Jaskinie Słoneczne

16
POST BARDA
Vinekle uniosła na nią zaciekawione spojrzenie znad swoich okularów. Nie wydawała się groźna, w szczególności teraz, gdy już nie trzymała wycelowanej w nikogo kuszy. Jej wzrost był czymś, do czego trzeba było się przyzwyczaić, ale w tej chwili nie stanowił problemu, bo siedziała na tym samym kawałku skały, na jakim Jaquet rozłożył mapę.
- Ha! Wysoka elfka, babrająca się w tak niewyszukanych zajęciach, jak nasze, kto by pomyślał - skomentowała dość bezpośrednio, zanim zechciała w ogóle wspomnieć cokolwiek na swój własny temat. - Spytałabym, czy nie jest ci przykro, że musisz się tak upadlać, ale kiedy przypominam sobie, co zrobiłaś naszemu drogiemu Nagukowi, to dociera do mnie, że może i nie jesteś tak oderwana od naszego świata, jak mogłoby się wydawać. Widziałam u niego już wiele ran, ale tak głębokich poparzeń jeszcze nie. Zwykle trzyma się w rozsądnej odległości od ognia. Szkoda, że ogień nie chciał się wczoraj trzymać w rozsądnej odległości od niego.
Ewidentnie lubiła mówić. Jej lekko skrzekliwy głos był dużym kontrastem do wszystkich pozostałych. Nawet Umbra, która gadała dużo, miała przyjemny, choć raczej wysoki tembr głosu. U Vinekle na dłuższą metę mogło to być męczące. Ściągnęła okulary z twarzy i zmierzyła Loyrę oceniającym spojrzeniem od stóp do głów.
- Panna Vinekle zaiste jest jakimś sortem uczonej - potwierdziła, a w tych słowach wybrzmiało rozbawienie, wynikające z tego sformułowania. - Umiem czytać, na przykład. Dla niektórych, takich jak Naguk, to sztuka nie do pojęcia. Rozumiem, że dla ciebie nie, więc tym ci nie zaimponuję.
Poprawiła się w miejscu i z powrotem założyła okulary, pochylając się nad mapą.
- Nie czuję zresztą potrzeby, żeby akurat w tym momencie imponować ci czymkolwiek, więc jak chcesz się przydać, to bierz drugą książkę i pomóż Jaquetowi w tłumaczeniu, Layla. Może jak dobrze pójdzie, to szybciej dotrzemy do finałowej zagadki. Przez wszystkie lata pracy dla Dauda nie trafiłam na coś takiego, więc dobrze się składa, że chłopaka znaleźliśmy akurat w Ujściu. Kto by pomyślał, że ktoś tutaj będzie interesował się zapomnianymi językami, hm?
- Język jest ten sam
- poprawił ją cicho tłumacz, przewracając kilka stron w swojej księdze. - Tylko runy są obce. Wszystko byłoby prostsze, gdyby gramatyka zapisu była normalna, a nie że się użycie run zmienia w zależności od tego, jakie w słowach są samogłoski. Przez to muszę szukać konkretnych słów tutaj i wnioskować z kontekstu. A to nawet nie są słowniki - jęknął.
Faktycznie, książka, którą dostała Aenna, po pierwszym przeglądzie wyglądała jak bardzo stara baśń dla dzieci. Co ileś stron znajdowały się obrazki, przedstawiające obce jej miejsca, parki, zamki i ogrody. Czasem pojawiało się jakieś zwierzę, raz trafiła na elfią dziewczynkę w prostej sukience, wypuszczającą ptaszka z klatki. Nad słowami, drżącą ręką, skreślone było niewyraźne tłumaczenie. Szukanie zależności między tym, a mapą, było mozolnym zadaniem, ale ktoś musiał je wykonać. Po kilku minutach znalazła jeden wyraz, spadek, który też Jaquet od razu zapisał na odpowiednim miejscu mapy.
Obrazek

Jaskinie Słoneczne

17
POST POSTACI
Loyra
Szybko wymieniły się zaciekawionymi spojrzeniami, a potem Gnomka zaczęła mówić, nie szczędząc sobie przy tym lekkiej pasywnej agresji, którą Loyra była jednak w stanie zignorować. Aenna była póki co w miarę cierpliwa, była w stanie znieść dużo, zwłaszcza, że była nieco zaciekawiona nowymi sojusznikami. Usiadła więc obok i wzięła się do zaoferowanej jej pracy.
- Tak, Naguk wciąż...ahem, skrywa urazę. W zasadzie to nic dziwnego.- odparła krótko, raczej nie czując się na tyle urażoną by bronić honoru swej rasy przed Vinekle.- Loyra, nie Layla.- gdyby była złośliwa, powiedziałaby, że osobie umiejącej czytać nie przystoi przekształcać imion. Na szczęście jednak złośliwa nie była, dlatego postanowiła po prostu raz ją poprawić. Nie była tu po to by być niemiłą, mieli razem robotę do wykonania. Robotę, na której bardzo szybko zaczęło jej bardzo zależeć.
- Nie musisz mi imponować.- stwierdziła po chwili- Ale też mogłabyś. Chętnie dowiem się co sprawiło, że Rhys określił cię właśnie w ten sposób.- przemawiał przez nią pewien akademicki szacunek do każdego, kto mógł coś wiedzieć i czegoś (potencjalnie) jej nauczyć. Choć oczywiście była Czarodziejką, a ona...nie wiadomo w sumie czym, to i tak mogła czuć z nią pewną, naukową więź. Albo przynajmniej mogłaby, gdyby miały okazję więcej ze sobą rozmawiać.- Bo niestety masz rację, czytanie to raczej podstawowa zdolność, przynajmniej dla Gnomki.

Usiadła wygodnie, po turecku, przyglądając się powoli otrzymanej od Jaqueta książce i powoli analizując słowa. Zgodnie z tym co mówił chłopak, język mrocznych Elfów był faktycznie nieprzystępny.

Księga faktycznie była dla niej wymagającą "lekturą", szukała jednak odpowiednich tłumaczeń i przepisywała dla Jaqueta wszystkie zależności między księgami a mapą właśnie. Było to zadanie powolne i niewdzięczne, ale miała doświadczenie w tego typu robocie. W Oros nie miała samych przygód, czasem trzeba było robić notatki. Trzeba było wykorzystać i tę zdolność.

Jaskinie Słoneczne

18
POST BARDA
Mimo argumentów Loyry, Vinekle nie uznała za stosowne podzielić się z nią informacją o poziomie swojego wykształcenia. Rzuciła tylko jakąś oględną odpowiedzią, która nie wniosła w rozmowę nic, a potem skupiła się na pomaganiu pozostałej dwójce w wyszukiwaniu poszczególnych słów w książkach. I choć było to czasochłonne, to przynosiło wymierne rezultaty, bo z chwili na chwilę mieli przetłumaczone coraz więcej, uzupełniając luki i tworząc w miarę sensowną wersję tego, co zapisane było na mapie.
W międzyczasie od strony Dauda, Rhysa i Umbry docierały do nich wyrazy frustracji i trudności z porozumieniem - głównie u kobiety. W pewnym momencie dołączył do nich Naguk i górując wzrostem nad wszystkimi tam zebranymi, też wcale nie sprzyjał negocjacjom. Vinekle raz po raz rzucała im zaniepokojone spojrzenia, ale była bardziej zdeterminowana, by przygotować mapę do dalszej drogi. Dopóki nikt nikomu nie skakał do gardeł, ich trójka mogła ignorować wyraźny brak porozumienia po drugiej stronie jaskini. Grunt, że stojące w jednym skupisku konie nie miały problemu z nowym towarzystwem.
Po dwóch godzinach ciężkiej pracy nad tekstem, w końcu otrzymali coś, co można było nazwać produktem końcowym, choć nie do końca satysfakcjonującym. Pojedyncze słowa pozostawały niejasne, zostawiając luki, ale większość prezentowała się w miarę logicznie:

Kiedy dotrzesz do pięciu okręgów w jednym zamkniętych,
Ustaw pięć ciał w okręgach, jedno za drugim.
Klucznik [...] przekręca i wraca przed księżyc.
[...] obróci się i otworzy przejście do miejsca, w którym niebo nie ma gwiazd.
Korytarze są jak [...], nie zbłądź. Prowadzić cię będzie dźwięk.
Brama otwarta zostanie, kiedy przyjdzie czas.
[...] czekać będzie po drugiej stronie, na tych, którzy powrócą.


Jakkolwiek nie byłoby to enigmatyczne, wciąż mieli więcej, niż jeszcze dwie godziny temu. Vinekle klasnęła w dłonie z nieukrywanym zadowoleniem, a jej wąskie usta rozciągnęły się w uśmiechu, jakiego w tym towarzystwie Loyra nie widywała zbyt często - a już na pewno nie odkąd dołączył do nich Daud ze swoimi podwładnymi.
- Doskonale. Mamy to - podsumowała gnomka, machnięciem dłoni przywołując pozostałych. Nie musieli długo czekać, by zostali otoczeni przez zaciekawioną resztę. - Dwa kolejne punkty, które ewidentnie rysowało dziecko o trzech palcach w sumie u obu rąk, są podpisane jako "leśny most", a drugie "wybrzeże kamienia". Ostatnie, to z okręgiem, nazwali "świątynią", ale nie wiemy czego. Nie wiem, którego z bogów czciły mroczne elfy, więc po prostu będziemy musieli iść od tego wybrzeża w odpowiednią stronę, aż trafimy na jakieś ruiny.
Rhys z zastanowieniem podrapał się w potylicę, niepewnie zerkając na rysunek przedstawiający ową świątynię. Zerknął na Umbrę, ale ona najwyraźniej nie podzielała jego przemyśleń, bo tylko patrzyła na mapę z wyrazem twarzy sugerującym absolutną niewiedzę.
- To miejsce... możliwe, że wiem, gdzie jest - dopiero gdy się odezwał, kobieta uniosła na niego zaskoczone spojrzenie. - Byliśmy tam już. Ale nic takiego nie rzuciło się nam w oczy. To stare ruiny, rozpadły się lata temu. Zostały pojedyncze ściany i fundamenty. Pamiętasz, Umbra? Znaleźliśmy tam ten artefakt, który kupiła Świątynia Tysiąca Bóstw, dwa lata temu. Tam, gdzie Yarra zwichnęła kostkę.
- Oooch, wiem! - oczy blondynki błysnęły blaskiem świeżej motywacji. - Byliśmy, faktycznie. O ile to naprawdę to samo miejsce. Ale nic tam nie było. Przeszukaliśmy przecież wszystko.
- Może niedokładnie
- zasugerowała Vinekle.
- Nie zdziwiłoby mnie to - mruknął Daud, wyciągając mapę spomiędzy nich i podnosząc ją sobie na wysokość oczu, by dokładnie przeczytać tłumaczenie i przyjrzeć się łamigłówce.
- To nie tak daleko stąd - Rhys zignorował przytyk, choć Umbra natychmiast się nastroszyła. - Na wieczór powinniśmy dotrzeć. Nawet jeśli to nie to miejsce, możemy tam rozbić obóz na noc i potem ruszyć dalej, już według wskazówek. Jeśli uważacie, że warto spróbować.
Obrazek

Jaskinie Słoneczne

19
POST POSTACI
Loyra
Niestety konwersacja z gnomką szła raczej mizernie, a więc Loyra poddała się po ktorejś z kolei próbie nawiązania jej. Nie zamierzała jakoś szczególnie się narzucać, nawet jeśli była szczególnie ciekawa na temat Vinekle i jej zdolności. Trudno, bywało i tak. Pogodziła się już z tym, że nikt tu nie był książką gotową do przeczytania, a raczej książką, którą trzeba odpieczętować, delikatnie przekładać strony i robić to powoli i finezyjnie.
...albo można było otworzyć ją siłą, ale jeśli przekładamy to porównanie na funkcjonowanie Aenny, to zdecydowanie nie była to opcja. W każdym bądź razie, skupiła się w pełni na pracy, nie nawiązując już z nikim konwersacji, ale z pewnym przerażeniem, czy też bardziej z obawą, zerkając na to jak idzie integracja Dauda z Umbrą i Rhysem. Chciałaby bardzo, by się nie pozabijali, a może i lepiej - doszli do jakiegoś sensownego porozumienia bez ingerencji Loyry. Wiedziała bowiem, że w momencie kiedy w tej niestabilnej mieszance jej nie ma, to może dojść w zasadzie do wszystkiego...z czego ewidentnie występowała większa szansa na to, że skończy się to źle, a nie dobrze.

Przynajmniej konie się dogadywały. Nie wiedziała w sumie czemu to zauważyła, ale jakoś znalazło się to w jej kręgu percepcji. Na swój lekko infantylny sposób ją to rozbawiło. Koniki nie osądzają. Koniki lubią się nawzajem. Spowodowało to może sekundowy, lekki uśmieszek, po czym wróciła do pracy.

Pracy, która szła dosyć ciężko i powodowało u Aenny pewną frustrację. Nie była to silna emocja, bardziej to, co czuje skryba, musząc przepisywać. Trwało to dwie godziny, ale w końcu udało się przepisać większość tekstu i go odszyfrować, co uznała za sukces godny pochwały.
- Nareszcie. Dobra robota.- rzuciła w zasadzie do nikogo konkretnego. Kierowała te słowa w eter, ale liczyła, że i Vinekle i Jaquet docenią komplement.
Zastanawiała się nad znaczeniem tekstu, ale doszła do wniosku, że jest w stanie póki co wywnioskować nic. Jedyne co przyszło jej do głowy, to to, że "miejsce, w którym niebo nie ma gwiazd" może oznaczać jakieś podziemia, ciemne miejsce, lub coś w tym stylu. Podzieliła się z resztą tą myślą.

- Jak na moje, to jest to dobry trop.- oznajmiła krótko do Rhysa.- Warto odwiedzić tę świątynię, może faktycznie na coś trafimy, a jak nie to...trudno.- na koniec delikatnie wzruszyła ramionami, szykując się już powoli do drogi, choć oczywiście akceptowała opinie reszty drużyny.

Jaskinie Słoneczne

20
POST BARDA
Zarówno Vinekle, jak i Jaquet, choć ten bardzo ostrożnie, zgodzili się z nią na temat podejrzeń dotyczących nieba bez gwiazd. Chłopak wydawał się czuć w obecnej sytuacji bardzo nieswojo, jak rozciągnięty za ręce i nogi pomiędzy pozostałą szóstką. Loyra doskonale widziała dyskomfort, z jakim pracował. Według tego, co mówił, Daud zaoferował mu wynagrodzenie, ale wciąż wyglądał, jakby pracował pod presją i ze stała niepewnością, czy dożyje jutra.
- Lepsze to, niż siedzenie w tej jaskini do usranej śmierci, albo jeżdżenie po okolicy przez następne dwa dni - mruknął Naguk, nagle znajdujący się tuż nad uchem Loyry. Nie miał topora w ręku, ale nie zmieniło to faktu, że mogła przez moment poczuć się nieswojo. Jeśli na niego zerknęła, zaszczycił ją tylko lodowatym spojrzeniem, a o uśmiechu mogła zapomnieć. Gdzieś w głębi jego zielonych oczu widniała nienawiść i trudno było zakładać, że w kilka godzin stamtąd zniknie.
Swoją drogą, obecność orka w drużynie Dauda była intrygującym faktem. W Ujściu zielonoskórzy musieli zasłużyć sobie na zaufanie i według informacji, jakie uzyskała dotychczas, nawet półork Trev ciężko sobie na nie zapracował. A czystokrwisty ork? Musiał zrobić dla Dauda coś naprawdę nadzwyczajnego. Choć kto wie, czy to właśnie przez jego obecność w grupie nie zajmowali się właśnie działalnością poza miastem.
- To zbierajmy się - zarządziła Umbra. - Im szybciej tam dojedziemy, tym szybciej będzie z głowy.
Nikogo nie trzeba było długo przekonywać. Spakowali się i w niecały kwadrans jaskinie zostały za ich plecami.

Jadąc konno teoretycznie razem, w praktyce trzymali się wciąż w dwóch grupach. Oni jechali jako pierwsi, prowadzeni przez Rhysa, który dobrze znał drogę do wspomnianych przez siebie ruin. Jaquet z jakiegoś powodu został z nimi, a Umbra zgodziła się, by jechał na jednym koniu razem z nią - bo swojego nie posiadał. Na wszelki wypadek mapę jednak zabrał Daud, po kilku dniach ponownie wchodząc w posiadanie tego, co należało do niego, a zostało mu bezczelnie skradzione.
Pogawędki nie kleiły się, a tematy do rozmów jakoś nikomu nie przychodziły do głowy. Raz po raz padał jakiś komentarz, a to dotyczący koni, a to psującej się powoli pogody, ale z żadnego z nich nie rozwinęła się dłuższa dyskusja. Niebo zasnuły szare chmury i zaczął wiać nieprzyjemny wiatr, wciskający się chłodem pod kołnierze i przynoszący ze sobą w końcu pierwsze krople deszczu. Wszyscy naciągnęli kaptury - poza Nagukiem, bo ten stracił swój płaszcz w niefortunnym wypadku - i w milczeniu jechali już do końca tej podróży.

Po niecałych trzech godzinach, gdy słońce zniżyło się już ku horyzontowi, a chmury zmieniły kolor na ciemnoróżowy, ich oczom ukazała się świątynia, do której dążyli przez cały ten czas. Według przypuszczeń Rhysa, punkt docelowy całych ich poszukiwań. Zsiedli z koni i przywiązali je do drzew nieopodal, od razu, bez słowa kierując się do wejścia. Nikt tutaj się nie spieszył, nikt nie próbował odnaleźć niczego szybciej, niż inni, bo też nie o to chodziło w ich współpracy. Musieli razem rozwiązać zagadkę, dzięki której, być może, uda im się wejść do jakichś podziemi.
Okolica w żaden sposób nie wyglądała mistycznie - las był zwykłym lasem, a ruiny takimi samymi ruinami, jak każde inne. Gdy weszli po schodach do czegoś, co być może kiedyś było główną salą, nie znaleźli nad sobą dachu, który mógłby ich schronić przed deszczem, a jedynie wystraszyli i przepędzili ze środka stado ptaków. Kamienna, popękana podłoga porośnięta była zielenią i zasypana suchymi liśćmi, a resztki ścian, jakie ostały się przez lata wyglądały, jakby od byle dotknięcia miały się zawalić. Świątynia musiała być naprawdę bardzo stara, choć gdy przyglądali się widocznym jeszcze nawet pomiędzy dalszymi drzewami fundamentom, była także zaskakująco duża.
- Przeszukaliśmy tu wszystko poprzednim razem, ale była nas tylko dwójka - zauważył Rhys. - Nie wiedzieliśmy też czego szukać. Macie jakiś pomysł, za czym się rozglądać?

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”