Sklep z porcelaną Cierre'a

1
Sklep znajdujący się w mniej zaludnionej części miasta. Uprzejmy sprzedawca jest pół elfem o czarnych włosach. Ustrój wnętrza jest dość skromny. Znajduje się tu zaledwie kilka wystaw z różnymi porcelanowymi wyrobami jak czajniczki czy filiżanki. Były one zdobione fikuśnymi wzorami różnych stylów. Na końcu pokoju kryje się lada, z którą stoi zwykle właściciel o imieniu Cierre.


Przygoda Licho, poprzedni temat http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=29&t=355&start=120


Cierre w odróżnieniu od Meiri nie specjalizował się w ukrywaniu w cieniu i wbijaniu komuś sztyletu w plecy tak, by ten do końca nie wiedział co go zabiło. Pół elf nie potrafił tego, lecz w zamian za to umiał skryć się w tłumie, doskonale kłamał oraz udawał. To sprawiało, że był niezwykle przydatny dla Kali. Jego sklep z porcelaną rzecz jasna był jedynie przykrywką, choć brunet zdawał się poważnie podchodzić do tego interesu i szczerze cierpieć z powodu problemów jakie sprawia mu zima. Wiadomo, bowiem że gdy zima szaleje to każdy liczy ostatniego miedziaka, a nie wydaje tego na zdobioną zastawę stołową.

Gdy kobiety dotarły pod drzwi sklepu ten dawno był już zamknięty, a właściciel pewno już spał, co można było wywnioskować z tego ile Licho musiała walić w drzwi, by ten wreszcie się pojawił. Mężczyzna otworzył drzwi lekko tak, że pojawiła się tylko szpara zza której wyjrzał. Zobaczenie Meiri nie przyniosło mu radości.
- Czego tu chcesz? Syknął nieprzyjemnie. Nim, jednak elfka mu odpowiedziała zdaje się, że ten ujrzał Kali. Od razu, bowiem otworzył drzwi na oścież i ukłonił się nisko, niemal czołobitnie i rzekł:
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt goszczenia Cię w mych skromnych progach, o Bogobojna?

Re: Sklep z porcelaną Cierre'a

2
Skromny sklepik swoje lata świetności miał już dawno za sobą, choć z pewnych powodów kryzys gospodarczy Ujścia, przynajmniej ten dotyczący niegdysiejszych Kerońskich zakładów, nigdy nie zaprzepaścił dorobku Cierre'a i prowadzonego przezeń sklepu. Jak nie trudno było się domyślić, sprzedaż porcelany w czasach wojny i okupacji nie przynosiła zysków kruczowłosemu półelfowi. Bo któż miał zaopatrywać się w luksusowe dobra, kiedy tuż za progiem, w wąskich uliczkach portowego miasta, przelewano krew ludzi, elfów, goblinów czy orków, zamkniętych w murach niczym szczury w klatce. Od paru lat kręcił się tu zupełnie inny interes, kryty sowitymi łapówkami, morderstwami i krętactwami, mającymi na celu zatuszowanie nowego, prawdziwego oblicza porcelanowego sklepu.

Pożarte ze sobą dwie wrogie strony — zielonoskórzy okupanci z Varulae i opozycjoniści z miejskiego półświatka działający z samozwańczymi oddziałami dywersyjnymi, skakały sobie do gardeł na porządku dziennym, usilnie próbując przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, posuwając się do sabotaży czy publicznych masakr. Na czele całej siatki opozycji, jak i największego obecnie narkotykowego gangu Ujścia, stał nie kto inny, jak okryta niemałą sławą Bogobojna Kali. Nieuchwytna, skryta za dziesiątkami pośredników i niestrudzenie ciągnąca swój życiowy interes, odległa pracodawczyni Fjalara. Odległa, lecz nie na tyle, by nie trzymać brzytwy przy krtani kuriera. W przenośni oraz dosłownie, choćby i ręką swojego wysłannika.

Gdzie jest paczka? — warknął łysy oprych. Spomiędzy jego zębów, wyszczerzonych ponad twarzą Fjalara, ulatywał odór alkoholu i zgnilizny. Ostrze opierało się na skórze szyi kuriera, drażniąc i łaskocząc.

Krótka retrospekcja przemknęła przez myśli Ithrasira. Rutynowa dostawa, przyczajony gobliński oddział, próba aresztowanie za rozprowadzanie narkotyków, ucieczka, pościg, zagubiony pakunek, godziny poszukiwań i... nic. Przepadł bez śladu. Natomiast klient już zadbał o to, by podkopać tego, kto towar miał mu dostarczyć. Powracający do bazy wypadowej kurier został porwany i zabrany z ulicy. I takim sposobem Fjalar Ithrasir trafił na wypucowaną podłogę sklepu z porcelaną, łysy oprych na jego klatkę piersiową, a stalowa brzytwa na gardło porwanego.

Gadaj gdzie jest paczka albo sprezentuję ci drugą taką bliznę. — Zagroził, zwróciwszy uwagę na szarą szramę, jaka zdobiła szyję Fjalara.

Halo, panowie! Tylko bez takich! — zaprotestował mężczyzna, wybiegający z zaplecza. Był to sam Cierre, właściciel sklepu, znany Fjalarowi z widzenia i kilku zamienionych słów. — Nie chcę tu bałaganu. Załatwiajcie swoje sprawy gdzie indziej — rzekł oburzony, stając nad ladą z założonymi na piersi rękoma i patrząc na mężczyzn z góry.

Re: Sklep z porcelaną Cierre'a

3
Kurwa.

To nie mogło się udać. Dzień zaczynał się dobrze, za dobrze… Żadnego patrolu przed wyjściem z kanałów. Zmiana warty przy strażnicy idealnie w momencie, w którym Fjalar miał zamiar się przekraść. Bardzo dobre tempo, niewielu podróżnych, nawet słońce wydawało się uśmiechać do kuriera przez cały poranek… Do czasu. Do spotkania tych przeklętych zielonoskórych, wrzeszczących swoimi irytującymi głosikami: „Kontrola! Kontrola!”. I jeszcze akurat dziś mężczyzna musiał zapodziać paczkę podczas ucieczki… Może słońce po prostu szczerzyło się szyderczo, widząc z góry nadciągające zagrożenie? Gdyby Fjalar był bogiem, zapytałby je, czy ten uśmiech był serdeczny, czy złośliwy. Ale, rzecz jasna, Fjalar bogiem nie jest.

Gdyby nim był, nie miałby teraz niemal stukilowego zmartwienia w postaci oprycha Bogobojnej Kali trzymającego nóż niepokojąco blisko blizny na krtani.

Już… Wszystko… mówię… – zacharczał kurier, próbując złapać odrobinę powietrza. To był błąd – wydobywający się z paszczy łysola odór śmierdział tak paskudnie, że Fjalar niemal zwymiotował. Nagły skurcz żołądka sprawił, że mężczyzna uniósł lekko głowę, a nacisk brzytwy na jego szyję zwiększył się niebezpiecznie.

Co za parszywy los zmusił go do pracy z tymi brutalami? Cóż za boski żart pokierował jego wybawcą tego pamiętnego dnia, kiedy niemal stracił życie w ciemnej, brudnej alejce Ujścia? Tego Fjalar nie wiedział, wiedział za to na pewno, że ten sam bóg, który zesłał na niego ów los, śmiał się teraz do rozpuku, obserwując drobnego trzydziestoczterolatka wijącego się pod istną kupą mięsa, której czasem zdarzało się złożyć poprawnie zdanie.

Złapali mnie… Zielonoskórzy mnie dorwali. Ledwo uciekłem… A paczkę zgubiłem. – Kurier odezwał się cicho, ważąc każde słowo. – Ale znajdę ją! N-naprawdę…

Rzucił wzrokiem na sprzedawcę, a potem na jego towar. Porcelana, ładna… Szkoda będzie ją ubrudzić krwią, ale coś czuł, że to wcale nie takie niemożliwe. W końcu stracił przesyłkę wartą o wiele, wiele więcej niż jego życie. A bogobojna Kali rzadko kiedy daje drugą szansę.

Kurwa. No po prostu kurwa mać.
Meðalsnotr skyli manna hverr;
æva til snotr sé;
þeim er fyrða fegrst at lifa,
er vel margt vitu.

Re: Sklep z porcelaną Cierre'a

4
Ta?

Oprych nie poluzował ucisku ostrza na gardziel Fjalara, choć ten uniósł głowę w odruchu wymiotnym. Kurier miał wrażenie, że brzytwa zatapia mu się w szyję. Nie poczuł jednak bólu, ani spływającej po skórze krwi. To był dobry znak.

Kali czeka na swój towar. Do zachodu słońca, tutaj. Albo będziesz płacił za swoją nieudolność — wysapał, z każdym kolejnym słowem potęgując odór popsutych zębów i problemów gastrycznych.

Trwał tak jeszcze kilka chwil nad Ithrasirem, wlepiając swoje przekrwione ślepia w oczy kuriera. Odsunął ostrze. Zaczął się podnosić, ale nim to zrobił, wymierzył kurierowi cios w brzuch. Ból rozszedł się promieniście, atakując trzewia, zabierając na krótką chwilę dech w piersi i wzbudzając mimowolny skurcz żołądka. Mało brakowało, a rzeczywiście by zwymiotował. Drab splunął na lśniący parkiet sklepu, tuż obok twarzy Fjalara. Oburzony Cierre parsknął cicho i spojrzał na ulicznika z pretensją. Nie trudnym było zgadnąć, że chciał, by ten jak najprędzej zniknął z jego oczu.

Niewypowiedziane domniemane życzenie Cierre'a prędko się spełniło. Oprych odwrócił się, podszedł do drzwi wejściowych i w progu dodał na odchodne:

Ciekawe czy ta twoja siostra jest taka ładniutka jak u nas mówią chłopaki. — Uśmiechnął się brzydko. — Już wisi lista tych, którzy będą się do niej po kolei dobierać jak spierdolisz sprawę. Zgadnij, kto zajmuje pierwsze miejsce.

Drzwi trzasnęły i zapanowała krótka cisza. Zmącił ją dopiero właściciel sklepu, pędzący z mopem do miejsca zniesławionego przez ślinę cuchnącego draba.

Brakuje mi tu ludzi kultury. — Westchnął mężczyzna, zaczynając szorować podłogę tuż obok twarzy Fjalara. — Od goblinów nawet tego nie wymagam, bo to zbereźne, świńskie i niewychowane stworzenia z natury. Ale człowiek to istota cywilizowana, zdolna do choćby odrobiny dobrej maniery — ciągnął dalej, jakby mówił do samego siebie. — Mógłbyś się przesunąć? Muszę zmyć ten smród z podłogi.

Re: Sklep z porcelaną Cierre'a

5
Całe powietrze uszło z Fjalara momentalnie, jak gdyby chciało uciec jak najdalej od potężnej łapy, która właśnie z niewyobrażalną siłą opadła na brzuch wędrowca. Mężczyzna zgiął się w pół, chwytając się instynktownie za trzewia, jakby bał się, że wypadną z jego ciała. Nie wyprostował się jednak, leżał zwinięty w kłębek, czekając, aż jego oprawca wyjdzie z pomieszczenia. Nie zareagował, gdy ślina oprycha skapnęła parę cali od jego twarzy. Nie zareagował też, gdy drab zaczął mówić o jego…

Siostra?

Fjalar wyprostował się gwałtownie, po czym odbił się nogami od ziemi, wstając błyskawicznie. Jeszcze podczas wyskoku palce obolałe od kurczowego zaciskania się w pięść owinęły się wokół przytroczonego do pasa sztyletu. Płynnym ruchem wyciągnął ostrze z pochwy i zrobił krótki zamach. Jedno spięcie mięśni, jeden sus i pchnięcie dzieliło go od zatopienia wąskiej stali w bebechach oprycha.

Drzwi zamknęły się z trzaskiem.

Fjalar zastygł na dwie sekundy, po czym opadł bez sił na ziemię w dokładnie to samo miejsce, w którym przed chwilą zwijał się z bólu, cudem unikając niewielkiej plamy śliny zostawionej przez draba Kali. Sztylet wypadł ze zwiotczałej dłoni i z cichym brzdękiem uderzył o posadzkę. Mężczyzna zamknął oczy, wciąż leżąc bez ruchu na plecach. Bogowie, pomyślał, w co ja się wpakowałem… W co ja się właśnie chciałem wpakować. Przecież próba zabicia tej góry mięsa oznaczałaby jeszcze bardziej spektakularne spieprzenie sprawy…

Zagubienie. Strach. Rozpacz. Te wszystkie emocje spłynęły na Fjalara, gdy tylko opadła adrenalina, a do niego samego coraz wyraźniej docierało, w jakiej sytuacji się znalazł. Nie miał pojęcia, co się stało z paczką, a mimo to jak skończony idiota obiecał, że przyniesie ją grzecznie w zębach, byle tylko ocalić skórę. Może powinien pozwolić się zabić tu i teraz? Istniała szansa, właściwie cień szansy, że dzięki szybkiej śmierci „przełożeni” kuriera zapomną o całej jego rodzinie i umknie im potrzeba ukarania również ich. A teraz… Teraz z właściwą sobie elokwencją przypomniał gangowi, że jeśli tylko Fjalarowi powinie się noga, wszystkie draby w okolicy będą mogły… Nie, mężczyzna nie mógł nawet znieść tej myśli.

Hmmm? – mruknął, wyrwany na moment z czeluści myśli niespodziewanym pytaniem, po czym otworzył oczy. Cierre, właściciel tego szacownego przybytku, szorował podłogę tuż obok jego głowy z właściwym sobie spokojem. Kurier zamrugał parę razy, podparł się rękami i wstał, lekko się chwiejąc. Momentalnie zrobił niepewny krok w kierunku lady, opierając się o nią.

Tak tak, przepraszam... – mruknął, próbując opanować zawroty głowy. Przez chwilę stał tylko i patrzył pustym wzrokiem, jak półelf domywa resztki brudu z podłogi. Następnie otrząsnął się, westchnął ciężko i zaczął oklepywać się po ubraniach, jakby czegoś szukając. Nie minęło kilka sekund, a w dłoni trzymał wyciągniętą zza pazuchy fajkę oraz wytarty kapciuch.

Co ja mam zrobić… – powiedział parę razy do siebie, po czym zerknął w stronę Cierre’a. – Mogę tu zapalić? - zapytał.
Meðalsnotr skyli manna hverr;
æva til snotr sé;
þeim er fyrða fegrst at lifa,
er vel margt vitu.

Re: Sklep z porcelaną Cierre'a

6
Cierre spojrzał na kuriera, później na jego fajkę, jeszcze raz na kuriera i zamyślił się na krótką chwilę.

A pal już waść. — Machnął ręką. — Kim bym był w oczach Bogów, gdybym odmówił ci być może ostatniej przyjemności — rzekł pobłażliwie i wrócił na swoje miejsce za ladą.

Właściciel sklepu usiadł na swoim wysokim stołku, z którego widok miał na cały sklep. Z jego pozycji nie umykał mu żaden kąt wystawy, żaden wazon, talerz czy gustownie ozdobiona filiżanka. Sklepikarz wyjął spod lady księgę i w ciszy zaczął wertować jej strony. Tomiszcze było grube, oprawione skórą, a na jego kartach widniały liczne tabelki i mnóstwo, mnóstwo liczb.

Ty musisz być Fjalar — odezwał się po krótkiej chwili. — Twój dług względem Kali wynosić będzie 550 gryfów. Równowartość zgubionego towaru. Mógłbyś co prawda go spłacić... Hmm... — mruknął w zamyśleniu, szukając czegoś w księdze. — Ale nie sądzę, żebyś dysponował taką kwotą, to po pierwsze. Po drugie, Kali bardziej ceni sobie zadowolenie klienta i wypełniony kontrakt niż zwrot pieniędzy. Jedna niedostarczona paczka, to już jeden mniej ufny klient. A konkurencji w Ujściu nie brak, nawet w czasie okupacji.

Wtedy nad drzwiami sklepu zadzwonił dzwonek. Do pomieszczenia wszedł nieznany Ithrasirowi mężczyzna. Miał na sobie koszulę, niegdyś zapewne białą, a dziś pożółkłą i brudną, przetarte spodnie ze skóry, wysokie buty i zawiązaną pod szyją opończę w kolorze niedojrzałej oliwki. Na głowę narzucony miał kaptur. Uważne oko Fjalara dostrzegło za pasem mężczyzny niestarannie umieszczony w pochwie nóż, którego ostrze błyszczało w świetle dnia. Nieznajomy ubłoconymi butami naniósł do środka brudu, na co natychmiast Cierre zwrócił uwagę, ale wstrzymał się od uwag, choć wyraźnie na język cisnęły mu się pewne słowa.

Avaraz — powiedział mężczyzna.

Cierre kiwnął głową i zniknął na zapleczu. Zakapturzony facet obrócił na chwilę głowę i obejrzał Ithrasira od stóp do głów oceniającym spojrzeniem. Na jego oczy padał cień, jednak duże tęczówki w kolorze złota i ciemna karnacja były czymś, czego nie dało się nie zauważyć. W oczekiwaniu na sklepikarza wyraźnie się niecierpliwił, wyładowując swoje napięcie rytmicznymi uderzeniami buta w ladę. Kiedy Cierre wrócił, miał ze sobą mały pakunek, podobny wielkością do tego, który Fjalar miał dzisiaj dostarczyć do klienta.

Burdel na portowej. Pytaj o Siwą Stellę — powiedział Cierre szeptem, chcąc dochować dyskrecji. Jego słowa nie umknęły jednak uwadze Fjalara.

Nieznajomy przyjął paczkę, odwrócił się na pięcie i wyszedł wartkim krokiem nie oglądając się za siebie. Cierre zanotował coś w swojej księdze, zamknął ją i odłożył na swoje miejsce.

Na czym to ja... A tak. Radzę znaleźć zgubę. Albo przynajmniej ją opłacić i liczyć na to, że Kali nie naliczy odsetek. Nic więcej nie pomogę. Co najwyżej mogę rzucić ci dwa gryfy za sprzątnięcie tego bajzlu. — Wskazał na ślady błota prowadzące od drzwi do lady.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”