludzi – sześciu szkolonych przez zimę i wiosnę młodych tarczowników, wyposażonych w krótkie klingi i wytrzymałe, dębowe pawęże oraz czterech łuczników o niezbyt dużym doświadczeniu. Poza nimi, Queranowi wciaż towarzyszył Romeusz, a także Bushir, który postanowił zostać w Ujściu na wieść o śmierci swojej żony. Do oficjalnego przyłączenia się do opozycji motywowało go również to, że zginęła z rąk swych dawnych, goblińskich braci, którzy w ramach zabawy zgwałcili ją i zrzucili z muru. Jedyną kobietą w ruderze pozostała Ann, nazwana przez Querana Cizią u początku znajomości. Należała do drużyny Lwiej Lilii, która jesienią wyruszyła w celu przejęcia dostawy żywności. Nie znane były jej motywy pozostała w Ujściu, ponieważ nie miała żadnego interesu, by dalej bronić tego miasta, jednak jej umiejętności skradania, skutecznej kradzieży, a także władania mieczem i sztyletem sprawiały, że była drugim, zaraz po Romeuszu, nocnym zwiadowcą. Jej prywatne sprawy były na tyle mało istotne, że w świetle jej zdolności i dużego zaangażowania zostały praktycznie zignorowane, a ruch oporu mógł się cieszyć kolejnym wyszkolonym członkiem.

Seran, po kilku miesiącach rekonwalescencji, wciąż miał trudności z chodzeniem. Poruszał się o kulach, często wymagał pomocy przy wykonywaniu niektórych czynności, a niezdolność do zaspakajania kobiet odbiła się na jego psychice. W prawdzie został oddelegowany do Bogobojnej Kali, by tam wspólnie z nią opracowywać taktyki i plany sabotażu, a Queran od tamtej pory nie miał okazji go spotkać, jednak wedle opowieści, jakie zasłyszał Kanalia, był zupełnie innym człowiekiem, bardziej nerwowym i miewającym stany depresyjne, przez co jego zdolności przywódcze znacząco zmalały. Towarzysz Serana, którego bohaterowie z lochów również uratowali, po przebyciu leczenia i rehabilitacji, zaczął działalność sabotażową w północnej części Ujścia.

Rana Querana zagoiła się dobrze, choć gangster miewał jeszcze bóle podczas ruszania lewym ramieniem. Nie sprawiała mu ona jednak problemów podczas walki, a w tej wciąż radził sobie doskonale, choć nieraz dopadało go niemal obezwładniające zmęczenie. Tego letniego poranka był w pełni wypoczęty, zdrowy i co najważniejsze – gotowy do dalszej walki o Ujście.

– Sir, więzień jest gotowy na przesłuchanie – odezwał się głos za plecami Kanalii. Młody parobek z łukiem przewieszonym przez ramię stanął u progu pokoju. – Jest przytomny, ale zdaje się, że za chwilę znów odpłynie. Stracił dużo krwi – poinformował chłopak.

Dwa dni temu został pojmany goblin uczestniczący w nocnym patrolu. Obecnym priorytetem ruchu oporu było wydobycie wszelkich informacji o stanie uzbrojenia i liczebności stacjonujących w mieście wojsk Varulae, a także zlokalizowanie dowódcy okupanta. Pojmany patrolowiec był niezwykle odporny na ból i w początkowej fazie tortur, prowadzonych przez jednego z katów opozycji, nie wydusił ani słowa. Dlatego też odesłano go do Kanalii, który, cóż, mógł stanowić wzór dla oprawców. Czasu było niewiele. Więzień umierał. Queranowi wciąż jednak nie dawał spokoju widok na ulicy. Bezbronni ludzie za parę chwil mogli zginąć, a każde kolejne straty w ludności cywilnej tylko osłabiały to podupadające miasto. Musiał wybrać. Już teraz.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

70
Kanalia splunął na ziemię. Robił to na tyle często, że podłoga w jego otoczeniu niemal w całości pokryta była śliną. Przez cały czas obserwował. Beznamiętny, chłodny wyraz twarzy tylko czasami ustępował miejsca niepewności. Spokojniejsza, przynajmniej pod względem działań militarnych, zima dała mu szansę na przemyślenie wielu spraw. A te nie napawały optymizmem.

Jesienne zamieszki okazały się punktem przełomowym. Przejęli inicjatywę i zmusili zielonych do podjęcia z nimi dużo bardziej otwartej gry. Skończyły się podchody, zaś ulice miasta pochłonęła wojna. Wysyłane przez wroga obławy na zwykłych mieszkańców działały niczym obusieczny miecz. Z jednej strony orkowie obniżali ich morale oraz uszczuplali pulę potencjalnych rekrutów, z drugiej zaś motywowali pozostałych przy życiu do zwrócenia się do opozycji. Nie mieli zbyt wielu opcji. Mogli czekać biernie, podczas gdy okupant mordował ich sąsiadów, rodzinę i bliskich lub chwycić za zardzewiały miecz i dać upust swej złości. Tylko jeden wybór był tym dobrym. Bierność oznaczała śmierć. Tylko walka dawała szansę na przeżycie. Lecz nie każdy potrafił to zrozumieć. Ludzi przepełniał strach. A strach nie znał logiki. Był chaotyczny i nie zawsze motywował do działania. Potrafił paraliżować, obezwładniać, pchać w kierunku rezygnacji.

I chociaż Kanalia niekiedy zdolny był do głębszych przemyśleń, pozostawał wciąż bardzo prosty. Lata życia na bezwzględnych ulicach Ujścia nauczyły go pewnego rodzaju binarnego myślenia. Matki powinny były pozostawić dzieci pod opieką starców i ludzi niezdolnych do walki, zaś same chwycić za broń poległych mężów i ruszyć do walki. Czyżby nie pragnęły one zemsty? Czyżby nie pragnęły one ochronić swoich dzieci? Dlaczego tak trudno było im pojąć, że nawet aby uciec w bezpieczne miejsce, musieli sobie tą drogę ucieczki wywalczyć? Ujście od zawsze było brudnym miastem. Aby postawić na swoim trzeba było ubrudzić sobie ręce.

– Niech ktoś obserwuje sytuację. Jak będą mieli szczęście, to gobliny ustawią się w kolejce do kobiet i nie pozabijają ich zanim skończę przesłuchanie – rzucił chłodno. Stawiał sprawę jasno. Jesteś z nami lub przeciwko nam. Nie dołączając do ruchu oporu popełnili błąd. Życie zaś za błędy kara. W Ujściu z reguły karę tę stanowiła śmierć. A przecież Queran nie żądał, aby mieszkańcy walczyli o jakieś abstrakcyjne, wyższe ideały. Przetrwanie, zemsta czy chociażby pragnienie krwi powinny być wystarczające. Jego samego nic nie obchodził los innych ludzi. Po prostu pragnął, aby Ujście znów stało się tym starym, gównianym miastem jakim niegdyś była. Aby mógł znów przemycić przez port kilka worków prochów, aby mógł znów po pijaku rozbić karczmarzowi nos i bezkarnie zbałamucić jego córkę. I nawet jeśli wszystko zmierzało w dobrym kierunku, nawet jeśli odbiliby miasto, to jak długo mogli je utrzymać? Wolne Miasto Ujście brzmiało dumnie, ale prędzej czy później musieli się po nich zgłosić Korona lub Zieloni. Zważając na sytuację, tych pierwszych przyjęliby z otwartymi rękoma. Nic jednak nie wskazywało, aby dzielni rycerze w lśniących zbrojach mieli zapukać do ich bram. Do uszu Querana nie docierało zbyt wiele wieści spoza jego własnego miasta, lecz w jego rozumieniu sprawa wyglądała jasno. Mają nas w piździe i jesteśmy zdani na siebie powtarzał niczym jakąś mantrę.

Warunki ich zwycięstwa były jasne. Zlokalizować oficerów okupanta, uciąć im wszystkim łby i wykorzystać przewagę do odbicia miasta. Należało do tego doprowadzić jak najszybciej i za wszelką cenę. Czas nie grał na ich korzyść. Kolejna zima mogła okazać się zabójcza. Wielu rebeliantów zmarło by z głodu lub przez choroby, zaś liczniejszy i lepiej zaopatrzony wróg musiał siłą rzeczy przetrwać. Wszystko to powodowało, że nawet najdrobniejsza informacja była na wagę złota. Bandyta ruszył w dół schodów. Nie zwlekał, wkraczając do pomieszczenia gdzie przetrzymywano więźnia. Nie zwlekał zbytnio.

– Dzień dobry. Jak tam humorek? – zapytał, uśmiechając się przy tym. Nie musiał się nawet zbytnio starać, aby wyglądać przy tym upiornie. Przecinająca twarz, wiecznie gnijąca szrama odwalała za niego całą robotę. Gangster pochwycił leżące w okolicy szmaty i w miarę potrzeby obwiązał je ciasno wokół kończyn goblina aby spowolnić jakikolwiek krwotok. Przystanął obok jeńca i przyjrzał mu się dokładnie. Zależało mu przede wszystkim, aby ocenić jakim torturom dotychczas go poddano i na jak wiele mógł sobie pozwolić.

– Po co ten upór? Nie potrzeba mi dużo. Ilu was jest? Gdzie są wasi dowódcy? Wystarczy te kilka zdań, a skończę twoje męki. Nie jesteś w końcu nic dłużny tej bandzie. Zresztą, jak myślisz, skąd niby wiedzieliśmy jaką trasą przemieszczać się będzie twój patrol? Sypnęli cię twoi sojusznicy. Mieli cię już dość – ciągnął Kanalia. Oczywiście blefował i jakoś nie wierzył, aby goblin miał od razu wyznać mu wszystko jak na spowiedzi. Od czegoś trzeba było jednak zacząć.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

71
Prowizoryczną katownie przygotowano w jednym z zakamarków kanałów pod ruderą, do którego przejście odkryto jesienią 87 roku. Zwyczajny drewniany stół, otoczony zewsząd parawanami z brudnego płótna, stanowił miejsce męki dla każdej z ofiar, jakie sprowadzano do rudery, a od czasu więziennego buntu było ich już kilka. Asortyment Querana był dosyć duży i pozwalał na zadawanie bólu na wiele różnych sposobów. Noże, piły, obcęgi, szpikulce, czy kolczaste pejcze to były tylko niektóre z dostępnych narzędzi. U sufitu podwieszone było kilka łańcuchów, na których można było wieszać więźnia. W kącie stały dyby, wiadro z wodą i kupa brudnych szmat.

Drewniana klapa trzasnęła. Goblin leżał przywiązany do stołu za nadgarstki, kostki, szyję i pas, co znacząco utrudniało mu szarpanie. Patrzył w sufit. Twarz miał bez wyrazu. Niespokojny oddech unosił jego nagą klatkę piersiową, całą w sińcach i krwiakach. Niemal wszystkie paznokcie miał powyrywane. Jego ręce szpeciły paskudnie gnijące rany, aż po kości, w których aż roiło się od białych larw. Poza tym – wiele cięć, poparzeń i brud. Mało kto pozostałby przytomny w takim stanie. Ten goblin jednak był w pełni świadomy, sądząc po nerwowym spojrzeniu. Milczał.

– Wątpię żeby coś pisnął – odezwał się Bushir, który siedział przy więźniu od jakiegoś czasu. – Łyknął pewien specyfik przed walką. Kurewsko rzadki i drogi, często lepszy niż popularne na południu grzybki szału. Na takie rarytasy pozwolić sobie mogą tylko zasłużone osoby. On kompletnie nic nie czuje – mówiąc to, uderzył pięścią w wątrobę ofiary.

Więzień nawet nie drgnął. Obrócił twarz w stronę Bushira, splunął na niego i wybełkotał kilka nieznanych Kanalii słów.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

72
– Ktoś się musiał mocno wkurwić – rzucił, przyglądając się stanowi goblina. Wyglądało to, jakby ktoś starał się go zabić w jak najbardziej bolesny sposób, zamiast wyciągać z niego jakiekolwiek informacje. Normalny więzień, doprowadzony do takiego stanu, większość przesłuchania spędziłby nieprzytomny. Tym razem trafił mu się jednakże przypadek szczególny.

– Zakładając, że faktycznie jest zasłużony, to najpewniej wie dużo ciekawych rzeczy. Rzeczy, które mogą nam się bardzo przydać. Pytanie tylko, jak je z niego wyciągnąć – zauważył Queran – Wiesz coś więcej o tym specyfiku? I jak długo będzie go jeszcze trzymać?

Bandyta ruszył w kierunku rogu pomieszczenia, chwytając znajdujące się tam wiadro z wodą oraz kilka większych szmat. Przeniósł je bliżej stołu, aby w razie potrzeby mieć je pod ręką. Kanalia poczuł nagły przypływ ekscytacji. Miał przed sobą z pozoru niemożliwe do wykonania zadanie. On traktował je jako szansę na stworzenie sobie reputacji, która być może sięgnie nawet poza mury Ujścia. Wyruszy gdzieś w świat, którego nigdy nie miał szansy doświadczyć. Pragnął, aby każdy Zielony doznawał rewolucji żołądkowych na samo wspomnienie jego katowni. Aby orkowe kobiety straszył jego osobą swoje dzieci. Aby jego cuchnący oddech towarzyszył koszmarom więźniów na całym kontynencie. Gangster niemalże zachłysnął się tą myślą, być może nieco przeceniając możliwości oraz prędkość rozprzestrzeniania się plotek. Niemniej, już nic nie mogło odciągnąć go od pomysłu tortur. Choćby miało mu to zająć tydzień, miał zamiar wyciągnąć z goblina wszystko.

Z ukłuciem rozczarowania spojrzał na przeróżne narzędzia tortur. Kaci odebrali mu przyjemność z samodzielnego odkrycia możliwości wspomnianego przez Bushira specyfiku. Skoro ból nie dawał żadnych efektów, należało uderzyć w inne struny. Niespokojny oddech i nerwowe spojrzenie zdradzały strach. Kanalia miał za mało informacji, aby odpowiednio zagrać na emocjach więźnia. Czego się bał? Co mogło zmotywować go do przekazania informacji?

– Wiemy coś o nim? Jakiekolwiek informacje? Mówi po naszemu? Jeżeli nie, to będziesz tłumaczył. Możesz mu od razu przekazać, że w końcu ten specyfik przestania działać. Straci przytomność, ale nawet wtedy dręczyć go będzie ból. Ja zdołam go obudzić. Będzie błagać o śmierć, ale ja utrzymam go przy życiu. I nie przestanę, dopóki nie powie mi tego, co chcę wiedzieć. Niech sobie to wyobrazi i zastanowi się, czy warto.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

73
– To rodowity mieszkaniec Varulae, w dodatku jakiś ważniak, pewnie jeszcze nacjonalista i ksenofob. Taki po wspólnemu to nawet zwykłej "kurwy" nie będzie znał.

Bushir przetłumaczył więźniowi słowa Querana. Goblin mruknął tylko coś niewyraźnie i sapnął, wierzgając na boki. Jego zdenerwowanie wzrosło, lecz szybko znieruchomiał. Niewiele miał już sił. Przez kilka chwil walczył z zamykającymi się powiekami. Zdawał sobie sprawę z bliskiej śmierci. Nieoczekiwanie jednak zaczął coś majaczyć. Twarz mu się wykrzywiła, szczęka zacisnęła, a z gardła wydobyły się głośne charknęcia, które po chwili przerodziły się w krzyk.

– Że już? Ha, ha! – zaśmiał się Bushir, zaskoczony niesamowitym zbiegiem okoliczności. – Zaczyna cię mrowić, co? – zadał pytanie, na które nawet nie oczekiwał odpowiedzi.

Niewyobrażalny ból otworzył więźniowi szeroko oczy. Na ich białku pojawiło się jeszcze więcej czerwonych żyłek. Z nozdrzy poleciała stróżka krwi. Sine usta otworzyły się i zaczęły powtarzać jedną sentencję. Niezrozumiałe Kanalii słowa, wypowiadane w kółko i w kółko.

– Chce umrzeć. Błaga cię o śmierć – wyjaśnił goblini pomagier.

Wtedy rozległ się huk nerwowo otwieranej klapy do podziemi, a zaraz potem szybkie kroki. Do katowni wbił jak błyskawica jeden z najnowszych rekrutów i, niemalże potykając się o własne nogi, dotarł pod sam nos Querana. Stanął na baczność. Jego oczy mówiły jedno – coś się stało.

– Alarm! Kryjówka odkryta! Wartownik z dachu posłał strzałę w kierunku egzekucji, kurwa jego mać! Zobaczył wśród pojmanych swoje dziecko, nie mogłem go powstrzymać!

Do piwnicy zaczęła zbiegać się reszta stacjonujących w ruderze buntowników. Wszyscy poganiali się nawzajem. Odgłosy krzątania, brzęk przesuwanych mebli, pojemników z rynsztunkiem i innych gratów dotarły do uszu Kanalii. Szykowano się do obrony.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

74
– Ważniak, czy nie, mógł trochę języka podłapać. Zresztą, chuj z tym – burknął Kanalia, niezachwycony przebiegiem zdarzeń. Miał kilka pomysłów, jak pomęczyć więźnia. Duszenie, podtapianie, zastraszanie. Wolny czas spędzał często na wymyślaniu metod okrutnych i niespotykanych. Tego dnia nie było mu jednak dane ich użycie. Problem rozwiązał się sam. Queran przyglądał się spokojnie, jak więzień zaczyna wierzgać na krześle. Bandyta uśmiechnął się lekko. Wszystko zaczęło układać się po jego myśli.
Jak szybko się okazało, w Ujściu wręcz nie wypada myśleć optymistycznie. Za każdym razem wiąże się z tym potężne rozczarowanie. Potykający się o własne nogi rekrut, wpadający do kryjówki w pośpiechu nie był dobrym omenem. Kanalia na sam jego widok skrzywił się okropnie i zgodnie ze swoim zwyczajem, splunął na podłogę.
– Chyba mnie pierdolisz – westchnął zrezygnowany. Niezadowolenie i rezygnacja na jego twarzy szybko zostały zastąpione przez złość. – Kurwa mać! – wykrzyknął. Swój gniew postanowił wyładować na więźniu, trafiając swoją pięścią w jego wątrobę.
Jakie było prawdopodobieństwo, że wartownik wśród ludzi zobaczy swoje dziecko? Queran nie potrafił stwierdzić, żaden był z niego matematyk. Pewnie to nie był nawet jego bachor, tylko ktoś podobny, pomyślał. Za dawnych czasów po takim numerze zaszlachtowałby chłopaka w najgorszy możliwy sposób. Podczas okupacji nie miał takiego komfortu. Na odpowiednią karę miał przyjść jeszcze czas.
– Niech powie ci cokolwiek. Kurwa, cokolwiek. Pewnie zaraz i tak zdechnie, ale spróbuj z niego wyciągnąć cokolwiek – rzucił szybko do Bushira, po czym obrócił się do stojącego przy nim mężczyzny.
– Gdzie jest Romeusz, i ta kobieta, Ann? I który z tych debili strzelił? – warknął. Pośpieszył w kierunku piwnicy, gdzie do obrony szykowała się reszta ruchu oporu. Pozostało mu mieć nadzieję, że gobliny zaatakują od razu, zamiast lecieć po posiłki. Przy odrobinie szczęścia pozycja ich kryjówki nie zostałaby wydana.

Re: Rudera „Pod Zbitą Amforą”

75
Więzień przewrócił kilka razy oczami z bólu i próbował złapać oddech po mocnym uderzeniu w wątrobę. Goblin pragnął wyłącznie śmierci. Nawet nie musiał widzieć swojego ciała, by stwierdzić, że jest kompletnym wrakiem. Przeszywający ból w całym ciele sprawiał, że utrata świadomości stała się jego największym marzeniem.

Podczas gdy Bushir trzymał więźnia za fraki i szarpiąc nim próbował wydusić z niego cokolwiek przydatnego, Queran pobiegł za rekrutem, który przyniósł złe wieści.

– Romeusz zabrał kuszę i pobiegł obstawić wejście. Ann przygotowuje pułapki – odparł na pytanie Kanalii. – W stronę egzekucji strzelił Sahan, ten którego zrekrutowano wiosną. Zaraz po tym, jak wydał swoją pozycję, dostał bełtem w krtań... Zranił jednego z goblińskich kuszników, nie wiem czy poważnie, musiałem się zwijać z dachu zanim i ja bym oberwał – tłumaczył mężczyzna w pośpiechu, dysząc ciężko między zdaniami.

W piwnicy panował gwar i krzątanina. Nowi rekruci, choć młodzi i niedoświadczeni, sprawnie stosowali procedury postępowania w wypadku odkrycia kryjówki. Wszyscy się zbroili, narzucając na siebie nadgryzione zębem czasu kolczugi, chwytając tarcze i dobywając miecze. Pozostałych trzech łuczników ładowało zapas strzał, w tym część podpalających i wybiegali na drugie piętro rudery, gdzie znajdował się punkt strzelecki oraz wyjście na dach.

Druga kondygnacja stanowiła dobry punkt obserwacyjny, z którego wzrokiem sięgnąć można było na całą długość dwóch z trzech ulic, które spotykały się przy dawnej karczmie "Pod Zbitą Amforą". Stamtąd też, przy wykorzystaniu dużych otwieranych okien, można było posyłać w kierunku przeciwnika strzały, a nawet zrzucać spore kamienie, które niegdyś przytaszczono tu przy okazji.

Przed wejściem do rudery ustawione były, niby bez celu i w nieładzie, drewniane beczki wypełnione gruzem albo wodą. Stanowiły one doskonałą zasłonę przed wszelakimi pociskami. Przed nimi, od strony ulicy, Ann właśnie ukrywała starannie pułapki na niedźwiedzie, przysypując je delikatnie kawałkami gruzu. Przy odrobinie szczęścia mogły one spowolnić lub zatrzymać chociaż część goblińskich żołnierzy.

– Podchodzą wzdłuż ścian. Szóstka piechurów, jedna kusza. Nie widać jeszcze reszty! – krzyknął ktoś z góry. – Jakie rozkazy?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”