Budynek Gwardii Miejskiej

31
POST POSTACI
Tanga
Przedrzeźniająca go kobieta coraz bardziej działała mu na nerwy. Nie dość, że nie walczyła, to jeszcze usiłowała go wyśmiewać, choć to przecież z niej powinno się tu śmiać! Nie walczyła i jedynie się-... Się...? Jak to tatko mówił? "Wydurniała"? Wydurniała się! Wydurniała się, zupełnie niszcząc mu przy tym zabawę płynącą z jego ulubionej formy aktywności ruchowej! Pal licho przytyki o zapachu! Pal licho trolla! Skoro sędzia nie chciał niczego z tym zrobić, sam to rozwiąże! Nie zamierzał dłużej pozwalać, żeby ta przebrzydła chuderlica niszczyła mu dzień!
W milczeniu obracając się w końcu z powrotem w jej kierunku i rozplatając ramiona, spojrzał na nią morderczo - co potrafiło wyglądać naprawdę nie na miejscu, a nawet upiornie, biorąc pod uwagę jego dziecięce rysy. W następnej sekundzie, nie dając wcześniej żadnych znaków ni sygnałów, wystartował w jej kierunku. Jeśli babiszcze myślało, że tylko przez masę ciała lub złość jego reakcje będą wolniejsze lub mniej płynne, to miał nadzieję szybko ją naprostować. Nie obchodziła go już wymiana ciosów. Jedynie eliminacja przeciwnika, która mogła doprowadzić do wymienienia go na nowego.
Biorąc pod uwagę długość ciała i kończyn, Tanga miał przewagę i jedyne czego chciał, to teraz tę przewagę wykorzystać, by móc pochwycić kobietę. Jeśli mu się to udało i jedna z kończyn wpadła w jego mocarny chwyt, nie zamierzał się już patyczkować. Brutalnym szarpnięciem chciał przyciągnąć kobietę do siebie (jeśli coś jej przy okazji nadwyręży bądź naderwie, tym lepiej!), uniemożliwić jej manewry przytrzymaniem za bark, a następnie z pełnym impetem przydzwonić jej w głowę z własnej!
Foighidneach

Budynek Gwardii Miejskiej

32
POST BARDA

Renati słysząc jego pytanie, westchnęła ciężko, jakby nieco rozczarowana ograniczonym stwierdzeniem brata. Z drugiej nie miał on świadomości tego, co się tutaj działo. Im dłużej z nim rozmawiała, tym bardziej zauważała znaczącą różnicę. Brat był w istocie... nieprzystosowany do życia pośród ludzkiego społeczeństwa. To zaczynało czuć w sposobie jego mowy. Ludzie nazywali to rozpieszczenie. Choć na początku nie zgadzała się z tym stwierdzeniem, jednak teraz z ciężkim sercem musiała przyznać, że w spostrzeżeniach ludzi istniało ziarno prawdy.
- Co ci po dumie, jeśli jak cię złapią, ludzie odbiorą ci wszelaką godność? Wystawią na publiczne pośmiewisko, dzieci zaczną rzucać w ciebie kamieniami, wrony i kruki zaczną zjadać cię żywcem i umieranie będzie powolne. Nie będziesz mógł towarzyszyć nikomu ani przekazać wiedzy. Myślisz, że to wymysły? To już się działo w Oros. Przywiązywali naszych do wielkich kawałków drewna na głównym placu. I tak wisieli nawet długo, po tym, jak wydali z siebie ostatni dech. - W jej głosie pojawił się autentyczny smutek. - Wiesz, jaki jest to widok, kiedy widzisz, jak twoi przyjaciele kończą w taki sposób, a ty nie możesz nic z tym zrobić? I ty masz śmiałość mówić mi o mojej dumie, bracie?! - Spojrzała na niego ze smutkiem w oczach, ale wcale nie szukała w nim pocieszenia. Po prostu była na niego zła, że jest tak bardzo ślepy na to, co się tu działo.

Dalej oczywiście nie było lepiej, po kolejnych słowach siostra odwróciła się od niego, a zaklęcie, których ich otoczyła, zostało anulowane. To był znak, że rozmowa kończyła się w taki niezbyt przyjemny sposób. Trochę na życzenie jego samego.
- W tym mieście jesteś po prostu przedstawicielem naszej rasy, nikim więcej. Nie znajdziesz innego sposobu, by usiąść. Złam ludzkie prawa, a poznasz wdzięczność ludzkości. - I z tymi, dość chłodnymi słowami, ruszyła ku wyjściu. Brat wiedział, gdzie ją można znaleźć i jeśli zechce, zrobi to, choć pozostało jedno kluczowe pytanie. Czy powinien teraz?

Tanga nie wiedział, że zareagował dokładnie tak, jak jego przeciwniczka od początku chciała sprawić. Rozjuszony przeciwnik, zwłaszcza wyższy i cięższy od niej, był dość łatwy do pokonania. Taki przecież przestawał myśleć i robił wszystko, by ją zabić. Ta taktyka była skuteczna na wszystkich, co nie umieli panować nad sobą. Uśmiechnęła się szyderczo do niego, który rozpoczął swój bieg, by zmniejszyć dystans do niej, a ona wcale tego nie miała na myśli uniknąć. Nawet mogła swoim zachowaniem zaskoczyć, bo, gdyż zamiast znowu się oddalać, ta zbliżyła się do niego i zręcznie oraz szybko go złapała za rękę i odpowiednio ustawiła swoje ciało, by wykorzystując jego masę oraz pęd przerzucić go efektownie nad sobą. Tanga boleśnie uderzył plecami, o podłogę, a potem jeszcze tył jego głowy uderzył o to w wyniki sił działających, jakie przecież sam zrobił. To spowodowało, że zamroczyło go dosłownie na kilkanaście uderzeń serce, pozwalając kobiecie się oddalić. Tłum zawył z radości, widząc taki popisowy numer.
Licznik pechowych ofiar:
8

Budynek Gwardii Miejskiej

33
POST POSTACI
Lindirion
- Mówisz, jakbyś nie mogła nic z tym zrobić. Jakbyś ty, matka, ojciec, jakbyście nie byli potężnymi magami. - Syczał Lindirion, ale przezornie ponownie zniżył głos. Nie zależało mu na zwróceniu na siebie uwagi. - Gdybyś zamiast używać sztuczek iluzji nauczyła się potęgi żywiołu, mogłabyś zmienić los każdego, kto zawisł na rynku. Nie masz już o co walczyć. - Rzucał krzywdzącymi komentarzami, bo i nie wyobrażał sobie, jak Renatia mogła dopuścić do czegoś takiego. Nie tylko ona, ale cały Uniwersytet. Spora część akademików była przecież elfami i choć część mogła brzydzić się przemocą, wielu stanęłoby w obronie własnej z całą mocą, jaką posiadali. Co stanęło na przeszkodzie, by obronili się magią? Lindirion nie wiedział.

Zrobiło mu się gorąco, gdy dyskutował z siostrą, a powietrze wokół stało się ciężkie, jak przed burzą, gdy moc chciała manifestować się razem z jego emocjami. Nie zatrzymywał Renatii, gdy ta postanowiła odejść. Była obcą osobą, z którą łączyła go wyłącznie nostalgia. Gdy ugasił ciekawość, mógł wrócić do rzeczy ważniejszych: swojej misji i... cóż, Tangi.

Przez dyskusje z siostrą nie obserwował pojedynku, ale wiwaty tłumu kazały mu spojrzeć w stronę ringu. Leżał tam, na deskach, pokonany, tak jak Oros, tak jak jakakolwiek nadzieja na powrót do wesołych dni dziecięctwa, gdy miasto miało jeszcze jakieś znaczenie. Stary mag pokręcił głową i opuścił wzrok.

A mógł zostać w Varulae.
Obrazek

Budynek Gwardii Miejskiej

34
POST POSTACI
Tanga
Neheratia mogła myśleć, że jest cwana, i że każdy wielki mężczyzna raz sprowokowany, będzie jedynie dalej brnął w morderczy szał, popełniając coraz więcej błędów. Tanga, choć z jego inteligencją i myśleniem było jak było, łatwy z natury do rozjuszenia, a przeto kochający się w brutalnych starciach ponad wszystko - rzadko kiedy tak naprawdę wpadał w prawdziwie bezmyślny amok tego typu. Przemoc zdecydowanie nie była tym, dla czego tracił panowanie. Wręcz przeciwnie. To właśnie w przemocy wykazywał się największą czujnością i rzadko u niego spotykaną koncentracją. Zwłaszcza, gdy jego przeciwnik nie walczył standardowo.
Lądując niespodziewanie na plecach, odruchowo stęknął pod ciężarem własnego ciała. Było to wbrew pozorom miłe zaskoczenie i gdy tylko chwilowe oszołomienie odeszło na bok, odchylił pulsującą od strony potylicy głowę, by do góry nogami spojrzeć w stronę kobiety. Wpatrywał się w nią tak przez dobre sześć uderzeń serca, aż w końcu wygiął ręce do tyłu, na wysokość głowy, energicznie przyciągnął nogi do klatki piersiowej, odchylając się przy tym ruchem kołyski do tyłu, a następnie wyrzucił je i sprężyście przeskoczył do przysiadu. Kiedy tylko znalazł się z powrotem na równych nogach, bez chwili wahania przekręcił się w kierunku Neheratia i raz jeszcze runął w jej stronę. Jego mordercza aura nie zniknęła i jeśli to możliwe, jeszcze przybrała na sile. Jedynie dziki głód w oczach był czymś nowym. Tym razem jednak dwa, może trzy kroki różnicy od odległości, z której poprzednim razem kobieta skróciła między nimi dystans, Tanga przyhamował, by na czas wykręcić ciało i konać kopniak z pół obrotu. Starał się celować dość nisko. Walka z dużo mniejszymi przeciwnikami potrafiła być frustrująca na wiele sposób, ale frustracja nie była czymś, co zaprzątało jego umysł niezależnie od tego, jak wiele razy upadał i popełniał błędy, ponieważ walka była jedynym skutecznym i cieszącym w jego przypadku sposobem na naukę.
Foighidneach

Budynek Gwardii Miejskiej

35
POST BARDA
Lindirion kolejny raz mógł doświadczyć, jak Oros, miejsce, które tak bardzo cenił w przeszłości, znowu pokazuje swoją, nieco mniej przyjazną stronę. Kiedy jego kontrola nad magią zmieniła najbliższe otoczenie, nie zostało to niezauważone. W istocie wcześniej wyczuwał przecież kilka źródeł magii, które jednak nie wpływały zbytnio na okolice, tak to się wszystko zaczynało zmieniać. To w niego uderzyły aż cztery różne magiczne energie. Nie miały one za zadanie zranić go, a ostrzec. Wszelaka magiczna aktywność w tej okolicy była zakazana. Oczywiście przedmioty magiczne same w sobie emitowały moc, więc nie sposób stwierdzić, czy należała do czarodzieja lub rzeczy. Jednak zaklęcie Renatii jakoś ominęło wykrycie przez innych. To było sztuka samą w sobie. Lindirion mógł wyczuć, że pojedynczo żadna z tych energii nie zaszkodziłaby mu, jednak działając razem, sytuacja nie była już tak kolorowa. Czterech magów mogło go zniszczyć z łatwością. Gwardia zatrudniła magów właśnie na taką okazję. A on dodatkowo był elfem, który się nie ukrywał. Oznaczało, że tamci nie mieliby oporów z wyrządzeniem mu krzywdy.

Tanga był świadkiem, jak niepozorna dziewczyna nie była taka słabowita, jak się wydawało na początku. Owszem nie była silna, ale za to niezwykle gibka, zręczna i szybka. Jej drobne ciało, choć wydawało się słabowite, nie było takie. Musiała być wyszkolona, bo uniknęła kopnięcia z półobrotu, jakby wyczytała wcześniej jego zamiary i zareagowała w jedyny sposób, który nie spowodował u niej żadnych obrażeń. To był jednak dla niej sygnał, że należało chyba nieco spoważnieć i tym razem to one przystąpiła do ataku. Wielki mężczyzna nauczony wieloma latami doświadczenia łatwo zauważył, że jej uderzenie nie mogły mu zostawić większych śladów, ale były wymierzone w najczulsze i najwrażliwsze miejsca, gdzie nie liczyło się zbytnio, jak mocno się uderzy. Jeden ruch wystarczał, by pozbawić go powietrza lub spowodować silny skurcz, który uniemożliwi mu chodzenie przez chwilę, przy czym jak próbował wyprowadzić uderzenie, ta dziewczyna z łatwością unikała go, jakby walczyła z dzieckiem. Choć tego nie wiedział, ta dziewczyna była wyszkoloną zabójczynią, która przystąpiła do tego turnieju, by się zabawić i teraz pokazywała, na co ją stać. Przy jednym z uderzeń, nieco bardziej się odsłonił mimowolnie i oberwał z kolana prosto w przyrodzenie, a następnie dziewczyna wycofała się zgrabnie, wykonując salta machowe w tył.
- Czyżby bolało kochasiu? - Zapytała kpiąco.
Licznik pechowych ofiar:
8

Budynek Gwardii Miejskiej

36
POST POSTACI
Tanga
Walka z kimś, kto nie wykazywał ku temu chęci, była z reguły ostatnią rzeczą, do jakiej się palił. Gdyby kobieta, zamiast przystąpić do starcia, wolała nadal jedynie uciekać od jednej części ringu do drugiej, najprawdopodobniej zwyczajnie zrezygnowałby z dalszego udziału w pojedynku. Żadna nagroda nie była dla niego warta świeczki, jeśli miał dla niej robić coś, na czego robienie nie miał ochoty. Ponieważ jednak wszystko nabrało ostatecznie tempa, a kolejne, przyjęte na ciało ciosy zdołały nawet zmusić go tu i tam do krzywienia się, jego nastrój znacząco się poprawił. No... Przynajmniej do momentu, gdy nie oberwał między nogi.
Gwałtownie łapiąc pojedynczy, głęboki oddech pełnymi ustami, Tanga chwycił się oburącz za miejsce uderzenia, niezgrabnie uginając pod sobą skierowane kolanami do siebie nogi. TO zdecydowanie nie był typ bólu, który zagrzewał go w boju, mimo że gorąco istotnie rozlało się po jego twarzy już w następnej chwili. Nie było to do końca nowe doświadczenie... Raz oberwał w ten sposób przypadkiem. Kijem. Od brata. Za drugim razem zdaje się, że sprawcą również była dziewczyna. Jedna z wioskowych dziewcząt. Nie pamiętał jej twarzy, szczegółów zdarzenia, ani tego, co powiedział, zanim go kopnęła. Był za to pewny, że posłało go to wtedy do parteru w ułamku sekundy. Teraz był większy i silniejszy, więc oczywiście nie runął prosto na gębę. Co nie przeszkadzało mu zgiąć się w bólu, czując przy tym niepokojącą miękkość w nogach. Nawet oczy zaszły mu łzami!
Wciąż jeszcze się krzywiąc, Tanga na próbę wyprostował się, cofnął dłonie i wykonał dwa kroki przed siebie. Jeszcze pierońsko bolało, kiedy chodził!
Nie odpowiedział na zaczepkę kobiety. Chyba w ogóle jej nie dosłyszał, zbyt zajęty dochodzeniem do siebie. Zignorowanie bólu spowodowanego złamanym nosem, ba, złamaną nogą (!) było z jakiegoś powodu łatwiejsze, niż zignorowanie tego piekielnego kopniaka! Żeby jednak wygrać, jego przeciwniczka musiała zrobić dużo więcej, niż tylko to. Tanga był wołem z wyglądu, ale mułem w upartości. Nic dziwnego, że wbrew całemu dyskomfortowi, raz kolejny wyszedł Neherati naprzeciw. Tym razem obserwował uważniej, szybciej starając się manewrować ciałem, by nie tyle przyjmować na siebie ciosy, co ich chyłkiem w miarę możliwości unikać.
Zaczął dość prosto - od niskiego kopnięcia od boku. Na tyle niskiego, żeby jego przeciwniczka nie mogła go zablokować ani użyć przeciwwagi w kontrataku. Krok do przodu, niski kopniak z prawej, garda, krok do przodu, niski kopniak z lewej, garda... Co, jeśli zdoła przystosować swoją szybkość do jej? Swoje kroki do jej? Jeśli się do nich przyzwyczai, czy będzie w stanie wyczuć moment, w którym zdołałby ją dosięgnąć? Była wymagającą przeciwniczką, ale Tanga kochał wymagających przeciwników! Co nie znaczyło, że ochota na złamanie jej czegoś poszła w niepamięć.
Foighidneach

Budynek Gwardii Miejskiej

37
POST BARDA
To była najdłuższa walka w drugiej rundzie. Tanga próbował ze wszystkich sił trafić zwinną, jak jaszczurką dziewczynę, a ta nie pozwalała siebie dotknąć. Używała ruchów takich, które w zwyczajnej walce nie występują, a jednak były bardzo skuteczne dzięki niewielkim wzroście i szczupłej sylwetce. Ta oczywiście atakowała celnie, niczym wąż, który chciał go ukąsić. Zmęczenie dopadało jednak i jedna i drugą stronę, bo żadna ze stron nie umiała zadać ostatecznego uderzenia. tanga skutecznie bronił się przez niebezpiecznymi, często również zwodniczymi atakami przeciwniczki, a sam miał z wyprowadzeniem kontrataku.
- Poddaję się. - Rzuciła dziewczyna z uśmiechem, oddychając ciężko i zgrabnie przeskoczyło przez ścianę areny. Nie mogło być to zwycięstwo, które go usatysfakcjonuje, a jednak i takie też się przydarzały. Dziewczyna dowiedziała się więcej o nim, niż chciała przyznać. Jeśli tanga zostałby zaatakowany z zaskoczenia, nie miałby większych szans. Precyzja jej uderzeń była wielka.
- Ostatnią walkę wygrywa Tanga z klanu Dwachkarr. Ogłaszamy przerwę. Za ćwierć dzwonu przekażemy informacja, co z kolejną rundą turnieju. - Ogłosił głośno sędzia. W międzyczasie wyszły pewne komplikacje i organizatorzy musieli zdyskwalifikować jednego z zawodników, przez co musiała zostać ułożona nowa drabinka turniejowa. Co do obrażeń Tangi, to czuł nieprzyjemny ucisk w miejscach, gdzie dziewczyna go uderzała. Zwłaszcza w mięśniach. Próbowała wywołać u niego skurcze, które utrudnią mu poruszanie się, acz wytrzymałość tangi była zbyt olbrzymia. A tak to nie miał większych śladów.
Licznik pechowych ofiar:
8

Budynek Gwardii Miejskiej

38
POST POSTACI
Lindirion
Oros nie było miejscem dla tego jednego maga. Inni mogli siedzieć sobie w obozach i znosić upokorzenia, ale mistrz wiedział, że jego czas w Oros dobiegł końca. Poza tym, nogi dawały mu w kość, gdy przestępował ze stopy na stopę, chcąc uniknąć skurczów i bólu! Czuł wokół siebie źródła magii, jednak nie zamierzał poświęcać im uwagi tak długo, jak długo mu nie zagrażały. Bardziej zainteresował go Tanga, który... cóż, przegrał, lecz wygrał. Mag wiedział, że nie było to zwycięstwo, które usatysfakcjonuje jego młodego towarzysza.

Elf zaczął przeciskać się między widzami, by podejść jak najbliżej ringu. Nie zamierzał przekraczać granic, więc jeśli został zatrzymany przez strażników, nie naciskał.

- Tango. - Zawołał chłopaka, gdy znalazł się tak blisko, jak mógł. - Tango, podejdź tu. - Przywołał go gestem dłoni. I choć normalnie postanowiły, że odchodzą, poczuł, że w przypadku Tangi... może to być nieuczciwe. Przecież ponad wszystko, ten młody kochał walkę! - Możemy opuścić miasto każdej chwili, jeśli nie chcesz tu zostać.
Obrazek

Budynek Gwardii Miejskiej

39
POST POSTACI
Tanga
Zakończenie walki ani trochę nie przypominało tego, czego Tanga oczekiwał. Gdy już się wczuł i gdy kobieta wreszcie podeszła do sprawy na poważnie, oczekiwał albo wyjątkowo satysfakcjonującego zwycięstwa, ale porażki, którą mógłby przyjąć z uśmiechem. Zamiast tego, otrzymał wyjątkowo dezorientujące i frustrujące rozwiązanie kłopotliwej i coraz bardziej męczącej wymiany ciosów, jakim było... Zwyczajne poddanie się przez przeciwniczkę.
Oddychając ciężko, zamarł w miejscu niczym zaklęty, pełnymi niedowierzania oczyma spoglądając za porzucającą ring młódką. Skoro miała siłę skakać, jak sarenka przez płotki, to i do walki powinna mieć jej jeszcze dość! Tak nie można! ...Można? Najwyraźniej można, sądząc po słowach sędziego, którego chwilę później spiorunował niemalże nienawistnym wzrokiem.
Czując w ciele ból, który byłby dużo bardziej znośny, gdyby walka została zakończona PRAWIDŁOWO, ze zmarszczonymi brwiami i ustami w podkówkę, Tanga odwrócił się, aby opuścić ring. Wtedy jednak usłyszał znajomy głos, który zmusił go do obejrzenia się. Marszcząc brwi, z ustami w podkówkę, przekręcił się ponownie i podszedł do niezbyt wysokich płotków na spotkanie z elfim magiem. Zrobił to tupiąc! Mocno! Nawet mimo ciągnięcia i spazmów mięśni oraz ścięgien! Cokolwiek, byle dać pokaz swojemu niezadowoleniu. Poddany jednak wyborowi, gdzie również mógłby opuścić zawody... Zawahał się.
- Nie chcę zostawać - przyznał, bo nigdy nie chciał zostawać w żadnym mieście dłużej, niż to konieczne. - Ale chcę skończyć walkę! Nie będę tchórzem, jak tamta baba! Pobiję wszystkich! A potem zjemy coś dobrego! I pójdziemy do miejsca, gdzie ci żywi ale nieżywi wojownicy nie uciekają od walki! Bo nie uciekają, prawda? Nie uciekają??
Foighidneach

Budynek Gwardii Miejskiej

40
POST POSTACI
Lindirion
Tanga był niezadowolony. Nietrudno było to orzec, bo nosił swoje emocje na twarzy jak małe dziecko, które otarło kolana. Był wręcz karykaturalnym odbiciem takiego dziecka, z wyjątkiem faktu, iż był dużo, dużo większy i obity z każdej strony. Lindirion nie zamierzał go żałować przez obrażenia, bo przecież sam się prosił, by je otrzymać. Tanga był też zdenerwowany i to należało uszanować, bo chłopak mógł wyładować złość na każdym, nawet na swoim elfim mentorze.

- Skończ turniej. - Zgodził się z nim Lin. - Po walce, jeśli nastroje będą sprzyjały, możemy odwiedzić moją... matkę. - Zaproponował z wahaniem. Sam nie wiedział, czy chce spotkać starą elfkę. Była mu obca, nie widział jej przez prawie wiek! - I zjeść to, co nam zaoferuje. A później, tak jak mówisz, do nieumarłych wojowników. Nie będą uciekać.

Lindirion już o to zadba.
Obrazek

Budynek Gwardii Miejskiej

41
POST BARDA
Przerwa na odpoczynek została zakończona szybciej, niż można się spodziewać. Orator wszedł na mównice i bardzo głośno zawołał: Uwaga! Miał tym samym za zadanie przyciągnąć spojrzenia wszystkich, którzy oczekiwali na jego słowa. A przecież nie tak daleko było do końca turnieju.

Przez wzgląd, że jeden z uczestników oszukiwał, sędziowie podjęli werdykt! - Miał tak mocny głos, że przekrzykiwał przez wszystkie hałasy. Nie potrzebował żadnego magicznego wspomagania. To jego naturalne zdolności.
- Finalna walka odbędzie się pomiędzy Hadd'em Modolfsson oraz Tangą z klanu Dwachkarr na arenie numer jeden. Proszę o spory doping dla tych mężnych wojowników. - I faktycznie kibice krzyczeli głośno, nie mogąc się doczekać ostatecznej walki, która powinna zaraz nastąpić.
Przeciwnik Tangi był wyjątkowy pod tym względem, że samo spojrzenie oczu mówiło o tym, że ten człowiek to chodzące kłopoty. A to nie jedynie cechy tego człowieka. Wyższy, choć nieznacznie od Lindiriona. Szerwszy w barach od Tangi. Mięśnie łap i nóg niczym konary drzew. Otyły, ale nie wyglądało na to, by przeszkadzało mu to jakoś. Nazwanie go człowiekiem szafą byłoby niedopowiedzeniem. Z atrybutów fizycznych przypominał bardziej orka, niż człowieka.
- No gdzie jesteś?! Choć na wpierdol, bo chce nagrodę! - Odezwał się basowym głosem, chodząc w kółko wewnątrz ringu, uderzając dłońmi op siebie, jakby nie mógł się doczekać, by rozłożyć kolejnego przeciwnika na łopatki. Lin pamiętał, że ten konkretny człowiek jednym uderzeniem pokonywał wcześniejszych oponentów.
Licznik pechowych ofiar:
8

Budynek Gwardii Miejskiej

42
POST POSTACI
Tanga
Dobrze nastrojony słowami maga, Tanga uśmiechnął się wreszcie od ucha do ucha i gorliwie pokiwał głową. Tak! Tak! Tego właśnie potrzebował! Wojowników, którzy nie uciekali i przeciwko którym nie musiał się hamować! Skoro nie umierali, mógł ich bić i łamać, mógł ciąć i rozcinać bez obawy, że zbyt szybko się skończą! Turniej na gołe pięści nie był zły. Nic nie dało się też poradzić również na to, że niektórzy przeciwnicy przyprawią go o frustrację. Największym problemem były w nim ograniczenia oraz odgórne zasady. Tanga nigdy nie radził sobie z nimi zbyt dobrze. Właśnie dlatego zresztą unikał miast.
- Oh - wydał z siebie nagle, spoglądając na elfa, jakby widział go po raz pierwszy w życiu. - Masz matkę?
Nie był pewny dlaczego, ale jakoś nie potrafił sobie tego wyobrazić. Co nie znaczyło, że od razu się nie zaciekawił. Ciekawość ta jednak musiała poczekać na swoją kolej, ponieważ wciąż czekało go kolejne starcie. I to nie mogło zbyt długo czekać.
- Idę zbić kolejnego! - poinformował Lindiriona z nowo odzyskaną werwą, po czym przeskoczył swój ring, szybko rozglądając się za tym, w którym miał odbyć kolejny pojedynek. Nawet jeśli wszystko go bolało, nie zamierzał marnować czasu na kolejnych medyków. Wiadomo wszakże, że ból najlepiej było rozchodzić!

Truchtem dobiegając do miejsca spotkania z nowym przeciwnikiem, bez cienia namysłu przeskoczył płotek, by dopiero wtedy przyjrzeć się stojącej po drugiej stronie osobie.
Hadd'em Modolfsson był prawdopodobnie największym przedstawicielem ludzkiej rasy, jakiego Tanga miał okazję spotkać. Być może on też był adoptowany! Być może był takim samym orkiem jak on? Wyglądał na silnego! I miał brodę prawie jak jego własny ojciec! Tylko kolor się nie zgadzał.
- Tu jestem! - poinformował ochoczo mężczyznę, rozcierając dłonie.
Foighidneach

Budynek Gwardii Miejskiej

43
POST POSTACI
Lindirion
Dobrze było widzieć, że słowa mistrza dobrze działają na Tangę. Chłopak uśmiechał się, wiedział, co czeka go po turnieju, więc pozostawało pozwolić mu zakończyć turniej.

- Mam matkę. - Potwierdził, choć jemu samemu wydało się to niecodzienne. Skądś musiał się wziąć - matka była jedynym wyjaśnieniem. Ale czy tę elfią kobietę wciąż powinien tak nazywać? Zapomniał o niej na zbyt długo. - Nie myśl o tym teraz. Skup się na walce. Powodzenia, Tango.

Lindirion, będący blisko ringu, nie miał ochoty wracać na swoje wcześniejsze miejsce. O ile nikt go nie przepędził, cofnął się ledwie gdzieś pod jakiś filar czy ściankę, na których mógłby złożyć ciężar swojego ciała. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa! Jeszcze trochę i straci w nich władzę, wtedy dopiero narobi problemów!
Obrazek

Budynek Gwardii Miejskiej

44
POST BARDA
Hadd spojrzał na przeciwnika, który pojawił się na ringu, oceniając go. Wyglądał inaczej niż reszta jego przeciwników. Ten przynajmniej miał sylwetkę godną wojownika. Nawet mógł poczuć dreszczyk emocji. Uśmiechnął się, pokazując jednocześnie, że brakowało mu kilku zębów. To nie była jego pierwsza bójka w życiu.
- Może będziesz w stanie wytrzymać pierwsze uderzenie. - Powiedział do niego, co nawet jak na tego człowieka, było komplementem. Tanga nie musiał wiedzieć o tym. Jego przeciwnik rozciągnął mięśnie, pokazując mu jednocześnie, jak bardzo są rozwinięte. Tak, chciał sprowokować tego dzieciaka do tego samego, by pochwalić się swoimi. Tym samym będzie mógł ocenić, jak bardzo wartościowy jest przeciwnik.

Po dłuższej chwili rozległ się głos sędziego, który ogłosił początek walki. Tanga nie musiał czekać, jak w poprzednich walkach na podejście przeciwnika. Ten rzucił się na niego, jakby to on był drapieżnikiem, a on ofiarą. Tu nie było taktycznego podejścia Zulu, czy prowokacji kobiety, czekającej na jego prawy ruch. Hadd pierwszy rzucił się na niego z prędkością, która nie pasowała do jego sylwetki. Można podejrzewał, że będzie ociężały i powolny. Tak jednak nie było.

- Czy nic panu nie jest? - Do Lina podszedł jakiś starszy człowiek, który widział, że elf nie wyglądał najlepiej. Ten nie wyglądał, jakby rasa rozmówcy mu przeszkadzała. Być może z powodu jego wieku było mu to już obojętne. Tak, ktoś w tym mieście zainteresował się nim, chociaż czy może nie było to żadna podpucha? Nie powinna. Od człowieka nie biła żadna magia.
Licznik pechowych ofiar:
8

Budynek Gwardii Miejskiej

45
POST POSTACI
Lin
Przeniesienie ciężaru ciała na filar tylko odrobinę pomogło w ulżeniu zbolałym nogom elfa. Już dawno nie musiał stać przez tak długi czas! Już wędrowanie wydawało się mniej męczące dla stóp... a może to wina niewygodnego łóżka w gospodzie? Może przez to biodra ucierpiały, a teraz mściły się na swoim posiadaczu? Możliwości było wiele. Przynajmniej Tanga zdawał się trafić na kogoś, kto chciał uczciwie walczyć. Lin trzymał za dzieciaka kciuki, choć nie w dosłownym znaczeniu. Elfi magowie nie trzymali kciuków.

Lindirion mógłby długo jeszcze rozważać powód, dla którego jego kulasy bolały, jednak jego cierpienie przerwał ktoś, kto w końcu postanowił się nim zainteresować!

- Muszę usiąść, dobrodzieju. - Poinformował czarodziej mężczyznę. Miał nadzieję, że ten zaprowadzi go gdzieś, gdzie szanowne magiczne cztery litery mogłyby spocząć.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”