Zajazd „Pod pijanym morświnem”

1
Na trakcie prowadzącym z Verulae do Księstwa Ujścia, a właściwie tuż przed samym miastem zwanym Ujście, znajduje się spory, drewniany budynek. Ze względu na umiejscowienie, nie znajdzie się tutaj raczej wielu szlachciców czy zamożnych mieszkańców Ujścia. Większość z gości to podróżujące z towarami goblinoidy bądź ogólny margines społeczny. Wchodzącego do środka, należy uważać, aby nie dostać krzesłem bądź ławą. Awantury są tutaj równie częste, co szalone wyskoki. Wystarczy jeden oddech, aby od razu poczuć silny zapach piwa oraz gorzałki. Przemykając między upitymi oraz nieprzytomnymi osobami, można z problemami dotrzeć do barku. Przy odrobinie szczęścia można zostać obsłużonym przez niskiego, acz grubego karczmarza. Patrząc na niego przez ladę można pomylić go z krasnoludem, co zawdzięcza długiej, brązowej brodzie, na której często widać krople piwa lub okruszki chleba.
I pamiętaj podróżniku, jeżeli coś cię przywiedzie do tej karczmy, nigdy nie stawaj pod oknem. Gobliny lubią... załatwiać swe sprawy przez okno.



Annuil wszedł, chociaż właściwszym słowem byłoby wleciał, do karczmy. Wszyscy wyglądali na naprawdę upitych, dlatego ryzyko zostania rozpoznanym znacznie spadało. Goblin usiadł przy stoliku, przy którym nikt nie siedział, ani pod którym nikt nie leżał. Zamówił piwo i postanowił przeczekać całą tą sytuacją, by za jakiś czas wymknąć się z zajazdu i uciec z okolic Ujścia.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

2
Oto syn Rekha przybywa z: Karczma 'Basen Północny'



Oto po nieudanej próbie odbycia przygody z Brakskullem, która jak się okazało była zwykłym napadem, w którym krasnolud nie miał zamiaru brać udziału, ruszył w drogę. Prowadząc za uzdę Pimpusia i popalając fajkę, niespiesznie opuścił zabudowania Ujścia. Miał dość wrażeń jak na jeden dzień, a jeśli barbarzyńcy się nie powiedzie, nie chciał być z nim kojarzony, choć na to chyba było już za późno. Tak czy inaczej nie uśmiechało mu się zostać na noc w Ujściu. Zgodnie z tym co powiedział, podśpiewując udał się na południe.
Jak bywa na szlaku, szczególnie w okolicach Ujścia, Oto wiedział zbyt dobrze, dlatego też się przygotował. Tarcza już nie wisiała na plecaku, a dodatkowe uzbrojenie wisiało u pasa, co było dość skutecznym elementem odstraszającym. Ta militarna parada trwała do pierwszej tawerny, która znajdowała się na drodze, gdy Oto znalazł się w jej okolicy, na powrót przyjął bardziej pacyfistyczną postawę. Drewniana konstrukcja nie robiła zbyt dobrego wrażenia, a gdy odległość pozwoliła na odczytanie szyldu, zdania o tym miejscu raczej odmienić nie mógł.
- Pod pijanym morświnem - szepnął Oto w stronę Pimpusia - bywaliśmy w gorszych miejscach, staruszku. - dodał klepiąc muła po pysku i przywiązując go do czegoś co miało udawać stajnie dla podróżnych.
- Idę zajrzeć do środka. - tłumaczył się, na co muł obruszył się i stęknął - no tak zapomniałbym o twoim jedzeniu. - powiedział przepraszająco i zostawił mu worek z paszą.
Po wejściu do środka nie zauważył wiele, prócz dużego ścisku i pokaźną liczbę zielonoskórych. Przepychając się niedbale dotarł do baru i wyciągnął własny kufel wraz z zapłatą dając znać gospodarzowi, żeby zalał do pełna. Ten tylko się uśmiechnął i po chwili oddał kufel pełny złocistego trunku. Jednak teraz przed synem Rekha wyrósł problem znalezienia miejsca. Jako, że nie było szans na wolny stolik, nawet pod oknem, które wyglądało na dosyć zużyte... krasnolud ruszył na poszukiwania.
Nie wylewając dużych porcji piwa na podłogę, zniecierpliwiony siadł w końcu przy pierwszym lepszym miejscu. Na przeciwko siebie zauważył goblina z czaszką na głowie, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.
- Pan wybaczy, że się dosiadłem, ale chyba wszystko inne zajęte. - zagaił na początek. - Nazywam się Oto syn Rekha z domu Górników, a ty, zielony przyjacielu? - zapytał
"Though much is taken, much abides; and though
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

3
Goblin podniósł ociężale wzrok na krasnoluda. Rozejrzał się wokół, czy aby żaden stolik nie był wolny. Faktycznie, wszędzie walali się zielonoskórzy.
-Proszę ja ciebie bardzo, krasnoludzie- powiedział Annuil - Niezły tutaj tłok, psia jego mać, prawda?- powiedział. Upił trochę piwa z kufla. Nie trzeba było zbyt długo czekać, by doszło do niepokojącej dla goblina chwili - czyli przedstawienia się. Cóż, znajdowali się kawałek od miasta, ale mimo wszystko ktoś mógłby się pokusić o ukrócenie go o głowę.
- Tanio bym kurwa skóry tym jebanym, pazernym, chciwym matkojebcom skóry nie sprzedał- pomyślał. Faktycznie, znał parę sztuczek, które ułatwiłyby mu ucieczkę.
Niski mag po chwili uznał, że tylko krasnolud jest mu w stanie zagrozić. Reszta gości była zbyt pijana.
-Nazywam się Annuil Riswath. - powiedział. Nazwisko to raczej nie mówiło nic krasnoludowi, chociaż kto wie-A więc pochodzisz z północy, przyjacielu? Co więc Cię kurwa sprowadza, do tej zajebanej i nędznej tawerny?- zapytał. Trudno to było zauważyć nie przyzwyczajonemu do obecności goblinów osobnikowi, ale Annuil operował dosyć bogatym słownictwem i raczej ograniczał użycie wulgaryzmów. Jak na standardy goblinów oczywiście.
Goblin wypił kolejny łyk piwa i po raz kolejny omiótł karczmę wzrokiem. Zaczynał trochę żałować, że zatrzymał się w takim miejscu.
-A mogłem iść w góry, tam przeczekać tydzień, lub dwa... i dopiero potem dać stąd dyla. No, ale kurwa nie. Lepiej pójść się napić. A... chuj. Najwyżej spalę jeszcze kilka budynków i ich mieszkańców i wtedy spieprzę w góry- pomyślał.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

4
- Pośpiech, drogi Annuilu - przyznał szczerze - znajomość z pewnym barbarzyńcą, może w ciągu kilku dni, nie być zbyt pożądana w Ujściu. - Wyciągnął fajkę z ust i wskazał jej ustnikiem wątłe ciało goblina - Muszę przyznać, że nie widywałem podobnych tobie z czaszkami na głowie. Jesteś jakimś szamanem, albo znasz się na magii? - zapytał, na powrót korzystając z fajki i popijając piwo.
- Nie wyglądasz na stałego bywalca, nie twierdze, że twoi krewniacy, mają słabą głowę do piwa, ale trochę się odróżniasz od reszty towarzystwa. Wrócę jednak do twojego pytania. - rzekł i poprawił się na siedzeniu.
- Istotnie pochodzę z Północy, z samego Turonu, ale od wielu lat wędruje po krainach Herbii i szukam. Pewnie jesteś ciekawy czego taki krasnolud jak ja może szukać? - zapytał zamiast goblina - Sam nie wiem, pewnie jakiegoś skarbu albo artefaktu. - odpowiedział radośnie - Nie znasz może jakiś zapomnianych miejsc, grot lub jaskiń w okolicy? Może znasz okoliczne góry? - zapytał
"Though much is taken, much abides; and though
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

5
-Można powiedzieć, że znam parę sztuczek. A ta czaszka to... taka moje pojebana wariacja- powiedział i wzruszył ramionami, upijając kolejny łyk piwa-Co zaś się tyczy moich pobratymców. To takie dzikie towarzystwo. A bywalcem faktycznie, tutaj nigdy nie byłem- powiedział i westchnął. Upił kolejny łyk piwa -Dobrych parę lat przesiedziałem w mieście i nigdy mnie tutaj nie ciągnęło. Można się poczuć za bardzo jak w domu, a poza tym... to różne opinie krążą o tym zajeździe. To jakieś układy kryminalistów, wiele dziwnych osób się tu zbiera. No cóż, zawsze takie miejsce musi być- powiedział goblin. Znów rozejrzał się po pomieszczeniu, ale o tej porze raczej nikt nowy nie śmiał się przybywać. Jedyną intrygującą rzeczą był jakiś zielonoskóry, który wyturlał się przez okno, po to, by po chwili wrócić przez nie do pomieszczenia.
-Parę lat tu mieszkam i góry może troszkę znam. Niestety, zapomnianych jaskiń ni chuja nie znam. Wtedy nie byłyby zapomniane, prawda? Ale najlepszym sposobem, żeby coś kurwa odkryć, jest przecież zapierdalanie po świecie i gadanie z ludźmi. Siedząc w karczmie, na pewno nic nie odkryjesz!- powiedział krasnolud z uśmiechem, po czym wypił solidny łyk piwa, którym opróżnił kufel do połowy.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

6
- Wielka racja Panie Riswath, dlatego nie mam zamiaru przesiadywać w karczmach. - przyznał Oto zaciągając się głęboko fajką i roztaczając nad sobą kłęby dymu. - Niech to! Coś Panu pokaże. - dodał entuzjastycznie i zdjął swój plecak kładąc go między nogami. - Gdzieś tutaj to miałem... - komentował grzebiąc w plecaku. Kiedy wyjął patelnie i czekan znalazł to czego szukał.
- Jest i mapa! - rozłożył ją na stole w kierunku goblina, wcześniej chowając zbędnie wyciągnięte fanty. - Jak się Pan zapewne orientuje, my znajdujemy się delikatnie pod Ujściem - wskazał grubym palcem miejsce na mapie. - a z tego co się dowiedziałem, na zachód wzdłuż Południcy - przesunął palec wskazując rzekę - znajdują się sieci jaskiń. Niektóre z nich podobno były zamieszkane w dalekiej historii, ale nas interesuje coś innego. Jako, że rejon ten jest oddalony od większych miast a od zachodu oddziela go Wielka Pustynia grasowało tu sporo złodziejskich band. Podobno część z nich przechowywała różne rzeczy w tych jaskiniach, a samą Południcą transportowała je do miast, gdzie można było je upłynnić. - tłumaczył tą nieco naciąganą teorię, ale nie do końca oderwaną od rzeczywistości - Pytanie tylko zielony przyjacielu czy pisałbyś się na taką wyprawę? - zapytał
"Though much is taken, much abides; and though
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

7
-Jaskinie, nie jaskinie, zawsze można wpierdolić jakimś kutafonom, co rabują karawany i zgarnąć ich łupy - powiedział goblin - Jeżeli jednak jest nawet mała szansa na znalezienie jakiegoś wyjebistego skarbu... czemu nie! - rzucił, dopijając piwo do końca. Annuil spojrzał na mapę. Wbrew pozorom czekał ich kawałek drogi. Południca ciągnęła się aż do gór, ale goblinowi szybkie wydostanie się z okolic miasta było jak najbardziej na rękę.
-Pozostaje pewna kwestia. Jak wiadomo, na szlaku nie jest bezpiecznie. Nigdy. Ale co ja pierdolę, damy radę. Widzę, że ty latasz z orężem w stylu jednoosobowej armii! Ja tam trochę poczaruję i nikt nam kurwa nie da rady! - powiedział entuzjastycznie- A, i jeszcze jedno. Jeżeli mamy się wybrać na taką wyprawę, to przejdźmy na "ty". Bo wkurwia mnie te twoje "Panie". Panie kurwa to, panie kurwa tamto. Mów mi Annuil. Łatwiej się będzie współpracować- powiedział mężczyzna z uśmiechem (trochę krzywym) - To jak, kiedy wyruszamy?- zapytał jeszcze.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

8
Oto uśmiechnął się na słowa zielonoskórego. Nigdy nie przypuszczał, że ta rasa potrafi tak dobrze, choć może nie kulturalnie, komunikować się z resztą istot. Zawsze wyobrażał ich sobie za niski, irytujący i często ginący gatunek... Choć jak musiał przyznać w duchu, przez lata wędrówki, nie spotkał za wielu skrajnie głupich Goblinów.
- Najłatwiej będzie wyruszyć rano, co oznaczałoby, że musielibyśmy przenocować w tym przybytku. - myślał na głos - Choć sam nie wiem co będzie bardziej niebezpieczne, sen tutaj, czy wędrówka po bezdrożach po nocy... - rzucił i zaczął zwijać mapę.
- Tak czy inaczej decyzje pozostawiam tobie. - upił łyk piwa - ja jestem gotowy do drogi, nawet od zaraz.
"Though much is taken, much abides; and though
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

9
-Nocowanie w tym miejscu, to jak sranie do ogniska. Da się, ale bywa bolesne- skomentował goblin dopijając piwo-Myślę, że moglibyśmy wyruszyć teraz, pod osłoną nocy. Osłoni nas to przed wieloma ciekawskimi oczami. Także zajebiście oszczędzi nam paru godzin, a dodatkowo... ochroni przed tymi pokurwionymi dzikusami- rzucił i wskazał głową na swoich pobratymców, skaczących ze stołu na stół-No to co, w drogę!- rzucił Annuil i podniósł się z miejsca. Pochwycił swój ekwipunek, który był dosyć ubogi. Nie wyszedł jednak zza stolika, oczekując na reakcję krasnoluda. Nie był pewien, czy rzeczywiście ma on ochotę ruszyć o tak późnej porze.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

10
W takim razie, komu w drogę temu czas! - oświadczył wesoło Oto - Tylko się przygotuje. - dodał i zręcznie wrzucił wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Z małej kieszonki wyciągnął pudełeczko, z którego wyciągnął wkład do fajki. Po wymianie drogocennego paliwa, rozpalił ją od najbliższej świecy, tworząc przy tym mnóstwo gryzącego dymu, na koniec przypiął jeszcze swój kufel do pasa i zerwał się na równe nogi.
- Ruszajmy więc- rzucił i zaczął przedzierać się do wyjścia...


Oto syn Rekha oraz Annuil Riswath udają się do [Na szlaku] Skarby, jaskienie i Femme fatale
"Though much is taken, much abides; and though
We are not now that strength which in old days
Moved earth and heaven; that which we are, we are;
One equal temper of heroic hearts,
Made weak by time and fate, but strong in will
To strive, to seek, to find, and not to yield."

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

11
Gdy dojrzał migoczące światła wyglądającego na karczmę budynku, niemal czarny Hobgoblin zatrzymał się na chwilę i odłożył dość ciężki tobołek na piaszczysty, jeszcze ciepły po słonecznym dniu szlak. Był w drodze już kolejny dzień i tylko porządna, ciepła kąpiel mogła zetrzeć z jego ciała pył i pot przebytej drogi, ale Vasemir cenił sobie dobre wrażenie i nie chciał wyglądać na grubiańskiego, brudnego włóczęgę. Poprawiając związane w kuc włosy, domalowując nieco roztartą sadzę na oczach i upewniając się, że wszystkie jego woreczki oraz sakwy są dobrze zawiązane i przywiązane do jego ciała i ubrań - tak, aby żaden domorosły złodziejaszek bez błyszczącego ostrza nie mógł ich niepostrzeżenie oderwać - patrzył, zamyślony, na księżyc. To znaczy - ten większy księżyc, ciepłą, nieco różową tej nocy Mimbrę. Zabawne, pomyślał, zauważając, że to właśnie ona przykula jego wzrok - koniec końców, był - dosłownie - na drodze do rozpoczęcia czegoś w rodzaju przygody, nowego, dojrzałego etapu swego życia. Nie wiedział jeszcze, co go czeka, ale był pewien, że w jego życiu już wiele się nie zmieni - będzie dążył swoją słuszną ścieżką, będzie się doskonalił i może, może, jeśli Bogowie pozwolą, umrze usatysfakcjonowany. Zapewne samotnie, prawdopodobnie nie ze starości, z całą pewnością nie na trzeźwo, ale może choć spełniony...

Zbliżając się do gospody, której nazwę znał z opowieści podróżnych - w końcu "Pod pijanym morświnem" była znana na trakcie i Vasemirowi zdawało się nawet, że niegdyś w drodze do Oros przystanęli tu na kilka godzin - wyplątał ze związanej w warkocz, czarnej brody jakiegoś nieznośnego owada, splunął w dłoń i przeczesał ją jeszcze. Nasłuchiwał dobiegając ze środka odgłosów, ale jakoś nie był w stanie ich rozróżnić - może po prostu był już zmęczony trwającą kolejny dzień pieszą podróżą, ale tym bardziej miał teraz ochotę na ciepły posiłek - najlepiej jajecznicę z młodym winem i kawałek pieczonego ptaka!

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

12
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypieniem, zupełnie niesłyszalnym wśród gwaru karczemnego. Gości, jak na późną nocną porę, było całkiem sporo. W jednym kącie jakaś grupa śpiewała sprośne szanty, w drugim kilku Krasnoludów konspirowało po cichu. Poza tym wiele innych pomniejszych grupek siedziały przy stołach, popijając co jakiś czas z kufli, nierzadko też racząc się jakimś jadłem.
Mało kto zwrócił uwagę na wysokiego, prawie czarnoskórego Hobgoblina, który szedł z tobołkami, by zasiąść w końcu samotnie przy stoliku w końcu sali. Z pewnością mieszkańcy Ujścia widywali już najdziwniejszych przybyszy z różnych stron, dlatego też nietypowo wysoki mieszaniec nie robił na nich większego wrażenia.
Vasemir zrzucił z siebie wszystkie ciężary i rozsiadł się. Dobrze było w końcu dać nogom wypocząć i samemu zaznać odrobinę luksusu.
Pozwolił sobie na krótką obserwację, czekając na jakąś służbę. Początkowo nie zauważył nic niezwykłego, dopiero po chwili jeden prosty fakt rzucił mu się w oczy. Owe mniejsze grupki, składające się z od dwóch do nawet sześciu osobników, były w głównej mierze reprezentowane przez Gobliny. Po szybkim przeliczeniu okazywało się, że Goblinów jest w karczmie więcej, niż przedstawicieli pozostałych ras razem wziętych. Mogło to zastanawiać, ale czy na pewno? Wszak Ujście sąsiaduje z Urk-Hun i obecność Goblinów nie powinna żadną miarą dziwić.
Zewsząd płynęły też informacje. Żywność drożeje, jakiś jegomość o dziwnym nazwisku organizuje podróż morską dla prawdziwych szaleńców, w rynsztoku znaleziono zwłoki szlachcica powiązanego z przestępczym półświatkiem, Elfy szykują się do ataku na Keron, co poskutkuje zwiększeniem podatków. Ot, plotki i ploteczki wygłaszane przez tutejszych.
- W czym mogę pomóc, panie?
Nasłuchiwania i rozmyślania Vasemira przerwał melodyjny głos. Gdy podniósł oczy, ujrzał niewysoką półelfkę ubraną w poplamioną lnianą suknię. Choć do jej elfickich korzeni wiele jej brakowało, to nie można było jej zarzucić braku urody.
Obrazek

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

13
Vasemir radował się w duchu myślą o otaczających go zielonoskórych. Nie był wielkim zwolennikiem urkhuńskiej kultury, która zdawała się być zdominowaną przez prymitywne obyczaje Orków i brutalne wartości nagradzane przez Xanda – zdecydowanie wolał swoje ojczyste, bardziej kolorowe i interesujące zwyczaje Varulae – ale dobrze było mieć świadomość, że otoczony jest przez swoich, a nie – brońcie Bogowie! - przez jakichś chorych Sakirowców. Koniec końców, nie wiedział, czy jakiś bardziej uparty, zaślepiony przez ignorancję rycerzyk nie będzie chciał prędzej czy później dokończyć tragiczną w skutki "krucjatę" przeciw Ebernholtowi.

- W podróży, moja droga, w podróży! – odpowiedział dziewczynie, uśmiechając się przyjaźnie, choć uśmiech ten, szczerzący zęby na umalowanej twarzy, bywał przez co płochliwsze panienki źle odbierany. - Ciepłej strawy i napitku potrzebuję. Jeśli macie, to poproszę o pieczonego kuraka i jajecznicę, a do tego jakieś pieczywo i z pół dzbana wina – tylko niech Cię oko Hyurina strzeże, nie żadnego elfiego! No i... – tu nachylił się nieco ku dziewce. - czy nie powinienem wiedzieć czegoś o gościach? Wiesz, nie podejść młodemu szlachetce pod miecz czy z innym świrem się w rozmowę nie wdać... ha! Ty zresztą na pewno wiesz, jak jest!

Pytanie zadał właściwie z przyzwyczajenia, ale rzeczywiście niegłupim pomysłem wydało mu się nawiązanie z kimś rozmowy – pewnie niejeden kupiec zmierzał do Ujścia, więc może udałoby mu się z kimś zabrać wozem, zamiast męczyć nogi pieszą wędrówką? Poza tym dobrze byłoby usłyszeć, jak się mają sprawy na północy, kto kogo bije i za kim trzyma. Na północy Keronu zima się powoli kończyła, a przejezdne drogi gwarantowały, że wiosenne deszcze spłuczą z duktu zarówno zależały śnieg, jak i świeżo przelaną krew.
Vasemir ciągle nie wiedział, dokąd powinien zmierzać, co ze sobą począć. Wiedział, że w ustach bogobojnych kapłanów kryje się wiele całkiem słusznych wskazówek odnośnie boskich nakazów, zatem całkiem na poważnie brał pod rozwagę pomysł pielgrzymki. Tylko gdzie i właściwie po co? Taka podróż to świątyni Turoniona gdzieś w Salu byłaby z pewnością pouczająca, ale zapewne jeszcze bardziej niebezpieczna – a musiałby albo płynąć wokół Urk-hun i przebyć mroczną cieśninę przy Wyspach Umarłych, albo wysiąść w Irios i pieszo dotrzeć do Qerel, a Zachodnia Dzielnica nie była najprzychylniejszym Goblinom z regionów Herbii. Mógł też podróżować przez cały Keron do Qerel bezpośrednio, ale ta myśl również mu się nie podobała – koniec końców tu się nie urodził, a kraj znajdował się w stanie wojny...
Ale pierwsza strawa – najpierw zaspokoi głód, potem dopiero zajmie się spokojem myśli.

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

14
Półelfka uśmiechnęła się ładnie.

- Gęś właśnie kończy się piec i z gęsich jaj jajecznicę mogę wam polecić. Ciemne pieczywo, prosto z Meriandos od niziołków. Jest nieco droższe od podpłomyków, które sami pieczemy, ale to z racji zwiększenia przez Keron podatków na nieludzi i trudności, jakie wszelkie towary z tego regionu przechodzą, aby się tu dostać. Bardzo dobrze smakuje z pieczenią. Wino, jeśli nie elife... To może ze stoków Zaavral, ma wzięcie wśród kupców i szanowanych handlarzy. Nie pali w gardło jak goblińskie samogony, które czasem podają w karczmach. Co zaś do waszego pytania... - nachyliła się i przemówiła ściszonym głosem. - To właściwie obawiać się nie ma czego. Dziś żadnych Kerończyków nie ma, szlachetnie urodzonych nie najdziecie. Tamci w kącie to marynarze z Archipelagu, nie interesuje ich polityka i wielki świat. Krasnoludy to kupcy, którym zatrzymali towary, jakoby nielegalne. Powiadają, że czarno magiczne to były rzeczy, ale to chyba bajęda, bo podobno mogą ruszać w dalszą drogę, ale bez swoich ładunków. No, pomyślcie, panie, czy gdyby naprawdę te ich rzeczy śmierdziały magią, to by ich puszczono wolno? Zaraz by tu wysłali tych swoich siepacz nazywających się Zakonem. A reszta, jak widzicie, to dla was swojacy. Ale z językiem trzeba uważać, panie. Nie pytać dlaczego tylu ich ostatnio jest w mieście, nie mówić o trupach na ulicach, ani o wczorajszych ruchawkach w porcie. Najlepiej gadać o pogodzie, bo to temat bezpieczny i zawsze aktualny.

Łatwość, z jaką dziewczę obrażało Zakon Sakira wynikać musiała z faktu, że jej rozmówcą był Hobgoblin, a zatem niemal niemożliwe, by darzył sympatią Sakirowców. Niemal. Musiała zrozumieć, że trochę zbyt mocno rozpuściła język, a przynajmniej mogła ostrożniej dobierać słowa, gdyż zmieszała się, wyprostowała i zapytała służbiście.
- Czy podać to, co zaproponowałam, czy życzycie sobie czegoś innego?
Po przyjęciu lub też odrzuceniu zamówienia, Vasemir dostrzeże, że jedna z grupek Goblinów obserwuje go ukradkiem, niby pozornie nie zwracając na nic uwagi. Robili to jednak nieco nieudolnie i nie mogło być mowy o pomyłce.
Obrazek

Re: Zajazd "Pod pijanym morświnem"

15
Hobgoblinowi niemal szczęka opadła, gdy usłyszał, jak przypadkowa karczemna dziewuszka płynnie wymienia dania, których składniki sprowadzane są z innych krain, a do tego jeszcze całkiem sprawnie zachęca do spożycia. Jawnie oblizał się, słysząc o bułeczkach Niziołków i zaavralskim winie - podobno jednym z lepszych. I wcale nie zastanawiał się, w jaki to magiczny sposób pieczywo z odległej Wschodniej Prowincji pozostawało świeże tutaj, w Ujściu, tylko czekając, aż on - Hobgoblin z sakiewką - zażyczy sobie smacznego chleba.
- Biorę, biorę! Tylko porcji nie żałujcie i wina nie chrzcijcie! - zawołał ochoczo. - Nie każ mi głodnieć, a dostaniesz jeszcze kilka monet za zaradność i dobre słowo.

Niby to tak bardzo radując się z zamówionego posiłku, uśmiechnął się szeroko i błysnął zębami w kierunku przyglądającym się mu Goblinom. Oczywiście - cieszył się rzeczywiście, uwielbiał bowiem dobrze zjeść... jednak nie cieszył się tak bardzo, by chwalić się zwykłym posiłkiem przed innymi. Tę krótką chwilę poświęcił na nieskrępowane przyjrzenie się obserwatorom, a że w tym czasie nie mógł dostrzec wielu szczegółów, to usiłował wypatrzeć czy i jakiego rodzaju mają broń. Na kupców na trakcie czyhało wiele niebezpieczeństw i choć był generalnie był pozytywnie nastawiony do innych, to w nieznanej gospodzie, gdzie się pije i upija, wolał zachować zdrową dozę ostrożności.

Nie umknęły jego uszu wzmianki, których sama służka nie rozwinęła - o jakimś zamieszaniu w porcie, o konfiskacie krasnoludzkiego towaru i o marynarzach znajdujących się zastanawiająco daleko od morza. Uznał jednak, że nie ma co jej wypytywać, tym bardziej, że chciał najpierw zjeść. A jak zje, to się zobaczy - może i do tych zielonych jegomości podejdzie, może winem poczęstuje i wypyta o to i o owo... Obiło mu się o uszy, że w Ujściu nietrudno o żelazo między żebrami, więc głupio byłoby udawać się do miasta bez żadnych wieści o tym, co się teraz dzieje.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”