Obozowisko

1
[AKTUALIZACJA] Zmieniły się strony. Teraz to wojska królewskie próbują odbić goblińskie Ujście.

Żadne oblężenie nie odbywa się bez obozów agresorów. Tak było i w tym wypadku. Obozowisko Baroni Varulae mieściło się tuż za zasięgiem ognia Ujścian. Było stworzone z chaotycznie porozmieszczanych namiotów wojennych. Jeden mniejszy, drugi większy - zależnie od rangi żołnierza zamieszkującego namiot lub jego funkcji. Największe były namioty medyczne, zaopatrzeniowe z żywnością lub bronią oraz, oczywiście, namioty najbogatszych, bo na wojnie prywatny majątek też się liczy. Tymczasowe domy dla zielonych były wykonane z lepszej lub gorszej tkaniny zszytej z patykami lub metalowymi prętami, tak by namiot mógł stać w miejscu i się nie zapaść. Wystrój tych małych mieszkań był zależny od mieszkańca. Mógł być pełny bogatych mebli - znajdowały się osoby, które taki ekwipunek ze sobą taszczyły - lub niezawierającym nic, prócz małego, brudnego i niewygodnego łóżka. Gobliny były podzielone na zmiany. Jedni stali na warcie w obozie, drudzy ostrzeliwali mury Ujścia z maszyn oblężniczych, trzeci zajmowali się jeszcze czymś innym, a czwarci wypoczywali i tak zmieniali się co jakiś czas, przez całą dobę. W ten sposób życie w obozie wyglądało cały czas tak samo. Zmieniały się tylko twarze. Wyjątek stanowiły pory obiadowe, podczas których część wartowników i wszyscy mający aktualnie przerwę udają się na posiłek do improwizowanej jadłodajni, stworzonej z kilku stolików i polowej kuchni pod dachem z drewna. Wyglądało to jak słaba karczma bez ścian. Pory takie były trzy razy na dobę. Dwa razy dziennie i raz w nocy. Trwają wystarczająco długo, by każda zmiana mogła skosztować posiłku.


Vesaeline obudziła się. Bolała ją głowa i trochę to trwało, zanim odzyskała świadomość. Pewnie właśnie dlatego z początku nie uświadamiała sobie tego, gdzie się znajduje. Była bowiem w namiocie dla jeńców wojennych. Elfka klęczała, a dłonie miała przywiązane z tyłu do czegoś dużego i ciężkiego. Nie zakneblowali jej, ale co mogła mówić, będąc nieprzytomną? Ves nie miała przy sobie swojego ekwipunku, może poza ubraniami. Tylko tymi potrzebnymi ubraniami. Miała na sobie tylko swoje spodnie i koszulę, w dodatku rozpiętą tak, że na wierzch wystawały jej nagie piersi.

Powoli dochodziła do zmysłów. Najpierw poczuła odór, jaki unosił się w pomieszczeniu, a potem ból kolan od długotrwałego klęczenia. Gdy się rozejrzała, mogła ujrzeć innych jeńców. Dwaj z nich - kurierzy - leżeli martwi. Trzeci - keroński żołnierz - był pobity do nieprzytomności. Wszyscy byli przywiązani w ten sam sposób jak Ves - do drewnianej beli rozszerzającej się na górze, przez co nie dało się wstać. Elfka na szczęście nie była w takim stanie jak inni jeńcy. Przed wejściem stał strażnik, ale nie zaglądał on do wnętrza, tylko pilnował, by nikt nie wszedł do środka. W prowizorycznym więzieniu stało trochę stojaków z bronią, a co najważniejsze - skrzynia na rzeczy pojmanych. Elfka zaczęła przypominać sobie jak tu trafiła.

Było późne popołudnie. To, co słyszała na trasie, było prawdą. Ze szlaku rozciągał się widok na atakowane Ujście. Z zadziwienia wyrwał Vesaeline głos dobiegający z prawej strony - zza krzaków. Głos ten wołał ją po imieniu. Odruchowo odwróciła się w stronę głosu. Szukała jego źródła. Nie zdążyła zejść z konia, gdy dostała kamieniem w tył głowy. Była zbyt zajęta głosem, by zrobić unik. Dalej nie sięgała już pamięcią.

Kiedy odzyskała pełną świadomość, nie zdążyła nawet obmyślić planu ucieczki. Zza pleców usłyszał ciche prucie materiału, a zaraz potem ktoś zaczął jej przecinać więzy.
- Wybacz, ja cię w to wpakowałem - był to głos Rieva.
Więzy puściły.
- Bierz swoje rzeczy i uciekamy do Ujścia - mówił szeptem. - Później wszystko wyjaśnię.
Ostatnio zmieniony 04 mar 2015, 21:37 przez Leva, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Obozowisko goblinów.

2
Elfka ugryzła się w język, żeby nie robić zbędnego hałasu. Utkwiła wzrok w plecach wartownika. Kiedy więzy opadły, wyswobodziła odrętwiałe ramiona i natychmiast zakryła bezceremonialne wyeksponowane wdzięki koszulą. Roztarła nadgarstki, zapsioczyła cicho. Rieve zaskoczył ją. Powinien być na Wyspach albo gdzieś na Wschodnich Wodach. Co, na krew Krinn, robił wcześniej na gościńcu do miasta — nie miała pojęcia. Ale nie była to dobra chwila, by się dowiadywać.

Pilnuj go, byle cicho — warknęła przytłumionym głosem i ruchem głowy wskazała strażnika.

Nogi miała zbolałe po godzinach bezwładnego klęczenia i pragnęła tylko w końcu je rozciągnąć, lecz nawet się nie wyprostowała. Stąpała przygięta w kolanach, żeby uniknąć choćby szelestu. Prześlizgnęła się obok Rieva niczym łasica. Dla pewności zerkała przez ramię na sylwetkę u wejścia do namiotu. Nie ufała przemytnikowi. Porywczy dureń. Powinna była się spodziewać, że jeśli ktokolwiek mógł wciągnąć ją w jeszcze większą kabałę, niż odcięcie Ujścia, był to tylko on i jego zakuty łeb.

Bywałaś w gorszych. Skup się.

Czekała na wiadomość od handlarki, na jakikolwiek znak długo, zanim w końcu zawróciła i pogoniła klacz prosto w stronę Ujścia. Musiała wrócić. Musiała cokolwiek zrobić. Wtedy nie wiedziała jeszcze jak, wierzyła, że na miejscu znalazłaby jakiś sposób na przedostanie się za mury. I znalazła. Czuła jeszcze pulsowanie w miejscu, gdzie uderzył kamień. Żeby przypomnieć sobie, co wydarzyło się na trakcie, potrzebowała chwili. Męski głos, Księżna podrywająca nagle łeb i buchająca z nozdrzy. Pocisk świsnął w powietrzu. Co potem — nie wiedziała. Nie potrzebowała wiedzieć. Przebudził ją chłód powietrza na nagiej skórze.

Podniosła wieko skrzyni, modląc się, by nie zaskrzypiało. Broń, to było najważniejsze, brakowało jej u pasa znajomego ciężaru. Kurtka i kaftanik — zmarzła. Zabrali nawet sakwy. Starała się nie zastanawiać, jak bardzo jeszcze wnikliwi i dokładni byli przeszukujący ją wcześniej żołdacy. Odgrzebała pozostałe wyposażenie, ostrożnie przetrząsając ekwipunek, żeby nie zaalarmować wartownika. Reszta przedmiotów musiała spoczywać w jukach, tam gdzie je zostawiła. Księżniczka...

Musimy przedostać się do koni — syknęła.

Słyszała wcześniej dźwięk rozrywanego płótna. Ich szczęście, że trep na zewnątrz nie słyszał. Rozejrzała się po wnętrzu namiotu, szukając drogi, którą wkradł się do środka Rieve. Mogła zaszlachtować wartownika u wejścia bez zwracania na siebie niczyjej uwagi, lecz jego zniknięcie niechybnie szybko zostałoby zauważone podniosło i alarm w obozowisku. Potrzebowali tyle czasu, ile tylko mogli go sobie zapewnić.

Ruszajmy.

Re: Obozowisko goblinów.

3
Rieve ubrany był w tkaninę koloru materiału z którego zbudowane były namioty. Nie była ozdabiana. Zwykłe spodnie, koszula i kurtka. Pewnie dlatego udało mu się przekraść niezauważenie. Szmugler trzymał w ręku ostry sztylet, którym wyciął sobie przejście w tylnej "ścianie".

- Spokojnie. Ich nie obchodzą konie. Księżna jest bezpieczna. - pocieszył.

Gdy elfka odzyskała już wyposażenie Rieve odwrócił się i stanął jedną nogą na zewnątrz.

- Choć za mną - rzucił w jej stronę mówiąc nadal szeptem - A! Zapomniałem. - uśmiechnął się - Nie masz wyjścia.

Wyszedł na zewnątrz i poczekał na Veaseline. Był chłodny wieczór, powietrze stanęło w miejscu. Po czym nakazał ruchem ręki by podążyła za nim. Skradając się ruszył naprzód w stronę rzeki. Najwyraźniej była pora posiłku, bo straży nie było tak dużo jak można się było spodziewać. Kręcili się wężykiem. Widocznie wybawiciel elfki wiedział, że nogi mogą jej odmówić posłuszeństwa przy biegu. Omijali dłuższe odstępy między namiotami i kryli się raz za jednym raz za drugim. Przez to cała przeprawa trwała dwa razy dłużej. Musieli trochę podbiec, ale w końcu dotarli do rzeki niedaleko murów. Nogi na szczęście słuchały ich właścicielki. Rieve przykucnął za dużym kamieniem.

- Dobra, teraz musisz mi zaufać mała. Złap mnie za rękę - wyciągnął dłoń - Będziemy nurkować w tym szambie. Wstrzymaj powietrze i mnie nie puszczaj jasne?

Re: Obozowisko goblinów.

4
Elfka odpowiedziała na uśmiech przemytnika morderczym spojrzeniem i bez słowa wyślizgnęła się za nim z namiotu. Głupiec zawsze przednio się bawił.

Obozowisko spało. Spało lub żarło i chlało po kantynach. Droga śladami Rieva nie obfitowała w niebezpieczeństwa, lecz dłużyła się niemiłosiernie, nie chcieli ryzykować konieczności szybkiej ucieczki. Ves bolały stawy i ścięgna, zrywanie się niczym królik zza krzaka do biegu mogło mieć opłakane konsekwencje. Nie wiedziała, jak długo musiała klęczeć skrępowana. Czuła, że długo. Elfka nie wymruczała słowa narzekania. Martwiła się jedynie tym, by zdążyć na czas. Do miasta, do Kali. Nie zdążyła pomyśleć, co miało być potem, gdyby zielona zaraza przedarła się przez obronę i przelała jak morze za mury. Ludzie pokroju handlarki nie tonęli łatwo. Tej myśli się trzymała.

Omal nie wpadła na Rieva, kiedy niespodziewanie przystanął i przykucnął w cieniu bazaltowej skały. Na chwilę ją zatkało, gdy zdradził, co zamierzali zrobić. Co on zamierzał. Ryby pływały, kaczki pływały, śmieci pływały na powierzchni wody, gdy je wyrzucić. Ves nie pływała.

Nie mówisz poważnie...

Jego twarz zdradzała zupełnie przeciwieństwo. Jak raz, był całkowicie poważny i wyciągał do niej dłoń. Elfka prychnęła ze złością, w duchu jęknęła nad mulistą, zimną rzeką. Kiedy bez słowa wplotła palce w palce Rieva, postąpiła krok na skraj brzegu, gotowa nabrać powietrza, przymknąć oczy i wolną dłonią przysłonić usta oraz nos, by uniknąć dostania się do nich w pierwszych chwilach lodowatej wody. I zapaść się w ten cholerny ziąb. Upewniła się wcześniej, czy solidnie dopięła broń oraz pasy, by nic nie przepadło z nurtem. Musiała zdać się całkowicie na przemytnika. Nie znała aż tak niecywilizowanych skrótów do miasta.

Re: Obozowisko goblinów.

5
Rieve najwidoczniej ucieszył się z zaufania elfki. Jednak sądząc po jego twarzy to zaraz po tej myśli przypomniał sobie jego własne słowa - "Nie masz wyjścia". Poprawił chwyt i uchwycił mocniej jej dłoń.

- Mam wrażenie, że mnie nie lubisz. - zaśmiał się.

Szmugler wszedł do wody. Rzeka była brudna. Trudno uwierzyć, że są w niej jeszcze ryby. Widoczność pod wodą ograniczała się do dziesięciu centymetrów. Gdy ciągnąc elfkę doszedł do poziomu wody, który sięgał mu ponad kolana odwrócił się jeszcze do Ves.

- Będzie ciekawie

To chyba było coś w stylu "uwaga będę skakać", bo Rieve zniknął pod wodą. Pół sekundy potem elfka znalazła się również pod powierzchnią ciągnięta za rękę. Leciała tak bezwładnie w brudnej toni w pełni zdana na przemytnika. Po jakimś czasie zatrzymała się. Widziała jak Rieve łapie wolną ręką linę spoczywająca na dnie. Odrzucił kamień, który nie pozwalał jej wypłynąć. Teraz to nie było potrzebne. Lina nasiąkła wodą i brudem z dna przez co nie miała jak się wynurzyć. Szmugler pociągnął za linę dwa razy odpychając się od dna. Przez chwilę nic się nie działo aż w końcu lina zaczęła się uciekać ciągnąc za sobą Rieve'a, a co za tym idzie i elfkę. Wszystko przyśpieszało, a woda stawała się coraz brudniejsza. Brzeg się powoli przybliżał takim samym tempie w jakim zmniejszała się ich głębokość.
Można było usłyszeć rozmowy z powierzchni. Vesaeline zrozumiała, że jest już w porcie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”