[Rzeka Prosta, Kupiecki Trakt] „Zajazd Pod Drzewem”

1
„Zajazd pod Drzewem” swą niezwykle nieszablonową nazwę zawdzięczał niczemu innemu, jak drzewu właśnie. Co prawda, nie rozpościerało się ponad gontem budynku, ani nawet nie wzbijało się wysoko ku niebu, jednak było tam. Rzec można, że w bliskim otoczeniu zajazdu. W rzeczywistości, kilkadziesiąt kroków od niego. Karłowate, suche, pokrzywione, oblegane przez hordy krzewów. Ale drzewo to w końcu drzewo. Chwała jemu, że wytrwało na tej jałowej ziemi.
Ponadto, jeśli wierzyć opowiastkom miejscowych, osobliwa nazwa nie jest pierwszą, której wróżono rychłą zgubę. Uprzednio w tym miejscu stał „Zajazd nad Rzeką Prostą”, „Zajazd nad Kupieckim Traktem” czy „Knajpczyna u Janina”.

Przybytek nie należał do miejsc najlepszych. Nie należał nawet do nieco ponad przeciętnych. Okiem wyżej urodzonego była drewniana buda okalana szczątkami częstokołu. Te samo oko dostrzegało weń jedynie brudnych wieśniaków, brudne stoły, brudną deski podłogi i zasmarkanego gospodarza. Przybytek raził prostotą. Był miejscem spotkań tych, którym do miasta za daleko albo podróżnych, którym zabrakło sił, aby dotrwać do Ujścia. Zaś stąd do Ujścia niedaleko. Wystarczyło minąć rzekę, wspiąć się na wzniesienie i stamtąd bez trudu moża było dojrzeć miasto.

Miejscowi oczywiście mieli inne zdanie o tymże miejscu. Po pierwsze, tanio. Garniec piwa ledwie trzy gryfy albo zęby, zaś aby najeść się do syta, wystarczało pięć. Po drugie, posługaczki młode, choć trochę przygrube. W każdym bądź razie, każdy strudzony podróżnik chętnie szczypnie lub przyłoży takiej w zadek. Warto nadmienić, że usługa to niepłatna, a sprawiająca nader przyjemności. Po trzecie, karczmarz miły, a niezwykle rzadkie to zjawisko w dzisiejszych czasach. Niechciwy, niezgorzkniał. Ponadto, zapłatę nie tylko w każdej walucie, ale i w towarze przyjmie. Z pełnym powodzeniem można wymieniać cebulę za piwo czy strawę.


Z faktu, że niemożliwym jest spać wiecznie, Mszczuj w końcu zwlókł się z siennika. Świadomość napływała do jego głowy jak krew z nosa. Przebłyski dnia wczorajszego jawiły się raczej nie po kolei. Piwo, dużo piwa. Przedtem jakieś ciepłe jadło. Spoufalanie się z dziewką bez trzech przednich zębów. Spoufalanie się z dwoma równie nietrzeźwymi osobnikami. Odstawienie wozu do niewielkiej wozowni, w międzyczasie solidny kopniak młodemu stajennemu za naganne traktowanie woła. To musiało się dziać na początku. Zaś koniec niechybnie został zwieńczony obfitymi wymiocinami wprost do beczki z kapustą.

To jak trafił na górę do wynajmowanego pokoju pozostawało tajemnicą.

Słońce wisiało już nieco ponad horyzontem. Na dole przypuszczalnie czekało śniadanie. Jednak kto wie, może karczmarz Janin uznawszy poczynania gościa za niestosowne odpuścił śniadanie na rzecz spłaty szkód. Może najzwyczajniej umniejszył wartość worka cebuli tym samym uszczypłił rzeczone usługi. Kto wie.
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

2
Kac po pięćdziesiątce przybiera nową formę. Skupia się na sferze fizycznej odpuszczając jednocześnie moralnej. Zamiast nieprzyjemnego uczucia w brzuchu związanego z wygłupami przy pijackim stole, które nękają człowieka za młodu, doświadcza on tępego bólu w głowie tak mocnego, że ma ochotę uderzyć czołem w kant stołu, wybić w czaszce dziurkę i upuścić z niej trochę krwi, tylko po to, żeby sobie ulżyć a potem zemdleć i obudzić się dwa dni później. Na wspomnienie o najbrzydszej dziewce w karczmie, której oddech śmierdział rzygowinami Mszczuj nie wzdrygał się, tylko uśmiechał zadowolony i miał nadzieję (bo przypomnieć sobie nie mógł), że zachędożył tego wieczoru gdzieś w stajni, bo zdarzało mu się to coraz rzadziej.
"Piwa" pomyślał sobie podnosząc się z łóżka i rozglądając po pokoju. Był on prosto urządzony: na podłodze był cienki dywanik a w oknie nie było zasłonki, jedynie okiennice. Cebularz otworzył okno i okiennice wpuszczając do izby ostre światło. Zabolało go w głowie trochę mocniej gdy źrenice zmniejszyły się pod nagłym bodźcem, ale jako zaprawiony w bojach podróżnik nie zrezygnował z planu powrotu do żywych wiedział, że przez tą katorgę trzeba przejść i nie ma na to rady. Następne na jego liście było odzyskanie sił dzięki porcji zupy cebulowej i kuflowi piwa. Udał się w tym celu na dół do karczmarza Janina.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

3
Już ze schodów dobiegł go zapach, którego spodziewać się raczej nie mógł. Nie swąd cebuli czy cebulowych przetworów, a miła dla nosa woń smażonej wieprzowiny.

Główna sala najwidoczniej nosiła ślady wczorajszej zabawy. To krzesła poprzewracane, to stoły nie na swoich miejscach. O dziwo nigdzie nie dało się dostrzec porozrzucanych kufli czy kubków, jak i również śladów okraszonych nutą strawy śladów wymiocin. Ponadto świeciło pustkami, w tejże sali jak i w alkierzu. Pozornie także w kuchni nikt się nie krzątał. Ani jednego człowieka, goblina czy elfa. Pusto i cicho.

Nieopodal szynku, jednocześnie najbliżej od wejścia do kuchni, znajdywał się stół z surowej bukowiny. Na nim zaś kusząca nieziemskim wyglądem wieprzowa golonka w asyście kapusty. Zdawała się być nienaruszona. Kufel obok wręcz przeciwnie. Można by przypuszczać, iż jakiś dowcipniś upił spory łyk albo i łyków kilka. Do samej połowy cynowego naczynia niemal.

Po ewentualnym właścicielu tych rarytasów i napitku ani widu ani słychu. Jeśli wyszedłby za potrzebą, o ile okazałby się tak głupi żeby wszystko zostawić, dzwięki z zewnątrz ubiegły by pochopnego w swych czynach, potencjalnego głodomora. Tymczasem takowych nie było. Ani żadnych innych zresztą.
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

4
Zapach wieprzowego mięsa i tłuszczu wpływał na Mszczuja jak krowi placek na muchę latającą po łące. Po zejściu ze schodów natychmiast skierował kroki do samotnie leżącej strawy. Początkowo nie miał zamiaru dobierać się do cudzego posiłku... Ale widok do połowy pełnego kufla złocistego płynu pozbawił go wszelkiej moralności.
- Hejże, gospodarzu, a czyjże to napitek? - Powiedział półgłosem tak cichym, że nawet gdyby szynkarz stał tuż obok miałby problemy z dosłyszeniem, co powiedział. - Skoro na wylanie powiadasz, to pozwól, że zwilżę wargi przed drogą.
Rozejrzawszy się dookoła nieco przytomniejszym wzrokiem podniósł od niechcenia kufel i wychylił duszkiem jego zawartość, po czym ruszył do wozowni sprawdzić czy nic nie stało się jego zaprzęgowi podczas wczorajszych hulanek. Dobry plan zawsze był jego przyjacielem podróży, obecnie planował, że gdy piwko uruchomi jego styrane jelita przyjdzie jakby nigdy nic do karczmy i zamówi miskę strawy.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

5
Cóż, nie odpowiedział mu nikt, a więc mógł wypić przez nikogo niepokojony. Natomiast po zaspokojeniu pragnienia, swoją drogą trunkiem nijakim, w dalszym ciągu nikt nie oznajmiał o swojej obecności. Czyżby wszyscy bawili się z nim w chowanego? A może to sen?

Na podwórcu, co już nie powinno go dziwić, również nikogo nie spotkał. Zastał tam tylko pogodny poranek zwiastujący wyjątkowo gnuśny dzień. Było dość ciepławo. W końcu lada chwila miała nadejść Podwójna Pełnia, a z nią upragnione lato. W każdym bądź razie wedle ogólnie przyjętych norm. Jak powiadano, na północy Keronu nadal trzymały mrozy, a winne temu miały być nie kto inny jak złe do szpiku kości elfy.

Wozownia okazała się być prowizoryczna w pełnym tego słowa znaczeniu. Budynek mieścił również w sobie stajnie, chlew i magazyn-śmietnik. Gdzieś na lewo znajdowały się, najpewniej naprędce, sklecona konstrukcja imitująca boksy. W jednym z nich wół Mszczuja. Zaś na prawo piętrzył się stos mniej lub bardziej zniszczonych skrzyń, beczek przy których może trzy posiadały i tak bezwartościową zawartość. A na przeciw wóz. Cały, choć okupowany. Jakiś młodzieniaszek(dla Mszczuja wszyscy nimi byli), brudny i obszarpany, został złapany na gorącym uczynku. Zerwał się, zaprzestając plądrowania, po czym porwał za kuszę. Z ledwością załadował i wymierzył.
Było to oczywiście cudeńko cebulowego handlarza, który może przez przypadek, zwykłe roztargnienie, albo starczą sklerozę, zostawił ją w wozie. W każdym bądź razie po cóż miałby targać ją do zajazdu, gości straszyć i narażać się nieprzychylnemu gospodarzowi, na wygnanie?
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

6
Fatalny poranek starego sprzedawcy zamiast poprawiać się od przyjętego wodnistego trunku stał się nagle dużo gorszy, gdy została w jego kierunku wycelowana jego własna kusza. Cóż to za obyczaje witały do krainy ludzkiej razem z "pojednaniem", "przenikaniem się kultur", "tolerancją rasową" i innymi procederami nieznanymi porządnym ludziom tego świata w starych dobrych czasach, kiedy to były tępione chłostą i kamienowaniem. Mały złodziejaszek na wozie, wychowany przez orków jak wnioskować można z jego zachowania trzymał jedyną broń w całej Herbii, z której zabić mógłby byle chłystek jego pokroju. Sytuacja była zła o tyle, że nie wiadomo było jak zareaguje na nagły gwizd niezbędny do rzucenia zaklęcia ochronnego. Zapewne agresją, wystarczy spojrzeć jak skwapliwie załadował kuszę. Mszczuj postanowił nie ryzykować.
- Hej! - Powiedział najłagodniej jak umiał unosząc ręce do góry i robiąc pierwszy krok w tył. - Chyba nie mogę teraz się tutaj wysikać, pójdę tedy na zewnątrz i nie będę ci przeszkadzał małpi chłopcze... Plądruj sobie do woli.
Z przepraszającym uśmiechem kogoś kto uśmiecha się raz na dwadzieścia lat stary handlarz ruszy tyłem w kierunku drzwi.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

7
- Stój dziadu - rzucił niepewnie, jakby zaraz miał to odwołać. - Stój jak do ciebie mówię.

Kusza w rękach młodzika zauważalnie drżała. Kropla potu wypędzona z czarnego bezładu włosów przekształciła się w strużkę, niknącą gdzieś dopiero za mechatym podbródkiem. Mszczuj dostrzegł połyskliwą trasę bez trudu, mimo niedoskonałego już wzroku i odległości dzielącej go od szabrownika. W tej właśnie chwili mógł spodziewać się wszystkiego, czy to omyłkowego pociągnięcia za spust, czy zrodzonego z paniki przypływu agresji, czy nawet nagłego wybuchu płaczu połączonego z rejteradą. Oczywiście ostatniej możliwości należało obawiać się najmniej bo istotnie była raczej mało prawdopodobna.

- Czegoś.. tu przylazł? - po krótkiej zwłoce dodał już z mniejszą wątpliwością w głosie. Zapewne z niejakim sukcesem opanował wewnętrzny spór zyskując nieco świadomości. Niemniej pytanie wydawało się wręcz głupie, niby rzeczywiście wychowanka orków. Pytanie tylko jak takowy mógł zareagować na odpowiedź w jego mniemaniu niepoprawną.
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

8
Mszczuj zatrzymał się i szybko przeanalizował swoje opcje. Ostatnią rzeczą jaką chciał zrobić było przestraszenie albo zdenerwowanie dzikusa. Należało uśpić jego czujność, rozbroić go i wymierzyć mu zasłużoną karę. Odezwał się łagodnym tonem zdejmując z głowy czapkę i kłaniając się lekko.
- Jestem tylko bezdomnym włóczęgą szukającym czegoś do jedzenia i miejsca do spania, zlitujże się dobry człowieku i nie strzelaj do mnie, już sobie stąd idę.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

9
- Ta, jasne - chłystek nie przestawał mierzyć.

W miarę upływu czasu i kolejnych słów stawał się bardziej śmielszy i pewny siebie. Jego postawa również zmieniała się ku godnej rzezimieszka, a w każdym bądź razie zdecydowanej. Jeszcze kilka uderzeń serca, a nie zawaha się strzelić. Jeszcze chwila i pojmie w końcu, że rychłe ubicie potencjalnego świadka wyjdzie mu na dobre. Tak czy owak dopuścił się złego. Z kolei za pomarłym, nieznanym dziadkiem nikt nie uroni łzy, nikt się o niego nie upomni. Zresztą pojedyncze napaści zakończone zgonem to rzecz zupełnie na porządku dziennym.

- Nie jest żem głupi. Niby po coś miał sam tu zostawać dziadu? Hę?
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

10
Oj nie dobrze toczyła się ta rozmowa. Mszczuj nie słynął nigdy z krasomówczych talentów, najczęściej przemawiał do swojego woła, a ten zawsze się z nim zgadzał. Gnojek na wozie najwidoczniej przekazał całkowicie władzę nad swoimi czynami orczej stronie swojej natury. Widać było, że jest gotowy strzelić w każdej chwili, dlatego trzeba było działać. W obliczu zagrożenia kac zelżał a magiczna energia w powietrzu znowu dała się wyczuwać. Przepływająca przez wszystko, zdolna poruszać góry dla każdego, kto ją zrozumiał i namówił do współpracy. Mszczuj miał zamiar wykorzystać jej pomoc w tej trudnej sytuacji, choć ze względu na swoją kondycję fizyczną po mocno zakrapianej nocy sięgnął po sztuczkę mniej skomplikowaną niż przesunięcie góry.
- Zawrzyj gębę, pókim dobry - powiedział przerywając chłystkowi w pół słowa patrząc mu prosto w oczy. Zapach cebuli na wozie jakby wzmógł się a złodziejaszek zaniemówił. Korzystając z chwili spokoju staruszek gwizdnął głośno przez zęby i klepnął się w udo zapraszając energię magiczną do nałożenia niewidocznego efektu na jego osobę. - Odłóż kuszę to nie zamienię cię w cebulę synku. - Rzucił od niechcenia Mszczuj rozglądając się za widłami, którymi mógłby podziurawić gówniarza gdy już podda się ze strachu przed czarną magią. Nie wyglądał na najdzielniejszego, choć niewątpliwie uczył się bandyckiego fachu z każdą sekundą, w której trzymał w ręku kuszę.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

11
Czy była to magia, czy zwykły odór cebuli, którym przesiąkł mężczyzna, czy wbrew pozorom jedynie jego pot, młodzik wyczuł to. Zaciągnął się oszczędnie. Zmarszczył twarz. Nie opuścił jednak kuszy, ani nie stracił na czujności. Niezruszony mierzył nadal. Widać wahał się. Podpowiedzi, które narzucał jego umysł musiały być skrajnie różne.

Nie zareagował nawet na słowa Mszczuja, swoją drogą nie zwiastujące dobrych zamiarów. Groźbę zamiany w cebulę również odebrał w sposób raczej niewidoczny. Ciężko orzec, czy uznał to za nieudany żart czy bełkot zlęknionego starca.

Tak czy owak ów starzec zdążył uzbroić się w niewidoczny pancerz. Co prawda nie należał on do najlepszy, choćby takich jakie mógł uczynić wykwalifikowany czarodziej bądź doświadczony mag, aczkolwiek zawsze mógł uratować żywot. Zresztą zważywszy na okoliczności było to dokonanie iście niewiarygodne. Nigdy nie słyszano o mistrzu magii mogącym przenosić góry tak jak i nie słyszano o tworzącym niewiarygodne rzeczy pod wpływem presji.

W czasie poszukiwania narzędzia-broni Mszczuj usłyszał, lub mogło mu się wydawać, że usłyszał, gromadny krzyk gdzieś daleko, przypuszczalnie trzy-cztery mile stąd. Oczywiście wideł, jak na złość, nie znalazł. Pozostał bez niczego, w samej jeno zbroi. Z powodu zwłoki, zbroi mogącej zawieść.
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

12
Mszczuj zdziwiony brakiem wideł w wozownio-stajni oraz brakiem reakcji ze strony chłystka na to, że przed momentem zrosły mu się usta w ułamku sekundy zwietrzył, że coś tu nie gra. Krzyki w oddali również nie wróżyły nic dobrego. Widywał już podczas swojej wieloletniej wędrówki zorganizowane akcje palenia demonologów czy wiedźm. Został też kilka razy napadnięty. Obecna sytuacja przypominała raczej to pierwsze niż to drugie, agresor ani nie strzelał, ani się nie poddawał, ani nawet nie dał w stary łeb pałką. Jego na pozór ludzkie pochodzenie mogło być jedynie iluzją, tak samo z resztą jak cała zaistniała sytuacja.
Pewny siebie, z wiarą w praktykowaną od ponad trzydziestu lat magię z której barierą się otoczył rzucił jeszcze jedno zaklęcie, tym razem w jeszcze bardziej plebejski, prostacki sposób. Tupnął nogą, klepnął się otwartą dłonią w udo i trzy raz splunął przez ramię. Po pomieszczeniu poniósł się bijący od Mszczuja wiatr śmierdzący warzywem o wielu warstwach. Stary sprzedawca popatrzył na chłopaka widząc jego prawdziwą rasę oraz formę a potem rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu za widłami albo czymkolwiek innym mogącym służyć mu za broń w ewentualnym starciu.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

13
Albo iście jarmarczna sztuczka zawiodła albo rzeczywiście młodzik był tym kogo przecież Mszczuj widział przed chwilą. Nie zmieniło się nic, ani kusznik, ani pomieszczenie, ani nawet wół. Nawet odór jakże doskonałej rośliny jakby zdawał się być ledwie omamem. Niby nieprawdziwy, acz jednak przecież ciągle wyczuwalny. Zresztą tym razem osobnik podejrzany o orcze korzenie raczej nic nie poczuł w powietrzu. W każdym bądź razie nie dał tego po sobie poznać. Stał niczym posąg, z tym, iż pocący się.

Mszczuja ogarnęły, napływając nie wiadomo skąd, wątpliwości. Obca myśl wciśnięta w jego głowę. Domysły wymuszone jakby przez narratora tego groteskowego wydarzenia. Doświadczane poprzez zmysły odczucia stały się niepewne. Krzyki? Może jednak dźwięki żołądka usilnie domagającego się jadła. Może jęki parzących się dzikich zwierząt gdzieś opodal podwórza. Magia? Może ledwie przeciąg, niesforny i arogancki podmuch. Wątpliwy człek z kuszą? Zwykły młody chłopak, uważnie śledzący wariackie poczynania szalonego starca.

Widły wbrew pozorom nie ukazały się. Zamiast tego był cały ogrom innych przedmiotów mogących służyć jako oręż. Zmurszała żerdź, stary popręg, zbielała kość najpewniej z wieprza, ćwierć dębowego drąga, wiadro bez rączki, porzucona osełka, kilka pustych skrzyń, pordzewiała obręcz z beczki, szufelka do odchodów, wyliniała koszula, stosik pokrzywionych gwoździ. Ogromny wybór.
.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

14
Mszczuj był zirytowany zachowaniem, a raczej brakiem jakiegokolwiek zachowania chłopaka. Najchętniej odwróciłby się na pięcie i wrócił do karczmy zamówić sobie śniadanie. Nie mógł jednak zostawić złodzieja ze swoim dobytkiem, był zbyt cenny. Jakieś dziwne przeczucie mówiło mu jednak, że to zwykły chłystek nie szkolony w strzelaniu z kuszy i stchórzy w obliczu prawdziwej konfrontacji. Mamrocząc pod nosem coś o dzisiejszej młodzieży podszedł do sterty rupieci i podniósł szufelkę śmierdzącą łajnem. Następnie skierował kroki w stronę okupowanego wozu z zamiarem zdzielenia gnojka nowo nabytą bronią w pusty łeb.

Re: Zajazd pod Drzewem[nad Rzeką Prostą, przy Kupieckim Trak

15
Młodzieniec widział zbliżającego się Mszczuja, jednakże nie podjął żadnych działań ku temu, aby go powstrzymać. Z każdym krokiem kupca zdawał się być coraz bardziej zdeterminowany ale jednocześnie, co zdradzały coraz głębsze oddechy, zatrwożony. Mierzył. Przyciskał kuszę coraz to mocniej. W końcu wystrzelił.

Cebularz nim się obrócił doskonale widział jak młodzik zatacza się do tyłu, uderza plecami o drewnianą ściankę i powoli osówa się na klepisko, nawet nie starając się wyciągnąć noża z nadbrzusza.

Dużo słyszy się o momentach, w których wszystko dzieje się tak szybko, iż nie sposób działać świadomie bądź też cokolwiek zmienić. W rzeczy samej, takowa, osobliwa rzecz właśnie miała miejsce, a cebulowy władca był oczywiście jednym z jej uczestników. Nie zdołał “w pełni” odwrócić się, a co za tym idzie, właściwie zareagować. Niska postać(choć dla niego nie tak bardzo) zaatakowała go bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wbijając albo raczej próbując wbić zakrzywiony nóż gdzieś pomiędzy żebra. Cały atak jednak wziął w łeb. Napastnik po zadanym ciosie puścił oręż i przerażony padł na plecy. To był gobliny. I wyjątkowo jak na goblina zaskoczony.

Rzecz jasna Mszczuj nie odniósł ran, ani nawet siniaka czy zadrapania. Owszem, odczuł cios i to taki jakby właśnie jego wół zemścił się za złe traktowanie bądź karmienie go cebulą. Taki jednak był negatywne następstwo owej “sztuczki” i, choć nie zawsze, przejawiało się dość często.

Łysy jegomość nie wstawał. Wybałuszył oczy, rozdziawił się ukazując czarno-zółte pobojowisko zębisk i trwał tak jak nie w pełni rozwinięty. Jednak raczej żaden pomyleniec nie przyodziewał blach typowych dla najmity czy żołdaka oraz żaden nie okraszał (szpetnego) lica barwami wojennymi. W tym wypadku białych pasków w poprzek twarzy, nie szczędząc też haczykowatego nosa. Wnioski nasuwały się same.
.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Ujścia”