Re: Majątek de Ragnarów

31
- Zaraz zaraz, wszystko pięknie, ale co ty mówisz, chłopcze... Dobrze słyszałem? Namiestnik Jakub nie żyje? - wtrącił wuj Marval, ze zdziwienia aż zakrztusiwszy się jajkiem na twardo. Był jednak na tyle uprzejmy, by z tym krztuszeniem się poczekać do końca przemowy bratanka. - Jakub? Skąd takie wieści? Co się stało? Czyżby nie dotarły do nas jakieś informacje...?

- Cooo? - wystękała Iuliusowi do ucha leciwa Ischme von Horso. I to tak niespodziewanie, że aż ten podskoczył. - Kto umaaarł? Niedźwieeedź?

Półelf też nic nie słyszał, żeby Jakubowi dokuczał ostatnio choćby katar, toteż pogłoska o jego śmierci musiała go nielicho zdziwić.

Wreszcie Aquila wypatrzył tego srebrnowłosego mężczyznę. Tamten usadowił się tak daleko od niego, jak tylko się dało. Dalej, na końcu stołu, zasiadała już tylko dzieciarnia. Tajemniczy potomek elfów bardzo starał się sprawiać wrażenie niezwykle zajętego jajecznicą, przemową Regisa, pogodą za oknem i wątpliwymi urokami jakiejś młódki, zasiadającej naprzeciwko niego - słowem wszystkim, tylko nie tym, co interesowało go naprawdę. Iuliusowi nie umknęły jednak ukradkowe spojrzenia, jakimi srebrnowłosy go co jakiś czas obrzucał.

Tymczasem w sali podniósł się szum. Dało się z niego wyróżnić rozmaite, podekscytowane szepty i okrzyki, zarówno ze strony dorosłych, jak i dzieciaków:

- Jakub martwy? Nie może być! Toż ledwo co z jego gościny zjechałem tutaj... Słowo daję! Takie nieszczęście!
- Wampiry! Prawdziwe wampiry!
- Niby wyglądał nieszczególnie, blady taki, no ale żeby aż tak...? Morderstwo, myślicie?
- Wampiry, ja cię kręcę, wampiry!
- Jeśli to prawda, to teraz dopiero łaskawy król nas przyciśnie... oj, złe czasy nadchodzą... W stolicy bezprawie już panuje! Żeby tak niewinnych ludzi...
- Wampiry, nie wierzę!
- Słyszałem, że wojna ma się ku końcowi...
- Wampiry! Dzielny pan Regis, poradził sobie z nimi że hej!
- "Dębowa Chata", hoho, bywałem tam... Karczmareczka kulawa po prawdzie, ale i niebrzydka...
- Wampiry! Mamooo, ja nie będę w nocy spał!
- A niedźwiadek taki śliczny! Mamusiu, mamusiu! Czy ja mogę dostać niedźwiadka do zabawy?

Na te ostatnie słowa pani "dzięciołek" roześmiała się serdecznie, najwyraźniej uznając pomysł niańczenia młodego niedźwiedzia kerońskiego za uroczo absurdalny. A potem nachyliła się do Regisa.

- Coś macie na szyi, łaskawy panie - szepnęła nadto poufale Mirha von Horso i dyskretnym gestem podała mu własną, śnieżnobiałą chusteczkę z koronkowym brzeżkiem.

- Regisie - rzekł Marval dość cicho, nie starając się nawet przekrzykiwać ogólnego gwaru. Mimo to jego bratanek doskonale wyczuwał w jego głosie szczęście i dumę. - Dobre czasy dla nas nastały! Nasz ród nie wygaśnie, bo oto połączy się niebawem ze szlachetnym i zamożnym rodem von Horso! Z naszymi drogimi sąsiadami! Weselisko się szykuje, Regisie kochany, spraw sobie dobre buty do tańcowania!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

32
Regis zdziwił się, słysząc reakcję zebranych, na wieść jakoby Jakub Augustyński nie żył. Rozmowy przy stole wybuchły ożywionym tonem, część z nich poświęcona była bratu króla Aidana, część wampirom, a jeszcze inne niedźwiadkowi kerońskiemu, którego młodszy z de Ragnarów przytargał ze szlaku.
- Proszę mi wybaczyć wpadkę, istne faux pas. Tak to jest jak na wyprawie, słucha się nieżyczliwych, ale przekonujących głosów. W takim wypadku jeszcze raz przepraszam za niepotwierdzone informacje i chwała bóstwom, że namiestnik Jakub żyje. - odparł dosyć zdecydowanym tonem szlachic, wznosząc puchar - Za zdrowie księcia!
Niestety w całym rozgardiaszu nie wszyscy słyszeli tłumaczenie Regisa. Na szczęście najbliżej siedzący przyjęli wyjaśnienie i również wznieśli toast za Pana osiadłego w Qerel. Chaos przy stole trwał w najlepsze. Kilka osób zwracało się bezpośrednio do 28-latka, pozostali dyskutowali między sobą, podnosząc ton, by ktoś siedzący po drugiej stronie sali, dosłyszał jakąś plotkę. Młodszy z żyjących właścicieli majątku, musiał przyznać, że od lat nie było we dworku tak gwarno jak dzisiaj. Oczywiście mógł się domyślać, iż podczas jego ostatniej nieobecności wuj także otaczał się szerokim wachlarzem, nieznanych mu wcześniej osób. Zastanawiająca była także nieustanna obecność rodu von Horso.
- Spokojnie panie Smyku. Wampiry jak wampiry są groźniejsze istoty. Zresztą już ich nie ma. - odparł mimochodem de Ragnar, kierując głos ku dzieciarni by je uspokoić, a następnie dodał już w innym kierunku - Tak zajazd "Dębowa Chata" jest naprawdę przedni. Nie za drogi, cisza, spokój, a i obsługa naprawdę miła i życzliwa. Niebawem będę pisał listy do karczmarki Idy i jej męża, a przy okazji skrobnę słów parę do innego hospodara Jassira, mającego lokal w bliższej nam okolicy. Mam nadzieję, że odbudował już gospodę i nie ma problemów z wam... ekhem innych problemów.
Młody szlachcic z grzeczności starał się odpowiedzieć każdemu. Raz ugryzł się w język, by ponownie nie straszyć najmłodszych, strasznymi stworami. Każdy, komu poświęcił choć chwilę, odwdzięczał się uśmiechem lub ciepłym słowem. Było to zastanawiające, choć Regis zrzucał to na Marvala, gdyż ten musiał sporo o nim naopowiadać i nieco podkolorować. Jak już wcześniej wspominał było to dziwne, ponieważ nigdy nie mieli specjalnie dobrych kontaktów z wujem.
- A tak, Pani najmocniej wybaczy moją nieschludność. Ręka drgnęła i zaciąłem się podczas golenia. Szkoda brudzić przepięknej chusty. - odpowiedział szarmanckim tonem "Człowiek z Daugon", sięgając po swoją, czarną kefiję, by zetrzeć zapewne ślady krwi z szyi. Już teraz postanowił, udać się po śniadaniu do swego pokoju, by nasmarować rankę odpowiednią maścią, przyspieszającą krzepnięcie oraz mającą właściwości dezynfekujące. Niespodziewanie nachylił się doń wuj.
- Rad jestem wuju, że po tylu latach znalazłeś sobie żonę. Kto wie, kto wie może i jeszcze syna spłodzisz. Widać po tobie, że odzyskałeś sporo krzepy. Cóż to się stało? Ród von Horso sam, po latach, zauważył dobre cechy naszego rodu? Wybacz bezpośredniość, ale czy to dzięki nim, dworek stał się ponownie tak bogaty i barwny? - powiedział równie cicho bratanek Marvala - Cieszę się twym szczęściem. Oby wesele odbyło się niebawem. Sam rozumiesz wuju, stałem się niespokojną duszą, nie mogę przebywać w jednym miejscu za długo. To wielka duma, przyjmować tylu znamienitych gości u nas, jednakże przywykłem do spokoju w dworku pod Zaavral. Nie obraź się, to kwestia przyzwyczajenia, sam wiesz odkąd Jakub przegrał z bratem walkę o tron, nie powodziło się w naszym majątku, a i przybyszów gościliśmy niezwykle rzadko. Wuju, czy mógłbyś wyjawić mi nieco więcej szczegółów tej diametralnej zmiany?
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

33
-Tak proszę pani.-Odpowiedział głośno i wyraźnie ale bez krzyczenia.
-Niedźwiedź Keroński.-Dopowiedział by nie było wątpliwości.
Westchnął cicho i mieszając bez przekonania w talerzu zaczął się zastanawiać czy to odwaga, nieroztropność czy może głupota sprawiają, że ludzie tutaj tak głośno rozpowiadają o swoich poglądach politycznych. <Prawdopodobnie są tu sami zaufani i żaden szpicel nie będzie nigdzie donosił, niemniej.... To ciągle nierozsądne. Może i Jakub faktycznie wciąż żyje ale co zrobi zamknięty w swoim mieście? Królem na szczęście jednych i na nieszczęście drugich został jego brat, który jak wiadomo niespecjalnie krył się z prześladowaniem popleczników konkurenta. Może to nie masowe mordy ale ludzie księcia Jakuba zawsze mają pod górkę.> Iulius raz jeszcze zerknął w stronę "Człowieka z Daugon", który jak się okazuje bywał i w Nowym Horall ale jakoś niespecjalnie chciało mu się o to zagadywać. Z resztą de Ragnarowie byli zajęci poufną rozmową, której Aquila ze swoimi elfimi uszami starał się nie przysłuchiwać.
Sam nie wiedzieć czemu czuł się jakoś niespecjalnie. Przetarł czoło i tym razem spróbował zerknąć w stronę podobnego sobie mieszańca dużo bardziej dyskretnie. Zaczynał się powoli irytować. Facet zdecydowanie zwrócił na siebie uwagę podczas niemej wymiany uprzejmości przed śniadaniem a teraz go unikał.
<Co w zasadzie jeszcze bardziej zaprząta moje myśli. Sprytny jest. Gdy już wstaniemy od stołu będzie zamieszanie i może wtedy dowiem się o co chodzi.>
By nie zanudzić się na śmierć sprawdził czy seniorka rodu van Horso czegoś nie potrzebuje.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

34
- Niedźwiedź pieroński?

Pani Ischme najwyraźniej nie dosłyszała, co jednak wcale nie przeszkodziło jej się tematem zainteresować. Zdawała się zadowolona, że ktoś poświęca jej uwagę i "chce" posłuchać, co ma do powiedzenia.

- A to i dobrze, że umarł, bo to zaiste pierońska bestyja, takich to mało! Pamiętam, jak w trzydziestym ósmym mój drogi małżonek, a wtedy zresztą jeszcze narzeczony, niechaj Usal strzeże jego snu, własnymi rękami chciał jednego ubić! A choć rycerz to był jakich mało, oj, dziś to już takich nie ma, to niedźwiedź go rach-ciach i po sprawie, chłopcze! Po sprawie! Trzy miesiące z łoża nie wstawał, a raz go ino niedźwiedź łapą trzepnął! Więcej nie było trzeba!

Seniorka rodu von Horsów pogrążyła się we wspomnieniach o dawnych czasach, gdy wszystko było lepsze - rycerze mężniejsi, niewiasty skromniejsze, bardowie bardziej muzykalni, a trawa bardziej zielona. Zaraz jednak nadeszła kolej na porównanie z czasami obecnymi - a to, jak świat światem, w ustach starych ludzi nigdy nie mogło wypaść pozytywnie dla współczesności.

- ...popatrz no tylko, chłopcze, na tę rudą lafiryndę! Tę tutaj, żonkę mojego Hansa! - Staruszka zupełnie nieelegancko skierowała swój pomarszczony, udekorowany złotymi pierścieniami palec na "dzięciołka", Mirhę von Horso. - Żeby za moich czasów młoda mężatka chodziła tak odziana, to chyba ze wstydu by się pod ziemię zapadła... Ale nie, nie wytłumaczysz! A ta ich mała to jak nic wdała się w matkę... Też rude to jak nieszczęście! Ja się nie dziwię, że przeklęte! Sama bym takie dziewuszysko przeklęła! Oj, jeszcze będą mieli de Ragnarowie z nimi utrapienie, oj, będą! Szczęście, że ja tego nie dożyję!


Taki to właśnie monolog starszej kobiety słyszał Iulius po swojej lewej stronie. Zaś do jego prawego ucha - choć przecież nie podsłuchiwał! - dotarły słowa pana Marvala, skierowane do bratanka:

- Hehe, Regisie! No i uważaj, bo tu jest najlepsze! Nie ja się żenię! Gdzież mi tam do żeniaczki, głuptaku jeden, ja stary jestem, żaden ze mnie pożytek! Nie ja, lecz ty, mój drogi! - Tutaj wuj, nad wyraz uradowany, aż czerwony na twarzy z tego szczęścia, energicznie klepnął Regisa w plecy, aż huknęło. - Oj, będzie weselisko! Ucieszyłby się Gerwant, gdyby tu dzisiaj z nami siedział!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

35
Regis nie należał do ludzi, którzy bez pomyślunku chwytali za miecz i rwali się do działania. Zawsze wolał dwie minuty pomyśleć, niż wpakować się w nie lada tarapaty, z których wyjść ciężko. Tym jednak razem, ze szlacheckiej twarzy krew odpłynęła, nie ze strachu czy słabości, a z irytacji, czy może nawet czystego zdenerwowania. To już nie były te czasy, że władca z góry ustalał małżonka dla swej córy, choć i tak się zdarzał. Co więcej on nie był żadnym królewiczem, a zwykłym, wręcz ubogim szlachcicem.
Teraz już wiedział, dlaczego Marval zmienił stosunek do niego i zdecydowanie wyrażał się o Regisie w ciepłym tonie. Ba! Co więcej i o Jakubie Augustyńskim wyrobił sobie lepsze zdanie, choć wuja na bitwę nie ciągnęło, w przeciwieństwie do Gerwanta i jego syna... Przez żeniaczkę z panią von Horso, de Ragnarowie mieliby zyskać spory posag. Ba! Już teraz dworek był odnowiony, co wyraźnie wpłynęło także na kondycję i krzepę najstarszego z żyjących przedstawicieli rodu. Rzeczywiście 28-latek mógł palnąć się w czoło, nie orientują się w sytuacji. Stare przysłowie prawiło: "Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze...".
Przez te kilkadziesiąt sekund przemyśleń, "Człowiek z Daugon" zdołał nieco ochłonąć, chociaż zmierzwione brwi oraz ognik w jego oczach, nie ten radosny, tylko złowieszczy świadczyły o jego gniewie. Był przecież dorosłym mężczyzną, a nie kilkunastoletnim podlotkiem, któremu starsi mogą wmówić wszystko, za obietnicę lepszej przyszłości. Marval spóźnił się z tym o dobre 15 lat, choć jeszcze wtedy żył Gerwant. Ojciec zawsze dawał synowi sporo swobody w decydowaniu o własnym losie i nigdy nie pokusiłby się o wybieranie dlań żony. Brat rodziciela Regisa zdecydowanie przekroczył granicę przyzwoitości. Młodszy z właścicieli majątku, zrobił jeszcze dwa wdechy, nim odpowiedział rozmówcy, choć ten mógł już wiedzieć, że coś jest nie po jego myśli.
- Wuju, raz jeszcze rad jestem z twego zdrowia i dobrobytu, jednak jeżeli myślałeś, że powrócę ze szlaku tylko dlatego, iż zaplanowałeś sobie mój mariaż, to grubo się pomyliłeś. Nie interesuje mnie ile i co na tym zyskałeś lub co może zyskać ród de Ragnarów. Prosiłbym cię także byś nie przywoływał świętej pamięci Gerwanta, gdyż on nigdy nie wytyczał nikomu drogi. - odparł nadzwyczaj opanowanym, aczkolwiek stanowczym tonem szlachic, nie zważając na to czy ktoś usłyszy ową rozmowę - Będziesz musiał przeprosić ród von Horso, choć nie będzie to należało do najprzyjemniejszych. Zapomniałeś wuju, że już w przeszłości wystarczająco musieliśmy się kajać. Wypowiedziałem się jasno i klarownie, tym samym życzę smacznego.
Miarka zdecydowanie się przebrała. Regis poczuł się wręcz jak niewolnik, który dobrze odchowany, może przynieść spore korzyści i jeszcze rokować zyski na przyszłość. Marval zapomniał jednak o jednym, młodszy z Ragnarów nigdy nie był łasy na świecidełka, a na każdy grosz solidnie zapracował, nie raz i nie dwa ryzykując własnym zdrowiem, a nawet życiem. Jakby nigdy nic, sięgnął po kawałek dziczyzny oraz chleb, by nasycić żołądek.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

36
- Regisie kochany! Na litość wszystkich bogów, przecież nawet jeszcze nie wiesz, kogo masz poślubić! Słuchaj... - Marval zniżył głos, wreszcie orientując się, że jego bratanek nie żartuje, iż nie jest zachwycony perspektywą ożenku. Mówił dość cicho, ale szybko, z narastającym wzburzeniem. - Tu nie chodzi tylko o majątek, o ten pokaźny posag panny Lutki... choć nie kryję, że i tobie, i mnie przyniesie to wielkie korzyści! Skończyłoby się to twoje szlajanie po gościńcach, które nie godzi się szlachcicowi, a upodabnia cię ino do pospolitego najemnika! Nie! Sprawa jest poważniejsza! To klątwa! Klątwa, która zabije pannę Lutkę i zgubi cały jej ród, jeśli nie poślubi cię przed dwunastymi urodzinami! Regisie! Miej choćby serce i miej litość, jeśli już nie masz rozumu do interesów! Chcesz mieć na rękach krew tego dziewczęcia? Tej sikoreczki, co świata jeszcze nie zdążyła obejrzeć? No, popatrz w jej oczy i powiedz to!

I wuj wskazał Regisowi dziewczątko, które umyślił sobie na jego narzeczoną. Siedziała pośród dzieciaków, drobna, ruda, jasnolica, z oczkami jak zielone listeczki - wypisz-wymaluj jak tamto, co patrzyło nań z medalionu, który wuj mu przysłał. Lutka, w sukience barwy mchu, uśmiechała się wesolutko i niewinnie. Była urocza, jak to dziecko trudno zaprzeczyć, ale ciężko byłoby o niej cokolwiek więcej powiedzieć.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

37
Regis przełykając jajecznicę, z prawdziwych wiejskich jaj, a nie jakiegoś miejskiego targu, niemal zakrztusił się słysząc słowa Marvala. Musiał pociągnąć spory łyk, wcale nie zimnej, herbaty by doprowadzić się do jakiegokolwiek ładu. Mimo to nie ustrzegł się karcącego spojrzenia jakiejś kobiety, nie znanej mu z imienia, ani nazwiska, będącej zapewne jakąś szlachcianką z sąsiedztwa.
- Wuju, szanuję cię z racji wieku, ale każdy ma swą cierpliwość, nawet najbardziej ugodowy czy szlachetny człowiek. Bez względu na to, kogo miałbym poślubić, mój mariaż się w najbliższej przyszłości nie odbędzie. Mówisz, że nie godne jest tułanie się po trakcie szukając zarobku, a śmiem twierdzić, że to właśnie pieniądze zarobione przeze mnie, na licznych wyprawach pozwoliły utrzymać nasz majątek. Szczęście, że mój ojciec Gerwant zostawił w spadku niemałą sumkę, pozwalającą nam trzymać dwór w ryzach. - odparł poirytowany de Ragnar, wycierając chustą usta - Nie interesuje mnie żeniaczka, ani żadna klątwa. A jaki mam argument? Jeden już powiedziałem, nie mam na to ochoty, po drugie niech nikt nie śmie, raz jeszcze powtórzę, NIKT NIE ŚMIE obarczać mnie winą za czyjąś śmierć. A pomyślałeś może, iż nie zdążę na czas? Albo nie wrócę ze szlaku? Bądź też utłucze mnie ktoś? Nie wierzę w historyjkę, że jestem jedynym mogącym odczynić jakiś czar. W okolicy mnóstwo mężczyzn, a w samym Zaavral kawalerów bez liku i to młodszych, bardziej pasujących to tego pacholęcia.
Dwudziestoośmioletni szlachcic zrobił pauzę, by raz jeszcze sięgnąć po herbatę, by przepłukać usta i gardło, a przy okazji dać sobie, a także wujowi chwilę do namysłu. Choć w oczach starszego, bądź co bądź, szlacheckiego rodu sytuacja mogła wydawać się patowa, to dla młodszego wszystko było jasne i klarowne. Na szczęście nie wszyscy byli zainteresowani wymianą zdań między oboma panami, gdyż w rogu ciągle ktoś rozprawiał o niedźwiedziu "pierońskim", a co śmielsze dzieci straszyły te młodsze wampirami.
- Wybacz wuju, lecz kolejnym powodem jest wiek tej dzierlatki. Dla mnie takie związki są najzwyczajniej w świecie zboczeństwem! Nie wierzę też w jakąkolwiek klątwę, a nawet jeśli ona istnieje, to w Zaavral jest kilku magów i znachorów. Nie odeprzesz też mego argumentu dotyczącego mojego powrotu. Nikt nie mógł mieć pewności kiedy i CZY w ogóle wrócę. - kontynuował nieco spokojniej Regis - Możesz mnie nazywać zwykłym najemnikiem, ale żadnych pieniędzy od nikogo nie wyłudziłem, a na wszystko zapracowałem. Nigdy nie usłyszałem od ciebie słowa wdzięczności za przynoszone fundusze... I teraz tego też nie oczekuję, liczę jedynie na szczyptę szacunku i spokoju, jeżeli nie ze wzgląd na mnie, to na mojego, światłego, ojca. Nie mów mi, proszę, też o głowie do interesów. Kto jak kto, ale po śmierci Gerwanta częściej przesiadywałeś w swym pokoju i rozpaczałeś "co to będzie" miast podjąć się jakiejkolwiek roboty. Owszem, zwolniłeś ze służby kilkanaście osób, oszczędzając przy tym, aczkolwiek rodowego skarbca tym nie wzbogaciłeś. Skończę na tym, ze ród von Horso nigdy nie był nam specjalnie bliski i przychylny, a teraz w godzinę, wątpliwej mym zdaniem, potrzeby zgłosili się do Ciebie. W pobliżu nie jesteśmy jedyną szlachecką familią, mogącą nieść pomoc, zresztą nawet jeżeli nie nas, to mogli prosić twych znamienitych gości, choćby szanownych elfów, będących symbolem mądrości i wiedzy. Tylko przez szacunek dla ciebie i zebranych tutaj, jeszcze nie opuściłem sali, choć wiedz wuju, że każdy szanujący się szlachcic, słysząc coś o "najemnictwie" czy "nietęgiej głowie do interesów", zrewanżowałby się a nawet wyzwał na pojedynek. Ja tego nie uczynię, mając nadzieję, że jasno przedstawiłem swoje stanowisko.
Regis po raz wtóry spróbował zabrać się za śniadanie. Niestety nie było ono już tak ciepłe jak paręnaście minut temu, ponadto przestało mu smakować. Dyskusja o jego rzekomym mariażu całkowicie pozbawiła go apetytu, więc zmuszał się do jedzenia tylko po to, by zabić czas. Miał też nadzieję na szybkie zakończenie posiłku i rozejście się zebranych do swych domostw bądź wyznaczonych prac.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

38
- Aj! Narwańcu jeden! Nie dasz sobie do końca powiedzieć, a już awantury wszczynasz i do pojedynków byś się brał!

Marval, teraz już czerwony ze złości, a nie ze szczęścia, huknął pięścią w stół, aż talerze zadzwoniły. Coraz mniej zważał na to, czy panuje nad swoim głosem, czy może zaczyna już krzyczeć. Starał się uświadomić bratankowi, iż jego pomoc jest niezbędna i niezastąpiona. I uświadamiał mu to na cały głos.

- Żeby to takie proste było! Tak się składa, że to mag powiedział, i to już lata temu, co zaradzić na klątwę trzeba. A trzeba, żeby pannę Lutulę wyswobodził małżonek z orłem w herbie! I znalazł się taki! Znalazł! Hrabia Cedrest Vollemich, słyszałeś o nim może... Błękitny orzeł w polu złotym. Pewno, że kandydat stokrotnie lepszy od ciebie! Przyrzeczono mu rękę Lutki, kiedy jeszcze w kołysce była... Ale w tym roku, kiedy do wesela pomału gotować się poczynano, nieszczęście spadło na hrabiego i zmarło mu się. Teraz zgon Vollemicha, co żadnych męskich krewnych nie miał, pociągnąć za sobą może szereg kolejnych śmierci, bo orły wszystkie z Zaavral jak na złość wyfrunęły. Z całego Zaavral, jeśli nawet, do diaska, nie z całego Keronu! Tylko tyś został! W tobie jedyna nadzieja tej zacnej rodziny!

Wykrzyczawszy te słowa, stary de Ragnar uspokoił się krzynę. Usiadł z powrotem, nie wiedząc nawet, kiedy właściwie wstał. Część z gości niespokojnie spoglądała na niego, ale część nadal była zajęta sobą. Marval otoczył Regisa ramieniem i łagodnym głosem usiłował przemówić mu do rozsądku, jak to dobry wuj.

- Słuchaj no! Panna Lutka, owszem, dzisiaj pacholę, ale czas biegnie prędzej, niż ci się zdaje! Sam jeszcze wczoraj dzieciak byłeś! Nikt nie każe ci przecie... obowiązków małżonka tak od ręki wypełniać! Ot, obrządków ślubnych się dopełni, formalności załatwi, boskie błogosławieństwo wyprosi, a potem to już panna ci spokojnie dorośnie... Z tym to pośpiechu przecie akurat nie ma. Tak zresztą nasi dziadowie postępowali, już w dziecięctwie małżeństwa niekiedy zawierając. I co, źle było? Nawet, niech cię diabli... nawet zostawisz ją tu na latek parę, pod opieką moją, rodziny i piastunek, a sam sobie na ten swój, pfu, na ten swój szlak wrócisz! Bylebyś się tylko zgodził, Regisie kochany...

A panna Lutka, jakby to nie jej losy się tutaj ważyły, spokojnie i pogodnie zajadała jajecznicę, co chwilę odrywając się od niej i opowiadając jakiejś innej dziewczynce, jaki to śliczny jest ów "maluśki niedźwiadek", którego "mamunia na pewno pozwoli jej zabrać do domu".
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

39
Dobrze Regis nie przełknął drugiego kęsa, gdy jego wuj ewidentnie nie wytrzymał już ciśnienia. Widocznie na baczył, zupełnie, czy ktoś zainteresuje się ich rozmową. Teraz pewnie też przygłuchy stajenny, będący przy oborkach, posłyszał o cóż takiego cała awantura. Młodszego z de Ragnarów też nie obchodziła reakcja zebranych gości oraz służby. "Człowiek z Daugon" nie był już podlotkiem, któremu krzykiem można było wmówić wszystko czy wręcz zagrozić.
Po raz pierwszy dwudziestoośmioletni mężczyzna spojrzał z pogardą na stojącego wuja. Sam nie ruszył się z krzesła, pokazując swe stalowe nerwy. Bitwa toczona przez Marvala, już na początku była przezeń przegrana. Krzyk, ani emocjonalna i zarazem chaotyczna gestykulacja niczego tu nie zmienią, a jedynie zaognią spór między de Ragnarami. Przynajmniej jedno się zgadzało, wrócił "stary" wuj, nie darzący zbyt wielkim mirem syna Gerwanta. Po chwili wybuch wuja przygasł, a nim ten usiadł, do głosu doszedł młodszy ze szlachciców.
- Już dawno nikt mnie tak nie znieważył, jak dzisiaj zostałem obelżony. I to przez kogo? Przez własną familię. Gdybyś nie gnuśniał we dworze, to nie plótłbyś bzdur o braku mężczyzn z herbem orła, na terenie Keronu. Słyszeć o hrabi Cedreście Vollemichu słyszałem, ale tylko z drugiej ręki, choć żal każdego człowieka, którego zmogło choróbsko bądź inne nieszczęście. - odparł "Człowiek z Daugon", gdy Marval usiadł i objął go ramieniem.
Nie bacząc na nic, Regis odrzucił rękę rozmówcy, nie mając zamiaru, pokazywać dobrej woli, przynajmniej w kwestii owego mariażu. Nie mniej wysłuchał jeszcze chwalebnych wywodów na temat młodej Lutki von Horso, a także możliwości jakie zaistniałyby po zalegalizowaniu, chybionego, związku. Młodszy z panów, musiał jednak przyznać, że z wiekiem, brat Gerwanta, stał się jeszcze bardziej uparty, choć tej upartości brakowało już racjonalnych argumentów.
- Po dwakroć przedstawiłem swoje zdanie, na temat owych zaślubin. Zresztą to nie nasz problem, a rodziny Horso. Gdzież oni byli, gdy my byliśmy w potrzebie? Gdy zginął ojciec? Ani srebrnika nie pożyczyli, ani jednego, kulawego ogiera do orki... Mają czas, mogą poszukiwać jeszcze odpowiedniego kandydata na męża, mówiłem także, iż mógłbym nie wrócić żyw ze szlaku, a jednak wysunąłeś mą kandydaturę. Nie uderzaj w sentymentalną nutę. - odparł spokojnie zielonooki - Nie wzywaj też bóstw, bo nigdy specjalnie bogobojni nie byliśmy. Kto wie, może to jest przyczyna naszych nieszczęść, a te jak widzę jeszcze się nie skończyły! Ba, sami sobie je stwarzamy, a raczej ty stwarzasz wuju. Masz rację, wrócę na szlak i to prędzej niżem się spodziewał.
Regis odstawił talerz sporo od krawędzi, sygnalizując koniec swego posiłku, choć tak naprawdę zjadł może dwa, trzy kęsy. Odsunął także swe krzesło, by w dowolnym momencie opuścić salę. Czego jak czego, ale takiego powrotu do majątku nie spodziewał się w najczarniejszych snach. Wolał już tą ciszę i znikomą ilość gości we dworku, jak było choćby przedostatnim razem, gdy przybył ze szlaku. Szlachcic począł się zastanawiać, jak dwóch różnych synów, spłodził jego dziadek z babką: Gerwanta i Marvala.
- "Ubi bene ibi patria" - mruknął pod nosem "Człowiek z Daugon" - gdzie dobrze, tam ojczyzna. Tutaj nie było dobrze, nadchodził czas podjęcia jednej z najbardziej wiążących decyzji w jego życiu i bynajmniej nie chodziło o chory ożenek z młodziuteńką panną Lutką, a o ostateczne opuszczenie majątku.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

40
Młody jak na elfa czy nawet półelfa Iulius zaśmiał się w duchu na słowa staruszki wysławiającej dawne dni. <Jakież to ludzkie... Biedne istoty muszą biec przez swoje życie i niezależnie, jakie jest "teraz" tęsknią za tym co było. Mają taką małą perspektywę poznania. Ilu jest na tylu "starych" ludzi by zobaczyć więcej niż dwa pokolenia? By dostrzec, w jakim kierunku coś podążyło, jak trzeba coś zmienić drastycznie a co tylko odrobinę. Podejmują tyle decyzji a często nie są w stanie dożyć ich konsekwencji... Ludzie. Hah i pomyśleć, że to właśnie taka pogarda nas zgubiła. Nawet nie wiedzieć, kiedy niewolnik powiedział "nie", podniósł dumnie głowę i zerwał kajdany. Zakończył erę elfów, ale poczekajcie, jesteśmy cierpliwi. Nasz czas nastanie znów.> Te nacjonalistyczne myśli przerwała mu nabierająca siły i rozmachu sprzeczka de Regnarów. Do tej pory mógł ją grzecznie ignorować teraz był zmuszony do bezczelnego podsłuchiwania.
<Fiu, fiu... Jak tak dalej pójdzie to chwycą na noże. Ta dziewka faktycznie musi być przeklęta skoro psuje krew pomiędzy krewniakami. Z drugiej trony strony cóż się tak ten Regis stroszy? Fakt, nieładnie tak aranżować małżeństwo za plecami, ale dziewczynka w końcu stanie się kobietą i więcej walorów nabierze. Powiedzmy jeszcze cztery lata, może pięć. To nie dużo nawet jak na człowieka. No i jak klątwę już zdejmą to się rozwieść mogą. Kto powiedział, że mają żyć do końca ze sobą? Ech ci ludzie... Chwila! Jak to orzeł w herbie?> Zdjęty strachem Aquila zachłysną się pitą właśnie herbatą i pokasłując zasłonił prawą ręką usta a lewą niepostrzeżenie ze stołu zdjął.
-Najmocniej przepraszam...-Wysapał w przerwie pomiędzy kaszlnięciami. Odchrząknął w końcu i uśmiechnął się dając do zrozumienia, że już z nim lepiej i wrócił do powolnej konsumpcji śniadania i słuchania na przemian monologów babci van Horso oraz kłótni narwanych de Ragnarów.
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

41
- A więc to tak? A więc to tak?! - zaperzył się Marval, w którym znów poczęła narastać złość. - Tak w tej rodzinie szanuje się słowo starszych krewnych? Słowo wuja, który z jednej krwi, co twój biedny ojciec?!

- Czasu zostało niewiele, bo córka moja w pierwszą noc zimy urodzona - niespodziewanie wtrąciła się do rozmowy pani Mirha, a ton jej brzmiał nadzwyczaj chłodno. - Ale widzę, że wy nie zważacie na nic, co leży poza czubkiem waszego własnego nosa, panie Regisie. Wasz ojciec był kropka w kropkę jak wy. Tedy nie dziwcie się, że i sąsiedzkiej pomocy mój ród wam nie udzielił. A poprosiliście chociaż o nią? Jakoś sobie nie przypominam. Bo jaśnie pan pan Regis, tak jak wcześniej jaśnie pan Gerwant, zbyt dumny był, by prosić. - Jej srebrny widelec zgrzytnął nieprzyjemnie o talerz w tej ciszy, która nagle zapadła.

W tej samej ciszy nagłe, histeryczne pokasływanie Iuliusa dało się słyszeć tak wyraźnie, jak ryk gryfa - albo i lepiej, jak ryk osławionego burzowego smoka z zaavralskich legend. Wtedy po twarzy starszego z de Ragnarów przetoczył się jak gdyby gnany wichrem obłok - najpierw Marval się skrzywił, potem zmarszczył czoło, zastrzygł brwiami i wąsami... a na koniec jego oblicze rozjaśniło się w wyrazie zrozumienia. Nie powiedział jednak nic, poza ciepłym:

- Wszystko w porządku, mój serdeczny przyjacielu?

Może się Iuliusowi zdawało, a może naprawdę Marval wymówił ze szczególnym naciskiem te dwa ostatnie słowa...

Cztery-pięć lat dla elfa, ba, dla półelfa nawet - zaiste, cóż to? Nic, mgnienie oka. Tak samo zresztą, jak cały ludzki żywot. Można wręcz powiedzieć, że małżeństwo z człowiekiem to dla potomka tej starożytnej rasy tylko chwilowy kaprys, który rozpłynąłby się w zapomnieniu, nim zdążyłby mu się nawet znudzić. Bogactwo zaś piechotą nie chodzi, a na tym, zdaje się, młodej von Horsównie i jej rodzince nie zbywało... A klątwa... Czarów i klątw nie należy lekceważyć! Któż, poza tym bezdusznym bratankiem pana Marvala, chciałby bezczynie patrzeć na straszną śmierć tego niewinnego dziewczęcia, ślicznego jak kwiatuszek? Zwłaszcza wiedząc, że może pomóc... I że nic go to w zasadzie nie kosztuje...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

42
-Wszystko dobrze mości dobrodzieju. Dziękuję.-Odparł odruchowo i bez zastanowienia "młody" półczłowiek i nawet podnosząc wzrok na swego gospodarza uśmiechnął się przepraszająco. W tym momencie zamarł bo coś w wyrazie niby to zatroskanej twarzy Marvala sprawiło, że jego uszy drgnęły jakby dopiero teraz wyraźniej odebrały ton wypowiedzianych słów. Iulius przełkną nerwowo ślinę a przez myśl przeszło mu:
<O szlag...>
A zaraz potem jakby mu jaki paskudny demon wepchnął to do głowy:
<"Cztery-pięć lat dla elfa, ba, dla półelfa nawet - zaiste, cóż to? Nic, mgnienie oka. Tak samo zresztą, jak cały ludzki żywot. Można wręcz powiedzieć, że małżeństwo z człowiekiem to dla potomka tej starożytnej rasy tylko chwilowy kaprys, który rozpłynąłby się w zapomnieniu, nim zdążyłby mu się nawet znudzić. Bogactwo zaś piechotą nie chodzi, a na tym, zdaje się, młodej von Horsównie i jej rodzince nie zbywało... A klątwa... Czarów i klątw nie należy lekceważyć! Któż, poza tym bezdusznym bratankiem pana Marvala, chciałby bezczynie patrzeć na straszną śmierć tego niewinnego dziewczęcia, ślicznego jak kwiatuszek? Zwłaszcza wiedząc, że może pomóc... I że nic go to w zasadzie nie kosztuje...">
Aquila odchrząknął głośno a jego twarz ściągnęła się i zastygła w tym poważnym, nie wyrażającym nic oprócz dezaprobaty wyrazie. W tej ciszy chwila przez jaką elfi szlachcic wpatrywał się w oczy człowieka mogła się wydawać baardzo długo. W rzeczywistości było to tylko kilka sekund.
Czując na sobie spojrzenia wszystkich dookoła półelf uśmiechnął się nagle jakby za dotknięciem czy raczej pirzgnięciem magicznego kostura. Powiódł roziskrzonym spojrzeniem od starszego de Ragnara przez młodszego po przyszłą niedoszłą teściową tego poprzedniego, na końcu zaś puścił oko do tej o której była mowa. Powoli wstał odsuwając krzesło tak by narobiło jak najwięcej hałasu. Zdziwienie jakie pojawiło się na wszystkich twarzach tylko go nakręcało.
-Szanowni goście mości pana Marvala de Ragnara.-Przemówił wyraźnie i trochę za głośno gdyż nerwy mimo wszystko ciągle tu i tam się wyrywały.
-Niema co ukrywać, że ta sprawa nas wszystkich nie dotyczy.-Kontynuował już spokojniej i znacznie zniżył ton bawiąc się ciszą i tym jak w niej wyraźnie wszystko słychać.
-My elfy mamy takie powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Mnie Złe zwiodło zwiodło z właściwej trasy i byłbym przepadł wśród wzgórz chłostany nieustannym deszczem lecz udało mi się trafić tutaj. Do włości de Ragnarów gdzie pan Marval pomocną dłoń mi podał. Dał mi swój chleb, swoje wino i ciepło rodzinnego domu. Potraktował jak dobrego przyjaciela chociaż w ogóle nie znał.-Tu na chwilę długouch przerwał i uśmiechnąwszy się jeszcze szerzej pokiwał głową jakby niemo przekonywał niedowiarków.
-A teraz ja mam okazję przyjść mu z pomocą i jego zacnym sąsiadom. By zdjęto klątwę potrzebny jest wybranek z orłem w herbie. Pan dobrodziej Marval mimo, iż jego skrzydłom sił nie brakuje, jego dziobowi i szponom ostrości to piór jak lat życia ubywa. Oczywiście niech bogowie nad nim czuwają i niech żyje nam jak najdłużej.-Teraz Iulius miał szansę odpłacić przymilnym tonem jakim potraktował go człowiek i on również podkreślił ostatnie wypowiedziane słowa tak by postronni odebrali to jako pochlebstwo a sam Marval.... Jak już tam chciał.
-Zaś pan Regis wciąż pełen sił. Nie wylatał się jeszcze i nie myśli jeszcze by jakie gniazdko uwić albo do własnego wracać. Zrozumiała to rzecz. A jaka w tym wszystkim moja rola? Cóż... Nazywam Się Iulius Aquila, herbu Aquila czyli było nie było też orzeł.-Do tej pory przemawiając wodził od oczu do oczu by nikt nie myślał, że ujdzie bez uwagi w tym przedstawieniu. Teraz jednak odchylił lekko głowę i zadarł wydatny podbródek i przyjrzał się "ogółowi".
-Dlatego jeśli tylko panowie de Ragnarowie pozwolą wyciągnę jedną dłoń do nich.- Tu nagle spojrzał na gospodarza podnosząc prawą rękę i lekko ją w jego stronę wyciągnął. To samo zrobił z lewą ozdobioną rodowym sygnetem tyle, że ją skierował ku pani van Horso(matce dziewczynki) ze słowami:
-A drugą rodziny van Horso i pomogę im.- Stał tak chwilę z otwartymi ramionami z przyjaznym uśmiechem gdy nagle złożył ręce westchną a jego mina wyrażała teraz głęboki smutek.
-Niestety jednak nie mogę podjąć decyzji o poślubieniu młodej panienki van Horso sam. O ile wiemy, że może to działać w drugą stronę tak w tą już niestety nie. Niezależnie jak bardzo chciałbym pomóc obu rodziną czy nawet tylko samej dziewczynce to bez błogosławieństwa mego ojca zrobić tego nie mogę. Bo czy bogowie przychylnie spojrzą na taki związek? Czy klątwa zostanie zdjęta gdy rodzic mój dezaprobatę wykaże? Losu niema co kusić.- Rozglądnął się bezradnie jakby w poszukiwaniu pomocy by po chwili unieść wysoko wskazujący palec i znów błysnąć nadzieją. Teraz najważniejsze. Do tego punktu zmierzał i musiał to powiedzieć tak by wszyscy byli przekonaniu i zadowoleni. Sprawa jest poważna a on został w nią na siłę wręcz wciągnięty i zamierzał z tego wyjść z pożytkiem dla wszystkich. Na odegranie się będzie miał jeszcze wieki.
-Nie jestem jedynym dziedzicem swego rodu. Mam brata w wieku tej ślicznej dziewczynki. Płynie w nim taka sama krew jak i we mnie. Może nawet i lepsza. Dajcie mi pióro i papier. Napiszę list i wyślę go czym prędzej do domu. Ktoś powie, "a po cóż waści brata w to mieszać. Sami nie możecie?" Ja mu na to, że prędzej bogowie odwrócą się od wszystkich dobrych ras nim Octavius Aquila wyjedzie z Nowego Horall. Nie oceniajcie mego ojca źle. To bardzo zapracowany elf nie mogący sobie pozwolić na opuszczenie miasta kiedy chce. Ktoś inny powie, że w takim razie jedźmy tam. Też źle. Nie mam zamiaru jeszcze bardziej obrażać tej szlachetnej rodziny by musiała za małżonkiem dla jednej z nich po całym królestwie jeździć. Wyślemy gońca. Brat mój z błogosławieństwem naszego ojca i darami zjawi się jak szybko to będzie możliwe.- W końcu pozwolił sobie na odetchnięcie ale nim opadnie, nim pozwoli przemówić innym zostało mu coś jeszcze. Gest jak najbardziej szczery.
Obszedł stół i ruszył wzdłuż niego ku "przeklętej" dziewczynce. Uklękną przed nią wziął ostrożnie jej delikatną dłoń w swoje smukłe i mocne palce i uśmiechając się jakby mówiąc "wszystko będzie dobrze" nachylił się i wyszeptał bardzo cicho tak by nikt nie mógł podsłuchać:
-Wybacz nam wszystkim to całe zamieszanie. Obiecuję Ci, że zrobię wszystko byś była bezpieczna i szczęśliwa. Gdy mój braciszek przyjedzie proszę... Nie ciągnij go za uszy-Wypowiadając ostatnie słowa odsunął się i znów puścił do niej oko. Skinął jej głową i wstając powiedział jeszcze w języku elfów:
-Od dziś masz we mnie przyjaciela.-Gdy się podniósł zaczął powoli wracać na swoje miejsce nie patrząc na nikogo a zwłaszcza na de Ragnarów. Czuł jak z każdym krokiem opuszczają go te wszystkie siły, które pozwoliły na ten występ. Jak cały zapał, złość, zdenerwowanie, podniecenie jak to wszystko ze świstem uchodzi z niego jak powietrze. Zakręciło mu się nawet w głowie ale nie zatrzymał się rozkazując mięśniom by go nie zawiodły i pozwoliły dojść do celu. Celu na który opadł ciężej niż zamierzał. Roztrzęsioną dłonią sięgnął po zimną herbatę bo nagle dotarło do niego, iż gardło ma kompletnie suche i umiera z pragnienia...<Wasz ruch.>
----------------------------
KP
Mój dziadzio zawsze mówił: "Gdy cie maja wieszać, poproś o szklankę wody. Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy, zanim przyniosą"

Nauczyciel szermierki zaś:"Nigdy nie zwyciężysz wroga, którego twoja wyobraźnia uczyniła niepokonanym"

Mowa
Elfia mowa
<Myśli>

Re: Majątek de Ragnarów

43
Regis nie miał już najmniejszego zamiaru wysłuchiwać utyskiwań wuja, a tym bardziej pani von Horso, która bądź co bądź była tutaj jeszcze gościem. Po stokroć de Ragnar żałował, iż nie zastał dworku w takim stanie, w jakim wyjeżdżał. Była tu cisza, spokój, może brakowało nieco grosza, ale widmo upadku rodu nie pojawiało się na horyzoncie, przynajmniej w perspektywie kilkunastu lat. "Człowiek z Daugon" mógłby spokojnie kontynuować wymianę argumentów, jednak nie widział w tym dalszego celu.
Gdy Mira zakończyła nieprzyjazną mowę, nieśmiało o głos poprosił półelf Iulius, ten sam, z którym Marval wczoraj wypił niejeden mieszek koniczynowego wina. Najprawdopodobniej Aquila był w lepszej formie po nocnej libacji, bo wujowi nie dość że pomieszało klepki, to jeszcze zasapał się niemiłosiernie i nabrał niezdrowych rumieńców. Być może znowu odezwało się schorowane serce. Nie mniej, Regis swą uwagę skupił na przybyszu, tak bardzo miłowanym przez starszego z rodziny de Ragnarów.
Po paru niepewnych zdaniach, elf nabrał zdecydowania i pewności. Jego słowa były pełne kurtuazji, a swą wypowiedź formułował nadzwyczaj mądrze, choć nie było się co dziwić. Zwykle "starsza rasa" była rzeczywiście zdolniejsza od ludzi. Mimo to, 28-latek poczuł lekką irytację słysząc jakby "nie wylatał się". Do niedawna właśnie to krążenie po traktach zapewniało utrzymanie majątku, o czym wszyscy jakby zapomnieli. Po części była jednak prawda w mowie Iuliusa. Jeżeli we dworku dalej ma być taki harmider, a wuj co raz bardziej zapatrzony będzie w familię von Horso oraz ich dobytek, to rzeczywiście żadnej przyjemności z mieszkania tu, Regis mieć już nie będzie. Właściwie to już w głębi duszy postanowił opuścić okolice Zaavral. Kto wie może jeszcze odwiedzi dawne elfie miasto, by następnie udać się w nieznane.
Jego myśli ponownie wróciły do przemowy Aquili. Dopiero po chwili, 28-latek, zorientował się, że Aquila proponuje swoją osobę jako małżonka małej Lutki. Przez moment jego wzrok powędrował ku Marvalowi. Nie wiadomo dlaczego, ale młodszy z de Ragnarów miał wrażenie, iż brat jego ojca planował to od początku. Tylko dlaczegoż siał taką intrygę? Czyżby ostatecznie chciał dokonać rozłamu między nimi, którego już nigdy nie będzie można załatać? A może chciał przedstawić się w wyjątkowo korzystnym świetle przed przyszłymi swatami, dyskredytując przy tym bratanka i przy okazji przejmując cały dworek wraz z włościami, gdyż wedle zebranych i samego wuja, Regis będzie nieodpowiednim człowiekiem, na nieodpowiednim miejscu. W czymkolwiek zmierzający do sześćdziesiątki szlachcic był dobry, to na pewno w prowadzeniu intryg i konfabulacji.
Elf kończył swą mowę, zwracając ostatnie słowa do młodej von Horsonówny. Jakże była to komiczna sytuacja, gdy stosunkowo stary pryk, całował dłonie, nieco ponad dziesięcioletniego pacholęcia. Następowało tylko pytanie, co w wypadku gdy nietypowy ożenek dojdzie do skutku? Czyżby wuj miał dalej chęć na wnoszony posag, oferując młodym mieszkanie właśnie w rodzinnym majątku? Regis nie mógł tego wykluczyć, co więcej mogło być to bardzo prawdopodobne, gdyż dawało kolejny powód do wykluczenia młodszego z błękitnokrwistych z rodowego mienia. Na szczęście syn Gerwanta miał trochę odłożonego grosza, a i nie miał zamiaru, zostawić wszystkiego "na pożarcie" knującemu czy jak bóstwa wolą pomocnemu Marvalowi, klanowi Horso czy Aquili.
W końcu Iulius usiadł, sięgając po kubek z herbatą. Choć płynęło w nim sporo elfickiej krwi, to nie został on pozbawiony ludzkich przywar. Monolog musiał kosztować go sporo nerwów, a i presja ciążyła na nim niemała. W końcu wielu z zebranych znał tylko z widzenia, a "Człowieka z Daugon" przedstawiono mu dopiero pod wieczór. Ostatecznie, jeżeli miało to pomóc córce Miry, to gest był iście szlachecki, a i w pewien sposób zmniejszał złość czy też niesmak, jaki wywołała reakcja młodszego ze szlachciców.
- Piękna mowa panie elfie... - mruknął bardziej do siebie, niż do zebranych Regis, oczekując reakcji, przede wszystkim wuja, a także innych zainteresowanych całym mariażem.
Postać:
Regis z Daugon

Re: Majątek de Ragnarów

44
- Za uszy? Dobrze, łaskawy panie - zaćwierkała bardzo grzecznym tonem mała Lutka i dygnęła dwornie. Serdeczność półelfa w widoczny sposób wzbudziła jej zaufanie i wymalowała na jej twarzyczce pełen wdzięczności uśmiech. Choć po prawdzie to dziewczynka nie rozumiała chyba zbyt wiele z tego wszystkiego. Cóż, takie prawo młodości. Zrozumie, gdy dorośnie.

Tymczasem jej matka spoglądała na Iuliusa Aquilę, z trudem ukrywając zaskoczenie. Wśród szumu, jaki podniósł się przy stole, kobieta nachyliła się do niespodziewanego wybawiciela rodziny.

- Jestem niewypowiedzianie wdzięczna, nie podejrzewałam was o taką wspaniałomyślność... - szepnęła doń ponad talerzem jajecznicy, nie spuszczając z półelfa badawczego spojrzenia. Mirha nie była aż tak ufna, jak jej mała córeczka, nie aż tak łatwo było ją przekonać o czystości swych zamierzeń. Wahała się jeszcze. - Łaskawy panie, spadacie nam z niebios, doprawdy. To zrządzenie losu czy jakaś intryga, o której nie wiem?

Natomiast Marval de Ragnar wstał, zabłysnął rzędem srebrnych guzów przy żupanie i serdecznie uściskał Aquilę, który tak niespodziewanie przyszedł wszystkim z pomocą.

- Ach, te długouchy to potrafią gadać! Aż mnie, staremu, łezka się w oku zakręciła... Iuliusie kochany! Bądź mi synem! Bądź mi synem, którego nigdy nie miałem! Bądź mi bratem i przyjacielem po wsze czasy! Merley! - skinął na swojego zaufanego pachołka. - Merley, prędko, przynieś no pióro i papier! I siodłaj konia, do Nowego Hollar będziesz jechał z listem! - To bystry chłopak jest, załatwi wszystko jak trzeba i obróci raz dwa! - rzucił wyjaśniająco do Iuliusa i pani Mirhy. - Ty to się nie nasiedzisz, łobuzie, cięgiem ino w drogę, co? Hehhe! No leć, leć!

Chłopak skinął głową i popędził gdzieś, najpewniej do prywatnej komnaty pana Marvala. Wrócił prędko, niosąc na srebrnej tacce zwój pergaminu, piękne bażancie pióro, przygotowane do pisania, a także buteleczkę inkaustu. Wszedł z powrotem do jadalni akurat w odpowiednim momencie, by usłyszeć, jak gospodarz zwraca się gniewnie do Regisa.

- A ty, ty... Daję ci ostatnią szansę! Odszczekaj te wszystkie plugastwa, któreś tu powiedział, albo wynoś się stąd! I nie nazywaj się więcej de Ragnarem!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Majątek de Ragnarów

45
Regis nie tyle był zdenerwowany, co znudzony śniadaniem, które przeciągnęło się prawie do południa. Co więcej, po wczorajszym Marvalu nic nie zostało, ani krzty uprzejmości oraz empatii, jaką wykazywał wobec młodszego de Ragnara. Jakże teraz miło wspominał chwile spędzone w Nowym Hollar w zajeździe Idy, a nawet nocleg w lesie, gdzie został zaatakowany przez niedźwiedzia kerońskiego. Przynajmniej na trakcie można było spotkać życzliwych ludzi, jak choćby Lareth von Dreiss.
Teraz będąc we własnym dworze, tu gdzie się urodził, wychowywał, dorastał, zdobywał pierwsze szlify nie tylko w ogładzie, ale także w szermierce, był persona non grata. Przez moment zastanawiał się nawet, jakby w takiej sytuacji zachował się jego ojciec. Gerwant był nieco bardziej porywisty od syna, toteż nie wykluczone, że sięgnąłby po szpadę by wyrównać rachunki z bratem. Jednakże nie miałoby to najmniejszego sensu, gdyż Marval szermierzem nigdy nie był, a i od wojaczki trzymał się z dala. Zresztą jakby to wyglądało, gdyby usiekł jedynego członka rodziny jakiego miał. Oczywiście gdzieś w Qerel żyła daleka familia od strony matki, jakieś kuzynostwo, z którym urwał się kontakt po porażce Jakuba Augustyńskiego. Był jeszcze niejaki stryj Cotton, jednak o nim słyszał jedynie z opowiadań ojca i bynajmniej nie były to pochlebne opinie. Wiedział tyle, że owy stryj miał obecnie około 40-lat i mieszkał gdzieś, na Archipelagach. Niestety żadna ze wspomnianych stron nie miała miana "de Ragnar".
Choć Regis miał zdecydowanie mniejszą tuszę, to jego mięśnie były o wiele bardziej wyćwiczone i sprawne. Nic nie mówiąc wstał i podszedł do już stojącego, wuja. Przez chwilę obaj panowie mierzyli się groźnymi spojrzeniami. "Człowiek z Daugon" stracił całkowity szacunek do brata Gerwanta, choć najprawdopodobniej po raz pierwszy zerwał z dwornymi obyczajami. W mgnieniu oka położył obie ręce na barkach "rozmówcy" i zdecydowanym ruchem posadził go na krześle.
- Nie wuju, to ja już za dużo się nasłuchałem, podobnie jak zebrani tutaj goście. Po pierwsze nie śmiej ponownie przyzywać imienia mego ojca, ani dziadka. Gdyby żyli dostałbyś co najmniej po twarzy. Zawsze byłeś bierny oraz unikałeś jakichkolwiek działań, które mogły się źle dla ciebie skończyć. Tak było choćby w wojnie między obecnym królem a księciem Jakubem. Poparłeś tego drugiego jedynie słowem. Po drugie, jeżeli ktokolwiek nie powinien nazywać się de Ragnar to ty. Zhańbiłeś naszą familię, nasz ród. Tak, można było się tego spodziewać, od zawsze lubiłeś błyskotki, aczkolwiek zapracować na nie nie chciałeś. Wyręczałeś się innymi, więc póki czas chciałbym ostrzec panią von Horso, by nie spodziewała się zbyt wielu chwalebnych czynów po mym, tfu, wuju. - mówił zdecydowanym, nieco podniesionym tonem 28-latek, podczas gdy w jego oczach nie było już śladu po charakterystycznych, wesołych ognikach, była tylko złość - Po trzecie, zapomniałeś chyba, iż w godzinie biedy oraz potrzeby, to właśnie ja tułałem się na szlaku, ciułając grosze za groszem, by trzymać w ryzach majątek. Przez długie lata po śmierci Gerwanta, tylko moja determinacja przyczyniła się, że to wszystko nie runęło. Chwała Agde, która postanowiła być wierna rodowi, nawet w najczarniejszej godzinie. Gdyby nie ona, kto wie czy i zarobione pieniądze uratowałyby dworek. Ani ja, ani ona, ani ktokolwiek inny nie usłyszał od ciebie żadnego słowa podziękowania czy też wyrazów szacunku. Oczywiście do niedawna, choć gdybym wiedział, w życiu nie spieszyłbym z wyprawy w rodzinne strony. Po trzykroć przeklinam cię Marvalu de Ragnarze! Tfu!
Choć Regis nigdy za bardzo nie wierzył, w żadne klątwy, zabobony i inne podobne działania, tym razem wypowiedział ostatnie zdanie z jeszcze większą pasją. Nie raz słyszał od jakiś znachorów czy też jednego maga, że nie trzeba znać się na czarowaniu, by móc przekląć coś lub kogoś, ze skutkiem pozytywnym. Dopiero teraz przypomniała mu się jassirowa stodoła, gdzie wampirka Hala obrzuciła go złorzeczeniem. Zrządzeniem losu, jedną z wielu możliwości odczynienia złego losu, było przekazanie klątwy dalej. Nie mniej, nie o to chodziło "Człowiekowi z Daugon", po prostu chciał, by wszyscy zebrani, poznali dobitnie prawdę o swym "dobrodzieju".
Młody szlachcic odsunął się nieco od wuja, który teraz bardziej wyglądał na przestraszonego i zasapanego, niż opanowanego, a także pewnego siebie. Jego bratanek sięgnął za pazuchę, ciskając mu pod nogi złoty wisiorek z kości słoniowej, z rubinami, przedstawiający wizerunek oka. Był to ten sam przedmiot, jaki dostał w Nowym Hollar od posłańca Merleya. W ułamku sekundy przed oczami stanęła mu elfka z "Dębowej Haty".
-Uważaj na to jej oko, coś nad nim wisi... - wysyczała wówczas kobieta, odzywając się doń po raz pierwszy i zarazem ostatni, choć w zajeździe spędził dobrych kilkanaście dni. Wszystko jakby układało się w jedną całość. Ubi bene ibi patria... Ojczyzna Regisa, od śmierci ojca, praktycznie dogorywała. Dzisiaj nastał jej kres.
Postać:
Regis z Daugon
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zaavral”