Garnizon straży miejskiej

1
Visenna odnalazła garnizon. Garnizon jak wiele innych garnizonów. Przed wejściem - jak można było się tego spodziewać - stał strażnik. Nie różniący się od innych strażników. Tak było z tymi krasnoludami- wszyscy wyglądali tak samo. Elfka stanęła na przeciw niego.
-Jutro ma zostać stracony więzień. Nazywa się Lothar. Chcę się z nim widzieć.
Jej głos brzmiał oficjalnie, bez emocji. Taki ton zwykle przekonywał ludzi, więc czemu go zmieniać.
Ostatnio zmieniony 07 lip 2014, 13:26 przez Leva, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Garnizon straży miejskiej.

2
Krasnolud popatrzył na elfkę spode łba.
- Spadaj mała - odpowiedział. Całe szczęście, że nie słyszał rasistowskich komentarzy na swój temat z jej myśli bo toporek u pasa zapewne poszedłby w ruch.
Spoiler:

Re: Garnizon straży miejskiej.

3
Spoiler:
Visenna nie spodziewała się zbyt pozytywnej reakcji, więc nie zdziwiło jej to. Poza jednym: "Spadaj mała" wypowiedziane z ust krasnoluda na prawdę nie brzmi przekonująco. Elfka postanowiła zaufać retoryce i wyobraźni.
- Paragraf trzeci artykułu do spraw osadzonych mówi, że skazany na karę śmierci ma prawo do odwiedzin osób bliskich
Nie znała prawa, wszystko było zmyślone, splecione z tym co kiedyś słyszała od prawników. Używali słów takich jak "paragraf" "ustęp" "artykuł". Poskładała to i wyszło to co wyszło. Miała nadzieję, że krasnolud ma taką samą znajomość prawa jak ona a przynajmniej podobną.
Ostatnio zmieniony 08 mar 2015, 16:25 przez Leva, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Garnizon straży miejskiej.

4
- Hmm - strażnik zdawał się trawić przez chwilę słowa nieznajomej. - Poczekaj no tutej - powiedział z mocnym Turońskim akcentem.
Wszedł do garnizonu pozostawiając elfkę samą. Chwilę go nie było, po czym wrócił z drugim krasnoludem, bliźniaczo podobnym do niego.
- Bacz bracie - burknął jeden wskazując na Visennę - mówi, że pan Paragraf Trzeci pozwolił jej zobaczyć się z więźniem...
- Oj oj - złapał się za głowę ten drugi, najwyraźniej zakłopotany - nigdy nie mówią których szlachciców wpuszczać, a których nie wpuszczać... A potem się głów karle... A z którym to więźniem chce się panienka zobaczyć? I w jakiej sprawie jeśli można wiedzieć?

Re: Garnizon straży miejskiej.

5
Na początku Visenna przeraziła się, że krasnolud poszedł to sprawdzić. Na szczęście nie zrobił tego. Drugi z nich utwierdził tylko elfkę w przekonaniu, że każdy z nich wygląda tak samo. Łuczniczka nie zwlekała też z odpowiedzią na pytanie karła.
-Chcę się widzieć z nijakim Lotharem. Został on skazany na śmierć. Jutro ma zawisnąć. Chcę się z nim widzieć puki jeszcze żyje. Cel mojej rozmowy z nim nie musi być wam znany gdyż jest to sprawa osobista. Jeśli będzie to konieczne któryś z panów może nadzorować spotkanie. Jednak możecie mi zaufać. Nie mam zamiaru uwalniać tego matoła.
Starała się brzmieć tak, aby krasnoludy zrozumiały, że między nią a Czarną Smugą - czy jak mu tam było - nie było dobrych relacji przez co mieliby mniejsze opory przez wpuszczeniem jej do środka.

Re: Garnizon straży miejskiej.

6
Jeden ze strażników popatrzył na drugiego wymownie, a ten zadumał się i zmarszczył brwi tak, że hełm zsunął mu się na czoło. Zapadła niezręczna cisza wywołana najwidoczniej imieniem więźnia, którego chciała widzieć elfka.
- Eeee, widzi panienka... - zaczął ponurym tonem przyprowadzony krasnolud. - Z tym więźniem odwiedzin nikomu nie trza... On choruje na trąd.

Re: Garnizon straży miejskiej.

7
Elfka była naprawdę zdziwiona.
- A co z wami? Też nie możecie pilnować więźnia? Przecież musi dostawać jedzenie, by wam nie zdechł przed czasem. Skoro wy możecie to ja też. Przeżyje. Proszę mnie do niego poprowadzić, lub wskazać drogę.
Visenna miała złe przeczucie. Lothar prawdopodobnie był niestrzeżony przez dłuższy czas. Mógł uciec udając trąd. Co wtedy powiedzieć zleceniodawcy? Wtedy będzie o wiele trudniej, ale co się zamartwiać się na zapas. Może faktycznie jest chory.

Re: Garnizon straży miejskiej.

8
Blef już miał zadziałać. Zdawało się, że kilka sekund i machnięcie krótkiej, krasnoludzkiej ręki dzieli skrytobójczynię spotkania z jej celem ale w ostatniej chwili drugi strażnik wtrącił się w rozmowę:
- A właściwie, to skąd my mamy wiedzieć, żeś przyszła od pana Paragrafa a nie tak o w gębę więźniowi napluć? My tu wycieczek nie wpuszczamy, pokaż no list, pieczęć albo inny symbol szlachecki od swojego pana to porozmawiamy.
Prawdę głosiło przysłowie, że co dwa krasnoludy to nie jeden. Pewnie dlatego razem pełnili wartę.

Re: Garnizon straży miejskiej.

9
Elfka miała jeszcze dwa sposoby aby przekonać karłów. Nie chciała jednak sięgać po drugi, bo opierał się rozwiązaniu siłowym.
- Co wam szkodzi? On i tak jutro umrze. Mniejsza z tym. Pan Paragraf nie chce zdradzać swojej tożsamości i nie lubi czekać.
Visenna wyciągnęła mieszek z pozostałymi jej pieniędzmi. Przekupienie kogoś nigdy nie należało do jej ulubionych zajęć. Cóż, "mówi się trudno"!
- Gryf symbolem szlacheckim. W takiej liczbie powinien wystarczyć. Co panowie na to?
Ostatnio zmieniony 08 mar 2015, 16:25 przez Leva, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Garnizon straży miejskiej.

10
Dwie pary oczu spojrzały chciwie na sakiewkę. Łapówka była w Ujściu czymś bardzo powszechnym, więc ten bardziej gburowaty z dwójki strażników od razu złapał pieniądze i zważył je w dłoni.
- Dobra - powiedział fachowym tonem. - Tego... Proszę za mną.
Rozumiejąc się bez słów z drugim krasnalem, który przejął obowiązek wystawania przed posterunkiem od swojego pobratymca wszedł do środka garnizonu wprowadzając za sobą Visennę.

Jej oczom ukazało się pomieszczenie obszerne, podobne nieco do sali głównej w karczmie z tą różnicą, że brakowało stołów, a siedzący za długą ladą strażnik nie rozlewał do kufli piwa tylko drzemał z kołpakiem przesuniętym na oczy. Pod ścianą po lewej od wejścia stała duża, solidnie wykonana szafa zamknięta na ogromną kłódkę. Po prawej, za ladą i plecami śpiącego dyżurnego wisiało trochę typowej dla straży miejskiej broni i jakieś koślawe malowidło mające zapewne przedstawiać komendanta, albo kogoś równie wysoko postawionego w hierarchii stróżów prawa. Nad głowami zebranych wisiał rzucając na izbę migotliwe światło ciężki żelazny żyrandol na bazie koła przymocowany do powały długim łańcuchem. Stawiając wewnątrz pierwszy krok Visenna poczuła pod stopami deski drewnianej podłogi. W przeciwległej od wejścia ścianie widniały drzwi wyciosane z ciemnej odmiany drewna - to za nimi musiało znajdować się zejście do lochów, bo w podłodze nie było żadnej klapy.

Krasnolud zatrzymał się gdy weszli do pomieszczenia. Przyciszonym głosem, najwyraźniej nie chcąc budzić drzemiącego kolegi, odezwał się jeszcze raz w kierunku elfki.
- Czy panienka znała... Znaczy się zna tego całego Lothara?

Re: Garnizon straży miejskiej.

11
Visenna tak samo jak krasnolud uznała za zbędne budzenie i wyjaśnianie wszystkiego kolejnej osobie, a więc również odpowiedziała szeptem.
- Nie znam go osobiście. Wymieniliśmy kiedyś parę listów. Jeśli pyta pan o to czy go rozpoznam odpowiedź prawdopodobnie brzmi nie. Jednak nie musi pan iść ze mną. Proszę tylko powiedzieć która cela.
Elfka nie chciała się zdradzać, bo - choć krasnoludy przyjęły łapówkę - w ostatnim momencie jej plan mógł się zakończyć przedwcześnie jeśli by straż coś podejrzewała.

Re: Garnizon straży miejskiej.

12
Krasnolud kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Przeszli przez pomieszczenie, otworzył drzwi i poszli długim korytarzem aż do rozwidlenia. W zamocowanych na ścianach uchwytach płonęły świeczki a ściany były wymalowane na biało jakąś prymitywną zaprawą. Po drodze minęli kilka par drzwi zapewne do składów broni, czy też innych potrzebnych w garnizonie komnat. Rozwidlenie składało się z głównego korytarza, który biegł dalej prosto i skręcał za kilkadziesiąt kroków oraz odnogi zbiegającej w prawo pod dosyć ostrym kątem w dół. Na jej końcu majaczyły okute żelazem drzwi z małą kratką na wysokości ludzkich oczu.
- Proszę poczekać, zara panią zaprowadzę, tylko wezmę psa szczurołapa, co go niedawno spuściłem. - Powiedział strażnik i zszedł na dół. Otworzył drzwi dużym kluczem dyndającym mu u pasa i wszedł do środka. Po chwili wrócił prowadząc na łańcuchu pokaźnie umięśnionego, niskiego psa z nieproporcjonalnie wielką mordą. Bydle oblizywało czerwony od krwi pysk przechodząc obok elfki i nawet nie obdarzyło jej spojrzeniem.
- Druga cela od wejścia. Proszę sobie pogadać a ja tu będę czekał z Azorem i jak pani wyjdzie wpuszczę go z powrotem bo jeszcze tam trochę biega tego ścierwa.

Po zejściu do lochów pierwszym co uderzyło elfkę był zapach. Okrutny odór więźniów wypełniał to pomieszczenie mieszając się ze swądem płonących na ścianach pochodni. Konstrukcja lochów wyglądała na bardzo solidną, wszystko wykonane z czerwonej cegły a kraty grube na dwa palce, żelazne, osadzone mocno w ziemi i suficie. Zamki pozostawiały wiele do życzenia, zapewne wprawny włamywacz otworzyłby je mocnym wytrychem w bardzo krótkim czasie. Na ziemi gdzieniegdzie walały się szczątki szczurów, po które sięgały chciwie wychudzone ręce z cel. Widok ten wymownie świadczył na niekorzyść tutejszego kucharza. Cele miały miejsce po prawej stronie długiego korytarza, jakim był loch. Elfka przeszła obojętnie obok pierwszej celi, z której kąta łypały na nią białka oczu zatopionego w mroku skazańca.

W drugiej celi siedział ubrany jedynie w więzienne portki i koszulę młody człowiek. Odskoczył od krat widząc, że nieznajoma zatrzymuje się przy nim. Były średniego wzrostu, szczupłej budowy ciała i miał blond włosy. Zapewne skórę miał białą ale pod warstwą brudu nie można było tego jednoznacznie stwierdzić.

Visenna usłyszała dźwięk zamykanych drzwi do lochu i przekręcanego klucza.

Re: Garnizon straży miejskiej.

13
Podczas zejścia do lochów Visenna nałożyła maskę na twarzy, by uchronić się od smrodu. Podeszła spokojnie do drugiej celi. Nie tak wyobrażała sobie Lothara.
- W sumie to wyglądasz na Czarną Smugę - zażartowała.

Po chwili nie było jej do śmiechu gdy usłyszała zamykanie drzwi do lochu.
- Przepraszam - krzyknęła - ja tu wciąż jestem!
Opcje były dwie. Procedura bezpieczeństwa, lub plan elfki nie wypalił i zaraz przez te drzwi wpadną uzbrojone posiłki, które tylko wsadzą ją do jednej z tych cel. Trzeba się upewnić, że to nie ta druga opcja.

Re: Garnizon straży miejskiej.

14
Ponownie rozległ się dźwięk otwierania zamka i głos krasnoluda-strażnika oznajmił, że "zawsze tak robimy, ale nie ma co się denerwować, może być też otwarte".

Zagadnięty Lothar nie odezwał się ani słowem, jedynie zrobił dwa kroki w stronę elfki tak że znalazł się w jej pobliżu i wyciągnął rękę pomiędzy kratami próbując dotknąć jej szaty. Miał wyraz twarzy przestraszonego zwierza, który obwąchuje obcego. Garbił się i łypał na skrytobójczynię spode łba jakby nigdy nie widział odwiedzającego w tym obskurnym miejscu.

Re: Garnizon straży miejskiej.

15
- Dziękuje!
Elfka wróciła do Lothara. Zrobiła krok w tył, by nie mógł jej złapać.
- Nie wyglądasz mi na Lothara.
Kto by chciał kogoś takiego zabijać? Visenna przeczuwała, że to nie jest właściwa osoba. Przykucnęła w pewnej odległości od rzekomego Lothara.
- Umiesz mówić? Czy wiesz gdzie znajdę Lothara "Czarną Smugę"?
Łuczniczka nie chciała go przestraszyć, więc starała się powiedzieć to jak najmilej co w jej czarnym stroju - w dodatku w masce - było trudne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”