Oberża "Pod Halabardą"

16
POST BARDA
Karczmarz popatrzył na Tangę. Dawno nie musiał podnosić głowę do góry, by spojrzeć komuś w oczy. Dawno nie widywał tak wysokiego i szerokiego w barach mężczyzny o buźce prawie jak u dziecka. Ten dysonans poznawczy powodował, że zastanawiał się, czy ktoś taki powinien nawet pić. Zwłaszcza po tym, co słyszał. Użyte przez niego słownictwo również przypominało kilkulatka. Zdanie były stworzenie w tak prosty sposób, że idealnie nadawałby się na niańkę. Szybko by doszedł z dzieciakami do porozumienia. Nie mniej, był to klient, którego nie powinien oceniać ani po sporych walorach fizycznych, czy też znacznie gorszych mentalnych.
- Dobry wieczór. - Przywitał się kulturalnie mimo tego, że wcześniej tego nie usłyszał, acz przecież nie mogło być tak, że zachowuje się, jak gbur. Pewne podstawy musiałaby być, nawet jak klient nie był do końca kontaktowy? Dopóki mu tu burd nie robił.
- Proszę zaczekać, zaraz spojrzę, jaki mamy wolny. - I obrócił się, otwierając szafkę, gdzie oczywiście miał wszystkie klucze do pokojów. Jeśli tanga patrzył, widział, że ostał się jeden. Karczmarz Odwrócił się do niego.
- Ostał się nam ostatni pokój dla... - I tu zrobił pauzę, jakby dopierał słowa - ...klienteli o wymagających i wyrafinowanych potrzebach. Czy taki będzie dobry? - Zapytał, spoglądając BARDZO uważnie na niego. Oczywiście to była ledwie pierwsza część zamówienia, gdyż teraz była ta o wiele gorsza. W końcu Tanga zamawiał, to musiał wybierać.
- Co do strawy to na ten moment mamy do wyboru Keroński połuszczyk z dodatkami. Jeśli to by nie pasowało, to jest jeszcze do wyboru Archipeladzka potrawka Mlento lub Cztery smaki z północy. W przypadku napitku mogę oferować wyśmienite krasnoludzkie "Ale", Ciemną noc z Południa, dwójniak prosto z najlepszych uli niziołków. Z mocniejszego składu ostało się jeszcze Bursztyn leśny oraz Archipeladzki Rum. Mamy także Krwistą Callisto. Czerwone, wytrawne wino oraz Srebrną damę. Półsłodkie białe wino. Co takiego podać? - Tanga został właśnie "zalany" sporą ilością informacji, skąd musiał wybrać, co chciał dla siebie i swego elfiego towarzysza. Trafił do miasta czarodziejów, więc ci mieli zdecydowanie bardziej wybredny smak, niż można spotkać w takim Ujściu, gdzie byle potrawkę z królika, można uznać za rarytas. A przynajmniej dla trzech czwartych przybytków w tym mieście.

Elf mógł zobaczyć, jak jeden stolik się zwalnia, ale odchodzący ludzie po sobie nie sprzątali. Zostali syf po kuflach oraz talerzach, jakby mieszkali w chlewie. Karczmarz zawołał pomocnika. Piętnastoletniego chłopca, któremu pokazał stolik i kazał mu go posprzątać. Ten ruszył, by wykonać polecenie i posprzątać, aby mogli kolejni goście przy nim usiąść.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

17
POST POSTACI
Lindirion
Lindirion nie miał pojęcia, że brzmiał jak matka Tangi - nigdy kobiety nie spotkał i nie miał porównania. Ale czy takich słów nie używałaby każda osoba, która miała w głowie choć odrobinę oleju? W zetknięciu z Tangą cisnęły się na usta te same słowa. Czy to więc wina Lindiriona, matki, a może właśnie samego Tangi?

Mistrz nie miał czasu i siły na dyskusje. Jego goblinia gosposia miała rację - niech ją bogowie w śmierci uchowają - nie powinien się denerwować. Nie powinien przejmować się sprawami, które są poniżej jego mistrzowskiej godności. Z drugiej strony, gosposia mówiła też, że powinien więcej jeść, a Lin w ogóle nie miał apetytu. Nie miało znaczenia to, jaki pokój był wolny, ani to, co było do jedzenia! Nazw oberżysta wymienił tyle, że nawet biedny elf w pewnym momencie wyłączył się, nie słuchając do końca. To Tanga był głodny, Tanga coś sobie wybierze.

Mag nie skupiał się na sali. Stoliki mogły być oblegane bądź nie, brudne, czyste, zawalone naczyniami, jak dla niego, mógłby tam być nawet rozłożony trup. Przecież i tak nie zamierzał jeść.

- Pospiesz się. - Popędził Tangę, stojąc przy jego boku jak wierny pies.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

18
POST POSTACI
Tanga
- Bardzo dobry! - zgodził się z uśmiechem, chętnie kiwając przy tym głową.
Co prawda nie dla wszystkich, jeśli tylko spojrzeć na tyczkowatego spiczastoucha gdzieś dalej za nim, ale jego zły nastrój nie był powodem, dla którego nastrój samego Tangi miałby się skiepścić.
Kiwając się lekko w swoim zniecierpliwieniu w przód i w tył (palce-pięta) i nie spuszczając oka z karczmarza, rzeczywiście dostrzegł, iż ten dysponuje tylko jednym kluczem. Mieli pewnie wielkie szczęście, że na coś się w ogóle załapali, biorąc pod uwagę tłumy, ale jeśli o niego samego chodziło, to równie dobrze mógłby dostać trochę słomy i miejsca w najbliższej oborze. Łóżko niekoniecznie było mu potrzebne do szczęścia.
Tłumaczenie dotyczące pokoju nic mu nie mówiło i było to widać jak na dłoni. Unosząc wyżej jedną brew, zerknął jedynie przez ramię w kierunku Lindiriona. Nadal wyglądał na tak samo nazbdyczonego i niechętnego do współpracy, jak wcześniej, ha!
- Pokój to pokój - zdecydował, wzruszają ramionami i grzebiąc za swoją skromnie wyglądającą saszetką. Ledwie ją jednak odpiął i wystawił na światło pobliskich lamp, a już został zasypany bardzo długim, bardzo skomplikowanym i kompletnie nic niemówiącym mu potokiem słów. Karczmarz nie dotarł nawet do połowy, gdy oczy Tangi zamgliły się.
Racja. Właśnie dlatego nie lubił przyjeżdżać do Oros z ojcem i braćmi. Za każdym razem, gdy kogoś tu o coś pytał, dostawał podobną litanię zamiast prostej, jednolitej odpowiedzi. Mieszkańcy Oros kochali się w komplikowaniu tego, co skomplikowanym wcale być nie musiało! Nic też dziwnego, że tyle razy za gnojka wpadał tutaj w kłopoty!
Słowa oberżysty zamieniły się na pewnym etapie w szum i pisk dla jego biednych uszu. Falę nieustającego, statycznego dźwięku. Dopiero poirytowany głos Lindiriona zdołał wybić go z tego okropnego zastoju.
Potrząsając głową niczym mokry pies, zamrugał kilka razy bardzo szybko w celu pozbycia się nagłej ospałości. O czym w ogóle mówił mu stojący za szynkwasem mężczyzna?
- Wszystkiego po trochu - oznajmił, wyciągając z saszetki jedną z ostatnich, nieskromnych grudek złota, które pewnie mogłyby zapewnić posiłek, napitek i zameldowanie połowie, o ile nie wszystkim obecnym bywalcom.
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

19
POST BARDA
Chłopak skończył uprzątać stół, który mógł być gotowy dla kolejnych gości. Uwijał się przy tym szybko, a czy dokładnie? Z wierzchu wyglądało dobrze, ale kto by się przejmował brudem na podłodze. Z podłogi tu się nie jadło przecież.
- Dobrze. O to klucz. Tym korytarzem pod schodami do końca. Ostatnie drzwi. - Przekazał wiadomość, która była istotna. Choć i tak ten metalowy patyk pasował tylko i wyłącznie do jednego zamka. Nawet jeśli Tanga nie zapamięta, i tak nie otworzy innych pomieszczeń.
Karczmarz uniósł brwi ze zdziwienia, kiedy zobaczył zapłatę, a przecież nie powiedział, ile jest mu mężczyzna winny. Skoro oferował mu TAKĄ zapłatę za posiłek oraz pokój, to nie należało odmawiać.
- Oczywiście, drogi panie. Proszę spocząć przy tym stoliku. - Wskazał na jedyne, wolne miejsce w przybytku. - Niedługo wszystko przygotujemy. - Powiedział i nawet osobiście zaprowadził do stolika. To wręcz królewskie traktowanie, by sam obsługujący robił takie rzeczy.
Po dłuższej chwili do nozdrzy wszystkich w karczmie dotarły wspaniałe zapachy z kuchni, które nawet u najedzonego wzbudziłyby apetyt. Zrobione z najwyższą starannością potrawy, mogły uchodzić za dzieło życia kucharza tego miejsca.
Przyniesiono im trzy potrawy tak, by dwie osoby mogły się najeść. Na sporym talerzu lub misce, a następnie mniejsze, aby mogli sobie brać tyle, ile chcą dania. W komplecie do tego otrzymali cały komplet sztućców. Gdzie tu będą tacy zacni panowie jeść palcami!
Potrawka Mlento.
Spoiler:
Keroński połuszczyk z dodatkami w postaci kilku sosów.
Spoiler:
Cztery smaki podane ze czterema sosami. Każdy zapewniał inne walory smakowe.
Spoiler:
Do tego otrzymali w najlepszych kieliszkach białe oraz czerwone wino. W kuflu Ale oraz miód pitny. W szklance brązowy trunek oraz rum.
- Jeśli panowie będą chcieli dolewkę czegoś, proszę tylko zawołać. - Rzekł karczmarz po podaniu tego wszystkiego i wrócił za szynk.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

20
POST POSTACI
Lindirion
Linidiron bardzo starał się nie patrzeć pod nogi. W gruncie rzeczy, starał się też nie patrzeć na stół, gdy już go przy nim usadzono, w obawie, że znajdzie tam brud, który będzie dla niego ostatnim gwoździem do trumny. Wlepił spojrzenie w zadowolonego z siebie Tangę. Był przyjemniejszym widokiem.

- Mój drogi chłopcze. - Zaczął mag, tonem oficjalnym, ale też zbolałym, jakby w jego boku tkiwł cierń. - W obliczu obecnej sytuacji, jak również wrażeń, które nam dotąd zaserwowano, jestem w pozycji, w której muszę się ukorzyć. Przyjmij moje przeprosiny, Tango. - Linidirion westchnął z głębi piersi, jakby był to ostatni oddech, który weźmie w życiu. - Chciałem pokazać ci piękne miasto, ale to, co zostało, to ledwie zwłoki Oros, którego uroki znałem, rozkładający się korpus metropolii, której prawdziwy obraz zostanie w mojej pamięci. - Smęcił, a gdy przyszło jedzenie, złapał za kieliszek białego wina. Po tym, jak upił łyk, przyjrzał się potrawom.

Nie wyglądały źle, ale nie było to to, co serwowano w Czarce! Dlaczego nie postawiono na typowe oroskie potrawy, a na multikulturalne przysmaki? Cóż, z pewnością sprzedawały się lepiej, gdy w oberży zatrzymywali się podróżni. Po chwili zastanowienia, Linidiron nałożył sobie porcję Czterech Smaków. Nie był głodny, ale wiedział, że powinien jeść. Czekała ich przecież podróż do Fenistei.

- Nie jestem w stanie przywrócić miastu jego świetności. Nie mam mocy, by pokazać ci, co chciałem. - Grobowy nastrój nie opuszczał nekromanty. - Pozostaje nam mieć nadzieję, że jutro wygrasz. To będzie jedna, ostatnia iskierka radości, nim opuszczę to zapomniane przez Sulona miejsce. Na zawsze.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

21
POST POSTACI
Tanga
Odbierając klucz i praktycznie od razu przekazując go elfowi (żeby potem nie było gadania, że zgubił, bo szansa na jego zgubienie zawsze była w jego przypadku spora), Tanga pokiwał energicznie głową do karczmarza. Nie, sam nie wierzył w to, że zdoła zapamiętać drogę. Co nie było problemem, bo zawsze mógł zapytać później. Albo po prostu próbować wciskać klucz w każde drzwi w przybytku, dopóki nie znajdzie właściwych. Robił to już nie raz, a że czasem kończyło się wparowaniem do zwyczajnie niezamkniętych, okupowanych pomieszczeń, to już inna sprawa.
Do stolika trafiłby co prawda sam, ale skoro właściciel był na tyle miły, żeby go tam odprowadzić, nie zamierzał się sprzeciwiać. Błyszczące się przedmioty naprawdę potrafiły zmieniać nastawienia ludzi, huh?
Zajmując miejsce przy stole, chwilę rozglądał się dookoła, usiłując zorientować się, czy wśród zebranych mogą być jacyś inni uczestnicy turnieju, gdy milczący od jakiegoś czasu elf wreszcie przemógł się, by coś do niego powiedzieć.
- ...? - przekręcając głowę do prawego ramienia, Tanga spojrzał na niego pytająco. Nie miał pojęcia, za co przepraszał go Lindirion. Za to, że miasto nie było ładne? Ani ciekawe? Dla Tangi nigdy takie nie było, nawet te x lat wstecz, gdy kolory i ludzie wydawały się świeższe i weselsze.
- Nie szkodzi! Armia martwo-żywych wojowników wystarczy! - odpowiedział entuzjastycznie, podnosząc się nieco ze swojego miejsca, aby móc powąchać wszystkiego, co zostało im przyniesione. Jeśli zachowywał się przez to, jak pies - trudno. - Brzmi ciekawiej niż jakieś miasto! - dodał, zachęcająco przesuwając w stronę Lina oba rodzaje win. Wolał miód! Dawno nie pił miodu! Dawno też nie jadł ryby, więc i od niej postanowił zacząć. Jak się nazywała ta potrawa? Nieważne. Żadnej nie zapamiętał.
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

22
POST BARDA
Jeśli Mistrz Magii postanowił spróbować potrawy, zwanej cztery smaki, mógł zostać zaskoczony. Czy w pozytywnym lub negatywnym sensie? Wszystko zależało od jego kubków smakowych i wspomnień. Odkrył on, że kompozycja smaków, przypomina mu bardzo jedno z dań, które próbował w swej młodości i przychodziło na myśl lokalną kuchnie. Bogactwo, które to czuł w ustach, obudziło te dobre wspomnienia z dawnych dni, gdyż znowu mógł poczuć smak dzieciństwa. Nie pamietał już nazwy potrawy, która towarzyszyła jedzeniu z innej epoki Oros, aczkolwiek smak zdecydowanie jest wyrazisty. A w zależności od sosów, smak zmieniał się bardzo mocno. Raz był ostrzejszy, innym razem słodko-kwaśny, trzeci budował wrażenie, że jego kubki smakowe odkryły całkiem nowe smaki, a przy czwartym... przy czwartym to one były szczęśliwe. Zdecydowanie mógł stwierdzić, że nigdy nic lepszego nie jadł, o ile chciałby to przyznać.

Ryba, którą spróbował Tanga, również posiadało bardzo bogaty i wyrazisty posmak, o ile oczywiście człowiek przykładał uwagę do tego, co i jak smakuje oraz jak bardzo cieszy się tym. Zdecydowanie tak delikatnej i soczystej to chyba nigdy nie próbował, choć kto wie. Delikatna usmażona skórka odchodziła łatwo, ukazując soczyste mięso. Delikatne w smaku, a jednocześnie wykonane tak, że smaku nie szło mu odmówić. I co najlepsze, nie było w niej żadnej ości. Mógł jeść bez oporu, że ukłuje się w ustach. Jeśli używał sosów, smak stał się jeszcze bogatszy, które nawet w prostych słowach ciężko było opisać. Zdecydowanie kucharz postarał się, co mógł stwierdzić.

Barwa czerwonego wina barwa jest ciemna, rubinowa z mahoniowym refleksem. W bukiecie odkryć można aromaty niespotykane w winach młodych. Są to akcenty kawy, eukaliptusa, toffi, cedru, lukrecji i suszonych grzybów. Obok wspomnianych aromatów występuje też cała gama zapachów odmianowych, jak czarna porzeczka, śliwka, jeżyna. Wrażenie jakości podkreśla równowaga między skórzaną cierpkością, finezyjną kwasowością i eleganckim rozgrzewaniem alkoholu.

Białe półsłodkie wino o zapachach przywodzących na myśl świeże zielone owoce. Na podniebieniu jabłkowo-agrestowy posmak fantastycznie współgra z brzoskwiniową słodyczą i delikatną kwasowością.

Miód pitny był umiarkowanie słodki o delikatnym posmaku o lekkiej, brązowej barwie.

W karczmie ruch panował jak zwykle. Goście wychodzili, przychodzili inni i zamawiali głównie trunki. Nie działo się tutaj nic szczególnego. Nie obserwowali także zbyt uważnie otoczenia. Nie musieli, skoro ich jedynym zmartwieniem było tak naprawdę zaspokoić głód oraz pragnienie, jak i pójść spać.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

23
POST POSTACI
Lindirion
Smak potrawy był przyjemnym zaskoczeniem. Choć egzotyczny, w gruncie rzeczy kojarzył mu się... z domem. Z matką, która może nie gotowała, ale zlecała to gosposi. Z ojcem, który nigdy nie miał czasu. Starszą siostrą, zakopaną w książkach tak, jak i on sam... w Czterech Smakach było jednak coś znajomego, coś przyjemnego. Coś, co było obce, a jednak oznaczało Oros.

Wino stało się za to przyjemnym zwieńczeniem dnia. Dobrze było smakować je na języku. Ale nie było lepsze od tego, które serwowano w Czarce - między nutami toffi, lukrecji i jabłka zabrakło smaku nostalgii. Nie dało się ukryć, że szczególnie alkohol poprawił mu nastrój.

- Uważaj na ości, chłopcze. - Lin odezwał się do Tangi tak miękko, że aż sam zdziwił się swoim tonem. Brak zrozumienia na jego twarzy nie zdziwił go szczególnie. Zdążył zauważyć, że orczy wychowanek nie tyle podziela intelekt ze swoimi przybranymi rodzicami, co nawet reprezentuje sobą jeszcze mniej. - Mam nadzieję, że jutro wygrasz i z twoją nową nagrodą będziemy mogli wyruszyć ku Fenistei. Cieszę się, że chcesz ze mną iść. - Przyznał i nawet nic nie zabolało go z nadmiaru emocji. - Jedz, ile możesz.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

24
POST POSTACI
Tanga
Nie posiadając czegoś takiego, jak wysublimowane kubki smakowe, Tanga z całą pewnością nie potrafił docenić potraw w takim samym stopniu, jak to być może robił jego elfi towarzysz. Nie znaczyło to natomiast, że zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, kiedy jadł coś naprawdę smacznego. Dobre jedzenie było wszakże czymś, co do działania motywowało najlepiej! Tym lepsze, im bardziej zjadliwe i SYTE. Z tego też powodu na samej rybce nie miało się jeszcze zakończyć. Posiadanie dużego ciała wiązało się z potrzebą zapewnienia mu dużej ilości energii.
Będąc ni mniej ni więcej w połowie swojego talerza, gwałtownie przerwał jednak konsumpcję, gdy słowa Lindiriona dotarły do niego w pełni. Podnosząc oczy najpierw na niego, później z powrotem na posiłek, zrobił najpierw zaskoczoną, a później niemalże skonsternowaną minę.
- Ta ryba nie ma ości - wypalił, rozgrzebując mięso na boki i mocniej pochylając się nad nim, zaczął przyglądać się mocno przymrużonymi w skupieniu oczami. Gdy skończył inspekcję, ponownie się wyprostował - jeszcze bardziej zaskoczony! - Oh. To dlatego nic nie chrupało!
Tak myślał, że czegoś mu brakowało! Większość rybich kości była dla niego tak samo zjadliwa, co ich mięso. Rzecz jasna, wszystko zależało od gatunku takowej i jej rozmiarów, ale o wiele częściej niż nie zdarzało się, że po prostu zjadał takie w całości, pozbawione wyłącznie wnętrzności mogących kompletnie zepsuć smak przy pieczeniu bądź wędzeniu nad ogniem.
Tanga popił zdrowo miodem i uśmiechnął się szeroko po przełknięciu. Dobre jedzenie. Dobry trunek. I dobre słowa! Mimo wcześniejszego niezadowolenia, naprawdę wystarczyło trochę wina i zacny poczęstunek, żeby elf pochwalił go nawet za coś tak błahego, jak to, że zamierzał towarzyszyć mu do dzikich puszcz. Spędził już na szlaku dostatecznie dużo czasu, by zauważyć, że jego obecność na dłuższą metę nie radowała innych. Nawet jego poprzedni mistrz, którego wciąż wspominał ciepło, bez przerwy zwykł wytykać mu bycie ciężarem lub kłopotem na wiele sposobów. To była miła odmiana.
- Stłukę ilu tylko mogę! Na turnieju i w drodze! - obiecał radośnie, podsuwając sobie potrawkę. - Jestem dobry w eskortowaniu! - wpakował do ust kawałek mięsiwa i warzyw, przemielił, przełknął i spojrzał na Linda pytająco. - Ale jeśli to magiczna nagroda, to czy nie potrzeba maga, żeby móc jej używać?
Tanga nie był magiem. Był wojownikiem. Nie potrzebował niczego, czego nie mógł używać. Nie żeby był to obecnie problem. Jeśli rzeczywiście wygra izgarnie nagrodę, a ta okaże się dla niego nieużyteczna, zawsze mógł ją oddać spiczastouchemu czarodziejowi! O! Racja. RACJA! Walka! Trzeba szybciej skończyć posiłek!
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

25
POST BARDA
Potrawka, pomimo całkowitego innego doboru składników, sposobu wykonaniu i przyprawienia, nie ustępowała w smaku niczym poprzedniej potrawie. Również zrobiono nią tak, by nie można było narzekać na walory smakowe. Delikatne, idealnie upieczone mięsko, odpowiednio dobrane warzywa i wywarem, komponowało się ze sobą wzorowo. Nie kłamstwem byłoby powiedzieć, że jedli jak królowie. Wpływ takiej ilości monet był znaczny.
To, co było w tym daniu najważniejsze to sytość. Zdecydowanie przewyższała to, co zdarzała mu się jeść po drodze. Kilka kęsów tej strawy dawało taki sam efekt jak pełna porcja na szlaku. Oczywiście niby nie można porównywać czegoś przyrządzonego nad ogniskiem, a w profesjonalnej kuchni, aczkolwiek różnica była ogromna. Takie porównanie idealnie pasowało. Oczywiście, o ile się zastanawiał nad tym.

Ludzie nie słuchali ich rozmowy, może to i lepiej, bo tanga nieopatrznie mógł sprowadzić na nich kłopoty. Ich rozmowę przerwał młody chłopak, pomocnik karczmarza, którzy wcześniej sprzątał stolik dla nich. To elf go widział wcześniej, jak człowiek organizował dla nich wikt i stancje.
- Przepraszam bardzo panów. - Powiedział niskim, lekko drżącym głosem. W jego głosie było słychać strach. Bał się im przerywać, jakby spodziewał się za to jakieś kary.
- Jeden z gości poprosił, bym to panom przekazał. - I położył coś na stole.
Spoiler:
Na początku nie wydawało się dla nich to znajome, aczkolwiek Lindirion powoli, przyglądając się temu, przypomniał sobie coś sprzed prawie dwóch stuleci. Wtedy też jego siostra, głównie mol książkowy, pokazała mu, co nauczyła się robić. Było właśnie to, co widział położone na stole. Nieco później kolejne wspomnienia się budziły i przypominał sobie, że od tego momentu, jego siostra częściej robiła to i doszła do perfekcji. To, co stworzyło, miało przedstawiać żurawia. Ptaka, który z jakiegoś powodu jej się spodobał i stał się jej symbolem.
Tylko, czy jego wspomnienia, które zostały wybudzone, mogły spowodować zniekształcony odbiór tego, co widział przed sobą? Może to znaczyło coś innego?
- W czymś jeszcze mogę pomóc panom? Jeśli nie, to nie będę przeszkadzał. - Powiedział to bardzo szybko, nadal tym samym głosem i powoli się obracał, chcąc odejść i wrócić na zaplecze, gdzie miał swoje zadanie, niezbyt warte uwagi kogokolwiek w tym przybytku.
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

26
POST POSTACI
Lindirion często był przekonany o swojej racji, choć prawdziwy problem leżał w tym, że wychodził z błędnych założeń. Tak było również tym razem: sądził, iż Tanga musi dużo jeść, ponieważ był ledwie dorastającym chłopcem. Twarz mogła zmylić, ale jak wyjaśnić pomyłkę, gdy Tanga był równie wysoki, co elf, ale trzy razy szerszy?

- Chłopcze, nie powinieneś jeść ości. - Pouczał tonem, jakby tłumaczył zawiłości ezoteryczne, a nie wyjaśniał podstawowe zasady jedzenia. - Nie są dla ciebie zdrowe. Tym lepiej, że ich nie ma. - Dodał.

Tanga nie był taki zły. Niemądry, ale silny, w gruncie rzeczy szczery i przyjazny, stanowił dobre towarzystwo nawet wtedy, gdy nie chciał słuchać lekcji Mistrza. Wystarczyło jednak dobre słowo, by buzia rozjaśniła się w radości. Dobrze reagował na marchewkę.

- Liczę na ciebie, przyjacielu. - Lin skinął głową. - Pomogę Ci, jeśli będziesz miał problem w zrozumieniu nagrody. Artefakty nie są moją ekspertyzą, jednak jestem przekonany, że wspólnie uda nam się rozważyć prawdopodobne jego zastosowania.

Lin upił z kieliszka. Starczyło mu wino, nie musiał już dojadać. Zresztą, dobrze patrzyło się na Tangę, który pochłaniał jedzenie z taką mocą. Przerwał im karczemny chłopak i Lin już zamierzał go odesłać, gdy w ręce trafił zwitek papieru. Figurka początkowo go zdziwiła, dopiero po chwili w głowie pojawiło się dawne wspomnienie. Siostra i jej sztuka składania zwierzątek, a dokładniej, żurawi.

Lindirion reagował szybko. Chciał złapać chłopca za ramię, powstrzymując go przed ucieczką na zaplecze.

- Stój. - Nakazał. - Kto ci to dał?

Mistrz starał się dyskretnie rozejrzeć po przybytku w poszukiwaniu Renatii. Jeśli jej nie znalazł, a chłopak nie dał żadnych ważnych informacji, Lin postanowił rozwinąć kartkę w poszukiwaniu ukrytej wiadomości.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

27
POST POSTACI
Tanga
Przemieliwszy porządnie spory kęs gulaszowej potrawy, Tanga wydał z siebie pomruk ni to zgody, ni to powątpiewania.
- Jeśli dobrze pogryźć, nic się nie wbija -zwrócił uwagę, jakże mądrze.
To prawda, że za dziecka kilka razy zdarzyło mu się przez zbyt szybkie jedzenie wbić jakąś w dziąsło lub podniebienie, ale nie było to nic, co skończyłoby się dla niego gorzej, niż zlecenie z tego, czy innego drzewa przy nieostrożnej wspinaczce. Inna sprawa, że zwyczajnie miał to szczęście, że żadna nie raczyła utknąć0 mu nigdy w przełyku. Co by nie było, wypadki tego typu nauczyły go przynajmniej zarówno dokładniejszego gryzienia przed połknięciem, jak i oceny drzew i gałęzi, które były, lub które nie były w stanie go utrzymać. Nauka na bolesnych błędach wychodziła mu chyba najlepiej. Nawet matka kazała mu czasem zjeść nie ten liść lub korzonek tylko po to, żeby na podstawie późniejszej męczarni z niestrawnością, pokazać mu, dlaczego powinien nauczyć się zapamiętywać odpowiednie rośliny.
Prostując ramiona i dumnie wypinając klatkę piersiową, Tanga ochoczo pokiwał za to głową, gdy Lindirion nazwał go przyjacielem i zaoferował ewentualną pomoc przy artefakcie. Nawet jeśli większość osób nazywała go w ten sposób, gdy czegoś od niego chciała, nadal było to z nieokreślonego dla niego powodu satysfakcjonujące.

Na chłopca, który ich zaczepił, Tanga spojrzał jedynie przelotem. Jego wzrok z dużo większą ciekawością padł na papierowy twór. Wychyliwszy się w jego stronę, dziabnął go lekko palcem. Wyglądał prawie, jak-...
- Ptak? - zauważył z rozbawieniem, które jednak zaraz przeistoczyło się w pewną podejrzliwość, kiedy Lindirion zaczął okazywać nerwowość. Może i nie był zbyt bystry, ale pewne kwestie wyczuwał bardzo intuicyjnie. - Zły znak? - zapytał, marszcząc brwi.
Foighidneach

Oberża "Pod Halabardą"

28
POST BARDA
Jak tylko złapał chłopaka za ramie, ten podskoczył lekko ze strachu. Obawiał się kary, a takie przecież zachowania dorosłych ludzi nigdy nie oznaczały nic dobrego. Obrócił się, jednocześnie jego całe drżało ze strachu i spoglądając z przerażeniem w oczach, jakby Lin był wielkim i brzydkim potworem z mackami, który chce go zjeść. Nic w tym dziwnego, patrząc na to, że jego chwyt był zdecydowany i mocny, wynikający z sytuacji.
- Eeeee... - To było pierwsze, co wydusił z siebie chłopak, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. Przecież proszono go o dyskretce, ale strach był silniejszy, niż potrzeba dotrzymania słowa.
- Nooo...taka... osoba. - tak, chłopiec przez chowania Lina zwyczajnie nie wiedział, jak to powiedzieć i dlatego robił to wyjątkowo wolno. W tym samym czasie elf, który dyskretnie rozglądał się w karczmie, widział, jak goście wychodzą i wchodzą. Część towarzystwa pijana i słaniająca się na nogach, nie wyglądała na podejrzenia. Jedna kobieta, przeciętnego wzrostu, jak na człowieka, ubrana w strój podróżny, pasujący do jeźdźca, opuściła przybytek. Nie zasłaniała twarzy kapturem, a elf widział jej czarne, długie do barków włosy. Inna, nieco wyższa, ale słaniająca się na nogach w prostej sukni, opuszczała także to miejsce z innym mężczyzna w nie lepszym stanie. Ta miała złote włosy zawinięte w ciasny kok z tyłu głowy. Nie zauważył tu żeńskiej przedstawicielki swej rasy.
- Taka...ładna... pani. - Mówił drżącym głosem. - O takich ładnych, prostych, czarnych włosach, zielonych oczach, przyjaznym uśmiechu i miłym głosie. Biała na sobie brązową tunikę, podobna do tych, jaką ma stajenny. Brązowe spodnie, czarne buty i płaszcz podróżny. Nic więcej nie wiem. - Pisnął, jak mała dziewczynka. Ten opis pasował tylko do jednej osoby, która opuściła ten przybytek. W żadnym razie nie pasował do opisu jej siostry.
- Mogę już iść? - Zapytał błagalnie, jakby bał się, że elf zrobi mu krzywdę. Popatrzył na Tangę, jakby szukał u niego desperacko ratunku przed tym złym mężczyzna, który na pewno chce mu zrobić krzywdę. Jego oczy wręcz wołały: Pomocy!
Licznik pechowych ofiar:
8

Oberża "Pod Halabardą"

29
POST POSTACI
Lindirion
Nie chciał już dyskutować na temat tego, co Tanga uważał za bezpieczne i normalne, bo choćby tłumaczył to Mistrzowi i sto lat, nie przekonałby go, że dostateczne pogryzienie ości zapobiegłoby wbiciu tychże w podniebienie lub też przełyk. Teraz Lindirion miał ważniejszy problem na głowie, który objawił się w wersji papierowego, jak Tanga zauważył, ptaka. Choć może wcale nie był to problem? Z siostrą Mistrz nie widział się ponad wiek. Nie mógł mieć pewności, że wciąż jest tą samą osobą. Czy zmieniła się wraz z Oros?

- Niekoniecznie. - Odpowiedział Tandze, niczego nie robiąc sobie ze strachu parobka, który miał nieszczęście być kurierem. Nawet nie zaszczycił go spojrzeniem, skupiając się na prawie-orczym towarzyszu. - Słyszałeś opis, chłopcze. Czy byłbyś tak miły i znalazł osobę, którą opisano? Powiedz, że przychodzisz ode mnie. Od Mistrza Lindiriona. - Uściślił, wiedząc, że Tanga mógł już zapomnieć, z kim podróżuje.

Nie puścił ramienia chłopaka od razu. Poluźnił nieco uścisk, tylko po to, by drugą ręką wyłowić z torby monetę, jedną z tych, którą dostali od przywódcy karawany, a którą wręczył wystraszonemu. Dopiero wtedy go puścił.

- Ty też. Ty też spróbuj ją sprowadzić. - Rozkazał, tylko na moment przenosząc na niego jasne spojrzenie. Lata nauczyły go, że pieniędzmi osiągnie wiele.
Obrazek

Oberża "Pod Halabardą"

30
POST POSTACI
Tanga
Jakkolwiek niekonkretna była odpowiedź Mistrza, wystarczyła w zupełności, żeby na nowo wygładzić twarz Tangi. Zamiast jednak wrócić do posiłku, chwycił papierowe zwierzątko za długi ogon, próbując przez chwilę odgadnąć, jakim ptakiem mogło być. W każdym razie próbował dopóty, dopóki nie zrozumiał, że kolejne słowa również były skierowane w jego stronę.
- Ja? Czemu? Nie może przyjść tutaj sama? - zapytał, nie do końca zainteresowany wizją opuszczenia stołu. Miał przecież zjeść i iść spać, żeby obudzić się z samego rana. - To ważne? - dopytał, bawiąc się bezwiednie papierowym żurawiem w palcach.
To nie tak, że nie mógł iść i poszukać, oczywiście. Nie był jeszcze śpiący, a elfi mężczyzna bądź co bądź obiecał mu pomóc, w razie gdyby artefakt (o ile go wygra) wymagał jego wiedzy w obsłudze. A gdyby tak nauczył go, jak te całe rękawice... Podpalać? Potrafił przecież podpalać sobie dłoń, nie wyrządzając przy tym skórze żadnej krzywdy! Płonące rękawice brzmiały, jak coś rewelacyjnego do walki! Czy z glewią również dałoby się to zrobić? Płonąca, ale niespalająca się glewia?
Foighidneach

Wróć do „Oros”