Re: Targ

16
- Najlepsze płótna! Tkaniny lekkie jak pióro prosto z Meriandos! - donośny krzyk rozległ się tuż przy uchu Beherith, która prędko odskoczyła od stoiska. Właściciel kramu zdawał się jej nie zauważać, jednak sądząc po mięśniach wielkich jak beczki piwa w portowych karczmach, gdyby tylko przyłapał ją na kradzieży z łatwością mógłby przełamać dziewczynę na kolanie.
Ciemny kapturek rzucił ostatnie, rozżalone spojrzenie na kolorowe materiały warte przynajmniej kilka monet, po czym wpłynął w wartki strumień ludzi ciągnących przez plac w poszukiwaniu najlepszych okazji; różnorodność towarów aż kuła w oczy. Przeciętny kupiec łapał się za głowę, widząc wszystkie wspaniałości oferowane na targu w Oros - barwne szkiełka przyciągały wzrok, świeżo upieczone pyszności wodziły za nos, a muzyka kierowała kroki przechodniów do biednych, lecz utalentowanych grajków, którzy zagłuszani byli przez dobiegające z każdej strony ryki przekrzykujących się sprzedawców, mieszające się z odgłosami znudzonych zwierząt, czekających cierpliwie w pełnym słońcu dnia.
Beherith złapała się brzuch, czując nadchodzące skręty żołądka. Od trzech dni w jej ustach ciągle gościł smak pustki. Schyliła się, by odetchnąć, gdy wtedy okazja do nagłego wzbogacenia się przemaszerowała tuż obok jej nosa - ubrana w szeroką koszulkę kobieta, trzymająca za rączkę trzy, może czteroletnie dziecko, które wiło się niespokojnie pod spojrzeniami słodkości pyszniących się na stoiskach. Dziewczyna zmrużyła oczy, osłaniając je dodatkowo dłonią przed natrętnymi promieniami słońca.
"Sakiewka w kieszeni..."
Beherith bez dłuższego namysłu pomknęła za kobietą, niechcący potrącając staruszkę z koszykiem pełnym owoców i warzyw, które rozsypały się po placu. Dziewczyna obróciła się na pięcie.
- Bardzo przepraszam - rzuciła na jednym wydechu. Z ukrywanym chytrym uśmieszkiem padła na kolana, by pomóc pozbierać prowiant, co zajęło jej dosłownie chwilkę. Zgodnie z oczekiwaniami dziewczyny, siwowłosa nawet nie zauważyła, że parę jabłek już nie wróciło do kosza, a jeszcze podziękowała za pomoc. Beherith skłoniła się nisko, po czym odszukała wzrokiem kobietę zajętą obecnie krzyczeniem na malucha, który rozpłakał się na środku targowiska, wskazując na wielkiego, dumnego lizaka.
Przegryzając jabłko dziewczyna wolnym krokiem zbliżyła się do kobiety i dokładnie jednym palcem zahaczyła o sznureczek wystającej sakiewki. Jej ciężar jednak nie robił wrażenia, a wręcz przeciwnie - woreczek był pusty. Dziewczyna z kwaśną miną rzuciła sakiewkę pod nogi, przeklinając w duchu swojego pecha.
Usiadła na rozgrzanych płytach kamiennych schodów prowadzących w dół targu, zbyt zmęczona pod ciemnym płaszczem w słoneczny dzień, by ponownie polować na czyjkolwiek dobytek. Zresztą targu na ogół nie odwiedzali bogacze z wypełnionymi sakiewkami - takie rzeczy jak kupowanie ziemniaków robili za nich nie bardziej majętni od Beherith służący.
Przymknęła oczy, rozkoszując się słodkim smakiem jabłka, chociaż w rzeczywistości było niedojrzałe i kwaśne jak wszyscy diabli, lecz osładzała je myśl o tym, że za parę dni dziewczynę znów nawiedzi pustka w żołądku i plecaku. Rzuciła ogryzek na trawę, gdzie od razu wydziobały go ptaki, po czym wstała i powłóczystym krokiem minęła przechodzącego obok rycerza.
Rycerz.
Beherith obróciła się nagle, wodząc wzrokiem po sylwetce mężczyzny w poszukiwaniu kiesy. Była tam - wyraźnie ciążyła i zdawała się przywoływać dziewczynę, która zawahała się, gdy jej wzrok padł na miecz przypięty u boku wojownika. Przygryzła wargę i najciszej jak tylko umiała zakradła się do idącego swobodnie placem, zamyślonego rycerza, mając cichą nadzieję, że odpłynął do krainy marzeń na dobre.
Wyciągnęła palce w stronę mieszka, pochwyciła go dziecięcą dłonią i zerwała się do biegu. Jakież było jej zdziwienie, kiedy omal nie wywróciła się do tyłu. Momentalnie poprawiła kaptur, potem spojrzała na sakiewkę, która zaczepiona była o srebrny łańcuszek. W końcu bardzo powoli przeniosła wzrok na twarz górującego nad nią mężczyzny, przełykając głośno ślinę.
"Cudownie."

Re: Targ

17
Rycerz podrapał się po głowie i spojrzał w stronę, z której przybył.
"Nie mogę czekać i zastanawiać się w nieskończoność, co z sobą począć. Nie stać mnie ani na pochwę, ani na drewnianą tarczę, ani nawet na dwa noclegi w karczmie. O księgach już nie mówiąc... Muszę znaleźć sobie pra.."
Z zamysłu wyrwało go dość silne szarpnięcie za pasek. Jego wzrok powędrował na sprawczynię, zaś jego dłoń odruchowo na rękojeść miecza. Spod przymrużonych powiek pierw spojrzał chłodno na nią, następnie na swój mieszek, aby upewnić się, iż wszystko jest na miejscu.
-To chyba należy do mnie... - zaczął wolno, chwytając mocno dziewczynę za nadgarstek.
"Tutaj wspomagasz ostatnimi środkami wojennego kalekę, a tutaj okrada cię dziecko..."

Re: Targ

18
Mocne szarpnięcie za nadgarstek sprawiło, że przerażenie Beherith prędko przerodziło się w zwierzęcą złość. Rozchodziła się po jej ciele ciepłymi strumieniami, otulając serce dawką adrenaliny. Mała dłoń zaciskała się raz po raz na bandażach, zazgrzytały zęby.
Kiedy mężczyzna tracił czas na sprawdzanie ekwipunku, w jej małej, chytrej główce już rodził się plan ucieczki.
Zmrużyła bystre, niebieskie ślepia, wpatrując się w trzymającą ją silną rękę i bez najmniejszego zawahania zatopiła w niej małe, ostre ząbki jak najmocniej mogła. Jednym z kłów przebiła skórę; po jej wardze spłynęła krew, a pukiel jasnobrązowych włosów natychmiast się do niej przylepił.
Rycerz wrzasnął, zaskoczony nagłym atakiem i puścił dziewczynę, która zerwała się do biegu gdy tylko poczuła rozkładające się nad nią skrzydła wolności.
Wojownik jednak szybko je podciął, łapiąc wierzgającą w powietrzu nogami Beherith za plecak. Jej mina wyrażała palącą chęć splunięcia mu w twarz.

Re: Targ

19
-Rodzice cię nie nauczyli, że nieładnie jest gryźć innych? - zapytał przez zaciśnięte zęby, potrząsając lekko małą. Po chwili, postawił ją na ziemię, jednak w międzyczasie złapał dziewczynkę za rękę i wykręcił ja do tyłu. Wprawdzie nie chciał skrzywdzić małej, ale chciał mieć również pewność, iż mu nie ucieknie. Po chwili, uczynił to samo z drugą ręką.
-Wiesz, gdyby nie to, że wiem, jak to jest, gdy głód i bieda zaglądają ci w oczy, zapewne teraz oddałbym cie w ręce straży. A oni zapewne ucięli by ci kilka palców za kradzież. Jednak tego nie zrobię - oznajmił łagodniejszym już głosem.
Po chwili ciszy, zapytał się:
-Gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię do rodziców, opiekunów, czy kogokolwiek tam masz.

Re: Targ

20
Beherith szarpnęła się, by uwolnić skrępowane za plecami ręce. Ten głupiec nie zdawał sobie sprawy z tego, że gdy tylko spadnie jej z głowy kaptur, a on będzie stał blisko niej, będą mieli poważne, bardzo poważne kłopoty. I to oboje.
Syknęła pogardliwie, kiedy zaczął przemowę o biedzie i głodzie, lecz on zdawał się tego nie słyszeć; pomimo agresji Beherith zachowywał spokój, chociaż równie dobrze mogły to być pozory. Dziewczyna wiedziała, że obecnie szansa ucieczki wynosi jeden do stu, a gdy się nie uda, Pan Wojownik może przestać być taki uprzejmy.
Postanowiła więc trochę poczekać, uspokoić skołatane nerwy i za parę chwil, kiedy nadarzy się do tego dobra okazja, zwiać i dodatkowo zerwać mocnym szarpnięciem przeklęty łańcuszek, znikając z dobytkiem w kniejach.
Aż trudno jej było powstrzymać uśmiech, który wykwitł na myśl o zdezorientowanym Panu Wojowniku, zagubionym i błądzącym niczym dziecię we mgle.
-Gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię do rodziców, opiekunów, czy kogokolwiek tam masz. - rzekł mężczyzna.
Milczała.
Nie miała zamiaru z nim rozmawiać; tak czy siak gdzieś ją zaprowadzi, a ona tak czy siak w końcu ucieknie.

Re: Targ

21
-Zatem będę musiał cię oddać straży miejskiej...
Filip westchnął, po czym chwycił mocniej małą za nadgarstki, wykręcając je mocniej i ruszył w stronę miejskiej strażnicy, po drodze rozglądając się za patrolami straży, coby w razie dostrzeżenia ich zawołać, nie przestając jednak uważać na dziewczynkę.
"Łapanie przestępców to też jakaś forma pracy... Choć szkoda dzieciaka..."

Re: Targ

22
Beherith biła się z myślami patrząc na grubego, rozpartego na jednym ze skrzypiących żałośnie krzeseł strażnika. Wyglądał na takiego, któremu łatwo się wymknąć, ale dziewczyna nauczyła się, że pozory mogą czasem mylić; Pan Wojownik zdawał się typem, któremu można zwinąć okulary z nosa, a i tak się nie połapie. W zasadzie to gdyby nie ten łańcuszek, który pewnie i tak zupełnie niechcący owinął się wokół kiesy, miałaby w garści i pieniądze i wolność.
Dziewczyna człapała obok prowadzącego ją mężczyzny. Była w o tyle beznadziejnej sytuacji, że gdyby nic nie powiedziała strażnikowi, pewnie zacząłby się nią interesować, a gdyby powiedziała, że nie ma domu, to także zacząłby się nią interesować, a wtedy wystarczyłby jeden niewłaściwy ruch i zapewne spłonęłaby na stosie za konszachty (to nic, że nie z jej woli) z samym diabłem. Musiała więc za wszelką cenę nie dopuścić do spotkania ze strażnikiem.
- Mieszkam tam - warknęła, wskazując podbródkiem na najbliższy domek. - A teraz mnie wypuść, sama trafię - wycedziła przez zęby, świdrując rycerza wzrokiem błękitnych ślepi zwierza.

Re: Targ

23
-Odnoszę wrażenie, że jednak tam nie mieszkasz... - odpowiedział chłodno.
Wprawdzie z jednej strony miał ochotę puścić dziewczynkę i mieć to wszystko za sobą, z drugiej strony jednak, poczucie obowiązku nakazywało mu wydać małą straży za kradzież.
"W obu przypadkach coś tracę i zyskuję. I co tu zrobić?"
Nie dając po sobie poznać, iż w myślach toczy on walkę z samym sobą, rycerz dalej szedł przed siebie, z każdą chwilą zbliżając się ku strażnicy.

Re: Targ

24
- Jesteś głuchy?! - warknęła Beherith szarpiąc się, dzięki czemu przystanęli na moment. Miała przemożną ochotę rozerwać na strzępy tego rycerzyka za pięć groszy. - Skąd wiesz, że tam nie mieszkam? Jesteś jasnowidzącym? - prychnęła wzgardliwie, ciągle uważając na to, by z głowy nie spadł jej kaptur.
Czuła coraz większą niechęć do prowadzącego ją mężczyzny. Uczucie to zagnieździło się w jej sercu i nie mogła się go pozbyć. Jednocześnie czuła przepływające przez jej ciało nitki energii, która pobudzały każdy jej zmysł i usprawniały do działania. Beherith pamiętała doskonale sytuację, kiedy uciekała przed rozwścieczonym tłumem w Salu. Wtedy czuła to samo, jednak niteczki energii szybko odpłynęły.
Teraz było inaczej; rosły w siłę i wcale nie miały zamiaru opuszczać ciała dziewczyny, która sama do końca nie wiedziała, co się z nią dzieje.

Re: Targ

25
-Gdybyś faktycznie tam mieszkała, pozwoliłabyś się tam zaprowadzić, a ja przekazałbym cię twoim opiekunom. A stwierdziłaś, że sama trafie. Myślisz, że jestem jak ci wszyscy półgłówkowaci kupcy? Gdybym tylko cię puścił, uciekłabyś gdziekolwiek, byle jak najdalej ode mnie. Nie muszę być jasnowidzącym, aby to przewidzieć - oznajmił półgłosem.
"Widać, że ją zaczyna ponosić... Boi się straży, kary, czy może chodzi o co innego?" - przebiegło mu przez myśl.

Re: Targ

26
Panował powszechny tłok. Człowiek człowieka popychał i poganiał.

Jak ja nie lubię tłumów...

Sidana wyszła z głównego nurtu ludzi i znalazła sobie trochę wolnej przestrzeni. Odetchnęła głęboko.
Jej płuca przeszyło powalająco ciepłe powietrze nadchodzącej wiosny. Lepiej, wiosny nadciągającej niczym lawina, która rozpuszcza cały śnieg i lód. I tak też się stało - śnieg stopniał, lód zniknął, mrozy zelżały. Ale pozostał jeden problem. Błoto.
Mimo utwardzanego specjalnie podłoża targu, błoto i tak musiało się pojawić. Mokra ziemia wymłócona tysiącem stóp miejscami zamieniała się w grząskie bajora, przy których czasami zatrzymywał się jakiś pies, żeby napić się brudnej wody. Elfka już czuła, jak buty zaczęły jej grzęznąć w jednym z takich bajorek. Uciekła na bok i jej wzrok ułowił znaną jej postać.

Filip, szedł w jej stronę, ale nie zauważył jej jeszcze. Prowadził, a właściwie, ciągał za rękę jakąś dziewczynkę, może 10 letnią. Widać było, że się stawia, jak pokazuje ząbki w zwierzęcym gniewie, jak błyska niebieskimi oczkami... i jak uparcie naciąga kaptur na twarz, jakby się starała ukryć przed kimś. Elfka postanowiła poczekać, aż znajomy podejdzie bliżej.
***
Have you forsaken us?
Have you forgotten our faithful men calling your name?

Re: Targ

27
Wśród tłumu ze szczękiem żelaza niemalże nagle wychynęła dwójka ubranych w pełne zbroje z tabardami o herbie złotej korony na niebieskim tle mężczyzn, o twarzach zasłoniętych hełmami garnczkowymi. Marszowym krokiem przepchnęli się przez kilku przechodniów, rozpychając się twardo łokciami, lecz nikt nie śmiał powiedzieć słowa. Pojawili się tak dynamicznie, że zanim Filip zdążył w ogóle się zorientować, to pochłonęło go to pojawienie się nowych osób. Kierując się wprost do mężczyzny z dziewczynką minęli ich i stanęli około dwóch metrów za nimi. Po prostu trudno było w jakikolwiek sposób zareagować - Filip nie potrafił tego określić słowami, ale było to jak błyskawica. Zjawili się nagle, jakby znikąd maszerując przez tłum tuż obok. Z Beherith było trochę inaczej. Coś jakby w środku głowy nie pozwalało się jej ruszyć z miejsca. Gdy rycerze ich minęli, stanął przed nimi mąż niezwykle wysoki, przysłonięty szerokim kapturem, o szacie chociaż czarnej, to bogatej i grubej, pełnej skórzanych wstawek. Za nim stało dwóch innych towarzyszy, o kapeluszach z wysokimi szpicami, opatulonych w skórzane płaszcze, przysłaniające prawie całe postacie. Były ciężkie i grube, a przecież było już ciepło. Zbyt ciepło na płaszcze.

- Beherith. Pójdziesz z nami z rozkazu Króla Aidana. Ty i Twój towarzysz. Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Wszystkiego dowiecie się w drodze - przemówił mężczyzna w kapturze, rozwijając przed nimi jakiś zwinięty wcześniej w rulon dokument. Na targ wjechała widoczna z tego miejsce spora kareta - nie byle jaka. Typowa dla osób z wyższych sfer, a widocznie to na nią wskazywał nieznajomy z dobrze uzbrojoną świtą.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Targ

28
Filip nawet nie do końca zdążył zareagować. Otworzył tylko lekko usta, lecz nie wydobyło się z nich żadne słowo. Zrozumiał, że właśnie znalazł się w środku czegoś... większego.
"W obecnej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego..."
Mężczyzna skinął głową i ruszył z wolna w stronę karety. Rozejrzał się on na boki, chcąc przyjrzeć się jeszcze żołnierzom i wtedy dostrzegł Sidanę. Zatrzymał się na chwilę i rzucił jej bardzo dziwne spojrzenie, z którego można by wyczytać jego nagły natłok pytań, jak i ogólne zagubienie. Stał on tak kilka sekund w ciszy, po czym powoli ruszył dalej.

Re: Targ

29
Sidana przyglądała się całej scenie dłuższą chwilę, po czym, w jakimś niejasnym dla siebie przebłysku, ruszyła szybko w stronę znajomego. Miała nieprzyjemne przeczucia.
Gdy była już mniej więcej na wysokości Filipa, podniosła do góry rękę, udając nieświadomość całego zajścia, zakrzyknęła jego imię. Może uda się jej jakoś zdziałać. Albo przynajmniej, będzie w stanie pomóc.
To nie jest zdrowy rozsądek, moja panno! - beształa siebie w myśli. - To wyższe sfery, a ten gamoń niechcący mógł się w coś wpakować. I chyba wiem, przez kogo.
Spojrzała na dziewczynkę. Dalej miała aparycję zahukanego zwierzątka, które ktoś usiłuje wepchnąć do klatki. Sidana uniosła brwi.
- Czy wszystko gra? - ponownie zawołała do Filipa. Granie głupiej zwykle działało. Zobaczymy, czy i tym razem.
***
Have you forsaken us?
Have you forgotten our faithful men calling your name?

Re: Targ

30
Beherith spojrzała na nadal trzymającego ją rycerza ze złością. Gdyby wtedy nie był takim upartym osłem i puścił ją do jej rzekomego domu, teraz nie mieliby żadnych kłopotów, ale nie, on musiał prowadzić dziewczynę aż do strażnika.
"Wzorowy obywatel!" prychnęła w myślach. Mężczyzna obrócił głowę w jej stronę, zupełnie jakby usłyszał lekceważące fuknięcie.
- To wszystko twoja wina - jej wargi poruszyły się bezgłośnie w takt wypowiadanych słów oskarżenia.
Prowadzeni przez środek targu wzbudzali zainteresowanie przechodniów. Gwar rozmów i ogólny hałas dobiegający ze wszystkich stron otaczał dziewczynkę, która coraz bardziej zirytowana zaczęła lekko drżeć. Patrząc "spod byka" zlustrowała niechętnym wzrokiem pysznych wojowników króla Aidana, który rządził tutaj każdym ziarenkiem piasku.
Beherith natomiast nie uznawała nad sobą żadnej władzy.
"Nikt nie będzie mi mówił co mam robić!"
Myśl ta huknęła z całą siłą w jej umysł, zalewając go falą magicznego uniesienia. Na koniuszkach drobnych, brudnych palców dziewczynki pojawiły się skrzące niteczki energii, które poraziły idącego z nią rycerza.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”