Wioska Wronki

1
Ottorio niewiele pamiętał z ucieczki z więzienia w Porcie Erola. Wycieńczony torturami i samotną wegetacją, stracił przytomność. Gdy ocknął się kilka dni później, znajdował się na okręcie. Aeshynn powitała go z ulgą ale i zmartwieniem na twarzy. Ucieczka przed pościgiem z nieprzytomnym towarzyszem okazała się trudniejsza niż planowano. Ponadto nie był jedynym którego musieli wyciągać z więzienia - Był jeszcze Alan. Zmuszeni do rozdzielenia sił i z balastem w postaci nieprzytomnego Ottoria, wobec gęstniejącego pościgu dokonali aktu desperacji i ukryli Ottoria na statku zostawiając go pod opieką Aeshynn. Kapitan, przekupiony za ciężkie pieniądze, wysadził ich w Ujściu. Na kontynencie bez kontaktów, wsparcia i niemal bez środków do życia. Odgrodzeni wielka wodą, bez możliwości skontaktowania się z resztą bandytów byli zdani na siebie. Ottorio zdołał jedynie uprosić kapitana by po powrocie zostawił dla Verthusa jakiś znak, że jego córka żyje.

Nie zamierzali zostać długo ale powrót nie był sprawą łatwą ani tanią. Musieli zabezpieczyć dość funduszy na podróż, pożywienie i po powrocie, na odszukanie dawnej kompanii.

Od czegoś jednak trzeba było zacząć. Ottorio wykorzystywał swoją medyczną wiedzę, by zarobić trochę grosza na dorywczym leczeniu. Aeshynn uzupełniała ich skromne zarobki opróżniając kieszenie nieostrożnym mieszczanom.

... Minęły cztery lata. Przy wzlotach i upadkach suma odkładana była powoli. Z reguły trzymali się w pobliżu Ujścia i jego szlaków handlowych. Czasem lecząc podróżnych, czasem okradając. Często jedno i drugie. Ottorio miał wrażenie, że Aeshynn zbliżyła się do niego, choć mogło to być tylko złudzenie. A może szukała namiastki bliskości po długiej rozłące z rodziną?

Rutyna przerywana była czasami wizytami w okolicznych wsiach, gdzie często brakowało medyków i gdzie Otto mógł zarobić nieco więcej. Czasami płacono noclegiem lub żywnością, co choć nie przynosiło pieniędzy, pozwalało je jednak zaoszczędzić.

Także i teraz, uzdrowiciel i zbójniczka znaleźli się na wozie, w drodze do jednej z takich wsi.

Poza nimi, na furmance znajdował się jeszcze tylko woźnica i nieco obdarta dziewczynka, radośnie majtająca nogami w powietrzu i bawiąca się lalką.
Obrazek
Skromnie ubrana ale sympatyczna dziewuszka przedstawiła się jako Ania i wyjaśniła, że wioska pozostaje bez uzdrowiciela odkąd ich lokalny znachor udławił się kawałkiem chrzanu.

Zarówno Ottorio jak i Aeshynn nie potrafili odmówić dziecku pomocy i tak trafili na wóz poruszający się w kierunku wioski zwanej Wronki.
Obrazek
Wioska położona była na północny zachód od Ujścia, niemal u wspólnego źródła rzek Prostej i Południcy.
Miejsce nie wyglądało zachęcająco, ale wyjaśniałoby to też naglącą potrzeba uzdrowiciela. W takich warunkach nie trudno o zakażenie i chorobę.

Woźnica wyglądał na znudzonego, Aeshynn na nieco zaniepokojoną i tylko Ania sprawiała wrażenie niezmiennie radosnej.

Gdy wjechali na teren wioski, kilkoro osób spojrzało na nich, jednak nie wywołali większego zbiegowiska. Może teraz byłby dobry czas by zadać kilka pytań?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

2
Cztery lata. Ottorio miał wrażenie, jakby dopiero co uciekli z Eroli, lecz czas z surowością stwierdzał co innego. Chłopak nie mógł mieć nawet pewności, że pozostali członkowie bandy jeszcze żyją. Jak by na to nie patrzeć, ich zawód miał spory odsetek wypadków przy pracy. Dlatego też on i Aeshynn zbierali swoją małą fortunę powoli, nie chcąc przyciągać niepotrzebnej uwagi. Bez dodatkowych siepaczy i obozu w lesie, to była całkiem inna robota.
Nie zostawali długo w jednym miejscu. Może też dlatego czas tak pędził, ciągle byli w ruchu. Po tylu latach Otto zaczął traktować Aeshynn jak własną siostrę, do której zresztą czasami uciekał myślami. Mała namiastka rodziny.

Napotkanie młodej Ani miało zaowocować sporą ilością pacjentów do ogarnięcia. Skoro stracili tam jedynego medyka, to na pewno będzie co robić. Widząc jednak w jakim stanie jest wioska, blondyn posłał ponure spojrzenie swojej towarzyszce, która również nie wyglądała na szczęśliwą. No nic, nie ma co się dołować, ale lepiej od razu ustalić pewne fakty - pomyślał, przenosząc wzrok na uradowaną dziewczynkę.

- Aniu, jak się u was żyje? - zaczął ostrożnie. - Ten wasz stary medyk... w której chacie mieszkał? Pewno nie miałby nic przeciwko, żebyśmy ją zajęli.

Uzdrowiciel miał cichą nadzieję, że dziewczynka nie wypali nagle z tekstem, że tutaj wszyscy się kochają i medyk pomagał innym za kromkę chleba. Z drugiej strony, zawsze to jakaś baza wypadowa na trakt - w nocy kogoś poturbujemy, a nad ranem jeden z drugim podróżnicy zawiną do Wronek, żeby ich wyleczyć - pomyślał, przywołując na twarz rozmarzony uśmiech.

Re: Wioska Wronki

3
Dziewczynka zeskoczyła z wozu nucąc coś pod nosem, po czym odwróciła się do Ottoria z uśmiechem.

Jesteśmy w pobliżu rzeki, więc wioska żyje głównie z ryb. Rybi idą na handel i na stoły. Z czasem to trochę monotonne. – Rzekła z grymasem. – Z kilku poletek jest też trochę warzyw, głównie ziemniaki. Czasami łowcy schwytają w okolicznym lesie jakieś zające, rzadziej dzika.

Rozejrzała się dookoła, jakby chłonąc widok, lub próbując sobie przypomnieć, co jeszcze miała powiedzieć. Wreszcie na jej twarzy zagościł wyraz olśnienia i uśmiech. – Aha. Ponieważ wioska leży tak blisko źródła, woda zawsze jest tu świeża. Nadaje się do żywności i do medycyny, więc na brak pożywienia nikt tu nie narzeka a i handel rybami przynosi dość by pana opłacić. – Powiedziała uśmiechając się do Ottoria.

Niestety mimo łatwego dostępu do wody, wiele osób tutaj ma złe i niechlujne nawyki, więc nie jest tu tak czysto jak być powinno. – Mruknęła z dezaprobatą Ania – Ale nie jest też tak źle jak to wygląda. Największy problem jest tu z płótnem. – Powiedziała, jakby dla emfazy wskazując na swoje własne podarte odzienie. – Kilka osób hoduje len i bawełnę ale nie ma owiec na wełnę a większość grubszej zwierzyny leśnej z której można by pozyskać skórę, jest "chroniona" na potrzeby łowów markiza Ledo. – Rzekła wyciągając rękę w stronę lasu, gdzie w oddali majaczyły wieżyczki pałacyku - z ich pozycji niemal nie do odróżnienia od wierzchołków drzew.

Aeshynn spojrzała tam zaciekawiona i nieco mrużąc oczy. Ottorio domyślił się co chodzi jej po głowie. Markiz byłby niebezpiecznym ale też grubym łupem. Zwłaszcza, gdyby udało się przydybać go samotnie w lesie. Mogłoby to znacznie przyspieszyć ich powrót. Jego domysły potwierdziły się, gdy kobieta posłała mu znaczące spojrzenie, niedostrzegalne dla woźnicy i Ani.

Tymczasem dziewczynka kontynuowała wywód o który poprosił medyk.

Poprzedni lekarz mieszkał w tej chacie. – Powiedziała wskazując na dwupiętrowy budynek w środku wioski, niemal na wprost bramy którą wjechali.
Stary Kukol dostał ten dom, by być łatwo dostępny z każdego punktu w wiosce. Panu, jako jego następcy będzie przysługiwał ten sam przywilej. Mogły tam jednak zostać jego dawne graty. Nikt tego nie ruszał na wypadek gdyby nowy medyk potrzebował. – Wyjaśniła, po czym spojrzała na Ottoria pytającym wzrokiem.
Mogę państwa zaprowadzić, choć widać go stąd. Jeżeli potrzeba coś jeszcze wyjaśnić to chętnie odpowiem, bo mogłam zapomnieć. – Zakończyła splatając za plecami ręce i bujając się na piętach.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

4
Są samowystarczalni i mają środki, by mnie opłacić, to dobry początek - pomyślał chłopak, odwzajemniając uśmiech. Dziewczyna była naprawdę ogarnięta, na tyle, że można by odmówić sobie rozmów z tutejszym rządcą, kimkolwiek on był. Choć z drugiej strony nie wypada...
Markiz Ledo. Niepotrzebne były dalsze słowa, by krótkim błyskiem w oku dać swojej wspólniczce do zrozumienia, że mają te same niebezpieczne myśli. Możliwość powrotu do swoich była na wyciągnięcie ręki. Doczekali się okazji, teraz wystarczyło z niej dobrze skorzystać.
- To niesamowite, że tak młoda osóbka jest tak zorientowana w tych wszystkich kwestiach - odparł uzdrowiciel, gdy Ania skończyła mówić. - Dobrze się spisałaś. - Sięgnął do kieszeni, by dać swojej przewodniczce jednego srebrnika. Inwestycja na przyszłość.
Z tej odległości chata medyka mimo wszystko robiła wrażenie. Dla osób przyzwyczajonych do spania pod gołym niebem, było to nie lada luksusem. A kto wie, co uda się znaleźć w jego gratach. Ściągając z wozu swój skromny dobytek, o ile tak mógł go nazwać, młodzieniec kontynuował rozmowę.
- Możesz puścić wiadomość, że od jutrzejszego poranka zaczynam pracę. Macie tu kogoś, kto kieruje całą osadę? Chętnie z nim później porozmawiamy, niech nas odwiedzi. Na ten moment to chyba wszystko, stąd już sami trafimy. Daj nam znać, jeśli dowiesz się czegoś ciekawego.
Ottorio zarzucił torbę na ramię i wykonał kilka kroków w stronę chaty medyka, by od niechcenia się zatrzymać i rzucić jeszcze do dziewczynki:
- Ten cały markiz... Ledo? Jak często zapuszcza się do lasu na polowanie?
Jeśli dobrze to rozplanują, znikną stąd nim się ktokolwiek zorientuje. Oczami wyobraźni Otto widział fale rozbijające się o brzegi jego rodzimej wyspy.
Już niedługo...

Re: Wioska Wronki

5
Ania z uśmiechem i podziękowaniem przyjęła pieniążek.
Mama zawsze mówiła, że należy dużo wiedzieć o swoim otoczeniu. Jeśli nie umie się czytać, trzeba pytać. Może ktoś odpowie. – Odparła zadowolona.
Przekażę ludziom w wiosce o pańskim przybyciu, wkrótce powinien zjawić się też starszy wioski by pana oficjalnie powitać.

Najwyraźniej miała już odbiegać, gdy zatrzymało ją ostatnie pytanie. Z zabawnie zamyślonym wyrazem twarzy podrapała się w głowę zanim odparła. – Markiz jeździ na polowanie zazwyczaj co tydzień, góra dwa tygodnie. Pewnie tyle czasu zajmuje wykorzystanie mięsa. A może po prostu to lubi. W każdym razie można poznać że wyruszają po dźwięku rogu. Lepiej wtedy nie być w lesie bo spanikowane zwierzęta mogą być niebezpieczne a i z kuszy można dostać przez pomyłkę... Garbaty Jóźwa wyszedł kiedyś nazbierać jeżyn i wrócił z bełtem w d... W dolnej części pleców. – Dokończyła trochę się rumieniąc. – Podobno wzięli go za wielkiego borsuka... Ja myślę, że pan markiz miał po prostu złośliwe poczucie humoru.

Wobec wyczerpanych pytań, Ania wreszcie odbiegła, na sam koniec odwracając się jeszcze do nowo przybyłych i z radosnym uśmiechem, machając im na pożegnanie rączką swojej dziwacznie czarnej, szmacianej lalki.
... Stan domu okazał się całkiem znośny i w miarę czysty. W pierwszej kolejności w oczy rzuciło się łóżko a przy nim krzesło. Najwyraźniej leżeli tutaj pacjenci.
Był też spory stół zawalony szpargałami i notatkami oraz półki ze słoikami i butelkami. W kilku słoikach Ottorio rozpoznał suszone zioła, których nieraz sam używał. W innych... Takie dziwactwa jak wątroba nietoperza i sproszkowane prącie jelenia. Na ścianie wisiała dziwna plecionka, nazywana ponoć przez orczych szamanów "łapaczem snów". Otto zobaczył też kątem oka jak na jednej z notatek sugerowane jest, by głuchotę leczyć przez wlanie do ucha rosołu ugotowanego podczas pełni księżyca i mieszanego lewą nogą żaby.

Wyglądało na to, że lokalny - pożalcie się bogowie - znachor, był albo alchemikiem o nieznanych recepturach albo srogim oszołomem, który wyleczył tyle ludzi co przypadkiem wyprawił na tamten świat.

Aeshynn przeglądała półki, ostrożnie zaglądając do pojemników, tylko po to by krztusząc się i ze wstrętem odstawić jeden z powrotem.

Nie znam się na alchemii tak jak ty, ale nawet ja mogę stwierdzić, że sporo tych składników dawno straciło przydatność. Sporo tego trzeba będzie wyrzucić. – Westchnęła. – Ale pewnie znajdzie się kilka rzeczy spoza twojej specjalizacji, które będzie można jeszcze sprzedać. – Zwróciła się do towarzysza. – Kiedy ty zajmiesz się leczeniem, ja wezmę na siebie organizację... Asortymentu, może też dowiem się więcej na temat naszego grubego zwierza. Dobra... – Trzasnęła splecionymi placami. – Pora ogarnąć ten śmietnik jeśli mamy tu mieszkać.
... Czasu upłynął niespodziewanie szybko, gdy segregowali rzeczy przydane od śmieci i jakichś dziwnych przedmiotów i pogańskich talizmanów, które można by spieniężyć. Horyzont powoli robił się czerwony od zachodzącego słońca gdy usłyszeli pukanie do drzwi.

Przed wejściem, Otto ujrzał starszego mężczyznę o całkowicie posiwiałem i dość skołtunionym owłosieniu ale wciąż przyjaznej twarzy. W ręku trzymał wolno tlącą się fajkę.
Obrazek
Witaj. – Rzekł w pozdrowieniu i - jak zauważył Ottorio - przechodząc od razu na "ty". Może z racji wieku a może już uważał młodego uzdrowiciela za członka ich społeczności. W każdym razie medyk nie zauważył w jego tonie ani posturze nic aroganckiego czy lekceważącego. Raczej pewną spokojną otwartość.
Jestem Oskar. Z braku innych chętnych jestem - chcąc nie chcąc - starszym tej wioski. – Oznajmił z dobrodusznym umniejszeniem własnego urzędu.

Mała Ania już trajkocze o was w wiosce. To mądra dziewczynka ale czasami buja w obłokach i choćby chciała nie wie wszystkiego, więc jeżeli macie jeszcze jakieś pytania to możemy porozmawiać, jeżeli wolno mi wejść. – Rzekł pociągając z fajki. – Dobrze byłoby ustalić w jaki sposób i w jakich porach zamierzasz przyjmować pacjentów. Wiem, że wielu sądzi, że medyk powinien być na każde zawołanie, ale przecież wy też musicie odpoczywać. Błąd medyka bywa niezwykle kosztowny. – Powiedział, po raz pierwszy poważniejąc. – A niestety niektórzy o tym zapominają... A wracając do rzeczy, które zapewne bardziej cię interesują, domyślam się, że zastanawiałeś się nad płacą. Owszem mamy pieniądze, choć sam chciałbym się wstępnie zapytać, czy masz stały cennik, czy liczysz indywidualnie. – Indagował, patrząc na młodego lekarza i postukując palcem w fajkę.
Dobrze byłoby to zgłosić mieszkańcom zawczasu, co by potem wstydu nie było z jednej czy drugiej strony. Oczywiście, nie będę cię trzymał sztywno za słowo. Potraktuj to raczej jako ciekawość starca. A skoro o ciekawości mowa... – Dodał jeszcze. – Ania pewnie nie spytała, ale zamierzasz zostać tu na dłużej, czy tylko doraźnie? Pytam, bo dobrze byłoby z wyprzedzeniem szukać zastępstwa tym razem. – Westchnął, ogarniając wzrokiem swoją wioskę.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

6
Zadowolony z przebiegu rozmowy uzdrowiciel rozgościł się w nowym domu. Młoda mieszkanka Wronek okazała się być tak samo pomocna, jak i... niepokojąca? W końcu to tylko dziecko - stwierdził w myślach Ottorio. Jednak cała ta jej radość, czarna lalka, wiocha zabita dechami, jeśliby to wszystko połączyć, otrzymywało się dziwną mieszankę. Ciekawe, jacy są jej rodzice...
Po krótkich oględzinach mężczyzna wyrobił sobie niepochlebną opinię na temat ich poprzednika. Sądząc po tym, co tu trzymał i robił, można wysunąć przypuszczenie, że bez niego społeczność Wronek zwiększyła swoje szanse na przeżycie.
- Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że udławienie się starego Kukola było najlepszą rzeczą, którą mógł zrobić dla tych biedaków - podsumował Otto, gdy wraz z Aeshynn przeglądali otrzymany "spadek". - I masz rację, większość tego gówna nadaje się do wyrzucenia, niech Ul zlituje się nad pacjentami tego partacza - młodzieniec teatralnie wzniósł oczu ku niebu. - W takim razie zapasy zostawiam na twoich barkach, jestem jak najbardziej za. - Poklepał po głowie swoją niziutką towarzyszkę. - Zbieranie ziół będzie też dobrym pretekstem, by wybrać się do lasu. Kto wie? Może za tydzień znajdziemy się już na statku... - Mało prawdopodobne, żeby zdołali wszystko tak szybko zorganizować, ale nie niemożliwe.

Porządki trwały w najlepsze, gdy przerwało im pukanie do drzwi. Uzdrowiciel spodziewał się ujrzeć starszego wioski. Sugerując się samym wyglądem ich gościa, było to prawdą dosłownie i w przenośni.
- Miło cię poznać, Oskarze, jeśli mogę się tak do ciebie zwracać - odwzajemnił przywitanie medyk, gestem zapraszając starca do środka. Dym z fajki mu nie przeszkadzał, toteż nie miał nic przeciwko temu, by mężczyzna delektował się nałogiem wewnątrz ich nowego przybytku. Poczciwina skojarzył się młodzieńcowi z dobrodusznym dziadkiem, którego nigdy nie miał. W innych okolicznościach może poznałby go nawet z Gertrudą? O ile ta jeszcze żyje - stwierdził ponuro w myślach.
- Jeśli chodzi o godziny - zaczął, podsuwając Oskarowi krzesło, samemu zaś siadając naprzeciwko - to będę starał się trzymać stałego grafiku od rana do popołudnia, wieczory zaś zachowując dla siebie i na uzupełnianie zapasów. Nie licząc oczywiście jakichś sytuacji awaryjnych, gdy pomoc nie będzie mogła czekać, to zrozumiałe - odparł rzeczowo, układając w głowie plan działania. - Również jeden dzień pod koniec tygodnia, o ile nic się nie wysypie, będę miał całkowicie wolny. Przynajmniej tak działałem do tej pory. Wywieszę taką rozpiskę na drzwiach, jeśli to pomoże pozostałym mieszkańcom - zaproponował.
W końcu dotarli do kwestii, która była głównym celem ich wędrówki, czyli płaca. Pomoc pomocą, ale trzeba było nazbierać pieniędzy, coby móc pożegnać się w końcu z kontynentem.
- Nie jestem złodziejem - powiedział, nie pozwalając, by uśmiech zagościł mu na twarzy. A przynajmniej nie w kwestiach medycznych. - Nie zamierzam zdzierać z twoich ziomków. Stawka jest zawsze ustalana indywidualnie, biorę pod uwagę koszt ziół i materiałów, czas poświęcony danemu pacjentowi oraz zakres prac, których dany przypadek będzie wymagał. Powinieneś wiedzieć, że nie ograniczam się do konwencjonalnych metod leczenia - mówiąc to, przywołał nad otwartą dłoń delikatny wir pobranej z organizmu wodnej energii, którą zaraz potem pobrał z powrotem. Ot, lekka demonstracja, żeby Oskar wiedział, co miał na myśli.
Blondyn nie mógł od razu powiedzieć, że planują stąd zwiać od czterech lat, a teraz są blisko realizacji swojego celu. Co to, to nie. Z drugiej zaś strony do głosu starała się dojść jego dawna natura, którą nauczył się ignorować. Ta sama, która chciała pomóc każdej potrzebującej istocie, najlepiej za darmo.
- Na razie chcemy tu zostać - odpowiedział po chwili zadumy. - Gdyby, z jakichś bliżej nieokreślonych przyczyn, plany miały się zmienić, to dam ci odpowiednio wcześniej znać, nie martw się. - Posłał staruszkowi życzliwy uśmiech. - Skoro już wspomniałeś wcześniej o pytaniach, to jedno mi się nasuwa. Gdzie można tutaj dobrze zjeść i zaopatrzyć się w zioła? Nie licząc, rzecz jasna, lasu. Podejrzewam, że niektóre składniki będę musiał kupić. Wnioskując po stanie zasobów mojego poprzednika, musiało minąć dużo czasu od jego... odejścia.

Re: Wioska Wronki

7
Wysłuchawszy uzdrowiciela, Oskar pokiwał głową.
Tak, tak... To rozsądne podejście... Dziękuję.

Po momencie namysłu, dodał – Widzisz... Ludzie mogą sobie narzekać na nudę i monotonię, ale prawda jest taka że tacy jak my - prości wieśniacy - cenią sobie tą rutynę. Lubimy wiedzieć na czym stoimy, bo większość niespodzianek przynosi nam szkody. Tak więc jestem wdzięczny nawet za coś tak prostego jak grafik. – Oznajmił.

Oskar nie elaborował, ale nie trudno było się domyślić o czym mówił. Zazwyczaj gdy coś zmieniało się w życiu wieśniaka, to dlatego że nadeszła plaga, klęska nieurodzaju czy najazd. Nie mieli zbyt wiele możliwości obrony czy sprzeciwu i często pierwszy lepszy bandyta czy jegomość z byle jakim tytułem, mógł ich sobie ograbiać wedle życzenia. Życie wieśniaka było cykliczne, oparte o pory roku i jednostajne. Zmiany w tym rytmie musiały budzić niepokój. Taka odrobina stabilności zapewne wzbudzi większe zaufanie mieszkańców Wronek i uspokoi po stracie poprzedniego lekarza. Właśnie za to, Oskar mu podziękował.

Gdy Ottorio dokonał demonstracji, oczy starca rozszerzyły się nieco ze zdziwienia, ale wkrótce mruknął, kiwając głowa z uznaniem. – Ah... Więc jesteś i magiem...
Zaraz też uśmiechnął się lekko. – Powiem ci to jako ciekawostkę. Dziś już niewielu o tym pamięta, ale w zamierzchłych czasach cechy uzdrowicielskie przypisywano właśnie pradawnemu duchowi opiekuńczemu wody. Obecnie, tych duchów ponoć już nie ma, ale w takich przypadkach jak ten... – Ruchem fajki wskazał na dłonie Ottoria – ...zdaje mi się, że widzę echo minionej epoki...

No, ale nie będę cię zanudzał wspominkami i historią. – Oznajmił żywiej, zmieniając temat.
Zarówno jedzenie jak i zioła, znajdziesz w tym samym miejscu - w oberży Mariusa. Nie ma nazwy bo jest tylko jedna i każdy wskaże ci drogę. Marius ma własny ogródek gdzie hoduje przyprawy i na prośbę poprzedniego medyka, zarezerwował kawałek na zioła medyczne i te, które słabo się przechowują. Ba, ja kupuję u niego tytoń. – Wyjaśnił Oskar, unosząc fajkę dla podkreślenia. – Po bardziej specjalistyczne zakupy, najlepiej zgłosić się do Fado. To człowiek, który was przywiózł. Współpracuje z faktorią handlową w Ujściu i można dać mu listę wraz z potrzebną sumą, żeby zakupił co trzeba. Najczęściej tak pozyskujemy płótna, więc to człowiek sprawdzony, choć zawsze możecie zabrać się z nim i zrobić zaopatrzenie osobiście. – Zapewnił.

Można skorzystać z jego usług by coś sprzedać? – Aeshynn wtrąciła pamiętając, że najlepiej byłoby spieniężyć co się da z pozostałości po Kukolu.

Starszy skinął głową. – Owszem, choć to zajmie dzień lub dwa. Trzeba zgłosić mu chęć sprzedaży i mniej więcej co zamierzacie sprzedać. Wówczas on da znać faktorii i wróci z jej przedstawicielem, który dokona wyceny i zapłaci. Oczywiście, jak poprzednim wypadku, Fado może was podrzucić do miasta.

Po tej wypowiedzi wziął głębszy oddech. Widocznie dłuższe przemowy były już nie na jego wiek. Szybko jednak doszedł do siebie, pociągnął raz z fajki i znów był gotów do rozmowy.
Wracając do oberży. Zmierzch już zapada i jeżeli nie macie swojego prowiantu, mogę was zaprowadzić. Ponieważ nie zdążyłeś nawet rozpocząć pracy, wyjątkowo ufunduję wam dzisiaj posiłek, o ile nie jecie jak ogry. Potraktujcie to jak prezent powitalny a poza tym... W moim wieku i tak nie bardzo jest na co wydawać pieniądze. – Mrugnął do parki z uśmiechem. – Mam nadzieję, że odpowiadają wam dania rybne, bo najczęściej to tutaj mamy. Osobiście polecam zupę. Sycąca, nie ma ości i łatwo się trawi. Dobra po podróży i nie leży na noc na żołądku. A może ja po prostu ją lubię, bo nie trzeba dużo gryźć. – Zaśmiał się dobrotliwie.

O tej porze pewnie będzie tam już parę osób, żeby sobie popić. Może poznasz tam kogoś z przyszłych pacjentów. Choć jeżeli jesteście już zmęczeni, nie krępujcie się położyć. Tak czy inaczej... – Oznajmił wstając. – Sam wybieram się do oberży, dokupić tytoń. Możecie iść ze mną jeżeli chcecie. Tak czy inaczej... Cieszę się, że tu jesteście. – Powiedział wreszcie, kierując się do wyjścia.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

8
Słuchając słów starca, Otto odnotował z tyłu głowy, by z samego rana przygotować tabliczkę informującą o ustalonych porach przyjęć, wraz z adnotacją, jak rozpatrywana jest kwestia płacowa każdego przypadku. Będzie to wygodne również dla niego samego, by nie tłumaczyć tego w kółko wszystkim mieszkańcom z osobna. Poza tym warto zbudować zaufanie ze strony tutejszych. Na pewno to nie zaszkodzi, a może kiedyś i pomoże.
- Dziękuję za miłe słowa - odparł medyk, lekko się rumieniąc. - Można powiedzieć, że to rodzinny interes. Wszystkiego nauczyła mnie babka - rozmarzył się nieco, ale szybko potrząsnął głową i wrócił do rzeczywistości. Nie ma co zdradzać zbyt wielu szczegółów - pomyślał. Bardzo możliwe, że posłali za nami listy gończe, choć po takim czasie może już odpuścili...
Kwestię upłynniania wszelkiego towaru mieli w takim razie załatwioną. Zarówno w przypadku rzeczy Kukola, jak i przyszłych błyskotek, które być może uda im się zdobyć. Choć by nie wzbudzać zbyt wielu podejrzeń, lepszym rozwiązaniem może być wyprawianie się do Ujścia wraz z Fado, niż poleganie na przedstawicielach faktorii. Szybkie załatwienie sprawy bez zbędnych pośredników. A może i zasłyszą coś ciekawego.
Słuchając propozycji Oskara, Ottorio posłał pytające spojrzenie swojej wspólniczce. Można było z niego wyczytać: "W sumie niegłupi pomysł, idziemy?". Nie czekając jednak na jej decyzję, udał się za mężczyzną do wyjścia.
- Chętnie skorzystamy z twojej gościny. Jako że jest już wieczór, to nie będziemy się bardzo obżerać - zaśmiał się. - Przy okazji kupię trochę ziół, może przydadzą się już na jutro, kto wie?
Idąc ramię w ramię z Oskarem, chłopak zniżył głos i zapytał go konspiracyjnie:
- Są tu jakieś niepisane zasady albo zwyczaje, o których powinienem wiedzieć? Wiesz, wiele podróżowałem i większość mieścin miała mniejsze lub większe... sekrety. Wolę więc zapytać wcześniej, żeby nie zrobić lub nie palnąć jakiejś głupoty.

Re: Wioska Wronki

9
Postanawiając skorzystać z darmowego posiłku, Ottorio i jego niemal-siostra ruszyli za Oskarem, który wyglądał na zamyślonego, być może przeszukując pamięć by odpowiedzieć na ostatnie pytanie medyka..

Nie natrafili na zbyt wielu ludzi, zapewne z powodu dość późnej pory ale ci których spostrzegł jedynie rzucili mu ciekawe spojrzenie i szli dalej. Zapewne spokojna obecność starszego, znakowała go jako zaufaną osobę.
Po drodze mógł spostrzec, że układ wioski był dość nietypowy, bo zdawał się posiadać drugie piętro połączone mostami. Był to styl budowy odmienny od znanego mu z Archipelagu a nawet (wedle jego wciąż ograniczonej wiedzy o kontynencie) nietypowy dla samego Keronu.

W oddali mógł dostrzec ognistą łunę a chwila przypatrywania się, pozwoliła mu rozpoznać warsztat kowalski. Nie słyszał jednak niosących się odgłosów młota, więc właściciel zapewne nie pracował w tej chwili.

Minęła może minuta, gdy Oskar wreszcie przemówił. – Jak sięgam pamięcią, nie posiadamy żadnego oczywistego tabu które mógłbyś przypadkiem złamać albo dziwacznej reguły, jak na przykład przestrzeganie stałej ilości mieszkańców czy procesje w zwierzęcych maskach. Chociaż... – Oskar zwolnił a po chwili zatrzymał się całkiem, po czym odwrócił do Ottoria i Aeshynn. – Nasza wioska oddzielona jest wzgórzami i górami od Północno-zachodniej części kontynentu, co sprawia, że wpływy Zakonu i ich przymus jedynej słusznej religii jest tu znikomy. Kilka osób ma więc własne wierzenia. Niektórzy to starowiercy, jeszcze inni czczą nieznanych i bardzo regionalnych idoli. Takich jest zaledwie kilku na całą wioskę i żaden nie opiera się na krzywdzeniu drugiej osoby. – Zapewnił. – Nikt też nie będzie chował do ciebie urazy za niewiedzę na temat ich wiary o ile nie zaczniesz ich świadomie i umyślnie obrażać. Ale... – Po tych słowach, zaczął grzebać nogą w ziemi, aż Ottorio spostrzegł, że wyrysował na niej nieznany mu symbol.
Obrazek
Możesz tutaj często trafić na ten znak. To raczej podanie ludowe niż faktyczna religia, ale mówi się, że to symbol Białej Pani. Ponoć założycielki a może patronki tej wioski. Może jakiegoś zapomnianego idola. Nikt już nie pamięta źródła ale to takie nieoficjalne godło Wronek. – Wyjaśnił. – Dla świętego spokoju unikaj niszczenia ich jeśli gdzieś zobaczysz. Nie jest to karalne ale panuje przesąd, że przynosi to pecha i ludzie mogą zrobić się nerwowi. No i generalnie nie wypada. – Stwierdził kiwając głową. Wszak było oczywiste, że wandalizm nie jest mile widziany nigdzie.
... Już z pewnej odległości doszedł ich gwar i muzyka a w zapadającym zmroku, światła w oknach wyglądały ciepło i zapraszająco.
Oberża okazała się sporym, dwupiętrowym budynkiem. Nad drzwiami wisiała lampka olejna, oświetlająca szyld przedstawiający kufel piwa i miskę z której wystawała ryba. Prosty przekaz nawet dla tych, którzy nie potrafili czytać. Oskar bez zawahania otworzył drzwi, jak gdyby wchodził do własnego domu.

Wkrótce przybyszów owionęła woń piwa i potraw rybnych z domieszką innych zapachów. Atmosfera była mu obca ale nie nieprzyjemna. Po prostu kolejne egzotyczne doznanie dla człowieka z wysp.
Obrazek
Wnętrze wypełnione było światłem i dźwiękiem oraz zlewającym się w dziwną ale swojską kakofonię odgłosem śmiechów i rozmów. Ottorio mógł jednak zauważyć, że rozmowy na chwilę cichły gdy przechodził a spojrzenia były bardziej odczuwalne. Aeshynn czujnie strzelała wzrokiem na wszystkie strony, jednak nie widać było w jej zachowaniu by wykryła wrogie intencje i jej postura powoli się odprężała.

Wzrok Ottoria, wyczulony przez medycynę do szukania źródeł zakażeń, mógł dostrzec że spora część klienteli była niedomyta. Niektórzy drapali się nieprzystojnie, być może dręczeni przez wszy. Wyglądało to tak, jakby prosto z pracy przychodzili tutaj, zaniechując spraw higieny. Zapach alkoholu i jedzenia skutecznie maskował potencjalny odór ciał ale stawało się wyraźne, że Ania miała racje mówiąc o złych nawykach lokalnych mieszkańców. Niestety była to cecha dość powszechna wśród niskiej klasy społecznej a i niejednokrotnie mieszczanie i czasem szlachta, unikali wody jakby miała ich ugryźć. Ci ostatni mieli jeszcze perfumy do maskowania, ale jednak...

Na całe szczęście, naczynia i kobiety roznoszące piwo i dania wyglądały schludnie i zadbanie, choć ten sam wyczulony wzrok dostrzegał spore pajęczyny w kątach karczmy i niedoszorowane plamy na ścianach. Spostrzegł też symbol wspomniany mu przez Oskara, wycięty na jednej z pionowych belek. Niewielki, nie rzucający się w oczy i jakby "na szczęście", ale potwierdziły się słowa, że może się na nie często natknąć.

Oskar poprowadził ich do szynkwasu, za którym stał dojrzały, łysiejący jegomość, który powitał starszego ruchem głowy i lekkim uśmiechem.

Witaj Oskar. Co to za nowe twarze z tobą? – Zapytał niskim i dość tubalnym głosem, który z łatwością przecinał się karczemny gwar.

Cześć i tobie Marius. – Odparł starzec. – Ja wpadłem jak zwykle po tytoń. A tych dwoje, to zastępstwo Kukola. Dotarli dopiero dzisiaj i jeszcze nie zdążyli nic zarobić. Jedzą na mój koszt w ramach powitania.

Na twarzy Mariusa pojawiło się zaskoczenie a potem ulga. – Dzięki bogom. – Westchnął. – Może zdołają zdziałać coś z Lomaxem. – Rzekł wskazując kciukiem na barczystego chłopa o łapach jak szufle i ramionach tak umięśnionych, że wyglądały jak chałki. Rzeczony Lomax wlewał w siebie baryłkę i za baryłką i wyglądał już na mocno nieobecnego na tym padole.

To nasz kowal. – Marius zwrócił się już bezpośrednio do Ottoria i jego przyjaciółki. – Od trzech dni narzeka na ból zęba, który nie daje mu spać. Spróbujcie się zbliżyć do niewyspanego, wkurwionego ciągłym bólem byka, który od rana musi łupać w żelazo. – Rzekł ponuro. – Dzisiaj będzie zbyt zalany by pamiętać o swoim bólu ale jeżeli do rana cudownie nie puści, to będzie miał bolącego zęba i kaca na dodatek. Jeśli to możliwe, posłalibyśmy go do was jutro jako pierwszego pacjenta, zanim ktoś dostanie młotem.

Marius westchnął raz jeszcze po czym rozpogodził się. Sięgnął pod ladę i wydobył woreczek podając go Oskarowi, który podsunął mu dwa Gryfy w odpowiedzi.

A dla was co będzie? Mamy różne dania rybne. Smażone, gotowane, wędzone... Te ostatnie są świetne z pieczywem. – Dodał. – Mamy do tego ziemniaki i warzywa, natomiast Oskar lubi zupy. Osobiście polecam jednak danie dnia - Żebra dzika, duszone w rybich flakach i mięcie.

Gdzieś z sali Ottorio wyłowił słowa – Współczuję dzikowi.

Marius posłał w tamtym kierunku piorunujące spojrzenie ale bez rezultatu. Wreszcie mruknął – Zostało nam też trochę mięsa dzika i jeżeli wolicie, to możemy wam coś z tego przyrządzić póki jeszcze jest. W sumie zostało nam jeszcze kilka królików jeśli chcecie.
Do picia mamy oczywiście piwo, niezłe wino oraz mleko krowie, owcze lub kozie. Co kto woli. No i jest jeszcze woda, bardzo dobrej jakości. Wielu sądzi, że to napój biedaków, ale neutralny smak pasuje praktycznie do wszystkiego. – Marius oznajmił z miną znawcy.

Na dobrą sprawę, karczmarz nie przedstawił im żadnych twardo określonych dań, więc wyglądało na to, że mają wolną rękę w kompozycji swojej kolacji. Był to tez dobry moment by zapytać o zioła, po które także przyszedł. A kto wie co jeszcze wpadnie Ottorionowi podczas oczekiwania na kolację albo podczas jedzenia.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

10
Mogąc przyjrzeć się teraz na spokojnie architekturze osady, Otto był pod niemałym wrażeniem. Piętro połączone mostami bardziej kojarzyło mu się z leśnymi elfami, niż ludzką wioską pośrodku niczego. Aczkolwiek świadczyło to o kreatywności tutejszych. Miłym gestem też było to, że nie wytykali go palcami jak typowe wsioki i nie szeptali po kątach.
Spostrzegłszy warsztat kowalski, myślami powrócił raz jeszcze do swojego domu. W przeszłości kowale byli ich stałymi klientami, co najmniej raz w tygodniu ktoś przychodził z większą lub mniejszą "awarią". Dzięki temu nigdy nie narzekali z rodziną na tępe noże czy narzędzia.
Uzdrowiciel czuł w kościach, że z Wronkami wiąże się jakaś historia. Jak widać, nie pomylił się. Tak było w każdej wiosce. Słuchał z uwagą słów Oskara, nie przerywając mu ani razu. Uważnie studiował zaprezentowany symbol, by w razie potrzeby nie pomylić go z żadnym innym.
- Postaram się uszanować wasze tradycje - oznajmił, gdy starszy skończył mówić. - Osobiście w ogóle mi to nie przeszkadza, dopóki ktoś nie będzie chciał złożyć mnie w ofierze - zaśmiał się, pół żartem, pół serio.
Ottorio wszelkie swoje modły składał do Ula, lecz nie było w tym nic z fanatyzmu. Bardziej robił to pod kątem tradycji i oddania hołdu własnemu rzemiosłu. Wychodził z założenia, że religie i wierzenia są sprawą indywidualną każdej istoty. Przynajmniej dopóki nie szkodzi ona innym.

Oberże miały to do siebie, że w niemal każdej panowała przyjazna, zachęcająca do pozostania atmosfera. Bez względu na kraj. Oczywiście, nie licząc szemranych lokali, gdzie spotykały się tylko typy spod ciemnej gwiazdy. W trakcie swojej podróży z bandytami gościł kilkukrotnie w takich przybytkach. Na swoje szczęście nie był wtedy sam, lecz z obstawą.
Uspokajający był fakt, że Aeshynn wyglądała na względnie rozluźnioną. Jeśli ona nie znalazła żadnego potencjalnego zagrożenia, to prawdopodobnie go tam nie było. Samemu też Otto starał się wyglądać przyjaźnie i nieszkodliwe. W końcu w pierwszej kolejności był medykiem, dopiero potem rabusiem.
Odwiedzając wiele miejscowości, para bandytów widywała różne rzeczy. Bogactwo, głód, biedę, porządek, niepokój. Ale z takim syfem jak we Wronkach, nie spotykali się chyba nigdy. Dziewczynka nie przesadzała. Chwała bogom, że przynajmniej obsługa lokalu była jako tako zadbana. Mieszkańcy natomiast prezentowali sobą poziom skrajnie niski. Dziw brał, że nie poumierali pożarci przez brud. Zanosiło się na to, że będą mieli tutaj dużo pracy.
- Miło cię poznać, Mariusie, jestem Ottorio - przywitał się, gdy oberżysta wymienił uprzejmości z Oskarem. - Pewno będziemy często się widywać, gdzieś muszę uzupełniać zapasy - dodał życzliwie.
Blondyn wysłuchał słów karczmarza na temat Lomaxa. Pierwszy pacjent z Wronek, nieźle - pomyślał, rzucając przelotnie spojrzenie kowalowi. Zaskarb sobie wdzięczność miejscowych rzemieślników, to będziesz ustawiony do końca życia - usłyszał w myślach głos babki.
- Niech przyjdzie o świcie, zajmę się tematem - obiecał Mariusowi. - Spróbuję go wyleczyć. Jeśli się nie uda, to znieczulenie i wyrywanie. Tak czy inaczej, będzie dobrze.
Słuchając tego, co do zaoferowania ma tutejsze menu, Ottorio nie był w stanie powstrzymać burczenia w brzuchu. Wszystko brzmiało tak apetycznie... Jednak musiał podjąć decyzję.
- Jeśli Oskar nie ma nic przeciwko, to skuszę się na danie dnia. Do picia wystarczy woda - oznajmił, mając nadzieję, że docinki na temat dzika były czysto żartobliwe. - Jeszcze jedna kwestia, zapasy Kukola są w opłakanym stanie i muszę kupić chociaż podstawowe lokalne zioła. Masz dla mnie coś takiego?

Re: Wioska Wronki

11
Jeżeli jesteś skłonny zająć się Lomaxem nawet z samego rana, to gotowym postawić ci nawet całego dzika. – Oskar zaśmiał się lekko.

Wykorzystując chwilę, Aeshyn wtrąciła własne zamówienie. – Dla mnie potrawkę z królika. Z warzywami i grzybami. Jeśli można.

Starszy pokiwał głową i odliczył potrzebną sumę podając ją Mariusowi.

Schowawszy pieniądze, karczmarz zakrzyknął na kuchnię by przygotowali złozone zamówienie, po czym ponownie zwrócił się do pary przyjaciół.

Dobra. Chwilę zajmie zanim przygotują wasze dania, więc... Zioła powiadasz. – Marius podrapał się w podbródek z dziwnym wyrazem twarzy. – Można tu mówić o szczęściu w nieszczęściu. – Powiedział wreszcie.
Kukol zamówił u mnie nowy zapas, ale nie zdążył go odebrać. Czeka na zapleczu.
Marta! – Zawołał, w kierunku sali i po chwili jedna z kelnerek, o krzepkiej budowie, podeszła do lady z pytającym spojrzeniem.

Przynieś tutaj paczkę co Kukol zamawiał. Będzie dla jego następcy. – Rzekł wskazując kciukiem na Ottoria.

Marta spojrzała na medyka z lekkim sceptycyzmem. – Młody jest. Zna sie na robocie?

Jest bardzo dobry w tym co robi. – Aeshynn wtrąciła w obronie przyjaciela. – Wyleczył mojego ojca z trucizny.

Nie musiała sie rozwodzić nad okolicznościami tego zdarzenia. Tego akurat nikt z mieszkańców nie musiał i raczej nie powinien wiedzieć.

Tymczasem Oskar także dołączył do rozmowy. – Ania ich tu sprowadziła. Ponoć mają niezłą renomę w Ujściu i okolicy.

Marta wyrzuciła wreszcie ramiona w górę w geście rezygnacji. – Dobra, niech wam będzie. A ta mała wszędzie nos wciśnie. Idę po te zioła zanim znowu czyjąś dumę urażę.
Gdy zniknęła w tylnych drzwiach, Aeshynn trąciła Ottoria w ramię. – Skoro będziesz przeglądał te zioła, ja zajme nam stolik. – Powiedziała kierując sie w głąb sali.

Nie czekali długo i już po chwili Marta wróciła ze sporą skrzynką, którą postawiła na blacie.

Dobra. Wracam do roboty. – Powiedziała odchodząc w głąb sali, podczas gdy Marius otworzył skrzynię, ujawniając związane sznurkiem pęczki oraz zakorkowane i opisane butelczki ze sproszkowanymi ziołami.

Jednak nawet te nieopisane, Ottorio rozpoznał bez wiekszych problemów.

Była tam pospolita babka oraz rdest. Trochę kozłka oraz mniszka. Była spora buteleczka z nasionami maku za to owoców anyżu było bardzo mało. Ironicznie, był on pospolity na jego rodzinnym Archipelagu, natomiast tutaj, trzeba go było sprowadzać. Była też gruba wiązanka tataraku - najłatwiej tutaj dostępnego dzięki bliskości rzeki.
Pospolity rumianek i mięta także pojawiły się w dużej ilości.
Nie był to duży wybór, ale na pewno coś z tego przyda się w nadchodzących dniach.

– To tyle, co udało mi się wychodować w ogrodzie lub sprowadzić po znajomości. – Wyjaśnił Marius. – Nie znam się za bardzo na ziołach, więc pierwsze nasiona dał mi Kukol a sam wolę nie próbować sadzić nic nowego, bo jeszcze pomyliłbym mniszka z zagryszczem. – Westchnął.
– Dlatego po niektóre zioła a zwłaszcza grzyby, Kukol sam chodził do lasu. Za wyjątkiem tego... – Marius wskazał na ziele, którego identyfikacja zajęła Ottoriowi chwilę, gdyż znał je jedynie z ilustracji. Było to bowiem zioło nie występujące w jego rodzinnych stronach i nie wykorzystywane nigdy przez niego samego - kleofon. Cenny składnik sztuki alchemicznej i niezwykle użyteczny przy ważeniu mikstur leczniczych, ale dość osobliwy dodatek do asortymentu wioskowego znachora i zielarza...

- Kukol poprosił mnie o pozyskanie tego i nawet zapłacił z góry i to nie mało. Szczerze powiem, że nie mam pojęcia po co mu to. Stary znał się na ziołowych naparach i medycynie naturalnej, bo na co komu były tutaj skomplikowane mikstury alchemiczne? Przychodzili do niego z codziennymi bólami a nie urwanymi kończynami. Dziwne, że tak nagle potrzebował akurat tego... – Karczmarz, pokręcił głową z pewnym niedowierzaniem.

– Może odkąd Jóźwa dostał bełtem w dupę bo się nawinął markizowi podczas polowania, Kukol wolał się zabazpieczyć przed poważniejszym wypadkiem?

– Kto go tam wie... Zawsze był trochę ekstentryczny a w ostatnich dniach już całkiem zdziwaczał. – Marius wzruszył ramionami, zanim zwrócił sie znów do Ottoria. – Za wyjatkiem kleofonu za który Kukol zapłacił z góry i anyżu, reszta kosztowała mnie tylko robociznę w ogrodzie. Skoro Oskar powitał was kolacją i obiecałeś się zająć Lomaxem z rana, ja uznam to za inwestycję w zdrowie i dzisiejszy zestaw oddam wam za trzy gryfy, żeby mi się za anyż zwróciło. – Oznajmił wspaniałomyślnie.

Wkrótce też pojawiła się dziewka służebna z zamówionymi daniami. Marius rozejżał się po sali i odnajdując wzrokiem Aeshynn, której udało się znaleźć wolny stolik, pokierował tam kelnerkę z kolacją. Zaraz też zbójniczka machnęła do swojego towarzysza ręką, że najwyższy czas posilić się przed jutrzejsza pracą.

Danie dnia było... Egzotyczne. Mięso było kruche a posmak rybich flaków i mięty w których je duszono tworzył unikatową kompozycje zapachową i smakową. Zwłaszcza silna woń mięty kręciła w nosi w całkiem przyjemny sposób. Nie było to cos paskudnego jak mogłyby sugerować komentarze z sali, jednak zdecydowanie mogło należeć do smaków do których się dojrzewa.

Aeshynn najwyraźniej nie zmagała się z takimi zagadnieniami, bo z zadowoleniem na twarzy, konsumowała swoje danie.
... Po posiłku i pożegnaniu, wrócili do domu z paczką ziół. Niestety z łóżek dostępne były tylko jedno dla pacjenta i jedno należące do Kukola. Na obu wypadałoby zmienić pościel zanim sie w nich zaśnie. Pozostawało zatem jeszcze tę noc, spędzić w warunkach na wpół polowych - pod dachem ale śpiąc na przenośnych posłaniach.

Mimo braku łóżek, po podróży, wysiłku w porządkowaniu ich nowego mieszkania i ciepłym posiłku, spali spokojnie aż do rana.
... Obudzili się wcześnie, gdy promienie słońca zaczęły przebijać się przez drewniane okiennice. W sam raz by dokonać porannej toaelety.

Wkrótce potem, rozległo się stukanie do drzwi. Na zewnątrz powitał ich Marius, wraz z zapowiedzianym kowalem.

Sam rzemieślnik wyglądał na zmarnowanego. Podkrążone i przekrwione oczy mogły pochodzić zarówno z niewyspania, jak i kaca a blada cera wskazywała na spore wyczerpanie. Można by powiedzieć, że wyglądał jak wczorajsza śmierć, po lekkim odgrzaniu.

Z pozytywnych stron, Ottorio szybko zauważył, że kowal nie capił jak można by się spodziewać a jego oddech lekko zawiewał miętą. Najwyraźniej przynajmniej przed wizytą u medyka zadbał o higienę, z własnej woli lub pod przymusem Mariusa, tego Ottorio nie wiedział, ale przynajmniej nie będzie musiał użerać się ze smrodem.

Tymczasem Marius przywitał ich energicznie. – Witajcie. Raz jeszcze, jestem wam wdzięczny, że zajmiecie się Lomaxem. Wiem, że jest wcześnie i mogliście jeszcze nie jeść śniadania, więc wpadnijcie do karczmy jak skończycie. Coś tam będzie na was czekało. – Zaoferował. – Dobra, to ja nie przeszkadzam. – Powiedział jeszcze, zostawiając ich samych z pacjentem.

Ja prawie skończyłam przebieranie i pakowanie starych rzeczy Kukola. Muszę jeszcze zobaczyć co da się zrobić z pościelą - trzeba zamawiać nową, czy wystarczy przeprać. Ale zawołaj mnie jakbyś potrzebował pomocy. – Powiedziała wchodząc po schodach na pietro.

Teraz został już tylko Ottorio z kowalem.

Umm... Więc panie lekarzu... Co mam teraz robić? – Lomax wymamrotał z wysiłkiem. Czy było to spowodowane wczorajszą popijawą, bólem zęba czy może czymś się próbował jeszcze znieczulić, tego Ottorio nie wiedział, ale miał swoją pierwszą lokalną robotę do wykonania.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

12
Młody medyk nic nie mówił, tylko słuchał jak Aeshynn broni go, niczym lwica młode. Oskar również dorzucił swoje trzy gryfy. Ottorio nie krył kpiącego uśmieszku, który skierowany był do Marty. Rozumiał jej obawy, pewno, że tak. Ale w obecnej sytuacji nie powinna wybrzydzać. Postanowił zapamiętać krzepką kelnerkę. Jeszcze przyjdziesz po pomoc... - odgrażał się w myślach, wiedząc, że w razie potrzeby i tak jej pomoże.
Swoją drogą zastanawiało i bawiło chłopaka to, jak zareagowaliby mieszkańcy wiedząc, że zajmuje się zszywaniem bandytów napadających na trakty i wioski pokroju Wronek. Pewno cały urok pierwszego wrażenia poszedłby w diabły.
- Jest dobrze - stwierdził Otto po chwili oględzin. Zamówienie Kukola musiało na razie wystarczyć. - Możemy dalej trzymać się tego układu. Gdybym potrzebował czegoś konkretnego, to dam ci po prostu znać.
Słysząc słowa Mariusa dotyczące kleofonu, medyk potwierdził jego domysły mruknięciem. To było co najmniej dziwne. Kukol zaczynał zyskiwać w oczach młodzieńca. Może wcale nie był partaczem, po prostu miał dobro wioski w głębokim poważaniu? Chłopak obiecał sobie, że przejrzy dokładnie wszystkie zapiski poprzednika, które ten mógł gdzieś ukryć. Może uda mu się dowiedzieć czegoś więcej.
- To bardzo miłe z twojej strony - podziękował i położył na blacie trzy korony wschodnie. Co prawda waluta inna, ale teoretycznie wartość miała tę samą. Ottorio zgarnął pakunek i dosiadł się do Aeshynn, widząc niesione przez kelnerkę smakołyki.
W drodze powrotnej do ich nowego domku, Otto wymieniał uwagi ze swoją towarzyszką. Ogólnie uważał ten dzień za udany. Mieli dach nad głową, pracę, pełne brzuchy, perspektywy na rychły powrót do swoich. Pozostawało porządnie się wyspać i powitać wszystko, co przyniesie ranek.

- Dzień dobry, sąsiedzi! - Młodzieniec powitał przybyłego kowala i karczmarza. Był w doskonałym humorze, który zawdzięczał tymczasowej życiowej stabilizacji. - Dziękuję ci za przyprowadzenie pacjenta, Mariusie, nie omieszkamy później wpaść z wizytą. - Pożegnał karczmarza, gestem zapraszając Lomaxa do środka.
- Jasne, Ash, dzięki - rzucił do przyjaciółki, gdy ta ich opuszczała. Niejednokrotnie zwracał się do niej w ten sposób, jako że czasami mógł połamać sobie język przy zbyt częstym wypowiadaniu jej pełnego imienia.
- Lomaxie, o ile mogę zwracać się do ciebie po imieniu, pozwól tutaj. - Uzdrowiciel podprowadził olbrzyma do łóżka dla pacjentów i kazał mu się położyć.
Sam usiadł na krześle obok, przygotowawszy sobie wcześniej miskę z wodą. Patrząc na cierpiącego wielkoluda, serce mu się krajało. Nawet największy chłop był niczym przy starciu z bolącym zębem.
- Zanim zaczniemy cokolwiek robić, najpierw cię znieczulę. I wierz mi, zadziała to lepiej niż alkohol - dodał, nie kryjąc karcącego tonu.
Chłopak lubił korzystać z magii. Uspokajało go to i napełniało szczęściem. Gdyby tylko miał możliwość, to nie robiłby nic innego. Niestety życie nie zawsze pozwalało na taki luksus. Uniósł dłoń nad misą i czując wibrującą w niej wodę, przywołał do siebie niewielką ilość życiodajnego płynu. Zamknąwszy oczy, manipulował znajdującą się w tych kilku kroplach mocą. Następnie, używając czystej mistycznej energii, zamroził wodę tak, że przypominała teraz zwykłą tabletkę, choć lodowatą w dotyku.
- Połknij to, poczujesz się lepiej - oznajmił, otwierając oczy. Przekazał pacjentowi lekarstwo, piorunując go wzrokiem, póki ten nie połknął tabletki. - Bardzo dobrze. Za parę minut ból już nie będzie twoim zmartwieniem. Długo męczysz się z tym zębem? I co ważniejsze, jak długo już nie ma z wami żadnego uzdrowiciela?
Słuchając odpowiedzi Lomaxa i obserwując malujące się na jego twarzy reakcje, poczekał na odpowiedni moment, w którym znieczulenie na pewno zadziała. Z reguły była to kwestia kilku krótkich minut.
- Domyślam się, że nie chcesz stracić zęba. Ja również jestem zwolennikiem leczenia. Spróbujemy go najpierw odratować, więc teraz otworzysz szeroko paszczę i nie będziesz się odzywał - powiedział, nieco żartobliwie, chcąc rozluźnić biedaka.
Medyk przyjrzał się uzębieniu kowala, szukając wszelkich nieprawidłowości. Wcześniej zapytał go też, o którego zęba w ogóle chodzi. Porównywał słowa Lomaxa z tym, co ujrzał, chcąc wyciągnąć jakieś wnioski, co do swoich dalszych kroków.

Re: Wioska Wronki

13
Kowal posłusznie spełniał polecenia, mimo różnicy w wieku i znacznej w masie. Z boku wyglądało to trochę jak wydra drygująca niedźwiedziem.

Z uwagą i nawet zdumieniem patrzył, jak młody uzdrowiciel manipuluje wodą tworząc łatwy do przełkknięcia lek. Choć nad tą ostatnią czynnością, trochę się zawachał. W końcu pewnie pierwszy raz widział taka forme medycyny. Widać było, że chce coś powiedzieć, ale z powodu bólu nie bardzo może formułować klarowne zdania. Wreszcie, może pod surowym spojrzeniem Ottoria a może było mu już wszystko jedno, byle przestało boleć, połknął ofiarowaną tabletkę. Parę minut upłynęło w napiętym milczeniu aż wreszcie twarz kowala rozluźniła się. Zamknął oczy i na jego obliczu pojawił się niemal błogostan.

Zbawco. – Westchnął wreszcie z ulgą.

Poruszał szczęką jakby dla pewności i przekonując się, że może już mówić swobodnie, udzielił młodemu odpowiedzi. – Męczy mnie to draństwo od trzech dni. Dawniej Kukol sporządzał jakiś napar i przechodziło. Wracało zazwyczaj dopiero gdy coś źle ugryzłem. Ale starego nie ma już od miesiąca. – Tym razem, westchnięcie wypełnione było zmartwieniem. – Zdarzało mu się wyjeżdżać, choć wtedy zostawiał u Mariusa kilka gotowych leków na doraźne schorzenia i jakoś wystarczało do jego powrotu. Teraz nie zostawił nic, bo nie spodziewał się, że... Będzie nieobecny. – Mruknął.
Nie było chętnych na jego posadę. Mamy pieniądze, bo kiedy tylko się da, wygadniej nam płacić przysługami między sobą. Ale wioska jest dość odległa i niewielu ma ochotę wlec się taki kawał. Nie jestem pijusem, ale nie wiedziałem czym to zagłuszać. Wszyscy chyba myśleli, że Kukol zawsze będzie z nami i nikt się nie zatroszczył o tak proste pytania. Nasza wina... – Przyznał ze wstydem.

Następne słowa Ottoria, zdziwiły kowala.
To da się je wyleczyć? Kukol je tylko znieczulał a w najgorszym razie usuwał. Musisz być panie jakiejś wyższej klasy medykiem. – Stwierdził z podziwem. – A boli mnie gdzieś z tyłu po prawej stronie. – Próbował wskazać palcem, ale niestety ból ma to do siebie, że rozprasza się. Niektórym trudno znaleźć jego centrum, zwłaszcza w niewidocznym sobie miejscu. Wszak poza odbiciem w wodzie czy wypolerowanej miedzi, nie było tu dobrych luster.

Brakowało tylko odgłosu skrzypiących wierzei, gdy Lomax otwierał jamę (ustną). Ottoria ponownie owionął zapach mięty i ledwo wyczuwalna spod niego reszta wczorajszej popijawy. Widok w środku był - jak można by przypuszczać - nienadzwyczajny. Kilku zębów istotnie brakowało a na wiekszości były mniejsze lub większe czarne plamki. Nie był to jednak krajobraz tak tragiczny jak spodziewał się Ottorio. Wieśniacy nie miali łatwego dostępu do słodyczy i podobnych ekstrawagancji, które czynią najwieksze spustoszenie w uzębieniu, więc przyczyną był zapewne ich nagminny brak higieny.

W obecnej chwili, największe uszkodzenie które Ottorio wypatrzył to ząb z infekcja dość głeboką, że jego kawałek się ukruszył. Mógłby to byc sprawca ale... Znajdował się po przeciwnej stronie.

Uważniej przyglądając się miejscu które kowal próbował wskazać, medyk zauważył coś niewłaściwego. Przy przedostatnim zębie, po zewnętrznej stronie dziąsła, znajdował się wyraźny pęcherz napiętej skóry. Wyglądał niemal jak wrzód, choć skóra nie wyglądała na cienką i możliwą do wyciśnięcia. Był też wyraźnie większy. Nieco mniejszy od ziarna grochu. Wszelki ruch żuchwy, czy to przy żuciu czy mówieniu, musiałby go trącać i ocierać...
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Wioska Wronki

14
- Ja was nie zostawię - oświadczył Otto, nie będąc do końca przekonanym, ile w tych słowach jest prawdy. Czas pokaże. Na pewno nie zostawi ich na pastwę losu, gdyż etyka zawodowa i własne sumienie nie pozwalały mu na coś takiego.
- Zrobię co w mojej mocy, Lomaxie - powiedział, przyglądając się jamie (ustnej) kowala. Usunięcie było ostatecznością, natomiast znieczulenia Ottorio w ogóle nie brał pod uwagę. W żadnym razie nie rozwiązywało to problemu, a półśrodki go nie interesowały. Jak robić, to porządnie!
- Chyba znalazłem winowajcę - mruknął chłopak, bardziej do siebie, niż do pacjenta.
Analizując ropień, czy bogowie raczą wiedzieć co, uzdrowiciel doszedł do wniosku, że wyciskanie nie wchodzi w grę. Za grube i w ogóle niepotrzebny syf. Teoretycznie powinno udać się sprawić, by organizm wchłonął małego "szkodnika". A z odrobiną magii wszystko jest łatwiejsze.
Ottorio raz jeszcze uniósł dłoń nad misą, przywołując na swe usługi nieco wody. Z powstałej bańki odłączył kilka kropel, by następnie skierować je myślą na zainfekowane miejsce. Nasączał domniemany wrzód niewielkimi porcjami płynu, do każdej dawki aplikując nieco leczniczych właściwości. Jeśli wszystko szło zgodnie z planem, narośl powinna zacząć się wchłaniać, by w końcu całkowicie zniknąć.
Ottorio ostrożnie dozował magię, ponieważ po tym wszystkim chciał jeszcze "naprawić" zepsutego zęba oraz wykurować wszystkie miejsca z ciemnymi plamkami. Lomax stałby się pierwszym mieszkańcem Wronek z całkowicie zdrowym uzębieniem.
Teoretycznie mógł chlusnąć wodą do paszczy kowala i wszystko hurtem wyleczyć, ale preferował dokładną, precyzyjną robotę. Dzięki temu mógł się więcej nauczyć.

Re: Wioska Wronki

15
Na Herbii wiadome to było jedynie uczonym, w jak wielkiej części ludzkie ciało składa się z wody. Można by powiedzieć, że ten kto panuje nad wodą, panuje nad ludzkim ciałem.

Ottorio od małego uczony w sztuce magii wody oraz medycyny, nie dysponował może efektowną niszczycielską potęgą, ale posiadał za to nadzwyczajną precyzję w manipulacji umagicznioną cieczą.

Organizm popchnięty do samoleczenia i wspomagany magią, zaczął wchłaniać bolesny pęcherz tak jak młody uzdrowiciel to zamyślił. W przypływie wspaniałomyślniści poszedł nawet o krok dalej, ząb po zębie dezynfekując ślady zepsucia i wybijając bakterie.

Trudno stwierdzić ile czasu upłynęło na skupionej pracy, ale po wszystkim mógł mieć pewność, że paszczęka Lomaxa jest już w pełni wymieciona z zakażeń. Pozostawał tylko jeden problem - Chociaż Ottorio dokładnie wyczyścił uzębienie kowala, jego zaklęcie nie mogło nic zdziałać na usunięcie czarnych wżerów z których bakterie znów się wylęgną. Wszak w odróżnieniu od kości, zęby nie posiadają naturalnej zdolności regeneracji i nie naprawiają uszkodzeń. Stąd niezbędność fizycznego wyskrobania zgnilizny zanim zajdzie dalej. Magia Ottoria nie mogła ich popchnąć do samoleczenia, bo nie miały czym się wyleczyć a zaklęcie było zbyt delikatne by wytrzeć czarne zepsucie.

Teoretycznie wywiązał się z roboty i wyleczył kowala z bólu i nawed zdezynfekował usta, ale chcąc w pełni wyleczyć jego uzębienie, musiałby fizycznie zacząć skrobać zakażanie. A może istniał jakiś sprytny sposób wykorzystania lub nagięcia znanej mu magii? W końcu długo pracował nad swoimi zdolnościami...
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”