POST BARDA
Być może Umbra z Rhysem zdobyli też jakieś magiczne artefakty, których główną wartość stanowiła zawarta w nich moc, ale nie były one dla nich wystarczająco ciekawe, by o tym opowiadać? Jeśli Loyra była zainteresowana konkretnie tą kwestią, mogła zwyczajnie zapytać, a znając tę dwójkę zapewne otrzymałaby jasną i konkretną odpowiedź. Te, które wzbudzały w nich najwięcej emocji, były jednak wyraźnie związane z ilością otrzymanego za znaleziska złota. Ta dwójka nie siedziała w tym zawodzie dla starożytnej wiedzy i magicznych przedmiotów. - Alchemia, hm? - Umbra uniosła brwi. - Och, zapomniałam, że pytałaś w czym my jesteśmy dobrzy. Wybacz, czasem przestaję myśleć.
Popukała się w bok głowy, by po chwili namysłu naciągnąć na nią kaptur. Nocne powietrze potrafiło zawiać chłodem po szyi.
- Ja świetnie strzelam z łuku. Jestem też dobra w otwieraniu drzwi, które chcą pozostać zamknięte. I w pozostawaniu niezauważoną, jak mi na tym zależy.
- I jak przez chwilę akurat nic nie mówisz.
- Dokładnie tak - zaśmiała się kobieta, doskonale świadoma swojej gadatliwości. - Rhys za to... a zresztą co ja będę, sam się wypowiedz.
- Cóż, na pewno nie jestem żadnym magiem. Jeśli chcesz małej, upokarzającej prezentacji moich zdolności magicznych, to zapraszam.
Wyciągnął lekko dłoń w kierunku ogniska i poruszył palcami, a rozpalone przez Loyrę drwa uniosły się i zatańczyły w powietrzu, robiąc powolne kółko niespełna pół metra od ziemi. Rhys posiadał więc umiejętność telekinezy, która choć nie mogła równać się z tym, jak potężna była magia elfki, tak dla kogoś takiego jak on wciąż musiała być bardzo przydatna. Wystarczyło pomyśleć o tych wszystkich skarbach, do których nie dało się dosięgnąć normalnie. Mężczyzna opuścił dłoń, a drewno opadło z powrotem, powoli, by nie wzniecić zbyt wielu iskier.
- Do walki preferuję krótkie ostrza, ale czy jestem w tym jakiś wybitny... - wzruszył ramionami. - Żyję jeszcze, więc z pewnością skuteczny. I myślę, że dobrze sobie radzę z ogólnie pojętymi zagadkami i łamigłówkami. A na pewno lepiej, niż Umbra.
Odpowiedziało mu tylko oburzone prychnięcie.
- To całkiem przydatna umiejętność w naszym zawodzie. Zaskakująco wiele osób zabezpiecza swoje cenne przedmioty bzdurnymi mechanizmami. Jak rozwiązało się ich już dziesiątki, każda kolejna to tylko wariacja na temat poprzednich. Podejrzewam, że nie inaczej będzie z tym wzorem, który mamy na mapie - podsumował.
Po niespełna pół godziny niezobowiązujących pogawędek na tematy różne i wszelakie, Umbra postanowiła ze stęknięciem podnieść się z ziemi. Podeszła do juków, z których wydobyła koce i wróciła do ogniska po swoje posłanie.
- No, czas na mnie - poinformowała ich. - Obudźcie mnie, jak przyjdzie czas na moją wartę.
Pożegnała się z nimi krótkim, przyjacielskim salutem i weszła ze swoimi rzeczami do szarego namiotu, zostawiając dwójkę elfów samych. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Rhys wpatrywał się w ogień, obracając w dłoni niezaczęte jabłko, a płomienie trzaskały przyjemnie przy akompaniamencie szumiących nad ich głowami drzew.
- Nie musisz tu siedzieć - odezwał się w końcu cicho. - Umbra wspominała, że mało śpię. To prawda. Mogę wziąć obie warty, obudzę ją ze trzy godziny przed wschodem i wtedy sam się zdrzemnę. Musisz być zmęczona po całym dniu.