Ujście, jak większość rozległych, rozlazłych wręcz i ludnych grodów, miało swoje podmurze, również niemałe i wcale nieustępujące miastu w jego nędzy i brzydocie. Roztaczało monotonny pejzaż, złożony głównie z pozbijanych niedbale chat i drewnianych zabudowań, jednego młyna, małych pól uprawnych oraz chudych, wyliniałych zwierząt gospodarskich. Na trzy najliczniejsze rodzaje można było podzielić ludność spotykaną na podmurzu: rdzennie zamieszkujących je chłopów, stale wkomponowanych w resztę pejzażu, zmierzających z miasta i do miasta kupców, handlarzy, karawaniarzy oraz poganiaczy z taborami pakułów, oraz podróżnych wszelkiej maści i proweniencji.
Nie było zaś podmurza, które podobną ludność utrzymałoby i wyżywiło bez porządnej, zyskownej gospody. Pod Ujściem zdolny awanturnik mógłby znaleźć co najmniej trzy, każda o gorszej lub jeszcze gorszej reputacji, lecz najlepiej znany był zajazd Rapiernia. Ze strzechą, którą jedna silniejsza burza wydawała się dzielić od zapadnięcia się gościom na głowy, gdzieniegdzie dziurawą podmurówką do spichlerza ku uciesze gryzoni i solidną, starą sosnową zabudową, Rapiernia była największą karczmą w okolicy. Stajnie i gospodarstwo mieściły się na jej tyłach, za frontem szerokiego budynku. Podwórze w dzień i w noc zastawiały wozy i tabory, juczne zwierzęta oraz podróżni, którym nie w kieszeń było płacić za pokój, więc nocowali na zewnątrz, przy ogniu.
Kominem dymiło, nieustanny ruch i gwar, i głos dobywały się z karczmy. Wewnątrz była niemal tak przestronna, jak wydawała się z zewnątrz, ale pełna klienteli niemal każdą porą. Półmrok rozjaśniały kaganki oraz dwa paleniska w rozległej sali, zapełnionej szerokimi ławami dla gości. Skwierczało i pachniało pieczonym, przypalanym mięsiwem, o którego pochodzenie dla spokoju sumienia lepiej było nie pytać. Jak w większości przydrożnych, podmiejskich zjazdów, w Rapierni głównie lądowali ci, co z miasta wyjechali i chcieli jeszcze dochlać, ci, co przyjechali i przed wjazdem postanowili przychlać, albo ci, co ich do miasta nie wpuszczono, więc pieniądz na sprawunki postanowili przechlać. Nie brakowało w swej osobie ani kupiectwa, ani najemnictwa, ani awanturnictwa, ani szulerstwa. Nikogo nie brakowało, a mało było tylko gorzałki, bo chlano bez ustanku.
Między ławami uwijały się dwie dziewki, przykładnie cycate i piszczące, kiedy je klepnąć w tyłek. Gospodarzowa rozlewała gościom piwo, gospodarz za szynkiem łypał znad potężnego wąsa i brudną szmatą czyścił brudny kufel, nie odnosząc szczególnego efektu. Z boku, na słupie wspierającym krokwie zwyczajowo przybijano drobne anonse i zlecenia, tyczące się wszelkich możliwych zajęć oraz robót, w Ujściu głównie polegających na ruszeniu mięśniem i żelazem. Tego dnia słup był jednak okrutnie pusty, nie licząc nakoślawionej na strzępie pergaminu oferty matrymonialnej.
Podmurze i zajazd Rapiernia
1
Ostatnio zmieniony 26 lip 2013, 23:20 przez Licho, łącznie zmieniany 1 raz.