[Zachodnie Zaavral] - Przybytek Tutlichtów
: 12 lip 2022, 18:11
Jedną z pierwszych rzeczy jaką można spostrzec, przybywając do miasta z zachodniej strony, nieopodal strażnicy, to zwisający przy głównej ulicy drewniany szyld z estetycznie namalowanym talerzem i sztućcami oraz podpisem, który zachęcał do skorzystania z usług. Ten wisiał bezustannie na metalowym ramieniu wlanym w stary budynek. Sama strzelista kamienica, podobnie jak inne przy tej ulicy, miała na sobie znamiona minionego czasu. To ukruszona kolumna balustrady, to popękane i zmatowiałe gzymsy. Zwietrzała rustyka ścian utraciła swój piękny zamysł teraz tylko nadając budynkom ponurego oblicza. W bardziej porowatą fakturę wdarło się już szarawe narośle, uznając przede wszystkim zerodowane dachy za swoje królestwo. Z pewnością był to stary obiekt, ale na swój sposób budził podziw... czy może uznanie, że tyle czasu już wytrzymał, wciąż uparcie zachowując wyniosłego ducha elfiej architektury i nie popadając w ruinę. Mało tego, najwidoczniej wciąż ktoś w środku tych konstrukcji żył i miał się całkiem dobrze. Z wąskich podłużnych okiennic wydostawał się ciepły blask z wiszących w środku kinkietów.
Okolica tkwiła w niezłamanym spokoju. Trzy patrole ze strażnicy, każdy w postaci sześciu solidnie uzbrojonych milicjantów, przemierzały mozolnym marszem całą długą ulicę, aż do samego centrum tego miasta i z powrotem, przez cały dzień... i noc. Niekiedy konny posłaniec pędził przez nieco pustą ulicę jak na złamanie karku i mógł spokojnie się rozpędzić, nie ryzykując potrącenia kogoś przypadkiem. Mieszkańcy zdawali się nie trudzić handlem ulicznym, kuglarstwem, kieszonkostwem, ani innymi takimi drobnymi zajęciami, jak to bywało w bardziej żywiołowych miastach. Hałas się rozpościerał zwykle kiedy wjeżdżała tędy karawana kupiecka i raczej tylko wtedy. Albo podczas nocnych incydentów, kiedy świat po zmroku lubił rządzić się swoimi prawami.
Kiedy bywalec skłoniłby się ku szyldowi przybytku, przywitałyby go starte schody prowadzące na niewysoki ganek z balustradą. Tą oplatały rozpuszczone pnącza półdzikiej maliny, która była puszczana z szerokich donic w towarzystwie kwiatów. Cztery stoliki dla gości z zewnątrz prezentowały się zachęcająco. Gdyby przekroczyć próg na bywalca czekało nieduże, jak na coś pokroju karczmy, acz przytulne pomieszczenie. Na lewo trzy podłużne stoły z ławami do siedzenia. Centralnie stała lada za którą była odkryta kuchnia, gdzie to na żywo przyrządzać miano posiłki oraz spiralne schody prowadzące na drugie piętro, zapewne mieszkalne. Z prawej na podium leżała oparta o ścianę duża harfa i trwała pusta przestrzeń, ta na podeście przeznaczona dla artystów, a ta poniżej dla zabawianych, którzy zechcieliby zatańczyć do muzyki lub jej z bliska posłuchać. Zabudowane hebanowymi deskami ściany oraz parkiet rozświetlało światło świec z licznych kinkietów i jednego żyrandolu, co wisiał w centrum lokalu oraz z prostych lichtarzy poustawianych na stołach.
Okolica tkwiła w niezłamanym spokoju. Trzy patrole ze strażnicy, każdy w postaci sześciu solidnie uzbrojonych milicjantów, przemierzały mozolnym marszem całą długą ulicę, aż do samego centrum tego miasta i z powrotem, przez cały dzień... i noc. Niekiedy konny posłaniec pędził przez nieco pustą ulicę jak na złamanie karku i mógł spokojnie się rozpędzić, nie ryzykując potrącenia kogoś przypadkiem. Mieszkańcy zdawali się nie trudzić handlem ulicznym, kuglarstwem, kieszonkostwem, ani innymi takimi drobnymi zajęciami, jak to bywało w bardziej żywiołowych miastach. Hałas się rozpościerał zwykle kiedy wjeżdżała tędy karawana kupiecka i raczej tylko wtedy. Albo podczas nocnych incydentów, kiedy świat po zmroku lubił rządzić się swoimi prawami.
Kiedy bywalec skłoniłby się ku szyldowi przybytku, przywitałyby go starte schody prowadzące na niewysoki ganek z balustradą. Tą oplatały rozpuszczone pnącza półdzikiej maliny, która była puszczana z szerokich donic w towarzystwie kwiatów. Cztery stoliki dla gości z zewnątrz prezentowały się zachęcająco. Gdyby przekroczyć próg na bywalca czekało nieduże, jak na coś pokroju karczmy, acz przytulne pomieszczenie. Na lewo trzy podłużne stoły z ławami do siedzenia. Centralnie stała lada za którą była odkryta kuchnia, gdzie to na żywo przyrządzać miano posiłki oraz spiralne schody prowadzące na drugie piętro, zapewne mieszkalne. Z prawej na podium leżała oparta o ścianę duża harfa i trwała pusta przestrzeń, ta na podeście przeznaczona dla artystów, a ta poniżej dla zabawianych, którzy zechcieliby zatańczyć do muzyki lub jej z bliska posłuchać. Zabudowane hebanowymi deskami ściany oraz parkiet rozświetlało światło świec z licznych kinkietów i jednego żyrandolu, co wisiał w centrum lokalu oraz z prostych lichtarzy poustawianych na stołach.