Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

16
Alexander po tym, jak jego przeciwnik zwalił się z łoskotem na ziemię poczuł lekką ulgę, która odeszła tak szybko, jak przyszła. Jej miejsce zajęła znowu bezsilność i gniew. Gniew na wszystko, na cały świat. Za to, że wszystkie sprawy zawsze toczą się w kierunku coraz głębszego gówna, z którego im bardziej człowiek próbuje się wydostać, tym szybciej się zapada.

Oddech powrócił do płuc, a adrenalina zaczęła puszczać. Wellin podniósł się z desek i od razu wypchnął ostatnich ludzi za drzwi, które potem zaryglował. Zaraz później zabrał się za przeszukiwanie trupów mając nadzieję, że uda mu się znaleźć jakąś wskazówkę. W międzyczasie rzucił do karczmarki- Mów wszystko co wiesz. Kto to był, skąd jest i dla kogo pracuje. I co miałaś z nimi wspólnego. Może dzięki temu uda nam się przeżyć. Mówiąc "nam" wliczam także panią, tak więc proszę nic nie ukrywać.

-W lekkomyślnej furii pozbawić życia człowieka, nieszczęśliwego człowieka kierowanego bólem serca, który rani dlatego, że sam był zraniony. Teraz musiał wykrwawić się w jakiejś spelunie na brudnych deskach. Czy może biedna karykatura człowieka, która chciała udusić drugiego przez głupi kaprys złości nie widząc w nim człowieka, a imaginację własnej furii. Odpowiedź furii na furię, moja wygrała. Moja była właściwsza. Ostatecznie. Chyba. Albo i nie, nie wiem.- mruczał nieskładnie pod nosem jakby nie słuchając własnych myśli.

Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

17
Człowiek się wykrwawiał. Wystarczająco szybko, by za chwilę umrzeć. Mogła rzucić się naprzód i zaatakować kolejnego. To znaczy mogłaby, gdyby nie to, że pokonany w ostatnim akcie złapał ją za kostkę. Nie mogła się wyrwać przez dwie bezcenne sekundy. Tylko tyle, ale wystarczyło, by trzeci oprych mógł zwiać. Zmiana planów.

Kiedy postronni już opuścili pomieszczenie pochowała nieużyte nawet ostrza i zamknęła drzwi od środka. Na zasuwę takoż. Dopiero teraz mogła powiedzieć, że są względnie bezpieczni.
Podeszła do zabitego przez siebie mężczyzny, miał otwarte oczy. Wyprostowała jego ciało, dotąd zgięte w nienaturalnej pozie. Skrzyżowała mu ręce na piersi i zamknęła oczy. Sięgnęła do jego sakiewki i wyciągnęła dwie srebrne monety i położyła na powiekach.
Usalu Ty, który przeprowadzasz dusze przez rzeki umarłych. Miej w opiece tę duszę i spraw, by nie błąkała się na tym, ale znalazła spokój na tamtym świecie.

Z drugim mężczyzną wykonała podobny rytuał. Dopiero teraz uznała, że należy się zająć pozostałymi. na szczęście żaden z nich nie wymagał jakiegoś specjalnego wsparcia. Mieli teraz jedynie do czynienia z roztrzęsioną barmanką.
-Pytanie podstawowe: pod opieką którego z gangów znajduje się lokal? Jeżeli należy do organizacji Kali, to nie masz się czego obawiać. To miejsce na pewno przynosi zyski, a nie zarzyna się kury znoszącej złote jaja. Raczej tamten oprych będzie miał kłopoty jak szefowa się dowie, a nie ty. Spokojnie. Powiedz co wiesz, a jakoś zaradzimy całej sytuacji.

-A tak właściwie, to gdzie trzymacie księgi? Ciekawi mnie jak maskujecie haracze.

Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

18
Metaliczny zapach krwi roznosił się już po całym pomieszczeniu. Czerwone kałuże rosły na heblowanych deskach, tworząc z czasem wielką plamę. Kiedy Hontharon założył pierścień, karczmarka spojrzała na niego szeroko otwartymi, zapłakanymi oczyma. W jej oczach mężczyzna zmienił się, wypiękniał nieziemsko, a ona, za jego uśmiech, gotowa była powiedzieć mu wszystko i zrobić znacznie więcej.

A wtedy Alexnader zaraz po przeszukaniu zwłok, w których nie znalazł absolutnie nic interesującego, wraz z Marią zarzucili ją własnymi pytaniami, czar jakby prysł, a ona odsunęła się na kilka kroków, pod szynkwas i znowu brzydko pociągnęła nosem. Wykrzywiła twarz z płaczliwym grymasie, złapała kilka szybkich oddechów i przemówiła, choć wszyscy słyszeli, że jest na granicy kolejnego wybuchu histerii.

- Nic nie wiem, szlachetny panie - rzekła do Hontharona, widać było, że pierścień wciąż w jakimś stopniu działa. - Bo i co można wiedzieć o tej kobiecie? Powiadają, że to szarlatanica - ściszyła głos, mówiąc te słowa. - Że morduje dla przyjemności niemal tak samo często, jak rozkłada nogi. Wszyscy, nawet wysoko postawieni jej służą. I wszyscy jej płacą. Ojciec mój, pamięci świętej chłop, ledwo prządł, zadłużył się ogromnie u miejscowych zbirów i byłby dostał nóż w bebechy. Ale Kali przyszła, zrobiła z watażkami porządek, zabiła kogo trzeba, zaczęła rządzić. Ojcu memu rzekła, że długi będą mu odpuszczone, jeśli pozwoli na sprzedaż pewnych specjalnych towarów w naszym przybytku, prowadzoną przez jej ludzi. Ojce zgodzili się i wyglądało, że wszystko zacznie jakoś się kręcić. Ale kiedy tylko chciał ograniczyć handel jej specyfikami, zaraz straszyli tymi długami, że mają zapisane, że wiedzą ile. Potem straszyli już przy każdej okazji. A roki temu dwa, pomarł on, w bójce z Goblinem na ulicy. I na mnie to spadło, a teraz przyjdą, będą wypytywać, może i mnie zabiją i dadzą komu innemu karczmęęęęę - przeciągnęła i wybuchła płaczem, którego nie dało się uspokoić słowami przez jakiś czas. Potem znowu musiała wziąć kilka oddechów i opanować drżące usta. - Tyle mówią, szlachetny panie. Nie wiem, ile w tym bajania, ile prawdy. Mnie to zjedno, chciałam jeno spokojnego życia, a przekleństwo jakieś wisi nade mną.

Potem skierowała swój wzrok na Marię, jakby nie wiedziała, o cóż chodzi tej kobiecie, które przyczyniła się do zdemolowania jej lokalu.

- Jakie księgi, pani? Czytać nie umiem, pisać takoż nie, rachuję jedynie nieźle. Do tego ksiąg nie potrzeba przecież.

Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

19
- Uspokój się, a wszystko będzie dobrze - powiedział Hontharon, próbując pocieszyć karczmarkę. - Tyś niczemu niewinna, toteż nic ci nie grozi. Myśmy nabroili, więc to nas będą próbowali ucapić.

Miał nadzieję, że ta rozmowa potoczy się nieco inaczej. Był troszkę zły na swoich kompanów, którzy naskoczyli na bidulkę, zasypując ją gradem pytań. Przede wszystkim, chciał zaskarbić sobie jej zaufanie.

- Trzeba zacząć działać - mężczyzna układał sobie myśli w głowie. - Bogobojna Kali zrobiła z tej oberży swoją melinę. Jej ludzie sprzedawali tutaj narkotyki, szantażując właściciela i jego córkę. Zabiliśmy dwóch członków jej gangu, a trzeci nawiał. Bandziory niedługo wpadną tutaj, coby zrobić porządek. Musimy uciekać, jak najdalej stąd. Poza miastem będziemy pewnie bezpieczni. Ale co zrobić z tą kobietą? Nie zostawimy jej przecież na pastwę losu.

- Pani, masz jakąś rodzinę poza Ujściem? - Zwrócił się do szynkarki. - Powinnaś się wydostać z miasta. Sama powiedziałaś, że przejmą twoją gospodę, więc nic cię tutaj już nie trzyma. Uciekaj, byle rychło.

Hontharon spoglądał na jej zapłakaną twarz i emocje zaczęły w nim pogrywać. Żal ścisnął go za grdykę, a łzy napłynęły mu do oczu. Wtedy usłyszał, jak kobieta i Maria rozmawiają o księgach rachunkowych. Widząc w jakim stanie jest gospodyni, postanowił, że sam zajrzy pod szynkwas i poszuka tych ksiąg. Podszedł do lady, pochylił się i zaczął szperać w zakamarkach pod kontuarem.

Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

20
- Dzięki ci, szlachetny panie, dzięki - łkała kobieta, nieco widać uspokojona. - Mam siostrę, ale we stolicy, to za długo, żebym samotrzeć tam dotarła... Teraz niebezpieczno, gościńców nikt nie pilnuje, wszelkie bandy i hałastry po traktach pędzą, napadają a grabią, ojce moi mawiali, że...

Dźwięk rogu poniósł się echem po mieście i zaraz dołączyły do niego dwa kolejne. Minęło kilka chwil, gdy sygnał się powtórzył. A potem jeszcze raz. Z ulic dało się słyszeć podniecone rozmowy, szybkie kroki, gwar narastał, niczym w ulu.

- To jest róg obronny - zaczęła niepewnie karczmarka. - Może flota korsarzy znowu próbuje złupić port, już kilka razy to się zdarzało...

Wszyscy drgnęli, kiedy ktoś uderzył w drzwi karczmy, próbując je otworzyć, jednak zaryglowane mocno, ani myślały ustąpić. Natręt stuknął jeszcze dwa razy i popędził w swoją stronę. Po chwili o brukowaną ulicę stuknęły podkute żelazem wojskowe buciory, a do wnętrza budynku dostał się stłumiony głos.

- Wszyscy mieszkańcy mają zebrać się na głównym placu targowym, natychmiast udać się na plac targowy! Nie brać nic ze sobą, porzucić obowiązki! Udać się na główny plac targowy!

Nie był to jeden głos, a kilka. Żołnierze wchodzili kolejno we wszystkie uliczki i zaglądali do kramów, zakładów, domów. Nie omieszkali również stuknąć w drzwi karczmy, ale i tym razem najwidoczniej ktoś doszedł do wniosku, że lokal jest zamknięty.

- Panowie, pani, musim iść. Jak zbierają wszystkich do kupy, to coś ważnego będą głosić, trzeba tam pójść.

Spoiler:

Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

21
-Władza mówi żeby iść, znaczy się każdy myślący człowiek ani drgnie. Albo da nogę w przeciwną stronę.- rzekł Alexander. -O co chodzi dokładne tego nie wiem ale można mieć pewność, że chcą byśmy im coś oddali, zapewne pieniądze, przypuszczalnie życie. Osobiście jednego i drugiego nie mam w nadmiarze, a nawet gdybym miał, to i tak bym nie dał.- Powiedział, po czym zastanowił się przez chwilę. Spędził ją głównie na ubolewaniu nad straceniem doskonałej okazji do splądrowania opuszczonych sklepów i mieszkań. -Proponuję zostać na miejscu, być cicho i udawać, żeśmy razem z innymi poszli na plac. Przynajmniej przez dłuższą chwilę.- stwierdził, po czym starał się znaleźć jakąś szparę w drzwiach, przez którą mógłby wyjrzeć.

Re: Niezwykłe spotkanie- Kanały

22
- Ile można? Jakbyśmy nie mieli już dość problemów na głowie. A niech to diabli...

Hontharon nie miał najmniejszego zamiaru iść na plac targowy. Głos zza drzwi wyjątkowo nie przypadł mu do gustu, a dobiegające z ulicy głosy jakby zupełnie wybiły mu ten pomysł z głowy. Miał podążać za tłumem? Wpaść w motłoch i dać się ponieść tej rozwrzeszczanej tłuszczy, tak po prostu? Ta myśl napawała go obrzydzeniem. Ci wszyscy ludzie byli jak bydło pędzone do zagrody, na śmierć, pod katowski topór. Kiedy sobie to wyobraził, przeszły go dreszcze. Wolał umrzeć niż płynąć w miejskim rynsztoku razem z tym cisnącym się na ulicy gównem.

Mężczyzna pokładał wszelką nadzieję w swoich towarzyszach i we własnym sprycie.
Jeśli chciał przetrwać (a zapewniam, że chciał!), to musiał zacząć działać.

Pomysł Alexandra uznał za nietrafiony. Bierność jest w tej sytuacji ich największym wrogiem. Nie mogą po prostu stać i czkać na rozwój wypadków. Niestety, ale zostali pozbawieni tego komfortu. W przeciwieństwie do Wellina, Hontharon ani myślał o ewentualnej kradzieży i okazji do zarobku. Nie panikował, ale wiedział, że czas nagli - trzeba coś wymyślić!

- Czy jest stąd jakieś inne wyjście? - Zapytał karczmarki, wskazując na zaryglowane wrota.

Przywdział spokojną maskę, na której malował się opanowany wyraz twarzy. Nie chciał, aby ktokolwiek rozpoznał, co dzieje się w jego wnętrzu, ale w tamtej chwili duszę Hontharona rozpierała uczuciowa nawałnica. Strach wirował, szamocząc się z jego zawziętością i instynktem samozachowawczym. Pierwotna natura, która kazała brać nogi za pas, igrała z twardymi, stanowczymi ideami. Jego daimonion krzyczał, ale nie mógł przebić się przez odgłos kołaczącego serca. Jego ciało drżało w napięciu. Był gotowy na wszystko, mógł zdziałać wszystko.

- Trzeba nam ruszać! Trzymajmy się cieni i nie wchodźmy między ludzi.

.

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

23
Karczmarka wahała się chwilę, niepewna, co robić, ale nagle w drzwi uderzyło coś trzykrotnie, a z zewnątrz dał się słyszeć twardy, męski głos.

- Otwierać, straż miejska! - Wszyscy zamilkli, patrząc po sobie niepewnie. Kobieta jakby obudziła się z marazmu, wskazała ręką, by podążali za nią i skierowała się z stronę kuchni, zgarniając po drodze dwie świece. Pachniało tam jeszcze intensywniej dymem i starym tłuszczem. Kilka myszy uciekło na ich widok do swojego kąta.

Podeszli do starego pieca, przy którym stała nieco podniszczona szafa z zapasami mąki w dużych worach. Zaczęła sama ściągać je na ziemie, ale Hontharon i Alexander szybko jej pomogli. Po uporaniu się z problemem kobieta przesunęła pusty mebel, a ich oczom ukazały się niewielkie, drewniane drzwiczki. Pociągnęła za nie i do ich nozdrzy dostał się obrzydliwy smród fekaliów i zgnilizny.

- Teraz wiecie, szlachetni państwo, czemu to miejsce nazywa się kanałami. Chodźcie, chodźcie, chyba, że któreś chce zostać i zamknąć za resztą przejście - po tych słowach pierwsza weszła do dziury. Łomot do drzwi ucichł, ale nie wiadomo było, czy to rezygnacja dzielnej, miejskiej straży, czy poszukiwanie czegoś, co pomoże wyważyć drzwi.

Gdy dwóch mężczyzn i dwie kobiety przekraczali próg otworu, natychmiast trafiali na śliski od wilgoci spad, który, po krótkiej przejażdżce, wypluwał ich na kamienny murek, dosłownie krok od cuchnącej obrzydliwie brei.

- Chodźmy, nie ma, co się ociągać - rzekła karczmarka, podając jedną ze świec Hontharonowi. Wydawało się, że jest pogodzona z losem i zdecydowana walczyć o przeżycie. - Kiedyś do tych kanałów wpływał nadmiar wody, który mógłby podtopić miasto, ale w ostatnich latach poziom rzeki spadł i nawet w czasie wiosennych deszczy nic Ujściu nie grozi. - Trzymała przed sobą światło, pewnie stawiając kroki, jakby była tu już nie raz i nie dwa. Mijali wiele pobocznych korytarzyków, ale w żaden nie skręcili. Po długim marszu doszli do rozwidlenia dróg.

- No, to wasza decyzja, szlachetni. Na lewo jak pójdziemy, wyjdziemy w porcie, w jednym ze starych, zniszczonych magazynów, nie powinno tam być nikogo. Na prawo droga dłuższa, ale tam kanalizacja ma swój koniec poza murami miejskimi. Jak tedy będzie?

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

24
-Pewnie ktoś nakapował co tu się przed chwilą stało.- powiedział półgłosem Alexander podążając za karczmarką.

Kiedy drzwiczki zostały odsłonięte, a łomot do drzwi ucichł rudowłosy mimo ponaglania cofnął się jeszcze na chwilę do kuchni. Złapał jakiś kawał materiału, obrus albo opróżnił pierwszy z brzegu worek i napakował do niego różnego rodzaju jedzenia i ze dwie butelki jakiegoś trunku formując niewielkie zawiniątko. Śpieszył się przy tym jak tylko to możliwe. -No co? Przecież nie może się zmarnować.- odpowiedział na pytające spojrzenia i ostatni raz, tęsknie spojrzał na znikające w oddali beczki piwa.
Pod wpływem fetoru zaraz odechciało mu się jeść, jednak wiedział że niedługo się to zmieni. W pewnym momencie zatrzymał się wraz z innymi na rozwidleniu.
-Chodźmy w prawo przez tą można by rzec odbytnicę miasta. Niech wysra nas i zostawi w spokoju.-

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

25
Gdy karczmarka jęła się do zwalania z półek worów wypełnionych mąką, Alex i Hontharon pośpieszyli jej z pomocą. Wkrótce szafa została zepchnięta na bok, a oczom mężczyzny okazały się małe, wmurowane w ścianę drzwiczki. Rudzielec poczuł przejmujący smród, który ani chybi dobiegał właśnie zza niewielkich wrót. Gdy kobiecina otworzyła je, paskudny zapach przybrał na sile. Hontharon odruchowo zakrył nos dłonią, aby przynajmniej trochę zniwelować jego działanie.

- Na Grenefod, gdzie kiedyś mieszkałem, przebywałem śród gnijących ryb i końskiego gówna. - Ni stąd ni zowąd zaczął beztrosko snuć swoją anegdotę. Czuł, że pora jest nietęga, ale nie mógł się powstrzymać. - Cholera, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę wąchał coś bardziej cuchnącego. - A po chwili dodał. - Jak widać, człowiek uczy się przez całe życie.

Widząc, że szynkarka przekracza ziejącą mrokiem wyrwę, Hontharon bez zastanowienia poszedł w ślad za nią. Zrobił krok do przodu i nagle stracił oparcie pod nogami. Ześlizgnął się w dół, po czym wylądował przy niskim, kamiennym murze. Karczmarka i jego kompani postąpili podobnie, może tylko z nieco większym wyczuciem i, hm, gracją. Po chwili, za sprawą gorejących świec, mrok nieco się rozjaśnił, choć smród trwał nadal. Rudowłosy przyjął od oberżystki ociekającą woskiem łojówkę i od tej pory trzymał ją przed sobą, bacząc na to, aby w nic nie wdepnąć, albo nie stanąć nogą w jakąś dziurę, albo nie wpaść w łajno, albo... no, zwyczajnie prostu uważał, po czym stąpa.

Długo łazili po zatęchłych kanałach. Musieli być na jakiejś niższej kondygnacji, bo było zimniej, niż na górnych poziomach. Świetlorośli też rosło tutaj jakby mniej, a to, co pokrywało ściany, nijak radziło sobie z rozpraszaniem ciemności. Wiele zakrętów wyminęli i mnóstwo narobili kroków, nim znaleźli się na rozwidleniu dróg. Tunel rozdzielał ścieżkę na dwie mniejsze, które wiodły w przeciwnych kierunkach. Karczmarka napomknęła, która dokąd prowadzi i Hontharon dokonał w myślach szybkiej analizy. Właściwie, to po prostu obmyślił, kędy mu bardziej pasuje.

Mam dość tego miasta!
Nawet nie wiem, co mnie tutaj przygnało.
Chyba Sulon postanowił zrobić mi na złość, albo jakiś Patron od niechcenia zabawia się moim losem.
Życie to istna katorga.
Chwila... co ten Wellin powiedział? Odbyt... wysrać... haha, dobre to! Pocieszne!
Ale teraz do rzeczy. Już prawie nie czuję tego okropnego fetoru. Ech, zaraz, ja nic już nie czuję. Nieważne, dalsza wędrówka kanałami to chyba najlepsza opcja.
No, to w drogę!


- Ruszajmy w prawo! - Wykrzyknął, świecąc ogarkiem w tamtą stronę. - Ujście... to miasto śmierdzi, wynośmy się stąd, rychło.
.

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

26
- W Grenefod, panie? A nie wybieracie się tam może? Daleko to, z dala od wojen i niepokojów... Poszłabym z wami, gdybyście zechcieli... - Mówiła cichym, nieśmiałym głosem karczmarka, niosąc przed sobą światło. Wyglądało na to, że dzielny Hontharon przypadł jej do gustu.

Jednogłośnie wybrali kierunek, choć Maria nie odzywała się ani słowem. Kolejny raz przemierzali mroczne korytarze, a szczury uciekały im spod nóg, wskakując z pluskiem to śmierdzącej toni. Było ich tu naprawdę mnóstwo, wyglądało to na olbrzymią kolonię. Nie dziwiło jednak, że w tak paskudnym mieście gryzonie czuły się tak swobodnie, można by rzec - jak w domu.

W końcu, po dłuższej podróży, w tunelu widać było światło. Nie sztuczne, jak te, które daje ogień czy czarodziejska kula, ale naturalne. Słoneczne. Przyspieszyli lekko kroku, wyczuwając powiew świeżego powietrza, będącego niczym różane pachnidło wśród kupy gnoju. Tak właśnie pachniała wolność - świeżością i ciepłą bryzą. Ale im bliżej podchodzili, tym mniej entuzjazmu w nich było. Przejście okazało się zakratowane długimi, żelaznymi prętami.

- Nie pamiętam ich tutaj... Nie pamiętam, żeby były tu kraty... A może to było inne przejście? - Rozmawiała sama ze sobą kobieta, dotykiem badając materiały. Był stary, mocno pordzewiały, jakby miał się rozpaść. W końcu złapała za jeden z prętów i szarpnęła mocniej, a kawał żelaza odłamał się od reszty z przeciągłym jękiem. - Może będzie się tak dało i z innymi, pomóżcie mi, waszmościowie, cobyśmy...

Nie dokończyła. Smrodliwa breja wypełniająca kanał zabulgotała, niby wrząca woda, a zaraz potem spod jej powierzchni wystrzeliła długa, zgniłozielona, oślizgła macka. Chwyciła Marię za kostkę i pociągnęła ku sobie. Kobieta, zupełnie niespodziewająca się takiego obrotu sprawy, poleciała najpierw na brzuch, a potem do tyłu. Hontharon i Alexander nie zdążyli zareagować, nikt nie zdążył, trwało to tyle, co dwa uderzenia serca. Dopiero po wszystkim karczmarka upuściła ze strachu świecę i wrzasnęła przerażona.

Tymczasem nad głową Marii zamknęła się śmierdząca ciecz, wciągając ją jeszcze głębiej. Nie wiedziała dokąd, ani co ją przyciąga, ale nie miała wątpliwości, że brak działania oznacza śmierć.

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

27
Gdy skończył się pierwszy kryzys znowu powróciła ta sama, głupkowata Maria o wiecznie zdziwionych oczach. NIe miała pomysłu na to, co będzie robić, więc zdała się na wsparcie towarzyszy.

Kiedy naradzali się ze sobą co robić- nic nie mówiła.
Kiedy włazili do tunelu- nic nie mówiła.
Kiedy podjęli decyzję o wyjściu z Kanałów nie pisnęła słowa.
I tak nie miała nic dodania, a wyjście do korytarzy komunikacyjnych było dość... nieprzewidywalne. Co prawda samo wywołanie na apel nie skutkowałoby żadnymi konsekwencjami, lecz jako Maria zabiła już jakiegoś oprycha. Wyjście frontowymi drzwiami do gospody nie było zbyt rozsądnym wyjściem.

Tutaj za to miała szereg możliwości. Ten kanał był pewnie elementem sieci odprowadzającej nieczystości, miał na pewno połączenie z innymi lokalami i domami, być może gdzieś tam wpadał nawet do morza... Tak, na pewno dawało się stąd uciec. Była przekonana, że mijali przynajmniej kilka klap do wyższych pomieszczeń.

W końcu dotarli do wyjścia. Krata i to zdecydowanie stara. I prawdopodobnie się zgubili... Potem Maria zajęła się gapieniem na płytki, a barmanka zaczęła się bawić z wyrywaniem zardzewiałych prętów, czym zaczęła niemożebnie hałasować. Może to sprowokowało to coś? A może po prostu za chwilę będą mieli uzbrojone towarzystwo po drugiej stronie?

Coś chwyciło ją za kostkę... i głupkowata Maria momentalnie zniknęła. Kiedy leciała wiedziała już, że jest nieprzyjemnie. Gdy dotknęła brzuchem kamieni podejrzewała, co się dalej stanie i z jakim typem dziadostwa ma do czynienia. W momencie szarpnięcia w stronę krawędzi sztylet z rękawa był już w połowie wyciągnięty. Kiedy nogi zaczynały znikać pod wodą ciało rozpoczęło się skręcać w pozycję płodową. Oczywiście nie zdążyłaby tego dokonać w tak krótkim czasie, lecz jeszcze na powietrzu możliwe było wykonanie większości manewru tułowiem i wyjęcie ostrza.

Już kiedyś miała takie spotkanie. W tych kanałach mieszały się alchemiczne wyziewy, żyły wyrzucone doń egzotyczne zwierzątka i być może coś jeszcze. W każdym razie była pewna, że właśnie trafili na stałego mieszkańca tego miejsca. Siła zacisku wokół kostki nie była miażdżąca, a póki co nie wyczuła niczego bolesnego. Chwyt jednak był dostatecznie dokładny, by ją pociągnąć, więc musiała sobie radzić. Szarpnięcie nogą prawdopodobnie niewiele pomoże, przynajmniej nie w tej sytuacji...
Głęboki wdech i zanurzyła się pod wodę.

Połknęła tyle powietrza ile mogła. Wytrzyma nieco pod wodą, a ponadto będzie ją trudniej ściągnąć na dół.
Szybko obróciła się tak, żeby móc sięgnąć ku oplotowi na kostce. Nie mogła nic widzieć w takiej wodzie, więc zdawała się jedynie na wyczucie. Ciągnęło ją w konkretną stronę, a więc i w tamtym kierunku powinna prowadzić dalsza część potwora. Cięła zgrabnie, tak, by uciąć, albo chociaż nadciąć trzymającą ją materię.
Zaraz potem jednocześnie szarpnęła i wybiła się w górę, ku powierzchni 'cieczy'. Spróbowała wydostać z wody z dodatkami i zdecydowanie liczyła, że tamtych dwóch jej pomoże.

Ten kanał powinien sięgać do kolan, czemu do kurwy nędzy jest tak głęboki?!

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

28
- Niestety, moja droga pani, ale Grenefod nie jest mi już więcej domem - powiedział Hontharon, wzdychając głośno i wzruszając przy tym ramionami. Rudzielec ganił się w myślach, bo zaczął poważnie traktować propozycję szynkareczki. Rozważał już nawet wspólną podróż, ale nie chciał wyjawić swoich planów towarzyszom, więc uparcie trzymał język za zębami. - Z panią to i na koniec świata bym nawet polazł, ale mi tam nie po drodze.

Przedzierając się przez zalane mrokiem i fekaliami korytarze Hontharon nie raz uciekał myślami gdzieś w przeszłość, chwytając łapczywie każde przyjazne wspomnienie. Chciał za wszelką cenę oderwać się od rzeczywistości, która nie była wcale zachęcająca - śmierdziała przecież szczynami oraz gównem. Co rusz popadał tedy w głębszą refleksję, wracając pamięcią do tego, co było, a już nie jest. Z zamyślenia wyrwał go dopiero cichy pisk, wdzierający się przemocą do uszu. Mężczyzna nastąpił niechcący na jakiegoś szczura i to właśnie przygnieciony zwierzak tak okropnie wrzeszczał. Swoją drogą, bardzo wiele tych gryzoni mieszkało w kanałach. To całkiem przerażające. Hontharon przez przypadek trącił dłonią jednego z nich, na wskutek czego przeszły go ciarki. Przypomniał sobie o pierścieniu od dziwnej staruszki, który wciąż tkwił na jego palcu. Postanowił bezzwłocznie schować błyskotkę do kieszeni - żal by mu było, gdyby przez swoją nieuwagę zgubił coś tak ładnego.

W końcu cała kompania dotarła do wyjścia. Przez zakratowany otwór sączyło się słoneczne światło, rozpraszając nieco zalegającą w korytarzach ciemność. Męczący marsz dobiegł końca! A przynajmniej jego cuchnąca część. Świeże powietrze zza krat wypełniło nozdrza rudowłosego, przyprawiając go o lekkie zawroty głowy. Z początku Hontharon nie był podbudowany tym, że przejście okazało się zamknięte, ale optymizm znów zagościł w jego duszy, gdy karczmarka poczęła bez trudu wyrywać zardzewiałe pręty. Mężczyzna chciał jej pomóc, ale coś niespodzianie rozproszyło jego uwagę.

Tym czymś była oczywiście długaśna, obślizgła macka, która z nagła wyskoczyła spod wody i ucapiła Marię za nogę. Kobieta do tej pory nie odzywała się prawie wcale, toteż Hontharon niemal zapomniał o jej obecności - przejęty był rozmyślaniem, a po części także pilnowaniem płomienia świecy. Teraz dziewczyna nie zdążyła nawet krzyknąć, bo dziwna kończyna w mgnieniu oka wciągnęła ją w głąb szlamu, z którego się przed chwilą wynurzyła. Woda zabulgotała, gdy głowa Marii zniknęła w mętnej toni. Rozpryski i fale świadczyły o tym, że kobieta próbuje wyjść na powierzchnię, a być może nawet walczy z tym plugawym stworem - czymkolwiek on jest.

Nie było czasu do namysłu, wiec Hontharon od razu rzucił się na ratunek towarzyszce, jeszcze w biegu wyciągając młot zza pasa i upuszczając na ziemię gorejący ogarek. Powietrze rozdarł krzyk przerażonej oberżystki, ale mężczyzna nie zwracał na nią uwagi. Nie zanotował też, co robi Alexander. Zadziałał instynktownie i runął na potwora, brodząc w cuchnącej brei wypełniającej kanał. Chciał złapać Marię za fraki i możliwie jak najszybciej wydostać ją na powierzchnię. Jeśli będzie musiał zdzielić przy tym obrzydliwą bestię obuchem, albo ciosem młota zmiażdżyć jej mackę - nie zawaha się. Najważniejsze, żeby Maria nie nabrała gówna do płuc, bo umrze, a taka śmierć byłaby smutna i pozbawiona wszystek patosu. Rudzielec wpadł do wody z uniesionym młotem i zaczął wodzić rękoma w ciemnościach, próbując schwycić kobietę za... cokolwiek. Niewiele widział, ale gdzieś śród gęstniejącej czerni dostrzegł kontury jej postaci. Poleciał pędem w tamtym kierunku, uważając przy tym, by nie stracić równowagi i samemu nie dać się bestii ucapić. Baczył na to i dlatego pewnie stawiał kroki - na tyle, na ile pozwalało mu śliskie podłoże i ciecz napływająca do butów.
.

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

29
-Ot, parabola ludzkiego żywota.- rzekł Alexander kąśliwym tonem, gdy grupa napotkała na przeszkodę. -Najpierw kręty marsz wśród smrodu, gówna i odpadków w ucieczce przed śmiercią, po czym na upragnionym końcu światełko w tunelu... zakratowane.- powiedział, po czym oparł się plecami o ścianę i przymknął na chwilę oczy. Mógłby przeklinać, mógłby też złorzeczyć, drzeć szaty, a nawet tarzać się po ziemi i wygrażać pięściami niebiosom. Nie zrobił tego jednak. Gdyby miał tak reagować zawsze w podobnych sytuacjach, zapewne głos miałby już całkowicie nieużyteczny, a i szat do darcia nie starczyłoby w całym asortymencie kerońskich krawców. Zadowolił się jedynie przeciągłym westchnięciem i zmrużeniem powiek.

Ponownemu otwarciu oczu towarzyszył plusk wody. Gdy wzrok powrócił do źrenic w korytarzu nie znajdowały się już cztery osoby, a trzy. Brakowało Marii. Wszyscy wrzeszczeli. Woda bulgotała. Hontharon skakał do kanału z młotem w ręku. Wniosek był dość prosty.
Niestety nie było czasu na tarzanie po podłodze, a Alexander byłby właśnie skłonny uczynić wyjątek.

Trzeba było coś zrobić. Zaczął od kroku naprzód. Podeszwa buta stanęła na krawędzi, a Wellinowi zaraz zakołowało się w głowie, w żołądku chyba też. Otwartymi szeroko oczami patrzył na bulgoczącą, czarną breję. Gęstą, śmierdzącą, obrzydliwą, ze wszech miar odpychającą, parującą smrodem, z pływającym weń kożuchem brunatnej, przegniłej masy. A wewnątrz niej, nie wiadomo na jak głębokim dnie, wśród zbitego mułu ze zgęstniałych fekaliów, na wpół zagrzebany, obślizgły i bezkształtny stwór wciągający człowieka do wnętrza najeżonej zębami paszczy. Alexander cofnął się i oparł o ścianę. Nie wiedział z czym i jak walczyć. Z resztą nigdy nie lubił i nie umiał dobrze walczyć, właśnie sobie to uświadomił. Pomyślał, że powinien zająć się czymś innym. O tak, przygotowanie drogi ucieczki dla reszty drużyny to to, co na pewno się przyda. Szybko rzucił w kąt pod kratę swój worek i zaczął stanowczymi ruchami odrywać zardzewiałe pręty, tak by uczynić przejście.

Za chwilę obejrzał się do tyłu, by zobaczyć jak wygląda sytuacja i czy jednak jego pomoc jakkolwiek miałaby wyglądać nie jest niezbędna.

Re: "Niezwykłe spotkanie" - kanały

30
Wśród smrodu, wrzasku, i ogólnej anarchii, rozgrywał się dramat, którego stawką było życie niewinnej, w mniejszym lub większym stopniu kobiety. Wszyscy zachowali w miarę zimną krew, wyjąwszy karczmarkę, która darła się, nie bardzo wiedząc, co począć.

Hontharon rzucił się z młotem do wody i na oślep próbował wyłapać kształty Marii lub stwora. Z uporem godnym lepszej sprawy młócił śmierdzącą breję, ale trafiał wyłącznie na martwe szczury i trochę innych, mniej przyjemnych rzeczy. Ani jednak swej nowej towarzyszki, ani stwora znaleźć nie mógł. Bagno sięgało mu mniej więcej do pasa. Wydawało mu się przez chwilę, że dostrzega postać kobiety, ale zaraz rozległo się donośnie bulgotanie i gęsta ciecz znieruchomiała. Cokolwiek to było, zniknęło. Najwidoczniej wraz z Marią.

W tym samym czasie Alexander walczył o wolność grupy. Z zapałem dopadł pordzewiałych krat i szarpał je, wyrywając różne ich kawałki, aby w końcu w ubytkach mogła zmieścić się dorosła osoba, bez przeciskania i narażenia na skaleczenie. Zadanie było stosunkowo łatwe, a pręty nie stawiały zbytniego oporu. Po dłuższym czasie zaprzestał, niemal wyrywając całe to żelastwo i spojrzał na Hontharona, który stał w kanale po mas, a breja wokół niego stopniowo nieruchomiała.

Tymczasem Maria walczyła o życie. Ciągnięta wzdłuż kanału, z powietrzem wypychającym ją delikatnie ku górze i ostrzem w dłoni, zdała się na instynkt. Wiedząc, mniej więcej, gdzie może być macka stwora, cięła. Trafiła na miękką, ale grubą tkankę... A następnie poczuła ból. Jej stopa była nieco bliżej, niż przypuszczała, a ostrze bez trudu przecięło but. Przecież nie mogła się poddać, nie w tej chwili. Zaczęła więc znowu atakować swojego porywacza, teraz ostrożniej, z większym wyczuciem. Minęło trochę czasu, nim bestia ustąpiła, kobiecie powoli brakowało powietrza w płucach. Ostatkiem sił wstała, i zaczerpnęła głęboki haust, krztusząc się zaraz potem.

Tak sprawnie, jak tylko mogła, wypełzła na kamienne podwyższenie. Leżąc, oddychała szybko, ale broni z palców nie wypuściła. Czuła też, że śmierdzi niesamowicie. Po jakimś czasie, nie wiedziała jakim, podniosła się ociężale. Na szczęście dla niej monstrum nie było widać czy słychać. W ogóle mało było widać, ale słychać już więcej. Przekleństwa, krzyki, skrzek mew. Mało tego, na twarzy czuła lekki powiew chłodnego powietrza. W pobliżu musiało znajdować się wyjście. Ignorując ból w śródstopiu, ruszyła w tamtym kierunku kulawym krokiem. Ostrożnie, ważąc niemal każdy krok, w końcu ujrzała swój ratunek. Kanał uchodził tu do morza, a zatem musiała znajdować się w porcie. Tylko co dalej?

Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”