POST BARDA
Jaquet przyjął przepraszającą minę, ale się nie wytłumaczył. Jego działania i komentarze mogły być mało spójne, jeśli faktycznie był tylko jajogłowym, potrafiącym raz na jakiś czas ustrzelić coś z łuku, a Daud i jego ludzie wyciągnęli go spomiędzy książek siłą i obietnicą złota. Robił co mógł, by poprawić swój stan, a że wiązało się to z rozpaczliwymi próbami, które nie prowadziły do żadnego konkretnego celu poza rozwiązaniem rąk i nóg, cóż... może i szalona Loyra stawała się wtedy tą najbardziej rozsądną. Jeśli jednak to wszystko było zaplanowane i ukartowane, trzeba było przyznać, że Jaquet był świetnym aktorem. Ulga widoczna na jego twarzy była nadzwyczaj wiarygodna, kiedy elfka rozwiązała jego nadgarstki i w końcu mógł swobodnie poruszyć rękami. Nie rzucił się od razu po broń, ani do ucieczki. Mruknął tylko ciche podziękowanie i ruszył w stronę pozostałych, by stanąć obok, przy mapie, jakby był częścią ich grupy od zawsze.
Umbra uniosła tylko brwi, z rękami wciąż opartymi o biodra i rzuciła chłopakowi nieprzychylne spojrzenie.
-
Spróbujesz zrobić cokolwiek nie tak, to zobaczymy, jak ta twoja najbardziej rozsądna cię potraktuje - mruknęła.
-
Na pewno nikt nie rozpoznaje żadnego z kolejnych punktów? - spytał Rhys, jakby cała akcja dotycząca uwalniania jeńca była mu kompletnie obojętna. Może po prostu ufał decyzjom towarzyszących mu kobiet. Nawet Loyry, którą poznał zaledwie dwa dni temu. -
Warto by było wiedzieć, czy dalej będziemy jechać godzinę, czy pięć.
Niestety, rysunki nikomu nic nie mówiły. Zostały dwa miejsca do odwiedzenia, przed tym docelowym, które miało przywitać ich łamigłówką, czy czymś w tym rodzaju. Mogli liczyć na to, że grupa Dauda będzie miała nieco większą wiedzę na temat okolicy.
Choć teoretycznie byli bezpieczni i to oni mieli stanowić zasadzkę na tych, którzy chcieli zaskoczyć ich, niełatwo było się rozluźnić i odpocząć. Podzielili się jedzeniem z Jaquetem, który nieco ostrożniej przyjął worek od Rhysa, niż przedtem od Loyry, a potem wyznaczyli warty, w celu pilnowania wejścia do jaskini. Podczas oczekiwania Umbra napełniła puste bukłaki krystalicznie czystą wodą ze stawu, a Rhys większość swojego wolnego czasu spędził z chłopakiem nad pergaminami, na odwrocie mapy gwiazd zapisując te fragmenty, z którymi tłumacz potrafił sobie poradzić bez książek.
W końcu, po niespełna dwóch godzinach, trzymająca akurat wartę blondynka wpadła do jaskini, krótko informując tylko wszystkich, że "idą". I choć ich celem były negocjacje, to zajęła bezpieczną pozycję za jedną ze skał i napięła cięciwę łuku, a elf oparł dłonie o rękojeści wetkniętych za pas sztyletów.
Druga grupa też nie weszła do jaskini nieprzygotowana. Może dotarły do nich jakieś dźwięki ze środka, a może po prostu byli ostrożni, tak samo jak ich czwórka przedtem, ale w końcu Loyra mogła zobaczyć tego Dauda, o którym słyszała już tak wiele.
-
Ani kroku dalej - syknęła Umbra, mocniej naciągając łuk.
Na przedzie grupy szedł, naturalnie, Naguk, z toporem w ręku. Niemal natychmiast wypatrzył elfkę i skrzywił się na jej widok wściekle, z warknięciem odsłaniając kły. Stwierdzić, że po ich krótkim spotkaniu za nią nie przepadał, byłoby niedopowiedzeniem. Musiał tęsknić za swoim płaszczem. Za niepoparzonymi plecami zapewne też. Za nim szła pozostała dwójka - uzbrojona w kuszę
gnomka, która nie sięgała orkowi nawet do pasa, ale teraz z zaciętą miną mierzyła prosto w Umbrę... i Daud.
Mężczyzna był od nich wyraźnie starszy, z twarzą przeoraną nie tylko zmarszczkami, ale też bliznami, w tym jedną przecinającą pionowo jego prawą brew i policzek. Szpakowate włosy zaczesane miał do tyłu, a spojrzenie chłodne i przeszywające. W dłoni trzymał krótki miecz, ale po samej jego postawie było widać, że jest doskonale zaznajomiony z posługiwaniem się tą bronią. Jego wzrok również wylądował na Loyrze, której nie znał, a o której z pewnością usłyszał już co nieco. Całkiem możliwe, że to jej obecność powstrzymała go od zarządzenia ataku.
-
Rzućcie broń - warknęła Umbra, ale nikt nie zastosował się do tego polecenia.
-
Posłuchajcie jej - poprosił Jaquet, wychodząc w końcu zza jakiegoś kamienia, z dłońmi uniesionymi w górę. -
Potrzebujemy ich. Potrzebujemy siebie nawzajem do tego.
- No proszę, dzieciak jednak żyje - skomentowała gnomka znad kuszy, wciąż nie robiąc jednak nic, by rozluźnić atmosferę.