POST POSTACI
Lisayane
Leżała na łóżku, wpatrując się pusto w pokój. Jak głupia. Wspomnienia dnia poprzedniego stosunkowo późno dotarły do jej głowy. Gdy tylko przypomniała sobie przekroczenie progu karczmy, jej źrenice momentalnie się rozszerzyła, a ona sama zerwała się czym prędzej na nogi.
Serce przyspieszyło, myśli zaczęły pędzić. Gdzie jest? To nadal karczma? Kto ją tu przyniósł? Czy coś jej zrobił? Ten posmak ziół - to był sen? Co się stało? Świeci słońce. Jaki dzisiaj dzień? Zaraz, jej rzeczy! Torba!? Jest. Potrząsnęła nią, a w jej środku usłyszała znajomy szczęk monet. Jest. Sztylet! Gdzie on jest!? Błądziła oczami błyskawicznie przeskakując z boku na bok, szukając swojego nowego, zaufanego przyjaciela. Być może jedynego jakiego tylko miała.
Wreszcie znalazła. Leżał na półce obok, na złożonych ubraniach. Bez zastanowienia czym prędzej pochwyciła pewnie rękami jego drobną rękojeść i przytuliła do piersi. Przynajmniej w części odzyskała swoje bezpieczeństwo. A przynajmniej na tyle, aby od teraz móc zacząć zastanawiać się nad odpowiedziami na stos pytań, jaki ułożył się w jej głowie.
Nie wiedziała co się z nią działo, ale czuła się parszywie. Nienawidziła tracić kontroli. Sytuacja, w której nagle odpływa, i znajduje się na łasce jakichś przypadkowych ludzi była zwyczajnie niedopuszczalna i na pewno naganna. Fakt, że znalazła się w tym łóżku, znaczy że ktoś musiał ją wcześniej na nie rzucić, niczym worek kartofli.
-
Za kogo ten typ się ma? Nie prosiłam nikogo o pomoc, a on robił ze mną co mu się podoba wykorzystując, że byłam na w pół przytomna. Kto wie co jeszcze ze mną robił w tym czasie? Bezczelny cham. Muszę się stąd zwijać, i to jak najszybciej.
Spuściła głowę. Z jednej strony chciała się skarcić za słabość, z drugiej... sama doskonale wiedziała w jakim stanie się znajdowała. Nie chciała być dla siebie zbyt surowa. W końcu, nie można było oczekiwać od niej niemożliwego. Dopiero teraz zauważyła, w jak opłakanym stanie był jej duży palec u prawej nogi, którym wczoraj tak niemiłosiernie przygrzmociła o próg. Złamany paznokieć i zaschnięta krew w kącikach. Bolało. Ale do przeżycia. Z ciekawości, usiadła ponownie na łóżku i zaczęła oglądać swoją stopę. Zaczęła od palca, a potem przypomniała sobie o tym jak bardzo ostatniej nocy bolały ją stopy od podróży. Właśnie - teraz miała chwilę dla siebie. A przynajmniej wyglądało na to, jakoby nikt nie zamierzał jej teraz przeszkadzać. Mogła się swobodnie rozebrać, obejrzeć, sprawdzić zawartość skradzionej torby, ile złota ma przy sobie, doprowadzić do względnego ładu, i ... przebrać? Czyje to były ciuchy? Z resztą, to teraz nieważne. I tak zamierzała właśnie zrzucić z siebie tunikę, czy raczej, to... coś, co ją przypominało, a jeszcze bardziej przypominało jej o minionych miesiącach. Jednak najpierw wolała zadbać o swoją prywatność i sprawdzić czy drzwi do pokoju można w jakiś sposób zaryglować. Niestety nie było niczego takiego, toteż przyłożyła do nich swoje szpiczaste uszko i nasłuchiwała przez kilka chwil, czy przypadkiem nie słyszy żadnych pobliskich kroków. Zamiast nich usłyszała jedynie ponowne burczenie w brzuchu, jednak uparcie wciąż je ignorowała.
Kiedy już się upewniła, odetchnęła lekko z ulgą, i przystąpiła do działania.
-
Najpierw obejrzeć się. - pomyślała wychodząc na środek pokoju
Szybko zrzuciła z siebie jedyny fragment ubrania, jaki akurat miała na sobie, i zaczęła wodzić wzrokiem najpierw po prawej ręce, przelatując ją wzorkiem z każdej strony, później lewą. Zgięła kończyny parę razy w łokciach i sprawdziła mobilność barków. Poza paroma mniejszymi i większymi zadrapaniami, wszystko było w normie.
Usiadła na łóżku. Uniosła swoją prawą nogę i położyła stopę na udzie tej lewej, uważnie oglądając. Tak jak myślała - stopa była w opłakanym stanie. Pęcherze, skaleczenia, bród. Nie wyglądało to dobrze.
-
Muszę się czym prędzej umyć... Mama mówiła, że w takim stanie może się wdać zakażenie. Nie mogę tego bagatelizować. Inaczej nie będę mogła nigdzie się ruszyć. A ja muszę się przemieszczać! Kąpiel musi być teraz moim priorytetem. Zaraz po niej ubrania, i solidna para butów.
Analogicznie obejrzała drugą nogę. Ta była niemal cała żółta od rozlanych po wypadku siniaków, ze stopą w podobnym stanie co ta druga. Nie bolała już tak mocno, ale wyglądała paskudnie. Dopiero teraz uświadomiła sobie jak chuda się stała, w porównaniu do dawnej siebie jeszcze sprzed roku. Nic dziwnego że zemdlała ze zmęczenia. Przypomniała sobie o zapachu winogron, który szybko przyciągnął jej uwagę, lecz ona równie szybko ucięła fantazje, wracając myślami do chwili obecnej.
-
Najpierw to, co najważniejsze.
Teraz jej ręce wodziły po torsie, od góry, do dołu - po brzuchu, po żebrach, po klatce piersiowej, biuście i szyi. Następnie po pośladkach i plecach, z każdej strony. Szukała nieprawidłowości. Jednak jej tors był w zadziwiająco dobrym stanie. Pozostała głowa. Pokręciła szyją, odgarnęła włosy, i wbiła się palcami jak najbliżej skóry. Szukała siniaków od ewentualnego uderzenia głową podczas upadku, ale wszystko było w porządku.
-
Miałam dużo szczęścia. - pomyślała, układając dłonie delikatnie na udach. Zrobiła powolny wdech, i wydech, opuszczając głowę z zamkniętymi oczami. -
My, miałyśmy dużo szczęścia. Gdyby tamci bandyci nas nie rozdzielili na dwa osobne powozy, Eluthien i Aeviere mogłyby już nie żyć. Dobrze się stało, że nas rozdzielili. Dobrze się stało, że mnie, rozdzielili. W końcu spójrzmy w prawdzie w oczy - jeśli już któraś z nas miała się odłączyć od reszty, to właśnie ja. Aeverie potrafi zadbać o siebie sama, a do tego nie pozwoli żeby jej siostrze stała się krzywda. Eluthien co prawda zna się na ziołach i potrafi poskładać człowieka do kupy, ale sama jest zbyt naiwna. A ja? Ja bym tylko pakowała je w kolejne kłopoty. To nie skończyło by się dobrze. A teraz? Cóż, przynajmniej wiem, że dostanę od losu to, na co sobie zapracuję, a konsekwencje skupią się tylko na mnie. Sprawiedliwie... chyba? W każdym razie nie będę dla nikogo balastem, i sama wreszcie będę sterować swoim życiem.
Jej wzrok powędrował teraz w kierunku złożonych obok ubrań.
-
A'propos. Od czegoś trzeba zacząć.
Powolnie wstała z łóżka, chcąc zaspokoić swoją ciekawość. Chwyciła delikatnie tkaninę, i pewnie trzymając za dwa kanciki, obserwowała jak ubranie rozwija się przed jej oczami. Była to zwykła, kiepskiej jakości spódnica, i ewidentnie znoszona koszula. Z pewnością nie był to żaden krzyk mody, lecz czego spodziewać się po jakimś rezerwowym ciuchu dla gości w byle karczmie. Miało być przede wszystkim funkcjonalne. I takie też było, a na dodatek nie miało dziur. To była zdecydowanie miła odmiana, móc założyć coś, co totalnie się nie rozlatuje. Lecz nie miała w tym ciuchu żadnych kieszeni, a to było dużym problemem. O ile potrafiła docenić dobroć gospodarza, o tyle jednak zdecydowanie nie zamierzała tego nosić długo.
-
Spódnica i koszula, co? Beżowy nigdy nie był moim kolorem, ale przynajmniej nie będę się wyróżniać, a o to przecież chodzi. To i tak więcej niż w tej sytuacji mogę prosić.
Spokojnie założyła na siebie najpierw koszulę, a następnie spódnicę, aby sprawdzić jak leżą, co chwila grymasząc, czując jak zaschnięty pot i bród niewygodnie przykleja fragmenty tkaniny do jej ciała. Pierwsza część była dobrze dopasowana do ciała, ale miała lekko zbyt krótkie rękawy. Druga z kolei była zwiewna, plisowana, i z założenia najpewniej miała sięgać kostek. W jej przypadku zasłaniała jakoś 2/3 piszczela. Przyjrzała się sobie, na ile była w stanie to zrobić bez lustra.
-
Za małe, bez kieszeni, paskudny krój i kolor. Cóż, ale czego się spodziewać.
Zrobiła kilka kroków po pokoju w nowym ubraniu, sprawdzając jego mobilność.
-
Nie, tego się nie da nosić. Jak tylko się ogarnę, muszę sprawić sobie porządny ciuch. Nie jestem już niewolnikiem. Nie jestem byle obdartusem czy wiejską babą. Mam swoją godność. Muszę to pokazać sobie, i światu. Czas wziąć się za siebie.
Jej następnym zamiarem było wyjść z pokoju i zapytać gospodarza o możliwość nabrania wody do bali, w której mogłaby wziąć kąpiel, następnie śniadanie i wyjście na rynek w poszukiwaniu czegoś godnego noszenia na sobie. Jednak przedtem pozostała jeszcze jedna rzecz. Usiadłszy na łóżku, otworzyła skradzioną bandycie torbę, aby sprawdzić jej zawartość. Liczyła, że znajdzie w niej jakieś bandaże, choćby prowizoryczne, aby mogła czymś owinąć pokaleczone stopy. Trzeba było też przeliczyć ilość posiadanego złota, z obu sakiewek...