Most nad Południcą

46
POST BARDA
- Mała ma kuszę, pozostali walczą wręcz, jeśli o to ci chodzi - odpowiedział Rhys na jej pytanie. - Niestety nigdy nie byliśmy na tyle blisko, żebyśmy mogli poznać resztę ich talentów, ale nie wydaje mi się, żebyśmy potrzebowali wiedzieć więcej.
- Powiedziałabym ci, żebyś uważała na orka, ale... cóż -
dodała Umbra i parsknęła śmiechem. - Chyba już nie muszę.
Informacja o Loyrze i jej umiejętnościach musiała już dotrzeć do Dauda. Z pewnością miało to pewien wpływ na to, jak planowali zasadzkę. Przygotowując się na samych Rhysa i Umbrę, nie musieli martwić się o to, że ktoś będzie w stanie ich zdalnie spopielić. Z tamtej strony nie miało wydarzyć się już nic zaskakującego, ale oni mieli znaczącą przewagę, bo Daud nie wiedział do końca, co jeszcze potrafi nowa członkini tej grupy. Jak daleko sięgają jej umiejętności i czy faktycznie jest tak groźna, jak się wydawało na pierwszy... no, może drugi rzut oka.
Widząc płomień w jej dłoni, Jaquet cofnął się jeszcze mocniej, praktycznie wklejając się w drzewo. Cokolwiek wcześniej go rozpraszało, teraz przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy cała jego uwaga skupiła się na ogniu tańczącym między palcami elfki. Wyraźnie nie był przyzwyczajony do takich gróźb; zastraszanie nożem przy szyi pewnie nie zrobiłoby na nim takiego wrażenia, jak Loyra w tym momencie.
- Jesteś szalona - sapnął cicho. Jej uprzejmy sposób bycia, delikatność i miły uśmiech, przeplatany podobnymi groźbami, wywoływał u niego spory dysonans poznawczy... choć całkiem możliwe, że nie tylko u niego.
- Przecież mówię prawdę! Powiedziałem, że znam te znaki i rozumiem pojedyncze słowa, czego jeszcze ode mnie chcecie? Mieliście mnie rozwiązać, a nie straszyć podpaleniem! Mieliście... Nawet nie mam co tłumaczyć, jak mapę macie schowaną przecież... bogowie, dlaczego ja się na to zgodziłem, złoto nie jest tego warte, a teraz nawet tego złota nie dostanę...
Umbra jak na zawołanie zdjęła tubę z mapami, którą przewieszoną miała na ukos przez ramię i odkręciła ją, by ze środka wydobyć to, co stanowiło tak ważny element układanki. Rozwinęła pergamin na ziemi, odwrócony w stronę Jaqueta.
- Co to są za runy? - spytała, nieprzejęta jego rozpaczą.
- To... to są runy mrocznych elfów. Nigdy nie szkoliłem się w tym zakresie, mój dziadek wiedział więcej, ale już nie żyje, a to co ja potrafię, to tyle, co pamiętam z czytania jego ksiąg... i wziąłem dwie ze sobą, żeby ułatwić sobie tłumaczenie, ale... ale nie mam ich przy sobie, zostały w obozie Dauda.
Po tej rewelacji Umbra znieruchomiała. Wpatrywała się w chłopaka z szokiem i niedowierzaniem odmalowanym na twarzy, jakby nie do końca docierało do niej to, co właśnie powiedział. Nie wiadomo kiedy pojawił się też nad nimi Rhys, poważny i skupiony. Informacja o mrocznych elfach, jeśli faktycznie zgodna z prawdą, była bardziej niż istotna. Ten odłam był tylko legendą; wspomnieniem, które dawno już zostało włożone pomiędzy bajki.
- Skąd Daud ma tę mapę? - spytał cicho Rhys.
- A bo ja wiem?! Jego pytaj!
Obrazek

Most nad Południcą

47
POST POSTACI
Loyra
- Oczywiście, rozumiem.- mruknęła do Rhysa.- I nie, nie trzeba, zrozumiałam. Naguk jest duży, silny i groźny. - i najwidoczniej dobrze oswojony z ogniem, bo poradził sobie prawie wzorowo. Tego już nie powiedziała, ale na chwilę się nad tym zastanowiła. Nie do końca wiedziała jak go pokona, ale miała parę pomysłów. Na pewno wiedziała, że dobrze byłoby spalić Gnomce kuszę, jeśli przyszłoby co do czego. Choć ją wolałaby zachować przy życiu, bo to uczona. Zresztą, wolałaby zachować wszystkich przy życiu, nie była chorym mordercą, nie wybierała przemocy jako pierwszej opcji. Była jednak gotowa by wymyślić parę strategii bitewnych. Nie wiedziała dużo o przeciwnikach, poza tym, że jeden z nich był duży, druga mała, a Daud zapewne średni, by uzupełnić komplet. Miała jednak swoje zaklęcia w zanadrzu, o kompetentnej pomocy ze strony towarzyszy już nie wspominając.

Zgasiła płomień, widząc, że ten spełnił swoją robotę idealnie. Udało jej się zmiękczyć bardziej Jaqueta, choć niekoniecznie była fanką tego jak to zrobiła. Zastraszanie jednak nie szło jej tak źle, jak myślała, że będzie szło. Nie była to najpiękniejsza ze szkół dyplomacji, ale chyba w Ujściu tak najłatwiej dostawało się to, czego się chciało. A jako, że Loyra chciała wiele rzeczy, to pewnie będzie musiała przyzwyczaić się do podobnej drogi rozwiązywania problemów. Albo na chodzenie na ustępstwa. Ciągłe. Bo tego chyba oczekiwał Jaquet.

- Mrocznych...Elfów...?- rzuciła cicho z ewidentnym zaskoczeniem, które sprawiło, że została faktycznie złapana poza swoją gardą, wytrącona z równowagi. Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie czegoś takiego. Nie wiedziała o nich praktycznie nic, same legendy i plotki, nie spodziewałaby się, że będą mogli...zwiedzić ich ruiny.
Z zaskoczenia w ekscytację, w przeciągu może dziesięciu sekund.
- Musimy się tam jak najszybciej dostać! Przecież to może być skarbnica wiedzy!- podniosła lekko głos.- Przetłumacz nam wszystko, a ty, Rhys, spisuj. Albo ja mogę, albo Umbra, n-niech ktoś to zrobi. To może być tak dobra ekspedycja, możemy tyle, em, odkryć, tyle się dowiedzieć, tyle zarobić!- to ostatnie dodała nie ze względu na siebie, a bardziej na Umbrę i Rhysa, których wiedza może raczej nie obchodzić. Na nią jednak działała jak największy z afrodyzjaków.

Jeśli nikt inny nie zaczął spisywać tłumaczenia, które miałby dyktować Jaquet, to sama zaczęła to robić.
- Jejku, nie spodziewałabym się, że ze wszystkich miejsc na świecie, to akurat w UJŚCIU usłyszę o Mrocznych Elfach.- powiedziała raczej sama do siebie, ale na głos. Chciałaby, by Umbra i Rhys mogli podzielać jej ekscytację, ale póki co są bardziej zmrożeni, zaskoczeni.

Tam, gdzie oni widzieli (zapewne) zagrożenie i duże ryzyko, ona widziała szansę.

Most nad Południcą

48
POST BARDA
Zasłyszana od Jaqueta rewelacja zbiła z tropu całą trójkę. Poza pytaniem Rhysa dotyczącym pochodzenia mapy, w przeciwieństwie do Loyry żadne z nich nie wiedziało za bardzo jak to skomentować. Umbra wpatrywała się w elfkę jak w jakieś obce stworzenie, zupełnie nie rozumiejąc jej nagłej ekscytacji. Nawet wzmianka o zarobku nie wywołała takiej radości, jak może powinna. Zarówno Rhys, jak i Umbra byli zbyt zaskoczeni, by tak łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Wyglądało na to, że nigdy dotąd nie mieli styczności z czymś tak legendarnym i potencjalnie wartościowym. Nic też dziwnego, że ów Daud nie chciał tak łatwo oddać im tej okazji.
Jaquet odchrząknął i wyciągnął związane w kostkach nogi w stronę blondynki. Ta po chwili zastanowienia z ciężkim westchnięciem sięgnęła do węzła i rozwiązała go, by pasek lnu, jaki został użyty do więzów, oddać Rhysowi. Elf wcisnął go do kieszeni, a jeniec z ulgą rozprostował nogi i przesunął się, siadając po turecku nad samą mapą.
- Mówiłem, że nie mam ksiąg - uprzedził. - Nie wiem, czy to, co wyczytam teraz, będzie satysfakcjonujące. Daud pokazał mi tylko fragment, powiedział, że reszty się dowiem jak zgodzę się na współpracę. Od tamtej pory nie widziałem mapy, bo ją ukradliście.
- Mhm, tak, skup się, a nie mi tu historie snujesz
- popędziła go Umbra.
- Tej części na przykład w ogóle nie widziałem. Tego... okręgu z kształtami. A tu jest bardzo dużo napisane.
- A co z tego jesteś w stanie odszyfrować?

Jaquet skrzywił się w zamyśleniu, milknąc na długie kilkadziesiąt sekund. Rhys usiadł obok nich i złapał za mapę nieba, którą odwrócił na drugą, czystą stronę. Potem posłusznie wyciągnął skądś rysik i oparł sobie pergamin o kolano, gotowy zapisywać tłumaczenie chłopaka, tak, jak poprosiła Loyra.
- Hm... no to tak. Jest napisane o jakiejś kłódce, albo zamku. Gwiazdy i... drogowskazy? Tutaj jest "stań równo pojedynczo". Albo "ustaw jeden za drugim". Uhh... Potem "niebo bez gwiazd". Hmm... - przekrzywił głowę nieco. - Coś o drodze do domu i ciemności.
Elf prychnął i uniósł ręce w wyrazie frustracji i bezradności.
- I co ja tu mam zapisywać? - spytał.
- No mówiłem, że mam do tego książki dziadka! W obozie Dauda! Z nimi byłoby dużo szybciej i rozpoznałbym dużo więcej słów. Ale wy nie chcecie mnie słuchać, tylko mi grozicie, że mnie spalicie. Jestem głodny i nie podoba mi się ten układ, Daud przynajmniej umówił się ze mną na zapłatę, a nie tak, tłumacz, bo cię spalimy!
Umbra westchnęła i podniosła się ze swojego miejsca, by zrobić kilka kroków w tę i z powrotem. Potarła palcami przestrzeń między brwiami, ale nic nie powiedziała. Mieli do podjęcia trudną decyzję; jak znaleźć się w posiadaniu ksiąg, przetrzymywanych w tej chwili przez konkurencję. Może byłoby łatwiej rozważyć współpracę? Kto wie, czy w ruinach mrocznych elfów nie znajdą wystarczająco dużo skarbów dla nich wszystkich, a wiedzą, jaką mogli znaleźć przy okazji, nie musieliby się dzielić, bo nie miała ona wartości, jaką dało się przeliczyć na złoto. Niestety, zarówno u niej, jak i u Rhysa, współpraca była ostatnim, co przychodziło do głowy.
- Co wiesz o mrocznych, Loyra? - zagadnął ją elf. - Twoje wykształcenie nie zahaczyło przypadkiem też o te tematy?
Obrazek

Most nad Południcą

49
POST POSTACI
Loyra
Sprawa zrobiła się nieco bardziej skomplikowana, co było dla Loyry zarówno powodem do stresu jak i do raczej niezdrowej ekscytacji. Zaczęła lekko pocierać dłońmi o siebie nawzajem i nerwowo tupać, gdy Jaquet snuł swoje historie i rozmawiał.

Trzeba było się intensywnie zastanowić. Na szczęście Elfka była dosyć dobra w zastanawianiu się i rozmyślaniu. Chłopak okazał się być mało kompetentnym tłumaczem tu i teraz, ale nie osądzała - sama pewnie nie dałaby rady i trzeba by tu było kontekstu. Musiała jednak być wobec niego bardziej kordialna, będą go potrzebowali do wielu rzeczy.

Niestety perspektywa tego, że sama (lub przy pomocy dwóch osób) odkryje Mrocznoelficką tajemnicę coraz bardziej się oddalała. Zapowiadało się na to, że nadchodzi era kompromisów, kombinowania, szemranych współprac i wielu desperackich prób.

Ale Loyra była na to gotowa. Tak bardzo spodobała jej się perspektywa odkrycia czegokolwiek po Mrocznych Elfach. Nawet niekoniecznie chodziło bezpośrednio o tę rasę, co bardziej o to, że to ona, we własnej osobie, dowie się całej masy rzeczy na temat czegoś, co jest obce praktycznie całemu światu. Wpisanie się w karty historii było bardzo prawdopodobne, choć nawet nie myślała o tym, a bardziej o...właśnie samym odkryciu.

Wstała i zaczęła chodzić w kółko, w pewnym momencie zatrzymując się, bo lekko zakręciło jej się w głowie. Wyrwana ze specyficznego transu myślowego przez Rhysa, odwróciła się.
- Co? A! Em...- przez chwilę nie mogła się wysłowić.- Cóż. Generalnie to niestety nie wiem za dużo, Mroczne Elfy to gigantyczna tajemnica nawet dla mnie, t-to mnie zresztą ekscytuje. Wiem jedynie, że to rasa Elfów, które w zamierzchłych czasach, em, zniknęły pod ziemią. Podobno mają czarną skórę, to pewnie wiecie...hmm...w zasadzie to ponad to wiem tylko, że są naturalnymi wrogami naszej rasy, Rhys. W sensie, że nienawidzą innych Elfów i podobno wchodzą w jakieś pakty z Diabłami. Niestety moje wykształcenie, em, nie pokrywa półlegendarnych ludów.- wyjaśniła po krótce, po czym cicho westchnęła.

Choć sprawiała wrażenie zastanawiania się, decyzję podjęła już jakiś czas temu. Nie była liderką, ale i tak zamierzała powiedzieć to tak, jakby miała tu dosyć sporo władzy.
- Nie jest to szczególnie coś, co mi się podoba, ale wydaje mi się, że będziemy chcieli współpracować z Daudem i jego ludźmi.- ta sentencja została wypowiedziana bez szerszych emocji, ale chwilę po tym wystrzeliła nieco bardziej ekspresywnym tonem.- Mroczne Elfy to niebezpieczny lud, j-jeśli chcemy przeżyć cokolwiek po sobie zostawili, będziemy potrzebowali całej pomocy. Choćby w charakterze tarcz.- wiedziała, że musi dobrze sprzedać ten pomysł. Spodziewała się bezpośrednio niechętnej lub po prostu nieprzekonanej reakcji, zwłaszcza po Umbrze, która twierdziła w nocy, że chciałaby się ich pozbyć. Z drugiej strony jednak, liczyła na ich pragmatyzm. Miała też nadzieję, że propozycja ta nie uszkodzi jakoś jej relacji z nikim z tej grupy oraz że nie będzie musiała się o to wykłócać.

Najlepiej by było, gdyby zrobili co chciała. Wszyscy.

Dała Jaquetowi trochę jedzenia z tego, co zaoferowała jej wcześniej Umbra. Nie odezwała się na ten temat, jedynie kiwnęła do niego głową, tak jakby chciała mu bez słów powiedzieć, że zasłużył. W prawdzie jednak zorientowała się, że jeśli strategia kooperacji i współpracy ma zadziałać, musi być kordialna wobec absolutnie każdego.

ZWŁASZCZA tłumacza.

Most nad Południcą

50
POST BARDA
- Nie będzie to nic zaskakującego, ale moje też nie - mruknął Rhys, odrobinę chyba rozczarowany niewielką wiedzą Loyry w temacie. Może zakładał, że posiadając tak profesjonalne wykształcenie, elfka będzie bardziej pomocna, niż którekolwiek z nich. W praktyce jednak nie powiedziała niczego, czego oni sami by nie wiedzieli i czym babki by nie straszyły dzieci po nocach. Mrocznego elfa nikt nie widział od dawien dawna, co pozwalało niektórym podważać teorię, jakoby ta rasa w ogóle kiedykolwiek istniała. Jeśli jednak Jaquet i książki jego dziadka nie kłamały, istniała jak najbardziej i właśnie trafili na żyłę złota. No, a przynajmniej coś, co do tej żyły mogło ich doprowadzić.
- Co? - syknęła Umbra, gdy padła propozycja współpracy z Daudem i dopadła z powrotem do Loyry, zatrzymując się tuż obok niej. - Nie bądź niepoważna. Nie będę współpracować z tym człowiekiem, choćby mi to miało dać góry pieniędzy.
W obozowisku zapadła niezręczna cisza, przerywana tylko śpiewem ptaków w gałęziach drzew. Jaquet przeżuwał śniadanie z zaangażowaniem godnym kogoś, kto nie miał nic w ustach od co najmniej tygodnia. Mapa wciąż leżała rozłożona przed nim, kusząc niewiadomymi, które tym razem nie były już takie niemożliwe do odszyfrowania. Które prowadziły do rozwiązań... z jakich teraz zdawali sobie sprawę. Gdzieś tam znajdowały się księgi, z którymi mogliby zrozumieć większość, jak nie wszystko, co zapisane zostało na sfatygowanym kawałku pergaminu.
- Możemy ukraść to, czego potrzebujemy - zaproponowała Umbra. - Tak jak ukradliśmy mapę. Sami sobie poradzimy. To, że oni są nieporadni, nie znaczy, że my też jesteśmy. Powiedz tylko, gdzie te książki masz i Rhys je stamtąd wyciągnie, bez wchodzenia nawet do obozu.
Jaquet przez chwilę nie odpowiadał, skupiony na kawałku sera i runach w prawym górnym rogu pergaminu - tych opisujących ostateczną zagadkę, dziwne koło, wypełnione kształtami. W końcu wyciągnął związane ręce w jego stronę i zastukał palcem w jedną z linijek, gęsto zapisanych runami.
- Tu jest jeszcze napisane pięć okręgów, pięć ciał - zauważył. - Klu... hm. I klucznik? W każdym razie wygląda, jakby potrzebne było pięć osób.
- Gówno, cycki, pierdolenie - zdenerwowała się nadzwyczaj elokwentnie Umbra. - Co za pech, że jest nas teraz akurat czwórka i według twojego tłumaczenia nagle potrzebujemy jeszcze piątej osoby.
- ...i klucznika
- przypomniał ostrożnie jeniec.
- Aaach, kurwa! Co w ogóle znaczy pięć ciał? Czy to mogą być żywe ciała, czy mamy skądś nagle wytrzasnąć świeże zwłoki?
- Nie jest sprecyzowane. Znaczy no... nie wiem. Może w miejscach, których nie... nie rozumiem.

Blondynka uniosła ręce w geście bezradności.
- To nie wiem, konia się postawi! Chuj mnie to boli, nie będę współpracowała z Daudem!
- Umbra..
. - zaczął Rhys, ale kobieta wyciągnęła tylko palec wskazujący w jego stronę, w ostrzegawczym geście, więc zamilkł.
- Nawet nie próbuj. To jest zły pomysł. Zły. Nie będę patrzeć na tę jego kaprawą mordę.
Obrazek

Most nad Południcą

51
POST POSTACI
Loyra
- Nie martw się, nie da się wiedzieć wszystkiego.- odparła do Rhysa, choć na swój sposób było to sprzeczne z jej przekonaniami. Loyra będzie wiedziała wszystko. Miała na to jeszcze jakieś 317 lat. Dużo wiedzy do pochłonięcia, ale i potężny umysł gotowy by to wszystko przyjąć. Oczywiście nie chciała mieć absolutnie każdej wiedzy na każdy temat, ale na pewno nie będzie się powstrzymywać.

Nawet nie kwestionowała w głowie kwestii prawdziwości książek dziadka ich jeńca. Może była zbyt naiwna, a może po prostu za łatwo się ekscytowała takimi rzeczami, ale była już przekonana, że trop ten prowadzi do czegoś wielkiego. Jeśli byłoby to oszustwo, mistyfikacja lub po prostu fałszywy trop, pewnie by się wściekła.

Gdy Umbra zaczęła swoją wymianę z Jaquetem, a Rhys spróbował zainterweniować (widocznie stając w tej dyskusji po stronie rezonu i pragmatyzmu), Loyra pozwoliła jej się wykrzyczeć, początkowo się nie odzywając. Posłała jedynie Elfowi drugie w ich relacji znaczące spojrzenie, tym razem mające przekazać, że docenia jego próbę. Sama nie była jakąś wielką fanką współpracy z Daudem, gdyż jego ludzie przed "chwilą" próbowali ją okraść, ale nie czuła do niego złej krwi, na pewno nie w takiej mocy jak Umbra. Rhys jednak zdawał się być gotowy do współpracy. Spodziewała się oporu z dwóch stron, a nie tylko z jednej. Był to na swój sposób dobry start.

- To nie jest idealne rozwiązanie.- zaczęła w końcu mówić, po dosyć sporej chwili ciszy spędzonej na planowaniu tego, jak w ogóle można przekonać Umbrę do tej alternatywy.- Ale jeśli według tych zapisków potrzebujemy kogoś więcej, to niezbyt mamy alternatywę. Chyba, że chcemy wracać do Ujścia po k-kogoś więcej, ale wtedy nie wiadomo co Daud i jego ludzie zrobią. Jeśli byśmy ich przekonali d-do współpracy, moglibyśmy zyskać o wiele więcej, odkryć sekrety nieznanej rasy, to jest gigantyczna szansa dla nas wszystkich. Nie musicie nagle reperować waszych sporów, ale pomyśl o tym ile idzie zyskać.- ostatecznie wybrała strategię umniejszania problemowi oraz machania jej zyskiem przed oczami. To chyba przemówi jej do rozsądku, przynajmniej trochę. A jeśli nie...- Nikt nie powiedział, że będą musieli wyjść stamtąd żywi. Póki co są jednak potrzebni.- zdanie to było w sumie prawdą, póki co nie wiedziała jak długo będą im potrzebni. Może będzie tak, że żeby się tam dostać, będą potrzebowali Dauda i jego ludzi, a jak już wejdą, to będą mogli ich porzucić, zaatakować, zabić, cokolwiek.

Ona sama była gotowa by iść na ten sojusz. Mogła też walczyć, mogła kombinować, była otwarta na wiele pomysłów, ale przede wszystkim zależało jej teraz na skuteczności. Emocje Umbry nie grały tu największego znaczenia. Lubiła ją, ale nie będzie odmawiać sobie odkryć przez to, że mogli nie chcieć współpracować.

Most nad Południcą

52
POST BARDA
- Och, i naprawdę wierzysz temu gówniarzowi, który, pozwól że ci przypomnę, właśnie od Dauda przyszedł? Dopiero co Rhysowi prawie strzałę wbił w ramię, nie widząc w tym żadnego problemu, ale teraz nagle jest wyznacznikiem tego, ilu osób potrzebujemy do rozwiązania tej łamigłówki, czy cokolwiek to jest? Teraz nagle odczytał, że wymagane jest pięć osób! Aż dziw, że nie znalazł informacji, że każda z tych osób musi być innej, kurwa, rasy. To by dopiero był interesujący zbieg okoliczności.
Umbra wydawała się wściekła. Nie czekając na niczyją odpowiedź, odwróciła się od nich i poszła składać namiot, choć wyglądała, jakby chciała ten namiot przy okazji zamordować. To jednak nie przeszkadzało jej mamrotać pod nosem przekleństw i narzekać. Do nich docierały pojedyncze, dość nieprzychylne słowa, które równie dobrze mogły dotyczyć Dauda, jak i ich dwójki.
- Nie wymyśliłem tego, przysięgam - odezwał się Jaquet po chwili ostrożnie, przenosząc wzrok z Umbry na Loyrę. - Przy kluczniku widzę też słowo elf. Rozpoznaję też kilka innych, ale takich, które nic nie wnoszą.
Dokończył jedzenie i oddał elfce pusty worek.
- Przepraszam. Nie potrafię lepiej.
- Spróbuję ją uspokoić
- westchnął Rhys i podniósł się z miejsca, ruszając w stronę wściekłej kobiety.
Na dzień dobry, oczywiście, oberwał jakimś fragmentem drewnianego stelaża, a potem wiązką przekleństw, ale był od niej znacznie silniejszy, więc w końcu chwycił ją za ramiona i przytrzymał w miejscu, zmuszając do wysłuchania tego, co miał do powiedzenia. Mówił cicho, choć raczej nie po to, by ukryć coś przed Aenną, a nie chcąc snuć rozważań przy Jaquecie, który mógł wszystko za moment sprzedać Daudowi. Całkiem możliwe, że ponowne przedstawienie argumentów za pozbyciem się konkurencji, gdy już nie będą jej potrzebować, będzie skuteczne, zwłaszcza, że Umbra współpracowała z Rhysem od tak dawna, że musiała brać jego zdanie pod uwagę mocniej, niż zdanie ich nowej towarzyszki. W końcu elf puścił ją i pomógł jej zwijać materiał namiotu, a kilka minut później zabrał cały pakunek i poszedł mocować go do swojego siodła. Kobieta w międzyczasie wróciła do Loyry. Stanęła nad nią i oparła dłonie na biodrach.
- Jak się okaże, że Daud zrobi nas w chuja, albo któreś z nas zginie przez ten spierdolony sojusz, to się bardzo wkurwię. I będzie to twoja wina, Loyra. Wstawaj, Jaquet - warknęła do chłopaka, pochylając się jednocześnie nad mapą, by ją zwinąć i schować do swojej tuby. - Jedziesz ze mną. Kieruj nas do tej jebanej jaskini. Musimy się pospieszyć, bo za dużo czasu już tu zmarnowaliśmy.

Wierzchowiec Loyry sapnął cicho i trącił ją nosem, gdy podeszła, by założyć na niego siodło. Według informacji chłopaka, do jaskini było nawet bliżej, niż do mostu. Obiecał też wstawić się za nimi i mediować w ustaleniach współpracy, nawet jeśli nikt nie liczył na to, że w swojej nieporadności społecznej się do tego nada. Oni mogli mieć już plan porozumienia, ale Daud nie miał o tym bladego pojęcia. Mogło się okazać, że podejdzie do tego rozsądnie, jak Rhys, choć równie dobrze mógł być temu równie przeciwny, co Umbra. Gdy wszyscy znaleźli się na koniach - Jaquet za blondynką, wcale nie wyglądający na niezadowolonego, zwłaszcza, że jedynym sposobem na utrzymanie się w siodle ze związanymi nadgarstkami było przełożenie rąk górą i objęcie jej w pasie - mogli w końcu wyruszyć, by za kilka godzin jazdy dowiedzieć się, co przyniesie los.
Obrazek

Most nad Południcą

53
POST POSTACI
Loyra
- Gdyby chciał nas oszukać, to mógłby wymyślić coś innego, po prostu zwabić nas w pułapkę...- rzuciła ciszej, niezbyt chętnym do bezpośredniego kłócenia się tonem. Umbra szybko przerwała wszystkie próby negocjacji i wycofała się do składania namiotu, gdzie póki co chyba zamierzała zostać. Elfka wydała z siebie głośne westchnięcie i zerknęła na Rhysa, który poszedł przekonać ją, by się uspokoiła i zgodziła na ich plan. Poprzez skinienie głową zażyczyła mu powodzenia, po czym szybko wzięła się za jednoczesne dokarmianie konia i rozmowę z ich jeńcem, który teraz zarzekał się, że mówi i mówił prawdę.

- W porządku, wierzę ci, Jaquet.- oznajmiła po chwili. Nie wiedziała faktycznie na ile może mu ufać tak ogólnie, ale wierzyła mu w kwestii tego tłumaczenia. Raczej nie miał po co tu kłamać. Z drugiej strony jednak, może była to jakaś niekompetentna próba grania na czas - Loyrze ciężko było stwierdzić, ale doszła do wniosku, że należy mu się pewien kredyt zaufania. Wkrótce będzie musiała traktować wszystkich mniej więcej po równo (oczywiście pomijając budujący się, głęboki szacunek do Rhysa oraz pewne zauroczenie Umbrą), musiała już zacząć od teraz. Zresztą, w teorii dawanie Jaquetowi nadziei i bycie dla niego sympatycznym może się trochę opłacić, może będzie bardziej chętny do współpracy i na coś się przyda.

Czy Aenna była jakąś intrygantką?
Chyba nie, ale ewidentnie widać już było, że kiedy pojawił się przed nią cel - zbadanie pozostałości po Mrocznych Elfach, nie miała chyba problemu ze zrobieniem wszystkiego co się da, by do tego celu dotrzeć. Łącznie z dziwnymi współpracami, próbach perswazji na wściekłej Umbrze czy też odpuszczeniem Jaquetowi.

Negocjacje na linii Rhys-Umbra trwały jeszcze jakiś czas, ale w końcu zakończyły się, co doprowadziło do kolejnej mini-konfrontacji z blondynką. Umbra stanęła nad nią, co było interesujące ze względu na różnicę wzrostu, po czym zaczęła zapewniać ją o tym jak zły jest to pomysł i jak bardzo wszystko będzie winą Loyry.
- O-oczywiście, rozumiem.- oznajmiła prawie od razu.- Biorę odpowiedzialność za to co się tam stanie. Jeśli umrę, czujcie się swobodnie by mnie nawiedzać.- spróbowała lekkiego żartu, może lekko podreperuje to atmosferę. Jeszcze raz zerknęła na Rhysa i pogratulowała mu spojrzeniem i lekkim uśmiechem, po czym wzięła się za osiodłanie konia.

Podeszła do klaczy, gdy ta trąciła ją nosem. Loyra, kobieta mająca trzydzieści trzy lata, zrobiła jedyną rzecz, którą robią wówczas dojrzali ludzie, czyli też trąciła klacz nosem i lekko ją pogładziła.
- Przynajmniej ciebie nie trzeba do niczego przekonywać, Lovi.- szepnęła bardziej do siebie niż do konia, Lovi nie była bowiem magicznym koniem zdolnym do ludzkiej mowy. Lekko odetchnęła i wróciła do pracy, aż w końcu mogła ruszyć w drogę za resztą drużyny.

Jazda trwała już parę godzin. Raczej ignorowała zarzekania Jaqueta, że będzie mediował. W sumie to widziała bardziej siebie w tej roli. Zyskała już "szacunek" Naguka poprzez prawie spalenie go, zapewne będzie musiał respektować jej siłę i moc. Gnomka może doceni to, że jest czarodziejką, a Daud...nie wiadomo co lubił. Pewnie pieniądze. W sumie...była to dobra rzecz do zapytania.

- Jak byłoby najłatwiej przekonać ich do współpracy?- zerknęła na wszystkich, ale zatrzymała wzrok na byłym (czy obecnym?) członku drużyny Dauda. On mógł najbardziej wiedzieć, znał go "najbliżej", lub przynajmniej nie był z nim na złych stosunkach.

Jaquet trzymał Umbrę w pasie. Czy trochę zazdrościła? Może? Z drugiej strony jednak, w tym momencie wolałaby nie dotykać Umbry ze strachu przed dźgnięciem nożem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”