Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

31
Odpowiedź mężczyzny nawet nie zdziwiła Urista. Nie oczekiwał niczego od niego, ani zrozumienia, ani czynów. Stale zdawał sobie smutną sprawę z tego, że jego sposób rozumowania jest wyjątkowy, można rzecz, zupełnie niepasujący do otaczającego go świata. Krasnolud dobrze wiedział że nikt, prócz oczywiście demonów, nie jest zły sam z siebie. Leżący teraz w błocie mężczyźni najpewniej byli zwykłymi biedakami, których ścisnęła tak pospolita żądza pieniądza. Niewielu jednak zastanawiało się nad losem opryszków. Urist nie winił Szahida o to co uczynił. Jedyne co można było winić, to otaczający ich świat. Powstrzymał się od komentarza, przybierając jedynie ledwo zauważalną, zrezygnowaną postawę. Słuchał uważnie co miał do powiedzenia wprawny wojownik.

Kiedy przydługa wypowiedź przerywana pokazami siły nagle ustała, zwracając się pytaniem do krasnoluda, ten podrapał się po brodzie w krytym zamyśle, spoglądając spod zmrużonych powiek na Szahida.
- Bez sensu, ale heroicznie... - Wydukał powoli - Tak, to są odpowiednie słowa. Poszukujesz dobrego nauczyciela? Nie licząc stolicy, jest jedno, odpowiednie miejsce, tak mi się zdaje.
Krasnolud przerwał na chwilę, mrugając pojedynczo.
- Wyjątkową historię mi tu przedstawiłeś Szahidzie. Dawno żem nie słuchał człowieka z takimi ambicjami. I to jeszcze nie tylko prezentującego czczą gadkę. Dla ciebie odpowiednie miejsce znajduje się w Oros. Jedno z głównych miast Keronu, a zarazem główne miejsce zdobywania wiedzy przeróżnej. Prowadzi do niej główny trakt na północny-zachód z Ujścia. Cztery dni drogi wierzchowcem, albo trzy razy tyle pieszo. No, chyba że jesteś uparty. Wtedy może ze dwa razy.
Wyślij głupka po flaszkę - przyniesie jedną.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

32
Szermierza ucieszyła prosta, zwięzła odpowiedź, to mu się podobało. Dostał cel do którego może dążyć - Oros, wiedza, wspaniale. Nie tylko odpowiedź przypadła mu do gustu sam krasnolud zdawał się być postacią interesującą, czy to z charyzmy czy też inteligencji, która biła z jego oczu. Do tego wyspiarz potrzebował przewodnika po nowym dla niego świecie. Chciał jednak poznać powody kierujące Uristem. Oparł się nogą o niedawno obszczane drzewo i wbił się wzrokiem w rozmówcę - Ja, pewnie przez gorzałkę, już wyplułem z siebie jeden z ze swoich celów... A ty? Panie Podróżnik? Gdzie idziesz? Po co? Jakoś mógłbym Ci służyć w zamian za udzieloną pomoc? - tu podskórnie odbiły się na jego wypowiedzi lata na dworze i zapatrzenie w grację magnatów z Archipelagu.

Zamknął oczy chcąc wyczuć każdy atom, który go otaczał, ale dalej był skupiony na odpowiedzi. Medytacja była jednym z tych elementów, które wynosiły umiejętności Szahida do miana sztuki i teraz tejże właśnie potrzebował, czy to w ramach jego naturalnego codziennego życia czy też wyciszeniu zgagi szykującej się do szturmu na jego podniebienie. Potrzebował również opatrunku na prawej dłoni, jednak dzięki lekcjom wyniesionym z wysp potrafił w sobie wytłumić tak proste uczucia jak ból.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

33
Urist słuchał i obserwował. Po prostu. Tylko raz przez myśl przemknęło mu poczucie zdumienia, które spowodowane było tak niespodziewanie szybkim wyjściem ze stanu nietrzeźwości szermierza. Oto stał przed krasnoludem ktoś, kto faktycznie zdawał się mieć sporo sztuczek skrytych pod płaszczem. Kompan jak znalazł. I to jeszcze spotkany w tak pasującym do siebie momencie.
- Życie moje? Życie moje, bratku, to życie podróżnika. Można powiedzieć że podróżnika prostego. Podróże jednak kształcąca, Szahidzie. Kształcą jak żaden uniwersytet na świecie. Myślisz że czemu najznakomitsi myśliciele minionego wieku to filozofowie podróżni? Bo to nie papier jest źródłem wiedzy, widzisz. To otaczający nas świat i ludzie.
Urist umilkł na chwilę, udając zadumę. Zdał sobie sprawę że po raz kolejny zboczył z tematu. Błyskawicznie udało mu się znaleźć w głowie kontynuację, która odpowiadała na dalszą część pytań, a i nie skreślała poprzedniej wypowiedzi ze zbioru trzymającego się tematu.
- Taki jest właśnie mój cel. Podróż, a wraz z nią zdobywanie wiedzy. Szukanie nowych przeżyć. A jeśli zastanawiasz się o kwestię pieniądza - to co napotkam no swojej drodze najczęściej w zupełności wystarcza na pokrycie kosztów mojego skromnego życia. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak często życie podsuwa okazję do zarobku. Ale jak łatwo te okazje przeoczyć...
Krasnolud cmoknął niby od niechcenia.
- Tak jak na przykład teraz. Malusią informacją z biblioteki w mojej głowie już zaskarbiłem sobie potencjalnego, nowego płatnika. Czyż to nie daje do myślenia?
Uśmiechnął się z lekka, szybko jednak z powrotem wracając do swojej "rozważnej twarzy".
- Ja jednak nie potrzebuję na tą chwilę żadnej zapłaty w postaci materialnej, sakiewka ciąży wystarczająco. Co więcej, myślę, że mogę ci pomóc jeszcze bardziej. Jesteś ciekawą personą, Szahidzie. Myślę że mogę ci potowarzyszyć aż do Oros. I nie oczekuję w zamian nic, prócz dobrej kompanii.
Urist pokiwał głową niemrawo, oczekując na odpowiedź szermierza. W międzyczasie jednak rzuciła mu się w oczy tryskająca czerwienią rana w dłoni jegomościa. Przerwał oczekiwanie, wpierw wskazując na ową szramę, a potem pytająco spoglądając na samego rozmówcę.
Wyślij głupka po flaszkę - przyniesie jedną.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

34
-Dobrze, że zapłaty nie szukasz, u mnie na ten moment jej nie znajdziesz. A co do podróży wspaniale by było mieć tak zacnego towarzysza - otworzył oczy akurat w idealnym momencie, żeby spotkać pytający wzrok krasnoluda. Przetarł dłoń suknem, otworzył i zademonstrował. Kilka minut temu obficie krwawiła, po tym jak chwycił miecz napastnika za ostrze, teraz ledwo co była mokra. -To? Draśnięcie. Do tego zamierzone. Widzisz, jeśli potrafisz wsłuchać się we własne ciało, możesz je zrozumieć, a jeśli coś rozumiesz, masz nad tym władzę. Tego mnie nauczył mój mistrz. To jest mądry człowiek. - zamyślił się na chwilę No, ale do rzeczy. Kierunek Oros, jak dla mnie możemy ruszać nawet teraz. Chyba, że lekki półmrok Ci przeszkadza? - powiedział śmiejąc się głośno i spoglądając na całkowity mrok nocy, który ograniczał widoczność poza światłami gospody do dwóch, trzech kroków. -Czy może wolisz spać w samym centrum? Obok placu?-wycedził przez szyderczy uśmiech. Większość ludzi mogłaby poczuć się zrażona poczuciem humoru wojaka, bo dla większości ludzi masowe egzekucje i wojna jako taka, a zwłaszcza kiedy jest na wyciągnięcie ręki, nie jest powodem do śmiechu. On jednak już od najmłodszych lat był ze śmiercią w dość przyjacielskich stosunkach, a jak to z prawdziwymi przyjaciółmi bywa- wyśmiejesz, wyzwiesz od najgorszych, upokorzysz matkę, a oni i tak będą wiedzieć, że gdzieś tam w środku ich szanujesz i nie bez powodu nazywasz przyjaciółmi.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 16 lip 2015, 20:59 przez Tadeush, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

35
Krasnolud w pierwszej chwili przybrał postawę która zasugerowała, że coś chciał wygłosić. Nim zdołał jednak otworzyć usta, przerwał mu metaliczny chrzęst typowy dla żołnierskiego rynsztunku, który po przysłuchaniu się wzbogacany był o nierówny, niemarszowy tupot butów zawadzających o błotnistą ziemię, oraz zbitkę niewyraźnych rozmów. Coś błysnęło za rogiem karczmy. Nagle, kiedy odgłosy przybrał już stadium apogeum, zza rogu wylazł kordon zbrojnych strażników. Szli w sposób bardziej przypominający rozbestwiona hołotę, niżeli zdyscyplinowaną jednostkę wojskową, co chwile zawadzając o siebie, i wymieniając się słowami w wojskowych żargonie, z których wyłapać się dało nieprzyzwoicie dużą ilość sprośnych żartów i narzekań na cały świat. Ekwipunek także pozostawiał wiele do życzenia - większość ze zbrojnych nawet nie posiadała metalowego oporządzenia, paradując w skórzniach z opartymi niechlujnie na barkach włóczniami kiepskiego sortu. Ci, którzy posiadali przywilej pozwalający na noszenie żelastwa też nie wyglądali zresztą na zbytnio przejętych obowiązkiem wymagającym z pełnionej funkcji. Przekrzywione, porysowane szyszaki, napierśniki i kolczugi tak brudne, że można by było pokusić się o stwierdzenie, że nie raz i nie dwa wylądowały w końskim łajnie, oraz wyszczerbione, czasem też powyginane miecze, chyba tylko cudem jeszcze trzymające się w całości.
Pomimo że nie imponowali jakością, zdecydowanie nadrabiali to ilością. Tłum przetuptał przez całą szerokość karczmy, zajmując przy tym prawie cała drogę, ale końca widać nie było. Wylewali się zza rogu przybytku jak mrówki z walniętego patykiem mrowiska, nie dając w ogóle nadziei na doczekanie się ostatnich "doganiaczy".

Krasnolud nie dokończył kwestii. Wpatrywał się w kordon, z twarzą która wskazywała na dosyć intensywne działania myślowe. Nagle zgryzł wargi i kiwnął lekko w kierunku Szahida.
- Nie jest dobrym pomysłem zbywać w okolicy zbyt dużej ilości czasu. Niespokojnie się ostatnimi czasy dzieje w Ujściu, o niespokojnie. Sugeruję ruszyć na trakt już teraz. Pieniędzy na koń nie mam, ty chyba zgaduję że też niezbyt. Za mną więc, jeśli faktycznie trakt do Oros jest twym kierunkiem.
Po czym, ni z tego ni z owego, podwinął wymięty lewy mankiet płaszczu i ruszył dziwnie sprawnym krokiem w kierunku Traktu
Wyślij głupka po flaszkę - przyniesie jedną.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”