Brama handlowa i rynek jarmarczny

76
POST POSTACI
Lindirion
Elf zmarszczył brwi. Ten niegrzeczny chłopiec niewiele rozumiał!

- Konie ciągnące powóz były tam- wskazał dłonią przed siebie, - ciągnąc powóz. Natomiast ten naruszył moją strefę osobistą, wciskając swój pysk i te wielkie zębiska w moją twarz. - Tłumaczył, choć nieco mijał się z celem. Koń wcale nie był taki zły, a i trzymał się na dystans od Lindiriona. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Żadne. Był zbyt blisko i był zbyt przerażający. Szczęściem, Tanga wydawał się dość silny, by w razie czego taką bestię przegonić.

Iskry z dłoni były tylko sztuczką, ale jak Lindirion się spodziewał, wystarczyły, by pobudzić wyobraźnię niemądrego chłopaka. Złapany za dłoń, w pierwszym momencie spiął się, w następnym zaś rozprostował palce, by pokazać, że za iskrami nie stoi nic ponad magię.

- Chłopcze, chłopcze! Delikatniej. - Odezwał się głosem zbyt... miękkim. Tanga źle na niego działał, przewracał bariery i przekraczał granice, które powinny zostać zamknięte. Mógł też źle podziałać w aspekcie fizycznym, na jego ramię, gdy zaczął tak wykręcać jego rękę. - Jestem mistrzem sztuki magicznej. To, co widziałeś teraz, to nic. Wkrótce pokażę ci więcej. - Jako że ogień w domu kupca strawił glewię Tangi, Lin wolał nie wracać wspomnieniami do tamtego zaklęcia. Tanga byłby jeszcze gotów szukać zemsty za zniszczoną broń! Jeśli chciał popisywac się kulami ognia, mógł zrobić to bez rozdrapywania ran.

Lindirion powtórzył imię i tytuł Tangi, smakując je na języku. Nie brzmiało mu jak nic, co dotąd słyszał. Klan Dwachkarr nie stanął dotąd na jego drodze.

Krótkość zatwierdzenia tego, iż strażnik przyjął do wiadomości imię i cel Lindiriona i Tangi, nieco zbiły elfa z tropu. Nie spodziewał się fanfarów i czerwonego dywanu, ale "aha" nie było odpowiedzią, którą mógł przewidzieć. Czy jego naziwsko niczego nie znaczyło już w Oros? Uśmiech, który czaił się na jego ustach po rozmowie z Tangą, zniknął bezpowrotnie, ustępując miejsca zmarszczce, która wykwitła między jego cienkimi brwiami. Niemiłe słowa miał prawo potraktować jako atak na swoją osobę.

- Drogi panie, nawołuję o więcej szacunku. - Odezwał się tak zimno, że aż mogły zacząć boleć stawy. - Doprawdy, cóż stało się z Oros? Gdzie podziały się resztki ludzkiej przyzwoitości?

Ostatnie pytania skierował do Tangi, choć nie spodziewał się, że ten mu na nie odpowie. Westchnął i pokręcił głową. Czy miał przejmować się zachowaniem strażników? Zapewne. Z drugiej strony, nie planował długo zabawiać w mieście.

Przyjął zapłatę z podziękowaniami, zarówno za złoto, jak i za ostrzeżenia.

- Słyszałeś, co mówił, Tango. - Odezwał się znów do towarzysza. Nie myślał nawet o tym, by dzielić zapłatę. Póki stanowili drużynę, mógł opiekować się finansami. - Miejmy się na baczności. Obawiam się, że to nie jest już miasto, które pamiętam. - W jego ton wkradła się fałszywa nuta, sugerując żal za Oros, które odeszło sto lat temu. - Nie obawiaj się. Pora jest późna. Znajdźmy miejsce, w którym możemy się zatrzymać, rano udamy się do kowala.
Obrazek

Brama handlowa i rynek jarmarczny

77
POST POSTACI
Tanga
Ciemne brwi podeszły wyżej na wspomnienie o rzekomo wielkich, końskich zębach. Jasne, były duże. Zwłaszcza w porównaniu do ludzkich. Nie stały natomiast choćby w połowie skali, którą Tanga prawdopodobnie mógłby całkiem sprawnie wyrysować patykiem na piasku. Gdyby posiadał nieco więcej podstawowej wiedzy o świecie albo chociaż minimum żyłki do interesu, może nawet zbierałby zęby wszystkich tych zwierząt i bestii, z którymi miał styczność. Doprawdy, skoro pyski i zęby koni przerażały elfa, co by powiedział podczas styczności z dzikiem? Z niedźwiedziem? Z MAMUTEM?

Upomniany, poluzował co prawda uścisk na zdecydowanie zbyt wychudzonej dłoni, ale wciąż trzymał własną twarz w odległości, która pozwalała na całkiem dokładne dojrzenie linii papilarnych. Zupełnie, jakby dostatecznie intensywne wlepianie oczu w tę konkretnie część ciała Lindiriona miało pomóc mu zrozumieć zasady działania jego magii.
- Mistrzem czarownikiem!! - poprawił się Tanga entuzjastycznie. - Jedyny, jakiego widziałem, zrzucił na nas skały w górach! - poinformował z zaskakującym, jak na siebie, szacunkiem w głosie.
Mimo iż wspomnienie tamtego dnia nie należało do przyjemnych, wciąż był w stanie uznać martwego już czarodzieja za silnego przeciwnika, któremu nie łatwo było się dobrać do skóry. Gdy już jednak się do niej dobrał, pękała z tą samą łatwością, co każdego innego śmiertelnika. Sam Tanga o magach wiedział tylko tyle, że byli rzadko spotykani, że potrafili robić cudaczne rzeczy przy pomocy skomplikowanych słów i gestów oraz to, że nie w większości nie należeli do typu lubującego się w przemocy. Z tego też powodu, miał o nich dość mieszane zdanie, co nie pozwalało mu odczuwać dzikiej fascynacji, gdy stykał się z samą magią!

Z wymiany zdań między strażnikami a elfem, Tanga nie wywnioskował zbyt wiele. Nie przywiązywał do niej nawet zbyt wiele uwagi. Musiał natomiast przyznać, że również od swojej ostatniej wizyty te dziesięć, może dziewięć lat temu, miasto wydawało się obecnie dziwnie... Puste i ciche w porównaniu ze wspomnieniami. Nie była to dla niego natomiast zmiana na gorsze. Nie przepadał za wrzawą niemającą nic wspólnego z burdą na pięści.
- Co to "przyzwoitości"? - zapytał natomiast, wyłapując słowo, które najpewniej zdarzyło mu się już wcześniej usłyszeć i być może skierowano je i w jego stronę, gdy akurat biegał gdzieś bez gaci, ale tego pamiętać nie pamiętał.

Rozglądając się, nic nie zrobił sobie z zapłaty, jaka wylądowała w elfickich rękach. Pieniądze nie były mu zasadniczo potrzebne do szczęścia, choć w miastach na pewno pomagały. Wciąż miał ostatni samorodek złota. Przedostatni wcisnął karczmarzowi w Ujściu, jeszcze przed podróżą. Mężczyzna na pewno do teraz świętował ignorancję Tangi względem faktycznej wartości kruszcu.
Kiwając głową na słowa Lina, mimo zerowej obawy o własne życie, ruszył w absolutnie przypadkowym kierunku, by znaleźć oberżę.
- Długo zostajemy? Nie chcę zostawać długo. Miasta mają głupie zasady.
Foighidneach

Brama handlowa i rynek jarmarczny

78
POST BARDA
Jedyną reakcją na słowa o szacunku były pełne obrzydzenia spojrzenia. Dla nich, Elf przypominał brudnego i śmierdzącego żebraka, który prosi o datek na piwo. Nie raczyli odpowiedzieć na ten wyrzut, bo przecież, dlaczego mają rozmawiać z gorszą rasą? Dodatkowo ich czas warty się kończył i nie będą brudzić sobie rąk oraz broni kimś takim. Wszystko oczywiście w swoim czasie.

I tak skierowali się do wyjścia z placu, choć nie uszli daleko, kiedy usłyszeli z pobliskiej ulicy dochodzące nawoływanie jakiegoś człowieka.
- W dniu jutrzejszym odbędą się zawody dla wszelakich maści wojowników. Ci, którzy swe ciała szlifowali od urodzenia, mogą pokazać swe umiejętności na pierwszym turnieju w Oros. Zapraszam na to wydarzenia, które odbędzie się na placu treningowym gwardii miejskiej. Jutro w samo południe. - Zauważyli człowieka, który szedł w ich kierunku. Młody dosyć. Na oko w okolicy wieku dorosłego. Głos miał donośny, jakoby nawoływanie i nagabywanie miał we krwi, gdyż tłumy musiał przekrzyczeć.
Spoiler:
Ten chłopak podszedł do idącej dwójki i swój wzrok skierował na Tange, jakby był pod wrażeniem jego sylwetki. Oczy miał jak monety. Dla niego obecnie elf nie istniał. Był jedynie tłem dla tego człowieka, bo przecież przy nim to wyglądał jak chucherko, które można zdmuchnąć kichnięciem.
- Dobry wieczór! - Zawołał donośnie, będąc blisko, chcąc zwrócić swoją uwagę wojownika z klanu Dwachkarr. - Nie chciałby pan wziąć udziału w turnieju, który odbędzie się jutro? Najlepsi wojownicy z Oros i okolic zmierza się miedzy sobą w walkach bez użycia oręży. Oczywiście przewidziana jest nagroda! Dla zwycięzcy AŻ tysiąc gryfów oraz magiczny przedmiot stworzony do walki przez naszych najznamienniejszych Czarodziejów z Uniwersytetu! Ktoś taki jak Pan na pewno ma wielką szansę wygrać główną nagrodę! Naprawdę namawiam z całego serca! To będzie niesamowite pojedynki i wyzwania! - Chłopak mówił z lekkim podekscytowaniem w głowie. Oczywiście to nie wszystko. Dla potwierdzenia własnych słów wyciągnął jeden z plakatów reklamowych i podał go Tandze. Jeśli go otworzył, mógł przeczyć informację:
Rada miejsca Oros!
Zaprasza na pierwszy turniej wojowników!
Pokażcie swe umiejętności!
W walce bez użycia broni!
Przewidziane nagrody dla zwycięzcy!!
Tysiąc gryfów!
Magiczny przedmiot!!
Stworzony przez najlepszych zaklinaczy!
Nie czekaj!
Tylko przyjdź!
Plac treningowy gwardii miejskiej!


Zasady:
Nie zabijamy przeciwników.
Walka trwa do poddania lub utraty przytomności.
Nie używamy magii.
i
Licznik pechowych ofiar:
8

Brama handlowa i rynek jarmarczny

79
POST POSTACI
Tanga
Tanga był całkiem pewny w swoim przekonaniu o niechęci spędzenia zbyt dużej ilości czasu w Oros. Był go pewny mniej więcej przez jakieś dziesięć minut. Aż do momentu, w którym nie padły dwa, magiczne słowa: "zawody" i "najlepsi wojownicy". Nie trzeba było geniusza, żeby domyślić się, jak zadziałają na twardogłowego, kochającego się wyłącznie w broni i pokazach siły osobnika, wychowanego przez orków.
Zatrzymując się i nasłuchując, najpierw z odległości, później, gdy nawoływacz zaczepił ich bezpośrednio, Tanga wyprężył się pod komplementem jeszcze bardziej. Słuchał bardzo jak na siebie uważnie, choć część dotycząca nagrody weszła jednym uchem, a wyszła drugim. Ponieważ Oros uchodziło wśród osób z jego wioski głównie za miasto jajogłowych, nie oczekiwał tu podobnego turnieju. Gdyby wiedział o istnieniu takowych, na pewno dużo chętniej zabierałby się z ojcem do miasta!
- Najlepszych... - powtórzył na wydechu, niczym tajemne zaklęcie, chwilę wpatrując się rysunek na plakacie w kompletnym bezruchu.
Spoglądając ponownie na Lindiriona, jego twarz najpierw pojaśniała, a później dosłownie rozpromieniła się przez szeroki, dziecięcy uśmiech nieopisanej radości, który sięgał aż do oczu. Gdyby wpisać go na konkurs uśmiechu, który zdolny byłby przysłonić nawet słońce, na pewno zdobyłby nim pierwsze miejsce.
- Możemy zostać na dzień! - głośno zmienił wiec zdanie, kiwając żywo głową. - Chcę spróbować! Chcę zawalczyć!
Jedna z brwi lekko acz dostatecznie wyraźnie drgnęła, gdy mrużąc oczy spojrzał znowu na plakat.
- R... Ra-... Rad-... - uciął, zmarszczył się nieco, po czym wyciągnął plakat w stronę elfa bez słowa wyjaśnienia.
Foighidneach

Brama handlowa i rynek jarmarczny

80
POST POSTACI
Lindirion
Lindirion rozmasował dłoń, gdy udało mu się ją wyrwać z uścisku Tangi. Silny chwyt nie był tym, co dobrze działało na stare kości. Westchnął lekko.

- Chłopcze, chłopcze! - Upomniał go. - Nie: czarownikiem. Niektórzy mogą nazwać mnie: czarodziejem, inni, co też preferuję: magiem. Czarownik to pejoratywne określenie. - Pouczył. Zaraz jednak ściągnął brwi, gdy Tanga podzielił się swoim przeżyciem. Czegóż ten chłopak doświadczył?! Dreszcz przeszedł po plecach elfa na myśl o toczących się głazach. Przez Tangę Lin nabawi się jeszcze większej ilości zmarszczek! - Skały w górach? To zaskakujące, że wyszedłeś z tego cało. Ciesze się, że wszystko dobrze się skończyło. A przyzwoitość, mój drogi...

Mag gotów był udzielić Tandze kolejnego wykładu, gdy zlazł z wozu i począł iść w kierunku, który obrał jego towarzysz. Jego również zdziwiło to, jak puste wydawało się miasto, mógł jednak zwalić to na porę dnia. Strażnicy mówili o niepokojach, jednak czy rzeczywiście mogło być tak źle? Czy elfy w Oros były na wymarciu? Cóż mogło stać się z rodziną Aldario?

- Przyzwoitość to wzorzec zachowań, które biorą pod uwagę obczajność, jak również szeroko pojętą morlaność. - Wyjaśnił usłużnie. Szedł, podpierając się o swój kostur. Laska ślizgała się na bruku i utykała między kamieniami... Ach, gdy był tu ostatnim razem, był jeszcze młody i chyżo mógł biegać bez podpory! Nie, żeby teraz kostur służył wyłącznie jako kijaszek dla staruszka. Wyrysowane na głowni znaki i kawał obsydianu zatknięty na szczycie dawały pewne wyobrażenie o magii, którą władał właściciel. Zresztą, bez kostura Lindirion poruszałby się z identyczną sprawnością. - Pomyśl o tym tak: przyzwoitość to sposób, w jaki mógłbyś zachować się przy matce. - Próbował ująć myśli w słowa nieco łatwiej, przyziemniej, by znlazły drogę między loczkami, do uszu, a dalej do głowy Tangi!

Nawoływania naturalnie zwróciły również i jego uwagę. Nie musiał długo zastanawiać się, by wiedzieć, że jego towarzysz nie odmówi sobie przyjemności wzięcia udziału w całej tej bitce. Młodzi chłopcy tego potrzebowali: potu i krwi!

- Magiczny przedmiot stworzony do walki? - Podłapał słowa młodzianina. Nie odmówił sobie włączenia się do rozmowy. - Cóż to za przedmiot? Któż go wykonał? - Uniósł lekko brwi, jakby nie spodziewał się, że chłopię go zaskoczy, choć w głębi ducha liczył na to, że rozpozna znajome nazwisko z uniwersytetu. Należało jednak odmówić. - Mój młody przyjaciel Tanga... - Urwał, gdy jego osobisty wojownik wyraził chęć wzięcia udziału! - ...chętnie weźmie udział?

Pokręciwszy głową, westchnął. Musiał odpuścić, był to winny Tandze. Przecież to on sam zaciągnął go do Oros! Gdyby nie on, byliby już w okolicach Fenistei. Poza tym, jak mógł powiedzieć "nie" widząc ten uśmiech?

Elf zamarł, gdy chłopak podał mu plakat.

- Rada.. RADA. Chłopcze, to takie łatwe słowo. Nie potrafisz czytać? Będziemy musieli nad tym popracować. - Zacmokał z rozczarowaniem. - W drodze do Fenistei. A teraz słuchaj. Rada... to to słowo. R-A-D-A. Rada miejsca Oros. Zaprasza na pierwszy turniej wojowników...

Powoli przeczytał mu plakat, tak, by doszedł do Tangi sens słów. Jeśli trzeba było, powtórzył.

- Zostajemy w mieście na noc. Myślę, że możemy zostać też jutro cały dzień, jeśli masz ochotę konkruować.
Obrazek

Brama handlowa i rynek jarmarczny

81
POST BARDA
Młodzik oczekiwał na reakcje, a ta była taką, jaką chciał ujrzeć. Pierwszy odezwał się elf i dopiero wtedy, jakby go zauważył. Zmrużył oczy, przyglądając mu się. Od razu dostrzegł, że nie należy do gatunku człowieczego. Parszywy elf i miał odpowiedzieć już coś, co spowoduje, że ten straci zainteresowanie. Szybko spojrzał na Tangę i zamyślił się przez chwile.
- Rękawice bojowe. Sam nigdy ich na oczy nie wiedziałem, więc nie jestem w stanie więcej powiedzieć o nich. Bardzo przepraszam za tą niedogodność. - Odpowiadając Lindirionowi, przypatrywał się tandze, gdyż te słowa skierowane były do niego. W końcu chodziło mu o widowisko. A takie należy zapewnić mieszkańcom Oros.
- Mistrz Heinz oraz Mistrz Jutzenbach są twórcami tego niesamowitego wyposażenia. - Drugie nazwisko nic nie powiedziało elfowi. Musiała być to osoba, która zdobyła tytuł profesorski dawno po tym, jak nawet jego pokolenie studentów skończyło studia. Inaczej sprawa miała się z tym pierwszym. Tutaj skojarzył ta godność z jednym z jego studentów. Tylko pojawiły się pewne wątpliwości. Ta osoba, którą miał w pamięci, nie specjalizowała się w zaklinaniu. To raz. A dwa, zgodnie z najprostszą matematyka powinien być martwy przynajmniej od pół wieku. Właśnie z powodu bycia człowiekiem.
- W tych zawodach weźmie udział cała śmietanka najznamienniejszych wojowników. Strażników, którzy swą powinność wobec miasta pełnią długą i walczyli w niejednych walkach. Osoby z grup najemniczych, a także kilku dziwnych przyjezdnych. Widziałem jednego na oczy. Był szybki jak błyskawica. Powalił partnera do treningu tak prędko, że tamten nawet nie wiedział, kiedy leży na glebie. - Choć nie musiał dalej przekonywać Tangę, dalej to robił, pobudzając jego wyobraźnie dalej.
- To świetnie. - Wyciągnął notes i pióro. Tego drugiego nie musiał nawet trzymać w ręce, bo lewitowało przy papierze i czekało na coś. - Jak brzmi pełna godność, szanownego pana? - Spytał, bo nie trzeba było chodzić do żadnego punktu i się zapisywać, a można było to zrobić u takich osób, jak on. Nie uszło uwadze, że wojownik oddał plakat elfowi do przeczytania, samemu sprawiając wrażenie, że nie potrafił czytać. Komentarz elfa spowodował dość negatywny odbiór przyszłego uczestnika. O ile nie każdy mógł potrafić czytać, a nawet pisać, co było dość częste spotykanie wśród mniej wykształconych ludzi, to sprawił młodzieńcowi dodatkowe wrażenie, że Tanga to kompletny imbecyl. W takim wypadku notował głowę, by przypisać go do kategorii ludzi, którzy mają odpaść w pierwszej rundzie. Tak, Tanga właśnie mimowolnie został uznany za mięso pokazowe dla lepszych od siebie w mniemaniu mężczyzny. I to wszystko dzięki Lindorionowi.
Licznik pechowych ofiar:
8

Brama handlowa i rynek jarmarczny

82
POST POSTACI
Tanga
Czarownik, czarodziej, mag - Tanga nie widział różnicy i nie miał zielonego pojęcia, o co to całe halo.
- Pejratyw-... - spróbował powtórzyć po Lindirionie kolejne, niezrozumiałe słowo, ale czując, jak o mało co nie przygryza sobie przy nim języka, szybko z tego zrezygnował. Żadne słowo nie było warte tego bólu. Ból przygryzionego języka był najgorszy. Znaczy się, prawie najgorszy. Najgorszy-Najgorszy był po uderzeniu w mały palec u stopy! Wszyscy to wiedzą!
- Mm - przytaknął w każdym razie, gdy elf podpytywał dalej o incydent w górach. - Zabił nimi mojego nauczyciela. Więc ja zabiłem czarownika.
Wbrew swoim problemom z koncentracją Tanga lubił wypytywać o różne rzeczy. Łatwo było go zaciekawić. Znudzić niestety jeszcze bardziej, a Lindirion okazał się typem osoby, która potrafiła to zrobić w okamgnieniu. Wystarczyło, że przechodził w tryb profesorski. Już przy dojściu do: "obczajności", udało mu się przeistoczyć swój głos w piszcząco-szumiący dźwięk w uszach młodego mężczyzny. Jego wzrok zapewne stałby się zupełnie pusty, gdyby nawoływacz nie zdołał go wcześniej zainteresować.

Kwestia nagrody, jakkolwiek z początku nieważna, stała się znacznie bardziej interesująca, gdy zdradzono, czym dokładnie jest.
- Nie mam pojęcia, czym są te rękawice bojowe - stwierdził wprost, bo nigdy o czymś takim nie słyszał. - Ale wydaje mi się, że je chcę!
A przed tym będzie mógł jeszcze pobić tylu dobrych i silnych wojowników, ile się da! Czegóż pragnąć więcej? Od samego myślenia o tym, a Tanga nie myślał o niczym szczególnym zbyt często, aż skóra swędziała go ze zniecierpliwienia! Gdyby jeszcze Lindirion nie psuł mu tego, świątecznego nastroju.
- Nie lubię. Nie chcę - odparł z upartą zawziętością, krzywiąc się, jakby elf co najmniej kazał mu wypić szklankę octu. - Po co mam czytać? Czytasz lepiej, więc sam możesz to robić?
Logiczne, prawda? Tanga nie lubił czytać. Jego elfi towarzysz najwyraźniej i owszem. Więc niech zabiera sobie wszystkie czytadła! Sam mu je nawet będzie przynosił.
-O! Tanga z klanu Dwachkarr! - przedstawił się raz drugi tego samego dnia, z wielkim zainteresowaniem przyglądając się lewitującemu pióru. Usiłował ją nawet dziabnąć palcem. Ot, dla sprawdzenia.
Foighidneach

Brama handlowa i rynek jarmarczny

83
POST POSTACI
Lindirion
Linowi bardzo, ale to bardzo nie podobał się sposób, w jaki traktowano go w Oros. Najpierw potraktowano go jak oprycha, a teraz... nie traktowano go wcale?! Przez piewien czas jakby w ogóle nie istniał?! Ściągnął usta, zaciskając je w wąską linię.

Heinz. To było nazwisko, którego nie słyszał od długiego czasu. Nie był kimś, kogo Lindiiron spodziewał się spotkać właśnie przez wzgląd na to, że ludzkie życia były żałośnie krótkie. Domyslał się raczej, że o ile istniał jakiś związek między Heinzem, którego znał w przeszłości, jak i tym Heinzem, to ten obecny jest raczej synem, a może nawet wnukiem tamtego. Zainteresowanie zaklinaniem również nie pasowałoby do jego ucznia.

Doprawdy, w Oros zmieniło się zbyt wiele. Gdyby nie to, że miał na uwadze dobro Tangi, wolałby jak najszybciej je opuścić. Nie mógł odebrać swojemu niemądremu przyjacielowi przyjemności wzięcia udziału w walce. Nawet, a może tym bardziej po informacji o tym, że zamordował już przynajmniej jednego czarownika. I choć jego nie-orczy przyjaciel nie wydawał się mieć wobec niego złych zamiarów, nie dało się ukryć, że w jego rękach kręgosłup Lina strzeliłby jak sucha gałązka. Tego należało uniknąć.

- Przekonamy się, czym jest ten artefakt. - Mruknął Lindirion. Nie wziął pod uwagę, że Tanga mógłby przegrać. - A do sprawy czytania jeszcze wrócimy.

Uniósł dłoń, by oprzeć ją na przedramieniu Tangi, a tym samym powstrzymać go przed tykaniem pióra. Kompletnie bez słowa.
Obrazek

Brama handlowa i rynek jarmarczny

84
POST BARDA
Kolejny raz te dwie osoby sobie strzelały prosto w kolona. Ich przekomarzania tylko pogarszały wrażenie, jakie na początku sprawiły. Nie, żeby elf jakiekolwiek pozytywne miał. Po prostu pierwsze wrażenie, jakie Tanga sprawiał, teraz leciało jak łeb na szyje, niczym fundusze kupca, który stracił właśnie majątek. Zwłaszcza w mieście takim, jak Oros, gdzie umiejętność posługiwania się sprawnie pismem oraz słowem oddzielała ludzi, niczym system kastowy. Tanga zbliżał się niebezpieczne do poziomu, jaki mieli tutaj nieludzie.
- Tanga z klanu Dwachkarr. - Powtórzył do pióra, mówiąc powoli i wyraźnie, a te zaczęło samoczynnie notować coś w notesie. Tyrknięcie wojownika nie popsuło zaklęcia. Dodatkowo odniósł wrażenie, że jakby ten magiczny przedmiot zrobił unik na tyle, by ruch palca nie spowodował żadnego kleksa by brzydkiej linii podczas zapisywania. A jak to się stało? Idealnie parę uderzeń serca przed zbliżeniem się kawałka skóry z kością, te odsunęło się od notesu, a jak dłoń się oddaliła, wróciło do notowania. Jak już skończył, wziął te rzeczy i schował.
- Część dla wojowników zaczyna się pół dzwonu przed południem. Wtedy też nastąpi losowanie par do pojedynków. Walki będą mięć system drabinkowy. Dlatego turniej jest ciągły i zakończy się w ciągu jednego dnia. Oby wasi bogowie wam płużyli podczas jutrzejszego dnia. - I z tymi słowami pożegnał głównie Tange, bo elfa to niestety tak przy okazji i ruszył dalej nawoływać na turniej. Widocznie to było jego zadanie. Nie musieli już nim się przejmować.

Gdzieś z pobliskiej alejki usłyszeli podekscytowane głosy dzieci. Widocznie się bawiły w okolicy, choć dla dwójki bohaterów nie były widoczne.
- To, co...bawimy się w ludzi i ylfów? - Zapytało pierwsze?
- Chętnie. - odpowiedział chórek połączonych głosów.
- To, kto chce być ylfem? - Przez chwile nikt nie odpisywał.
- To nie jest zabawne wtedy. - Po dłuższej ciszy ktoś mu odpowiedział.
- Hm... racja, boli wtedy bardzo. - Odpowiedział po raz pierwszy.
- O wiem, w co możemy! -
- Co, co? -
- Stara ylfia jędza patrzy! -
- Dobra! -
- Liczę do dziesięciu. -
- Jeden... dwa... tszy... ctery... piona... siść... sedem... łosiem ... dziewić... dzisięć...-
- Stara ylfia jędza patrzy... na kogo spojrzy, będzie sramieniem. -
Wciąż słyszeli głos bawiących się dzieci, acz teraz przybrały formę pisków i uśmiechów.
Licznik pechowych ofiar:
8

Brama handlowa i rynek jarmarczny

85
POST POSTACI
Tanga
Żyjąc w błogiej nieświadomości własnego umysłu, Tanga nie wyłapał ani niegrzecznego zachowania w stosunku do Lindiriona, ani tego, że właśnie zrobiono z niego totalnego ćwierćmózga. Nie, żeby miało to dla niego jakieś szczególne znaczenie. To, co myśleli o nim inni, nie mogło go obchodzić bardziej, niż zeszłoroczny śnieg.

Piórko stanowiło dla niego ciekawostkę, która miała pozostać nigdy niezgłębiona, ponieważ ani ono samo, ani elf widocznie nie chcieli, aby je dotykał. Z reguły nie byłoby to rzecz jasna przeszkodą, ale że i właściciel lewitujących przedmiotów zdecydował się je w końcu zabrać, młody "ork" mógł jedynie wydąć lekko usta w rozczarowaniu.
- Mm! - przytaknął jednak zaraz ponownie entuzjastycznie, starając się jak najlepiej zapamiętać czas i miejsce.
Gdy rzecz tyczyła się czegoś, na czym mu zależało, potrafił popisać się zaskakująco dobrą pamięcią. Szkoda, że tak bardzo wybiórczą. Nie miał co prawda pewności, czy rozumie, na czym polega ten cały system drabinkowy, ale fakt, że będzie mógł walczyć przez cały dzień z różnego typu przeciwnikami, sprawił, że i tak lekko bujał się na nogach w przód i tył.

- Nie wrócimy... - odmruknął pod nosem Tanga, mając dziwne wrażenie, że wiele razy słyszał już tego typu kwestię w odleglejszej przeszłości. Nie kojarzyła mu się ona z niczym dobrym. Najczęściej miała w zwyczaju stosować ją matka, gdy dawała za wygraną ze wciskaniem w niego wiedzy na dany dzień. Oznaczała ona tyle samo, że chłopak nie miał nawet co marzyć o odpuszczeniu tematu i że zostanie on jedynie odwleczony w czasie. Lindirion nie był jednak jego matką, a Tanga nie był dłużej dzieckiem (fizycznie), które musiało się kogokolwiek słuchać. Był dużym i niezależnym mężczyzną! I jeśli nie chciał czytać albo pisać, albo czekać na kolejny posiłek do wyznaczonej pory, to po prostu tego nie robił! O!
Ignorując dzieci i nie wyłapując, że to, z czego się naśmiewały, tyczyło się w pewnym stopniu jego towarzysza, spojrzał na niego niemal kontemplująco, zanim nie wypalił:
- Można magicznie przyspieszyć czas?
Na przykład do dnia kolejnego?
Foighidneach

Brama handlowa i rynek jarmarczny

86
POST POSTACI
Lindirion
Lindirion pożegnał mężczyznę skinieniem głowy, choć ponownie: miał wrażenie, iż słowa w ogóle nie były przeznaczone dla niego! Elf poczuł rosnącą w jego wnętrzu frustrację, którą chciał za wszelką cenę zdusić w zarodku, zgasić, gdy była jeszcze ledwie małą iskierką. Nie zależało mu na tym, by emocje w odpowiedzi na niewychowanie zepsuły wycieczkę od rodzinnego miasta.

- Jutro przed południem. - Powtórzył Tandze, by ten zapamiętał. Lindirion spodziewał się, że będzie przy chłopcu cały czas i przypilnuje, by ten stawił się w wyzanczonym miejscu o ustalonym czasie. Wielka byłaby szkoda, gdyby Tanga przepuścił to wydarzenie, gdyż mistrz Aldario wierzył, czy też wiedział, nie przyjmując innej wersji wydarzeń, że Tanga z klanu Dwachkarr wygra, a magiczny artefakt był ciekawostką, którą można było sprawdzić.

Chwilowo porzucił temat pisania i czytania. Nie było sensu przekomarzać się teraz, gdy głowę chłopca zajmowało coś innego aniżeli sprawy ważne. Za to rozmowy dzieci wyprowadziły go z równowagi kompletnie i Tanga mógł podziwiać, jak na bladej skórze towarzysza pojawią się kolejne zmarszczki - jedna, głęboka, między brwiami, kolejne przy nosie, gdy marszczył go w niezadowoleniu. Sprawę zupełnie pogarszał fakt, że podrostki kaleczyły język, jakby nikt nie nauczył ich odpowiednio wysławiać się, jakby były mieszkańcami prowincji aniżeli najwspanialszego miasta w Herbii!

- Chodźmy stąd. - Ponaglił Tangę. Nie zamierzał poprawiać dzieci, ani też upominać ich, iż nieładnie jest bawić się w złe ylfy. Dawało mu to jednak pewien obraz tego, jak traktowani w mieście są przedstawiciele jego gatunku.

Przez jeden krótki moment jego myśli podążyły do matki, ojca, siostry... Zaraz jednak wróciły na odpowiednie tory. Jego bliscy z pewnością nie byli już mieszkańcami tego świata, oddając ducha bogom.

- Magicznie przyspieszyć czas. - Powtórzył po towarzyszu. Wziął głębszy oddech, westchnął, uspokajając się na nowo. - Jedyne, co mogę ci zaoferować, chłopcze, by jutro przyszło szybciej, to sen. A jeśli o śnie mowa, musimy znaleźć miejsce na nocleg. - Zauważył. - Za moich czasów studenckich chodziliśmy do Czarki. - Podzielił się wspomnieniem. W jego głośnie przebrzmiała dziwna ckliwość, nostalgia. - To niewielki lokal, niedaleko stąd. O ile mnie pamięć nie myli, istniała tam możliwość wynajęcia pokoi. Oferują najlepsze wino, sprowadzane z Everam.

Czy Lindirion brał pod uwagę, że sto pięćdziesiąt lat później Czarka mogła nie istnieć? Nie, w ogóle. Poprowadził Tangę alejami miasta, chcąc odwiedzić miejsce z przeszłości.
Obrazek

Brama handlowa i rynek jarmarczny

87
POST BARDA
Mogli ruszyć dalej, kierowani przez Lindiriona, który oprowadzał tangę po mieście. Pierwsza zmiana, jaką wysoki elf widział na własne oczy to brud. Dziesiątki lat temu miasto w swoich najlepszych czasach było czyste. Może jedzenie z kamiennych ulic nadal uznawano jako oznakę szaleństwa, aczkolwiek nie śmierdziało moczek, brudy nie były wylewane z okien. Końskie gówna często zaś były na bieżąco sprzątane. Wtedy też było to miasto, z którego faktycznie można było być dumnym. Mieszkańcy także byli życzliwy, a wartością dominująca był rozwój i wiedza.
Przechadzając się po obecnym mieście, nie konieczniejsze poznawał własne miejsce narodzin. Układ ulic i alejek nie zmienił się od tamtej pory, aczkolwiek sporo domów stało opuszczonych i zabitych dechami. Pojawili się bezdomni, proszący o jałmużnę. Po zachodzie słońca nie tylko słychać było piski szczurów, a także można było je dostrzec, jak umykały pomiędzy wyrzucanymi odpadami w ślepych uliczkach. Zdecydowanie miejsce to było brudniejsze, a i łatwo było wpaść w odpady biologiczne, produkowane przez czterokopytne istoty. Nocne owady, wkurwiające swoim istnieniem, utrudniały życie wszystkim. Ciche bzzz słyszeli wokół siebie. Można sobie zadać pytanie, czym stało się to miasto, odkąd przedstawiciel długo żyjącej rasy je opuścił?

>>> Okolice centrum
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”