Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

46
Przez jeden moment Coen się zawahał. Chloe stała się na powrót Ines - zmieniając postać w kurzawie złotego prochu, który pospadał z ciała rudowłosej i jeszcze w powietrzu roztapiał się jak śniegowe gwiazdeczki dotknięte wiosennym słońcem. Znów działała magia, co bardowi wcale, a wcale się nie podobało. Stosunek do czarodziejów miał, co prawda, nie do końca wiadomy, ale na pewno nie darował ich przesadnym zaufaniem. Bo trudno bezgranicznie zaufać czemuś, co - jak mimik albo kameleon - zmienia się na zawołanie. Jak tu mieć pewność czy osoba, z którą rozmawiasz, jest tą samą, z którą gadałeś wczoraj?

Coen nie miał takiej pewności, ale posiadał coś innego. To dziwne uczucie, które każe butnie olewać ostrzeżenia serca. Jedna paskudna sekunda odsłoniła beznamiętną twarz prawdziwej Evony, ale los chciał, że balladzista nie dostrzegł tego przerażającego obrazu. Mrugnął abo zamknął powieki na dłużej i po ich otwarciu zobaczył przed sobą Ines. Dziewczę z targu. Nie wiedział czy ma przed sobą prawdę, czy następną maskę, ale nie bardzo go to interesowało. Nie zależało mu na poznaniu prawdy - niewiedzę miał sobie za błogosławieństwo.

- Niech będzie - powiedział z ociąganiem, rzucając spojrzenie na swą lutnię, opartą teraz o drewnianą wannę. - Bierzesz moją małą pieszczoszkę, skoro uda ci się mnie pokonać. Ale skąd będziemy wiedzieć, kto jest zwycięzcą? Ja mogę udawać twojego brata do końca świata. Galeon w życiu się nie połapie...

Karczmarz sporo rozmyślał o Chloe, ale zauroczenie nieco przesłaniało mu rozsądek. Nie spostrzegł, że oczka rudowłosej to tak naprawdę oczka Ines - kobiety, którą nie tak dawno zatrudniał w swoim gospodzie. Nie zorientował się, że coś jest nie tak, kiedy Coen poszedł do niego, zamawiając parę saganów podgrzanej wody. Nic nie dostrzegł w zakłopotanej twarzy barda. Brodacz wdrapał się po schodach, niosąc pod pachami dwa garnce parującej cieczy. W kieszeni czuł ciężar złotawej obrączki. Woda wlała się z chlupotem do balii, a wiszące nad nią lustro w parę chwil zmatowiało, zbierając na sobie unoszącą się parę.

- Będę na dole, muszę porozmawiać z takim jednym... - Coen spoglądał na Ines. Oderwał od niej wzrok i przeszedł na korytarz, wcześniej zabierając ze sobą swój instrument.

- Jeszcze jedno - wrócił się. - Dziś możesz spać na łożu.

- Postaraj się za bardzo nie nachlapać - dodał zaraz potem i zniknął za drzwiami.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

47
Evony zauważyła niechęć do magii Coena w jego aurze, która była do tego stopnia wyraźna, że arystokratka potrafiła określić nawet pojedyncze wątpliwości barda. Kobieta liczyła, że z czasem rudzielec przyzwyczai się do tego, ba nawet wyciągnie z tego jakieś korzyści. Wszak każdej nocy mógł mieć inną kobietę, jaką tylko sobie wymarzy. Taką też myśl Evony starała się w nim wzbudzić z pomocą niezawodnego "wywierania wpływu".

Chęć zdobycia tożsamości mężczyzny coraz częściej przysłaniały natrętne myśli arystokratki, o Coenie jako "dostępnym obiekcie uczuć". Oczywiście wynikało to z charakteru kobiety, który zmieniał się z każdą nowo przybraną postacią. Potrafiła jednocześnie myśleć jak Evony- jasno, przejrzyście, skupiając się na konkretnych zadaniach, kontrolując każde słowo. Po chwili stała się Ines Charbonneau, artystyczną duszą, ekscentryczną wokalistką dbającą o szczegóły. Następnie zmieniła się w Chloe, femme fatale, której nie dało się nie zauważyć.

- Och to proste, grę wygra ten, który nie "wyłamie się" do rana. Pamiętaj, że Galeon może w każdej chwili nas odwiedzić, a mój "pakiet przemian" na dziś się wyczerpał.-Powiedziała zerkając na lutnię. Żaden bard nie rozstanie się łatwo ze swoim instrumentem, to było oczywiste. Gdy tylko mężczyzna poszedł po wodę, Evony otworzyła swoją skrzynkę z ubraniami i pojedynczymi bibelotami.Wszystko było poukładane według ściśle określonego schematu, wewnątrz panował ład i każda rzecz miała swoje miejsce. Pierwszą warstwą były ciasno ułożone sukienki, złożone w drobną kostkę, każda z innego materiału i innej barwy. Następną warstwę stanowiły ubrania zimowe, których było niewiele. Kilka szali, które arystokratka wkładała na ramiona i jeden ciepły płaszcz. Dno skrzyni stanowiły spinki, dwie pary butów, biżuteria, lusterko, karty, olejki eteryczne, kadzidła, kilka ręcznie skręconych papierosów, kosmetyki, śpiewnik i sakiewka z pieniędzmi upchnięta w kąt.
Evony wyciągnęła jeden z olejków i upuściła kilka kropel do wnętrza wanny. Wtedy wszedł Coen. Wiadomość o wolnym łóżku wywołała wewnętrzną satysfakcję kobiety, jednak na zewnątrz okazała to zwykłym wzruszeniem ramion, które mówiło "jak chcesz". Gdy tylko bard opuścił wnętrze pokoju, arystokratka wślizgnęła się do wanny z gorącą wodą. Woń olejku wypełniła całe wnętrze komory.

Ten jeden moment, w którym zmywam z siebie resztki obcych tożsamości, tylko po to, żeby po chwili znowu je przybrać. Weszłam na dobre, w życie Coena, jak huragan Sulona, nigdy nie wiadomo kiedy i gdzie się pojawi. Teraz od niego zależy, czy złapie wiatr w żagle czy pozwoli się zdmuchnąć.Ostrożnie, po nitce do kłębka. Tak rozmyślając Evony zanurzyła się pod wodą. Umyła dokładnie całe ciało, następnie wtarła w mokre włosy olejek eteryczny i wyszła z wanny okrywając się szczelnie ręcznikiem.

Teraz stała nago przed lustrem. Patrzyła z dumą na swoje ciało, jak na dzieło sztuki. Wcierała olejki między kształtne piersi, w delikatną szyję i drobne nadgarstki. Następnie ubrała się w białą sukienkę, dokładnie opinającą jej ciało. Kreację uzupełniały niezbędne, czerwone czółenka. Narysowała dwie, czarne kreski na powiekach i trochę podciągnęła rzęsy. Następnie spięła włosy w kok, używając w tym celu nowej spinki. Tak zrobiona Evony czekała na barda, siedząc na łóżku z założoną nogą na nogę.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

48
Coen doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że karczmarz może ich jeszcze tego wieczora odwiedzić, dlatego też przezornie udał się na parter - coby Galeon nie musiał szukać go w komnacie na górze. Brodacz widział przecież maślane oczka gospodarza, które zachłannie obserwowały każdą część ciała rudowłosej Chloe i miał pewność, że grubasek nie daruje sobie jej tak łatwo. Znał go dość dobrze, długo i po koleżeńsku. Choć na trzeźwo oberżysta zachowywał się grzecznie, a nawet nienachalnie, to po wlaniu w siebie paru piw nagle nabierał chęci na swawole. A teraz nachodziła nocna pora - kiedy po trudach całego dnia Galeon może wreszcie poczęstować się czymś ze swoich beczek. Bard nieco się zamartwiał. - Tego jeszcze brakowało, żeby ten tłuścioch obrał sobie za cel tę samą dziewczynę, która i mnie się spodobała. Po moim trupie... - mówił sobie w duchu, schodząc po drewnianych schodach.

Za balladzistą jak popędzany wiatrem obłok ciągnęła się woń pachnideł używanych przez Ines. Czuł na sobie zarówno ich zapach, jak i zazdrosny wzrok wielu bywalców Upadłego Kuroliszka - w tym także sterczącego za kontuarem gospodarza. Poeta podszedł do niego, nie zwracając uwagi na pozostałe osoby. Nie chciał się przed nikim zdemaskować, a nawet jedno niewinne podejrzenie mogło doprowadzić to tego, że przegra toczącą się grę z kretesem. Parę słów starczyło. Galeon próbował poinformować się u Coena, ale śpiewak nie puszczał pary z ust. Tłumaczenie, że nie chce jeszcze wydawać swojej małej siostry za mąż, karczmarz potraktował jak przedni dowcip, choć w założeniu miało to powstrzymać go przed kontynuowaniem starań o jej zainteresowanie. Galeon nie odpuszczał - dlatego też bard wziął od niego dwie butle brzoskwiniowego wina, parę słodkich bułek oraz dwa kubeczki, a potem co prędzej udał się z powrotem na piętro.

- A niech mnie... - powiedział od progu, dostrzegłszy Ines siedzącą na łożu. Biała szata jaśniała w świetle paru świec. Chmura perfum wdarła się do nosa śpiewaka, niemalże zwalając go z nóg. Oznaczone czarną kreską oczęta spoglądały na niego, stojącego jeszcze w drzwiach. - Mam ze sobą coś do jedzenia - dodał brodacz, bezradnie próbując choć na moment odwrócić wzrok od dziewczęcia. W końcu zamknął wrota i nieporadnie przeszedł w stronę szafeczki, na której zostawił to, co przytargał ze sobą z dołu. - No dobrze, dobrze, piękna panno, ale mówiłem przecież, że masz nie nachlapać - uśmiechnął się zadziornie, wskazując palcem mokre kałuże dookoła wanny.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

49
Arystokratka siedziała z nogą założoną na nogę i czekała na Coena. W międzyczasie planowała kolejne ruchy, prowadzące do "zdobycia" serca barda. Wiedziała, że mężczyzna jest w najlepszym wypadku zauroczony jej osobą. Jednak było to na tyle kruche uczucie, że w każdej chwili mogło zniknąć. Wystarczył jeden, fałszywy ruch.
Z rozmyślań wyrwał ją trzask drzwi, w których przed chwilą pojawił się On. Evony wstała z łóżka i podeszła do barda, subtelnie falując biodrami.
- Coś nie tak?- spytała stając przed Coenem na wyciągnięcie ręki. Doskonale wiedziała, jak jej bliskość działa na mężczyzn, a w tym wypadku była wyjątkowo skuteczna. Uśmiechnęła się niepewnie w geście zaskoczenia.

Powinnam coś zrobić, żeby przyciągnąć go do siebie. To do niego należy pierwszy ruch, jednak ja muszę go zachęcić. Tyle razy uwodziłam mężczyzn i za każdym wydawało mi się, że tracę szacunek do samej siebie. Czułam się brudna, cały ten miłosny patos mnie obrzydza.
Przekonuje mnie jedna rzecz. Teraz nie jestem sobą. Teraz jestem Ines.

Wewnętrzna Evony mocno hamowała pewne pomysły kobiety, które w swojej prawdziwej formie były dla niej niewykonalne. Komentarz o rozlanej wodzie wywołał uśmiech na twarzy Ines, która z każdym kolejnym krokiem zbliżała się coraz bardziej do Coena. Co jakiś czas "rzucała" w barda "wywieraniem wpływu" i utrzymywała w ten sposób rosnące napięcie.

TERAZ JESTEM INES
Wewnętrzna Evony schowała się w cieniu i czekała na dobry moment. Cała sytuacja była dla niej mocno żenująca. Tymczasem Ines znalazła się w odległości kilku milimetrów od Coena. Wewnętrzne ciepło zalewało kobietę, a w raz z nim pojawiło się dziwne uczucie, przypominające strach. Wszystko maskowała tajemniczym uśmieszkiem.
- Jakoś Ci to wynagrodzę.- to mówiąc przebiegła palcami po torsie Coena. Zatrzymała rękę na klatce piersiowej i w kulminacyjnym momencie zabrała ją, żeby wyciągnąć od niego wino brzoskwiniowe.
- Tego jeszcze nie piłam.- ponownie zajęła miejsce na łóżku, a całą swoją uwagę poświęciła butelce z trunkiem.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

50
Zaróżowiona woda przelewała się po posadzce poskręcaną strugą i zahaczała o nieduże jeziora z unoszącą się na ich powierzchni pianą. Światło świec tonęło w wodzie, a wzrok Coena tonął w przepastnych jak morze oczach Ines. Chowająca pod sobą boskie ciało, biała suknia szelestem zachęcała barda do spoglądania na ramiona, na biodra, a zwłaszcza na piersi kroczącej ku niemu piękności, ale on hardo koncentrował się na dwóch gwiazdach osadzonych w dziewczęcej twarzy. Stanęła przed nim, dumna jak popiersie Turoniona, a zarazem seksowna jak posąg Pani Pokus.

Czarownica zdołała na pewno dostrzec, że ostrożne podejścia sprawdzają się doskonale i dawkowanie pieszczot działa na barda w sposób bardzo pewny. - To nic... - zaszeptał brodacz, nie mogąc zmusić się na coś głośniejszego. Czuł suchość w ustach, ale musiał jeszcze zaczekać z otworzeniem brzoskwiniowego wina, jako że dziewczyna zabrała mu buteleczkę. Palce Evony wędrowały po torsie Coena i po raz pierwszy miała ona sposobność, ażeby obserwować rumieńce rosnące na jego buzi. Balladzista - rzecz jasna - nie zdawał sobie sprawy z tego, że towarzyszka ciska w niego jeden czar za drugim. Wywieranie wpływu nie dało się odczuć dla kogoś, kto nie ma wiadomości o magii. Zawroty głowy, które nagle zaczęły męczyć śpiewaka, mogły równie dobrze być wynikiem złego samopoczucia abo jakiegoś przeziębienia. Coen nie miał pojęcia, że wisi na sznureczkach jak laleczka w teatrze.

Uśmiechem nie można zamaskować każdego niepokoju, dlatego też maska Ines nie zdała się na wiele. Dziewczyna miała po prostu szczęście, ponieważ rudzielec przez pewien czas nie zwracał uwagi na nic, poza niebieskością jej oczu. - Mam nadzieję, że będzie ci smakowało - powiedział Coen, siadając obok wezgłowia i podsuwając Ines dwa kubeczki. - Wieczór dopiero się zaczyna, a noce w karczmach są zawsze bardzo długie. I bardzo wesołe...

- Za naszą wesołą noc - dodał po chwili, podnosząc do ust kubeczek z winem.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

51
Biała sukienka świetnie komponowała się z bladą skórą Evony i jej czarnymi włosami. Wyglądała teraz jak Królowa Śniegu lub inna baśniowa postać. Urok arystokratki świetnie maskował kryjącą się wewnątrz wiedźmę, która czekała na odpowiedni moment, żeby ukazać swoje oblicze. Tożsamość Ines była jak kolejna suknia, którą w każdej chwili można zdjąć i wepchnąć na dno pudełka. Całkowicie zakrywała wszystkie mankamenty.

Zabawa z Coenem trwała bardzo długo i nie zapowiadało się na rozwój akcji, bez odpowiedniej zachęty ze strony arystokratki. Wzrok kobiety nawet na moment nie przestawał świdrować mężczyzny. Było w nim coś...Niebezpiecznego i kuszącego. Nie umknęły jej rumieńce na twarzy barda, co było dość zaskakujące.
Tego się nie spodziewałam. Mężczyzna takiej budowy, zajmujący się profesją barda...Rumieni się na jeden gest? Litości. Chyba przeginam z zaklęciami... Tyle tylko, że w takim tempie ten cyrk może trwać jeszcze bardzo długo a ja nie mam czasu. Czekają na mnie nowe miasta, nowi ludzie, którym trzeba przywrócić sens życia a potem je zabrać. Trzeba spróbować czegoś odważniejszego...

Evony przyjęła kubek z winem od Coena.
- Niewątpliwie wesołą. Zobaczymy czy będziesz taki wesoły, jak pójdziesz spać na podłogę.- dodała ze złośliwym uśmieszkiem po czym uniosła kubek na znak toastu. Spróbowała wina, dosłownie zamoczyła usta w trunku po czym odstawiła go na podłogę.
-Opowiedz mi o sobie Coenie. Bardzo interesuje mnie, dlaczego mężczyzna taki jak Ty podróżuje samotnie? Przecież masz wiele zalet, które przyciągają kobiety.- po tych słowach zniżyła nieco głos.- Sama mogłabym kilka wymienić ot tak.- Ręce kobiety układały się w tak zwaną "piramidkę", co podobno oznaczało szczere intencje. Evony otworzyła na moment usta i przetarła palcem dolną wargę, po której spłynęła kropla brzoskwiniowego wina.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

52
Brzoskwiniowa berbelucha napchała usta Coena nutą spreparowanych owoców. Bard przez moment delektował się smakiem podrzędnego trunku i bez ustanku wwiercał wzrok w siedzącą obok Ines, mając nadzieję, że nie uda mu się jej w ten sposób przestraszyć. Z każdą sekundą przestawał czuć skrępowanie. To obce dla niego uczucie - skoro się go nie spodziewał - zaatakowało ze zdwojoną mocą. Nigdy wcześniej nie spotkał na swojej drodze kogoś podobnego, a przewędrował przecież całe królewskie ziemie wzdłuż i wszerz. Swoboda, jaką emanowała wiedźma, zaczęła udzielać się także brodaczowi. Bez trudu odszukał on w swojej towarzyszce bardzo ważną cechę - cień bezkompromisowości. W mniemaniu śpiewaka Ines stała się teraz pewną siebie, dumną panią - taką, jaką starała się udawać lub jaką w istocie była. Pieśniarz chciał to docenić i zachować rozwiązłą szczerość.

- Łatwo się do mnie zrazić - powiedział cicho oraz niepewnie. - Bardzo łatwo. Jakoś tak się to układa, że nie spotkałem jeszcze żadnej... - zawahał się i pociągnął jeszcze jeden haust słodko-kwaśnego wina. - Wiesz, co mówią o bardach? Że to niewierne bawidamki, rozpuszczone dzieci, które wlewają w siebie więcej niż można. I nie są to wcale kłamstwa - Coen przeniósł spojrzenie na ściskany w dłoni kubeczek, a potem za jednem zamachem opróżnił go do dna. - Kobietom trudno będzie trwać przy kimś takim. Ja mam takiego pecha, że nawet psom nie odpowiada moje towarzystwo, więc szwendam się samotnie.

- Nawet upija się jak księżniczka... - pomyślał Coen, obserwując jak usta Ines lśnią miękkością oraz winem. Dalsze rozważania na temat jej warg przerwało mu dudnienie dochodzące z dołu. Z parteru odezwał się dźwięk bębenków, gitar oraz wrzask rozbawionego ludu. Noc robiła się coraz starsza, a zabawa w karczmie dopiero zaczęła się rozkręcać. Bard uśmiechnął się pod nosem, przywołując w pamięci obraz tego, ja spędzał ostatnie dnie pod Upadłem Kuroliszkiem. Na to wspomnienie nieco zakręciło mu się w głowie.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

53
Evony nie zraził fakt, że bard patrzył prosto w jej oczy. W rozgrywkach na dworze mówiło się, że przewagę ma ta osoba, która spowoduje, że jej rozmówca opuści wzrok na dół. Czarownicy brakowało tych pojedynczych gierek, flirtowania z bogatszymi mężczyznami, szantażowania, obgadywania i samokontroli. W ten świat młoda arystokratka została wprowadzona przez matkę. Niestety, rola kobiety na dworze sprowadzała się, do przepustki do lepszego życia dla rodziny. Handlowano córkami szlachty jak niewolnikami, oddając je mężczyznom, którzy podali najlepsze ceny.

Mamusia planowała zrobić ze mnie prywatną kurwę jakiegoś grubasa i tego jej nigdy nie wybaczę. Podobnie jak ona nigdy nie wybaczy mi tego, że opuściłam ich "gniazdko" na kilka dni przed zakończeniem licytacji. Kiedyś wrócę na Archipelag i odbiorę jej tożsamość kawałek po kawałku, zajmę jej miejsce i wykopie ją na bruk. Chcę zobaczyć upadek wielkiej arystokratki, jak staje na ulicy w skąpym stroju i zarabia na życie, sprzedając wszystko co dla niej najcenniejsze- godność, honor, ciało... Jeszcze za wcześnie na to, muszę w pełni rozwinąć swoje zdolności. A Coen jest świetnym manekinem do ćwiczeń.
Twarz kobiety przybrała grymas współczucia. Evony była zupełnym przeciwieństwem barda, posiadała magnetyzującą osobowość, która przyciągała innych. Wysłuchała słów Coena a jej wnętrze wypełniło uczucie samozadowolenia. Teraz wiedziała już wszystko, czego potrzebowała do zdobycia serca mężczyzny.

Mogłam się tego domyślić. Coen całkowicie wpisuje się w "system", zostawiając mi pełne pole do popisu. Nie potrzebne zaklęcia, kamienna twarz czy inne gierki. Wystarczy go odpowiednio dowartościować, sprawić, żeby czuł się przy mnie jak król. Uzależnię go od siebie. Sprawię, że będzie potrzebował mnie, żeby czuć się pewnie. Dodatkowy, pojedynczy romansik nie zaszkodzi moim planom. Tak.
Arystokratka "wypchnęła" swoją prawdziwą tożsamość w odmęty swojego umysłu, oddając się całkowicie Ines.

Pierwszy krok.
- Mi odpowiada Twoje towarzystwo. A co do plotek, ha, nawet nie wiesz ile razy słyszałam za plecami słowo "kurwa". Jestem artystką, która odbiega od współczesnej mody, nie ubieram się skromnie, nie jestem bogobojna lub jak mówią w naszym gronie "świętojebliwa". Nie siedzę w domu i nie udaję, że moim jedynym marzeniem jest pranie, sprzątanie, gotowanie i rodzenie dzieci mężczyźnie, który tytułując się "mężem" będzie zdradzał mnie przy każdej, możliwej okazji. Czy to wystarczy, żeby sklasyfikować mnie jako kurwę?- spytała wyjmując Coenowi kubek z rąk. Po chwili odstawiła go na podłogę, a na jej twarz wpełzł tajemniczy uśmieszek. Westchnęła głęboko. Jej ręka delikatnie musnęła zarośnięty policzek mężczyzny. Po chwili przysunęła swoje wargi do ust Coena, czekając aż odda jej pocałunek...

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

54
Na dworach Coen pojawiał się od czasu do czasu, zanosząc sztukę na wesela oraz bale. Kerońska szlachta, nieobeznana w problemach niskiego urodzenia, przeznaczała mnóstwo złota na odchamianie się. Każda panienka w sukience chciała czuć się ważniejsza od kmiotów z karczm, dlatego zapraszała na salon trubadurów, nie wiedząc jednak, że równie dobrze cenią oni grę po oberżach. Będąc gościem kogoś ważnego, Coen mógł się nażreć, a także przespać - niekoniecznie samotnie - na miękkim materacu i na koniec dostać za to sporą zapłatę. Przepadał za towarzystwem panów i pań. Zwłaszcza pań. Nie ma co, przepadał też za graniem po dworach, choć sam często padał ofiarą lub uczestnikiem różnorakich komerażów, dram i obgadywań. Jednego dnia posądzano go o zrobienie dzieciaka zamężnej damie, drugiego o niehonorowe zachowanie, a trzeciego zachęcano do wspólnego biesiadowania. Brodacz wśród mas ludzi, nieludów oraz dworaków nie napotkał jeszcze osoby, która za pomocą wzroku, samego wzroku, umie namieszać tak jak Ines. Teraz, siedząc przed nią, zdał sobie sprawę z tego, że nie będzie w stanie się cofać. Zastanawiał się - skoro ta niepozorna dziewczyna omamiła mnie jeno mocą swoich oczu, to do czego doprowadzi, stosując inne części swego boskiego ciała? A ona nie kazała mu czekać długo na odpowiedź i niespodziewanie zaczęła czarować ustami.

Coen nie czuł się jak marionetka. Ani nawet jak manekin. Z jakiegoś powodu nie dostrzegał wciąż sznureczków, które arystokratka starannie doczepiała mu od samego zarania. Może to przez magię, a może przez prostackie zauroczenie. - Kurwa - powiedział - to bardzo niestosowne słowo, ale... - chciał dokończyć. Darował sobie. Ines znalazła się tuż tuż. Przed sekundą siedziała obok, niedostępna i ostrożna. A teraz - teraz oddech Ines szwendał się po jego skórze. Gorąco napchało głowę Coena mieszaniną marzeń, obrazów i zapachów. Bard zawahał się przez moment i posłał wzrok w toń niebieskich oczu. I świat przestał mieć znaczenie. Łoże nie było już łożem, a podłoga zmieniła się w ścianę. Brodacz oddał pocałunek - muskając ustami różowość warg Ines. Smakowała brzoskwiniową berbeluchą.

- Kurwa kurwie nierówna - westchnął bez tchu. I wtem usłyszał pukanie do drzwi.

- Coen, chodź nam zagrać! Zleź do nas! Nudno bez ciebie! - Warczał Galeon stojąc przed komnatą.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

55
Evony od początku wiedziała jak to się skończy. Jeszcze nikt jej nie odmówił, a nawet jakby chciał...Zaklęcia robiły swoje. Zabawa uczuciami była jej ulubioną, dawała najciekawsze efekty. Czy może być coś przyjemniejszego, niż doprowadzić ofiarę do samobójstwa na skutek nieszczęśliwej miłości? Swoją drogą to strasznie infantylne i w zasadzie mało innowatorskie. Wracając do Coena, zabawa dopiero się zaczynała. Arystokratka wczuła się w klimat, dopasowała do sytuacji i przysunęła wargi do ust Coena. Chciała, żeby był to spokojny, dość prywatny pocałunek, bez pchania jęzora na siłę i innych (jak dla Evony) zbyt intymnych kontaktów. To dobre dla małolatów obściskujących się na każdym rogu i obnoszących się ze swoimi uczuciami. Nie.
W odpowiednim momencie postanowiła dodać trochę pikanterii ich pocałunkowi. Zadbała o to, żeby bard znalazł się w pozycji leżącej poprzez lekkie pchnięcie. Gdy tylko chciała kontynuować zabawę, usłyszała pukanie do drzwi i głos Galeona. Westchnęła głęboko, przetarła sukienkę i podeszła do lusterka jak gdyby nigdy nic.

To mi ułatwia sprawę. Odpowiednio go przetrzymam, dam mu czas żeby nabrał apetytu na dalsze rozrywki. A przygotowałam Coenowi cały repertuar rozłożony na kilka dni, góra tydzień.
Tak rozmyślając Evony otoczyła się kolorową mgłą. Teraz przemiana trwała krócej niż poprzednio, pamiętała twarz Chloe. Po chwili w lustrze stanęła rudowłosa kobieta, siostra Coena. Wyciągnęła spinkę z włosów i ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je z najbardziej rozbrajającym uśmiechem, jaki znała.
- Dla mnie też znajdzie się miejsce? - spytała owijając sobie pasmo włosów wokół palca.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

56
Pocałunek okazał się bardzo ostrożną oraz ulotną pieszczotą. Dotknięcie warg zostało dokonane w niczym niezmąconej aurze prywatności, osobistego szczęścia każdego z osobna. Coen oderwał się od ust Ines i nawet nie nalegał, nie błagał o więcej. Zresztą, nie mógł sobie na to pozwolić, skoro pukanie do drzwi rozerwało na strzęp cichą i wesołą atmosferę chwilowego uniesienia. Choć - pewnie przez czarowanie - bard miał trudności z poskromieniem swoich uczuć, to stanowcze działanie towarzyszki narzucało mu wstrzemięźliwość. A on nie miał nic przeciw temu. Starał się odnaleźć bezpieczeństwo w umiarze. Arystokratka - ostrzeżona waleniem do drzwi i wołaniem Galeona - wstała naprędce z łoża, oswobadzając jednocześnie balladzistę. Gawron, bez miłego mu ciężaru na piersi, zdołał jeno zamrugać parokrotnie i podnieść się z leżenia. Nim zorientował się do końca, o co tak w zasadzie chodzi, Ines na powrót stała się jego rudowłosą siostrą. Lustrzana powierzchnia odzwierciedlała moment przemiany. Coen obserwował Chloe z rosnącą uwagą i zaniepokojeniem. Z wolna zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jaką moc posiada pani jego serca. Kolorowa mgiełka rozwiała się w parę sekund. Ruda przeszła przez nią i przemaszerowała w stronę drzwi. Przed wzrokiem barda zawirowała pomarańczowa burza jej włosów, do tego momentu powstrzymywanych ozdobną spinką. Pieśniarz, nieco zdezorientowany pocałunkiem, samą przemianą oraz pięknem Chloe, stanął na nogach i poszedł w ślad za swą udawaną siostrą.

- Pa-panienka Chloe - powiedział Galeon, nie bezproblemowo układając słowa w zwarte zdanie. Obecność dziewczyny zaskoczyła go tak, jak gdyby nie spodziewał się, że to właśnie ona stanie przed nim w progu. Jak gdyby w ogóle o niej zapomniał. Ale ona wiedziała, że tak nie jest. Karczmarz miał ją w głowie bez ustanku, od samego początku ich nierozwiniętej jeszcze znajomości.

- Czego chcesz, Galeon? - Coen pokazał się za plecami arystokratki. Gdyby gospodarz był bardziej trzeźwy, mógł dostrzec rumieńce na jego policzkach. Ale on ledwo stał w pionie, a wzrokiem taksował wcale nie barda, ale rudowłosą. - Śmierdzisz jak chachar!

- Moja, eee, oberża, to mogę! - Odpowiedział chlejus. - Chodź zagrać. Panienka też chce posłuchać jak rzę... rzeposz... jak rzępolisz. - Gawron znał Galeona wcale dobrze. Wiedział o nim wiele. Wiedział, że nawet na rauszu gada on czasami mądre rzeczy. Wiedział też, że trunek nie pogarsza mu pamięci, że rano, jak już pozbędzie się kaca, będzie świadom tego, co dzieje się teraz. Dlatego też nie chciał mu odmawiać. Dla barda nie ma nic gorszego niż niezadowolony karczmarz. To przeważnie oznacza droższe piwo, rozwodnioną nalewkę, czerstwe pieczywo oraz brak miejsca do spania.

- Naprawdę chcesz mnie posłuchać? - Zlewając nalegania gospodarza, Coen zwrócił się do towarzyszącej mu dziewczyny. Postarał się o uroczą minę i takiż uśmiech. Wolał prezentować się w duecie. Chciał też trochę rozruszać zabawę, która podczas rozmów w pokoju znacząco zahamowała. - A może masz ochotę zagrać razem ze mną? No, siostra, co proponujesz?

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

57
O tak. Właśnie poruszyłam najcieńszy ze sznurków od mojej kukły. Początkowo miałam obawy, czy Coen zgodzi się tak szybko ruszyć nasz "związek". Poszło łatwiej niż myślałam, kolejne kroki oddaje jemu, ktoś musi przejąć inicjatywę. Nie zrobiłam tego bez przyjemności, jak patrzę w oczy Coena... Byłabym w stanie zrezygnować z mojej wielkiej misji? Złamać reguły systemu i "dać się porwać"? Nie, to zostawiam wszystkim naiwnym kobietom, które teraz szorują podłogi, podczas gdy ich mężowie zabawiają się w burdelach. Tak, one dały się porwać, ja nie zamierzam.

Polubiłam Chloe, ona wprowadza do mojego życia pewność siebie, której swoją drogą nigdy mi nie brakowało. Jest w niej coś innego, czego nie miała żadna z moich poprzednich form. Nie znoszę klonów, są wyjątkowo nudne. Patrzę teraz na Galeona z najsłodszym uśmiechem, jaki mogę sobie wyobrazić. Teraz to ja mam przewagę, to JA kontroluję sytuację, grubas może sobie wyobrażać co tylko chce. Nie daruję mu tego, jak mnie wyrzucił z karczmy. Czuję, że okazja do zemsty przyjdzie sama, a szkoda bo chętnie bym nad nim popracowała.

Poczułam za plecami obecność mojego barda, więc szybko owinęłam się jego ramionami, cały czas stojąc przed karczmarzem. Czułam się jak w zbroi, która uniemożliwiła Galeonowi swobodne patrzenie na moje kształty. Nadopiekuńczy brat bywa gorszy niż jakikolwiek inny członek rodziny i karczmarz musiał to uszanować. Postanowiłam przemilczeć ich dalszą wymianę zdań, młodej damie nie wypadało się wtrącać w dysputy na tak niskim poziomie. Gdy tylko Galeon zamknął za sobą drzwi, odwróciłam się w stronę Coena, cały czas owinięta w jego ramiona.

- Zdam się na Twój gust, nigdy nie śpiewałam w tego typu miejscach. Tylko niech to będzie coś z moich stron. Nie zdążyłam poznać tutejszych ballad.- darowałam sobie zbędne uśmiechy i ruszyłam po schodach na dół. Schodziłam dość wolno, tupiąc radośnie rubinowymi czółenkami. Teraz odczekam chwilę na Coena i zabawię się w barda. Nie odczuwam "tremy", nigdy nie śpiewałam dla publiczności, chociaż lekcje ze śpiewu miałam regularnie. Nie znaleźli się wtedy amatorzy mojego talentu.

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

58
Cholera, cholera, cholera... muszę bardziej uważać na to, co robię. Znowu z wolna tracę rezon. Co ona w sobie ma? Co mnie tak oczarowało? W Oros pełno jest zamtuzów, a w nich sporo równie uroczych dziewek, ale ja nie mogę oderwać się akurat od niej. Nie mogę? A może nie chcę. Ech, cóż począć? Dawno już nie musiałem się tak głowić, tak męcząco starać. Tu nie pomogą ani pieniądze, ani zaklęcia, ani nawet udawanie schematycznego kochanka. No nic, trza się pewno zebrać w garść i coś zadziałać. Nie ma innego sposobu. Skoro chce ze mną grać - zagram.

- Zagram, Galeonie, zagram. Ale zleź mi teraz z oczu i każ gawiedzi zrobić trochę miejsca.

Niech mnie demon zadźga. Polubiłem Chloe. Ines. Polubiłem ją naprawdę. Dziwnie się czuję patrząc na nią wzrokiem zakochanego durnia. Ale ona jest jak mocne wino - jest świeża i rozkosznie arogancka. Ma w sobie coś innego, coś, czego nie miała do tego czasu żadna. Ma nade mną przewagę, na bogów, ona może zrobić ze mną, co zechce, a ja nawet nie będę się wzbraniał. Zawsze śmiałem się z tego uczucia. Zakochanie, a niech to. Jeszcze wczoraj traktowałem to jak zabawę, ale co mam powiedzieć dziś? Znalazła kosa kamień.

- Nie martw się. Ludzie na dole są pewnie równie... rozbawieni... co Galeon. Możemy dobrać do repertuaru cokolwiek, a oni i tak zaczną gwizdać, a potem uderzać w brawa. Znam parę ballad od pewnego barda z Chandi - pewnie się nadadzą.

Jestem pełen podziwu dla tego grubasa. Stopnie na górę są wcale strome, a on wdrapał się na nie bez problemu. Muszę zapamiętać, żeby pod żadnym pozorem nie grać z nim w zawody na chlanie. No, ale już będzie tego. Nie mogę kazać gościom czekać. Chloe siedzi już na stołeczku obok kontuaru. Ech. Jest taka cudna. Pierwsza struna, druga, trzecia, czwarta, ostatnia. Brzdęk. Dobra, niech zacznie się farsa.

- Gotowa na pokaz, siostruniu? Jak nie znasz słów - improwizuj.

Kurcze, dużo ich. Miałem wrażenie, że będzie troszkę mniej ludu. Ale to nic, może dzięki temu zarobię nieco więcej.

- Panie, panowie, brodacze i orkowie - czas zapoznać was ze sztuką! Proszę o ciszę oraz o uwagę. Wasze brudne uszka swoim głosem muskać będzie moja siostra, Chloe. Jest to pieśniarka światowego rozgłosu, doceńcie więc wdzięk jakim chce was obdarować. Moją skromną osobę znacie już. A jak nie znacie, to poznacie. Gawron jestem, kłaniam się i nie paplę już więcej. Droga chłopska maso - rozkosz na was czeka!

No, no, nie zawiedź mnie, mała. Dobrze cię nastroiłem więc pokaż, na co cię stać. Wdech, wydech, wdech...

Zapachniało powiewem jesieni,
Z wiatrem zimnym uleciał słów sens.
Tak być musi,
Niczego nie mogą już zmienić,
Brylanty na końcach twych rzęs...


.

***

No i stało się. Znów to samo. Powtarzająca się część scenariusza. Ines odeszła. Nie pierwsza - nie ostatnia - ale na pewno inna niż pozostałe. Coen zastanawiał się przez jeden wieczór nad powodem, dla którego boska Ines rozstała się z nim bez słowa. Bez pożegnania. Bez uzasadnienie. Ale potem przestał się już zastanawiać - nie chciało mu się raz jeszcze przechodzić przez to samo: załamanie, rozpacz, powolne wracanie do siebie, zapomnienie. Dlatego też z wdzięcznością większą niż zawsze odebrał od Galeona zapłatę za koncert. Spędzając srebro w karczmie próbował - tak po prostu - od razu przenieść się do ostatniego etapu godzenia się ze stratą. Chciał o Ines zapomnieć. Cena za usuniecie wspomnień okazała się dość niska - kosztowało go to raptem parę monet, za które dostał od gospodarza dwie duże butle przedniego wermutu. Bard przez dwa dni doprowadzał się do jako takiego stanu, sącząc w samotności wino oraz znalezioną gdzieś pod stołem naleweczkę. W końcu zdał sobie sprawę z tego, że jego wątroba ma co do tego pewne zastrzeżenia i przestał wlewać w siebie trunek. Po skończeniu nawadniania swego organizmu oraz mentalnego drapania nie do końca zagojonego jeszcze rozdarcia w sercu, podziękował Galeonowi za opierunek i braterską postawę - a potem przemaszerował przez próg Upadłego Kuroliszka i udał się w inne miejsce. Nie wiem gdzie. Naprawdę. Powinniście koniecznie zapytać go o to sami...

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

59
Ile definicji można przypisać słowu "rozbawieni"? Schodząc po schodach zastanawiałam się nad tym i gdy dotarłam na sam dół, przekonałam się, że definicji jest dokładnie tyle, ile samych "rozbawionych". Od wyjątkowo pobudzonych, szczęśliwych jak dzieci, przez smutek aż po sen. Nie żebym spodziewała się gromady lordów sączących kawę z porcelanowych filiżanek, jednak ten widok mocno mnie odrzucił. Jedną z cech, które posiadłam na dworze była samokontrola, która patrząc przez pryzmat czasu okazała się najpotężniejszą bronią, jaką mogłam posiąść. Kształtowałam ją różnymi sposobami, często bolesnymi. Igła wbita w odpowiednie miejsce na ciele, która przypomina o sobie przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu nie zmywała mi uśmiechu z twarzy. Jest w tym coś z samookaleczania, jednak nie robiłam tego dla zwrócenia uwagi, tylko sprawdzenia samej siebie. Nauczyło mnie to tak zwanej "kamiennej twarzy", która nie dawała dostępu nikomu do moich emocji.

Dlatego też wstrętna atmosfera nie była w stanie przebić się przez moją maskę. Weszłam pewnym krokiem, uśmiechając się od czasu do czasu do poszczególnych osób. Oczywiście dbam o każdy, najdrobniejszy gest, żebym nie została pomylona z prostytutką. Moja gestykulacja jest subtelna, wyważona, praktycznie nie rzucająca się w oczy, nie nachalna. Czekając na Coena powtarzałam w myślach lekcje śpiewu. Nie jest to moja najmocniejsza strona, uczyłam się bo tego wymagała etykieta. Córy wielkich rodów musiały być wszechstronnie uzdolnione, musiałyśmy się na wszystkim znać, żeby umieć rozmawiać z przyszłymi partnerami i przykuć ich uwagę rozmową. Co za kretyn wpadł na pomysł, że którykolwiek mężczyzna uderzając w zaloty do swojej wybranki zacznie rozmawiać o obrazach? Nie ważne. Wracając do mojego głosu, co tu dużo mówić, jest całkowicie przeciętny. Widziałam wielokrotnie prawdziwe diwy obdarzone potężnymi głosami, które całe życie nie robiły nic innego poza śpiewaniem. Nie jestem ignorantką, żeby się do nich porównywać. Znam podstawy śpiewania, wydobycia głosu z przepony i nadania mu przyjemnej dla ucha barwy- tyle. Jest jednak coś, co opanowałam.

Obserwując ludzi zauważyłam, że bardowie i chodzi tu o rodzaj męski, grają po to, żeby cieszyć ucho. Natomiast kobiety występują, żeby cieszyć oko. Odtwarzamy coś, co nie było nasze, takie odgrzewanie zupy w innej formie. Dlatego większość ballad, pisana przez mężczyzn dla mężczyzn jest bardzo schematyczna.Chciałabym kiedyś usłyszeć jakąś "bardkę", śpiewającą o wyczynach kobiet. Przedstawienie czas zacząć!Dostrzegam w Coenie nagły przypływ pewności siebie, coś czego zabrakło w naszych relacjach. Widocznie podczas występów czuł się jak ryba w wodzie, ja natomiast kierując się myślą o "cieszeniu oka" rozpoczęłam drugą zwrotkę, czekająć uprzednio aż Coen skończy pierwszą.

Tam, gdzie mieszkasz już biało od śniegu,
Zaczynam wolno, pewnym krokiem wędrując między stołami pozwalam zebranym podziwiać moje kształty. Uwydatniam je lekkim falowaniem bioder przy każdym kolejnym kroku.
Szklą się lodem jeziora i błota.
Podeszłam do jednego z mężczyzn i delikatnie przebiegłam mu palcami po policzku, uderzam w niego wywieraniem wpływu chcąc wywołać zachwyt.
Tak być musi,
Już zmienić nie może niczego,

Podobne gesty czynię przy innych stołach, mniej lub bardziej subtelne. Cały czas dbam o to, żeby nie przekroczyć granić "klasy", wszak brzydzę się wszelkimi przejawami nietaktu.
Zaczajona w twych oczach tęsknota.

Kończąc moją zwrotkę siadam przy wolnym stoliku, wkładam ręce pod brodę i spod przymrużonych powiek patrzę z zachwytem na mojego "brata". Zakładam nogę na nogę i odpowiadam na uśmiechy. Czuje się wspaniale, jak królowa. Królowa ludzkich serc...

***
Tak zaczęłam rozwijać swoją nową osobowość- Chloe. Spędzałam miło czas w towarzystwie Coena, coraz częściej zapominając o moich planach i aspiracjach. Wewnętrzna Evony oddalała się, podczas gdy Ines całkowicie przejmowała kontrolę nad moimi myślami. Za plecami czułam oddech Sulona, który przywoływał mnie do porządku i nakazywał odcięcie się od Ines i wyruszenie w dalszą podróż.
Nie zamierzam łamać zasad systemu. W odpowiednim momencie odeszłam bez słowa, porzuciłam Ines i Chloe. Jako Evony udałam się do Qerel, zgodnie z kierunkiem wiatru. Tam czekają na mnie kolejne ofiary, nowe wcielenia, nowe serca, które zamierzam skraść. Może ktoś w końcu odkryje, kim tak naprawdę jestem?

Re: Pod Upadłym Kuroliszkiem

60
Dziewczyna udała się do pomieszczenia w którym została naszykowana dla niej kąpiel. Jej skóra, jakaż była delikatna i jasna. Oczy ciemne jak noc zabłysły jak poranek złudnie spokojny.
Onniel splątała włosy w długie warkocze i zrzuciła z siebie ubranie. Pantofelki ułożone ładnie, zdobione w paciorki przykuły jej rozespany wzrok i pozwoliły marzyć. Spod powiek dziewczyny wykluły się obrazy, barwy srebra i obecnie panującej pogody. Krople obwieszone na gałęziach mieniły się jak te na jej skórze. Zmuszona by cały świat piękna zaklęty w tych paciorkach i wzorach uciszyć - ujęła w dłonie wodę i przyłożyła do twarzy. Kiedy obmyła swe ciało, ubrała się i wróciła do pokoju w którym spał jeszcze Rothern po jakże pozbawiającej sił nocy. Jego olbrzymie ciało grzane promieniami słońca sprowadziło na siebie wzrok dziewczyny. Przysiadła na skraju łóżka i poprowadziła opuszkami palców, ścieżką zawiłą po jego plecach. Spał. Wtedy zobaczyła kawałek rękojeści wystającej spod poduszki. Spojrzała raz jeszcze na mężczyznę i sięgnęła dłonią po znalezisko na którym zawiesiła wzrok.
Ostatnio zmieniony 09 sty 2016, 21:36 przez Onniel, łącznie zmieniany 1 raz.

Wróć do „Oros”