Lochy garnizonu straży miejskiej - cela Lothara

1
Pod skromnym budynkiem straży miejskiej umiejscowionym w centralnym Ujściu mieścił się szereg ciasnych pomieszczeń służących przetrzymywaniu wbrew woli osób zatrzymanych za swe niecne czyny i oczekujących na proces. Nieszczęśliwy zbieg okoliczności, lub misternie uknuta intryga spowodowała, że zawitał tu również zwany Czarną Smugą.
Razem ze swoją eskortą w postaci uzbrojonych strażników i biżuterią z rzemienia na nadgarstkach, król nocy wmaszerował do garnizonu frontowym wejściem. W pomieszczeniu służącym jako pokój przyjmowania zgłoszeń i więźniów zatrzymali się na chwilę by odebrać od dyżurnego pęk kluczy do celi a także przeszukać i ogołocić z wszelkiego dobytku zatrzymanego. Komentując kosztowne, skórzane ubrania i buty Lothara schowali je razem z całym rynsztunkiem i wyposażeniem do szafy, którą zamknęli na kłódkę.
Następnie zeszli długim korytarzem do śmierdzących pleśnią lochów, w których mijając rząd cel z wychudzonymi, umazanymi brudem i własny odchodami osadzonymi dotarli do pustej celi. Na ścianie wisiały łańcuchy z kajdanami a po ziemi walało się trochę siana, które jakby pozbierać może dałoby się ułożyć w cieniutki siennik. Kamienne ściany przyjęły w swojej historii znaczną ilość moczu co było znać w powietrzu. Lothar został wrzucony do celi w więziennych portkach i koszuli, ale z rozwiązanymi rękami.

Przesiedział w podziemiach dwa dni, chociaż pewności nie miał bo nie widział światła dziennego. Jako posiłek podstawiano mu pod celę wodnista zupę z brukwi. Oczekiwanie na pomoc z gangu dłużyło się niemiłosiernie a w dodatku łotrzyk z celi obok wykrzykiwał w najmniej oczekiwanych momentach paskudne przekleństwa, co utrudniało sen i koncentrację. O tej porze roku podziemie miało tę pozytywną cechę, że izolowało znacznie przed zimnem z zewnątrz, ale wiszące na ścianach pochodnie nie dawały na tyle ciepła aby czuć się tam komfortowo. Czasami korytarzem przebiegały szczury wielkości średniego kota. Strażnik zajmujący się karmieniem więźniów przyprowadził raz psa szczurołapa, niedużego, choć masywnie umięśnionego kundla o wielkim pysku i złym, agresywnym spojrzeniu. Najwidoczniej znajdował się na wyposażeniu straży.
Wrodzona spostrzegawczość Lothara pozwoliła mu zanotować, że poza tym, że jeden z nich schodził na dół z psem lub zupą dla więźniów nie było widać żadnego wartownika na korytarzu. Pewnie nikomu nie chciało się sterczeć w smrodzie, podczas gdy osadzeni siedzą za grubymi na dwa palce prętami. Ktoś mógł się kręcić po korytarzu na górze i na pewno jeden siedział przy wejściu ale poza tym droga od jego celi do wolności była czysta.

Jednego razu schodzący do więźniów strażnik nie był sam. Przyszedł ze znanym Lotharowi wysoko postawionym członkiem gangu, do którego należał. Strażnik zamknął ich razem w celi zgodnie z procedurą i oddalił się. Gdy usłyszeli szczęk zamykanych drzwi na górny poziom garnizonu przybysz zaczął bez ogródek:
- Opowiedz mi Lothar. Co się kurwa stało?

Re: Lochy garnizonu straży miejskiej - cela Lothara

2
Lothar szedł spokojnie prowadzony przez poznanych mu już strażników. Nie było sensu zbytnio się przemęczać. Koniec końców straż w Ujściu nie jest samowystarczalna. Rudy na pewno wyciągnie go z tego szamba. Po nocnym spacerze ulicami miasta dotarł w końcu do budynku straży. Był on jak i cała ta jednostka porządkowa zrobiony ze słabego materiału, przy większym wietrze groził zawaleniem. Przynajmniej lochy wyglądały solidnie, Lothar mógł czuć się bezpieczny. Nawet, jeżeli dach się zawali to kamienne ściany w podziemiach uchronią go przed marnym końcem. Zaraz po wejściu do garnizonu młody mężczyzna został ogołocony ze wszystkiego, co miał pod ręką. Na szczęście jego rzeczy zostały zamknięte na kłódkę w szafie, co dawało, jako taką gwarancje tego, że coś z nich jeszcze zostanie, gdy będą go wypuszczać. Łotrzyk został w samych portkach i koszuli. Nie wyróżniał się zbytnio od innych gości tego przybytku znajdujących się w innych celach. Szedł spokojnie za prowadzącym go strażnikiem do swojej celi. Spoglądał prosto przed siebie chłodnym wzrokiem. Można powiedzieć, że był wręcz zrelaksowany. Po chwili znalazł się w swojej jednoosobowej celi. Od razu po wejściu rozmasował sobie nieco obolałe nadgarstki. Rzemień, którymi były związane zaczął dawać mu się we znaki. Oprócz nadgarstków ciągle czuł pod paznokciami ból spowodowany nieudaną akrobacją. Cholera, gdyby tylko skoczył wtedy wyżej. Nie musiałby teraz siedzieć w tej norze, gdzie strasznie waliło ekskrementami. Nie miał zbyt wielu atrakcji w tym miejscu, dlatego postanowił zrobić sobie, jako takie posłanko. Pozbierał siano porozrzucane po podłodze, a następnie ułożył je w jednym miejscu, tak, aby przynajmniej, jako tako się wyspał czekając na ratunek jak królewna na swego wybawcę.

Sporo czasu minęło zanim się jego doczekał. Przynajmniej dwa dni, może więcej. Będąc zamkniętym w takim pomieszczeniu człowiek traci rachubę. Papka, która udawała zupę była tu specjałem szefa kuchni. Chyba wszyscy za nią przepadali, bo nic innego nie podawano. Lothar z obrzydzeniem wkładał ją sobie do ust tylko siłą woli powstrzymując się od torsji. Coraz lepiej zaczęły wyglądać wielkie szczury biegające pomiędzy celami. Gdyby tylko któryś wpadł do niego, to można by było coś przekąsić. Gorsze od zupy na pewno by nie było. A skoro po zupie żył to i szczura przeżyje. Siedząc tak Czarna Smuga obserwował jak straż sobie radzi ze szczurami. Mają paskudnego kundla, którego puszczają za nimi, aż w końcu je złapie i zeżre albo pierzchną w jakąś dziurę i nigdy tu nie wrócą. Ten pies mógł być problemem gdyby trzeba było się stąd wymknąć. Mając chwilę Lothar zbliżył się do krat swojej celi by obejrzeć jej zamek. Znał się na tym, mając swój zestaw wytrychów już dawno by stąd wyszedł. Ba. Mając nawet zwykły patyk powinien być w stanie to otworzyć, tylko, po co na razie stąd wiać skoro może uda mu się wyjść frontem z podniesionym czołem.
W końcu do celi Lothara został wprowadzony jego człowiek, brat z bandy, który zajmuje się tego typu sytuacjami. Mężczyzna miał nadzieję, że zaraz się stąd zawinie i zacznie poszukiwania tego skurwysyna, który chciał go wrobić. Więzień nawet, gdy wszedł do celi jego człowiek nie podniósł się z sennika. Bo i po co. Podrapał się po głowie i zaroście, który urósł przez te kilka dni w celi.
-Co tak długo? Wiesz ile tu gnije?- Odparł chłodno nieprzyjemnie marszcząc brwi -Co do tej sprawy to jak ci powiem to i tak mi nie uwierzysz… ale skoro nalegasz. Straż nakryła mnie w nocy nad zwłokami pewnej kobiety. Mało tego na ścianie, pod którą leżało jej ciało widniało wielkie moje imię wymalowane jakąś cuchnącą farbą. Najśmieszniejsze jest to, że do plugawego chuja belzebuba to nie było moje dzieło! Nie patrz tak na mnie. Mówiłem, że mi nie uwierzysz… Chuj z tym. Zabierz mnie stąd, muszę znaleźć tego kurwiszona, który mnie wpakował w tą kabałę. Aaa i strażnicy zabrali nasze dokumenty wraz z całym moim podręcznym dobytkiem. Wiesz, o których mówię… o tych finansowych.- Gdy skończył mówić sprawnie wstał na równe nogi. Liczył na to, że uda mu się zaraz opuścić tą celę.

Re: Lochy garnizonu straży miejskiej - cela Lothara

3
Brat Aldrin, zwany też Kozą był specem w wyciąganiu ludzi z tego typu opresji. Lothar wiedział o tym i spodziewał się gładkiego dalszego obrotu spraw. Sam księgował nieraz w dokumenty gaże rosłego południowca. Przyjechał do Ujścia z Oros mając już wyrobioną reputację. Jego "transfer" nastąpił wraz z zawarciem przez Rudego dużej transakcji z baronem narkotykowym z południowej prowincji. Razem z transportem towaru do miasta przyjechał Aldrin jako zaufany człowiek znający się na procesie dystrybucji. Po spędzeniu z nowym gangiem kilku tygodni okazało się, że jego zdolności są dużo bardziej wszechstronne. Znał prawo, etykietę i potrafił przemawiać przekonująco choćby łgał w żywe oczy. Nigdy nie dawał się zastraszyć ani zbić z pantałyku. Rudy dostrzegł w nim ogromny potencjał i zaproponował mu większe pieniądze niż jego dotychczasowy pracodawca, na co ten przystał. Obecnie już piąty rok sprawował funkcję prawnika/negocjatora w gangu. Dla każdego bandziora złapanego na gorącym uczynku jawił się jak anioł zstępujący z nieba.
- Sytuacja wygląda tak... - Odezwał się anioł wyjmując zza pazuchy fajkę. - Dziewczyna której "nie zabiłeś" była córką Asifa Ishaka Ibraaheema - bogatego handlarza płótna. Została otruta jakąś paskudną trucizną a następnie przyniesiona pod ten sklep, pochlastana a jej krwią ktoś napisał na ścianie twoje imię. Rudy i reszta gangu wie, że nie masz z tym nic wspólnego. Ten smród, o którym mówiłeś wywołała trucizna, nasz alchemik nie potrafi rozpoznać jej po zapachu a sam wiesz, że widział w życiu niejedno. Nie podejrzewamy cię o to, że uwarzyłeś nagle chuj wie co nie z tego świata choć jak mam być z tobą szczery jest z tobą coś nie tak i sam mord i malowanie ścian krwią jakoś mi do ciebie pasuje.
Mniejsza o to, błądzę! - zdaje się, że braciszek dopiero się rozkręcał przed długą przemową. - Ominęłyby cię wczasy w tej dziurze i skończyłoby się na pogadance z Rudym gdyby nie ta dziewka. Jej ojciec pogrąża się w żałobie a należy do tych co ze smutku piszą poematy przy akompaniamencie płonących miast... Mam na myśli że chce zemsty, to taka metafora. Poza tym jest bogaty. I kiedy mówię, że jest bogaty, nie mam na myśli bogaty: dom pod miastem i cztery sklepy w mieście. Mówimy o bogaty: każdy metr jedwabiu w Ujściu kupujesz od niego. To jest bardzo potężny człowiek i bardzo chce twojej śmierci dlatego nasze negocjacje dały nam bardzo mało. Dwa dni rozmawiałem z jego przedstawicielem jakbym rzucał grochem o ścianę. Przepłacili naszych strażników miejskich i sędziego w twoim procesie, chociaż do drugie nie było potrzebne. Rudy nie nie chce z tym gościem wojny gospodarczej, bo prawdę mówiąc nie ceni twoich umiejętności aż tak wysoko ale dał radę dotrzeć do jednego z szeregowych cieciów tutaj w garnizonie. I teraz uważaj bo podaję ci twoje dwie opcje na uniknięcie stryczka:
Pierwsza: Pomagamy ci uciec dając ci zaledwie jednego przekupionego strażnika i całkiem niezły plan ucieczki. Będziesz uciekinierem, od którego oficjalnie się odcinamy do momentu aż się oczyścisz, czyli znajdziesz mordercę tej małej.
Druga: Mam przy sobie fiolkę eliksiru wiecznego snu. Po zażyciu twoje funkcje życiowe ustaną na dwadzieścia cztery godziny, zostaniesz uznany za martwego i wyniesiony stąd, a potem na własną rękę musisz znaleźć mordercę i oczyścić się z zarzutów, żeby Rudy mógł przyjąć cię z powrotem bez ryzyka wojny handlowej z panem Ibraaheemem. Może od razu dodam, że nie ręczę za jakość eliksiru bo składniki trzeba było skołować na szybko.

Re: Lochy garnizonu straży miejskiej - cela Lothara

4
Lothar stał spokojnie czekając na to, aż Koza wypuści go z tej celi i wyjdzie na wolność. Kilka dni w tym zaszczanym lochu w zupełności mu wystarczyło. Nie wygodnie, śmierdzi, ciemno o żarciu nie wspominając, ale przede wszystkim nudno. Czarna Smuga potrzebował codziennej dawki adrenaliny, którą dostarczało mu przestępcze życie. Niestety sytuacja nie wyglądała tak gładko jak sobie to wyobrażał Lothar. Zamiast wyprowadzić go z celi Koza zaczął mu spokojnie objaśniać całą sytuację. Więzień słuchał dosyć uważnie, ale z kamienną miną. Czyli jednak miał rację, od razu w ciemnej uliczce poznał, że ten trup to ktoś ważny i bogaty. Zwykły kmieć nie nosi takich drogich ubrań. To wszystko komplikuje. Zapamiętał nazwisko człowieka, który chce jego śmierci. Ibraaheem. Unikać do czasu rozwiązania tej sprawy. W nocy myślał, że ktoś zarżnął ją normalnie przy użyciu miecza, sztyletu lub zwykłej pałki, ewentualnie przedtem lub potem wydupczył. Szkoda mordować i nawet sobie nie poużywać. Okazało się, że to jednak była trucizna i to nie byle, jaka skoro stary alchemik nie potrafił jej rozpoznać. To może być klucz do rozwiązania tej sprawy. Zapewne niewiele osób w mieście posiada tak szeroką wiedzę, aby móc wytworzyć taką substancję. Lothar liczył na to, że nie została ona sprowadzona z zewnątrz. Dobrze było przynajmniej, że Rudy i bracia z gangu chcą mu pomóc. To czy wierzą w jego niewinność to mało go obchodziło. Najważniejsze, że ma wsparcie. Nie porzucają swoich ludzi w potrzebie. Gang to pierwsze miejsce na świecie, gdzie Lothar czuje się dobrze. To jego prawdziwa, choć bardzo specyficzna rodzina. Czarna Smuga myślał, że przez te dwa dni nie zdążyli nic zrobić, był zaskoczony, że od razu przystąpili do działania. Prawdziwi profesjonaliści. Opinię brata Kozy o tym, że to morderstwo pasuje do Lothara skwitował tylko niewielkim uśmieszkiem. Ten pierdzielony kupiec srał kasą. Straż i sędzia byli jego ludźmi, wpływy gangu zostały zniwelowane przez tak potężną osobę. Końcowa część przemówienia Kozy była najciekawsza, bo tyczyła się odzyskania wolności. Pierwsze zaproponowane rozwiązanie wydawało się bezpieczniejsze na pierwszy rzut oka. Tylko opierało się na czynniku ludzkim, jakim był przekupiony cieć. Gdyby nawet się powiodła byłby uciekinierem, którego ścigaliby ludzie Ibraaheema. Zdecydowanie wolał drugą opcję. Łatwiej będzie działać, jako trup. Być może prawdziwy morderca się wychyli. Swoją drogą to naprawdę musi nienawidzić Czarnej Smugi. Taka intryga: wyszukana trucizna, śmierć córki handlowego bossa. Swoją drogą, jeśli trop z trucizną okaże się chybiony będzie musiał sprawdzić jak dostał się w pobliże tej zamordowanej kobiety. Były to jednak plany na przyszłość. Teraz musiał się stąd wyrwać.
-Dawaj fiolkę. Załatw, aby moje rzeczy, które mi zabrała straż znalazły się w dziupli dwie ulice od mojej chaty. Kwity finansowe możecie zabrać. Będę miał teraz, co innego na głowie- Powiedział spokojnym tonem, ale wyraźnie się uśmiechnął a w jego oczach przez moment widać było błysk podniecenia. Nie miał powodu mu dziękować. Zrobił tylko to, co mu kazał Rudy. Za coś kasę w końcu bierze. Gang to nie kółko wzajemnej adoracji. Nikt nie spodziewał się pięknym słówek tylko efektów. Jeśli wszystko pójdzie dobrze to już jutro Lothar ze zwierzyny stanie się myśliwym.

Re: Lochy garnizonu straży miejskiej - cela Lothara

5
Aldrin podał Lotharowi fiolkę i zaczekał, aż ten wypije jej zawartość. Następnie odezwał się jeszcze raz:
- Nie powinno być problemów z zabraniem twoich rzeczy ale pamiętaj, że w momencie, w którym się ujawnisz jesteś stracony. Rudy zaneguje, że pomógł ci w ucieczce i się od ciebie odetnie. Nie spierdol tego, bo będę musiał szukać mu nowego pismaka...
Ostatnie słowa były już nieco przytłumione. Wizja Czarnej Smugi stawała się coraz bardziej mglista, a wszystkie zapachy i światła traciły na sile. Pojawiło się uczucie chłodu promieniujące od żołądka na wszystkie rejony ciała. Powieki stały się tak ciężkie, że mimowolnie je zamknął. Opadł bezwładnie na swoje posłanie nie czując nawet kontaktu plecami z ziemią, ogarnęło go wrażenie spadania. Pogrążył się w głębokim śnie, w którym spadał wśród grobowych ciemności.

Ciąg dalszy tutaj: http://www.herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=29&t=1562
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”