Re: Tawerna "Złamana Strzała"

16
Los nie dla wszystkich był łaskawy. Jednym uchylał rąbka tajemnicy, obdarowując złotem i szczęściem, a innych kopał w dupsko i patrzył tylko czy równie puchnie. Kera należała niestety do tej drugiej grupy i nie zanosiło się, by ów schemat miał się zmienić. Czasem jednak, jeśli bardzo uważnie się przypatrzeć, można dojrzeć uśmiech losu tam, gdzie inni widzą wyłącznie bagno i gnojowisko. I właśnie bunt w Ujściu i jego oblężenie mogło stanowić właśnie tego rodzaju przykład. Kerze udało się do tej pory uniknąć przymusu zabicia kogokolwiek. Chaos jaki powstał w mieście podczas najazdu pozwolił na wmieszanie w tłum najeźdźców i ujście z życiem jak i zachowaniem wolności. To prawda, że raz czy dwa musiała grzmotnąć jakiegoś nieszczęśnika przez łeb pięścią, ale zawsze to dla niego lepiej, niż jakby miał dostać toporem i rozmnożyć się przez pączkowanie. Prawdą też jest, że cios orczej piąchy sieje śmierć i zniszczenie, ale nasza bohaterka nie raz i nie dwa brała udział w bójkach i można było uznać, że jest profesjonalistką gdy trza komuś grzmotnąć i zdeformować komuś buźkę.
Bójka przydała się też, by udowodnić zielonoskórej armii, że nie jest pierwszą lepszą półorczycą i że potrafi się obronić. Może by zdobyć ich szacunek to zbyt mało, ale przynajmniej rozeszła się wieść o niej i teraz niewielu ma do niej jakieś pretensje. Dali jej spokój i to najważniejsze.
Teraz jednak zbliżał się dzień sądu. Znalazła się w niewłaściwym miejscu i teraz oblegająca miasto armia może skopać i jej tyłek. Jedzenie powoli brakowało i dało się wyczuć narastające napięcie wewnątrz murów Ujścia. Na szczęście nie brakowało alkoholu i mimo że smakował jak szczyny, to pozwalał na lekkie oszołomienie i rozmyślania. Dlatego nasza Kera zapuściła się do tej tawerny by zdecydować, co dalej zrobić. Czasu zaczęło brakować a możliwości było niewiele. Dołączyć do którejś z orczych band i walczyć, próbować negocjować poddanie, wymknąć się i liczyć, że oblegający nie przywitają jej gradem strzał? Ciężko było zdecydować, co dawało większe szanse na zachowanie skóry.
Przykład jednak można było wziąć z tutejszego karczmarza. Ten został przy życiu wraz ze swoją żonką dzięki adaptacji. Gotował psy, nie buntował się i nie marudził, co pozwalało by zielone kreatury zostawiły go przy życiu. Zamierzał przeczekać całą tę wojenkę i ścierpieć poniżanie, bo wiedział, że już niebawem nadejdzie rozstrzygnięcie.

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

17
Kera siedziała przy stoliku starając się nie rzucać za bardzo w oczy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Ci sami ludzie którzy pół roku temu drwili z jej orczego pochodzenia, dzisiaj byliby pierwsi do prawienia komplementów. Liczyliby na to, że w jakiś cudowny sposób wstawi się za nimi u najeźdźców. Westchnęła głęboko patrząc na gorzałkę. Podniosła naczynie do ust i pociągnęła łyk trunku. Zmusiła się do przełknięcia i nie splunięcia na podłogę.

Nie zastanawiała się nad tym co robić. Zastanawiała się nad tym kim jest: człowiekiem czy orkiem? Podejrzewała, że podejmie ostateczną decyzję w ostatnim momencie. Do tego czasu za wszelką cenę chciała przeżyć. I poznać orków. Musiała wiedzieć jak najwięcej.

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

18
W przypadku Kery, znalezienie odpowiedzi na jedno pytanie, dało jednocześnie odpowiedź i na drugie. Kim jest? Rozwiązanie tej zagadki z pewnością przyniosłoby ulgę kobiecie. Wraz z nią nadeszło by zrozumienie a i najpewniej podjęcie decyzji, co dalej. Z pewnością odpowiedź mogłaby przyjść wiele kufli piwa później i tylko sam Stwórca wie, jaka by ona była, gdyby nie trącenie przez orka... to znaczy los. W przypadku czarnej góry mięśni jaką był Snaglak, "trącenie" mogłoby urwać głowę u samej dupy, pociągając za sobą oba ramiona.
Ale do rzeczy, cóż takiego czarny ork miałby tu do powiedzenia? Otóż z pewnością niewiele gdyby nie pewien istotny szczegół. Czy to z powodu nudy, czy też wyżłopanych beczek grogu, piwa i dziwnej brei robiącej za piwo, zamglone spojrzenie Snaglaka padło na nikogo innego jak właśnie na Kerę. Co gorsza, ów widok wzbudził w nim zainteresowanie. Dzieło zwieńczył fakt, że nasz milusiński brzydal miał dobry nastrój z powodu całego tego buntu i nim można było się zorientować, z niemałym trudem podniósł swoje zacne cztery litery i jak się można spodziewać, niósł się z zamiarem podejścia do półorczycy. Pytaniem pozostawało, czy ta pragnie poznać bliżej czarnuszka?

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

19
Dni dawno już nie były tak wesołe jak te, licząc od pierwszego dźwięku bitewnych rogów, które rozniosły się po Księstwie, zwiastując rychły i brutalny upadek jednego z ludzkich imperiów. Snaglak z pełną świadomością towarzyszył zielonym braciom, racząc ich archaizmami z lat, kiedy stanowili jedną rasę. Nie przejmował się minami błaznów, którzy nieudolnie próbowali zrozumieć słowotok Zwali Głaza, potakując co jakiś czas łbami z mniejszą inteligencją od psa. Stęsknił się za tymi gębami, odkrywając w nich to coś nakazujące mu wychlać wszystkie zapasy szczynów zwanych piwem i w upojeniu alkoholowym, zatopić się w sieci utkanej zemsty.
Zatoczył się nieostrożnie z rubasznym śmiechem, który przebijał harmider towarzyszy wznoszących toasty. Dziwnym cudem było trzymanie się karczmy we względnie nienaruszonym stanie, skoro z każdym krokiem Zwali Głaza deski skrzypiały i drżały zlęknione nieuchronnym końcem swej świetności. Umocnienia wbudowane w podłogę umożliwiły utrzymanie ogromnego ciężaru tych kilku, którzy nie spędzali nocy na chędożeniu dziewek i krwawych bójkach.
Snaglak powłóczył morderczym wzrokiem za półorczycą i uderzył otwartą dłonią w stół, przewracając kilka pustych kufli. Próbował utrzymać tylko równowagę, a jego celem nie było zniszczenie stołu. Nie jego wina, że im mocniej podpierał się o blat, wzmacniające belki coraz głośniej trzeszczały.
- Podnieś no spódnicę i pokaż co chowasz. – Zniekształcony głos ujawniał pochodzenie Snaglaka, który używał swego rodzinnego języka podczas zagadywania półorczycy, nawet nie zastanawiając się czy ona cokolwiek z tego zrozumie. Niewiele osób spoza Czarcich Gór potrafiło swobodnie rozmawiać w tym dialekcie. Cycki miała jak się patrzy, wielkie jak arbuzy, więc zainteresowała Zwali Głaza na tyle, by obdarzył ją krzywym uśmiechem. To nic, że brakowało mu czwartego zęba z prawej strony żuchwy i z paszczy waliło jak z obory. – Jaja czy cipę – dokończył zadziwiająco przymilnym głosem, uważając za doskonały żart podważenie płci tej, w której żyłach płynęła orcza krew.
Przedramieniem ręki, w której dzierżył kufel z wylewającym się trunkiem, przeciągnął po twarzy rozmazując widoczną na spierzchniętych wargach piwną pianę. Charknął donośnie i splunął na stół tuż przed samicą, rechocząc przy tym tak donośnie, jakby opowiedział bardzo zabawny kawał. Rozpryski zielonej i gęstej flegmy trafiły w dłoń Kery, jeśli ta nie odsunęła się w porę.
kursywa - język orków z Czarcich Gór
pogrubiony - język powszechny

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

20
Kera w orczym znała tylko kilka pojedynczych słów, nigdy wcześniej nie spotkała tylu orków i żyjąc głównie wśród ludzi poznała tylko i wyłącznie Wspólny. Spojrzała na kufle które upadły na podłogę a później z odrobiną niepokoju na zaczepiającego ją czarnego orka. Gdy ten splunął odsunęła dłoń ale była troszkę za wolna, otarła ją o swoje spodnie.

- Czego chcesz? - warknęła we Wspólnym mając cichą nadzieję że ten ją zrozumie. Mogła nie rozumieć jego słów ale po jego minie i spojrzeniu doskonale domyślała się o co może mu chodzić. Nie było to nic nowego: od czasu inwazji zaczęła mieć całkiem sporą liczbę mniej lub bardziej natarczywych adoratorów. W końcu do Ujścia zawitali amatorzy orczej urody. Spojrzała na niego hardo. Nawet jeśli trochę bała się tego orka to wiedziała, że jeśli pokaże słabość lub strach to tylko pogorszy swoją sytuację.

Swój trunek podniosła ze stołu i trzymała teraz przy sobie - szczyny czy nie - zapłaciła za nie i chciała je wypić zanim się wyleją.

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

21
Nawet nie podejrzewał, jak łatwo odczytać w jego ślepiach zwierzęce pożądanie, które niezaspokojone było od wczorajszej nocy. Nie chodziło tylko i wyłącznie o zwyczajne wychędożenie półorczycy, ale sprawdzenie z kim trzyma i czy w ogóle nadaje się na tego, kogo mógłby nazwać siostrą. Oczywiście, Snaglak nie miał problemów natury moralnej, sięgającej kwestii wierności i lojalności żonie, pozostawionej bez jego woli w Czarcich Górach. Specyficzne metody wychowania w plemieniu brały pod uwagę krnąbrność czarnych orków, którzy uważali się za dumnych wojowników. Żaden nie mógł zapanować nad drugim, a hierarchia ustanowiona była bardziej na zasadzie szacunku niż całkowitego poddaństwa.
Skołowana mina nieznajomej rozbawiła go niemalże do łez, przez co zarechotał rubasznym śmiechem i zwalił się naprzeciwko półorczycy, zajmując przynajmniej połowę ławy (która przyzwyczajona była do ciężaru ludzi, a nie Zwali Góry i obwieściła donośnym trzaskiem łamiące się drewno). Snaglak rozsunął nogi i posłał mordercze spojrzenie ów przedmiotowi, mamrocząc pod nosem orcze przekleństwa. Zdawał się całkowicie ignorować rozmówczynię i dostrzegł ją dopiero wtedy, kiedy jego spojrzenie omiotło całe pomieszczenie. W jego oczach zabłysło nawet lekkie zaskoczenie, zgaszone pochmurnymi błyskami, których nie powstydziłby się wygłodniały wilczur.
- Prytaemgr, cygr wkładaćgr jajagr dgro mordygr – rzucił dopiero, kiedy pochylił się nad ławą. Niezrozumiałe słowa dla niego były całkiem logicznie skonstruowane, bo przecież miał dobrego nauczyciela mowy wspólnej. To nic, że ów jegomość należał do bandy rzezimieszków, co to stają na szubienicy w najbardziej krwawy sposób, a słownictwo głównie opierało się na przekleństwach. Snaglak był przekonany, że orczyca powinna zrozumieć jego mowę: albo rodzimą albo tę powszechną.
Dopiero co skończył wypowiedź, a posłał szeroki uśmiech cycowa tej pannie. Bezwstydnie podrapał się po kroczu, w którym zamyśleniu czy mrówki (którym zniszczył dwie godziny temu domek, przewracając się z powodu zbyt wielu promili we krwi) nie postanowiły urządzić zemsty. Na szczęście po dwóch ruchach mógł wrócić do przerwanej konwersacji.
- Zawgrszona kurwogr, z ki mgr czymaćgr! – Ryknął z uśmiechem zadowolenia na pysku, a na potwierdzenie swojego wesołego humoru – walnął pięścią w stół. Użył tylko trochę siły, aby ten stolik wytrzymał jeszcze trochę.
kursywa - język orków z Czarcich Gór
pogrubiony - język powszechny

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

22
Ściągnęła brwi przyglądając się orkowi. Kiedy walnął pięścią w stół lekko się ucieszyła, że na powitanie dostał mebel a nie ona. Oparła się na stole wygodniej i potrzebowała chwili, żeby przetrawić to co do niej powiedział. Był albo niesamowicie pijany albo miał niesamowicie silny akcent.

- Nigdzie nic nie wkładasz - odburknęła i pociągnęła zdrowy łyk swojego trunku. Chciała wypić go szybko, żeby móc odstawić naczynie na stół: nie musiałaby go ciągle trzymać, a on nie miałby czego rozlać. Skrzywiła się próbując przełknąć paskudny płyn. Widząc co robi ze swoim kroczem uśmiechnęła się nieznacznie. Swój czas spędzała z różnymi osobami: rzadko kiedy odznaczali się wysoką kulturą. Zarówno orkowie jak i ludzie. Kera niie miała dużych kłów, ale za każdym razem gdy się uśmiechała to odsłaniały się zdecydowanie bardziej.

- Ze sobą samą - mimowolnie odwzajemniła jego uśmiech. Tak to już jest: nawet jeśli tego nie chcemy to na uśmiech odpowiadamy uśmiechem.

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

23
Romantyczną kolację miał zrujnować los, a dokładniej pojawienie się kolejnego adoratora półorczych wdzięków. O ile sam Snaglak należał do wielkoludów, tak typ, który wlazł im w paradę był malutką, śmieszną pokraką. Do tego brudnozieloną. O goblinie mowa. Z pewnością w przyszłości pojawią się legendy o odwadze tego głupiutkiego a zarazem jakże romantycznego stworzenia, o tym jak sam na sam walczył o rękę nieszczęśliwej półorczycy.
- Zaaaciuupciamy... włlle trzech? - Rzekł niezbyt wyraźnie, popisując się elokwencją. Chuch alkoholowy niósł się gęsto przez całą drogą od jego ust do nozdrzy Kery. Bo nie wiadomo kiedy, pokraka pojawiła się tuż obok ud wspomnianej niewiasty. Mętny wzrok może był powodem błędnej oceny sytuacji, nie pozostawiało to jednak złudzeń, Kera może liczyć na wyjątkowo upojną noc.
- Te, koooolekgo, chiiba nje bendziesz sknerom, co? - Słowa adresowane do Snaglaka były wypowiedziane we wspólnej mowie. Goblin zdawał się być mimo wszystko w miarę ucywilizowanym typkiem, ale czort go tam wie. Nastrój udzielał się jak widać każdemu w tej zapadłej norze i znalazło się parę osób, które chciały się nieco zabawić przed czekającą ich śmiercią.

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

24
Czy rzeczywiście chodziło tylko i wyłącznie o kopulację? Snaglak nie wyglądał na górnolotnie myślącego, ale miał nieco orczego oleju w głowie i wiedział z kim należy się chędożyć. Zawsze istniało niebezpieczeństwo trafienia na zdolną skrytobójczynię, która była biegła w sztuce zabijania takich olbrzymów jak Zwali Głaz – i chociaż brzmiało to irracjonalnie, to jednak obawiał się ów koszmaru na jawie. Z niewolnicami sprawa była zupełnie inna, bo równie dobrze mógłby je po prostu zabić. W końcu tak czy inaczej: nie miały własnego życia, a należało ono do kogoś potężniejszego. Kera była pewnego rodzaju zagadką, bo Snaglak nie ocenił jej jako półorczycy. Dla niego nie istniały żadne połówki – było albo czarno albo biało.
Miała ładny uśmiech. Za ładny. Zbyt zadbany. Snaglak przeklnął w ojczystym języku i pochylił się do tyłu, wyrażając swoją dezaprobatę grymasem gniewu jaki uczepił się twarzy. – Kgruwgro, jegrbaugr cigr wgr durgupgre kogrżogru – wyrzucił na jednym tchu, wiodąc zbyt ciężką głową w stronę nadchodzącego szczura. Najpierw usłyszął jakieś bzyczenie, jakby nieznośna mucha postanowiła uprzykrzyć życie niebezpiecznemu stworowi, nieświadoma kary jaka ją czeka za zburzenie spokoju orka.
Zamglonym wzrokiem powiódł dookoła siebie, szurając wielkim łapskiem po stole w próbie utrzymania równowagi. Niewdzięczne drewno ponownie zatrzeszczało pod zadem Snaglaka, zwiastując rychły upadek wielkoluda. Sam zainteresowany zajmował się próbą wyostrzenia wzroku na szczurka, który rozbawił go do łez. Tak bardzo, że czarny ork wziął średnich rozmiarów wdech (wypełniając płuca jakże wonnym aromatem wydzielanym przez pobratymców w karczmie) i ryknął – zdawałoby się, że wściekle – wprost w miejsce, gdzie jego zdaniem znajdował się goblin. Szkoda, że pomylił się i jego groźny, dudniący śmiech rozległ się po drugiej stronie niż powinien.
Trzęsąc się ze śmiechu wsparł się na samym środku stołu i przewracając ławę, wygramolił jakoś z siedziska. Bez słowa zapytania, z widocznym niezadowoleniem na gębie sięgnął w stronę kufla (i resztek piwa) należącego do Kery, najwyraźniej z zamiarem wydarcia go z jej ręki i oblania szczynami goblinka. Jeśli kobieta nie zaprotestowała zbyt mocno, zapewne tak właśnie się stało.
kursywa - język orków z Czarcich Gór
pogrubiony - język powszechny

Re: Tawerna "Złamana Strzała"

25
Z pewnością manewr by się udał, gdyby zaistniały dodatkowe okoliczności. Primo - Kera była by równie pijana co nasz Zwaligruch... to znaczy Zwaligłaz. Secundo - w okolicy nie było by napalonego, bohaterskiego i równie zapijaczonego goblina, co sam Snaglak. Szare komórki w głowie czarnego orka, w niebagatelnej liczbie trzech, uruchomiły przepływ - albo raczej próbę nie utonięcia - myśli i wytoczyły mu przed oczyma wynik jego genialnego planu, który nijak miał się do rzeczywistości. Wystarczyło, że orczyca nieznacznie przesunęła dłoń dzierżącą kufel, by Snaglak go nie dosięgnął. Co gorsza, powiódł za nim wzrokiem i wyciągnął ramię ku niemu na tyle mocno, aż stracił całkiem równowagę. Co istotniejsze, tuż przy nim pojawił się mały, zielony ludek z wyciągniętym zza pasa nożem. Jak widać, gdy chodziło o ratowanie niewiast, chłopaczyna brał sprawy na poważnie. Ale jako, że bozia nie obdarowała go wzrostem, to koślawy cios nie sięgnął wyżej jak do uda przerośniętego przeciwnika. Za sprawą alkoholu, było to niczym więcej, jak ukąszenie przez przerośniętego komara, wystarczyło jednak by dopełnić dzieła. Wielkie cielsko rozpoczęło upadek. Wyglądało na to, że niedoceniony, bezimienny goblin nie jest pierwszym lepszym łachudrą. Bo któż mógł wiedzieć, że wdzięki Kery przyciągną uwagę pierwszego miecza plemienia Złamanej Strzały, który swoją zwinnością i przebiegłością zabijał kilkakrotnie większych od siebie? Zakrwawione ostrze tylko czekało, by wbić się głęboko między żebra Snaglaka i zebrać kolejne trofeum w postaci ucha czy palca nieszczęśnika.
I z pewnością tak by się stało gdyby niekorzystne położenie goblina, który przez opary alkoholowe krążące pod czaszką, nie wziął pod uwagę faktu, że walące się ciało olbrzyma, spadnie dokładnie na niego. Ciężar jaki go docisnął do podłogi był na tyle duże, że całkowicie odebrał biedakowi dech w płucach. Gdzieś pojawił się nieprzyjemny zgrzyt i ból. Oczy wszystkich spoglądały teraz na kłębiące się na ziemi sylwetki.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”