„Pod Gryfem”

31
Po krótkiej wędrówce przeplatanej wymianą zdań pomiędzy poszczególnymi członkami naszej dość osobliwej grupy, dotarliśmy do celu naszej kolejnej wędrówki, Pod Gryfem. Sam lokal właściwie niczym się nie wyróżniał a kiedy weszliśmy do środka... Właściwie to w dalszym ciągu się niczym nie wyróżniał. Coż, nie wiem czego miałam się spodziewać. Atmosfera w środku nieco zgęstniała kiedy weszła nasza grupa, której członkinią była orczyca, jednak Savos bardzo szybko opanował sytuację i zaprowadził nas do jednego z wolnych stolików. Kiedy już usiedliśmy i czekaliśmy na posiłek rozpoczęły się różne rozmowy a ja sama skupiłam się na rozejrzeniu się po innych klientach lokalu. Kiedy usłyszałam skierowane do mnie pytanie, przeniosłam wzrok na Savosa.
- Aaylah. - pomogłam mu z moim imieniem - Ja również nie param się żadną magią, więc się podzieliliśmy po równo jak widać. - odpowiedziałam mężczyźnie. Następnie wróciłam do rozglądania po wnętrzu karczmy, jednocześnie również przysłuchując się rozmowie prowadzonej przy naszym stoliku. Konwersacja odnosząca się do nauki magii przez obie kobiety niezbyt mnie obchodziła więc jedynie pilnowałam aby nie pominąć nic ciekawego albo tranzycji do jakiegoś innego tematu. Kiedy wreszcie przeszliśmy do rzeczy, cała moja uwaga powróciła do naszej rozmowy.
- Czyli młody Palrant jest znany z dekadenckiego stylu życia? Jeżeli tak to jest spora szansa że jego zniknięcie nikogo nie zaalarmuje, przynajmniej przez pierwsze kilka dni. Chociaż samo znalezienie go w Ujściu może być równe z poszukiwaniem igły w stogu siana. Chyba że mamy jakąś wiedzę odnośnie jego nawyków czy ulubionych lokali? - powiedziałam, ostatnie słowa kierując do Savosa, który wiedział w tych kwestiach najwięcej z nas wszystkich.

„Pod Gryfem”

32
POST BARDA
Savos mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, ale chyba nie zależało mu na tym komentarzu na tyle, by powtórzyć go wyraźniej. Przez chwilę wpatrywał się w Durgę niewidzącym spojrzeniem, spoglądając gdzieś przez nią na wylot, zapewne rozważając we własnej głowie to, co powiedziały jego towarzyszki.
- Podoba mi się plan z otruciem, czy tam uśpieniem strażników - stwierdził w końcu. - Można by było dolać im coś do wina i poczekać, aż problem rozwiąże się sam. Mimo to, trzeba będzie uważać. Może się okazać, że jeden, lub kilku postanowi zachować profesjonalną trzeźwość i polecą po ratunek. Trzeba będzie dobić. I o ile nie mam umiejętności alchemicznych, to wiem, gdzie dostać truciznę - mówił cicho, w sposób, który nie przyciągał uwagi, ale jego podejrzany uśmiech następujący po tych słowach jasno świadczył o tym, że nie planuje nic dobrego.
Wydawał się nie zwrócić uwagi na nagłe przerażenie Loyry, gdy ta zorientowała się, jak niewłaściwie mogły zostać odebrane jej słowa. Albo nie chciał sprawiać jej dyskomfortu, albo znali się zbyt krótko, żeby pozwolił sobie na dwuznaczny żart. Zerknął tylko na nią krótko, ale zaraz przeniósł wzrok na Aaylah.
- Tak. Problem jest tylko w tym, że nie mam pojęcia, jak gówniarz wygląda. Uliczne dzieciaki też zapewne nie znają go z nazwiska, prędzej z widzenia. Gdybyśmy połączyli jedno z drugim, byłoby idealnie. Tylko to nie jest takie proste - podrapał się po głowie, wprowadzając w swoją fryzurę jeszcze więcej chaosu. - Ale z pewnością będzie wchodził, albo wychodził z domu, wcześniej czy później. Podejrzewam, że najłatwiej będzie go wypatrzeć, kiedy będzie wracać najebany i niekontaktujący, w środku nocy, albo nad ranem. Nas też by wtedy nie zauważył. Potem moglibyśmy w to włączyć dzieciaki... chyba że...
Zamilkł na chwilę. Zmarszczył brwi, a potem potrząsnął głową, zatopiony we własnych, bliżej nieokreślonych rozmyślaniach.
- Durga - rzucił wreszcie, podnosząc wzrok na orczycę. - Shasharatha? Co to jest? Jakiś egzotyczny wierzchowiec? Ach, no i pytałaś wcześniej o mnie - machnął niedbale dłonią. - Nie ma o czym opowiadać. Nie jestem z Ujścia, ale mieszkam tu już wiele lat. Niestety, a może i na szczęście, w trochę innych kręgach, niż Palrant. I może bym się stąd dawno wyniósł, gdyby nie Lwia Lilia. Zbyt łatwo zjednuje sobie ludzi. Nieludzi zresztą też.
Kufel stuknął o blat stołu, gdy Savos napił się i zamaszyście odstawił naczynie.
- Dobra. Idę wam załatwić noclegi. Zaraz wracam. Nie naróbcie bałaganu w międzyczasie.
Przyklepał dwukrotnie stół i odepchnął się od niego, by zdecydowanie wstać i ruszyć w stronę szynkwasu. Rzucił im jeszcze krótkie spojrzenie przez ramię, ale w końcu zajął się dyskusją z karczmarzem, zostawiając je na moment same - bez jego niewątpliwie wyjątkowej opieki.

Spoiler:
Obrazek

„Pod Gryfem”

33
Dziwna i szczątkowa reakcja Savosa na słowa Durgi na temat tego, że nie wspominała o swoich zdolnościach magicznych była co najmniej interesująca dla Loyry. Spowodowała też pewne podejrzenia - Orczyca faktycznie nie mówiła wcześniej, że czaruje. Najpewniej więc ludzie Lilii zorganizowali porządne łowy w poszukiwaniu informacji na temat tej trójki. Sugerowało to, że pewnie wiedzą też dużo o Loyrze i Aaylah. Nie do końca jej się to podobało, wolała zdradzać swoje sprawy we własnym (i tak w sumie szybkim) tempie.
- Równie dobrze możemy same wyprodukować t-truciznę. Jeśli każesz jakimś zaprzyjaźnionym ludziom kupić składniki. Chyba lepiej by mało kto się orientował, że Savos i jego nowe znajome kupują truciznę na czarnym rynku.- rzuciła wyjątkowo profesjonalnie, choć dalej z lekkim zająknięciem.

Gdy człowiek wstał by iść po pokoje, zwróciła się do niego:
- Weź mi największy jaki mają, proszę!- uśmiechnęła się, po czym zaczekała aż ten odejdzie i będzie już totalnie poza wizją i możliwością usłyszenia tego, co Elfka zaraz ma zamiar powiedzieć.
Loyra nachyliła się nieco i zniżyła ton.
- Więc, umm...nie wiem czy jesteście na tyle spostrzegawcze, ale wydaje mi się, że Savos wie o tobie dużo, Durga. O-o nas pewnie też. Nie jest to jakieś dziwne, ale...na pewno trochę niewygodne. Może kopali na nas brudy? J-ja w sumie nie mam dużo do ukrycia, ale chyba lepiej byście wiedziały na czym stoimy.- rzuciła lekko konspiracyjnym, ale ewidentnie nieco poddenerwowanym tonem. Mogło się jednak wydawać, że jest nieco dumna ze swojego odkrycia.

„Pod Gryfem”

34
- Pewnie nie znasz szczegółów, ale... jaką dokładnie trutkę? Chciałabym poznać jej skład i ją zweryfikować. Tym bardziej, że dużo będzie zależało od dawki by zadziałało na każdego strażnika - organizm każdego będzie się różnić, musimy zatem dobrać coś odpowiednio mocnego. Cyjanek, belladona... może tojad, z paroma dodatkami wzmacniającymi ich działanie mogłyby tutaj się dobrze sprawdzić. Trzeba też pomyśleć o tym, żeby zakryć ewentualny smak tego środka - wino musi mieć bardzo wyrazisty smak. - wyraziła szybko swoje profesjonalne uwagi co do planu Durga, zastanawiając się, czy kojarzy ewentualnie inne środki, które w Ujściu mogłyby się znaleźć i sprawdzić. Zaraz też dodała szybko. - Albo wiesz co... może pójdę z tobą po to? W razie czego powinnam być w stanie sama dobrać składniki. Przygotowanie silnego środku będzie prawdopodobnie chwilę trwało, przynajmniej parę godzin - choć w tym czasie Loyra i Aaylah, wy mogłybyście się zająć zwiadem i obserwacją posiadłości. Kto wie, czy może jest jakaś droga, którą panicz się zakrada w nocy do pokoju albo stamtąd wymyka, jeśli nie chce być widziany przez rodzinę. -

Na moment umilkła, pozwalając na dyskusje reszcie, a także przegryzając kilka kolejnych kęsów posiłku. Powoli układał im się plan. Zastanawiała się, jak ewentualnie mogłaby ich wspomóc magią - na pewno dałaby rade przygotować kilku nieumarłych tragarzy i ochroniarzy w jednym, jednak potrzebowałaby do tego całej nocy, no i pewnej pomocy ze znalezieniem odpowiednich zwłok - choć o nie pewnie w Ujściu nie było trudno. Inna sprawa, że o ile byłoby to możliwe, nie chciała się z tymi możliwościami od razu zdradzać. Rozważania przerwało jej pytanie Savosa o Lokiego. Najwyraźniej nie kojarzył Shasharathów, więc szybko wyjaśniła.

- Ach, no tak. Rzadko się je pewnie tutaj spotyka... chociaż podczas poprzedniej okupacji powinno ich trochę się przewijać przez port? Tak czy inaczej, shasharathy to jaszczury wielkości mniej więcej konia, łażące na dwóch łapach, piekielnie silne i do tego uzbrojone w kły i pazury. Moja rodzina handlowała między innymi nimi, jednego dostałam dla siebie już dość dawno temu i jest tutaj ze mną. Możemy go wykorzystać. Pewnie nie będzie zachwycony w roli zwierzęcia pociągowego, ale da radę. - wyjaśniła tak Savosowi, jak i elfkom. Kiedy ten poszedł zarezerwować im pokoje, obróciła się tak, by obserwować lepiej pomieszczenie. Mimo wszystko wolała mieć się na baczności. Przy stwierdzeniu Loyry, zabębniła delikatnie palcami o stół, zastanawiając się.

- Cóż, niemal na pewno nas pobieżnie przynajmniej sprawdzili. A szkielety w szafie ma każdy, pytanie tylko jak głęboko schowane. - wzruszyła ramionami, popijając swój trunek. - Nie wiem jak wy, ale ja już od paru dni jestem w mieście , więc mieli na to nieco czasu. Niemniej, prędzej podejrzewam, że mój faktyczny pracodawca - niejaki Ush z Portu Erola - wspomniał nieco zbyt dużo o moich zdolnościach w liście polecającym. Ale może to i dobrze, kto wie czy by zainteresowali się tylko i wyłącznie alchemiczką jako kimś odpowiednim do... czegokolwiek, co planuje Lilia i Bogobojna. -

Umilkła na moment, po czym skierowała spojrzenie na Aaylhę.

- Aaylah... co cię tutaj w sumie skierowało? I skąd przybyłaś? Wydajesz się być kompetentną wojowniczką. Sama znam się odrobinę na szermierce, ale... cóż, nie powiem, żebym była ekspertką. Ty wydajesz się sprawiać inne wrażenie. - spytała ciemnoskórą, ciekawa czy ta zdradzi coś więcej na swój temat.
KP

„Pod Gryfem”

35
POST BARDA
W odpowiedzi na obawy Loyry, Savos tylko roześmiał się szczerze.
- Na czarnym rynku? - powtórzył z rozbawieniem. - Kochana, Ujście to jeden wielki czarny rynek. Kupisz tu wszystko, co chcesz, i nikt nawet nie będzie pytał po co ci to. Zresztą, tak czy inaczej moje kontakty są po naszej stronie. Nikt niczego nikomu nie doniesie. A jaką? - przeniósł wzrok na orczycę i zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad jej pytaniem. - Widzę, że znasz się na tym lepiej, niż ja. Powiedz mi, jaka będzie najlepsza, a ja znajdę kogoś, kto nam to sprzeda. Niezależnie od tego, czy będziecie chciały przyrządzić ją same, czy znaleźć gotowca.
Opis shasharatha mężczyzna podsumował skinięciem głową. Albo kojarzył stworzenia, o których mówiła Durga, tylko nie pamiętał przedtem ich nazwy, albo widział już w życiu tyle dziwnych rzeczy, że jeden jaszczur w tę czy w tę nie robił na nim wrażenia.
- Zobaczymy - rzucił tylko, zapewne w głowie rozważając jeszcze inne alternatywy. Wbrew pozorom mieli czas, choć im więcej poświęcą na planowanie, tym mniejsza będzie ich przewaga zaskoczenia. Musieli znaleźć jakiś złoty środek, który jednak na pewno nie zakładał ruszenia na akcję jeszcze dziś.

Ze stołu, który Savos dla nich wybrał, mogły obserwować zarówno jego rozmowę z karczmarzem, jak i resztę głównej sali. Durga nie zauważała niczego niepokojącego, ale czujne oko Loyry wyłapywało rzucane im pojedyncze, podejrzliwe spojrzenia. Nikt otwarcie nie sprzeciwiał się tu ich obecności, prawdopodobnie dzięki temu, że Olia był z nimi, ale faktycznie zielony odcień skóry wiązał się ze sporą niechęcią tutejszych. Nie był to problem nie do przełamania; sam ich towarzysz twierdził, że Trev, którego poznały, nikogo już nie dziwił i darzony był wręcz zaufaniem. Może wystarczyło przychylne spojrzenie Lwiej Lilii? Durga prawdopodobnie będzie miała okazję to sprawdzić.
Przez generalny harmider panujący wokół nie słyszały, o czym Savos rozmawia z karczmarzem, ale mogły usiłować wyczytać coś z jego mimiki i wysokiej sylwetki, teraz leniwie opartej o blat. Uśmiechał się tak samo czarująco, jak przedtem do nich, więc jak widać przychodziło mu to zupełnie naturalnie. Niektórzy już się tacy rodzili, co zrobić. Może to dobrze dla nich, stanowił przeciwwagę do reakcji, jakie swoją obecnością wywoływała orczyca. Po kilku minutach dyskusji, w większości pewnie będącej zwyczajną pogawędką, a nie negocjacjami ceny za pokoje, dostał dwa klucze i kolejny kufel piwa. Ze tymi zdobyczami wrócił do trójki kobiet i opadł na swoje poprzednie miejsce, przesuwając klucze w ich stronę, a piwo unosząc do ust.
- Podejrzewam, że nie są to luksusy, na jakie miałaś nadzieję, droga Loyro - stwierdził, gdy już się napił, otarł pianę z wąsów i odstawił kufel. - Dwa pokoje, po dwa łóżka w każdym. Podzielcie się, jak uważacie za stosowne. Ja posiedzę jeszcze z wami, ale mieszkam gdzieś indziej, więc wrócę do siebie, także któraś będzie mieć własny apartament. Chyba że bardzo chcecie, żebym został - uśmiechnął się, może odrobinę dwuznacznie. - Służę swoim towarzystwem także na noc. Tylko proszę sobie nie wyobrażać nic niewłaściwego. Moja propozycja ma podłoże ściśle zawodowe.
Postukał palcem w blat przed kluczami. Jeden z nich miał przymocowaną drewnianą płytkę z napisem 4, drugi 7.
- Czwórka jest mniejsza, ale ma wyjście na balkon. Dwa łóżka. Siódemka to dość duży pokój, praktycznie trzyosobowy. Ma jedno podwójne łoże i jedno pojedyncze. Nie ma ruchu dziś, normalnie pewnie wszystkie spałybyście w jednym, ale to chyba dobrze, prawda? Dogadajcie się między sobą, która gdzie śpi. Wszystkie rzeczy macie ze sobą? - spytał, rzucając okiem pod stół, by sprawdzić, czy przyniosły jakieś torby. Musiał nie zwrócić uwagi na to wcześniej. - Czy potrzebujecie jeszcze gdzieś po coś iść?

Spoiler:
Obrazek

„Pod Gryfem”

36
Po tym jak Savos poszedł załatwić dla nas zakwaterowanie, rozmowa trwała w najlepsze. Do tego jeszcze Lorya zdecydowała się podzielić z nami swoim spostrzeżeniem, słysząc które, nieco uniosłam jedną z brwi. Cóż, mimo wszystko wysoka miała rację, jednak ja, tak samo jak ona, nie miałam właściwie nic co bym ukrywała przed nimi ani przed Lwią Lilią, nie miałam żadnych trupów w szafie. A przynajmniej tych metaforycznych o których wspomniała zielona. Słysząc słowa orczycy skierowane bezpośrednio do mnie, przeżułam kęs, który miałam w ustach i popiłam trunkiem po czym spojrzałam na nią.
- Cóż, nie kryję się w sumie z niczym. Przybyłam tutaj z Taj Cah gdzie spędziłam większość mojego życia, podróżując poza nim jedynie przez ostatnie parę lat. A jestem tutaj... Cóż jestem tutaj żeby się wzbogacić. Zarówno jeżeli chodzi o pieniądze jak i w przypadku doświadczenia oraz kontaktów. Jeżeli zaś chodzi o szermierkę to jakoś trzeba sobie radzić żyjąc na ulicy. Bez żadnych magicznych sztuczek, jedynie z nożem w ręku. Ale masz trochę racji, walczę moimi ostrzami już dość długi czas i myślę że mogę spokojnie powiedzieć że potrafię nimi zdziałać dość sporo. - odpowiedziałam Durdze, potwierdzając jej przypuszczenia. Po powrocie Savosa, skupiłam się na kolejnych informacjach jakie nam przekazał, wraz z uchyleniem rąbka tajemnicy w sprawie panujących w Ujściu zasad jeżeli chodzi o handel. Zdecydowanie mi się to podobało i już wiedziałam że będę musiała się wybrać na jakieś większe zakupy jak już dostaniemy jakieś pieniądze za wykonanie zlecenia dla Lwiej Lilii.
- Ja mam wszystko a co do zakwaterowania to mi obojętnie, mogę być w pokoju z jedną z was, mogę również być sama więc ustalcie między sobą co i jak. - powiedziałam zwięźle do pozostałych dwóch kobiet, wstając od stołu i czekając na jakieś decyzje.

„Pod Gryfem”

37
Loyra faktycznie miała ze sobą swoją raczej sporawą torbę, w której trzymała w zasadzie wszystko co ze sobą miała.
- Mam wszystko, także żaden problem. Jedyne czego nie mam przy sobie, to konia, bo zostawiłam go w stajni. Ciężko by w sumie było nosić go ze sobą po karczmach i teatrach.- oznajmiła raczej neutralnym tonem, lekko poprawiając sobie włosy.

Jeśli chodziło o stwierdzenie Savosa, że wszędzie tu jest czarny rynek, to w zasadzie nie mogła się nie zgodzić. Mimo to miała pewne obawy, że otwarte kupowanie trucizny może wzbudzić JAKIEŚ podejrzenia, ale postanowiła odpuścić i nie drążyć. Skoro lokalny ekspert do spraw Ujścia powiedział, że będzie w porządku, to chyba nie ma się czym martwić.

- W zasadzie to obojętnie mi z kim będę dzielić pokój, ale chyba dzisiaj się zawodowo nie zbliżymy, Savos.- rzuciła z lekkim uśmieszkiem i bardzo szybko przeszła do innego tematu, tak żeby nie musieć radzić sobie z konsekwencjami tego co powiedziała. - Chętnie wzięłabym pokój siódmy, kto chce to może do mnie dołączyć, ale ostrzegam, t-trochę chrapię. W zamian oferuję przedłużone konwersacje na temat alchemii.- parsknęła pojedynczą falą śmiechu.

Po zakończeniu swojej wypowiedzi skończyła już w pełni jedzenie i była całkowicie gotowa by po prostu wstać i pójść do wybranego przez siebie pokoju, oczywiście pod warunkiem, że sprawa zakwaterowania zostanie rozwiązana i wszyscy już będą wiedzieć gdzie i z kim śpią.

„Pod Gryfem”

38
POST BARDA
Savos odpowiedział Loyrze tylko dwuznacznym uśmiechem i lekkim skinieniem głowy. Nie miał zbyt wiele czasu na roztrząsanie jej komentarza, głównie ze względu na to, że szybko zmieniła temat, ale też przez fakt, że kobiety postanowiły potraktować dostarczenie klucza jako sygnał do pożegnania się i udania się na górę, by szykować się do snu. Ze swoim wciąż prawie pełnym, świeżym kuflem piwa, Olia uniósł w zaskoczeniu brwi i przez dłuższą chwilę się nie odzywał, przyglądając się, jak jego towarzyszki zbierają się od stołu. Jak widać, nie planował żegnać się już teraz. Może nie był wciąż wczesny wieczór, ale noc była jeszcze młoda - słońce skryło się za horyzontem może dwie godziny temu, a ich zobowiązania i tak nie należały do takich, którymi wypadało zajmować się od bladego świtu, wręcz przeciwnie.
- Rozumiem, że w takim razie ustaleniami zajmiemy się jednak dopiero jutro? - zagadnął, unosząc wzrok na stojącą obok niego Aaylah. - Cóż. Jak wolicie. Ja tu tak czy inaczej jeszcze posiedzę, gdyby ktoś mnie szukał. Przynajmniej dopóki nie dopiję.
Zastukał palcami w bok kufla.
- Za to jutro nie liczcie na to, że spotkacie mnie tu rano. Nie wstaję przed południem. Jak wstanę, to tu przyjdę - machnął dłonią niedbale w stronę kluczy. - Dziś też nie czekajcie na mnie. Nie będę nocował z wami.
Uniósł swoje piwo i skinął głową w geście niemego pożegnania, by odprowadzić je zagadkowym spojrzeniem w stronę schodów. Jeśli któraś z nich obejrzała się przez ramię, mężczyzna wciąż siedział przy stole, zastawionym pustymi naczyniami. Jeśli znalazł sobie chwilę później inne towarzystwo, w jakim mógł spędzić wieczór, tego już nie było dane im zobaczyć.

U szczytu schodów minęły krasnoluda, którego przedtem widziały na balkonie. Wymamrotał on jakieś niewyraźne powitanie i powędrował na dół. Korytarz części sypialnej dość dobrze oświetlony był przez kilkanaście wysokich świeczników, na tyle, by dało się rozróżnić miedziane cyfry, zawieszone na górze każdych drzwi. Schody prowadziły jeszcze piętro wyżej, ale zarówno czwarty, jak i siódmy pokój znajdowały się tutaj. Po przejściu za załom korytarza znalazły odpowiednie pomieszczenia - jak się okazało, znajdujące się dokładnie naprzeciwko siebie. Wygodny przypadek, czy celowe działanie Savosa? Będą mogły go spytać, jak będzie ku temu okazja.
Czwórka, zgodnie z opisem mężczyzny, stanowiła niewielką sypialnię z dużym oknem i wyjściem na balkon, teraz uchylonym. Ciemnozielona zasłona poruszała się lekko wraz z ruchem powietrza, a w pokoju pachniało deszczem. Na zewnątrz jeszcze nie było słychać deszczu, ale wyglądało na to, że ulewa się zbliżała. Przy dwóch ścianach ustawione były dwa wąskie łóżka, przykryte kocami, a pomiędzy nimi stolik z dwoma krzesłami, z dzbankiem wypełnionym czymś do picia i dwoma kubkami. Nieduża szafa pozwalała się wygodnie rozgościć tym, którzy zamierzaliby spędzić tu więcej czasu, niż kilka nocy.
W siódemce w oczy od razu rzuciło się duże, małżeńskie łoże, które jednak poza wielkością niczym nie różniło się od wąskiego, jednoosobowego, stojącego po drugiej stronie. Ta sypialnia była znacznie większa, a choć nie miała wyjścia na balkon, to uchylone okno i tak wpuszczało wystarczająco dużo świeżego powietrza. Podłoga przykryta była bordowym dywanem, przy okrągłym stole stało więcej krzeseł, bo aż cztery, a poza szafą do dyspozycji gości była też szeroka komoda z szufladami.
W obu pokojach panowała ciemność, ale we wpadającym z korytarza świetle łatwo było dostrzec świece, czekające na rozpalenie. Choć Savos podkreślił, że nie jest to przybytek na najwyższym poziomie, trzeba było przyznać, że gospodarz dbał o swoich gości - na tyle, na ile pozwalały mu warunki. Wszystko było czyste i schludne, nie trafiły nawet na nikogo zarzyganego w jakimś ustronnym kącie, choć może to tylko kwestia dobrego dnia, albo było po prostu zbyt wcześnie. Pozostało im wybrać pokoje i przygotować się do snu, jeśli nie planowały niczego innego.
Spoiler:
Obrazek

„Pod Gryfem”

39
Loyra szybko odpowiedziała na tekst Savosa dotyczący jego późnego wstawania:
- Oh, to jeśli możemy stawiać takie żądania, to zamierzam wstać właśnie koło południa. Wybaczcie, ale jestem całkiem...r-rozleniwiona?- rzuciła dosyć miło, choć niekoniecznie z jakimś rozbawieniem. Wyglądało to trochę jak faktyczne przyznanie się do swojej wady, choć w zasadzie równie dobrze mógł być to żart.

Do reszty wypowiedzi Olji już się nie wtrącała. Postanowiła jednak się z nim pożegnać przy wyjściu, a więc kiedy wstała rzuciła szybkie:
- Miłej nocy życzę.- po którym dosyć szybko wstała i ruszyła w kierunku, zgodnie ze swoją wcześniejszą zapowiedzią, pokoju siódmego. Weszła powoli po schodach, dość mocno trzymając paski od swoich toreb, które zdawały się wyrabiać na Elfce dosyć duży ciężar. Gdy minęła po drodze krasnoluda, przywitała się z nim w równie "luźny" sposób co on z całą grupą, gdyż po prostu skinęła do niego głową w taki sposób, że wyglądało to równie dobrze tak, jakby coś ją po prostu zaswędziało.

Weszła do siódemki. Była już nastawiona na najgorsze, a znalazła...raczej miłe zaskoczenie. Nie było może perfekcyjnie i nie były to luksusy, ale zdecydowanie po żarcikach Savosa i zapowiedziach spodziewała się czegoś bardziej przerażającego. Tu było nawet...przytulnie. Był tu stół, którego mogła użyć sobie w charakterze biurka do pracy i spisywania notatek, była tu komoda, łóżka nie były jakieś...kiepskie. Zdecydowanie na plus. Fakt, mogło być lepiej, nie było zbyt szlachecko, ale...Elfka sprawiała wrażenie zadowolonej. Weszła głębiej, położyła swoje torby na małżeńskie łoże.
- Zajmuję to duże łóżko, n-nie jest to do dyskusji. Chyba, że bardzo chcesz.- rzuciła do osoby, która miałaby spać z nią (jeśli ktoś za nią wszedł). Kobieta szybko podeszła do świec i zapaliła je, po czym wzięła się do szybkiego rozpakowywania - odłożyła do komody swoje ubrania na zmianę oraz ogólnie przygotowała się do spędzenia tu trochę czasu. Chwilę po tym usiadła na łóżku.

Jeśli była tu sama, to po rozpakowaniu się zamknęła drzwi na klucz, rozebrała do bielizny (nie będzie w końcu spać w ubraniach) i poszła spać. Jeśli nie była, zagadała do swojej towarzyszki lub towarzyszek.
- Zatem...jak znajdujecie sobie całą tę okolicę? Podoba wam się, uhh...Ujście? Powiedziałybyście, że...ujdzie?- zaśmiała się nie tyle co ze swojego żartu, co bardziej z tego jak kiepski był.- W mojej opinii jest tu jakoś tak...hmmm...cóż...nie poczułam jeszcze tego obrzydliwego, gangsterskiego klimatu jaki mi zapowiadano. A-ale nie znaczy to, że się zawiodłam. W zasadzie wręcz przeciwnie. Póki co jest całkiem znośnie.

Oczywiście jeśli nikogo tu nie było to wypowiedziane słowa mogła co najwyżej pomyśleć przed snem. Jeśli ktoś jednak tu był, to lepiej by szykował się na konwersację...

„Pod Gryfem”

40
- Południe dopiero? Ale... ech, no dobrze. Najwyżej znajdę sobie jakiejś zajęcie w międzyczasie. - westchnęła orczyca, unosząc w górę brew, choć był to raczej wyraz tylko i wyłącznie teatralny - późna pora aktywności pasowała do Savosa. Swoją drogą... ciekawe na ile była to wystudiowana poza, która miała go w oczach innych uczynić po prostu przyjaznym, niegroźnym błaznem, osłabiając czujność i dająć mu pole do ataku, a na ile... prawdziwy Savos. Ona sama w końcu często umniejszała swoim umiejętnościom (tak jak zresztą miało to teraz miejsce), by nie podawać innym od razu wszystkich swoich atutów na tacy i wydać się niegroźną. Po Loyrze... w sumie nie wiedziała, czego się spodziewać, ale po cichu zakładała chyba - bezpodstawnie w zasadzie - że jednak jest rannym ptaszkiem, a tu proszę. Ciekawe, czy taki tryb dnia i nocy miał u niej swoje korzenie jeszcze z czasów studiów na uniwersytecie, czy też był po prostu jej naturą wyniesioną jeszcze z wcześniejszych lat dorastania. Durga sama często zarywała noce - głównie z uwagi na swoje studia magiczne właśnie - niemniej przyzwyczaiła się sypiać po raptem parę godzin dziennie. Kali potrzebowała tego snu jeszcze mniej, twierdząc, że im więcej się poświęci ich profesji, tym mniej snu będzie potrzebowała. Orczyca nie miała pojęcia, czy to prawda, czy po prostu siła przyzwyczajenia, ale najważniejsze było to, że póki co działało.

Kiedy pożegnały się z ich przewodnikiem i ruszyły na górę, do pokojów, Durga szła ostatnia. Krasnoludowi nijak się nie ukłoniła, bo też nie widziała potrzeby, niemniej kiedy je minął - przystanęła na moment i odwróciła się, podążając za nim wzrokiem, lekko zmrużywszy oczy. Szedł po prostu po następne piwo, czy może był jakąś czujką przeciwników Lilii, która miała obwieścić im werbunek nowych przybyszów do jej sprawy? Orczyca pokręciła głową, karcąc się w myślach za paranoję. Po prostu wszechobecna wrogość wyczuwana dookoła chyba przyprawiała ją o paranoję. A tę lepiej zachować na nieco dalszą przyszłość. Ruszyła dalej, nieco bezwiednie przyglądając się plecom Aayli. Może faktycznie powinna wkrótce poświęcić trochę czasu na naukę szermierki wraz z nią? Magia była... potężną bronią, jednak zawsze warto było umieć też bronić się i bez niej - co pokazała doskonale Wielka Koniunkcja. Choć po prawdzie jeśli takie wydarzenie by się powtórzyło, to pewnie nie byłaby w stanie i tak podnieść ręki z mieczem czy sztyletem.

Po wejściu do większego pokoju - wraz z Loyrą - skierowała się do świec, zapalając dwie-trzy tak, by nieco oświetlić pomieszczenie. Pokręciła głową, by nieco rozluźnić spięte mięśnie karku i dopiero odpowiedziała elfce.

- Ja wezmę pojedyncze łóżko w takim razie. Chyba, że boisz się spać sama? - parsknęła lekko, szczerząc kły w stronę magiczki i mrugając do niej, po czym sama zaczęła przygotowywać się do spoczynku. Na zagajoną przez elfkę rozmowę na temat ujścia skrzywiła się lekko. - Jak dla mnie to rynsztok. Fakt, że przynajmniej w tej konkretnej karczmie nie jest najgorzej, niemniej... ech, wolałam na pewno Archipelag i tamtejsze winnice oraz gaje oliwne. Poza tym powinnaś też kiedyś zwiedzić jedne z miast pustyni, najlepiej sam Karlgard i jego strzeliste wieże oraz złote kopuły pałacu... To dopiero jest widok. Ujście... cóż. Jak mówiłaś - ujdzie. - zamilkła na moment, ściągając buty ze stóp i z zadowoleniem korzystając z tego, że w środku znajdował się dywan. Na moment przypomniało jej to bogate wnętrza posiadłości Usha oraz przyjemnie spędzany czas, po trochu na rozmowach, po trochu na... innych, bardziej akrobatycznych czynnościach. Wyrwała się jednak szybko z zamyślenia, zadając szybko swoje pytanie elfce. - Tak w sumie - jakie czary konkretnie znasz? Mówiłaś coś o ogniu, czy to znaczy, że potrafisz - dajmy na to - cisnąć klasyczną kulą ognia? Wiem, że to chyba najpopularniejsze zaklęcie bojowe nauczane w Akademii. -
KP

„Pod Gryfem”

41
W pierwszej kolejności zainteresowała się tym co Durga miała do powiedzenia na temat Archipelagu i Karlgardu. Nie była ani pośród miast pustyni ani we wcześniej wspomnianej ojczyźnie wschodnich elfów. Ciekawe w sumie czy Aaylah stamtąd była. Nie musiała, w końcu Wschodnich jest bardzo dużo, nie to co Wysokich, lecz możliwe w sumie, że była. Może to był jakiś sposób by się z nią zaprzyjaźnić? Pogadać o domu? Na Loyrę by w zasadzie zadziałało, ale ona po prostu bardzo lubiła gadać o sobie. Wschodnia Elfka póki co była raczej skryta, co nie było w zasadzie niczym złym i w zasadzie było dość pożądane w tym typie pracy, lecz u niedoświadczonej i ciekawskiej Loyry budziło to właśnie...to. Ciekawość. Ciekawość, którą odczuwała też co do Durgi, choć ta była nieco bardziej rozmowna. Właśnie! Toczyły teraz konwersację.

- Oh, jest cała masa miejsc, które powinnam zwiedzić.- parsknęła niewielkim śmiechem, jednocześnie lekko poprawiając włosy i usuwając sobie w ten dyskretny sposób trochę potu z czoła.- Ale niestety los zaprowadził mnie tutaj. W sumie nie powiedziałabym, że los. Bardziej...umm...okoliczności. Albo okazja, szansa, j-jak zwał tak zwał. Ale masz rację, powinnam. Może kiedy to wszystko w Ujściu będzie zakończone, faktycznie gdzieś tam wyruszę. Ale...jejku, ciężko jest rozmawiać o tym co zrobię po Ujściu, jak dopiero tu zaczynamy. Miną miesiące zanim w ogóle będzie to dla mnie akceptowalne b-by o tym myśleć.- zakończyła ten wywód, wykazując się swego rodzaju...sumiennością? Pracowitością? Ciężko było to określić. Zdawało się jednak jakby miała zamiar karcić siebie samą za posiadanie "nieodpowiednich" myśli. Dopiero przybyła do Ujścia i już chciałaby stąd zwiewać. Było to dla niej zdecydowanie mało dopuszczalne, co zresztą przed chwilą stwierdziła.

W tej rozmowie była nieco mniej energiczna i chaotyczna. Klimat "spokojnego pokoiku" i ciszy nieco na nią wpłynął, co uczyniło ją odrobinkę mniej...taką jak w teatrze. Może była to też kwestia tego, że zużyła już buzującą w niej wcześniej energię. Ewentualnie po prostu przyzwyczaiła się już do tej ekipy i mniej się denerwowała. Zapytana o czary, które zna, uśmiechnęła się szerzej i bardzo szybko odpowiedziała:

- Ogólnie rzecz biorąc nie znam takich najbardziej typowych kul ognia. Zamiast tego formuję strużki lub stożki, z-zależy jak na to spojrzysz. I tak, kule ognia to zaklęcie typowe, dlatego możesz powiedzieć, że jestem nieco bardziej wyjątkowa bo ich NIE używam.- rzuciła z pewną dumą z tego faktu.- Oprócz tego umiem jeszcze gasić natychmiastowo pożary, przywoływać z nich żywiołaki...a! No i jest jeszcze moje ulubione zaklęcie. Potrafię pobudzać energią Ognia samą siebie i innych. Daje duży przypływ energii, bardzo dobre dla studentów.- rzuciła sympatyczniej, poprawiając sobie znowu włosy. Faktycznie jako studentka bardzo często używała tego zaklęcia. Ułatwiało jej naukę po nocach wraz z nadrabianiem straconych na niespanie godzin.- Tak jak mówiłam, jestem też zaklinaczką, szczegółów mojego rytuału nie zdradzę, bo jest to...no...mój rytuał. Może się podzielę jeśli ty zdradzisz mi coś o swoich zaklęciach. Przyznam, że mnie to ciekawi.- rozsiadła się nieco wygodniej na łóżku. Podczas tego monologu miała w sobie dosyć dużo...może niekoniecznie pasji, ale po prostu emocji i zainteresowania. Brzmiała na faktycznie zaangażowaną w rozmowę.- A, no i zapomniałabym. Znam czar bariery, który blokuje...cóż, większość obrażeń fizycznych przede mną. Nieważne czy to kula ognia, miecz, bomba i tak dalej. Więc jeśli będziesz kiedyś miała okazję czuć się zagrożona i akurat tam będę, to polecam kryć się z-za moimi plecami. Może cię ochronię. J-jeśli będę w stanie.

- Co do dzielenia łoża, to jestem wyjątkowo odważną trzydziestolatką i nie boję się potworów spod łóżka. Co nie zmienia faktu, że na pewno dodałabyś mi odwagi, więc jak chcesz to zapraszam.- parsknęła śmiechem, jednocześnie lekko flirtując. Chyba? Ciężko było stwierdzić, była to jednak jakaś próba z jej strony.

„Pod Gryfem”

42
Widząc że dwie czarodziejki zdecydowały wziąć pokój razem, wzruszyłam ramionami i skierowałam się do drugiego pokoju.
- Dobrze, w takim razie ja się oddalę już do pokoju, pewnie wstanę rano aby poćwiczyć, jakby któraś z was była chętna do mnie dołączyć to nie krępujcie się... No, to do jutra w takim razie. - powiedziałam neutralnym tonem do Loryi i Durgi po czym zniknęłam za drzwiami mojego pokoju. Kiedy już byłam sama to zajęłam się dokładnym przeszukaniem pokoju a także sprawdzeniem drzwi, okien i szaf aby upewnić się że pomieszczenie jest bezpieczne i nigdzie nie ma nic podejrzanego. Kiedy skończyłam już oględziny, zdecydowałam się nieco wyluzować i zdjęłam z siebie ubrania po szybkim odświeżeniu się, poszłam spać.

„Pod Gryfem”

43
- Los, okoliczności i szansa... Brzmisz, jakbyś przed czymś uciekała i tutaj było najłatwiej się ukryć. - orczyca skwitowała w zamyśleniu słowa Loyry, siadając na pojedynczym łóżku podwijając nogi, zaraz po tym przykładając palec wskazujący w zamyśleniu do policzka i wodząc delikatnie po nim w nieco nieobecnym geście. Dopiero po paru sekundach, kiedy Loyra mogłaby zacząć czuć się niekomfortowo z jej sugestią dodała szybko, luźniejszym tonem. - ...co czyniłoby cię zapewne zupełnie przeciętną przybyszką do Ujścia, zwłaszcza w obecnej sytuacji. -

Roześmiała się, po czym z zainteresowaniem wysłuchała krótkiej opowieści na temat zdolności elfki, które okazały się... całkiem wysokie, jeżeli tylko ich nie wyolbrzymiała. Przywoływanie żywiołaków stanowiło w końcu jedna z trudniejszych umiejętności, jakie osoba predyspozycjami do magii mogła posiąść i z całą pewnością stanowiło o przekroczeniu pewnego nie-tak-bardzo symbolicznego progu między początkującym adeptem a prawdziwym magiem. Nie zdradziła jednak na glos tej obserwacji - skinęła głową i dodała tylko:

- Gaszenie pożarów i bariera? Brzmi bardzo praktycznie. Jakby zasugerował ci to jakiś ork, bądź krasnolud. Ja... cóż, potrafię skrócić czas podróży, zaginając nieco przestrzeń. Obawiam się jednak, że to jako mocno nam się nie przyda... chyba. Poza tym też znam pewne zaklęcie, które wzmacnia i leczy moje ciało, ale tylko moje. Wygląda na to, że ty będziesz dla nas bardziej... rentowną czarodziejką. - zaśmiała się cicho pod nosem. Na sugestię spania w jednym łóżku zareagowała lekkim zaskoczeniem - jakoś w pierwszym momencie LOyra nie wywarła na niej wrażenia... osoby zdolnej do flirtowania. Zupełne przeciwieństwo Kali czy też Usha, a tutaj... proszę. Uśmiechnęła się lekko, pokazując, że docenia propozycję. - Ha! Dzisiaj jestem zmęczona, ale w przyszłości... kto wie. Tym bardziej, że ja sama nie chciałabym cię przestraszyć - czasami gryzę, choć do tej pory nikt na to nie narzekał. Wprost przeciwnie nawet. - mrugnęła do elfki, po czym położyła się, mając nadzieję, że rano uda się zamówić u karczmarza solidną kąpiel - zaraz po treningu z Aaylhą, na który miała zamiar się zgłosić. Była ciekawa umiejętności tamtej elfki, dlatego rankiem obudziła się dość wcześnie i w pierwszej kolejności - po ogarnięciu podstawowych, porannych rytuałów - zapukała do pokoju po drugiej stronie, a jeśli Aaylhi tam nie było - sprawdziła dziedziniec przed karczmą, jeśli takowy był.
KP

„Pod Gryfem”

44
Pierwszy komentarz Durgi nieco zaskoczył Loyrę, choć bardzo lekko dała jej to do zrozumienia. Jej mimika zrobiła się nieco bardziej skonsternowana i nie odezwała się na ten temat dopóki orczyca nie dokończyła swojej wypowiedzi.
- Jeśli mam być szczera, to się nie ukrywam. Wręcz przeciwnie, chcę wyrobić sobie reputację. Ale tak, jest to dla mnie szansa na...coś nowego. - wypowiedziała się po chwili od jej ostatniej wypowiedzi, jednocześnie powoli szykując się do snu.


Przy powrocie do tematu magii lekko się uśmiechnęła.
- Co do mojej magii, nic dziwnego. Obiektywnie patrząc miałam większe perspektywy. Ale jeśli będziesz chciała i starczy czasu, mogę ci pokazać to i owo. A-a to, że nie dzielimy łoża...no mówi się trudno. Innym razem. Tylko nie gryź.- skwitowała bardzo szybko oba tematy. W prawdzie sama była dosyć zmęczona, a wspominka o tym ze strony orczycy tylko wzmocniła w niej uczucie pewnego wyczerpania. Podróż, ogarnianie wszystkiego i spotkanie w teatrze w połączeniu z całym dniem na nogach spowodowały, że czarodziejka faktycznie marzyła teraz o dobrym wyspaniu się.

Położyła się więc do snu w dwuosobowym łóżku. Rano także zamierzała wziąć kąpiel, płacąc w razie czego ze swoich własnych pieniędzy. Bardzo chętnie poszła też z Aaylah na trening - sama uważała się za kiepską wojowniczkę (bo taką w zasadzie była), a jako, że w Ujściu trzeba było zawsze na siebie uważać, przećwiczenie z (zapewne) wytrenowaną zabójczynią było jej totalnie na rękę.

„Pod Gryfem”

45
POST BARDA
Noc minęła kobietom zaskakująco spokojnie. Nikt nie postanowił zakłócić im snu, a świece, o ile nie zdmuchnęły płomieni same, zgasły dopiero gdy zbliżał się świt. Promienie słońca, przebijające się nieśmiało przez zachmurzone niebo, początkowo nie były w stanie przebić tkaniny ciężkich zasłon, ale wkrótce i w dwóch wynajętych dla nich pokojach zrobiło się wystarczająco jasno, by obudzić je wszystkie - z mniejszym lub większym skutkiem, naturalnie. Nieprzyzwyczajona do wstawania wcześnie Loyra nie była w stanie jednak dłużej spać jak kamień, gdy zaledwie kilka metrów od niej krzątała się już i szykowała do wyjścia Durga.
Jeśli chciały się umyć, jasnowłosa kobieta, która za kontuarem zastąpiła karczmarza, poleciła zaniesienie im misek z wodą na piętro, za niewielką opłatą srebrnika za jedną. Do tego trochę świeżych ścierek, którym nie było nawet blisko do ręczników, ale które wystarczały, by doprowadzić się do porządku i odświeżyć przed spotkaniem z Savosem i opuszczeniem karczmy.
Ta jednak, niestety, nie posiadała placu, na którym kobiety mogłyby poćwiczyć. Zapytana o to blondynka za barem uniosła tylko powątpiewająco brwi i rozejrzała się, jakby w głównej sali karczmy szukała wspomnianego kawałka pustej ziemi. Może nie znajdowali się w samym centrum miasta, ale wciąż wystarczająco blisko tego, by sąsiednie budynki stały stłoczone, rozdzielone jedynie wąskimi uliczkami, bez marnowania cennego miejsca.
- Jest studnia za Gryfem, ale wątpię, żeby jej okolica była wystarczająca dla... waszych potrzeb - stwierdziła kobieta z namysłem. - Ale jeśli chcecie... jak wyjdziecie na zewnątrz, to lewą stroną dojdziecie na tył karczmy.
Fakt, plac nie był imponujący. Po części zajęty małą, zadaszoną studnią, a po części zastawiony beczkami i innymi skrzyniami, zostawiał im niespełna dwa metry kwadratowe, może wystarczające, by poćwiczyć walkę w zwarciu, na krótką broń, lub bez niej - a może nawet nie.
Tak czy inaczej, czekało na nie śniadanie, jak się później dowiedziały, opłacone jeszcze wczoraj przez Savosa, razem z informacją, że mężczyzna obiecał pojawić się tu w południe i prosił, by na niego tutaj czekały. Do jedzenia dostały pachnący, świeży chleb, kawał sera i gotowane na twardo jajka, razem z mocno rozwodnionym, owocowym winem do popicia. Nikt nie zawracał im głowy, choć Durga nadal przyciągała uważne spojrzenia, będąc przedstawicielką dość podejrzanej rasy o zielonym odcieniu skóry. W samej głównej sali było też znacznie mniej osób, niż jeszcze wczorajszego wieczora, bowiem nie licząc ich trójki, pozostałych dało się policzyć na palcach jednej dłoni.
Olia spóźnił się, czego można się było właściwie spodziewać, mimo ich dość krótkiej znajomości. Nie wyglądał, jakby miał powodu tego pół godziny opóźnienia jakiekolwiek wyrzuty sumienia; wszedł do środka dziarskim krokiem, z włosami zmierzwionymi w całkowicie nowy i jeszcze bardziej niekontrolowany sposób, ubrany w ten sam bordowy płaszcz, choć zupełnie inną, brązową koszulę. Uśmiechnął się do nich i usiadł na wolnym krześle przy stole. Wydawał się wypoczęty, więc pewnie nie siedział tu wczoraj długo.
- Dobrze spałyście? - zagadnął, chyba nie oczekując odpowiedzi. - Czas zabrać się za to, co trzeba. Jakiś w miarę spójny plan działania i przygotowania do niego. Mam nadzieję, że jesteście gotowe i możemy zaczynać. Coś wam przyszło do głowy przez noc? Genialne pomysły? Jeden chociaż?

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ujście”