Zakład krawiecki Izzidira

1
Kamienica w której mieścił się zakład krawiecki Izzidira była jedna z lepszych w tej okolicy. Przez ostatni czas jej właścicielowi, jak i wynajmującym ją lokatorom powodziło się całkiem dobrze. Było to widać w zadbanych murach, czy czystych i błyszczących szyldach. Okolica pełna była bogatych sąsiadów, dlatego też straż patrolowała uliczki, wyłapując podejrzanie wyglądających osobników, czy też przeganiając dzieci ulicy i co bardziej śmierdzących żebraków.

Sam zakład karwiecki składał się z kilku pomieszczeń. Tak samo jak dzielnica w której się znajdował, nie był przeznaczony dla większości ludzi żyjących w mieście. Za cenę jednego kompletu ubrań wychodzących spod palców Izzidira duża rodzina mogłaby przeżyć co najmniej miesiąc. Dla klientów przeznaczone były, aż dwa pokoje. Tuż za drzwiami wejściowymi znajduje się pierwsze pomieszczenie w, której sam mistrz lub jego pomocnicy witają klientów, można w nim spokojnie podziwiać niektóre kreacje, gotowe już do przymierzenia i kupienia. Drugie pomieszczenie jest wypełnione najróżniejszymi materiałami we wszystkich kolorach natury. Przed wyższym niż człowiek lustrem stoi solidnie stołek.





Cierpliwość Rotherna musiała być wielka niczym ocean, skoro jeszcze nie wybuchnął. Co prawda gdy pożyczał ubranie od karczmarki spodziewał się narzekań, ale nie przez całą drogę. Były one czyste, nawet nie miały śladów wytarcia, czy innego rodzaju zużycia. Dodatkowo ci podejrzliwi strażnicy, kilka razy chcieli zawrócić Onniel i tylko dobitne stwierdzenie handlarza, że wie gdzie i po co idzie, oraz zadzwonienie sakiewką trzymaną cały czas w ręku, powodowało że odpuszczali, czasem od razu, czasem z ociąganiem, lub marudzeniem jakby mieli nadzieję na to, że jakaś moneta ze skórzanego woreczka wypadnie.

-Tu wchodzimy- powiedział do dziewczyny, po czym otworzył drzwi i popychając ją lekko do przodu wszedł za nią do pomieszczenia.
Wiedział doskonale, że jego towarzyszka nie wygląda najlepiej, sam zresztą nie miał na sobie ubrania typowego bywalca tego przybytku, musiał więc działać szybko.

-Biegiem po twego mistrza- rzucił władczo do jakiegoś parobka czyszczącego teraz podłogę. Po czym nonszalancko ściągnął z Onniel płaszcz i zawołał do jakiegoś pomocnika wychylającego głowę zza drzwi. –Weź to- podał mu płaszcz idąc dalej pewnym siebie krokiem. Jego nerwowość nic nie zdradzało, może nie licząc ściśnięcia dłoni Onniel, którą prowadził za sobą.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

2
Rothern zaciągnął Onniel do pokoju wypełnionego przeróżnymi, zachwycającymi tkaninami. Jeden z młodzieńców starając się jak najmniej dotykać materiału, zdjął ubranie dziewczyny, po czym postawił ją na stołku i zaczął mierzyć. Na twarzy młodego mężczyzny malowało się zaskoczenie, prawdopodobnie spowodowane jej nazbyt kruchą sylwetką. Ostatnimi czasy, kiedy trafiła w ręce Rotherna, nieco trudniej było doszukać się szlachetności w jej wiecznie rozwianych acz długich włosach. Jej lico niezwykle piękne promieniowało jednak dumną. Filigranowa, delikatna postać i krok pełen dziewczęcego wdzięku, gracji, sprawiał iż trudno nie było zatrzymać się i zwiesić wzroku na jej postaci, tak innej, tak niecodziennej. Była niczym świeży powiew wiatru.
Onniel spojrzała w twarz młodzieńca i zaśmiała się. Brzmiała niczym tysiące radosnych dzwoneczków zawieszonych w pomieszczaniu, w którym się znajdowali. Młody mężczyzna oblał się pąsem co jeszcze bardziej ją rozbawiło.- Młodzi mężczyźni są tacy zabawni i głupi - Powiedziała unosząc delikatnie kąciki ust, po czym spojrzała w lustro. Zdecydowanie przydałby się jej spinki do włosów, nowa szczotka i esencja z jaśminu. Jej długie, czarne włosy były nieco zaniedbane, zaczęły się niesfornie plątać, wymagały też zebrania kilku kosmyków z twarzy i upięcia ich z tyłu głowy. Onniel powolnym ruchem skierowała twarz w stronę Rotherna - Zanim uszyją dla mnie odpowiednią suknię i płaszcz, będę chodzić w samych pantalonach? - Zapytała po czym dodała spoglądając w lustro - Przydałby mi się jeszcze takie połączone z koszulką, ozdobione koronką i coś do spania.

Re: Zakład krawiecki Izzidira

3
Handlarz oceniał bardziej krytycznym wzrokiem materiały w zakładzie krawieckim. Wszystko było wysokiej jakości.

-Witajcie- powiedział wymuskany mężczyzna w wieku podobnym do Rotherna. Jego sposób chodzenia, duma z jaką się przywitał, oraz oceniający wzrok dawał do zrozumienia, że ma się do czynienia z kimś ważnym. Handlarz nie przeliczył się zakładając, że to mistrzowi krawieckiemu nie w smak będzie obsługiwać kogoś tak ubranego jak Rothern, jednak z zadowoleniem przyjął, że Izzidir przełknął swoją dumę na widok sakiewki. Wszelakie wątpliwości uleciały z niego gdy dostrzegł Onniel stojącą na stołku i wodzącą oczami po zebranych materiałach. Rothern nie wiedział co się w tej głowie krawca działo, ale chyba nie myląc się zbytnio, przyjął szlachetne pochodzenie dziewczyny.
-Witaj panienko- powiedział już usłużniej Krawiec, dodając od razu –mistrz Izzidir na twe usługi- na tym się jednak nie skończyło –Suknia balowa, ogrodowa, na konia? Z jakiego materiału?- w ciągu tych pytań zbliżył się mocno do dziewczyny aby pochylić się w lekkim ukłonie. Chwycił drobniutką dłoń Onniel. Jego pomocnicy szybko odstąpili od dziewczyny, utrudniając postronnemu dostęp do niej, oraz zapewniając w pewien sposób intymność tej dwójce. W Rothernie zaś zważało. Lata spędzone na handlu, gdzie trzymanie swoich uczuć na wodzy było dosłownie na wagę złota, pozwoliło nie wyjść uczuciom na wierzch. Mimo to zadziałał. Odsunął na bok pracowników zakład, aby zbliżyć się do Onniel.

-Zrobię wszystko co panienka sobie zażyczy- powiedział mistrz zbliżając swoje usta do alabastrowej skóry dłoni dziewczyny. Nie dane mu było pocałować jej –Żono moja, powiedz czego sobie życzysz- twardy głos Rotherna ostudził zapały mężczyzny, zaś handlarz nawet nie myśląc zrobił krok, zasłaniając lekko „żonę” aby stanąć twarzą w twarz z konkurentem.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

4
Kiedy do pomieszczenia wszedł mistrz, Onniel zagryzając wargę, powstrzymała się od parsknięcia śmiechem. Wyglądał jak paw. Jego idealne uczesanie lśniło z daleka swym przesadyzmem. Odziany był w odważne barwy, które raniły estetykę dziewczyny.
Zbliżył się i ujął jej drobniutką dłoń na co ona zareagowała chochliczym uśmiechem. Wiadomo było iż gestem tym witał niemalże każdą bogatą pannę. Onniel spojrzała w twarz mistrza i powiedziała zanim nachylił swe wargi do jej skóry - Cóż za wyszukane powitanie... Zapewne wyszedł mistrz z wprawy - uśmiechnęła się szerzej widząc reakcję Rotherna. - To takie zabawne. Wiadomo już że nawet skała ulega emocjom pod wpływem gracji, wdzięku i filigranowego polotu. Żono? - Zaśmiała się Onniel tak głośno że słychać ją było w całym budynku, po czym skierowała twarz w stronę krawca. - Chcę suknie tak filigranową, tak ulotnie piękną jak pajęczyny okraszone rosą o poranku. Rozkloszowaną, lnianą do kostek, pozbawioną gorsetu, usianą tysiącem mieniących się paciorków, niczym rosą. Przylegające, eteryczne rękawy mają kończyć się tuż za łokciem, wykonaj je dla mnie z przeźroczystych materiałów. Chcę delikatny, przeźroczysty kołnierzyk niczym płatki magnolii, którego krawędzie udekorowane zostaną kryształkami na kształt maleńkich niezapominajek, emanujących opalizującym blaskiem. Całość ulotna, przypomina igraszki światła. Wykonaj dla mnie również błękitny płaszcz, z naszytymi białymi kwiatami w kształcie gwiazdek, migoczącymi białym ogniem, których krawędzie ozdobione będą kryształkami. Użyj jedwabiu i jego pochodnych.
Kwiaty zaś z beli różnorakich, lśniących materiałów.

Re: Zakład krawiecki Izzidira

5
Handlarz tylko zacisnął zęby. Wiele lat spędził nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca. Przeżył wiele czegoś, co ludzie zwykli nazywać przygodami. Wszystkie one nauczyły go, że gdy nie ma przesadnej potrzeby by strojnie się ubierać, to nie należy tego robić. Rothern lubił swoje wygodne i mocne ubrania. Nie zawiodły go nigdy.

-Mistrzu, czy dasz radę?- zapytał wciąż opanowanym tonem handlarz. Jednak jego kłębiące się pod maską spokoju i opanowania uczucia, skierowały się na Onniel. Chciała by jej kupił ubrania, by znowu stracił szansę na zarobek. Będąc na razie obciążeniem jedynie wymagała, a gdy tylko zapewnił jej szansę na danie czegoś od siebie, to nie tylko zawiodła, co wręcz niczym zdrajca wbiła mu nóż w plecy. Na coś takiego Rothern nie może sobie pozwolić. Nad dziewczyną zawisła wizja kary, o czym sama pewnie nie wiedziała. Choć ręka, którą handlarz położył na jej ramieniu w ochronnym geście, to dłoń zacisnęła się zbyt mocno jak na delikatny gest.


Po wielu zapewnieniach krawca, zachwycającego się Onniel, jej wyglądem i wizją i obsypaniu jej równie wieloma pustymi komplementami, Rothern wyjął z zawiniątka starą suknię dziewczyny, jej płaszcz z futra białych gronostai i równie wysokiej jakości szalu z futra lisa. –Chcę dodatkowo to sprzedać. Może sama suknia nie wpłynęła tak na krawca, lecz handlarz doskonale widział jak wręcz zaświeciły się oczy mężczyzny. Rothern doszedł wręcz do wniosku, że handlarzowi, lub jego pomocnikom w głowach wręcz zaczęły roić się myśli o księżniczkach, lub bogatych szlachciankach, które wyruszyły długą zimą w podróż wraz ze swym rycerzem i przeszkody na jakie natrafiła ta dwójka spowodowały całkowitą zmianę planów, przez którą trafili do tego właśnie zakładu w Oros. Możliwe nawet, że w ciągu dnia, lub dwóch pojawi się właśnie podobna plotka.

- sześćdziesiąt gryfów- twardy głos Rotherna ostudził zapał mistrza –oraz uszyjesz to co moja żona zażyczyła- dodał zanim krawiec zabrał głos.
-uszyję na jutro i dopłacisz tylko dziesięć gryfów- odpowiedział krawiec głosem typowego handlarza, widać było, że nie jeden raz musiał się targować o cenę.
-Uszyjesz na jutrzejszy poranek i dorzucisz do mojej sakiewki 50 gryfów- podbił Rothern swoją ofertę –albo zapłacę za suknię i pójdę do konkurencji sprzedać to ubranie- mała groźba typowa dla handlarzy, była czymś normalnym, lecz uznawana za trochę w złym guście, jednak krawiec nie był handlarzem, wobec niego takie zasady nie zobowiązywały.
-czterdzieści i ubranie będzie gotowe na jutrzejsze śniadanie- odparł mistrz krawiecki lekko złamanym głosem. Bardzo chciał to futro.
-Umowa stoi- zgodził się Rothern wyciągając dłoń i ponawiając uzgodnioną ofertę z małą zmianą –ubrania uszyte na jutrzejszy poranek, czterdzieści gryfów do mojej sakiewki i moja towarzyszka wybiera teraz jedna z najprostszych sukienek, aby nie musiała wracać i cały dzień spędzać w tych łachmanach.
Krawiec uścisnął dłoń z uśmiechem i dodał –Dla panienki zgodzę się na to- widocznie nadal nie zaakceptował statusu Onniel jako żony Rotherna.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

6
Onniel widziała napięcie w oczach Rotherna. Kiedy mężczyzna dotknął jej ramienia był pewna iż w przelewa się w nim gorąc. Milczała uważnie wsłuchując się w rozmowę. Skała wzburzyła się. Dziewczyna zaczęła dostrzegać iż zaczęła przekraczać twardą barierę jaką się osłaniał. Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy łzy przecięły jej policzki. Mimo chłodu, wali jaką stoczyli ze sobą, czuła się przy nim bezpieczna. Z pewnością Rothern czuł do niej więcej niż własny ojciec. Widziała że nie jest w stanie postępować wobec niej obojętnie, wiedziała iż nie skrzywdziłby jej nawet, jeśli miałby zyskać na tym dwukrotnie. Może się łudziła? Lecz nawet jeśli to senne marzenia, chciała aby były jawą. Onniel spojrzała ponownie w stronę Rotherna i pojęła jak bardzo dobry i łaskawy okazał się dla niej. Doświadczyła z nim tego, czego nie doświadczyła z nikim innym. Nawet ojciec nie przejmował się nią w zupełności, i w zagrożeniu nie kiwnąłby nawet palcem, a może i by się jej zrzekł, byleby obronić siebie. Był tchórzem. Parszywym w sercu. Dziewczyna zaś, zagubionym, samotnym jagnięciem, które potrzebowało opieki i miłości. Małym, nieporadnym stworzeniem, w wielkim świecie.
Onniel rozejrzała się. Wokół tyle pawich kreacji. Niesmacznych. W końcu jednak dziewczyna dostrzegła prostą, delikatną suknię z liliowej tkaniny, ozdobioną wokół dekoltu prawie niezauważalnymi, migoczącymi paciorkami.Suknia sznurowana była z tyłu atłasową tasiemką. Białe rękawy marszczone i związywane.
Dziewczyna spojrzała na mężczyzn i kiwnęła głową porozumiewawczą.

Re: Zakład krawiecki Izzidira

7
Czterdzieści srebrnych gryfów więcej zadowalało Rotherna, dodatkowo krótkie targowanie podziałało uspakajająco. Mimo to wciąż czuł wściekłość na swoją towarzyszkę. Skoro ma z nim podróżować, ma z nim trwać, to musi nauczyć się, aby nie podkopywać autorytetu handlarza. Ogólnie cała ta sytuacja doprowadziła do pojawienia się pomysłu, które niczym obiecujące ziarno, padł na urodzajną glebę jakim był umysł mężczyzny.

Bystre oczy Rotherna obserwowały krawca podczas liczenia monet. Pierwszy, drugi, trzeci gryf i tak do czterdziestu. Handlarzowi nie chciało się jeszcze raz podliczać pieniędzy, a w rozpoznawanie ich ilości po ciężarze sakiewki, już na początku swojej pracy w tym fachu włożył między legendy. Oczywiście sam także często udawał tak dobrego kupca, lecz tylko wtedy, gdy sam wcześniej wiedział ile monet wylądowało w skórzanym woreczku.

-Ubieraj się- powiedział do Onniel po czym od razu dodał –wrócimy tu jutro rano- jego głos był aprobujący. Poznał już na tyle gust dziewczyny, że cokolwiek by nie wybrała, nie będzie to jakoś szczególnie gryźć w oczy mężczyznę.
Miał nadzieje, że nie będzie musiał długo czekać na swoją towarzyszkę.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

8
Gdy tylko Rothern i Onniel wyszli, mistrz Izzidir pogonił swoich uczniów. Był prawdziwym fachowcem, ci którzy uczyli się od niego fachu mieli, naprawdę duże szanse, by zostać mistrzem krawiectwa i żyć w miarę spokojnie na całkiem wysokim poziomie. Oczywiście przyjęcie na ucznia kosztowało nie mało, lecz taka inwestycja, przy pracowitym dziecku, zdecydowanie mogła się opłacić. Jednak sam mistrz nie robił sobie dużo z starań rodziców, czy też samych uczniów. Najważniejsze było zamówienie, klient, oraz to jak dużo materiału się oszczędzi.
Zamówienie Onniel nie było tak wymagające na jakie mogłoby się wydawać. Jednak termin kolejnego dnia spowodował, że Izzidir zamknął swój zakład w późnych godzinach nocnych, mimo to był zadowolony z swojego dzieła.


Nastał kolejny dzień od momentu, gdy handlarz z dziewczyną wyszedł z zakładu.
-Przyszliśmy odebrać zamówienie- Rothern skierował swoje słowa do pierwszego chłopaka jakiego spotkał tuż po wejściu do budynku. Wiedział, że chłopak doskonale wiedział z kim ma do czynienia i po co ta dwójka przyszła. Nawet jeśli dzień wcześniej nie spotkał ich osobiście, zamieszanie jakie zrobiła, krucha szlachetnie urodzona dziewczynka, oraz jej „ochroniarz” za którego brali prawdopodobnie Rotherna.
-Och, witajcie- przywitał zadowolonym tonem krawiec, który wyszedł naprzeciw klientom. Już od swojego mistrza dowiedział się, że najważniejsze jest jakie pozostawi się wrażenie po sobie.
-Moja pani- zwrócił się do Onniel –twoja suknia jest gotowa, zechcesz ją tutaj ubrać, czy wolisz zrobić to w zaciszu swojego domostwa- zapytał.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

9
- Chcę włożyć ją tutaj. - Po wypowiedzianych słowach dziewczyny, Mistrz z uśmiechem na twarzy zaprosił ją do drugiego pomieszczenia, wskazując pięknie wyszywany parawan. Onniel ujęła suknię i pelerynę, po czym udała się we wskazane miejsce.
Skończyła się przebierać. Liliową sukienkę podała Rothernowi. Mistrz był zachwycony, wpatrywał się w swoje arcydzieło z dumną i szerokim uśmiechem, po czym podszedł do dziewczyny i powiedział - Wygląda panienka zjawiskowo. Niczym łania, pełna gracji. Delikatna jak płatki kwiatów. Panienka jest bóstwem. - Ujął dłoń Onniel, pozostawiając na niej pocałunek. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i opowiedziała - Sukienka jest przepiękna, jakby utkana przez magiczne istoty.- Po wypowiedzianych słowach przejrzała się w lustrze. Kwiaty wyszyte na pelerynie lśniły srebrzystym blaskiem, niczym gwiazdy na nocnym niebie. Suknia, usiana tysiącem paciorków błyszczała niczym rosa na pajęczynach. Onniel skierowała twarz w stronę Rotherna - Jak wyglądam?

Re: Zakład krawiecki Izzidira

10
Tak jak słońcie i księżyce nie zatrzymują swoich wędrówek na nieboskłonie, tak czas nie odpoczywa. Z tego właśnie powodu Rotherna zadowolił wybór dziewczyny. Przebranie się na miejscu oszczędzało im powrotu do karczmy. Znając kobiety, handlarz doszedł do wniosku, że przygotowywanie się w prywatnym miejscu powoduje, że płeć piękna nie zauważa upływu czasu. Co więcej mężczyzna miał teorię, że kobiety podobnie jak koty mają możliwość przejścia między wymiarami, lecz różnią się od zwierząt tym, że nie zauważają swojej umiejętności, którą zaś na własnej skórze wyczuwają mężczyźni.

-Potrzebuję nowego odzienia- zwrócił się do mistrza –Coś eleganckiego, ale bez mocnych kolorów- w spojrzeniu Rotherna można było dostrzec co myśli, o nazbyt pstrokatych szatach Izzidira. Myśli te zdecydowanie nie były zbyt pochlebne. Mężczyzna w końcu nie ma wyglądać jak błazen, czy cyrkowiec zwracający na siebie uwagę dźwiękiem, nagłymi ruchami, czy odznaczającą się z tłumu odzieżą. Rothern chciał by ludzie zauważali go przez aurę władzy i bogactwa jaką planował roztaczać w przyszłości.

-Wyglądasz pięknie- Nie miał zamiaru walczyć na komplementy z krawcem, którego życie polegało na dogadzaniu bogatym kobietom, mimo wszystko wygląd Onniel wywarł na nim wrażenie, dlatego dodał –Jesteś niczym delikatna poranna mgła wisząca tuż nad powierzchnią górskiego jeziora i mieniąca się w ostatnich promieniach księżyca – nie można przecież zapomnieć, że on także miał styczność z kobietami, a nie raz dobre słowo, lub nacisk z ich strony na męża pomagało mu dobić korzystnego targu.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

11
Komplement Rotherna skierowany w jej stronę spowodował zdziwienie Onniel. Nie spodziewała się, że ukrywa tak wyszukane kwiaty na swym języku. Dziewczyna zbliżyła się tanecznym krokiem do przyszłego męża i namaściła dotykiem jego polik.
Onniel rozejrzała się. Jej uwagę przykuł jeden szczególny strój. Składał się z szarobłękitnej tuniki z roślinnym motywem, ciemnych spodni, miał płaszcz srebrzystoszary z kapturem i długie buty, jakby do konnej podróży. Był przede wszystkim funkcjonalny, wygodny i niezbyt rzucający się w oczy. Srebrna klamra w kształcie promienistej gwiazdy obramowanej okręgiem, spinała płaszcz na lewym ramieniu. Przeważała szarość i srebro. Same szaty były proste, bez zbędnych udziwnień. Wygodny krój, szlachetna prostota.
- Sądzę że w tym będziesz się dobrze prezentował. - Dziewczyna zbliżyła się do stroju, aby dotknąć materiału i zlustrować dokładnie detale.

Re: Zakład krawiecki Izzidira

12
Ubranie wybrane przez Onniel zadowalało Rotherna, co prawda osobiście wybrałby coś prostrzego, lecz jeśli wszystko powiedzie się tak jak zaplanował handlarz, to z pewnością stać go, aby wydać te dodatkowych kilka gryfów. Jednocześnie jeśli cały jego plan się zawalił to trochę lepsze szaty mogą pomóc wyjść z opresji cało. Podobno nie szata zdobi człowieka, lecz obojętnie jak gnuśny byłby wieprz ubrany w dobry ubiór, jeśli potrafi się odpowiednio zachować to potrafi zdziałać nawet więcej niż mag. Jednak, gdyby postawić go w tej samej sytuacji w sztywnych od brudu szatach, to nie ma co mówić, aby miałby szansę cokolwiek zrobić.

Kierując się ku dziewczynie Rothern spokojnie powiedział do krawca -Izzidirze potrzebuję jeszcze dwóch ciemnoczerwonych wstążek, oraz szarfy w tym kolorze- w końcu ślub bez śladu czerwieni mógłby być źle odebrany, a mężczyzna doskonale wiedział, że nie wolno zostawiać po sobie złego wrażenia. Samemu chciał się więc przepasać czerwonym pasem materiału, zaś w wstążki idealnie będą pasować do włosów Onniel.

Mężczyzna ubrał się w nowy strój, zaś stary wraz z sukienką, którą poprzedniego dnia ubrała dziewczyna kazał zapakować jednemu z pomocników krawca.
-osiemdziesiąt gryfów- cena jaką podał mistrz zakładu nie była wysoka, lecz powyżej tego ile warta była odzież. Jednak dziś Rothern nie miał czasu na targi i przepychanki finansowe. Dodatkowo miał ubranie już na sobie.
-Zgadzam się- odpowiedział handlarz i z lekkim ukłuciem serca przekazał wyliczoną sumę monet.


-Wychodzimy- zawołał Onniel, której ponownie ścisnął dłoń i wyprowadził na zewnątrz.
Obrazek

Re: Zakład krawiecki Izzidira

13
W zakładzie krawieckim Izzidira nie ubierał się byle kto. Byle kogo nie byłoby stać.

Ów mistrz igły, poza tym, że słynął z wykonywania szykownych sukien dla najwybredniejszych oroskich dam, miał także od wielu lat kontrakt na szycie szat dla Czarodziejów z tutejszego Uniwersytetu. Bo Czarodzieje musieli się przecież prezentować. No, przynajmniej ci wyżej postawieni i zamożniejsi. W ostatnim czasie, na skutek polityczno-magicznych przemian, Izzidir zyskał grono nowych oddanych klientów, bo w jego kunszcie krawieckim zakochali się także stacjonujący na uczelni zakonnicy Sakira. A mistrz daleki był od odmawiania klientom, kimkolwiek by nie byli, dopóki mieli pieniądze.

W jeden z ostatnich czerwcowych dni, w przepiękne popołudnie, które prędko stało się upalne, zapominając zupełnie o chmurnym i deszczowym poranku, przed zakładem Izzidira stanął niebywale wytworny mężczyzna. Wnosząc z dumnej postury i nienagannego munduru – sakirowiec, a z dyskretnie zamaskowanego braku lewego przedramienia – pewnikiem zasłużony weteran wojenny. Bacznego i rozeznanego w symbolice zakonnej obserwatora zastanowiłyby może osobliwe insygnia na jego mundurze, trudne do dopasowania do którejkolwiek z niedalekich komturii, ale i bez tego znać przecież było, że nie był stąd. U pasa miał miecz, a w ręce mapę, na którą spoglądał, przypuszczalnie upewniając się, czy dobrze trafił. Bez dwóch zdań – nietutejszy.

Jego spojrzenie prześlizgiwało się po okienkach odmalowanej niedawno kamienicy, w której mieścił się zakład, po odnowionym elegancko szyldzie, po widocznych w witrynie, udrapowanych na kilku drewnianych manekinach materiach. Ponad głową domniemanego zakonnika szumiała kwitnąca akacja, a świergot ptactwa i bajeczny błękit nieba zdawały się wyciskać mu łzy z oczu. Ale tacy jak on chyba nie są zdolni do wzruszeń, prawda? Zatem to musiało być tylko złudzenie.

Przez otwarte drzwi zakładu – bo krawiec lubił wpuszczać do środka słońce i zapach lata – widać było kilku czeladników, krzątających się wokół niskiej, żylastej, szpakowatej kobiety o sympatycznym obliczu, odzianej w jasnobrązowe szaty profesorskie. Jeden zdejmował właśnie z niej miarę, drugi pilnie notował, trzeci wskazywał drogę na zaplecze, gdzie trzymano wybór najwspanialszych w Oros tkanin.

— Dzień dobry! — zawołał kilkunastoletni chłopiec, jeden z czeladników, który wypatrzył przybysza przez okno i czym prędzej wyszedł mu na spotkanie. Ukłonił się głęboko. — Jeśli poszukuje pan zakładu Izzidira, najlepszego krawca w całej prowincji, to jest pan na miejscu! Czym mogę panu służyć?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Zakład krawiecki Izzidira

14
Profesor... a zasadniczo obecnie to elf grający rolę Zakonnego urzędnika dość krótko szukał swojego "celu". Mapa była niezwykle pomocna... zbyt pomocna. Potęga tego przedmiotu zaczynała go powoli niepokoić. W nieodpowiednich rękach i osoby chciwej lub też Zakonu... mogłaby się okazać zgubna. Dlatego też mimo, iż wiedział, gdzie jest nieluba Dziurawca zawahał się na chwilę. Co miał zrobić? Aresztować ją? Nawet jeśli... to co potem? Mógł też ustalić którędy spaceruje... niemal każdy czarodziej próbując zdążyć na swoje wykłady używał skrótów lub magii... ciemny zaułek brzmiał obiecująco. Ale nawet jeśli użyje do tego mrocznej elfki... nie... O ile do tej pory wszystko było dziełem przypadku to zabicie dawnego kolegi po fachu dla zemsty nie brzmiało ani odrobinę kusząco. Na dodatek wystawiał siebie na ryzyko... a co za tym idzie sowich uczniów i smoka. Chciał wierzyć, że w razie złapania nie piśnie o nich ani słówka... ale Zakon już raz go złamał. Trzeba było to rozegrać bardziej... elastycznie.

Dlatego też gdy jakowyś młodzik wyszedł z zakładu i promiennie zaprosił go do środka Felivrin nie okazał raczej radości. Twarz wykrzywiła mu się w poirytowanym grymasie. Spojrzał jeszcze raz spojrzał na napę, zaklął pod nosem i schował ją do torby. Następnie spojrzał na czeladnika i dość zniecierpliwionym głosem rzucił.

— Krawiec... no po prostu pięknie. No to może ty będziesz wiedział w przeciwieństwie do tych bezmózgich żaków... bednarz. Wiesz gdzie mogę jakiegoś porządnego znaleźć?

Elf wiedział co prawda gdzie znajduje się najbliższy zakład... ale potrzebował wymówki. Zagubiony gość łacniej zniknie z pamięci chłopca niż Sakirowiec patrzący przez szybę zakładu a następnie znikający bez słowa. Tego tylko brakowało by śnił się mu po nocach. Kiedy już pozyska jakąkolwiek odpowiedź uda się w jego kierunku... a potem pójdzie na plac targowy. Potrzebował garści wieści. Dużej garści. Słup informacyjny, obwieszczenia, plotki... tak to brzmiało jak dobry plan. Przydałoby się też zakupić nieco suszonego mięsa, owoców i sucharów na przyszłą wędrówkę ku północy z uczniami... niekoniecznie ku Nowemu Hollar dla niego samego. Mapa i smok... nie wiedział czy gorsze byłoby gdyby wpadły w ręce zakonu czy ich wysokich kuzynów. Idąc przez ulice miasta elf klął bezgłośnie powoli oswajając się z myślą, iż niezwykle ciężko będzie mu obecnie egzystować w społeczeństwie... nawet jeśli wymaże swoje dawne ja. Po zakupie i zaciągnięciu wieści o tym kto komu służy i zasadniczo jak miasto zareagowało na wybuch biblioteki znowu zerknie na mapę w jakiś zacisznym miejscu i zdecyduje czy i kogo z uniwersytetu sprawdzić.
Spoiler:

Re: Zakład krawiecki Izzidira

15
— Bednarz? A tu jest. Tuż obok. Prawie dobrze pan trafił.

Krawiecki czeladnik z uśmiechem wskazał sąsiednie drzwi, które w istocie należały do jakiegoś nowo otwartego zakładu bednarskiego, którego Felivrin jeszcze nie znał. Tymczasem w witrynie Izzidira zabłyszczało kilka szczerozłotych tkanin, które rozpromieniona Adelajda właśnie oglądała pod różnymi kątami, sprawdzając być może, która najpiękniej odbija światło.

— Ale skoro łaskawy pan już tu u nas jest, to może moglibyśmy służyć...

Domniemany sakirowiec odwrócił się na pięcie i sobie poszedł, nie czekając aż młody krawiec skończy mówić. Wyglądało więc na to, że nie, nie mogliby. Czeladnik nie bardzo się tym chyba zraził, bo wzruszył tylko ramionami i wrócił do środka, by znów giąć się w ukłonach i nadskakiwać pani Bloom.

Przebrany elf nie musiał długo szukać słupa informacyjnego, znalazł go kilkanaście kroków od zakładu krawca, a tuż przy straganie z żywnością, gdzie postanowił się zaopatrzyć w prowiant. A tam, na słupie, spośród bzdur w rodzaju: "Charcik, wracaj do domu, ja ci wszystko wybaczam!!!", "Sprzedam osła, tanio", "pamjentajcie co muwiła Marja elena", "elfy WON, ile tego mamy jeszcze znosić!!!" czy "Zapraszamy na najsłodsze babeczki bułeczki w Oros, tylko u nas: zakazane smaki", spośród paru reklam wyrobów Ernesta Dziurawca, nudnych wierszy miłosnych, nekrologów osób zabitych w wybuchu (chyba nie był to jednak nikt znajomy) i rysopisów zaginionych bez wieści kobiet, spośród całego tego śmiecia i szumu informacyjnego, jakim zalewany był bez ustanku dzisiejszy Kerończyk, wyłoniło się coś, co mogło go ewentualnie zaciekawić.

Było to obwieszczenie Zakonu Sakira, w którym komtur objaśniał, że w związku ze spowodowanym przez elfie bojówki wysadzeniem w powietrze biblioteki uniwersyteckiej na terenie miasta mogą znajdować się pochodzące z niej księgi, śmiertelnie niebezpieczne, a każdy, kto taką znajdzie, jest zobowiązany dostarczyć ją natychmiast Zakonowi. Pismo zapowiadało też regularne przeszukiwania prywatnych mieszkań i surowe kary za ukrywanie owych książek. O ukrywaniu elfów już nie wspominając.

Trochę niżej przytwierdzono migocącą kartę ze złocistą obwódką i wytłoczonymi symbolami Uniwersytetu. Było to zaproszenie dla wszystkich chętnych na ceremonię mianowania nowych Mistrzów. To znaczy, dla wszystkich chętnych, którzy przy tej okazji wyłożą przynajmniej po pięćdziesiąt gryfów na towarzyszący ceremonii bankiet. Cała zgromadzona kwota miała zostać przeznaczona na odbudowę biblioteki i pomoc pokrzywdzonym z powodu wybuchu. Impreza miała się odbyć jutro o zmierzchu.

A oprócz tego znalazła się jeszcze maleńka notatka, która zmroziła elfowi serce. Ktoś ostrzegał, że po Oros grasuje smok i błagał, by nie wypuszczać dzieci samych z domów, bo skończą pożarte przez bestię, tak jak jego (lub jej) maleństwa.

Lekturę przerwał Felivrinowi chrząkający nieśmiało handlarz, który od dłuższej chwili nakładał na wagę suszone owoce.

— Przepraszam? Przepraszam? Szanowny panie! Ile pan sobie życzy? Jeszcze? I coś więcej podać? Weźmie pan to wszystko ze sobą czy dostarczyć do pańskiej kwatery?

Kiedy w międzyczasie elf rzucił okiem na swoją mapę, przekonał się, że właściwie niewiele się na niej zmieniło. Nawet Adelajda Bloom tkwiła nadal u krawca.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”