Re: Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

17
Visenna trochę niezadowolona z efektów udania się na egzekucje wróciła do gospody. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Jak się można było spodziewać większość osób udała się na egzekucje przez co nie było w środku wielu ludzi. Elfka nie rozglądała się po tych co byli. Podeszła do Rufusa.
- Witam ponownie Rufus. Nie udało mi się nic zarobić na egzekucji. Zamiast tego powstało małe zamieszanie. Jakieś Bractwo Wolnych Ujścian podburzało mieszkańców przeciw goblinom. Może tym razem ktoś się o mnie pytał?

Re: Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

18
Rufus pokręcił głową na znak, że nikt o Visennę nie pytał. Zapowiadało się, że będzie to długi i niezręczny dzień zakończony przymusową wyprowadzką z pokoiku na piętrze albo ewentualnie przyjęciem posady pomywaczki na stałe, gdy do sali wparował zdyszany mały chłopiec. Był odziany w łachmany i brudny na twarzy, pałętało się takich po Ujścianych ulicach tysiące. Najczęściej kradli albo żebrali, każdy był dobry w jednym i drugim ze względu na małe rozmiary i ściskający serce, żałosny wygląd.
- Wiadomość do pani Marii! - Krzyknął zdyszany gówniarz i wyciągnął w stronę elfki zwitek papieru.

Re: Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

20
Rufus odłożył na chwilę ścierkę, którą przecierał stoliki i wziął w wielkie łapsko karteczkę. Zmarszczył czoło wpatrując się w literki a potem ustawił sobie ostrość obrazu przybliżając i oddalając tekst od twarzy aż w reszcie znalazł idealne położenie. Zapewne mały przyrząd optyczny wykonywany przez niektóre rasy ze szkła lub kryształu i oprawek zwany okularem bądź monoklem ułatwiłby mu życie w takich sytuacjach, ale towary takie były dla prostego jadłopodawcy poza zasięgiem cenowym.
- Do skrytobójczyni Marii... - Zaczął czytać na głos wielkolud i przerwał zdając sobie sprawę z tego, w czym właśnie uczestniczył. - Paszoł won! - Krzyknął nagle do małego posłańca, który nadal sterczał obok jednego ze stołów najwyraźniej licząc na miedziaka za dostarczenie wiadomości albo chociaż na coś z wyposażenia oberży, co mógłby niepostrzeżenie sobie przywłaszczyć.
Chłopak wybiegł z sali jak oparzony a Rufus pokręcił głową jakby chciał przed bogami poświadczyć, że nie chce mieć z tym nic wspólnego, ale kontynuował odczytywanie listu.
- W związku z tym, że kontrakt nasz zawarty wczoraj wypełniony nie został, niniejszym strona zleceniodawcy domaga się zwrotu zaliczki o stu gryfów wartości oraz kolejnych stu w formie zadośćuczynienia za ujmę na interesach wspomnianej strony. Daje to w sumie dwieście gryfów, które zanieść należy Madame Trinn w domu uciech Jedwabny Pantalon do jutrzejszego zachodu słońca.
Łysy oberżysta spocił się na czole pomimo, że w pomieszczeniu panował przyjemny chłodek.
- Jest jeszcze postscriptum... Powiedział niepewnie. "Jeżeli strona nie ma możliwości spłacenia długu, można go odpracować za pół gryfa dziennie w nadmienionym zamtuzie. Więcej informacji u Madame Trinn."

Re: Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

21
Elfkę zasmuciło to co usłyszała. Musieli nie dostać wiadomości, cóż. Czy sto gryfów było warte zachodu? Można przecież odjechać stąd skradzionym koniem i sprzedać go nawet na południu. Wyszło by na pewno korzystniej. Jednak zleceniodawca mógł mieć duże wpływy dlatego należało wyjaśnić sprawę.
- Chyba muszę im to wyjaśnić. Przy okazji zdradziłam moją profecję. Mam nadzieję, że nie zastanę straży jak tu wrócę - rozejrzała się po karczmie - sztylet jeszcze trochę u ciebie pozostanie Rufusie. Do widzenia!
Wyszła zmierzając do "Jedwabnego Pantalonu".

Re: Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

22
- Poczekaj! - Zawołał za nią Rufus zanim opuściła oberżę. - Nie chcę, żeby to wyglądało, jakbym miał cię w pogardzie, ale musisz mnie zrozumieć...
Tutaj zrobił przerwę i udał się za kontuar, po czym wziął zza niego znany Visennie doskonale sztylet i przyniósł go jego prawowitej właścicielce.
- Proszę, weź swój sztylet i zapomnijmy o tym, że tu nocowałaś... Nie wiem, w co się wplątałaś, ale nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Chodzi o bezpieczeństwo moje i mojej rodziny, zrozum... I nie wracaj tu więcej.
Z twarzy poczciwego gospodarza biła troska i smutek, znać było, że na prawdę przejął się wiadomością chyba nawet bardziej niż sama elfka.
- I jeżeli chcesz mojej rady - dodał - nie idź do tych ludzi, im nie chodzi o wyjaśnienia czy głupie sto gryfów, chcą z ciebie zrobić niewolnicę w swoim burdelu. Wyjedź stąd i nie wracaj, jest wiele miejsc lepszych do życia niż Ujście... Nawet w twoim... Eee zawodzie.

Re: Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

23
Visenna zawahała się po słowach karczmarza.
- Dziękuje - powiedziała biorąc swój sztylet.
Stała jeszcze przez chwilę patrząc na ostrze, po czym schowała je tam gdzie jej miejsce.
- Wychodziłam już z gorszych sytuacji ale... Chyba masz racje. Nie ma co ryzykować dla stu gryfów. Jednak tobie też bym zalecała ucieczkę. Niedługo może zrobić się tu niebezpiecznie. Podczas oblężenia za dużo się chyba nie zarabia, a lokal można otworzyć i w innym miejscu. O to moja rada. Poszukam transportu w porcie. Żegnaj Rufus!
Odwróciła się i poszła w swoją stronę - do Ujściańskiego portu

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

24
Obrazek


Kołysanka

Gracze: Loyra Aenna, Durga, Aaylah

Informacja o tym, że Bogobojna Kali rekrutuje podwładnych i współpracowników, zaskakująco szybko obiegła odpowiednie kręgi świata. Wcześniej czy później dotarła ona także do Loyry, Durgi i Aaylah, do każdej z nich z osobna, a jednak wszystkie znalazły się w Ujściu mniej-więcej w tym samym czasie. Los sprawił także, że wszystkie trafiły w to samo miejsce, nawiązując kontakt z tą samą zorganizowaną grupą, ale co miało im to przynieść? To się miało jeszcze okazać. Póki co miasto wciąż znajdowało się w niewłaściwych rękach - to znaczy w tych nienależących do Kali, do ludu, do wolnych obywateli. Wszystko jednak dążyło do tego, by ten stan rzeczy uległ zmianie. Dla tej trójki, jak i wielu innych, byłoby to dobre zrządzenie losu.

Teatr imienia Dwarra Bursztyna był w stanie opłakanym. Zrujnowany i rozkradziony, dawno zapomniany przez mieszkańców Ujścia, stał na obrzeżach Średniego Miasta i straszył swoją ponurą fasadą. Zdawać by się mogło, że nikt tu już nie spędza czasu. Nikt nie przychodzi na spektakle i koncerty, a jedynymi stałymi bywalcami są szczury i głodne, bezdomne koty. A jednak to tutaj właśnie miała stawić się każda z nich, by później od głównego wejścia zostać zaprowadzona przez niskiego, chuderlawego chłopaka do porośniętej bluszczem bocznej ściany, w której znajdowały się drzwi prowadzące do środka. Jedynie na Durgę młody spojrzał podejrzliwie, ale najwidoczniej nie czuł się osobą kompetentną do komentowania koloru jej skóry, jakkolwiek mało zaufania by on budził w tutejszych.

Tylne wejście prowadziło do korytarza, początkowo ciemnego, ale później rozjaśnionego przez pojedyncze, sporadycznie rozstawione świece. Drzwi, jedne, drugie, kolejne, niektóre zamknięte, inne uchylone, jeszcze inne kompletnie wyrwane z futryny, żadne z nich jednak nie były celem ich wędrówki. Idąc przez długi korytarz minęły kilka osób, wyraźnie mocno uzbrojonych i uważnie lustrujących je oceniającym spojrzeniem, lecz nie zostały zatrzymane. Ostatecznie dotarły do wysoko zawieszonej, ciężkiej kotary, która być może kiedyś była bordowa, ale teraz miała odcień brudnego brązu, a przechodząc przez rozcięcie w materiale, znalazły się w - jak mogło się wydawać - głównej sali.

Scena teatru nie należała do największych. A może tak się wydawało, przez panujący tu półmrok i puste kandelabry? Przed drewnianym, zapadniętym w kilku miejscach podwyższeniem, przodem do widowni, stał długi stół, za którym siedziały trzy osoby, pogrążone w cichej dyskusji: wysoki, brodaty mężczyzna, wschodnia elfka o krótkich, kędzierzawych włosach i półork, którego zielona skóra aż nadto rzucała się w oczy - zupełnie tak, jak u Durgi. Zaskakująco, to jednak jego spojrzenie wydawało się najmniej przychylne, gdy do teatru weszła Durga. Gestem wskazał każdej z nich puste siedzenia na widowni, sugerując, by znalazły sobie jakieś miejsca naprzeciwko ich trójki. Krzeseł było sporo, choć większość została połamana lub zniszczona w inny sposób; kilka z nich, tych umiejscowionych dalej, było zajętych. Grupa mężczyzn, dwóch ludzi i jeden krasnolud, rozmawiali sobie w dalszej, słabiej oświetlonej części sali, a kilka pojedynczych osób porozsadzanych było wydawać by się mogło zupełnie losowo, w przypadkowych miejscach, każda zajęta swoimi własnymi sprawami. W większości byli to ludzie: długowłosy blondyn czytający coś w słabym świetle świecy, przy której siedział; śliczna, rudowłosa kobieta w żółtej koszuli, bawiąca się sakiewką z bliżej nieokreśloną zawartością; wąsaty mężczyzna, ze znudzeniem wpatrujący się w sufit, na którym tańczyły cienie rzucane przez świece. Przez umieszczone wysoko okna wpadało bardzo słabe już światło popołudniowego słońca. A może to niewielkie szyby były tak brudne? Ciężko stwierdzić.
- To już wszyscy - odezwała się elfka, gdy każda z nich zajęła wybrane przez siebie miejsce. - Chociaż tego się nie spodziewałam.
Krótka cisza, która zapadła, pozwoliła Durdze - choć właściwie to chyba wszystkim - łatwo wywnioskować, o czym była mowa. Orki nie były mile widziane i darzone zaufaniem w Ujściu. Trzeba było sobie na nie ciężko zapracować. Czy siedzący obok elfki półork już udowodnił swoją wierność? Prawdopodobnie niejednokrotnie.
- Dadzą sobie radę - odparł cicho. - To prosta robota.
- Wiesz, że nie o tym mówię.

Półork westchnął i rozparł się na krześle wygodniej. Zastukał palcami w blat, przesuwając spojrzeniem na Loyrę i Aaylah. Trudno było wyczytać konkretną emocję z jego twarzy. Miał obojętność wypracowaną do perfekcji. Elfka mówiła dalej.
- Chcieliście odpowiedzieć na wezwanie Kali, trafiliście do nas. Nasza przywódczyni bezpośrednio z nią współpracuje, więc macie okazję się wykazać. Wy wiecie, z kim macie do czynienia. Lwia Lilia, zapewne nie słyszycie tego imienia po raz pierwszy. Przyznam, że bylibyście głupcami, przychodząc tu bez dowiedzenia się czegoś więcej na jej temat, więc nie zakładam, że musimy się wam przedstawiać. W drugą stronę jednak...
Uniosła znacząco brwi, rzucając im wyczekujące spojrzenie.
Owszem, odkąd kobiety trafiły do Ujścia i dowiedziały się, że przyjdzie im pracować dla Lwiej Lilii, nawet jeśli tylko w ramach jednego zlecenia, zdążyły już zasięgnąć języka kim jest ta kobieta i co sobą reprezentuje. A także jak wielu i jak niezwykle wiernych ludzi ma pod sobą. Idealistka, twarz opozycji, najpierw uratowana przez nią przed śmiercią, potem spłacająca swój dług, a teraz bardziej niż ktokolwiek świadoma konieczności zmian w mieście. Zarzucano jej wiele rzeczy; bezwzględność, zarówno jak naiwność, odwagę i przesadną troskę. Mówiono, że jest bardką, śpiewaczką, heroldką niosącą na ustach hymn ku czci wolności. Mówiono też, że tańczy z mieczem jak najlepszy szermierz i nie cofa się przed śmiercią, a czas, który jej dano, został skradziony i wkrótce zostanie jej z powrotem odebrany. Ile w tym wszystkim było prawdy? Zapewne zaledwie ziarenko, jak zawsze.
Teraz rozmawiały z jej ludźmi, na jej terytorium. I pewnie przyjdzie czas na pytania... jak już same udzielą własnych i wystarczająco właściwych odpowiedzi.
Obrazek

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

25
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, udało mi się dotrzeć do Ujścia, gdzie miały mieć miejsce wydarzenia, które będą z pewnością rzutować na najbliższą przyszłość. Trafiłam tutaj mniej więcej w tym samym czasie co jeszcze jakieś dwie kobiety, elfka i orczyca, najwyraźniej również zwabione do tego teatru... Jakimiś własnymi pobudkami. Dokładnie przyjrzałam się każdej z nich, chcąc wyczytać chociaż część informacji jakie mogą skrywać, jednak nie rozpoczynałam żadnej głębszej interakcji z nimi, nie wiadomo nawet czy w ogóle będę miała z nimi do czynienia w przyszłości, więc po co się trudzić.
Chwilę po naszym zjawieniu się przy zapuszczonym budynku, pojawił się jakiś niewielki chłopiec. Obrzucił nas zdawkowym spojrzeniem, zatrzymując się nieco dłużej na orczycy po czym gestem dał nam znać abyśmy podążyły za nim. Westchnęłam cicho i ruszyłam jego śladem, starając się pozostać na tyłach grupy aby mieć oko na pozostałe dwie nowoprzybyłe. Wewnątrz teatru, zostałyśmy poprowadzone dość ciemnym korytarzem, rozświetlanym jedynie dzięki rzadko rozstawionym świecom. Mijaliśmy kolejne drzwi, niektóre zamknięte, inne nie do końca a jeszcze inne na oścież otwarte. Po drodze minęło nas również parę osób, jednak poza uważnymi spojrzeniami, nie obdarzyli nas niczym więcej.
Kiedy dotarliśmy wreszcie do celu naszej podróży, głównej sali w której znajdowała się sporawa scena. Po wkroczeniu do sali, zatrzymałam się na chwilę aby rozejrzeć po wnętrzu i rozeznać się w tym kto tu jest oraz co robi. Większość zebranych tutaj zajmowała się swoimi sprawami ale od razu rzucili mi się w oczy ci, którzy tutaj sprawowali jakąś władzę. Skinęłam głową kiedy zostało mi wskazane krzesło naprzeciw trójcy, jednak po stwierdzeniu że żadne z nich nie nadaje się do użytku, zdecydowałam się stać. Wysłuchałam w ciszy krótkiej wymiany słów pomiędzy podczas której udało mi się wywnioskować że jednak będę miała więcej do czynienia z ową dwójką kobiet, która została tutaj ze mną przyprowadzona. Zauważyłam również ogólne napięcie, które było związane z rasą jednej z kobiet. Nie dziwiło mnie to jednak, z tego co słyszałam, orki nie były mile widziane w tych okolicach, ale miałam szczerą nadzieję że ten fakt nie będzie nam utrudniał zadania jakie zostanie nam powierzone.
Po dowiedzeniu się pierwszej części informacji, spojrzałam po pozostałej dwójce i zdecydowałam się jako pierwsza ujawnić nieco informacji o sobie.
- Jestem Aaylah Doni, przybyłam tutaj bo chciałam rozwijać dalej moje umiejętności ale również aby mieć wpływ na kształtujący się teraz nurt wydarzeń. Nie wiem jakie zadanie przed nami postawicie ale jeżeli będzie polegało na zabiciu kogoś albo wykradnięciu czegoś to nie ma najmniejszego problemu.- powiedziałam chłodnym i wypranym z emocji głosem, obserwując reakcje reszty osób na moje słowa.

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

26
Ledwo używany, rozkradziony i zrujnowany teatr zdecydowanie nie należał do najbardziej pasujących Loyrze miejsc na spotkanie, ale chyba za bardzo jej to nie wzruszało. Dosyć ochoczo i szybko podążała za ich przewodnikiem pod postacią niskiej chudzinki. Trzymała się raczej blisko, stawiając długie kroki. Trzymała ręce przy sobie, czasami też przenosząc je za plecy. Może gdyby była nieco spokojniejsza, oglądałaby bacznie popsutą i raczej obrzydliwą w stosunku do tego, do czego się przyzwyczaiła, okolicę. W prawdzie jednak zdawała się być może nie tyle co zdenerwowana, co pełna różnych emocji. Szybkie kroki i ciągłe zerkanie to na przewodnika, to na nowopoznane twarze sugerowałyby, że jest nerwowa lub lekko przerażona. Z drugiej strony jednak szła przed siebie z uśmiechem, mogła więc być podekscytowana. I chyba ekscytacja właśnie była najbliższym terminem do jej stanu emocjonalnego. Nareszcie natrafiła na jakąś konkretną szansę w jej celach. Mogła zrobić coś istotnego dla samej siebie...jak i może dla samego Ujścia. Na to w zasadzie częściowo liczyła.

O tyle o ile Loyra była gotowa do współpracy z wieloma szemranymi typami, a co za tym szło, do zrobienia wielu niekoniecznie moralnych rzeczy, tak wieść o tym, że będzie współpracowała z Lilią, która jest przecież postrzegana jako idealistka i opozycjonistka, była dla niej ukojeniem. Lepiej było przysłużyć się komuś kto przynajmniej ma dobre intencje. Pora jednak było zobaczyć jak plotki mają się w rzeczywistości.

W końcu weszła do sali razem z resztą tej niedużej zgrai. Podczas drogi miała okazję parę razy na nich zerknąć, ale dopiero kiedy znaleźli się na miejscu postanowiła wykorzystać pełnię swojego czujnego wzroku by im się przyjrzeć. Widok orczycy był tu co najmniej dziwny. Czarodziejka do rasistek nie należała, ale sam fakt obecności tu zielonej był dla niej zaskakujący. Przyjrzała jej się jeszcze trochę - chyba była nieco niższa i szczuplejsza niż "powinna" być. Co to oznaczało? Może była magiem? Nie, tutaj na pewno nie ma magów...może poza czymś słabym...a nawet jeśli nie słabym, to i tak słabszym od Loyry. Przynajmniej w jej percepcji. Skoro była niższa, to może jest jakimś zręcznym zabójcą czy innym tego typu rzezimieszkiem? Pasowałoby, to jest przecież praktycznie kraina takich osób, a na dodatek ta miała ze sobą sztylet. Z drugiej strony jednak, kto sztyletu nie ma? Zresztą, po co się nad tym zastanawia jak i tak zaraz się dowie? Chyba będą się sobie przedstawiać.

Koło nich była też inna Elfka, ale chyba Wschodnia. Ta już nie wyglądała szczególnie nietypowo. Może była odrobinę ładniejsza niż większość, ale poza tym nic specjalnego. Ona już w sumie mogła być miejscowa. Dwa noże i skórzany pancerz? Brzmi jak zestaw typowego mieszkańca Ujścia.

Wschodnia Elfka robiąca chyba za zleceniodawczynię zaczęła mówić. Kobieta słuchala jej z uwagą, trzymając ręce za plecami i lekko splatając dłonie. Czasami lekko stawała na palcach albo wyciągała jedną rękę zza pleców - raz by pozbyć się kropli potu z czoła, raz by poprawić kołnierz, a raz by, po jakimś czasie, zdjąć kaptur, o czym zupełnie zapomniała.
Elfka skończyła mówić. W zasadzie to nie spodziewała się niczego innego niż to, co usłyszała. Skrycie liczyła, że usłyszy coś w stylu "Kali chce zobaczyć cię natychmiast, Loyro", ale niestety świat nie był aż tak piękny i prosty. Był...trochę piękny, ale ewidentnie niewystarczająco.

Druga Wschodnia Elfka, ta będąca nieco bliżej, zaczęła mówić i bardzo szybko się przedstawiła. Widocznie była ekspertką od "zabijania kogoś lub wykradnięcia czegoś". Z jakiegoś powodu Czarodziejka zaczęła się przez sekundę zastanawiać nad tym, czy Aaylah byłaby w stanie zabić coś i wykraść kogoś. Potrzebowała może jeszcze chwili, by dojść do wniosku, że nie powinna o tym myśleć podczas tej narady. Potem lekko przygryzła wargę, odetchnęła, zerknęła po sali i postanowiła, że też się przedstawi. Wypadałoby, choćby po to by wszyscy wiedzieli jak cennym zasobem może być.

- Więc...ja jestem Loyra Aenna. Miło mi wszystkich poznać, um...cześć. Jestem Czarodziejką, ale nie jakimś samoukiem!- rzuciła dosyć szybko, może nawet odrobinę chaotycznie pod względem wymowy. Widać było, że nieco się denerwowała, ale odetchnęła i potem było nieco lepiej.- Uczyłam się w Oros, potem w Nowym Hollar, jestem też w pełni odznaczoną Czarodziejką według tych drugich. Znam się na Magii jak mało kto, pewnie w całym tym mieście jest jakoś...dziesięć osób takich jak ja, może mniej. Więc myślę, że mogę wam się przydać. Jestem tu, bo wy możecie pomóc mi, a ja wam, i przy okazji nie jestem zwolenniczką Keronu. Z-zresztą, kto niby jest? Może nie jestem ekspertką od zabijania czegoś lub kogoś jak koleżanka...ale mam inne talenty. Znam się też na alchemii, jestem Zaklinaczką i opanowałam bardzo dobrze dwa żywioły. To są te najważniejsze talenty. Myślę, że to wam wystarczy. - początek tej swego rodzaju przemowy zdecydowanie był wypowiedziany z większymi nerwami niż koniec. Mniej więcej w środku wypowiedzi udało jej się w pełni ogarnąć i być trochę bardziej profesjonalną. Musiała zrobić dobre wrażenie, ale z drugiej strony pokazała trochę nerwów, o raczej dużym mniemaniu o sobie nie wspominając.

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

27
Ujście. Wreszcie dotarły, razem z jej nauczycielką, która tym razem została w karczmie, jednej z niewielu w okolicy, która przyjęła ją oraz ludzi Usha pod dach. Gdyby przybyła sama, bez listu polecającego i bez skromnej, ale przede wszystkim - ludzkiej obstawy, zapewne nikt by jej nie przyjął. Taka to już natura ludzka. Nie dziwiło ją to, większość w końcu była niewiele lepsza niż zwierzęta, które tylko ukrywały się pod złudnym płaszczem cywilizacji. Wystarczyło go ściągnąć, a ich prawdziwa natura wychodziła na wierzch. Na szczęście były pośród nich wyjątki, a z pozostałymi nauczyła się już radzić. Wiedziała na co się pisze, kiedy ruszała do Ujścia, była świadoma jak bardzo jej odcień skóry będzie kłóć w oczy pozostałych. Teraz, kiedy udało się nawiązać wreszcie kontakt z kimś, kto faktycznie ma dojścia do pośredniej imienniczki jej nauczycielki, przynajmniej czuła, że poczyniła krok do przodu. Dlatego też humor miała całkiem niezły, nawet jeśli dostrzegła chociażby spojrzenie młokosa, który wpuścił ich do zrujnowanego teatru.

Idąc korytarzami, przyglądała się uważnie otoczeniu, a jej myśli nieco błądziły - był to chyba pierwszy raz od... bardzo, bardzo dawna, kiedy znalazła się w teatrze, choć oczywiście ten tutaj był w opłakanym stanie i bynajmniej nie spełniał swojej pierwotnej funkcji. Mimo to, jakieś wspomnienie wydobyło się na powierzchnię jej myśli - wspomnienie z czasów, kiedy jeszcze ojciec żył, a ona była ledwie dziewczynką wkraczającą dopiero w wiek nastoletni. To było chyba niedługo po tym, jak powstało Emporium handlowe i świętowali pierwsze pół roku zysków. Wtedy ojciec zabrał ją do podobnego przybytku, ba - nawet matka wtedy dotarła na miejsce i brat, poszli więc całą rodziną. Nie pamiętała już dokładnie treści sztuki, którą wtedy oglądali - była to chyba jakaś komedia, niezbyt wysublimowana - a mimo to bawiła się świetnie. Nie chodziło nawet o to, co działo się na scenie, lecz o samą... atmosferę, głosy ludzi (publika dogadywała bowiem często, czasem śmiejąc się głośno z żartów, a czasem gwiżdżąc, gdy mniej lubiany aktor albo postać pojawiały się na scenie). Pamiętała dość podłej jakości, ale ciepły i w tej atmosferze - zaskakująco smaczny posiłek, jakieś kiełbaski ociekające tłuszczem czy coś podobnego, gwar, zapach... wszystko łączyło się w jedno, niesamowite przeżycie. Potem przynajmniej raz w miesiącu odwiedzała teatr, który podczas Plagi jednak skończył tak, jak ten tutaj - a może nawet gorzej. Nie pamiętała.

Otrząsnęła się ze wspomnień, skupiając ponownie na chwili bieżącej. Zerkała też na jej nowe towarzyszki, elfki, które jednak wydawały się od siebie bardzo różnić. Krok jednej był miękki, czujny - wydawała się bardzo zwinna i wyćwiczona. Druga natomiast wyglądała na nieco... roztrzepaną? A może to tylko pierwsze wrażenie. Jeśli jednak nie była zabijaką, to... kim? Czarodziejką, lekarzem? Kto inny mógł przydać się Kali albo jednemu z gangów, które dla niej pracowały? Wątpliwości zostały rozwiane, gdy obie kobiety przedstawiły się i powiedziały o sobie kilka słów. Jak na rozmowie o pracę... czym w sumie ta rozmowa rzeczywiście była. Zanim to jednak nastąpiło, orczyca miała okazję obejrzeć osoby, które odpowiedziały na ich wezwanie. Podejrzewała, że żołnierze Lwiej Lilii rozstawieni dookoła tylko pozornie się nudzą, w praktyce zaś gotowi są chwycić za broń wszelaką, gdyby ona lub ktoś inny sprawiał kłopoty. Słusznie. Poniekąd ucieszyła się, że reputacja kobiety, która zgodziła się ich zatrudnić nie bierze się znikąd i ma osoby najwyraźniej kompetentne pod swoją komendą. Zdziwiło ją jednak nieco to, że półork obecny w pomieszczeniu zareagował chyba najgorzej na jej osobę. Postanowiła o to delikatnie wypytać, o ile nadarzy się okazja. Postrzegał ją jako konkurencję, czy może to jakiś uraz z przeszłości go źle nastrajał? Intrygujące, lecz będzie musiało poczekać. Pozwoliła mówić pozostałym, sama odzywając się na końcu.

- Durga. Przybywam z polecenia Usha, znanego na Archipelagu handlarza, nie tylko winami. O tym jednak z pewnością już wiecie. W istocie, słyszałam już o Lwiej Lilii i jej dokonaniach, dlatego też liczę na to, iż będę mogła ją wspomóc swoimi umiejętnościami, a poprzez wsparcie jej - Bogobojną Kali, której cel jest szczytny i który mój pracodawca serdecznie popiera. Moje zdolności leżą głównie w alchemii, znam dobrze pismo, rachunki... ale nie obawiam się też widoku krwi i nie boję się pobrudzić sobie rąk, jeśli zajdzie taka potrzeba. - przedstawiła siebie krótko, póki co pomijając jednak swoje zdolności magiczne. Nauczyła się, że nekromancja nie jest mile widziana, nie zamierzała więc epatować nią na każdym kroku. Może kiedyś, kiedy stanie się silniejsza, nauczy większej ilości zaklęć... ale nie teraz. Jej ton był uprzejmy, ale pewny siebie. Czuła, że przed tymi osobami nie może pokazać słabości. Dlatego też dopytała jeszcze. - Znacie nasze imiona. Z pewnością byłoby w dobrym tonie, gdybyśmy mogli poznać wasze. W każdym razie - ułatwiłoby to rozmowę. - dodała, uśmiechając się.
KP

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

28
POST BARDA
Siedzący na brzegu stołu brodaty mężczyzna zapisał imiona, które podały, w sfatygowanym notesie. Każdej przyjrzał się uważnie, ale w przeciwieństwie do pozostałej dwójki swoich towarzyszy, nie odzywał się ani słowem. Tak samo zresztą, jak wszyscy pozostali obecni na sali - ani rudowłosa kobieta, ani wąsacz, a tym bardziej żadna z rozmawiających z tyłu osób nie postanowiła się przedstawić. Elfka jednak pokiwała głową, przyjmując do wiadomości ich słowa, by słysząc propozycję Durgi unieść w półuśmiechu kącik ust.
- Z pewnością by ułatwiło - przyznała. - Dobrze. Wasze nazwiska zostały zapisane i nie będziemy zmuszać was do spędzenia tu więcej czasu, niż to konieczne, chociaż nikt was stąd też nie wygania. Macie gdzie się zatrzymać? - uniosła pytająco brwi. - Jeśli nie, mogę wam zasugerować, gdzie znajdziecie dobry i tani nocleg z polecenia Lwiej Lilii. Ale zanim do tego przejdziemy... Trev? Zechcesz podać szczegóły?
Półork skinął głową i przekartkował szybko plik bliżej nieokreślonych pergaminów, które leżały przed nim.
- Trev to ja. Są sprawy, którymi trzeba się zająć niezwłocznie... - odezwał się, po raz pierwszy głośniej, kierując słowa do kogoś więcej, niż siedzącej przy nim elfki. Jego głos był niski i nieszczególnie przyjazny, ale przecież nie dla towarzystwa tutaj przyszły. W jego długich, ciemnych, związanych w kucyk włosach odznaczało się pojedyncze siwe pasmo, a w prawym, lekko spiczastym uchu tkwił okrągły, złoty kolczyk. - A my mamy ograniczoną liczbę ludzi, dlatego tymczasowo werbujemy. Skoro tu jesteście, to znaczy, że... wierzycie we własną skuteczność. To niestety musi wystarczyć, bo nie mam czasu was sprawdzać.
Ktoś z tyłu roześmiał się, ale raczej nie miało to żadnego związku z ich dyskusją. Trev rzucił tylko obojętnym spojrzeniem przez ramię Loyry, by zaraz wrócić do swoich kartek.
- Rodzina Palrant. Szlachta, która została w mieście i wydaje im się, że należą im się jakieś wpływy - wyciągnął w ich stronę jeden z pergaminów, czekając, aż któraś z kobiet go przejmie. - Werbują swoją własną straż i według naszej wiedzy, zamierzają ją uzbroić za pomocą całkiem niezłej kolekcji broni, jaką trzymają w swojej strzeżonej zbrojowni. Nie powstrzymamy werbunku, nie pozbędziemy się chętnych. Możemy pozbawić ich broni i to jest wasze zadanie. Dostarczyć całą tutaj. Nie muszę wam mówić, że trzeba to zrobić bez świadków i przyciągania tutaj uwagi wszystkich, prawda?
Przeniósł wzrok na orczycę, przez chwilę wpatrując się w nią intensywnie, jakby usiłował wyczytać coś z jej nieprzeniknionej twarzy.
- Czy użyjecie broni, czy użyjecie magii, czy upijecie strażników, wszystko mi jedno. Macie nie ściągnąć uwagi na Lwią Lilię.
Oparł się wygodniej, zerkając na siedzącą obok elfkę.
- Jest też jeszcze jedno, czym mogłybyście się przy okazji zająć. Trzeba dać im do zrozumienia, że nie są tu mile widziani, Kali ich tu nie chce, a ich działania będą miały konsekwencje. Jeśli zginąłby Laurence Palrant, pierworodny syn, wasze wynagrodzenie by wzrosło, a dla Kali byłby to... dość fortunny zbieg okoliczności.
- Dokładnie tak - elfka pokiwała głową. - Jeśli macie teraz, albo będziecie mieć jakieś pytania w przyszłości, znajdziecie mnie tu, albo Pod Gryfem. Tu w ciągu dnia, Pod Gryfem nocą... zazwyczaj. Pytajcie o Ystre.
Oboje zamilkli na dłuższą chwilę, choć widać było, że to nie był jeszcze koniec rozmowy. Trev westchnął i oparł się łokciami o stół, z niezadowoleniem przesuwając wzrokiem po sylwetce Durgi.
- Zielonoskórzy nie są mile widziani w mieście - podkreślił. - Myślę, że nie muszę tłumaczyć dlaczego. Ja też nie byłem i do tej pory nieraz muszę użerać się z... delikatnie mówiąc, niechęcią. A delikatnie nie jest zawsze. Pracuję dla Lilii od dawna i wiele razy już spotkałem się ze zdradą ze strony takich jak... jak my. Zbyt wiele razy. Dlatego mam lekkie opory przed puszczeniem ich tam samych. Nie mamy sprawdzonej żadnej z nich - ostatnie słowa ewidentnie skierował do Ystre, chociaż nie odrywał wzroku od orczycy. Dopiero gdy wtrącił się znudzony wąsacz, siedzący w rzędzie nieopodal, uwaga całej zebranej przy stole trójki odwróciła się od kobiet.
- Mogę pójść z nimi - zaproponował. - Do Marvelle i tak jest przydzielone już za dużo osób. Mogę pójść i popilnować zielonej - uśmiechnął się uprzejmie, gdy zwrócił na siebie uwagę Loyry, Aaylah i Durgi, skłaniając lekko głowę w niedbałym geście powitania. - Savos Olia, do usług.

Spoiler:
Obrazek

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

29
W zgodzie ze sobą, Loyra jak najszybciej złapała za zaoferowany całej grupce pergamin z zamiarem szybkiego sprawdzenia jego zawartości. Ze względu na to siedziała przez dłuższą część dalszej rozmowy cicho, skupiając się na tekście. Mimowolnie słuchała jednak tego co było mówione, bo oczywiście zależało jej na pamiętaniu rozkazów, wskazówek i w zasadzie każdego kawałka informacji jaki można było tu zdobyć.

O tyle o ile kradzież broni była osiągalna, tak wyeliminowanie pierworodnego jakiejś rodziny szlacheckiej brzmiało na ciężkie zadanie. Może ta cała Aaylah będzie w stanie idealnie zrealizować misję. Przedstawiła się jako ekspertka od zabijania. Co do kradzieży jednak...cóż, nie będzie to tak łatwe jak ukradnięcie hipotetycznego małego kamyka, czy czegoś innego. Nie wiedziała ile dokładnie mają tej broni, ale teoretycznie może to być wiele skrzyń. Trzeba by więc zorganizować większą akcję, zdobyć długi dostęp do magazynu Palrantów, zinfiltrować jakoś ich rezydencję, ogarnąć tę straż...już po parunastu sekundach myślenia o tym Loyrze zrobiło się niedobrze od nakładu planowania jaki będzie musiał tu zajść. Raczej nie było to na to miejsce, trzeba było naradzić się gdzieś w jakiejś gospodzie, chacie, domku, czy ogólnie rzecz biorąc w mniej...nieprzyjemnym miejscu. Dobrze więc, że temat noclegu został wcześniej poruszony.

Po dłuższej chwili w głowie Elfki narodził się zalążek planu. Długoterminowego i dosyć dziurawego, ale planu. N Nie zamierzała jednak się nim jeszcze dzielić, póki co wiedziała jedynie o tym co ona dokładnie potrafi. Musiałaby nieco poznać resztę swojej nowej "drużyny" by wiedzieć jak to wszystko rozegrać. Niestety ich nie znała. Może będzie niedługo czas na jakąś integrację? Byłoby to co najmniej przydatne.
Co do planu jednak, jedna rzecz była już pewna. Potrzeba było jakichś schematów, czy przynajmniej planu wszystkiego wokół tej zbrojowni. Zapewne dostanie się do kluczy będzie największym problemem...ale z drugiej strony klucze nie były potrzebne. Można było wejść tam brutalną siła, ale to było takie...obrzydliwe, ciężkie, krwawe i nie w stylu Loyry. Lepiej było zaplanować jakąś cichą infiltrację...o ile będzie to możliwe.

Oferta Savosa brzmiała dość kusząco. O tyle o ile Elfka średnio chciała być "pilnowana", to wąsacz pewnie znał Ujście o wiele lepiej niż ktokolwiek stąd, a zatem mógł robić im za przewodnika, o potencjalnym innym wsparciu już nie wspominając.

- Cóż...wierzę w moje zdolności, nie wiem jak w przypadku reszty. Zrobię co się da, oczywiście panicza...pana...uhhh...po prostu Savosa bardzo chętnie przyjmiemy. Co do noclegu zaś, ponownie, nie wiem jak reszta, ale ja go nie mam, więc jeśli jest opcja zorganizowania czegoś komfortowego, to bardzo bym to doceniła.- rzuciła miło, zerkając na swoich rozmówców. Lekko się uśmiechnęła. Poprzednie nerwy póki co ustąpiły na rzecz logicznego myślenia, zastanawiania się i czytania pergaminu.

Teatr im. Dwarra Bursztyna - północna część Ujścia

30
Orczyca, choć czuła się nadal nieco niepewnie, starała się tego po sobie nie okazywać - zgodnie z poprzednim rozumowaniem, iż okazanie w tym towarzystwie słabości natychmiast ustawi ją na gorszej pozycji. Zresztą, na ile mogła osądzić reakcję elfki, która jej odpowiedziała - było to słuszne założenie i chyba wypadła odrobinę lepiej, niż gdyby miała cały czas mówić z jakiejś czołobitnej i wiernopoddańczej pozycji - czego i tak by nie zrobiła wobec żadnego człowieka. Nawet Usha, dla którego pracowała w dłuższej perspektywie. W krótszej bowiem... otrzymały właśnie zadanie, które w sumie okazało się mieć podobny charakter, co zadania zlecane jej przez handlarza z Portu Erola. Kiedy jego szczegóły były prezentowane, słuchała uważnie - nie tylko samych informacji, ale też obserwując dynamikę w grupie Lwiej Lilii, starając się ocenić która z osób przed nimi posiada najwięcej władzy, jest najważniejszym oficerem - bo chyba właśnie z takimi osobami mieli teraz do czynienia. Oficerami w gangu, przybocznymi Lilii. Mimo wszystko raczej nikt szeregowy nie przekazywałby im chyba informacji na temat zlecenia. Nie przerywała wymiany zdań, chociaż nagły ruch z boku, pod koniec ją minimalnie zaskoczył. Najwyraźniej miały dostać obstawę, kogoś w rodzaju przestępczej przyzwoitki - niech i tak będzie, w końcu nie miała zamiaru zawieść, ale wdać się w łaski Bogobojnej Kali i Lwiej Lilii. Jeśli w tym celu będzie musiała znieść towarzystwo kolejnego człowieka, to trudno. W końcu i tak nie da się wybić ich wszystkich, są jak szarańcza, albo karaluchy. A przewodnik, któremu mogą w miarę ufać przyda im się.

- Panie Savos, miło pana poznać. - powiedziała tyleż uprzejmie, co nieszczerze, po czym odwróciła wzrok ku swoim wspólniczkom. - To samo tyczy się oczywiście Was, Loyro, Aaylah. - słowa wypowiedziała tym samym tonem, jednak tym razem były one już bardziej prawdziwe. Wreszcie obróciła wzrok z powrotem ku Ystre i Trevowi.

Co do towarzyszek, to ta, która przedstawiła się jako czarodziejka wydawała się już namyślać nad jakimś planem. Cóż, jeśli tak w istocie było, to faktycznie dobrze - będą potrzebować dobrych pomysłów, aby całą sprawę w miarę gładko zrealizować. Sama orczyca widziała także kilka możliwości, jednak potrzebowała wpierw nieco więcej informacji.

- Jestem przekonana, że wspólnymi siłami damy radę zrealizować to zadanie, niemniej - mam kilka dodatkowych pytań. Po pierwsze - jak szybko powinno to zadanie zostać zrealizowane? Inaczej to rozegramy z pewnością, jeśli będziemy mieć czas na zdobycie dodatkowych informacji, a inaczej jeśli broń należy zdobyć jak najprędzej. W pierwszym wypadku przynajmniej dwie z nas mogłyby się zatrudnić w charakterze wspomnianej straży, co z pewnością ułatwi dostęp do magazynu i zmniejszy szanse na ściągnięcie na siebie uwagi. Co do zaś dołączenia - pozornego - do służby Palrantów, z tym łączy się moje drugie pytanie - jak rodzina Palrant zapatruje się na osoby zielonoskóre? Czy buntowali się przeciwko orkom wcześniej, czy z nimi współpracowali? No i ostatnie pytanie - w jakim wieku jest Laurence Palrant i czy posiada jakieś umiejętności, które go wyróżniają? - zamilkła, po czym jakby o czymś sobie przypomniała. - Ach, co do noclegu - ja i moja towarzyszka, przyjaciółka pana Usha, znalazłyśmy już gospodę... jej nazwa to chyba "Wdowi grosz". Przyjęto nas tam z lekkim tylko skrzywieniem w moją stronę, jeśli jednak uważacie, że któraś z tawern będących w obrębie wpływów szanownej Lwiej Lilii będzie lepszym rozwiązaniem, jestem skłonna się tam przenieść. -
KP
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”