Re: Karczma "Pod starym gmachem"

16
Szczęśliwie nie było jeszcze aż tak strasznie późno i kilka okolicznych sklepików wciąż zapraszało interesantów w swoje progi. Nad jednym z nich kołysał się leniwie drewniany szyld, na którym wymalowano czarną farbą piękny łuk, zaś przyczepiona trochę niżej prawdziwa strzała z czerwonymi lotkami i lśniącym grotem wskazywała wejście. Ten właśnie warsztat wydał się Shimorowi szczególnie zachęcający.

Gdy elf przekroczył próg, powitało go zmęczone spojrzenie wyrabiającego łuki i strzały rzemieślnika. Mężczyzna był raczej niski, czarnowłosy, czarnobrody. Na jego kościstym ciele smętnie zwisało luźne, byle jak uszyte ubranie z szarawego lnu. W jego wychudłej twarzy tkwiła para ciemnych oczu, mocno podkrążonych i pozbawionych blasku. Być może mężczyzna był po prostu zmęczony po całym dniu pracy... a może jego marny wygląd to właśnie jeden z objawów klątwy ciążącej nad Zaavral?

- Czego pan sobie życzy? - Uprzejmość właściciela warsztatu sprawiała wrażenie mocno wymuszonej.

Wnętrze było dość ciemne i ciasne. Przy ścianach stało parę wiader, wypełnionych strzałami różnego rodzaju. Na ścianie wisiały ze cztery łuki, więc wybór towarów na tę chwilę nie był oszałamiający. Z rzeczy wystawionych na sprzedaż Shimor dostrzegł jeszcze jakieś cięciwy, skórzane karwasze, kilka par specjalnych łuczniczych rękawic oraz ze dwa kołczany. Na stole, wśród narzędzi, rozsypanych wiórów oraz resztek piór stał drewniany posążek Ukira - Patrona łuczników. Bożek stał w dumnej pozie, z napiętym łukiem i ze swym wiernym sokołem-towarzyszem na ramieniu. Shimorowi wydało się przez chwilę, że Ukir spogląda na niego groźnie i karcąco.



[Piszę dalej w wątku z karczmą, bo chyba nie ma sensu przenosić się do innego na trzy posty na krzyż.]
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karczma "Pod starym gmachem"

17
Nie powinno nikogo dziwić, że ten właśnie warsztat został wybrany przez Shimora. Szyld wskazywał na to, że wyroby rzemieślnika w budynku najbardziej zadowolą osoby zajmujące się na co dzień walką dystansową.

Przekroczywszy próg, elf zobaczył człowieka. Nie wyglądał na szczęśliwego. Na pierwszy rzut oka, wydawał się zmęczony po całym dniu pracy. W końcu, o tej porze, zwykli ludzie już śpią. Pomieszczenie, w którym się teraz znajdowali nie było zbyt przyjazne. Wybór asortymentu pozostawiał wiele do życzenia, mimo to Shimor o to się nie martwił. Powolnym krokiem sprawdzał, co poniektóre przedmioty. Zainteresowały go przede wszystkim strzały, których nigdy za wiele. Jego kołczan już świecił pustkami.
Zapytany przed właściciela, czego sobie życzy, poczuł się trochę zakłopotany. Głos, który wymówił te słowa sprawiał wrażenie wymuszonego. Elf nie był w stanie stwierdzić, czy to ze zmęczenia, czy też od niechcenia.
- Rozglądam się za łuczniczym asortymentem. Przy okazji, czy mógłby pan sprawdzić mój łuk? Obawiam się, że może mieć lekkie uszkodzenia. - Zdjął z ramienia swoją broń dystansową i wręczył niskiemu człowiekowi.
Pewną uwagę młodzieńca przykuła drewniana figurka Ukira. Przedstawiała łucznika z sokołem na ramieniu. Przez pewien czas, Shimor podejrzliwie przyglądał się postaci. Wydawała mu się dość podejrzana, ale natychmiast przestał, uświadomiwszy sobie, że powoli popada w paranoję.
- Poproszę także o wypełnienie mojego kołczanu, nie mam pojęcia ile strzał może się w nim zmieścić - odrzekł łagodnym głosem, a następnie dodał: - Wie pan może coś o Czarnym Zamku?

[Oczywiście. Tylko nie wiem czy wystarczy mi pieniędzy na te drobne zakupy.]

Re: Karczma "Pod starym gmachem"

18
- Ze trzydzieści strzał pan tu wsadzi, to będzie kosztować dwadzieścia gryfów. A łuk? Proszę pokazać. - Brodacz wziął od Shimora jego broń, pooglądał ją przy świetle pod różnymi kątami, stuknął końcówką o stół, naciągnął na próbę cięciwę. Można było odnieść wrażenie, że niespecjalnie chciało mu się to wszystko robić. - A co z nim nie tak? Strzela? Strzela. To co pan jeszcze od niego chce? Trochę porysowany, odrapany. Jak pan bardzo chce, to niech go pan tu zostawi do jutrzejszego wieczora, zrobię go na błysk, że hej, będzie jak nowy.

W słowach rzemieślnika nie było ani odrobiny entuzjazmu. Elfowi wydało się nawet, iż słyszy, jak ten pod nosem mamrocze jakieś obojętne "tylko na co komu to wszystko".

Ponury brodacz zwrócił Shimorowi jego łuk, po czym napełnił, wedle życzenia, kołczan klienta strzałami i przyjął zapłatę - wszystko to bez słowa. Elf przez chwilę miał podejrzenia, że mężczyzna do końca jego wizyty już się więcej nie odezwie. Że celowo ignoruje pytanie o Czarny Zamek. Wreszcie jednak brodaty nie wytrzymał.

- A o Czarnym Zamku to ja nic nie wiem. Słyszy pan? Nic nie wiem. Jedno tylko panu powiem, że tego, co tam się zalęgło, to strzałą za nic się nie ustrzeli. Bo jak ma strzała coś zrobić wielkiemu jak dom, ożywionemu szkieletowi olbrzyma? Wbije mu się pomiędzy kości i co z tego? Mój brat tam poszedł wiele lat temu, razem z nimi wszystkimi, i... zresztą! To było dawno i nikt nie pamięta... Trzeba zapomnieć, bo nic się z tym nie zrobi... Pan tam idzie, co? Od razu widać. Wielu takich już tu w Zaavral było. Pan pewnie też nie wróci. Choć gdyby... Czasem tak sobie myślę... Gdyby jednak...

Brodacz niespodziewanie rozgadał się na dobre, nie wiedzieć czemu. Widać wspomnienie o Czarnym Zamku poruszyło w nim jakąś czułą strunę. Choć przedtem sprawiał wrażenie osoby nieczułej i szorstkiej, teraz jak gdyby oczy mu zawilgotniały, a głos zmienił się dziwnie.

- Mój brat, Dryv, zginął gdzieś tam w tym przeklętym zamku i został, leży... Bez godnego pogrzebu, bez obrządków, bez błogosławieństwa bogów... Śni mi się to co nocy, nie daje spokoju, widzę dokładnie. Jego biedne, białe kości leżą na gołej ziemi, wśród fioletowych kryształów. Dziwne, że jeszcze tam są. Wokoło pleni się zielsko i biegają brudne szczury. Tuż obok jego wspaniały łuk, odziedziczony po ojcu. Już prawie rozsypał się w proch, a taki piękny był. Gdyby pan przypadkiem znalazł Dryva... i przyniósł to, co po nim zostało... Żebym mógł go pochować jak należy. Dam panu wszystko, co pan zechce. Proszę.

Ciemnowłosy rzemieślnik wyglądał teraz jeszcze bardziej żałośnie niż przedtem. Pojedyncza, gruba kropla spłynęła po jego policzku i zniknęła w gęstej brodzie, mężczyzna prędko jednak ją otarł, wstydząc się wyraźnie swojego smutku.



[Starczy, nie martw się.]
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karczma "Pod starym gmachem"

19
Kiedy Shimor wchodził do tego budynku, spodziewał się, że zobaczy rzemieślnika, który z chęcią okaże swoją pomoc. Rzecz jasna, zdawał sobie sprawę, z tego że może to być ktoś zaspany, w końcu o tej porze, większość mieszkańców powinna już oddawać się w objęcia Morfeusza. Kupiec mimo iż, przywitał się z elfem, a nawet zapytał w czym może pomóc, sprawiał wrażenie, że klient jest teraz ostatnią osobą, którą chciał widzieć. Łucznik poczuł się odrobinę urażony, rozważał nawet możliwość wyjścia z tego przybytku, jednak został. W końcu nie miał zielonego pojęcia, czy w okolicy znajduje się jeszcze jeden zakład łuczniczy.
Poprosił właściciela o sprawdzenie łuku oraz wypełnienie kołczanu strzałami. Nie wiedział, ile się może w nim zmieścić, ale okazało się, że tylko trzydzieści. Co do łuku, to okazało się, iż jest sprawny, lecz odrobinę zużyty. Shimor miał możliwość zostawienia swojej broni w rękach kupca, jednakże natychmiast zrezygnował. Nigdy nie był osobą, uczuloną na punkcie wyglądu, a skoro łuk działał, oznaczało to, że wszystko z nim dobrze i lepiej przy nim nie majsterkować zanadto. A nuż coś pójdzie nie tak i naprawa się przedłuży? Nie. Zdecydowanie nie wchodziło to w grę.
Brodacz, o dziwo, nie zignorował pytania o Czarny Zamek. Łucznik od razu pomyślał o negatywnie nastawionym barmanie w karczmie "Pod starym gmachem". A więc, człowiek ten się mylił. Ludzie wiedzą i tylko czekają, żeby się wygadać.
Shimor ponownie usłyszał o tym, że jest już kolejnym "bohaterem". Wielu było już przed nim i żaden nie powrócił. Co z tego? Przecież musiał istnieć jakiś sposób, by dowiedzieć się co tak na prawdę stało się tutaj przed laty i to chciał Shimor odkryć. Jak nie on, to ktoś inny. W końcu musiało się udać!
Rzemieślnik opowiedział o swoim bracie, niejakim Dryvie, który kiedyś wyruszył do mrocznej fortecy i nie powrócił. Brodacz martwił się tym, że nie został pochowany należycie. Podobno często miewa sny, w których widzi, to co po nim zostało. Według niego, martwe ciało leżało pośród fioletowych kryształów, a wokół biegały szczury. Było jeszcze coś. Cenny łuk, który odziedziczył po ojcu, całkowicie rozsypywał się.
Shimor momentalnie poczuł się okropnie. Współczuł biednemu rzemieślnikowi. Nie miał pojęcia, jaki to musiał być ból, jednak próbował go zrozumieć. Gdyby ktoś z jego rodziny tak skończył, nigdy nie pogodziłby się z tym, że zwłoki leża bez należytego pochówku. Czułby dodatkową frustrację, wiedząc, że nic nie może na to poradzić. Okropność.
Właściciel zaproponował, że jeśli elf przyniesie to, co pozostało po jego zmarłym bracie, da mu wszystko czego zapragnie. Propozycja była kusząca, ale nawet bez tych ostatnich słów, Shimor postanowił się zgodzić. Dlaczego? Tak nakazywało mu sumienie i moralność.
- Ja... Dziękuję panu. Rozumiem, że musi to być niezwykły ból. Postaram się zrobić co w mojej mocy, jednak nie mogę niczego obiecać. Może pan pomyśli sobie, że także nie powrócę. Co z tego? W końcu ktoś musi stamtąd przyjść. Choćby po to, by podzielić się z pozostałymi swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami. Ta klątwa nie może trwać wiecznie - odrzekł przejmującym głosem Shimor.
Elf rozglądnął się po ciasnym pomieszczeniu, a następnie spojrzał na brodacza. Przed chwilą otarł łzę. Z pewnością nie chciał, by obcy widział go w takim stanie. Nic dziwnego. Był to na pewno człowiek dumny, którego po prostu nękała ta jedna sprawa. Może łucznikowi uda się pomóc?
- Do widzenia. Proszę być dobrej myśli - tymi słowami pożegnał się z właścicielem i udał się do karczmy. Zamierzał porządnie się wyspać i tak jak wcześniej wszystkim powiedział, wstać o świcie i zbadać tajemnice Czarnego Zamku.
Bał się, to nie ulegało wątpliwościom, ale gdyby nie okazywał uczucia strachu, byłby głupcem.

[Bardzo Cię przepraszam za zwłokę, ale jakoś nie potrafiłem się zebrać na odpis. Wybacz.]

Re: Karczma "Pod starym gmachem"

20
Noc w gospodzie "Pod starym gmachem" nie minęła Shimorowi za dobrze. Pewnie to z emocji i z nadmiaru wrażeń elf przez długi czas nie mógł w ogóle zmrużyć oka. Był głodny, ale nie mógł nic przełknąć. Do jego uszu dobiegało jakieś nieprzyjemne stukanie i chłopak mógłby dać głowę, że to potępione dusze mieszkańców Zaavral dobijają się do jego okna i drzwi. A to tylko bura ćma tłukła się po pokoju. Kiedy wreszcie zmęczony elf zasnął, śniło mu się mnóstwo okropnych rzeczy.

Na początku - znakomity rycerz o bajkowej urodzie, Percil z rodu Austilus, leżący bez tchu na czarnej, gołej ziemi, wśród ostrych odłamków fiołkowego kryształu. Jego zbroję na oczach śniącego Shimora zaczynał porastać najprawdziwszy mech, zaś jego ciało poczęło czernieć i gnić jak długo leżące w mokrej trawie jabłko.

Gdy pierwszy sen zgasł, pojawił się następny, a w nim elf błąkał się po labiryncie ciasnych komnat i korytarzy, brodząc po kostki, a chwilami i po kolana, w lodowatej wodzie. Jego duszę przenikało dojmujące uczucie zagubienia i samotności, jakby zionący z samego wnętrza budynku chłód przeszywał go na wskroś i zabijał w nim wszelką nadzieję. Wiedział też, że ktoś - lub coś - uporczywie i konsekwentnie podąża za nim. I że został wpędzony w pułapkę, z której wyjścia już nie ma. Z oddali słychać było przeraźliwy płacz niemowlęcia.

W jednym z korytarzy chłopak minął tego poznanego w karczmie krasnoluda, Kanlana. Ten, który do tej pory sprawiał wrażenie takiego chwata, teraz wił się na mokrej posadzce, targany bólem albo rozpaczą. Krzyczał, ryczał, wył i prosił o pomoc, ale Shimor przeszedł obok, nie mogąc nawet się zatrzymać - jego ciało wcale go nie słuchało, jakby należało do kogoś innego.

Wreszcie elf dotarł do przestronnej sali, na środku której stała ruda dziewczyna o bardzo smutnych oczach. Na ustach miała płatek róży. Wzdłuż ścian poustawiane były kamienne posągi ze skrzyżowanymi rękami i zamkniętymi oczami. W pomieszczeniu tym panowała absolutna, błoga cisza. Nie zakłócił jej nawet potężny wybuch białych płomieni, które pochłonęły wszystko, wraz z samym obserwatorem.

Wraz z wybuchem owego oślepiająco białego ognia nadeszło przebudzenie. Shimor mimowolnie jęknął i gwałtownie otworzył oczy, by przekonać się, że na jego twarz pada jasny blask poranka. I chociaż noc zupełnie nie dała mu wytchnienia ni odpoczynku, choć senne koszmary nie nastrajały go specjalnie wesoło do tej całej wyprawy, to wiedział, że najwyższa pora wstać i ruszać w drogę.

Czarny Zamek wszakże czekał, owiany zimną mgłą i mrocznymi legendami. Nawet tu, w przytulnym pokoiku na piętrze gospody czuć było jego ponury, przygnębiający wpływ. Jego niszczycielską obecność.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Karczma "Pod starym gmachem"

21
Nadszedł ranek. Shimor nareszcie mógł odetchnąć i powoli się uspokoić. W nocy przyśnił mu się sen. Koszmar. Coś strasznego. Zobaczył to, czego się najbardziej obawiał i coś więcej. Percil z rodu Austilus leżał martwy pośród fioletowych kryształów. Za to, krasnolud Kanlan, z którym to jeszcze rozmawiał wczoraj, wił się i krzyczał, błagając o pomoc. Elf jednak przeszedł, tak jakby jego los był mu całkowicie obcy. Zostawił kompana i szedł dalej. W końcu dotarł do przestronnego pomieszczenia, w którym obok siebie stały posągi. Jedyną żywą osobą, była ruda dziewczyna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była smutna. Bardzo smutna. Miała płatek róży na ustach. Wizja skończyła się wybuchem białych płomieni, które mimo swej mocy, nie zakłóciły błogiej ciszy panującej w tej sali.
Elf wstał, rozciągnął się i przetarł oczy. To właśnie dzisiaj miał zmierzyć się z tajemnicami Czarnego Zamku. Czy stamtąd wróci? Oby.
Miał nadzieję, że to co widział parę godzin wcześniej, nie okaże się proroctwem. Z drugiej strony, nie można powiedzieć, że nie miał nic do stracenia. Miał. Kochał swoje życie, mimo iż tak naprawdę nie posiadał nikogo bliskiego. Poza Sirenną, z którą jednak kontakt się urwał. Ile dałby za to, by zobaczyć ją ponownie, spędzić z nią trochą czasu, powspominać. Mimo, iż nie należała do jego rodziny, bardzo za nią tęsknił. A teraz, gdy tak naprawdę nikogo nie miał...
Shimor założył na plecy łuk, który nie jeden raz uratował mu życie oraz kołczan strzał. Schował także swoje dwa sztylety. Czuł, że się przydadzą. Z resztą, nie wiadomo co zalęgło się w tych ponurych komnatach i każda broń z pewnością okaże się przydatna. Zszedł na dół powolnym krokiem. Musiał jeszcze kupić prowiant.
- Panie barmanie. Jaki prowiant radzi pan wziąć ze sobą? - spytał obojętnym tonem karczmarza. Oczekiwał, że tym razem nie zasypie go falą swoich spostrzeżeń odnośnie tej wyprawy. Szczerze miał ich już dosyć. Musi przecież być dobrej myśli, pozostając niezwykle czujny. A te jego słowa, przepełnione dramatyzmem, mogły tylko rozwiać dobre uczucia. Tak wiele go dzisiaj czekało...

Re: Karczma "Pod starym gmachem"

22
- A więc jeszcze sobie tej wyprawy nie wybiłeś z głowy? - burknął na powitanie Seweryn. Po jego zmęczonym obliczu znać było, że i on nie spał dobrze tej nocy. - Skoro jednak tak się upierasz, to weź bochen czarnego chleba. Albo dwa. Nie zeschnie tak szybko, gwarantuję. No i suszona, solona ryba. Świetna rzecz, choć niektórzy nie znoszą, no ale to kwestia gustu... A do popicia masz nasze tutejsze wino, cienkie to i wodniste, ale będzie jak znalazł, przynajmniej łba ci za mocno nie zamroczy. Chociaż pewnie i tak długo tam nie posiedzisz, a prowiant się zmarnuje... Niejeden tu już u mnie soloną rybę na drogę kupował i nie wracał.

Barman Seweryn nigdy nie tryskał optymizmem. Dzisiaj też. Niemniej jednak zapakował cały wspomniany prowiant, nie słuchając nawet, czy klient nie wolałby może czegoś innego, a czujne oko łucznika dostrzegło, że ukradkiem dorzucił tam jeszcze od serca kawał żółtego sera i i kilka buraków. Widocznie właściciel karczmy nie stracił jeszcze tak do końca nadziei na poprawę losu Zaavral i mimo wszystko szanował, a nawet po cichu wspierał decyzję młodego elfa o podjęciu tej niebezpiecznej wyprawy.

- No nie - jęknął Seweryn, widząc wchodzącego do gospody raźnym krokiem Kanlana. Z tej złości upuścił parę monet na podłogę. - Diabli nadali, znowu ty... - wymruczał spod kontuaru, gdzie zanurkował za pogubionymi pieniędzmi. - Głowa mi pęka na sam twój widok!

- Dzień dobry całemu zacnemu zgromadzeniu! - zawołał energicznie krasnolud, ignorując zrzędzenie elfickiego barmana. Żadnego "zgromadzenia" tu zresztą nie było, tylko ta dwójka. Było wszak jeszcze wcześnie i wszystkie okoliczne pijaczyny albo odsypiały poprzednią noc, albo próbowały bardziej lub mniej uczciwie zarobić na kolejną wieczorną libację. - Słonko już dawno na niebie i co? Shimor, przyjacielu, w drogę, w drogę!

- Zaiste, zacni towarzysze, najwyższa pora wyruszać, rzucić wyzwanie złu, jakie trapi tę nieszczęsną mieścinę! - zawołał Percil, który wkroczył do karczmy w krok za Kanlanem. Trudno powiedzieć, co roztaczało tu teraz najjaśniejszy blask - jego złote włosy, srebrzysta, wypolerowana jak zwierciadło zbroja, śnieżnobiałe, odsłonięte w uśmiechu zęby, czy może wreszcie jego szlachetna dusza. - Zanim ruszymy, powiem wam jeszcze jedną rzecz - dodał rycerz, szczęśliwie porzucając na chwilę swój nadęty niczym świński pęcherz ton. - Idąc tu spotkałem pewnego staruszka. Co więcej, staruszka-elfa, niespotykana rzecz! - Wszyscy domyślili się, że chodzi o Aldena, o którym wczoraj tu rozmawiali, zanim jeszcze pojawił się Percil. - Wyobraźcie sobie, że staruszek ów skądś wiedział, że dzisiaj ruszamy do Czarnego Zamku. I wiecie co? Podobno on też tam był! Nawet mieszkał tam! A kiedy się wynosił, pogubił parę rzeczy, w tym jakieś swoje zapiski, których podobno potrzebuje. Gdybyśmy je znaleźli, to prosi, żeby mu zwrócić... Przypomnijcie mi, gdyby wyleciało mi to z głowy dobrze?

Rycerz machnął dłonią. Niby nonszalancko, ale ruch ten miał w sobie tyle wdzięku, tyle uroku, tak był wystudiowany i doskonały, jak gdyby była to ćwiczona latami figura taneczna.

Pogadali jeszcze trochę, Seweryn rzucił kilka krzepiących serce uwag o tym, co stało się z poprzednią ekspedycją, Kanlan wypił dwa piwa, aż wreszcie nie można było ociągać się już ani chwili dłużej. Trzeba było ruszać.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zaavral”