Re: Trakt kupiecki

76
Rennel była blisko obozu, coraz bardziej wycieńczona, gdy poczuła smród, jakby ktoś palił ciało. Znowu wstrząsnęły nią torsje, ale tym razem w żołądku nie było nic do opróżnienia. Zwolniła, próbując dojrzeć, co się dzieje w obozie. Z początku myślała, że to bandyci palą gobliny, ale po chwili się przekonała, w jak wielkim błędzie była, skazując całą trójkę goblinów na śmierć. Wszyscy żyli. Dziewczyna poczuła niewysłowioną ulgę. Dwoje z nich było co prawda poturbowanych, ale nie wyglądali na martwych. Rozluźniła się całkiem, szczęśliwa, że w końcu odpocznie, że to w nareszcie koniec.

Podchodząc do obozu, nie starając się nawet skrywać, dopiero po chwili zorientowała się, co się dzieje. Zatrzymała się gwałtownie na skraju obozowiska, przerażona spojrzeniem i zachowaniem goblinów. Przez myśl przemknęło jej, co słyszała o tych istotach. Nieufne, szczególnie wobec ludzi. W pierwszym momencie odrzuciła taką możliwość, ale przypomniała sobie swoje zachowanie. Znaleziona w jednym z wozów, z pozoru niewinna, nieszkodliwa... A potem na obóz napadają bandyci, a ona znika.

Widząc, jak Lostek zbliża się do niej, uzbrojony i o obojętnym wyrazie twarzy, Ren mimowolnie wykonała krok do tyłu. Nawet mimo ran zadanych przez rozbójników goblin z łatwością mógł ją pokonać. Była zmęczona, a właściwie wycieńczona. Nie miała sił na nic, szczególnie na kolejną ucieczkę. Czuła, że zaraz zemdleje, że nie zrobi kolejnego kroku. Płuca płonęły żywym ogniem, a mięśnie powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie mogła dać rady, nie tym razem.

Spojrzała błagalnie na gobliny, wiedząc, że niewiele może zrobić, oprócz bezsensownego paplania. Raz już udało jej się ich przekonać, ale nie wiedziała, czy da radę drugi raz. Oblizała suche usta i zaczęła mówić w przerwach między łapczywymi oddechami. Przychodziło jej to z trudnością, ale wiedziała, że to ostatnia deska ratunku.

- Ja wiem jak to... Wygląda, ale ja nigdy bym nie... Zrobiła czegoś takiego. To zwykły... Zbieg okoliczności! - Kręciło jej się w głowie, coraz bardziej i bardziej. Oparła się o drzewo, żeby czasem nie upaść. Oddychała spazmatycznie, odczuwając coraz większą panikę. Poczuła, jak pieką ją oczy. Zamrugała, próbując odegnać niechciane łzy. W ten sposób nic nie osiągnie, gobliny pomyślą tylko, że próbuje wziąć ich na litość. - Gdzieś za mną jest... Kolejna dwójka z bandy. Jeden jest ranny, ma odciętą rękę. Musicie uwierzyć, ja... Nic nie zrobiłam... Kazałeś mi uciekać... Proszę...

Re: Trakt kupiecki

77
Dzień nie przestał jej zaskakiwać. Na początku nakrycie przez gobliny i stanie się częścią ich kompani, później atak bandytów i odcięcie jednemu z nich dłoni nowym znaleziskiem, a jeszcze niezwykłe obrócenie się sytuacji w obozie zielonych. Ich towarzysze przetrwali napad. I los nie zamierzał przestawać pokazywać jej, jak bardzo dziwny jest świat, w którym przyszło jej żyć. Świat poza murami jej rodzinnego miasta był mniej schematyczny i musiała się nauczyć na nowo go rozumieć. Największy i najmasywniejszy z goblinów podszedł do dziewczyny bardzo blisko. Nie przejmował się tym, że ona się od niego odsuwa. Stawiał bardzo pewne kroki w jej kierunku, aż znalazł się twarzą twarz. I objął ją jedną ręką. Poczuła gorzki zapach jego potu i metaliczną woń krwi, które przez moment zdominowały duszący dym palonych zwłok.

- Za dużo gadasz młoda kashi – powiedział ciężkim głosem. Był wyczerpany równie bardzo jak dziewczyny. Może nie biegł w nieskończoność przed siebie, ale prowadził zaciekły bój z bandytami. Teraz zaś był ranny. Nazwał ją nieznanym określeniem w języku orczym.

- Nie wyczuwam w okolicy żadnych obcych. Musieli skryć się w lesie i drzewa stały się dla nich schronieniem. Raczej żaden z nich nie wróci. – stwierdził zimnym tonem Noblus i po chwili zamachał do postrzelonego kuzyna – Choć tutaj Lostek. Muszę Cię opatrzyć. A tobie nic nie jest?

Nadal we wzroku przywódcy karawany była nieufność. Robił wrażenie niezadowolonego jej obecnością. Jakby była złym omenem lub kapusiem. Może nadal nie wierzył, że nie jest sprawcą tej rzezi. Nie mniej jednak odparli atak i powinien być zadowolonym, że nikt nie umarł. Nawet udając się do wozu po jakąś skrzynkę z narzędziami i medykamentami, wydawał się ją obserwować, szukając oznak niebezpieczeństwa z jej strony.

Postawny goblin zbliżył się do ogniska i usiadł na drewienku obok najstarszego z nich. Ten zaś ostrzegł tylko przed bólem i zaczął pozbywać się strzały z jego ciała. Wykorzystał do tego jakieś obcęgi i nóż, za pomocą którego rozciął bardziej ranę i wydobył grot. Następnie posmarował miejsce jakaś maścią i obwinął bandażami. Obaj byli już cali w czerwonym osoczu. Noblus wydawał się bardziej znachorem niż wykształconym medykiem polowym. Widać było to przede wszystkim po nieobecnej i osłabionej twarzy Lostka.

- Pomóż mu się położyć w jednym z namiotów. Musi odpocząć. Stracił zbyt dużo krwi. – rzekł sam podchodząc do skrzyni na jednym z wozów i wyjął z niej trochę suchego mięsa, suszonych produktów i czerstwego pieczywa – dzisiaj musimy się zadowolić taką strawą. Przygotuje jeszcze jakiś mocny napar pokrzepiający siły. Wezmę pierwsza wartę.

Podał każdemu po niedużej porcji jedzenia. Nawet ona dostała część dla siebie. Największa przypadła Lostkowi, który potrzebował najbardziej zregenerować siły. Debus nie był tak bardzo osłabiony, choć nie mógł szybko chodzić. Kulał na jedną z nóg. Tylko Noblus wyszedł zupełnie bez szwanku.

- Skąd masz miecz? – spytał się po chwili najbardziej elegancki z całej karawany goblin, który władał kuszą. Wydawał się jeszcze bardziej podejrzliwy od przywódcy karawany. Tylko on dostrzegł coś dziwnego w jej nowym orężu. Z pewnością powiedzenie prawdy zostałoby potraktowane jako nieudolne opowiadanie bajek w celu zmylenia ich.

Re: Trakt kupiecki

78
Z chwilą, gdy gobliny postanowiły nie robić krzywdy Ren, wszystko tak jakby z niej spłynęło. Ostatni okres, a właściwie jeden wieczór, był bardzo trudny dla dziewczyny. Zaczęła poznawać siebie. Przekonała się, co może zrobić w obliczu niebezpieczeństwa. Uciekać. Zdecydowanie była sobą zawiedziona. Spodziewała się po sobie o wiele więcej. Jak zawsze w marzeniach była heroską, której nie straszny okrutny świat. To, co się przed chwilą działo, uświadomiło jej, że musi przebyć jeszcze długa drogę, by to osiągnąć. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jakim jest tchórzem, w każdym trudnym momencie boi się stawić czoła wyzwaniu. Potem przed oczami stanęła jej scena, gdy ręka bandyty odgarnia liście, za którymi się kryła Rennel. Moment, w którym miecz przecina z dziecinną łatwością skórę, kości. Gdy gorąca krew tryska na jej twarz, włosy. Choć było to dla niej obrzydliwe i zapewne będzie jej się to śniło przez długi okres, jakimś cudem zdołała się obronić. Była więc dla niej nadzieja. Może kiedyś zdoła przeciwstawić się strachu. Może.

Z ochotą przyjęła ramię Lostka. Adrenalina prawie całkowicie opadła i nogi stały się dla niej jakby z ołowiu. Goblin jednak nie był najlepszej siły i Ren nie była pewna, czy to on podtrzymuje ją, czy ona jego. Być może obydwoje się na sobie opierali. Na rzucone pytanie, czy wszystko z nią w porządku, mruknęła niewyraźnie, sama nie wiedząc co. Wystarczył jej tylko odpoczynek. Długi i porządny. A potem długa i porzadna kąpiel, aby zmyć z siebie wszystkie brudy tego wieczoru. Ren mogła czuć siebie, swój pot i krew elfiego rabusia. Posadziwszy swój tyłek przy ognisku, obserwując, jak Noblus opatruje Lostka, dziewczyna próbowała coś zrobić ze swoją twarzą i włosami. Ze swojej torby wyciągnęła manierkę z wodą i zwilżyła ręce, po czym zaczęła przemywać twarz, próbując choć trochę usunąć krew i brud. Powtórzyła to kilka razy, i choć całkowicie nie mogła jej umyć bez pełnego osuszenia manierki, poczuła się nieco lepiej. Włosy zgarnęła jak tylko mogła do tyłu i schowała pod płaszcz, żeby się jej nie plątały byle gdzie. Nie mogła, a właściwie nie dała rady ich bardziej uporządkować. Potrzebowała dużo wody i szczotki. Musiała się na razie obejść bez tego.

Oczy zaczynały jej się kleić. Zmęczenie dawało jej się we znaki. Nie chciała myśleć, jak będzie czuła się jutro, cała obolała i zapewne wciąż zmęczona. Próbowała odganiać sen, tym bardziej, że Noblus podarował jej trochę jedzenia, na którego widok pociekła jej ślina. Z wdzięcznością je przyjęła, zaskoczona, że wciąż nieufne, bardziej niż przedtem gobliny mimo wszystko dzielą się z nią swoim pożywieniem.

- Ludzie niesłusznie was oceniają - mruknęła z pełną buzią, bardziej do siebie niż do goblinów. W duchu postanowiła, że będzie bronić każdego z ich gatunku, jeśli zajdzie taka potrzeba. Słownie. Nie będzie za nich przelewać krew.

Poczekała, aż Lostek dokończy swoją porcję i sama z niemałym trudem wstała. Skupiła się w sobie i pomogła goblinowi przejść do namiotu. Sama chętnie położyłaby się gdziekolwiek i zamknęła oczy choć na kilka godzin, ale czuła, że trochę jeszcze sobie poczeka. Usłyszawszy pytanie kusznika, Ren spojrzała na miecz pozostawiony przy ognisku, gdy siadała przy nim. Spojrzała mętnym wzrokiem na kulejącego stwora i siadając z powrotem na swoim miejscu odpowiedziała bez zastanowienia:

- Znalazłam. Gdzieś tutaj, jak uciekałam przed bandytami - rozejrzała się wokół, próbując przypomnieć sobie, gdzie upadła. Zrezygnowała z tego, uznawszy, że i tak nie jest najważniejsze, gdzie ostrze leżało. Po prostu znalazła je i szczerze powiedziawszy bardzo się z tego faktu cieszyła. Na razie zależało jej na zbawiennym śnie i nawet smród spalonego ciała nie przeszkadzał jej aż tak bardzo. Powoli go nie czuła. Chciała się tylko położyć spać.

Re: Trakt kupiecki

79
Noblus będąc ciągle uważnym, wsłuchującym się w każde odgłosy dobiegające zarówno z lasu jak i obozu, nie wtrącał się w rozmowę prowadzoną z drugim z jego kuzynów. Lostek zdążył już zasnąć w swoim namiocie, który przypominał kokon motyla. Nie pozwalał na stanie i wygodę, lecz chronił przed deszczem i wiatrem. Był przeznaczony tylko do noclegu pod gołym niebem. Przywódca karawany był zajęty uporządkowywaniem całego burdelu, który powstał tutaj podczas rzezi. Na początku sam spałaszował swój niezbyt obfity posiłek, a później rozstawił nad ogniskiem pręty, na których mógł zawiesić garnek z wodą. Dosypał tam kilku ziół, wlał trochę wina i miodu. Nawet mocna woń podgrzewanego naparu nie pozwolił pozbyć się smrodu palących się ciał. W tym czasie zajął się uporządkowywaniem ciał. Nie zamierzał oddać im cześć i pochować ich.

- Matka natura będzie wiedziała co z nimi zrobić. Czego nie zwierzą dzikie zwierzęta i owady, stanie się strawą dla roślin – powiedział pod nosem do siebie, kiedy okradał zmarłych. Z jego perspektywy to nie wyglądało to w ten sposób. Oni ich zaatakowali, więc rościł sobie prawo do zabrania tego co po nich pozostało. Nie mieli przy sobie żadnych pieniędzy. Rabusie raczej przybyli po zarobek, a nie żeby darować coś wartościowego karawanie. Za to kilka sztyletów wykonanych własnoręcznie nadawałoby się na przetopienie. Dwie niewielkie kusze, były kilka groszy warte. Jeden z nich miał jakiś amulet na szyi, a inny pierścień. Noblus nie mógł zdjąć go z jego skostniałego palca, a więc go po prostu odciął i wyjął z drugiej strony. Przeszukał wszystkie kieszenie i skrytki, w których znalazł jeszcze jakiś łańcuszek, sztylety do rzucania (podobne do tych, którymi chciano trafić Ren podczas ucieczki) i mniej wartościowych bibelotów, które z pewnością pełniły rolę ochronną. Jeden nawet miał metalową magiereczkę z jakimś mocnym alkoholem.

- Po prostu znalazłaś go na ziemi? – zaśmiał się krótko Dabus, który raczej nie wierzył jej słowom – Tak samo jak po prostu znaleźli nas bandyci na całym trakcie kupieckim?

- Pójdźcie spać zaraz. Ja któregoś z was obudzę za kilka godzin, jak sam poczuję się zmęczony. Połóż się w jednym z namiotów – przerwał na chwilę wypowiedź swojego kuzyna Noblus i wskazał jej trzecie wolne miejsce do spania – też musisz mieć siły na jutro.

- I czemu uciekłaś? Zostawiłaś go na pastwę bandytów?! – podniósł głos, ale po chwili znów przyciszył go, rozglądając się na wszystkie strony. Nie zamierzał wskazywać nikomu ich miejsca, choć bandyci z pewnością wiedzieli już gdzie się znajdowali. I raczej nie planowali tutaj wrócić po stratach, które przyniósł im rabunek na niedużą karawanę.

Najstarszy z goblinów dalej zajmował się uporządkowaniem całego chaosu. Stanął naprzeciwko przewróconego wozu i podniósł lekko swój metalowy buzdygan. Zaczął wymawiać jakieś słowa, które brzmiały jak rytualny śpiew jakiegoś dzikiego plemienia. Z pewnością posługiwał się orczym językiem, który w jego ustach brzmiał bardziej miękko niż w wypowiedzi Lostka. I ku zaskoczeniu dziewczyny przewrócony powóz wraz ze skrzyniami i pakunkami zaczął delikatnie lewitować i wrócił na swoje miejsce. Wszystko wyglądało tak jak przed rabunkiem. Tylko ciała dwójki bandytów i resztki przygaszonych zwłok trzeciego z nich leżały na stosie przy jednym z drzew. Nie dobrze jest zadzierać z goblinami. Są bardziej przebiegłe i kryją w sobie większy potencjał, niż można byłoby się po nich spodziewać.

Re: Trakt kupiecki

80
Spoglądając na Noblusa rabującego ciała zmarłych, Rennel ogarnął niewyjaśniony niepokój. Nawet mimo podłych zamiarów, ci mężczyźni zasługiwali na odrobinę spokoju. Nie myślała tutaj o pochówku, na który nie miała ochoty ani sił, ale ograbianie zwłok nie było przez nią akceptowane. Nie odezwała się jednak ani słowem, wiedząc, że i tak nic nie wskóra u przywódcy, który najprawdopodobniej zignorowałby ją. Gobliny naprawdę różniły się od reszty dominujących ras pod wieloma aspektami. Może bezwstydne okradanie martwych nie było dla nich niczym dziwnym.

Ren nie zastanawiała się, gdy mówiła o znalezionym mieczu. Nie miała siły i chęci wymyślać czegoś mądrzejszego, podejrzewała zresztą, że cokolwiek innego by nie powiedziała, i tak by jej nie uwierzono. Cały czas była pod ostrzalem. Zdawała sobie sprawę, że z jakiej strony by nie spojrzeć, wszystko wskazywało na to, że to ona dała sygnał do ataku. Było trochę jej smutno, że gobliny nie chciały uwierzyć w jej wersję. Starała się być dobra dla każdego, kogo spotkała, starała się być dobrym człowiekiem. Niestety nie zawsze jej się udawało. Gdyby została w obozie, kto wie co by się wydarzyło. Może zaskarbiłaby sobie zaufanie zielonych istot albo zginęła z rąk rabusiów. W jakąkolwiek stronę by nie spojrzała, zawsze stał przed nią wybór, który ciągnął za sobą sznur konsekwencji i innych wyborów, z czego każdy stawał się trudniejszy. Rennel miała już tego dość.

- Tak - odpowiedziała po prostu Ren. Przetarła klejące się coraz bardziej oczy. - To nie byłam ja. To wszystko było dziełem przypadku. Oni musieli tu czekać na długo przed przyjazdem tej karawany. Nie mam z tym nic wspólnego.

Dziewczyna spojrzała na namiot, który wskazał jej Noblus. Była mu niezmiernie wdzięczna, że postanowił jej choć trochę zaufać. Wiedziała, że i tak będzie ją obserwować, prawdopodobnie dopóki się nie rozstaną, ale ważne było, że nie dybali na jej życie. Choć nie była tego pewna po kuszniku. Rozumiała go. Uciekła, gdy Lostek był w niebezpieczeństwie, zostawiając go na pewną zdawałoby się śmierć. Nie musiał jej o tym przypominać. Będzie obwiniała się o ten moment jeszcze długo. Spojrzała na niego z winą wymalowaną na twarzy i łzami napływającymi do oczu, po czym odpowiedziała na jego oskarżenie.

- Uciekłam, bo się przestraszyłam. Bo on kazał mi uciekać. Bo jestem... Tchórzem - popatrzyła kusznikowi prosto w oczy, chcąc jakby pokazać mu, co w tej chwili czuje na myśl o tym, co zrobiła. Nie utrzymała długo tego wzroku, bo coś za nią właśnie się działo.

Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Na początku sądziła, że to zmęczenie daje jej się we znaki, ale po kilkukrotnym przetarciu oczu wóz wciąż sam wracał na miejsce, kierowany przez Noblusa. Rennel była w małym szoku, widząc zdolności szefa bandy. Spojrzała na niego z respektem, notując sobie w pamięci, żeby nigdy w życiu nie zadzierać z goblinami.

Re: Trakt kupiecki

81
Kusznik rozciągnął się na swoim posłaniu, delikatnie przesuwając swoją poranioną nogę do wnętrza namiotu. Musiał poważnie poranić się, choć nie było to równie niebezpieczne, jak jego większego kuzyna. Ten zaś już zapadł w ciężki sen i cicho pochrapywał. Wydawał się teraz zupełnie niegroźny. Jak każdy kto śpi. Wszyscy w czasie snu wydają się równie bezbronni i niewinni. Jego klatka piersiowa spokojnie się poruszała. Przewrócił się na zdrowy bok, jakby mimo wolnie wiedział, że musi uważać na ranę.

- Tchórzem… - powtórzył cicho jej słowo, jakby próbował posmakować go i na nowo poznać jego znaczenie. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dostrzegł w jej oczach żal, smutek i prawdę. Przynajmniej wydawał się zrozumieć emocje, które teraz przeżywała.

- Jeżeli naprawdę jesteś tchórzem to masz więcej szczęścia niż rozumu – po chwili dodał – gdybyś należała do tamtej szajki w życiu byś tutaj nie wróciła i nie wkroczyła w krąg światła ogniska.

Dalej wydawał się nieufny w stosunku do niej. Nie było to jednak związane z donosicielstwem. On węszył w tym wszystkim większy podstęp. Jakby seria wydarzeń, które miała miejsce tego dnia, miały sensowny tok, który zaplanowała Rennel. Nie zamierzał jednak dalej prowadzić z nią dyskusji. Bez słowa położył się na swoim posłaniu i przymknął oczy. Nie zasnął równie szybko co Lostek.

Przywódca karawany nie skomentował swoich sztuczek, którym z szeroko otwartymi oczami przyglądała się dziewczyna. Z pewnością był trochę zawiedzony, że wszyscy uważali ich za nieumiejętnych i bezbronnych pokurczy. Zresztą nie miał się czemu dziwić. W różnorakich baśniach i opowiadaniach przedstawiani byli jako mało zorganizowane dzikusy, które odprawiają co najwyżej magię rytualną i rzucają się na wrogów w grupie niczym hieny. Oni zaś kulturowo i budową ciała byli zupełnie inni od ludzi, ale możliwościami bardzo się nie różnili. Goblin wychowany wśród ludzi pod okiem wybitnego uczonego, mógłby zupełnie dorównać mu w umiejętnościach i stać się wykładowcą na Oros. W Keronie panowała jednak silna dyskryminacja i mało kto ufał przedstawicielom jego rasy. Och… on rozumiał nieufność jak mało kto. Wychowany w ciągłym poczuciu zagrożenia i rywalizacji między członkami bardzo dużej rodziny, stał się podejrzliwym, a dzięki temu przebiegłym osobnikiem. W swoich umiejętnościach retoryki i ostrożności, nie mógł jednak dorównać Detonowi.

W końcu odstawił z ognia garnek z naparem i przelał jego zawartość do dużego kubka. Robił to bardzo ostrożnie, ponieważ płyn wrzał i szybko rozgrzał kolejne naczynie. Przez szmatę chwycił je i zbliżył się do dziewczyny podając napój w ten sposób, żeby się nie poparzyła.

- Pij. To wzmocni siły i będziesz lepiej się czuła jutrzejszego ranka.

W środku znajdował się ciemnozłoty płyn, który w ciemnościach oświetlonych jedynie płomieniami ogniska wydawał się bladoszary. Miał intensywny zapach ziół, miodu i cierpkiego wina. W smaku zaś przypominał bardzo słodką nalewkę o lekko mdlącym smaku, który powodował zawroty głowy i senność.

Coś przestrzegało dziewczynę przez spożyciem tego napoju. Słyszała wiele słów na temat podstępów goblinów, które wolały otruć swojego wroga niż rzucić się na niego w bezpośrednim starciu. Z drugiej strony dawno mogliby to zrobić. Przecież nie stanowiła dla nich wielkiego zagrożenia. Przy niebezpieczeństwie ze strony bandytów była tylko bezbronną dziewczyną, która nadal znajdowała się w względnie spokojnym obozie pośrodku dzikiego lasu w ciemnościach, dzięki ich łasce. Mogli przecież ją równie łatwo wyrzucić i pozwolić błądzić w gęstwinie, aż w końcu coś by ją zjadło.

Re: Trakt kupiecki

82
Rennel starała się zignorować to, z jakim naciskiem powtórzył słowo tchórz. Jakby chciał jej przypomnieć, że nim jest i wbijał coraz głębiej ostrze poczucia winy. Wzdrygnęła się na myśl, że ktoś chciałby ją przedziurawić mieczem. Strzałą, bełtem, nożem do rzucania... Westchnęła cichutko, przymykając na chwilę oczy. Mimo okropnego smrodu wciąż siedziała przy ognisku, ogrzewając się powoli. Po chwili podniosła gwałtownie powoli opadającą głowę i potrząsnęła nią, próbując na krótką chwilę odegnać sen. Jeszcze chwilę, pomyślała dziewczyna, wpatrując się w płomienie tańczące wokół siebie i roztaczające wszędzie blask i ciepło. Chciała się jeszcze trochę zagrzać, zanim pójdzie spać.

Przypatrywała się tajemniczemu garnkowi, z którego ulatywała dziwna woń, pośród której Ren mogła wychwycić takie zapachy jak jakieś zioła, miód czy wino. Choć nie niwelowało całkowicie smrodu spalonego ciała, było na tyle intensywne, że dziewczyna mogła się skupić na nim i czuć tylko tajemniczy napar. Wkrótce Noblus zdjął naczynie znad ognia i przelał do kubka. Rennel przyglądała się, jak goblin chwyta to w szmatę, by nie poparzyć się, po czym podaje jej to. Przyjęła napój bez słowa, zaglądając do środka kubka i próbując określić, co to jest. Mimo zapewnienia przywódcy, że wzmocni ją to, wciąż miała możliwości. Ciemnozłoty wywar z pozoru wyglądał nieszkodliwie, ale mógł być trucizną, mógł ją zabić, sparaliżować, cokolwiek? Mógł też rzeczywiście sprawić, że orto zyska siły. Musiała liczyć na ślepy traf.

- Dlaczego nie dałeś tego twoim braciom? - spytała dmuchając w napój, aby trochę ostygł i jednocześnie może coś wyciągnąć z postawy ciała, mimiki twarzy czy ogólnego zachowania goblina. Coś, co pozwoli jej stwierdzić, czy to jest trujące czy wręcz przeciwnie.

Re: Trakt kupiecki

83
Spojrzał na swoich towarzyszy po słowach dziewczyny, jakby sam zastanawiał się nad odpowiedzią. Największy z nich już spał, a drugi przewracał się z boku na bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniego miejsca. Noblus zaś wyglądał na trzeźwego. Był z pewnością zmęczony, ale nie lepiły się mu oczy i nie miał ociężałych ruchów. Nawet naturę potrafił oszukać, aby zyskać trochę sił na wartę pośród przerażającego ciemnego lasu. W powietrzu nadal wisiał zapach śmierci.

- Oni są przydatni, więc po co miałbym ich otruć – spojrzał się na nią zdziwionym wzrokiem, jakby odpowiedź była oczywista. Po chwili po jego goblińskiej twarzy rozciągnął się lekko złośliwy uśmiech. – Lostek już zasnął, a Detona zaraz też uda się do krainy snów. Nie chcę ich rozbudzić. Niech wypoczną. Zostaliśmy tylko my.

Usiadł w pobliżu niej na jednym z drewnianych stołków, aby nie czuć chłodu od ziemi. Rozciągnął swoje stare kości. Obok leżała jego buława, która okazała się również magicznym przekaźnikiem jego mocy. Kiedy unosił wóz to przez to żelastwo przepływał czar i wzmacniał jego działanie. Nawet dziewczyna potrafiła to spostrzec, choć nie miała talentu magicznego. Przylgnął do ogniska. Zaczynało się robić chłodno, a nawet przedstawiciele jego rasy nie lubili niskich temperatur. Zresztą jeszcze bardziej niż ludzie. Wychowani na pustyniach i gorących krańcach, musieli przyzwyczajać się do zmiennej temperatury Keronu. Na Północy z pewnością nie wychodziliby spod grubych futer.

- Wróciłaś, bo nie miałaś innej drogi. I dobrze zrobiłaś. Słuchy mówią, że prócz bandytów w lesie mieszka Agata. Prawnuczka jednej z najbardziej sławnych wiedźm, o której powstało więcej legend niż słyszano prawd. Kobieta zamieszkuje stare szałasy rozmieszczone po całym lesie i dba o niego. W zamian ten służy jej na zawołanie. Nawet zwierzęta są tutaj bardziej milczące niż gdzieindziej. – jego wypowiedź wydawała się bardzo luźno związana z tematem, którego zaczął. Wydawał się coraz bardziej zbaczać – Wbrew pozorom gobliny potrafią się bronić, prawda? Pewnie spisałaś nas na śmierć, kiedy razem z moim kuzynem zniknęliśmy w lesie. Umarłby gdybym nie ja. Wpadł w sidła jakiegoś kłusownika, albo tych bandytów. I Lostek nie dałby sobie rady sam. Ale widziałaś jaki jest zawzięty i wyrosły? Och… pewnie nie zwróciłaś uwagi, że jest trochę inny od nas. To wszystko przez jego jurnego ojca, którego zresztą nienawidzi. Jest hophoblinem. Mnie się nigdy ta nazwa nie podobała. Jakby posiadanie cech orków powodowało, że jesteśmy lepsi. Znasz się na magii?- wyciągnął swój długi zielony paluch i dotknął ją w mostek- Każdy ma ją w sobie, tylko niektórzy są zupełnie niewrażliwi na jej dźwięki. Mnie naznaczył szaman. Jestem rozmawiającym z wiatrem. I to prawda. Wiatr mi służy. Niesie mi dźwięki z oddali i chroni przed strzałami.

Przerwał na moment. Poszedł po kilka kolejnych drewienek, które dorzucił do ogniska, a żeby to nie zgasło. Przy okazji podszedł do jednego z wozów, z którego wyjął narzutę wykonaną z futra jakiegoś brązowego zwierzęta. Nałożył je na swoje barki i wrócił do niej. Zadał pytanie, na które odpowiedzi do końca nie znała dama Rennel.

- Czego szukasz?

Re: Trakt kupiecki

84
Na sarkastyczną odpowiedź goblina Rennel zareagowała parsknięciem. Uśmiechnęła się pod nosem, po części przekonana już do tajemniczego trunku i siorbnęła go trochę, próbując nie poparzyć języka. W smaku był jak niezwykle słodka nalewka. Wciąż był zbyt gorący, więc zostawiła go w spokoju i skupiła się na opowieści goblina. Zmarszczyła brwi, usłyszawszy o jakiejś wiedźmie mieszkającej w szałasach. Przypomniała sobie tajemniczą chatkę stojącą samotnie w lesie, byle jak posklecaną i wydającą się być opuszczoną. Dziwny zbieg okoliczności, pomyślała Ren, i choć robiło jej się coraz cieplej, poczuła dreszcze przebiegające po całym jej ciele. Skuliła się i rozglądnęła niespokojnie, jakby oczekiwała, że ujrzy Agatę. Na szczęście Noblus z łatwością zmienił temat i Rennel mogła zapomnieć o domku, skupiając się całkowicie na tym, co mówił.

W rzeczy samej, wracając do obozu dziewczyna myślała bardziej o rozbójnikach rabujących karawanę i rzucających gdzieś truchło Lostka, niż o tym, że wszystkie gobliny przeżyją. Bardzo ją to zaskoczyło. Fakt, że wyrośnięty, zielony stwór jest w jednej drugiej orkiem, już mniej. Od początku Ren widziała, że różni się od swych braci pod wieloma fizycznymi aspektami. Potężniejszy w budowie, silniejszy, wyższy... Potem przez myśl przemknęło jej słowo, które użył w stosunku niej pół - goblin.

- Co to znaczy keshi? - spytała Noblusa. Przedtem nie zwróciła na to słowo uwagi, zbyt pochłonięta własnym sukcesem i tym, że nikt nie chciał jej już zabić. Przypomniała sobie o tym teraz i zaciekawiło ją to na tyle, że spytała przywódcę.

Usłyszawszy o tym, jaką magią goblin się posługuje, dziewczyna zmarszczyła brwi. Zawsze sądziła, że magia jest dla wybranych, że tylko niektórzy się z nią rodzą. Spojrzała na swoje dłonie, zastanawiając się, czy i ona mogłaby się jej nauczyć, gdyby odpowiednio się do tego przyłożyła. Mieszkając w Oros, widywała nieraz różnych czarodziei i często wpatrywała się w nich jak w obrazki. Szanowała ich, potęgę, jaką władali i wiedzę, jaką posiadali. Niestety ona sama nigdy w sobie nie czuła magii. Skoro wszyscy ją mają...

Z rozmyślań wyrwało ją pytanie goblina. Spojrzała na niego z pytaniem wymalowanym na twarzy. Była zmęczona, nie chciało jej się myśleć o głębszym sensie, ukrytym przekazie, drugim dnie pytania. Zamiast przemyśleć, co mogłaby odpowiedzieć, spytała po prostu:

- Co?

Re: Trakt kupiecki

85
Goblińskie oczy mężczyzny przymrużyły się, kiedy zapytała on dziwną nazwę, którą określił ją jeden z jego kuzynów. Dostrzegła w nich dużą mądrość. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać ile mężczyzna może mieć naprawdę lat. Nie znała przedstawicieli tej zielonej rasy, a ich skóra była zupełnie inna niż ludzka i nie zdradzała w ten sam sposób lat. Była gładsza z licznymi porami, które w świetle ogniska nie były zbyt dobrze widoczne. Dookoła oczu widać było promieniste zmarszczki, które przypominały skrzętnie pozaginaną suknie kobiet. Jakby właśnie tak miała wyglądać jego twarz. Na brudnozielonej cerze miał liczne żółtawe plamki, które wtapiały się w odcień skóry. Najwięcej pojawiało się dookoła skroni i na policzkach, ale były wszędzie. Nawet na dłoniach je miał, lecz wcześniej nie zwróciła na to uwagę. Bardzo powoli uczyła się ich. Każda z ras posiada swoje charakterystyczne cechy, które pozwalają na odróżnianie się od siebie. Gobliny też miały takie twory w swoim wyglądzie, po których doświadczony szaman mógł powiedzieć, że ta kobieta spłodziła już nie jeden dziecko, a ten mężczyzna ma chore serce, choć nic na to nie wskazuje. To nie była magia, lecz zwykła znajomość fizjologii.

- Ciężko jest mi to przetłumaczyć. – zastanawiał się po czym powoli zaczął dopierać słowa, które najbardziej pasowały do danego wyrazu – W ten sposób zwracamy się do ważnych dla nas osób. O dziwo nie zawsze jest to nazwa zarezerwowana dla rodziców. W naszej kulturze ojców zazwyczaj mamy bezinteresownych i brutalnych. Wybierają jedno dziecko, nad którym roztaczają opiekę odrywając od matczynej piersi. Matki nie rzadko zaś nie mają czasu i sił, aby wobec wszystkich dzieci byś sprawiedliwymi. Gdybym miał na wychowaniu czternastu bachorów również bym nie wytrzymywał psychicznie. Zresztą nasze kobiety często tworzą duże skupiska opiekunek i dzieci czasem stają się psychicznie związane z matka, która ich nie spłodziła. Tak nazywamy młodsze rodzeństwo, które bardzo kochamy lub przyjaciół. Czasem określa się tak ukochaną lub własne dziecko, które ledwo umarło. Keshi pochodzi od słowa keshiada. Gniazdo pełne delikatnych jaj. Och, wiem, że to dziwnie brzmi. Nasze plemiona niegdyś hodowały gady, które potrafiły dożyć setek lat i wiozły na swoich barkach nasze ludy. W czasie wielkiej suszy dawały słodką krew i mięso, a również chroniły nas przed burzami pustynnymi. Te czasy jednak dawno minęły. Większość z tych stworzeń wyginęło. Ale sformułowanie pozostało. Keshi to coś delikatnego i wartego troski. – spojrzał w stronę Lostka – Mój kuzyn uznał Cię za bardzo czystą istotę, którą warto chronić przed złem świata.

Wywód mężczyzny był magiczny. Przez chwilę dziewczyna poczuła ciepło pustyni i suchy piasek pod palcami. Jakby Noblus za pomocą swojej magii przeniósł ją do swojej krainy. Oczywiście było to tylko jej wyobrażenie, spowodowane barwną opowieścią mężczyzny. Starał się mówić prosto i zrozumiale. Przywódca karawany był istotą niezwykłą. Z jednej strony był bardzo podejrzliwy i budzący strach, ale również był mądry i pasowałby do roli plemiennego szamana.

Dziewczyna nie zwróciła nawet uwagi, kiedy wypiła większość z naparu. Zrobiło jej się przyjemnie ciepło od wypełniającego jej żołądek płynu. Poczuła znużenie. Jej oczy zaczęły jeszcze bardziej się lepić, a gdzieś wewnętrznie chciała jeszcze posłuchać jego historii.

- Nieważne. Porozmawiamy jutro. Powinnaś się zdrzemnąć.

Re: Trakt kupiecki

86
Dziewczyna słuchała z szeroko otwartymi oczami wywodu goblina. Wpatrywała się w jego twarz, raz po razie dostrzegając pojedyncze szczegóły, które wcześniej jej umykały, takie jak zmarszczki wokół oczu czy żółtawe plamki na twarzy, szczególnie na policzkach i skroniach. Nie potrafiła także określić wieku mężczyzny. Nie miała wystarczającej wiedzy o goblinach, aby móc to określić. Spodziewała się po nim wielu lat, podczas których zdobył te mądrości. Ren coraz bardziej doceniała ich rasę, a wszystko to w ciągu kilku godzin spędzonych razem z nimi.

Rennel oczekiwała raczej prostej odpowiedzi na proste pytanie o przetłumaczenie jednego słowa. Jako, że z natury była istotą chłonącą wiedzę i wszelakie historię, tak też z ochotą słuchała opowieści Noblusa o jego rasie i jej zwyczajach, mimo zmęczenia po wyczerpującym biegu przez las. Podczas gdy goblin opowiadał o matkach czternaściorga dzieci, Ren wyobraziła siebie jako pulchną matronę otoczoną wieloma szkrabami, ciągnącymi za jej suknię i wrzeszczącymi wniebogłosy o jedzenie, uwagę czy inne ważkie sprawy. Wzdrygnęła się na tę wizję. Nie dałaby sobie zapewne rady nawet z jednym malcem. Szczerze współczuła goblinim matkom, że muszą robić za klacze rozpłodowe, jeśli wierzyć opowieściom Noblusa.

Usłyszawszy w końcu tłumaczenie gobliniego słowa, dziewczyna poczuła specyficzne ciepło w środku. Takie, które pojawia się, gdy zostanie spełniony dobry uczynek albo kochana osoba właśnie wyznaje miłość. Uśmiechnęła się znad kubka ze złocistym płynem, szczerze wzruszona tym, że obca istota tak ją nazwała, że chciała ją chronić przed złem. W ostatnim czasie rzadko słyszała przyjemne dla ucha komplementy czy słowa, które mogły sprawić, że czuła się tak, jak teraz. Reakcja być może była podsycona napojem również ogrzewającym całe jej wnętrze, ale i tak było jej niezmiernie miło, że ktoś chciał ją chronić.

Rennel nie mogła się nie zgodzić na uwagę goblina, że powinna się zdrzemnąć. Ziewnęła potężnie, rozciągnęła się, mrucząc przy tym jak kotka i dopiła tajemniczy specyfik. Kubek odstawiła na ziemię i wstała, biorąc ze sobą czerwony od zastygłej krwi miecz i torbę. Poczłapała wpół śpiąca do wolnego namiotu i położyła się w nim w pozycji embrionalnej. Ostrze położyła w bezpiecznej odległości od twarzy, ale wystarczająco blisko, aby móc po nie sięgnąć w razie potrzeby, torbę zaś przytuliła do siebie. Zamknęła oczy, powoli odlatując w daleki świat snu.

Re: Trakt kupiecki

87
Oczy posłusznie zamknęły się, kiedy dziewczyna ułożyła się wygodnie w namiocie pod jedną ze skór, która służyła za okrycie. Powieki miała takie lepkie. Nie zdążyła życzyć miłej nocy przywódcy karawany. Nawet nie zdała sobie sprawy, że zapadła w ciężki sen, w którym dużo się działo. Widziała tam odrąbane ręce; starą kobietę, która rzucała złe uroki nad żeliwnym kotłem z identycznym naparem do otrzymanego przez goblina; złowrogi las, przez który ciągle biegła, nie mogąc się zatrzymać; gromadki małych wrednych goblinów, które nazywały ją matką; Lostka, który zasłaniał ją swoim ciałem przed nadlatującą chmurą strzał; martwą i zimną Panią Getfild na katafalku; zapłakaną matkę, siedzącą samotnie w domu i pojącą wino; pustynne krańce na grzbietach wielkich gadów, które w śnie przypominały przerośnięte warany o gładkich kolorowych łuskach.

Poczuła delikatny uścisk na swoim ramieniu i kilka szturchnięć. Zupełnie beztrosko rozchyliła powieki i spojrzała na stojącego nad nią goblina, a raczej hopgoblina. Mary nocne zupełnie opuściły ją pozostawiając tylko ślady zamazanych obrazów w głowie, których nie mogła wyostrzyć. Wiedziała, że śniła o czymś strasznym i niebezpiecznym. Teraz jednak wszystko jej uleciało. Widziała tylko twarz Lestka, który czuł się o wiele lepiej. Był nadal ranny, ale wróciły mu siły. Teraz usłyszała lekkie poruszenie, które panowało w ich małym obozie. Wszyscy się ruszali. Nic dziwnego. Słońce przeciągnęło się już i wyglądało trochę nieśmiało za koron drzew, rozgrzewając jej policzek pierwszymi promieniami. Zapowiadał się ładny dzień.


- Wstawaj –
rzekł do niej niezbyt głośno, jakby naprawdę nie chciał jej zbudzić. – Miałaś twardy sen. Nawet nie dałaś się zbudzić na wartę.


Zaśmiał się krótko. Nie czekał, aż dziewczyna wygramoli się z namiotu. Poszedł pomagać swoim kuzynom. Wszystko jednak było już prawie gotowe do podróży. Dwa pozostałe namioty złożono wraz z posłaniami. Ognisko zostało ugaszone, a wszystkie rzeczy pozbierane do skrzyń. Odwiązywano właśnie konie, które nakarmiono i napojono. Gobliny były już po śniadaniu. Niewielka porcja suchego mięsa i czerstwego pieczywa, czekała również na Rennel. Nablus trzymał na ręce niewielką wiewiórkę, której jakby szeptał coś do ucha. Ta zaś wdrapała się na jego ramię i wskoczyła na pobliskie drzewo. Z jego gałęzi skoczyła na kolejną i powędrowała w stronę, w którą zamierzali dalej ruszać. Do Ujścia.

- Złóż za sobą namiot. – powiedział oschle Deton- Przydaj się do czegoś. Potrafisz powozić? Przydałby się ktoś, odciążający Lestka. Nie wygodnie będzie mu prowadzić wóz z jedną w pełni sprawną ręką.

- Myślę, że dam sobie jakoś radę – stanął bardziej w swojej obronie postawny goblin. Należał do tych potężnych i silnych osobników płci męskiej, która nie lubiła okazywać swoją słabość. Woleli pocierpieć, ale w oczach innych wyglądać na wartościowych.

Re: Trakt kupiecki

88
Coś uparcie wyrywało Rennel ze snu, potrząsając nią delikatnie. W końcu otworzyła oczy na sekundę, aby zobaczyć, kto tak haniebnie próbuje ją rozbudzić. Lostek. Twierdził, że nie dało jej się obudzić nawet na wartę. Nie dziwiła się temu. Wczoraj była bardzo zmęczona, a i chyba napój zrobił swoje. Goblin wyszedł i zostawił dziewczynę samą w namiocie, zaspaną z mglistymi wizjami snów, które bezskutecznie próbowała sobie przypomnieć. No właśnie, bezskutecznie. Jedyne, co po nich zostało, to nieprzyjemne uczucie, jakby były koszmarami. Ziewnęła i przetarła oczy, usuwając z nich śpiochy, po czym wygramoliła się z namiotu. Ledwo co stanęła na nogi, mrużąc ślepia przed wschodzącym słońcem, już musiała harować. Ren wolała z rana posiedzieć sobie chwilę przy śniadaniu, próbując się rozbudzić, a dopiero potem zabierać za obowiązki. Jednakże prawie wszystko było już w obozie spakowane, a ona nie chciała być w tyle i dawać goblinom powody do niepokoju lub narzekania na nią. Rennel nie lubiła niemiłych ludzi i innych istot. Wprawiali ją w zły humor tak jak oschły w stosunku do niej Deton.

Popatrzyła na wciąż stojący namiot z naburmuszoną miną i westchnęła ciężko. Naprawdę nie lubiła pracować z samego rana. Powoli i ociężale zaczęła składać konstrukcję, co i rusz robiąc coś nie tak. W końcu udało jej się i położyła całość do jednej ze skrzyń, w której trzymano pozostałe namioty. Zadowolona z siebie przysiadła na chwilę i zabrała się za skromne śniadanie, które gobliny pozostawiły dla niej. Z pełnymi ustami, przeżuwając powoli jedzenie przyglądała się Noblusowi rozmawiającemu z... Wiewiórką. Z wrażenia aż otworzyła buzię, z której wyleciał pół przeżuty kawałek mięsa. Zastanawiała się czasami, czym jeszcze zaskoczy ją przywódca karawany.

- Nie, ale mogę się nauczyć - odpowiedziała na pytanie, czy potrafi powozić. A nuż kiedyś się przyda jej taka umiejętność. Spojrzała pytająco na Lostka, który najwyraźniej miał wrażliwą męską dumę. Przynajmniej się do czegoś przyda, skoro już z nimi otwarcie wędruje.

Re: Trakt kupiecki

89
Podnosząc się z posłania, zdała sobie sprawę, że czuje wszystkie swoje mięśnie. Były ciężkie, ale nie bolały zbyt bardzo. Po prostu musiała je trochę rozruszać. Gobliński napar zadziałał, lepiej niż się tego spodziewała. Po tak długim biegu, powinna teraz stękać z zakwasów. On czuła tylko dyskomfort, który powinien minąć za kilka godzin.

-Jak się czujemy? – spytał się przywódca karawany

Noblus wrócił do reszty i sprawdził, czy wszystko zabrali. Upewnił się, że w palenisku nie ma już żaru, który wraz z wiatrem, mógłby rozejść się i zająć las. Nie chciał przecież niczego niszczyć. Gdy wszystkiego był pewien, naciągnął na siebie brązowy płaszcz i wsiadł do drugiego z wozów. W tym czasie Deton oprzyrządował i podczepił do powozów konie. Wszystko było gotowe do podróży.


- Co ty robiłaś przez całe swoje życie?
– spytał się złośliwie, przyglądając się jej z pewną dozą nieprzyjemnej kpiny- Potrafisz coś pożyteczniejszego niż uciekać i płakać?


- Starczy Detonie. Do wozu. Jedziemy, a nie gadamy – odpowiedział z pełną rozwagą czaroznawca, a jego młodszy kuzyn posłusznie udał się na przód karawany, aby prowadzić ich ku Ujściu. Zostało im jeszcze trochę drogi, a więc nie mogli zbytnio się ociągać.

- Jeżeli nie mogę powozić, to przynajmniej nauczę Cię tego – rzekł ochoczo Lostek, który miał niesprawną jedną rękę. Nie zdawał się wtrącać w wymianę zdań, którą zaczął jeden z goblinów. Wsiadł na ławeczkę w ostatnim z wozów i czekał na dziewczynę. W jednej ze swoim dłoni trzymał lejce, które od razu wręczył dziewczynie. I od razu zaczął tłumaczyć, jaki ruch co oznacza. Jak ruszyć i pośpieszyć konie, a jak zwolnić ich chód. W jaki sposób skręcać i od czego zależy kąt. I co najważniejsze, czego nie powinna robić. – Będę Ci podpowiadał.

Ostatni powóz, w którym znajdował się hopgoblin, był zaprzężony w podobne do reszty konie. Niższe od typowych, lecz bardziej postawne i masywne. Ich kopyta były potężne. Z pewnością potrafiły długi czas jechać bez przerwy, ciągnąć przy tym dużą masę. Idealne do podróży, ale musiały równie dużo kosztować. Oba zwierzęta były maści gniadej. Były na swój sposób majestatyczne. Nie smukłe i zwiewne, lecz barczyste, ale nadal powabne. Konie są naprawdę pięknymi zwierzętami.

Re: Trakt kupiecki

90
Składając namiot czy ogólnie się ruszając Rennel czuła praktycznie wszystkie mięśnie. Było to co prawda lekko irytujące, ale i tak czuła się lepiej, niż powinna. Najwyraźniej gobliński napar zadziałał, sprawiając, że dziewczyna mogła się ruszać bez problemów. Gdyby nie on, prawdopodobnie ledwo mogłaby chodzić. Mimo tego nie obyło się bez docinków Detona. Najwyraźniej wciąż jej nie ufał i uważał za szpiega szajki bandytów. Nie dziwiła się temu, ale i tak było jej przykro. Spojrzała na goblina spode łba i odpowiedziała mu.

- Czytałam. Całe życie spędziłam między książkami - nie była to kompletna prawda. Rennel wiedziała, że jeśli wspomni o zdolnościach nabytych w ostatnich latach, tylko podwoi czujność i oschłość Detona. Nie była z nich dumna, ale musiała przyznać samej sobie, że mimo wszystko są przydatne, jeśli zrobić z nich dobry użytek. Lub skorzystać w imię zła koniecznego. Nikt jednak nie musiał wiedzieć, że swego czasu szkoliła się w złodziejskim fachu. Nikt.

Zebrawszy cały swój skromny dobytek, czyli torbę i nowy miecz, wskoczyła za Lostkiem na ostatni wóz ciągnięty przez dwójkę przysadzistych koni, jakby urodzonych do długich podróży i ciężkich ładunków ciągnących za sobą. Swoje rzeczy położyła na kolanach i sięgnęła po lejce podane przez hobgoblina, ostrożnie, jakby były ze szkła. Była podekscytowana tym, że nauczy się powozić. Z niezwykłą uwagą słuchała uwag Lostka, próbując w miarę swoich możliwości postępować tak, jak jej powie. Lubiła uczyć się nowych rzeczy, przeważnie wprawiało ją to w dobry nastrój, o ile nie zaczynało jej to nudzić.

- Jak się czujesz? - spytała goblina. Wciąż czuła się winna za to, że tak po prostu go zostawiła i uciekła. Miała nadzieję, że nie będzie miał jej tego za złe. Z pozoru nie wyglądał na złego, w przeciwieństwie do jego kuzyna kusznika, ale Ren nie znała ich na tyle dobrze, aby móc stwierdzić, czy Lostek chowa w środku urazę czy nie.

- Tak w ogóle, to jestem Rennel. Wczoraj było tak dużo zamieszania, że nie zdążyłam się przedstawić. Więc się przedstawiam teraz - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie do goblina. Być może to poczucie bezpieczeństwa, jakie ją ogarnęło albo zbawienny wpływ ciepłego słońca ogrzewającego jej twarz, ale Ren miała dobry humor. Nic jej nie groziło, nie musiała się ukrywać między skrzyniami jak szczur i przede wszystkim jest cała. Usadowiła się wygodniej na koźle z lejcami w dłoniach, cały czas poświęcając niemal całą swoją uwagę prowadzeniu wozu.

Wróć do „Księstwo Ujścia”