Re: Karczma 'Basen Północny'

31
Elfka prychnęła z uśmiechem. Jej entuzjazm podniósł się, i to nie dzięki braku alkoholu w "piwie".
- Pamiętaj jednak by wybrać miejsce gdzie podają faktyczny alkohol, a nie jakieś tanie zamienniki. - Spojrzała jeszcze raz na pokolorowaną wodę. Nie zamierzała się upijać w tym mieście, zwłaszcza w obecnej sytuacji, jednak szum alkoholu byłby mile widziany. - Bo brak alkoholu w tak zwanym "piwie" jest tak okrutny jak... rozwodniona krew dla wampira! - zakończyła nieco głośniej, mimo że nie zrobiło to wielkiej różnicy w wszechobecnym gwarze. Przelała resztę swojego trunkunie do kufla elfa. Zaczął ją nawet swędzieć kręgosłup moralny, ponieważ to było okrutne. Dać mu więcej piwanie.
- Piwonie, przeciwieństwo piwa - mruknęła z lekkim smutkiem w głosie, z uśmiechem jakby ktoś umarł z noża Amrasona. Czyli z lekkim, bo zazwyczaj chodzi po nim posprzątać wszelakie kosztowności i elementy kolekcjonerskie.
- Po staruchach można by posprzątać, chociaż nie sądzę żeby wiele zostało. Orkowie, czy moi.. współzawódnicy - Ach, piękne słowo oznaczające osoby o takim samym zawodzie - już się najpewniej tym zajęli. Zwłaszcza ci drudzy. Co do "monopolu", to w miare szybko się ustawi. My zbieracze - uśmiechnęłą się z dumą - szybko się dostosowujemy.
Obróciła twarz o 45 stopni by spojrzeć po klientelli karczmy jednym okiem, drugie mając na alchemiku, na wypadek gdy coś doda. Nie wyglądali jakby wiele mieli. Jednak Licho wie, skoro Ireth też wyglądała jakby miała najwyżej kilka miedziaków. Akurat na pi- ekhm, kolorową wodę.
Veni, vidi i ukradłam

Re: Karczma 'Basen Północny'

32
Elf spojrzał na swój z powrotem pełny kufel i wymamrotał pod nosem jakieś narodowe przekleństwo. Po wysłuchaniu elfki. Zwiesił na chwilę głowę i pogrążył się w rozmyślaniu jak zdobyć obecnie niektóre ze składników alchemicznych mamrocząc przy tym urywki zdań.
-... to na cz.... ale morz... no nie...
Trwało oto przez chwilę, ale nagle podniósł głowę i rzekł z dziwnym błyskiem w oczach i figlarnym uśmieszkiem na twarzy.
- Mam pewien pomysł... co powiesz aby zebrać informacje i dobytek... a następnie podjąć się u partyzantów wykradnięcia się z miasta w celu przekazania informacji armii? Pal licho czy wygrają dzięki temu łatwiej... mnie raczej interesuje ewentualna nagroda. Oczywiście jest ryzyko... ale czy siedzenie tutaj i czekanie nie jest taaakie nudne?- na chwilę przerwał i na koniec dodał- No i chyba w armii będzie chociaż gorzałka... a potem możemy albo poczekać aż obiją Ujście, albo ruszyć gdzieś razem lub osobno i troszkę... poszperać po świecie.
Elf oparł łokcie na stole i zbliżył do siebie dłonie tak by stykały się czubkami palców po czym dalej z tym swoim ironicznym uśmieszkiem zapytał złodziejkę.
- I co myślisz o tym szalonym planie?
Spoiler:

Re: Karczma 'Basen Północny'

33
Elfka niemal się zaśmiała. Niemal. Zamiast tego uśmiechnęła się, przypominając rekina.
- Jeszcze się pytasz? Przecież już wymieniłeś wszystkie argumenty. Adrenalina, forsa i alkohol - Trzy sensy życia.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej na myśl o gorzałce, tak że można by zacząć się bać o nadwyrężenie jej mięśni twarzy. Nie przypominała już tej niepewnej dziewczyny która usiadła z alchemikiem. Teraz była niebezpieczną kobietą, której zamiarem było obrobienie króla. Zniosła szybko wzrok na Amrasona, uśmiechając się lekko.
- Więc, gdzie się spotkamy? Muszę tylko zebrać swoje rzeczy.
Och, jak będzie się cieszyć z tego wypadu. Może nawet zdoła przekonać Amrasona żeby kogoś ożenił?
Veni, vidi i ukradłam

Re: Karczma 'Basen Północny'

34
Przeskok czasowy na życzenie (to brzmi jak reklama jakieś usługi).
Następnego dnia Ireth i Amrason mieli spotkać się w tym samym miejscu. Po zabraniu najważniejszych rzeczy udali się do Basenu Północy. Okolice karczmy są rzadziej patrolowane przez zielonych, więc bez przeszkód trafili przed jej budynek. Było słonecznie i nawet śnieg powoli topniał. Mieszkańcy Ujścia zdążyli się przyzwyczaić do tego i nikt już nie mówił "wiosna idzie, lepsze czasy nadchodzą!". Takie dni były tylko krótkim odpoczynkiem od zimy, która trwa już ponad rok. Ujścianie mają jednak o wiele większe zmartwienia. Po drodze do tawerny para spotkała Fernoda. Imię to zna wiele osób. Facet pojawił się znikąd u boku Bogobojnej Kali i w mig stał się jednym z najważniejszych twarzy ruchu oporu. I to twarzą niebrzydką. Włosy czarne jak niebo w bezksiężycową noc były starannie zaczesane do tyłu i związane w kuc. Odcień skóry miał podobny do mieszkańców Archipelagu, ale bardziej blady. Zarostu prawie nie miał co podkreślało podłużny kształt jego twarzy. To co go wyróżniało to jasnozielony kolor oczu, który jest rzadko spotykany wśród ludzi. Razem z nim szedł jakiś rudy krasnolud z mieczem na plecach i kapturem na głowie. Nikt z elfów nie mógł go rozpoznać.
- O! Pan Trzmiel, dobrze pamiętam? - zobaczył Farnod Amrasona - Widzę, że ma pan ze sobą towarzyszkę. Bardzo mi miło. - lekko ukłonił się przed elfką - Fernod Varrkaden, ale pewnie już to wiesz. Nie marnujmy jednak czasu! Wejdźmy do środka.
Mężczyzna miał rację, bo właśnie przechodził tędy patrol złożony z dwóch postawnych orków w pełnym uzbrojeniu. Zdążyli ich zauważyć, a oni zdążyli zauważyć ich. Dowódca się jednak nie przejął tym, a nawet pomachał przerośniętym goblinoidom zanim wszedł do karczmy. W środku zaprowadził swoich towarzyszy kilka metrów od drzwi wejściowych i gestem nakazał im czekać. Nie trzeba było długo czekać aż ich śladem podążył patrol okupantów. Po ich wejściu do gospody wyrwało do przodu czterech mężczyzn, którzy wykorzystując element zaskoczenia rozprawili się z niechcianymi gośćmi.
- I oto Basen Północy! - oznajmił Fernod - Ostatni skrawek kerońskiej ziemi na powierzchni Ujścia i oczywiście jedno z ostatnich niestrzeżonych przejść do Kanałów.
Mało się tu zmieniło od ostatniego razu. Karczma jakoś funkcjonowała i dzięki tej funkcjonalności była świetną pułapką na osamotnione oddziały Varulae. Przy drzwiach zawsze kręciło się kilku nożowników gotowych zabić każdego zielonoskórego jaki tu trafi. Dalej kilku ludzi korzystali z tawerny jak z normalnej tawerny, a jeszcze dalej były drewniane schody do piwnicy.
- Mam spotkanie w dole, więc was tu zostawiam. Hef, - zwrócił się do krasnoluda - idziemy. - I już miał tak odejść, ale w ostatniej chwili coś sobie przypomniał. - Hej, a może chcecie iść ze mną? Jeśli będzie jakaś robota do wykonania to pierwsi będziecie mogli ją zgarnąć. Słyszałem o twoich osiągnięciach kąsający owadzie.

Re: Karczma 'Basen Północny'

35
Amrason westchnął lekko na widok Fernoda i jego towarzysza. Kiwnął im nieznaczeni głową i nic nie mówiąc na ich powitanie ruszył za nimi. Zawsze kiedy widział tego człowiek miał nieodparte wrażenie, że kiedyś, kiedy zabraknie wspólnego wroga ten człowiek łatwo stanie się jednym z tych, którzy będą pociągać za sznurki w tym mieście... ale teraz nie miał ochoty myśleć o przyszłości. Widząc małą pułapkę jaką ten zgotował zielonym na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Widząc nożowników w akcji sam pod płaszczem dyskretnie sprawdził swoje noże do rzucania umieszczone w pochwie z tyłu pasa."Trzeba być ostrożnym... co by było gdyby oni nas wystawili? A zresztą wszystko ostatnio widzę w zbyt czarnych barwach... trzeba wykorzystywać to że ludzie nienawidzą orków."- pomyślał. Kiedy usłyszał o spotkaniu, które Fernod ma zaplanowane zaczął go uważniej słuchać gdyż dotychczas puścił mimochodem jego krótką przemowę o "ostatniej ziemi". Na propozycje jednego z przywódców ruchu oporu uśmiechnął się lekko, zerknął na Ireth i odparł.
- W takim razie pójdziemy z wami. Nie można przepuścić okazji na wyprzedzenie konkurencji.
Znów zerknął na Ireth na wypadek gdyby chciała coś wtrącić, a jeśli nie to ruszy za człekiem i krasnoludem na spotkanie.
Spoiler:

Re: Karczma 'Basen Północny'

36
Na widok Fernoda uniosła po prostu brwi, mimo że nie było tego zbytnio widać pod kapturem jej płaszcza. Pojawił się tuż przed "żabkami". Ciekawe, co nie? Trzeba jednak przyznać że widok zaszlachtowanym zielonych poprawił jej humor. Nawet się uśmiechnęła. Widok noży jej o czymś przypomniał. Dotknęła wybrzuszenia pod swoim płaszczem, i odetchnęła lekko w myślach. Jej bagaż wciąż na miejscu.
Ireth skinęła głową na słowa Arasona, uśmiechając się lekko. Może na tym spotkaniu będzie jakaś gorzałka?
Zamierzała mieć jednak krasnoluda na oku. Krasnoludy lubią nie swoje pieniądze i błyskotki.
Veni, vidi i ukradłam

Re: Karczma 'Basen Północny'

37
- To wspaniale! - Fernoda najwyraźniej bardzo ucieszyła wizja, że będzie mógł pominąć szukanie chętnych do ewentualnych zadań. - Chodźmy. Nie możemy przecież kazać im czekać. Hef, prowadź.
Hef - krasnolud - musiał być tu kimś w stylu ochroniarza. Nie odezwał się ani razu odkąd spotkali się przed gospodą. Nawet nie pokazał swojej twarzy, a tylko parę razy zlustrował ich i okolicę spod kaptura. Na rozkaz odpowiedział tylko krótkim chrząknięciem, które oznaczało zapewne zgodę, bo od razu ruszył w stronę drewnianych schodów. Po chwili cała czwórka schodziła już w dół. Drewno nie skrzypiało, ale za to rozpadało się pod stopami. Dosłownie. Na przedostatnim schodku deska pękła równo na pół pod ciężarem twardej nogi krasnoluda, który jakoś niespecjalnie się tym przejął.
Od razu trafili do wilgotnej piwnicy. Dużej i pustej, ale jednocześnie małej, wypełnionej po brzegi. Pełno było tu śmieci z karczmy, ale i broni zabranej zwabionym orkom. Najwyraźniej ci na górze nie byli pierwsi. W jednym rogu leżało pełno połamanych stołów, krzeseł i części ścian rzuconych na kupę bez składu i ładu. W drugim równie mało rozgarnięcie rzucono rzeczy zrabowane z ciał okupantów - miecze, topory i całe zbroje. Prawdopodobnie miały pójść na przetop i posłużyć do wytwarzania broni według północnej sztuki kowalstwa. W trzecim rogu stali oni, a czwartego... Nie było. Był tylko tunel, z którego dobiegało światło pochodni. Do niego właśnie byli prowadzeni.

Dalej: http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=29 ... 929#p20929

Re: Karczma 'Basen Północny'

38
Gdyby ojciec zobaczył w jakich miejscach sypiam, padł by na miejscu na zawał - i to tylko po to by się móc w grobie przewrócić.
Ta myśl niebywale rozbawiła kudłatego gnoma, wchodzącego właśnie do dusznej, zatłoczonej sali karczmy. Dla niego był to rozsądny wybór - w miejscu takim jak to szanse ze trafi na oficjeli prawa którym się będzie chciało łapać gnoma za drobne przewinienia na wojnie są znikome. Weterani którym się nie poszczęściło? Już prędzej, ale jakie są szanse że spotka kogokolwiek kto będzie pamiętał twarz jakiegoś gnoma?
Ściągnął z głowy kaptur, przeczesując palcami miedziane druty które udawały u niego włosy. Podszedł do baru, wskoczył na najbliższy wolny stołek i zagadnął karczmarza.
- Jasne, pinta - powiedział, wysuwając dłoń z miedziakami. Więcej niż zwyczajowa cena w większości karczm. - I pytanko. Będą jakieś zlecenia dla dobrego felczera? Solidny jestem, i uczciwie się wyceniam.

Re: Karczma 'Basen Północny'

39
Szedł powolnym krokiem, od dłuższego czasu bez żadnego celu. Za późno zorientował się, że zboczył z docelowej ścieżki. Dopiero, kiedy dotarł do tego miast zorientował się. Było na tyle ciemno, że priorytetem dla niego stało się jakiekolwiek schronienie. Wszedł do pierwszej speluny, którą napotkał przy drodze. Okropne miejsce, ale teraz było mu wszystko jedno. Wprawny obserwator mógł zobaczyć u niego czerwone, wyschnięte oczy:
-W takich miejscach raczej nie sypiają ludzie których szukam-pomyślał chłopaczek posuwistym krokiem zmierzając do baru-Ja będę musiał
Miał nadzieje, że przynajmniej tutaj będą go omijać problemy, jednak wystrój zdecydowanie na to nie wskazywał. Jakoś doczłapał się do wolnego stołka, usiadł na nim powoli, niemalże leniwie. Podszedł tutaj w celu zamówienia jakiegoś trunku, jednak zamiast coś zamówić zakrył twarz rękami, pochylił się do przodu i zaczął się zastanawiać:
-Co ja najlepszego zrobiłem ?-na chwilę całe otoczenie zniknęło, a on został sam, ze swoimi nazbyt ponurymi myślami.

Re: Karczma 'Basen Północny'

40
Czekając na swój napitek, gnom zaczął nabijać fajkę, rozglądając się po pomieszczeniu.
Tsk. Bieda. Pewnie mają swoje problemy, ale drobnostki. Niiic ciekawego.
Rozczarowany, już chciał się skupić na swoim kuflu, kiedy do sali wparował młody, wysoki człowiek. Na oko? nie więcej jak dwadzieścia lat,ciężkie zmęczenie i poważne problemy. Miecz przy pasie. Czyli umie i musi się bronić.
Dokładnie takiego kogoś szukał.
Młody usiadł przy barze - i schował twarz w dłoniach, w geście załamania. Kurde, takie coś to zwykle dopiero po kilku głębszych. Faktycznie ma problemy.
- Wyglądasz jakbyś miał zdechnąć. Zły dzień? - zagadnął człowieka 'przyjaźnie', zerkając na niego łobuzersko.

Re: Karczma 'Basen Północny'

41
Siedział zatopiony w myślach. Zastanawiał się nad samym sobą i do głowy przychodziły mu wyjątkowo ponure i nieprzyjemne rzeczy. W takich sytuacjach zwykle radzi się, żeby myśleć o czymś przyjemnym. Każda łąka, którą próbował sobie wyobrazić od razu wyścielała się trupami. Trupy. Naprawdę to było przerażające, zbierało mu się na wymioty, gdy nagle usłyszał przyjazny głos, który poderwał go z letargu. Podniósł powoli głowę i spojrzał smutnym wzrokiem na gnoma. Przeanalizował go wzrokiem i stwierdził, że normalnie to on nie wygląda. Widać było, że wiele przeżył, a zapach sugerował, że większość przygód wydarzyło się w laboratorium. Wydawał się sympatyczny i wyróżniał się w jakiś sposób na tle tej całej hałastry, która sprawiała wrażenie, że najchętniej to by go zbiła, zabrała sakwę, wycięła wątrobę i obie nerki a potem "radź se sam". Można się do niego odezwać, może nie będzie gorzej. Tylko co powiedzieć. Przez chwilę chłopak nie mówił nic tylko patrzył się pustym wzrokiem i zastanawiał co powiedzieć. Po minucie myślenia wyszło mu to:
-Ja...ja chyba nie chcę o tym rozmawiać. Nie...nie teraz...-głos miał roztrzęsiony i słaby, brzmiał jakby miał zaciśniętą krtań. Nie był w pełni usatysfakcjonowany własną wypowiedzią. W zasadzie w ogóle, spróbował dodać coś jeszcze, w momencie kiedy otworzył usta poczuł jak obiad mu wraca tą drogą. Natychmiast je zamknął i bez słowa położył się głowę na barze:
-Nie mam pojęcia...pojęcia co powiedzieć - wymamrotał i spojrzał się przed siebie. Nie patrzył na nic konkretnego, raczej wypatrywał czegoś czego tam nie ma. A przynajmniej tak sugerowała pustka w jego oczach.

Re: Karczma 'Basen Północny'

42
Uśmiech zniknął z twarzy gnoma. Teraz przyglądał się młodemu człowiekowi z badawczą uwagą.
- No dobra. To nic nie mów. Zamiast tego wynajmij pokój i pozwól mi się tobą zająć - pyknął z fajki.
Poczekał chwilę, aż młody przetrawi informacje.
- No co? Masz nudności, przekrwione oczy, prawdopodobnie też migrenę. To, że nie wiesz co powiedzieć sugeruje też kłopoty z koncentracją. Więc to najpewniej zatrucie - w grę wchodziłyby też kilka chorób, ale nie wyglądasz mi na awanturnika który wałęsał by się po miejscach gdzie można je złapać. Nie chcesz gadać, nie gadaj. Ale potrzebny ci lekarz.
Gnom wyszczerzył się do niego szelmowsko.
- A tak się składa ze ja jestem najlepszym.

Re: Karczma 'Basen Północny'

43
Z wpatrywania się w pustkę wytrącił go gnom. Geromis zapomniał kompletnie o jego obecności, co mogło być niegrzeczne. Chłopak pomimo tragedii, która go niedawno spotkała nie chciał być niegrzeczny. Dlatego postanowił się zreflektować i chociaż przez chwilę pozadawać się z człowiekiem, który wydawał się być miły. Zasugerował mu wynajęcie pokoju:
-Hmm..przydałoby się kapkę odpocząć. Choć raczej nie będę śnił o niczym przyjemny, ale...ale zawsze na chwilę stąd zniknę.
-Chyba masz rac...-próbował powiedzieć Geromis, ale gnom przerwał mu i zaczął zwracać uwagę, że wygląda jakby był chory. Okazało się, że ma przed sobą lekarza. Zwlekł się ze stołka i ze słabowitym, wymuszony uśmiechem podał rękę gnomowi:
-Nazywam się Geromis, jestem...w zasadzie to jestem chłopcem na posyłki - w jego oczach pojawił się matowy błysk radości - Chyba też jestem w tym całkiem niezły. Raczej nie potrzebuje lekarza, ale dobry trunek i nocleg na pewno mi się przyda.

Re: Karczma 'Basen Północny'

44
Przyjaźń, między dwoma mężczyznami, miała zakończyć się jeszcze szybciej niż się zaczęła. Medyk nie przeszedł do leczenia, a melancholijny chłopiec na posyłki miał spędzić resztę dnia i nocy sam, o ile ktokolwiek zaryzykowałby rozpoczęcie dialogu z osobą na kilometr ziejącą rozpaczą i zrezygnowaniem. Wszystko za sprawą tego pierwszego, to jest właśnie Gnoma. Sprawa wygląda tak, iż jedni zapominają, że zostawili kociołek nad ogniem, inni nie nakarmili ukochanego pupilka, niektórzy pewnie zapomnieli odebrać dzieci od teściów, czego być może nie żałują. Svepplird Copperbottle również czegoś zapomniał, ale nie powiedział na głos czego. Może to była zwykła wymówka i etyka zawodowa oraz dobre serce i szczere chęci przegrany z melancholijnością rozmówcy? Temu, prawdopodobnie, nie będzie dane otrzymać odpowiedzi, a jedynie pozostanie w cieniu rozmyślań, wniosków i innego myślicielstwa. Svep, jak rażony piorunem, wydał zduszony jęk, chwycił się za głowę i niezwykle uprzejmie przeprosił rozmówcę, po czym pozbierał swoje rzeczy i pospiesznie opuścił "Basen Północny".




[Svep zt]
Spoiler:

Karczma „Basen Północny”

45
POST BARDA
Wczesna jesień 91 roku

Miasto powoli wracało do żywych. Pierw więc był wybuch i ogień, latające resztki nadbrzeża i płonące dachówki – co poniektórzy mieszkańcy opowiadali jeszcze, jak wstrząsnęło to całym Ujściem. Potem krwawa okupacja, w której uczestniczyli ci, którym żelazna rączka baronowej nie odpowiadała, zakończyła się. Portu nie było, a razem z nim interesu w mieście. Wojska korony wycofały się niemal natychmiast. Oblężenie trwające kilka lat zdeptało morale żołnierzy, co zresztą widać było w wysokim wskaźniku dezercji. Wiedzieli oni bowiem, że wycofują się z jednej wojny w kolejną, jako że król miał głowę pełną problemów. I tak też ci sami dezerterzy dołączyli do opustoszałego miasta w rabowaniu, jeszcze zanim wszystkie goblinie wojska opuściły Ujście. Szybko rewolucjoniści powrócili do swych starych zajęć, terroryzując mieszkańców, którzy masowo uciekli z miasta, w jego okolice bądź do bezpieczniejszych dzielnic.

Potem wrócili szlachcice, kupcy i rzemieślnicy, zbierając na nowo straż miejską, wcielając w jej szeregi kogokolwiek, kto miał chociaż odrobinę empatii i poczucia obowiązku. Dawni dezerterzy, starzy strażnicy, wolni strzelcy czy nawet wykupywani najemnicy – zaczęła się wtedy wojna, w której stawką była władza nad Ujściem i jego przyszłym portem. Pewnym było to, że ktokolwiek ją wygra, będzie mógł przyczepić sobie medal odbudowy miasta, nawet jeśli będzie to kosztem drugiej strony.

Bogobojna Kali po powrocie zaczęła mobilizować własne wojsko, czyli każdego zawadiakę, najemnika czy psychopatę, jaki mógł się jej nawinąć. Ich zadanie było całkiem proste – wystarczyło terroryzować prawych mieszkańców Ujścia do tego stopnia, aby w końcu upadli do stóp przywódczyni gangu, oddając jej władzę. Oczywiście nie mogło to być nieautoryzowane i oficerzy Bogobojnej kręcili się po okolicy, wyłapując kolejnych rzezimieszków, roznosząc plotki i rozkładając między ochotników zadania, bardziej bądź mniej toporne.

I w takiej sytuacji znalazła się przypadkowa trójka – dwóch Ludzi i Wysoki Elf. Zrządzeniem losu kwatermistrz Zilian wyłapał każdego z nich do jednego ze swoich zadań z niekończącej się właściwie listy. Wywiad działał doskonale, jak widać. Tak czy siak Sebastian, Tanga i Lindirion, każdy osobno, spotkali się w karczmie od wieku wieków będącej siedliskiem wszelakiej maści złoczyńców – i nie zmieniło się to nawet za okupacji goblinów.

Półelf siedział wciśnięty wyjątkowo stereotypowo w róg tawerny, na głowie mając beżową chustę przysłaniającą nieco jego uszy i glacę. Twarz poorana była trądzikiem, niebieskie oczy wodziły niespokojnie po okolicy, zaś dłonie poruszały się arytmicznie do byle jakiej muzyki pretendenta do bycia bardem. Widząc każdego z osobna, machnął nieznacznie ręką sygnalizując, by panowie się dosiedli. I ledwo ich pośladki dotknęły skrzypiących krzeseł, zaczął wylewać z siebie słowotok. Mówił szybko, aż czasami ciężko było wyłapać niektórych słów.

Od razu mówię, że żadnego zapisywania, jakby któremuś strzeliło do głowy — rzucił, po czym kontynuował, znacząco kierując kolejne słowa do mistrza Lindiriona, który wyglądał tutaj na najbardziej inteligentnego. — Mamy namiar na jedną żmiję, kooperant z goblinimi ścierwami. Gnój dorobił się małego majątku na handlu z nimi, kiedy reszta była bita i wieszana i tak w kółko. Jak jeszcze nie było blokady morskiej, to kupczył jakimiś pierdołami, teraz to nieważne. To, co jest ważne to to, że jak się nachapał na zielonych, to teraz ma od cholery w skarbcu i sobie finansuje straż miejską, kupując im broń, pancerze, ogólnie wspierając. Więc generalnie to chcemy go dojechać, ale to nie tyle. Hiron, bo tak ma na imię, ma też informacje o kolejnych dostawach. Port jest rozjebany, ale mają jakieś swoje sposoby na transport, więc chcemy się dowiedzieć, kiedy i gdzie będzie dostawa dla straży, żeby najlepiej to przechwycić i dać naszym. Dwie pieczenie na jednym ogniu, pozbycie się dwulicowej szui i nowy sprzęt dla Bogobojnej.

Zilian wziął głęboki wdech, kończąc swój monolog. Nawet nie zauważył, że nachyla się w stronę bandy, aż do teraz, prostując się i poprawiając cerowany płaszcz. — Dobra, wszystko jasne, czy pytania jakieś? — ostatnie zdanie ewidentnie skierował do dwójki osiłków, jakby oczekiwał, że ci zapytają się o coś.

Był wieczór i tawerna powoli się zapełniała. Ktoś niedaleko nich grał w kości, jeszcze dalej ktoś się zakładał, że będzie w stanie trafić nożem w tę szparę między deskami. Jeszcze gdzieś indziej jakiś złodziejaszek dobijał targu z paserem, zaś jednooki karczmarz stał za ladą i grzebał sobie w nosie, co jakiś czas nalewając do drewnianych kubków najtańszego, najgorszego piwska.

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”