Port w Ujściu

256
POST POSTACI
Mehren

Poranek zdawał się przynajmniej wyglądać. Nie padało, co już mogło oznaczać, że ktoś zdecydowanie był dobry w zaklinaniu dnia. Już sam zapach wiadomości spowodował, że było dziwne. Zapach morza? Mieszkał w cholernym porcie, a jednak jego nos nie był stępiony. Znaczyło to jedynie tyle, że nie został napisany w tym mieście, inaczej jego ciało zignorowałoby taką poszlakę. Mniejszą uwagę przywiązał do tego, jak kartka wyglądało. Trochę drażniła jego poczucie estetyki, ale zdążył się już przyzwyczaić do ogólnego poziomu niedbalstwa i braku przywiązania do szczegółów i wyglądu w tym mieście. Po prostu musiał to przetrawić.

Treść wiadomości nieco go zaskoczyła, ale nie potrzebował długo się na tym zastanawiać. Pracując dla wielu osób, był zaznajomiony z wiedzą o tym, że inni próbują zabezpieczać treści listów. Tu też niedbały charakter, którego jego umysł nie rozpoznawał, jedynie przeszkadzał. Mimo to potrafił stwierdzić, że to ewidentnie wiadomość miała trafić do niego, bo kto inaczej zadałby sobie trud coś takiego? Z myśli wyrwały go odgłosy, sugerujący pobyt w karczmie. Ktoś przemieszczał się korytarzem, a potem jakieś dźwięki z dołu. Oznaczało to jedno - karczma. Zignorował te dźwięki i podszedł do stoliczka i rozłożył wiadomość.

- Co my tu mamy? - Zapytał i zaczął analizować treść. Pierwsze, co rzuciło mu się na oczy, to najwięcej powtórzeń miała literka G. Sam rzadko stosował szyfry, ale zamierzał oczywiście spróbować poznać treść. Uznał, że to będzie jego odnośnik i punkt zaczepienia. Oczywiście, jeśli jego przypuszczenia, że ciąg liter jest po prostu przestawiony. Dlatego uzna, że w tym szyfrze, G odpowiada A i tak postanawia powoli, bo nie ma wygodnych materiałów do odszyfrowania pracować. Musiał polegać na swoim umyśle i powoli zaczynała to coś przypominać. Pierwsza C=W, X=R, G=A, I=C, G=A, P=J, J=D, U=O. Pierwsze słowo brzmiało: "Wracaj do" Czyli jego domysły się sprawdziły, choć treść była niepokojąca. Potem zaczynał nabierać podejrzeń do drugiej części listu. Z=T, G=A, P=J'I=C, G=A, N=H. Taj'cah. Ma wracać na archipelag? To było już dziwne, ale idąc tym tropem, zamierzał sprawdzić ostatnie słowo. T=N, G=A, K=E, X=R, U=O. Naero. I w tym momencie był zmieszany. Kompletnie. I nic dziwnego, że nie rozpoznał jego stylu pisma. Nie miał z nim do czynienia.

"Wracaj do Taj'cah. Naero." To była ostatnia rzecz, jaką się spodziewał. Dlaczego to właśnie on się odezwał do niego? Spodziewałby się matki, bądź siostry, ale brat? Od zawsze niezbyt się dogadywali. Pułapka? Desperacja? Nie był pewny. Czyżby Syndykat się dowiedział, co zrobił? Sytuacja mu się nie podobała. Jak go odnaleźli? Faktycznie wrócić? Zignorować treść? Ludzie nic dla niego nie znaczyli, ale czuł jakieś przywiązanie do żeńskiej części jego rodziny i może powinien sprawdzić, co u nich? Chyba nic się nie stanie? Uznał, że siedząc tu i tak nie dowie się niczego nowego, dlatego sprawdził, czy ma wszystkie swoje rzeczy ze sobą i postanowił opuścić pokój, sprawdzając numer i udać się na dół. Jeśli to karczma to sobie pomówi z karczmarzem.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

257
POST BARDA
Notatka z pewnością rodziła garść dodatkowych pytań niżeli odpowiedzi, niemniej na miarę swych umiejętności udało mu się odczytać zaszyfrowaną wiadomość… A przynajmniej tak mu się wydawało. Istotnym pozostanie sprawdzenie wiarygodności tej treści, ponieważ mógł to równie dobrze być niemiły żart ze strony napastników. Kto jednak znałby imię brata naszego bohatera w tych stronach? Ktoś nad wyraz mu znajomy oraz mający informacje o rodzinie Mehrena. Sprawa nad wyraz śmierdziała, toteż każdy zebrany w okolicy skrytobójcy dostrzegłby na twarzy mężczyzny więcej zdziwienia z zakłopotaniem niżeli radości z podejrzanej notatki noszącej miano rodzeństwa. W każdym razie dłużej nad tym się nie zastanawiał po rzekomym odgadnięciu szyfru, a zatem Duch zebrał swoje rzeczy, kierując się zarazem do drzwi prowadzących na korytarz.

Po wyjściu z pokoiku coraz wyraźniej słyszał rozbrzmiewające rozmowy pochodzące z okolicy głównej sali za schodami. Na ten moment nikt się nie przedzierał przez hol na górze, a więc miał nawet chwilę lub dwie na zlustrowanie okolicy. Co zauważył w drodze do baru? Drewniane ściany oraz szklane okna przesłonione firankami. Ot całokształt był klasyczną karczmą bez polotu. Zwyczajne miejsce spotkań po robocie chciałoby się rzec w surowym klimacie zapachu dębowych desek.

Ciekawszy nieco bardziej widok wyczekiwał obecności herosa tej opowieści już koło gospodarza. Domniemany właściciel izby stał za ladą, zerkając co raz na próg wejścia do tawerny, skąd co jakiś czas ktoś wkraczał do budynku z ciężkimi skrzynkami, aby po chwili wyjść po nową pakę. Być może jakaś dostawa? Kto wie. Ze względu na wczesną porę dookoła jedynie znajdowały się trzy głowy klienteli osadzone na drugim końcu pomieszczenia. Byli jacyś podróżnicy lub najemnicy, bacząc po skórzanych zbrojach z rękawicami i kilkoma ostrzami rzuconymi na blat stolika. Kiedy pół elf maszerował po stopniach do przestrzeni z wolnymi krzesłami, pracownik placówki odwrócił się w jego stronę na dźwięk skrzypiącej podłogi. - No proszę, wreszcie nasz śpiący książę się obudził… Podać piwko na śniadanko? - Zaśmiał się do tego niewinnie, czyszcząc jeden z kufli. Osoba nosząca towar karczemny wygląda na coraz bardziej wyczerpaną z każdym kolejnym kursem.
Obrazek

Port w Ujściu

258
POST POSTACI
Mehren
Dobrze, że w pokoju był sam i nikt grymasu nie widział. Nadal oczywiście pozostało pytanie, które nie miał odpowiedzi. Jak go wyśledzono? Ujście nie było jego pierwszym miejscem, do którego się udał. I po opuszczeniu Archipelagu nigdy nie zająknął się, jak się naprawdę nazywa. Nie wiedział też tego nikt. Zadanie sobie trudu, by go odnaleźć, nawet mu imponowało. Nie tak łatwo odszukać kogoś, kto nie chce być odnaleziony. I tak splot dziwnych wydarzeń był dla niego na tyle intrygujący, że nie byłby sobą, gdyby tego nie sprawdził. Dodatkowo istniała szansa, że i tak musiałby wrócić, już nie mając wtedy wyboru. Wtedy byłoby gorzej.

Spojrzał na karczmarza, który to zawołał do niego aż nazbyt ironicznie. Doskonale zrozumiał przekaz, jaki do niego został skierowany. Spał znacznie dłużej, niż wynikało to z normalnej sytuacji. Pozostało pytanie jeszcze jak długo. Nie powinno sprawić mu trudności, by karczmarz powiedział mu coś więcej i jednocześnie nie był nastawiony dla niego zbyt nieprzyjemnie. Wystarczyło czasem po prostu nie być gburem, a można było rozwiązać wiele języków. Uśmiechnął się do karczmarza i zbliżył do lady.
- Chętnie bym się napił, gdyby nie to, że ktokolwiek mnie tu przyniósł, nie zostawił nawet kilku zębów na piwo. - Tu spojrzał na niego intensywnie, jakby chciał go przekonać, że to, co mówi, faktycznie było ważne. - Wyobrażasz sobie? Zostawić człowieka i nawet nie dać mu możliwości wypić piwa! Jak tu żyć?! - Może i dzięki temu wysępi darmowy alkohol. Nie to jednak było jego celem, a przekonanie karczmarza, by ten mu powiedział wszystko, co wiem. Słowa musiał dobierać ostrożnie, dopóki on sam nie zacznie tematu. Wtedy też pozna nastawienie, a także, co naprawdę wie. Nie patrzył przez chwile na niego.
- Ech... sam nie wiem, czy powinienem komuś teraz obić mordę lub podziękować. Ewentualnie jedno i drugie. Zresztą, nawet nie wiem, jak się tu znalazłem. - Zawahał się przez moment, znowu spoglądając na karczmarza. - I bądź tu mądry i zdecyduj, co zrobić. - Łokcie znalazły się na ladzie, a po chwili chwycił się zwyczajnie za głowę.
- Jeszcze się okaże, że wpadłem przy okazji w jakieś dzikie kłopoty. To dopiero byłby dramat. - Westchnął ciężko, ale potrzebował takiego marudzenia, by zdobyć informacje, nie pytając wprost. Nie chciał na razie zdradzać się z zamiarami, a w tym mieście lepiej zachować ostrożność. Nie wspominał tym, że miał wiadomość. Karczmarz przecież nie musiał o tym wiedzieć. Zresztą, kto by mu powiedział? Pewnie zanieśli go i zostawili list.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

259
POST BARDA
Nic tylko… zamartwiać się? Na początek to nasuwało się chyba każdej istocie będącej w podobnej sytuacji. Utrata przytomności, a w tym swych oszczędności… nieważne jak wielkie były. Całkiem nieprzyjemna noc, a do tego narzucająca nad wyraz wiele tajemnic. Ktoś faktycznie musiał zadać sobie trud odnalezienia kogoś, kto nie chce koniecznie być odnalezionym. Lepszy profesjonalista? Całkiem możliwe albo to… osoba znająca Mehrena nad wyraz dobrze. Tak czy inaczej, należało zebrać się na równe nogi celem zdobycia jakichkolwiek informacji. Wpierw tak najemnik podążył za dyskusją zainicjowaną przez kierującego tym przybytkiem faceta w co najmniej średnim wieku. Próbował mimowolnie nakierować rozmowę na właściwe tory, nie pogrążając się niepotrzebnie w bezmyślnym biadoleniu. W tym położeniu mogłoby to być całkowicie sensowne dla zewnętrznego obserwatora tychże wydarzeń.

Kiedy “Duch” znalazł się przed obliczem pracownika karczmy, nie dojrzał czy też wyczuł niechęci u tego człowieka. Wydawało się wręcz przeciwnie, że mowa ciała oberżysty wyraża pragnienie zdradzenia tego, co miało miejsce zeszłego wieczoru. Po słowach bohatera nieznajomy cmoknął ustami z pokręceniem makówki na boki, uprzednio odstawiając wyczyszczoną szklanicę na półkę za jego plecami. Sugerował tym samym swoiste… zmartwienie całym zajściem? - Coraz więcej bandyctwa na tych ulicach. Nigdzie nie jest bezpiecznie, Panie. - Spauzował, przesuwając skrzynię dostawcy pod ścianę. Chyba była to ostatnia z nich, bo po chwili pomachali sobie na do widzenia z jednoczesnym zatrzaśnięciem drzwi do sali. - Znaleźliśmy cię koło burdelu… Tak, raczej burdelu. Leżałeś jak zabity, lecz jeden z przechodniów od razu sprawdził twój stan. Jak widać, trzymasz się nieźle. Nie miałeś nawet obitej mordy. Ciesz się, że to ja cię znalazłem. - Wyjaśnił pokrótce. A więc… no zanieśli go z liścikiem. Tak jak się spodziewał. Żadnych fajerwerków w tej kwestii. - Musiałeś się otruć jakimś gównianym alkoholem czy co. Piłeś u Earla? Ten to sprzedaje zajzajer zasrany. - Aż splunął gdzieś do wiadra pod ladą, czerwieniąc się odrobinę.

Co nieco powiedział. Na razie klarował się na kogoś więcej niż gbura. - Okradli cię? Bo nie sprawdzałem twych kieszeni. Co się jednak dziwić jak spałeś na środku ulicy? Obijesz pół miasta? - Zaśmiał się ciut na ten komentarz. Nalał zimnej wody z beczki do pełnej pojemności wolnego kufla, wysuwając w jego stronę. - Nie dam ci piwa, bo muszę jednak zarabiać. Bieda doskwiera nam wielu. Weź to… Za to nie liczę. Tak samo za uratowanie ci tyłka. Znaj me dobre serce. - Bardziej chodziło o opłatę za nocleg. Darował przybyszowi chociaż tyle. No złoty chłop. Zlustrował go uważnie po raz kolejny, od kiedy zszedł ze schodów. Ot niczym jak się obserwuje tych, co upadają nisko. Niekoniecznie nawet musi to mieć miejsce z powodu ofiary, jaką się stał Seloth.- Ogarnij się. Prześpij więcej, jeżeli łeb boli i tym podobne. Poza tym… zapomnij. Żyj dalej. Nie szukaj zwady. I podziękuj bogom za samą utratę zębów. - Westchnął na koniec.
Obrazek

Port w Ujściu

260
POST POSTACI
Mehren
Tylko, czy on byłby w stanie zamartwiać się, jak zwyczajny mieszkaniec? Patrząc w jego przeszłość, którą wybrał sam dla siebie, wybierając drogę ku mniej prawym sytuacją? Dołączył za młodu do gangu jako agresywny dzieciak, którego potrafili opanować, a jednocześnie nakierowali na obecne tory, doceniając pewną jego podejście. Nie bał się zadziałać przeciwko Syndykatowi Tygrysa dla osobistej korzyści. Wystawił własnego ojca, by się zemścić za lata ignorowania. Fakt, że jeszcze żyje, mówiło mu wiele. Sytuacje zawsze szło obrócić na swoją korzyść, nawet jeśli początek dał gorszą pozycję. Przekona się, jak trafi w końcu na archipelag.

Odrobina szczerości w pewnych sytuacjach nigdy nie szkodziła. Ludzie, którzy zdecydowanie więcej czynili dobrych rzeczy z odruchów serca, doceniali to. Takie też miał potwierdzenie. Mowa ciała potrafiła zdradzić bardzo wiele, a tutaj miał tego idealny przykład. Skoro nie musiał za bardzo starać się wyciągać informacji, tym cieszył to. Zbierze tyle wieści, ile było mu potrzebne.
- Niestety. - Westchnął ciężko, by potwierdzić jego słowa, jako ktoś, kto zauważał te niezbyt przyjemne zmiany. Cóż, sam chciał podążać za Bogobojną, ale jak widać, musiał zmienić plany. - Strach wyjść gdzieś na dłużej już nawet, bo nie wiadomo, co może się stać. - Dodał do swoich słów, co nie było nawet kłamstwem. Rewolucja lub jej wygaszenie to proces długotrwały. Wszystko ma swoje perturbacje. Słysząc wydarzenia, spojrzał zaskoczony, bo jakim cudem pozostał w takim dobrym stanie w takiej okolicy.
- Dziękuję za pomoc. - Powiedział do niego jako pierwsze słowa, które powinien usłyszeć. Znaleźli go na ulicy, a zatem to na nim lub w nim pozostawiano list, lub ktoś przyszedł bez wiedzy karczmarza. To w istocie nie miało żadnego znaczenia. Tylko, jedna rzecz mu się tu nie zgadzała.
- To zakrawa na naprawdę szczęśliwy traf, że nic więcej się nie stało. - Widocznie pewne osoby musiały być zbyt pijane lub czas pomiędzy utratą przytomności, a uratowaniem był całkiem krótki. Podejrzewał, że to drugie, ale nikt mu nie zdradzi prawdy. W środku jednak był zły na siebie, że dał się tak podejść.
- Skończyliśmy ze znajomym kiepsko płatne zlecenie. Więc chciał się napić, a że u niego najtaniej, to w końcu dałem się namówić. I żałuje. - Stwierdził, udając mocne zrezygnowanie. Jednocześnie zastanawiając się, kim ten cały Earl, karczmarz mu podsuwał trop do sprawdzenie, czy dzielił się swoimi wnioskami. Wszystko wskazywało na to drugie, bo tanich przybytków pod dostatkiem.
- To niemożliwe. Więc niestety muszę odpuścić. - Zaśmiał się, bo faktycznie brak podejrzanego był dość irytujący. Niestety ktoś taki już niekoniecznie musiał się zjawić ponownie. Zrobił swoje i jeśli nie miał innych rozkazów, wróci na archipelag.
- Ehe. Ale to w sumie nic dziwnego. Ktokolwiek nie byłby amatorem darmowych zębów w tym mieście? Niewielu, niestety. - Westchnął i zamierzał ustalić jedną rzecz. Niby nie sprawdzał mu on kieszeni, ale ktoś to musiał zrobić. I to z jego obsługi. - Zastanawiam się, dobry człowieku, kto z pańskiej obsługi mnie przygotował do położenia na łóżku. Oprócz oczywiście waluty zniknęły mi także sztylety, które wygrałem w kościach kilka dni temu. Nie były one jakieś specjalnie dobrze wykonane. Tanie i podrzędne, jakie można wszędzie dostać. Jestem ciekaw, czy one zniknęły również wtedy. - Oczywiście nikt się nie przyzna do kradzieży, a mu na nich nie zależało specjalnie. I nawet ton jego potwierdzał te słowa. Był po prostu zwyczajnie ciekawy, czy karczmarz miał wiedze, co się z nimi stało. Nawet jeśli zabrał je, bo uznał, że tak będzie bezpieczniej, nie byłby zły. To całkiem rozsądna decyzja. Wziął oczywiście kufel z wodą i podziękował skinieniem głowy. Chętnie się napił, bo jednak pragnienie miał. Śniadanie to w domu zje.
- Dziękuje jeszcze raz za dobroć. - Powiedział drugi raz, bo nie znosił mieć długów u kogokolwiek. To rozwiązywało problem. - I jeśli mogę zapytać. Jak długo spałem? - No nie wiedział, czy nie było go kilka dni, czy niepełny obrót słońca. To tez musiał wiedzieć. Mniej więcej sytuacja się mu klarowała.
- Tak zamierzam zrobić. Tyle szczęścia, co miałem, nie można zmarnować. - Zapewnił go i wypił wodę, którą mu podarował. Oczywiście, że zamierzał szukać zwady, tylko jeszcze nie wiedział z kim dokładnie. A tym demonom nie zamierza dziękować. Nie wierzył w żadnego z nich, bo w pewien sposób uważał ich za swoje odbicie. W końcu manipulowali innymi, nie? Dlaczego miałby wierzyć w nich. Religia to przeszkoda.
Licznik pechowych ofiar:
8

Port w Ujściu

261
POST BARDA
Dyskusja o zeszłym “wypadku” trwała co najmniej kilka minut, aczkolwiek finalnego rozwiązania nie znalazła. Niejaki Seloth dowiedział się tyle, co nic. Niemniej pogawędkę uciął, a do tego został poczęstowany wodą. To w połączeniu z ratunkiem zapewnionym przez gospodarza było nad wyraz solidnym, dobrym uczynkiem. Kilka rzeczy co prawda nadal wprowadzało najemnika w konsternację. Zabranie broni i pieniędzy bez nawet jednej próby okaleczenia celu wydawała się robotą… innego specjalisty od tego typu zleceń. Byle bandyta nie miałby tyle gracji lub chociażby sprzętu do dokonania napadu, kradzieży czy czymkolwiek to było w takiej formie. Obecny pracownik oberży zdaje się, potwierdził swoimi lakonicznymi odpowiedziami. W sumie w jego głosie nie dało się zbytnio wyczuć kłamstwa. Twardy, niedrący dialog zdradzał suche fakty z tamtego okresu. - Nie ma za co. - Machnął ręką na podziękowanie, jakby ratunek stanowił kwestię normalnej reakcji. - Mówisz więc, że się upiłeś czy po prostu alkohol źle smakował? Jedno razem z drugim? Oczywiście nie oskarżam ani nie sugeruję. - Odwrócił się na moment, aby nalać również sobie porządną szklanicę prawie przezroczystej cieczy.

Kwestia tego Earla była wrażliwą dla obcego karczmarza. Może się nie lubili? - Tak czy inaczej znaleźliśmy cię bez… tego, kto ci to zrobił. Leżałeś jak moja eks na samą myśl o zobaczeniu mnie nago. Twarzą w dół, niechętny do współpracy… No spałeś… - Z tą pauzą mogło to zabrzmieć całkiem zabawnie. Co jednakże nie było żartem to fakt częściowego obicia mięśni. Upadek trochę dawał się we znaki. Z obrażeń fizycznych te prawdopodobnie były jedynymi… Prawdopodobnie. Kiedy Mehren podrzucił zapytanie względem sztyletów, nieznajomy wzruszył ramionami. - Szczerze to niosłem cię z dwoma innymi typkami. Oboje u mnie pracują. Jorunn oraz Runar. Tacy bracia upośledzeni umysłowo. - Podrapał się po głowie, próbując sobie coś przypomnieć. W międzyczasie trójka ludzi siedzących po drugiej stronie izby zebrała się do wyjścia. Zostali tym razem we dwójkę samopas na cały parter. - Jeden z nich zasugerował sprawdzenie twych kieszeni, lecz szybko odwiodłem go od tego solidnym liściem po mordzie. Zdjęliśmy ci plecak, postawiliśmy pod szafką i wyszliśmy. Natomiast nie mogliśmy zakluczyć drzwi, gdyż zamek coś nie działał. Miałeś wejście otwarte całą noc. Chłopacy pilnowali jednak piętra. - Cmoknął ustami. Czyżby jakieś młokosy zabrały mu sztylety? Po co? Poćwiczyć? Do otwierania listów? To wciąż wiele nie tłumaczyło.

Zęby natomiast mogli jak najbardziej zabrać. - Przy mnie nikt do niczego ci nie zaglądał. To na pewno. Tamci by się bali coś zrobić, bo bym nasłał cię do ich domów. Nie wyglądasz na słabeusza. - Zlustrował go wzrokiem od góry do dołu z wyraźnym pokiwaniem głową w górę i w dół. Upił łyk wody. - Ach tak. Sen… No to była młoda noc, a teraz ledwo po świcie jesteśmy… Dziesięć godzin? Coś koło tego. Dupa, nie jestem pewien… Długo. - Zakłopotany tym pytaniem podrapał się po brodzie ciut zirytowany. Tak jakby nasz bohater wytknął mu brak wiedzy o jednostkach czasu. Szczęśliwi go nie liczą, czyż nie? - Popytaj ludzi w okolicznych knajpach. Może oni będą więcej wiedzieć. Nawet ten kurwiszon Earl. Gnój mógł chcieć cię załatwić! - Aż przywalił pięścią w blat, choć z dala od ich naczyń. Zaczerwienił się niemiłosiernie. Tak, ten typ nie lubił drugiego gospodarza z niedalekiego przybytku. Och, można stwierdzić, iż nienawidził go z pasją.
Obrazek

Port w Ujściu

262
POST POSTACI
Mehren
Nie kłamał, na ile mógł stwierdzić, ale zdawał sobie sprawę, że nie uzyska zbyt wielu przydatnych informacji. Po pierwsze, choć jego opowieść brzmi szczerze, po drugie to czysty przypadek. Jedna osoba sprawdziła, czy żyje. Może na jego polecenie lub zobaczyli, że ktoś go sprawdza. To już praktycznie nie miało znaczenia. Dowiedział się tego, co oczywiście mógł, a nie koniecznie potrzebował. Musiał na bazie tej wiedzy iść dalej. Ten drugi karczmarz był nieistotny, gdyż prawda była zwyczajnie inna. Nie dowie się niczego więcej. Jeśli broń miała być dowodem wykonania misji, to kiepsko się postarali. On sam by zanegował coś takiego.
- Chyba jedno i drugie, bo nie wydawało mi się, bym dużo tego świństwa wypił. - Stwierdził nieco niepewnie, kontynuując rozmowę w ten sposób. Nie chciał, by nabrał on podejrzeń, że rzeczywistość było inna. Niepewność miała za zadanie przekonać go, że sam rozmówca nie do końca pamiętał wszystko. W końcu widział pewnie wiele razy, jak kończy się picie ze znajomym. Na jednym nigdy się nie kończy. Ten drugi karczmarz zdecydowanie musiał jakoś zaleźć za skórę temu karczmarzowi. Powód zapewne jeden z wielu prozaicznych, choć kto wie. Nie obchodziło go to, bo okazji do zarobku tu nie widział. I tak, nawet gdyby była możliwość, musiał wrócić do "domu."

Uniósł brew ze zdziwienie, a potem kąciki ust mu się uniosły na ten żart. Co prawda niskich lotów, ale docenił fakt, że był w stanie zakpić z samego siebie. Rzecz, która nie była tak często spotykana na tym świecie. Przyjął jego słowa jako wyjaśnienia, bo nie miał więcej pytań. Wszystko nawet miało sens z poziomu oczywiście karczmarza. Nie działający zamek, otwarte drzwi. To wręcz zaproszenie dla kogoś. On by się ucieszył z takiego obrotu sytuacji. I nikt by nie zauważył jego wejścia. Może ktoś inny zabrał mu broń, a potem dostarczono mu list później? To była całkiem ciekawa myśl i nie taka niemożliwa. Niestety nigdy nie dowie się do końca, co się i jak stało. Musiałby dorwać tego, kto dostarczył mu wiadomość, a tropu nie miał do niego jeszcze. Opróżnił kufel.
- Będę musiał karczmarzu. Choć obawiam się, że nikt się nie przyzna, to nie znaczy jednak, że nie mam spróbować. Jeszcze raz dziękuje. I zapamiętam to, co dla mnie uczyniłeś. - Może kiedyś będzie miał okazje mu się odwdzięczyć. Nie specjalnie jednak miał poczucie obowiązku. - Miłego dnia. - I postanowił wyjść i skierować się do własnego domu. Czeka ich wyprawa, a do niej należało się przygotować. Zwłaszcza że dom jego w ujściu nie powinien zostać pusty. To jednak dało się łatwo rozwiązać. Jak już opuścił karczmę, myślał nad tym, jak rozegrać powrót do domu i obserwował, czy nikt go nie śledzi.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Wróć do „Ujście”