Re: Kanały
: 08 lip 2017, 19:37
Mimo, że nie było go w Ujściu od dawna, to sytuacja się tu nie zmieniła. Co prawda władzę przejęli w nim orkowie i gobliny, ludzie zostali zepchnięci do obywateli drugiej kategorii, a samo miasto było na linii frontu, to wciąż było to samo miejsce. Pełne brudu, niebezpieczeństw i wielu grup, których interesy nie były do końca jasne, a już z pewnością, czyste. Mimo to Emaldir czuł się tu jak u siebie, w końcu przeżył tu sporą część swego krótkiego życia i być może pokusiłby się o nazwanie tego miejsca swoim domem.
Mimo wszystko nachodziły go wątpliwości. Nie chodziło o tak trywialną sprawę jak słuszność jego postępowania. Oczywistym było dla niego, że każda strona jest lepsza od ludzkiej, zwłaszcza, że zielonoskórzy, choć brutalni, na swój sposób zyskali sobie sympatię Emaldira. Fakt, że nie byli ludźmi mocno podnosiło ich wartość w jego oczach, a poza tym dobrze płacili i wykazywali się sprawiedliwością... Swego rodzaju. Wątpliwości naszły go z powodu Evelen, której nie widział od dawna, a wiadomość od niej zupełnie go zaskoczyła. Nie spodziewał się od niej żadnych wieści, najmniejszego listu, a tu nagle... Mógł ruszyć do Nowego Hollar razem z nią. Jeżeli dał sobie radę w Ujściu i na polach bitew w puszczach Fenistei to nie poradziłby sobie w rodzinnym mieście? Mógłby, jak Evelen, zostać uzdrowicielem i żyć z nią. Nie wiedział jednak, czy to by go zadowoliło. Był elfem czynu, chciał walczyć i umiał to robić, a jednak żal mu serce ściskał na myśl o tym, że mógł pozostać razem z nią wśród swych braci i sióstr.
A teraz ponownie znajdował się w Ujściu, w swoim domu, krętych kanałach, które doskonale znał i swego czasu czuł się w nich lepiej niż na powierzchni. Mimo, że przemieszczał się nimi wielokrotnie, to teraz wydawały się mu obce. Musiało to wynikać z sytuacji, która była inna niż zawsze. Kiedyś był przestępcą, a miejsca takie jak to zapewniały bezpieczeństwo, zaś teraz było to miejsce starć między obecną władzą, a podziemnymi szczurami, które ubzdurały sobie walkę o wolność. Wolność? Chyba swoje dotychczasowe przywileje, które straciły na znaczeniu po zdobyciu miasta przez orków.
Z zamyślenia nad swoim losem wyrwały go głośne, ostre dźwięki. Krzyki i szczęk metalu. Przylegając do jednej ze ścian kanału, najciszej jak mógł zakradł się do miejsca, z którego dochodziły. To co ujrzał sprawiło, że zapomniał o swych dotychczasowych myślach. Po długich błąkaniach się po podziemiach i próbach zinfiltrowania ruchu oporu, w końcu nadeszła taka sposobność. Co prawda było to zrządzenie losu, ale szkoda byłoby z niego nie skorzystać. Emaldir nie zastanawiając się dłużej postanowił skorzystać z okazji i włączyć się do walki. Zdjął przewieszoną przez plecy kuszę, oparł ją kolbą o podbrzusze, a drugą ręką sięgnął po kozią nóżką, za której pomocą naciągnął cięciwę kuszy. Po zaczepieniu jej z powrotem na pasie nasadził na łoże bełt i będąc gotowym do strzału wychylił się zza winkla celując w orka, który był nie tylko najbliżej, ale i do którego miał najczystszy dostęp, a następnie pociągnął za spust.
Emaldir nie miał przy tym żadnych wątpliwości w swoim postępowaniu. Gdzieś z tyłu swego umysłu był świadom, że jego postępowanie jest być może nie etyczne, ale z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę, że orkowie, będąc w mniejszości i posiadając nieodpowiedni sprzęt do walki i tak skazani są na porażkę, a wielką szkodą byłoby zmarnowanie okazji jaką było wykazanie się przydatnością dla ruchu oporu, a poza tym walka po słabszej stronie nie była w jego stylu. No cóż orkowie, wasza śmierć nie pójdzie na marne...
Po wystrzeleniu bełtu, zajmie się kolejnym przeładowaniem kuszy by zabić kolejnego orka i tym samym wspomóc buntowników w walce lub ruszy do walki bezpośredniej, jeżeli będzie tego wymagała gwałtowna zmiana sytuacji na polu walki.
Mimo wszystko nachodziły go wątpliwości. Nie chodziło o tak trywialną sprawę jak słuszność jego postępowania. Oczywistym było dla niego, że każda strona jest lepsza od ludzkiej, zwłaszcza, że zielonoskórzy, choć brutalni, na swój sposób zyskali sobie sympatię Emaldira. Fakt, że nie byli ludźmi mocno podnosiło ich wartość w jego oczach, a poza tym dobrze płacili i wykazywali się sprawiedliwością... Swego rodzaju. Wątpliwości naszły go z powodu Evelen, której nie widział od dawna, a wiadomość od niej zupełnie go zaskoczyła. Nie spodziewał się od niej żadnych wieści, najmniejszego listu, a tu nagle... Mógł ruszyć do Nowego Hollar razem z nią. Jeżeli dał sobie radę w Ujściu i na polach bitew w puszczach Fenistei to nie poradziłby sobie w rodzinnym mieście? Mógłby, jak Evelen, zostać uzdrowicielem i żyć z nią. Nie wiedział jednak, czy to by go zadowoliło. Był elfem czynu, chciał walczyć i umiał to robić, a jednak żal mu serce ściskał na myśl o tym, że mógł pozostać razem z nią wśród swych braci i sióstr.
A teraz ponownie znajdował się w Ujściu, w swoim domu, krętych kanałach, które doskonale znał i swego czasu czuł się w nich lepiej niż na powierzchni. Mimo, że przemieszczał się nimi wielokrotnie, to teraz wydawały się mu obce. Musiało to wynikać z sytuacji, która była inna niż zawsze. Kiedyś był przestępcą, a miejsca takie jak to zapewniały bezpieczeństwo, zaś teraz było to miejsce starć między obecną władzą, a podziemnymi szczurami, które ubzdurały sobie walkę o wolność. Wolność? Chyba swoje dotychczasowe przywileje, które straciły na znaczeniu po zdobyciu miasta przez orków.
Z zamyślenia nad swoim losem wyrwały go głośne, ostre dźwięki. Krzyki i szczęk metalu. Przylegając do jednej ze ścian kanału, najciszej jak mógł zakradł się do miejsca, z którego dochodziły. To co ujrzał sprawiło, że zapomniał o swych dotychczasowych myślach. Po długich błąkaniach się po podziemiach i próbach zinfiltrowania ruchu oporu, w końcu nadeszła taka sposobność. Co prawda było to zrządzenie losu, ale szkoda byłoby z niego nie skorzystać. Emaldir nie zastanawiając się dłużej postanowił skorzystać z okazji i włączyć się do walki. Zdjął przewieszoną przez plecy kuszę, oparł ją kolbą o podbrzusze, a drugą ręką sięgnął po kozią nóżką, za której pomocą naciągnął cięciwę kuszy. Po zaczepieniu jej z powrotem na pasie nasadził na łoże bełt i będąc gotowym do strzału wychylił się zza winkla celując w orka, który był nie tylko najbliżej, ale i do którego miał najczystszy dostęp, a następnie pociągnął za spust.
Emaldir nie miał przy tym żadnych wątpliwości w swoim postępowaniu. Gdzieś z tyłu swego umysłu był świadom, że jego postępowanie jest być może nie etyczne, ale z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę, że orkowie, będąc w mniejszości i posiadając nieodpowiedni sprzęt do walki i tak skazani są na porażkę, a wielką szkodą byłoby zmarnowanie okazji jaką było wykazanie się przydatnością dla ruchu oporu, a poza tym walka po słabszej stronie nie była w jego stylu. No cóż orkowie, wasza śmierć nie pójdzie na marne...
Po wystrzeleniu bełtu, zajmie się kolejnym przeładowaniem kuszy by zabić kolejnego orka i tym samym wspomóc buntowników w walce lub ruszy do walki bezpośredniej, jeżeli będzie tego wymagała gwałtowna zmiana sytuacji na polu walki.