Czarny Zamek

1
Obrazek
Czarny Zamek Pośród Gór Daugon, gdzie znajduje się miasto Zaavral, wznosi się potężny zamek o murach czarnych jak noc. Niczym bolesna zadra wzbija się w niebo swymi strzelistymi, upiornymi wieżami, górując nad okolicą. Niegdyś miejsce to było piękne i wielobarwne, a wokół rosły rajskie ogrody, lecz czasy te bezpowrotnie minęły. Ziemia stała się jałowa, popękana i martwa, rośliny obumarły, a wszelkie kolory zastąpiła nieprzenikniona czerń. Miejsce to stanowi pozostałość po dawnej świetności Zaavral. Nieprzeniknione labirynty korytarzy ciągną się kilometrami do samego wnętrza gór, a katakumby sięgają niemalże do trzewi ziemi. Gigantyczne, puste przestrzenie wypełnia mrok oraz aura rozpaczy, która rozchodzi się na całą okolicę. Wiele legend zrodziło się o tym miejscu, ale które z nich mogą być prawdziwe?

Re: Czarny Zamek

2
Choć Czarny Zamek stał na skraju miasta, wsparty o zbocze potężnej góry, droga do niego dłużyła się niesamowicie. Wprawdzie rycerz miał wierzchowca, który niósł go na swym grzbiecie przez całą drogę, ale pozostała dwójka już nie. Shimora zwyczajnie nie było stać na konia, a Kanlan oświadczył, że "gardzi tymi obrzydliwymi, zaślinionymi czworonogami i nie od tego mateczka urodziła go z nogami, żeby go jakaś chuda chabeta potem niosła". Elf miał jednak podejrzenia, że krasnolud zwyczajnie boi się koni. Tak czy inaczej, wyprawa wyglądała następująco - na czele jechał majestatycznie Percil z rodu Austilus, jasnooki rycerz bez skazy na duszy ni odzieniu, a za nim dreptała dwójka towarzyszy.

Pylista, zarośnięta ciernistymi krzewami ścieżka wiodła poprzez połacie spękanej, błagającej o kroplę wody ziemi. Było parno, duszno, jednak z ciemnych chmur ani myślał spaść życiodajny deszcz. Czarne, wykute jak gdyby z bazaltu wieże wznosiły się w niebo w jakimś rozpaczliwym geście. Z daleka już znać było, że ciąży nad zamkiem jakaś ponura tajemnica.

Do bram Czarnego Zamku dotarli w południe. I choć przez całą drogę było ciepło, a dzień zapowiadał się nader pogodny, to tutaj niebo było zasnute mrocznymi chmurami, a niepowstrzymany smutek od jakiegoś czasu z każdym krokiem wdzierał się coraz głębiej do ich serc.

Olbrzymia, kuta brama stała otwarta na oścież. Nie pilnowali jej żadni nieumarli strażnicy, jak twierdziła co druga baba na targu w Zaavral. Nie strzegła jej również bezgłowa upiorzyca ani horda wściekłych wilków. Tylko zeschnięte, kolczaste, splątane zarośla jeżyn i dzikich róż stały tu na straży. Było bardzo cicho i pusto.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

3
Tak więc w końcu Shimor opuścił karczmę Seweryna. Elf, który od początku pomrukiwał na temat wyprawy, przygotował młodzieńcowi prowiant, jako iż łucznik nie miał pojęcia co może mu się tam przydać; wszak, choć był podróżnikiem, w takie miejsca nie często zaglądał. Oczywiście, już na sam koniec, raczył kolejny raz ostrzec przed niebezpieczeństwami czyhającymi w mrocznej twierdzy.
Gdy w przybytku pojawił się nieskazitelny rycerz Percil z rodu Austilus, poinformował swoich kompanów o spotkaniu staruszka Aldena, mężczyznę którego Shimor spotkał podczas podróży wschodnim traktem. Ponoć czarodziej, opuściwszy swoją dawną siedzibę zostawił wiele ze swoich cennych zapisków i teraz prosił uprzejmie o ich oddanie.
Shimor sceptycznie oceniał postać Aldena. Gdy kroczył do Zaavral, nie wiadomo skąd się pojawił i przestrzegał go przed klątwą. Teraz dowiaduje się od rycerza, że mężczyzna zaczepił go, gdyż wiedział, że Percil udaje się do Czarnego Zamku. Wszystko grało, ale skąd on to wszystko wie? Kim on tak naprawdę jest? Łucznikowi coś podpowiadało, że postać staruszka będzie miała jeszcze do odegrania swoją rolę.

Teraz wszyscy trzej stali przed bramami Czarnego Zamku. Otwartymi bramami, porośniętymi dziki pędami roślin. Przejmująca cisza otaczająca to miejsce tworzyła mroczną atmosferę. Elf popatrzył na pozostałych i postanowił, że to on odezwie się pierwszy:
- Słuchajcie. Oto i Czarny Zamek. Bramy są otwarte i wręcz zapraszają nas do wejścia. A więc na co czekamy? Wchodźmy! Pamiętajmy tylko, by zachować czujność. Teraz może i jest spokój, ale nigdy nic nie wiadomo. - Shimor przeszedł przez wrota i szedł dalej, uważnie obserwując otoczenie. Czyżby, wszystko czego się nasłuchał, to tylko łgarstwa i fantazje? Niedługo się przekona.

Re: Czarny Zamek

4
- Zapraszają? Ładne mi zaproszenie, a niech mnie! Hahaha!

Rubaszny śmiech krasnoluda odbił się echem od murów zamku i górskich szczytów, nabierając po drodze jakiegoś upiornego tonu. Niemniej jednak Kanlan ruszył dziarsko i bez zastanowienia za Shimorem. Percil, rzecz jasna, nie dał się pozostawić w tyle. Uwiązał jedynie swojego przecudnej urody rumaka do pnia uschniętej sosny tuż obok bramy i zaraz dogonił towarzyszy.

Ich kroki dudniły nieprzyjemnie na wybrukowanym czarnymi kamieniami dziedzińcu. Spowijająca to miejsce cisza aż świszczała w uszach... do momentu, gdy zakłóciło ją - niezbyt donośne wprawdzie - chrupnięcie. Był to, jak się okazało, odgłos potłuczonego szkła, które nieopatrznie rozdeptał krasnoludzki brodacz. Wyglądało na to, iż rzeczone szkło stanowiło jeszcze przed chwilą niedużą fiolkę, której oleista zawartość rozpłynęła się teraz z sykiem w małą kałużę. Krasnolud z obrzydzeniem wytarł podeszwę buta o jakąś kępę suchej trawy i obojętnie poszedł przed siebie.

Dalej, w mniejszej lub większej odległości od siebie, leżały jeszcze trzy podobne buteleczki, w tym wszystkie strzaskane. Kawałek dalej z kolei Shimor znalazł porzucony na ziemi bukłak oraz sakiewkę z cieniutkiej, cielęcej skórki i pognieciony rulon pergaminu. Wszystkie te przedmioty wyglądały na pogubione przez kogoś, kto w pośpiechu opuszczał teren zamku. Tym ostatnim, nawiasem mówiąc, zaraz zainteresował się rycerz, sądząc, że może to właśnie notatki starca - ale widocznie nie, bo po obejrzeniu zwoju ze wszystkich stron uznał go za nieciekawy i wyrzucił z powrotem.

Przed sobą przybysze mieli teraz potężne schody o wypolerowanych jak zwierciadło stopniach, a u ich szczytu stosunkowo nieduże wrota, stanowiące jedyne widoczne wejście do środka całej tej ponurej budowli.

Na środku dziedzińca stała zrujnowana fontanna, w której coś nieprzyjemnie bulgotało. Na pewno nie była to woda. Bardziej przypominało to gotujące się błoto albo żółtą, cuchnącą ropę z zakażonej rany.

Dookoła siebie mieli wysoki, nieprzebyty mur.

Po prawej stronie widać było jedynie kamienne gruzowisko, po lewej zaś... tak, od razu znać było, że to ona. Przeklęta Baszta.

Gładka jak lustro, czarna jak najciemniejsza noc, ze szczytem ginącym prawie w chmurach i jednym maleńkim oknem na samym szczycie. Jej podnóże w promieniu może metra było całe zasypane lśniącym, fiołkowym pyłem. Żadnego wejścia do wieży nie było widać - przynajmniej od tej strony...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

5
Obszar, w którym znajdowali się teraz Shimor, Kanlan oraz Percil spowodował u tego pierwszego dreszcze. Stąpali po czarnej posadzce, nieopodal stała fontanna. Nie była to jednak zwykła fontanna. Zamiast wody, wydobywała się z niej żółta ciecz. Cokolwiek to było, nie wyglądało przyjemnie. Łucznik odruchowo skrzywił się i popatrzył w inną stronę. Zanim jednak skupił większą uwagę na schodach prowadzących do kolejnej bramy, spojrzał na krasnoluda. Człowiek podziemi stłukł coś, co brzmiało jak odgłos stłuczonej porcelany. Ku zdumieniu elfa, nie był to element zastawy. To fiolka z podejrzaną zawartością rozbiła się, wylewając swoją zawartość i tworząc kałużę. Dalej udało mu się zauważyć, że takie same, zniszczone buteleczki leżą nieopodal. Ujrzał także bukłak, rulon pergaminu oraz sakiewkę. Człowiek szybko rzucił się po kartkę, ale natychmiast się jej pozbył, tak jakby uznał ją za niegodną jego drogocennej uwagi.

Łucznik postanowił trzymać się z dala i nie dotykać podejrzanych cieczy za żadne skarby. To mogła być przecież trucizna, a nie chciał za młodu wyzionąć ducha.
- Uważajcie! Lepiej tego nie dotykajmy, nie wiemy czym to jest. Percilu... - zwrócił się do rycerza, który nie zostawał w tyle, mimo że wcześniej musiał się zająć przywiązaniem do drzewa swojego rumaka - co było napisane na tym pergaminie? Zapytał tylko dlatego, że nawet najdrobniejsze szczegóły mogły okazać się tutaj wskazówkami. Rzeczy leżące na ziemi, wskazywały na to, że zostały porzucone. Oznaczało to tylko jedno. Ktoś tutaj zawitał przed nimi. Shimor jednak nie zamierzał długo zastanawiać się nad tym, kto to był, czy przeżył, bo w tym momencie nie miało to zbytnio sensu.

Już miał ruszać ku schodom, gdy nagle jego wzrok zaczął mierzyć wieżę. Czyżby była to Przeklęta Baszta, która związana była z opowieścią Aldena oraz Kanlana? Budowla znacznie odznaczała się od reszty. Wznosiła się tak wysoko, jakby miała zamiar zacząć górować nad chmurami. Czarna jak posadzka, wybrukowana kamieniami o tym samym kolorze. Nie było widać żadnego wejścia, poza samotnym oknem. Tylko fioletowy kolor pyłu znacznie się odznaczał na czarnym tle. Skąd on się tam wziął? Shimor nie miał pojęcia, ale coś mu mówiło, że niedługo się przekona.
Na ten moment, jedynym racjonalnym wyjściem, wydawało się wejście na schody. Powolnym krokiem ruszył ku następnej bramie, co jakiś czas spoglądając na swoich towarzyszy. Może oni zobaczyli coś, czego on nie zauważył? Łucznik uśmiechnął się na myśl o tym, że gdyby nie krasnolud oraz człowiek, sam musiałby przechodzić przez to mroczne miejsce. Jedyna pociecha.

Re: Czarny Zamek

6
- Na tym świstku?! Ależ nic! Nic ciekawego! Nic godnego uwagi, wierz mi, szlachetny przyjacielu! - zapewnił go solennie rycerz, a żeby podkreślić swe słowa, z wyjątkową zawziętością zdeptał swoim lśniącym butem resztki i tak już pewnie nieczytelnego pergaminu. Czy te piękne, niewinne, błękitne oczy Percila mogłyby kłamać? Nie, tacy jak on chyba nawet nie wiedzą, że istnieje coś takiego jak kłamstwo...

Krasnolud za to podszedł do znalezionych tu przedmiotów ze znacznie mniejszą pogardą, niźli jego kompani. Jego nastawienie można było nazwać praktycznym. Stojący już na schodach Shimor zobaczył, jak Kanlan ze smutkiem potrząsa znalezionym bukłakiem. To rozczarowanie na twarzy krasnoluda, kiedy okazało się, że nie ma tam żadnego trunku... można było je porównać z... nie, chyba nie ma na świecie rzeczy równie smutnej. Pomijając oczywiście ponure zamki obłożone klątwą, nieszczęśliwe miłości prowadzące do zbrodni i takie tam. Wspaniałym zbiegiem okoliczności brodaty kompan Shimora prędko znalazł pociechę w swoim drugim znalezisku, także wzgardzonym przez towarzyszy. W sakiewce pobrzękiwało kilkanaście srebrnych monet. Forsa pożyteczna rzecz, a piechotą przecież nie chodzi!

Całkowicie już zadowolony Kanlan schował za pazuchę znalezisko, bukłak ze smutkiem wyrzucił, poklepał się po brzuchu i zamarł, zawieszając spojrzenie na Baszcie. Zabawnie wyglądał, bo musiał mocno wygiąć do tyłu swoje krępe ciało, by ujrzeć jej szczyt. Później pomału i w milczeniu mierzył ją wzrokiem, a kiedy skierował wzrok z powrotem w dół, odchylił się kawałek w bok i zdziwiony zawołał:

- Ej, wy! Uszaty, rycerzyk! Albo mnie moje stare oczy mylą, ale raczej nie, albo tam cuś leży za tą wieżą.

I nie czekając na nic i nikogo zawrócił ku Baszcie.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

7
Niestety, Shimorowi nie było dane dowiedzieć się czegokolwiek o pergaminie. Został starannie zniszczony przez Percila. Rycerz nie pozwolił na choćby małe zerknięcie na świstek pergaminu. Czyżby zawierał informacje, które miały na celu czyjeś zgorszenie? Łucznikowi wydało się to naprawdę podejrzane, dlatego też natychmiast zszedł ze schodów i podszedł do Austilusa, patrząc mu prosto w oczy.

- Po co go... - urwał, zauważywszy dziwne zachowanie krasnoluda. Kanlan wziął do rąk bukłak, tak jakby miał nadzieję, że nie jest pusty, a następnie opróżnił skórzaną sakiewkę. Zachowanie to wydało się młodzieńcowi bardzo nierozważne, zważywszy na sytuację w jakiej się znaleźli. Stojąc na dziedzińcu Czarnego Zamku nie powinno się podejmować aż tak pochopnych decyzji. Kto wie, co stałoby się gdyby bukłak został napełniony trucizną.
Odkąd łucznik odwiedził karczmę "Pod starym gmachem", wyrobił sobie opinię o krasnoludzie. I właśnie tego się obawiał.
Niestety, tylko Kanlan (nie licząc zacnego rycerza Percila) wyraził się optymistycznie o wyruszeniu do tego miejsca, a przecież darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, czy też w gardło, jak w tym przypadku.

Shimor momentalnie zapomniał o błahej sprawie z Percilem i szybkim krokiem ruszył ku kompanowi, by go osobiście przestrzec, że jego zachowanie było godne potępienia.
Gdy był już w połowie drogi, człowiek podziemi bacznie zaczął mierzyć wzrokiem Przeklętą Basztę. Najwyraźniej coś zauważył, bo zawołał pozostałych do siebie. Elfowi nie spodobało się określenie "Uszaty", jednak nie miał teraz czasu na denerwowanie się. Gdy dotarł do Kanlana, także zaczął oglądać ponownie wieżę, ale niczego ciekawego nie zauważył.
- Co tam ciekawego? Ja nic nie widzę - tłumaczył się. Czyżby krasnolud miał dużo lepszy wzrok od niego?

Re: Czarny Zamek

8
Nie była to raczej kwestia wzroku, bo na ten elfi łucznik wszak nie narzekał, lecz raczej kąta patrzenia. No i może odległości oczu od podłoża. Krasnolud miał w końcu bliżej do poziomu gruntu.

- Patrz na to - rzekł dziwnie zmienionym, poważnym, zupełnie do niego niepasującym głosem Kanlan. - Co to za przeklęte dziwactwa?

Na martwej, pozbawionej roślinności ziemi, zasypanej jedynie grubą warstwą fiołkowego prochu, stała nieduża statuetka. W zasadzie tkwiła w tym drobnym pyle, zagrzebana niemal do połowy. Wyobrażała ona mężczyznę z sokołem na ramieniu i łukiem w dłoni. Wyglądała jakoś znajomo... Było tam coś jeszcze - wystająca z ziemi kość, pokryta czarnymi plamami. Kiedy Shimor podszedł bliżej, zorientował się, że tutaj, w tym właśnie miejscu, ów lśniący pył przestaje już w zasadzie być pyłem, a formuje coraz większe, krystaliczne formy... jak gdyby rozbite i mozolnie poskładane z powrotem. A ich ułożenie przypominało trochę niedokończoną, ludzką sylwetkę.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

9
Wśród fiołkowego pyłu, Shimorowi udało się zauważyć figurkę, ale tylko w połowie. Druga część została prawdopodobnie zasypana. A była to statuetka, przedstawiająca mężczyznę z sokołem na ramieniu i łukiem w dłoni. Dziwnie znajoma. Po kilku chwilach, elf zorientował się, że już ją gdzieś widział. I wiedział gdzie. W warsztacie rzemieślniczym mężczyzny, proszącego go o należyty pochówek dla jego brata, który podobnie jak Shimor wybrał się do Czarnego Zamku. Łucznikowi, rzecz jasna, zrobiło się żal rzemieślnika i postanowił wypełnić jego wolę, przy równoczesnym zaznaczeniu, że niczego nie obiecuje.
Obok posążka, leżała biała kość z czarnymi plamami. Nie był to widok przyjemny. Młodzieniec nigdy nie należał do tych, co wierzą w zabobony, jednakże widok czegoś takiego, bynajmniej nie napawał optymizmem. Było jednak jeszcze coś. Fiołkowy pył zdawał się formować w kryształy, które kształtem przypominały człowieka. Shimor nie był w stanie uwierzyć. Przetarł oczy, ale humanoidalny kształt nie zniknął. Czyżby zwłoki zamieniły się w coś takiego?
- Nie jestem pewien, aczkolwiek mogą być to pozostałości po Dryvie - powiedział do Kanlana, który wyglądał dość inaczej, niż zwykle - brata rzemieślnika, u którego zrobiłem zakupy. Prawdopodobnie ta kość, to ostatnia pozostałość po nim. Widzisz te kryształy? - Ruchem ręki wskazał na miejsce, w którym pył przybierał dużo bardziej zwartą postać. - Zwłoki zamieniły się w coś takiego. Nie wiem co teraz mam zrobić. Mężczyzna prosił mnie, abym przyniósł coś, co po nim zostało. Jak sądzisz? Wziąć tę kość ze sobą? I jeszcze jedno. Sprzedawca wspominał coś o łuku, który najwidoczniej przepadł. Ale to można wytłumaczyć tym, że po prostu się rozpadł - tłumaczył.

- Percil, czy możesz tutaj podejść? - wykrzyczał, by poznać, jakie zdanie na ten temat ma rycerz, którego zostawił na dziedzińcu. Gdy tylko człowiek się pojawi, zamierza go wypytać co o tym wszystkim sądzi i jeśli się zgodzi, by zabrać kość, chowa ją do torby, a później kieruje wszystkich na schody. Zbyt długo pozostawali w jednym miejscu...

Re: Czarny Zamek

10
Kanlan nie wierzył w zabobony i nie przejawiał przesadnego szacunku dla zmarłych. Ciężkim buciorem odgarnął trochę pyłu.

- Patrz no, więcej tu tych kości. O, nawet trupia główka. Zbieraj se, jak chcesz, ale ja tego tykał nie będę. Te plamy, powiem ci, nie bardzo mi się podobają. Za bardzo przypominają ohydną chorobę, na którą zapadł swego czasu mój wujaszek... Wprawdzie on miał takie ciapki głównie na skórze, ale ja tam nie wiem, kości mu przecie nie oglądałem, nie? A do tego zaczęło mu się mnóstwo innych dolegliwości...

Przed szczegółowym opisem owych dolegliwości wujaszka uchronił Shimora zaaferowany Percil.

- Cicho! Cicho, powiadam! Szlachetni przyjaciele, czuję, że zło jest już blisko! Czy słyszycie, jak stąpa na swych obmierzłych, owianych czernią nocy łapach? Jak szczęka żelazem przeklętym?

Nikt nie zwrócił uwagi na jego nadmuchane jak świński pęcherz słowa, bo i nikt nic szczególnego nie posłyszał. Żadnego stąpającego na czarnych łapach zła, żelaza przeklętego ani nic. Jeszcze nie.

Zapytany ponownie o opinię względem kości Percil wzniósł oczy ku niebu. A niebo wisiało nad nim nisko, ciemne i milczące.

- Elfie, towarzyszu mój, piękne dziecię Sulona... Kości tej nieszczęsnej istoty trzeba zebrać i pochować wedle ludzkich obyczajów! To nasz najświętszy obowiązek wobec tych, którzy odeszli od nas na zawsze... Ekhem, aczkolwiek ja osobiście złapałbym je przez to - dodał już bardziej przytomnie rycerz, podając Shimorowi jedwabną chusteczkę, obszytą błękitną koronką, z wyhaftowanym w rogu monogramem. - Gołą ręką lepiej tego nie dotykać.

- Łuku cuś tu nie widać. Pewno się naprawdę rozpadł - oznajmił krasnolud, wciąż grzebiąc w kryształowym pyle. Znalazł już właściwie kompletny, nienaruszony szkielet Dryva. Teraz było widać, że wbrew temu, co mogło się na początku wydawać, kryształy formują drugą, oddzielną sylwetkę. Jakby drobniejszą i bardziej kobiecą - o ile w ogóle coś takiego dało się tu osądzić. - A ten posążek bierzesz? Przyda ci się, skoroś łucznik, no nie?

Po tej krótkiej wymianie zdań towarzystwo skierowało się na schody. A tam... tam rzeczywiście usłyszeli jakieś czarne zło i żelazo przeklęte. Tak to przynajmniej brzmiało...



Shimor i jego towarzysze jeszcze go nie widzieli, tylko po odgłosach w jednej z sal obok wejścia domyślali się czyjejś obecności. Niejaki Brom, najemnik, z zapałem godnym lepszej sprawy kończył tłuc jakiegoś ożywieńca.

Ów nieumarły przeciwnik za życia musiał być elfem, i to nawet z tych Wysokich - świadczyła o tym jego charakterystyczna postura, resztki szat i klejnotów z kunsztownymi ornamentami i ucho. Spiczaste ucho. Jedno. Drugie musiał stracić już dawno, razem z połową twarzy, która świeciła teraz gołą kością, w przeciwieństwie do tej ocalałej, pokrytej nadgniłą skórą. Ożywieniec cały był taki - tu kawałek nagiego szkieletu, tu znowu trochę cuchnącego ciała. I nie był dla Broma wielkim wyzwaniem. Choć agresywny i uparty, ruszał się raczej powoli. Właśnie zamachnął się na niego po raz kolejny, w sposób zupełnie przeczący elfiej lekkości i gracji...

Sala, w której rozgrywała się walka, była niegdyś sypialnią jednego z dworzan. Pewnie zresztą tego, który zaatakował Broma, wyskakując z przypalonej i zakrwawionej pościeli, gdy najemnik zaczął buszować po skrzyniach... Całe pomieszczenie, przed laty całe w seledynowych, wzorzystych jedwabiach i masie perłowej, dziś nosiło ślady spalenizny. Część mebli jednak ocalała.

Brom przybył tu dosłownie parę godzin przed Shimorem i jego towarzyszami. Wysłał go tu pewien staruszek, napotkany na trakcie do Zaavral, który przedstawił się jako... Alden. Prosił o znalezienie w tych ponurych murach jego zagubionego dziennika. I obiecał dużo złota. Wystarczyło.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

11
Wbijając miecz w pozostałości twarzy kolejnego umarlaka, Brom zaśmiał się w duchu - tak łatwego zadania nie miał już od dawna. Zaraz znajdzie ten kajecik, a przy okazji na pewno kilka innych dużo cenniejszych rzeczy. Wzbogaci się, porąbie na lewo i prawo - żyć, nie umierać. Jednak w tym momencie poczuł, że coś się zbliża. Nie potrafił powiedzieć co, bo nie pojmował tego zmysłowo. Często miewał takie przebłyski intuicji, wiedział że lepiej im ufać. Ustawił się plecami do ściany, schował drugi miecz i ściągnął tarczę z pleców. Teraz był przygotowany dać wycisk czemukolwiek, co wejdzie do tego pomieszczenia.
My faith is my shield, my fury is my sword.

Re: Czarny Zamek

12
Shimor i Kanlan wspinali się dopiero na schody, za to rycerz Percil, młodzian przecudnej urody i szlachetnego serca, wypruł do przodu jak dziki, przeskakując co dwa stopnie. Widać niemożebnie ekscytował go fakt, iż ponure zło, które zaraz rozgromi, jest już tak blisko...

Brom dostrzegł, jak do komnaty wbiega ktoś zakuty w zbroję lśniącą jak zwierciadło - i to dosłownie! Najemnik ujrzał w niej bowiem swoją własną, wykrzywioną gębę, a nie był to, trzeba przyznać uczciwie, przesadnie urodziwy widok. Zaraz jednak zmuszony był przenieść spojrzenie na oblicze przybysza. To z kolei było młode, świeże jak pączek kwiatu i niewymownie piękne. Standardowy rycerz z bajki, pfu, aż wierzyć się nie chce, że takich matka Herbia jeszcze nosi...

- Stój! - zawołał zmieszany rycerz, wywijając czubkiem obnażonego miecz i nie mając pewności, czy Brom jest sprzymierzeńcem, czy przeciwnikiem. W końcu u jego stóp leżało jakieś zaszlachtowane monstrum, ale i jego zabójca sam dużo lepiej przecież nie wyglądał. Wielki jak góra, łysy, ubabrany zgniłymi wnętrznościami... - Stój, w imię wszystkiego, co szlachetne! Jam jest sir Percil z rodu Austilus, a jakie jest twoje miano? Zacny wojowniku, czy i ty przybyłeś rozprawić się ze złem, które trapi to przeklęte miejsce?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

13
- Jestem Brom. Walczę dla chwały i pieniędzy.
Mówiąc to, opuścił tarczę - ten rycerzyk nie był dla niego zagrożeniem.
- Co Ty tutaj robisz sam? Szukasz guza? Pełno tu nieumarłego ścierwa.
Zaczął zastanawiać się, ile warta byłaby taka zbroja, gdyby rycerzykowi przytrafił się jakiś hmmm wypadek. A może on zna drogę do większego skarbu niż ten bzdurny notesik? Postanowił to sprawdzić, w końcu nic nie traci - a i mięso armatnie się przyda.
My faith is my shield, my fury is my sword.

Re: Czarny Zamek

14
Rycerzyk postanowił zignorować pytanie o szukaniu guza, jako niegodne odpowiedzi. Resztę natomiast sprostował:

- Szanowny panie, nie jestem sam! Krok w krok za mną podążają dwaj moi dzielni towarzysze, elf i krasnolud, wspaniała kompania, tylko... - rycerz obejrzał się niecierpliwie przez ramię - ...coś ich tam musiało zatrzymać...

Percil rozejrzał się po komnacie, przeszedł się parę kroków w jedną i w drugą stronę, przyjrzał się też uważniej Bromowi i zmarszczył nieznacznie swój piękny, doskonale prosty nos. Nieumarły, teraz już na dobre umarły, który ze zmasakrowaną twarzą leżał u stóp najemnika, nie przedstawiał się zanadto estetycznie.

Komnata była dość mocno przypalona, jak już uprzednio dostrzegł Brom. Kiedyś musiała być całkiem wystawnie urządzona - to też mu nie umknęło. Nie zauważył za to, że miała dwa wejścia. Wchodzący przez te drugie, dotąd niezauważone drzwi szkielet skutecznie uświadomił najemnikowi ich istnienie.

Właściwie tamto przejście, po drugiej stronie komnaty, a więc z dziesięć kroków od najemnika, naprawdę nie rzucało się w oczy, bo obite było takim samym seledynowym jedwabiem, jaki pokrywał wszystkie ściany. Pewnie były to jakieś drzwiczki dla służby, czy coś w tym rodzaju. Szczególnie, że szkielet, który przez nie wszedł, miał na sobie chyba resztki kuchennego fartucha... Nieumarła kucharka, no bez przesady, nie mogła być groźnym przeciwnikiem... Niemniej jednak w jej przepastnych oczodołach błyskały złe, czerwone ogniki, a ona sama zbliżała się do Broma z wyraźnie nieprzyjacielskimi zamiarami... Zaś z drugiej strony, od drzwi wychodzących na korytarz, też słychać było czyjeś kroki...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Czarny Zamek

15
- Zatańczmy Donkiszocie! - Brom ze śmiechem ruszył w stronę szkieletora. Przez te kilka kroków starał się odczytać znaki swojej intuicji. Oczywiście, nie w związku z tym śmiesznym rycerzykiem ani nieumarłym - szukał innych istot w pobliżu.
- Może potrzebujesz składników? Co powiesz na stal? - Wyprowadził potężne uderzenie w klatkę żebrową, wcześniej biorąc zamach aż zza biodra.
Kątem oka spoglądał w bok, ciekawy reakcji Persila.
My faith is my shield, my fury is my sword.

Wróć do „Zaavral”