Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

31
Elf dopiero po upadku i mimowolnym chwyceniu się za szczękę zrozumiał albo przypomniał sobie ostatnie słowa złodzieja. Cios nie należał do nieludzko szybkich, aczkolwiek w zupełności zdołał zaskoczyć tudzież powalić. Oczywistym jest, że długouchy z braku podstawowej wiedzy o sztuce mordobicia nie zauważył pierwszych oznak zamiarowań przeciwnika. W związku z tym uderzenie było czystą formalnością. I samo w sobie było czyste.

Nikt z potencjalnych świadków nie zainteresował się bądź nie chciał zainteresować się incydentem. Ludzie, jak i nie ludzie, mijali tą dwójkę, w tym leżącego, jakby ich wcale nie widząc.

- Mówiłem przecież. Ech - machnął ręką i począł oddalać się ku swemu straganowi. Najwyraźniej przestało mu zależeć na czymkolwiek i bardziej obchodziły go niezbyt wartościowe, lecz jego własne towary, które zostawił w wątpliwej opiece.
.

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

32
Chłopak, otrzymawszy od złodziejaszka cios w szczękę, pierwszą rzeczą o jakiej pomyślał było odcięcie mu ów ręki. Jednak zdał sobie sprawę z tego, iż teraz miał ważniejsze rzeczy do roboty, niż uganianie się po mieście za mało istotnym gościem, w poszukiwaniu zemsty. Wstając na równe nogi, prychnął pod nosem, odprowadzając winowajcę wzrokiem. Po krótkiej chwili odwrócił się w stronę budynku, w którym mieli znajdować się jego koledzy po fachu.
Nie potrzebuję go już. Wiem, że kołek znajduje się w tym budynku, wraz z bandą złodziejaszków i możliwe, że ze skarbami. Muszę przemyśleć strategię. Nie mogę tam wejść i zacząć wymachiwać mieczem. Co mogę zrobić? Ano właśnie wedrzeć się tam siłą i wszystkich pozabijać licząc na to, że znajdę tam jakieś skarby. Mogę też z nimi pogadać i spróbować zdobyć ich zaufanie. Inne możliwości...
Diarmuid rozejrzał się dookoła, aż skupił wzrok na strażnikach miasta, stojących na posterunku.
Hmmm... to są chyba jacyś wojskowi... Zgaduję, że ich zadaniem jest pilnować porządku w mieście. Nasłanie ich na tych złodziejaszków mogłoby pokrzyżować im plany. W zamian za pomoc, mógłbym chcieć flet, a może nawet udało by mi się utargować coś więcej...
Po chwili namysłu, chłopak ruszył powolnym krokiem ku drzwiom budynku.
Nie. Mogę się zadowolić płotką i to też będzie dla mnie spory zysk. Ale jestem nieco ambitniejszy i złapię grubą rybę. Kto wie, może nawet czegoś się od nich nauczę? Złodziejstwo mi co prawda nie przystoi ale kto wie? Może się kiedyś przyda?
Kiedy Diarmuid zbliżył się do drzwi, poczuł z ich wnętrza nieprzyjemny zapach. Nie zwrócił jednak nań większej uwagi i zapukał trzykrotnie do drzwi, licząc na jakąś reakcję.
W każdym razie, nie mam nic do stracenia. Jeśli mi nie zaufają, zawsze mogę zawołać tych żołnierzy. Może nawet spojrzą na mnie łaskawym okiem i uda mi się znaleźć zatrudnienie? Jako najemnik albo łowca głów... taka fucha by mi odpowiadała, a dzięki temu będzie mi łatwiej. Cóż, przekonamy się za chwilę. Póki co, moim priorytetem jest odzyskanie tego, co mi ukradziono. Dalej będę myślał...
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

33
W tym czasie kiedy elf pukał do karczemnych drzwi goście weń pukali się w głowę. O dziwo wprzódy wiedział dokąd kieruje się za zbiegiem.

Jednopiętrowy budynek, zbudowany jedynie w połowie z kamienia, niczym nie wyróżniał się z otoczenia. Niczym niemal nie odbiegał od sąsiedniego, przeciwległego, a nawet tego za rogiem ulicy. Jednakowe, zwietrzałe ściany, jednakowy, zmurszały dach pokryty gontem, jednakowe okiennice, z lekka uchylone nie zdradzające oblicza wewnątrz.

Nad drzwiami nie widniał szyld. Pozostał tylko jasny ślad i pokrzywione gwoździe.
.

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

34
Diarmuid nie usłyszał żadnej odpowiedzi z wewnątrz, czemu po części się nie dziwił.
No tak. To złodzieje, więc muszą działać dyskretnie... Hmmm... wyważenie drzwi odpada, bo w ten sposób raczej nie zyskam ich sympatii. Ale zawsze mogę wejść inną stroną... To mogło by im nawet zaimponować.
W związku z tym, chłopak postanowił znaleźć inne wejście w postaci okna bądź wyjścia na dach.
Wspinaczka na ten dom nie powinna być trudna. Drzewa stanowią większe wyzwanie... - pomyślał, po czym zaczął wcielać swój plan w życie, szukając miejsca, z którego najwygodniej jak i najłatwiej było by mu zacząć, najlepiej w miejscu z ograniczoną widocznością co by się nie rzucać w oczy miejscowej widowni
Ewentualnie, zawsze mogę ów wejście sobie zrobić sam, w jakimś słabym punkcie konstrukcji... to mogło by się udać. Ale najpierw poszukam jakiegoś normalnego wejścia. Cóż... zawsze jeszcze mogę zawołać strażników... W każdym razie mam wachlarz możliwości i nie jestem w żadnym stopniu zagrożony. Póki co...
Po chwili poszukiwań, chłopakowi udało się znaleźć uchylone okno z tyłu domu, przez które wślizgnął się do środka. Dla bezpieczeństwa, trzymał prawą dłoń na rękojeści miecza przy prawym biodrze, zaś lewą schował do rękawa, obejmując mocno krótką rękojeść ukrytego noża.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

35
- Co do ?- urwał anonimowy widz.

Goście zamarli. Ci przy stolikach, ci przy szynku. Nawet obsługa. Pewien człek o mało nie runął ze schodów (prowadzących na górę). Zamurowało ich wszystkich naraz. I nie ma się dziwić. Po jaką cholerę ktoś miałby wchodzić do karczmy oknem? Okno oczywiście prowadziło go głównej izby, bo gdzieżby indziej. Spiżarnia znajdowała się bardzo po lewej, a tuż opodal kuchnia. Zresztą tam okien nie było.

Pomyleniec przyciągał każde spojrzenie. Kompletnie zszokowanych, przecierających oczy z niedowierzania, wystraszonych, wzburzonych, nieżyczliwych i rozzłoszczonych. Nikt się nie ruszał. Bądź co bądź nie było ich wielu o tej porze, lecz również i nie mało.

Wszyscy patrzyli. Tylko i póki co patrzyli.
.

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

36
Diarmuid jako Elf, który pierwszy raz na oczy widzi ludzkie miasto, naturalnie nie miał zielonego pojęcia odnośnie tego, gdzie właśnie teraz się znajdował. Pozostając czujnym, czując się jak na terytorium wroga, popatrzył hardo każdemu osobnikowi znajdującemu się w owym przybytku prosto w oczy, aby pokazać im, iż nie czuje strachu przed nimi. Nie dziwota jednak, że był postrzegany jako wariat bądź też potencjalne zagrożenie, biorąc pod uwagę to, iż jest Elfem, samo jego uzbrojenie czy chociaż plotki, jakie za chłopakiem krążyły po takich miejscach jak to.
Nic dziwnego, że się tak na mnie patrzą. Ale dyskrecja...? Jaka dyskrecja? Wszyscy bawią się hucznie w niebo głosy. To sama amatorszczyzna... tym lepiej dla mnie. Łatwiej będzie ich ograbić. Albo może wzbudzają tylko takie pozory, a ważniacy ukrywają się gdzieś? Szeregowi nic mi nie powiedzą. Muszę pogadać z kimś ważniejszym.
Wtem jego wzrok spoczął na barmanie, który według mniemania Diarmuida wydawał się potencjalnym ,,ważniakiem".
Nie spuszczając gardy, i wciąż trzymając broń w gotowości, ruszył spokojnym, acz ostrożnym krokiem w stronę barmana. Kiedy był już wystarczająco blisko, zaczął mówić, na tyle cicho, na ile mógł, aby barman go usłyszał, rzucając okiem co chwilę za siebie, jak i na boki, chcąc uchronić się przed potencjalnym atakiem z zaskoczenia, jednego z klientów karczmy.
- Słyszałem od jednego z was, że można tu znaleźć robotę... Nie do końca legalną, jeśli wiesz co mam na myśli...
Teraz powinno pójść łatwo. Widać po nim, że jest tutaj ważny, więc musi coś wiedzieć. Teraz pozostaje tylko poznać się z ich przywódcą, zdobyć jego zaufanie, gwizdnąć skarby i dać dyla.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

37
Karczmarz, biedny, spojrzał tylko na elfa z wyrazem przerażenia w modrych oczkach. Uniósł ręce do góry, wydukał coś w języku, którego Diarmund dopiero zaczynał się uczyć i w ostateczności nic nie zrozumiał, jako że gospodarz mówił szybko, nieskładnie, a w dodatku na kilku słowach się zająknął. Zerknął tylko na broń, którą ten nosił przy sobie i zatrzymał się, nie czyniąc niż w żadnym kierunku. Pozostała tłuszcza zaczęła cicho szeptać między sobą. Napięcie w powietrzu stało się lekko gęstsze, nikle, dość jednak, by to zauważyć. Kątem oka Wysoki Elf zauważył, że przy drzwiach, którymi nie odważył się wejść, znajduje się stojak, w którym goście pozostawili sporą kolekcję broni. Czy był to zwyczaj, Diarmund nie wiedział.

Wtem Shaledin zauważył jedno – jak wszyscy obracają głowy, zaskoczeni nagłym przewiewem, gdy otworzyły się właśnie te wrota. Sam elf odruchowo zwrócił głowę w tamtą stronę, a po chwili ujrzał tego samego handlarza, z którym przed chwilą rozmawiał. Mężczyzna skinął głową kilku siedzącym osobom, karczmarzowi, a następnie żwawym krokiem podszedł do nastolatka. Złapał go boleśnie za ramię i wysyczał do ucha:

- Oszalałeś? Cożeś sobie myślał? Myślałżeś w ogóle, idioto? Chodź tu, sakhavaah.

Przekleństwa dało się poznać w każdym języku, w jakimkolwiek nie zostałyby wypowiedziane. Tego jednak chłopak nie znał. Handlarz wskazał jeden ze stolików, ten najbliżej wyjścia, po czym rzucił do goszczących w oberży kilka słów w wspólnym, zdaje się, zapewnienie o bezpieczeństwie. Głowa po głowie, gapie odwracali się, kilkoro jednak nadal nieufnie spoglądało w stronę uzbrojonego nieznajomego.

- Coś ty sobie myślał, przychodząc tutaj? – zapytał nowy właściciel fletu, kiedy tylko atmosfera lekko się załagodziła. Samego przedmiotu nigdzie nie było widać ani, co dziwna, słychać. Ergo, nie było go w pobliżu.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

38
Diarmuid, słuchając gadaniny karczmarza, starał się stwarzać wrażenie, że rozumie wszystko, co mówił do niego. Po jego zachowaniu, jak i tonie głosu, można było się domyśleć, że Elf zwyczajnie zrobił coś nie tak. Nie wiedząc co odpowiedzieć na jego słowa, zwyczajnie nie odpowiadał.
Co on powiedział? Cholera, nie wiem. Ni w ząb tego nie zrozumiałem. A tak dobrze mi szło... Ale nie jest źle. Wiem, że ktoś w tym budynku musi go mieć przy sobie. Wystarczy tylko się dowiedzieć, który...
Chłopak nieco speszony i zaniepokojony obrotem spraw, nie wiedział jak wybrnąć z sytuacji, która stawała się coraz nieprzyjemniejsza. Obawiał się wówczas najgorszego, a mianowicie tego, iż zmuszony będzie stoczyć w tym oto budynku walkę ze wszystkimi dookoła, bądź zwyczajnie uciec. Dlatego też ścisnął rękojeść miecza jeszcze mocniej, będąc w każdej chwili gotowym do walki. Kiedy jednak jego poprzedni rozmówca, z zewnątrz karczmy, wszedł do środka, chłopak ucieszył się w duchu.
Jednak robić to na własną rękę... to było trudniejsze niż myślałem. Ale oto jest z powrotem. Może mnie wprowadzi do tej całej gildii.
Diarmuid posłusznie poszedł razem z kupcem do stolika, i usiadł przy nim, tak samo, jak jego rozmówca.
- Że skoro nie chciałeś mi... pomóc, to sam to zrobię. - odpowiedział pospiesznie na pytanie
Teraz czekał z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń, i na to, co kupiec będzie miał ciekawego do powiedzenia. Jednocześnie chłopak pozostawał czujnym, na wypadek ewentualnego ataku z zaskoczenia, któregoś z klientów karczmy, jak i również starał się uważać na kieszenie, co by mu nikt nic nie ukradł, biorąc pod uwagę to, że znajdował się w towarzystwie złodzieja.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

39
Handlarz złapał się za głowę jedną dłonią, za czoło właściwie. Diarmund nie wiedział, cóż ten gest znaczy, zdawało się jednak, jakoby był to widoczny wyraz jakiegoś uczucia, które ogarnęło rozmówcę po usłyszeniu odpowiedzi.

- Czy ty wiesz w ogóle, co ja miałem na myśli, kiedy ci to miejsce wskazałem? – zapytał w końcu normalnym tonem.

- To jest zwykła karczma. Tam jest zwykły karczmarz. To są zwykli goście. Powiedzmy… Tyle, że panuje tu zwyczaj zostawiania broni przy wyjściu, dzięki czemu jest względnie bezpieczna. Rozumiesz, czy powtórzyć? – wyrzucił, chcąc przekonać Diarmunda, by ten postąpił odrobinę bardziej racjonalnie. - Nie chciałeś rozmawiać w pokojowej atmosferze, widać. Nie mam pojęcia, co kazało ci tu przyjść, chyba nawet nie chcę wiedzieć. Skoro jednak tu jesteśmy, chyba będzie można coś ugadać. Długich uszu tu nie uświadczysz, tylko ja znam jakiekolwiek inne języki niż wspólny – uśmiechnął się dumnie, na chwilę błyskając zębami. – Jak oboje wiemy, chcesz fletu. Zrobisz dla mnie zadanie albo dwa, dostaniesz go. Przy czym drugie łączy się z sporym zyskiem dla ciebie. Więcej nie powiem, jeśli w to nie wchodzisz.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

40
Diarmuid przyglądał się uważnie swojemu rozmówcy, i nie odzywał się, póki nie było takiej potrzeby.
- Rozumiem - odpowiedział na pytanie już po elficku
Udało mi się go przekonać, czy to zwykły fart? Niby miałem nadzieję, że jednak zawróci i będzie chciał zrobić na mnie interes ale już sam zacząłem w to wątpić. W każdym razie opłaciło się. Skoro tu przyszedł, znaczy, że jestem mu potrzebny. Inaczej miał by mnie daleko w poważaniu. Czyli wyszedłem na swoje. Dobra, teraz mogę nieco przejąć inicjatywę i się z nim potargować. Skoro mnie potrzebuje to uda mi się coś utargować. Tylko, żeby nie przegiąć, bo się złamie i sobie pójdzie. To jak z naciąganiem cięciwy na łuk. Trzeba znaleźć równowagę. Ale najpierw muszę się dowiedzieć czego chce i co to za zadanie, żeby nie zażądać zbyt wysokiej ceny. Na początek łagodnie. Dowiedzmy się co takiego ma mi do zaoferowania...
- Nie musisz się o mnie martwić, umiem sobie poradzić. Fletu? Owszem, chcę ale co mi po nim, jak nie będę miał co zjeść? Chętnie podejmę jakąś... pracę ale to zależy od wynagrodzenia. - kończąc Diarmuid wyszczerzył się w chytrym uśmieszku
- W każdym razie, mów co masz do zaoferowania człowieku.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

41
Mężczyzna pochylił się nad stołem, prewencyjnie rozglądając się wokół. Goście szynku zdawali się wrócić do normalnego zachowania, napięcie jednak nie zelżało. Światło pochodni leniwie pełgało po ścianach, oświetlając twarze gości i nadając im mroczny wygląd. Po chwili handlarz otworzył usta i zaczął mówić.

- Wynagrodzenie dostaniesz dopiero po powrocie z drugiej misji, bo i tak zgarniesz go sporo podczas wykonywania. Twoim zadaniem na teraz będzie kradzież klucza do biblioteki uniwersyteckiej. Brzmi banalnie, prawda? Może i nie jest to trudne, ale nikt cię z nami nie skojarzy i będziemy bezpieczni, jeśli cię złapią - uśmiechnął się półgębkiem. - Mógłbym do tego kogoś innego wynająć, ale skoro jesteś... - wzruszył ramionami. - Ja zajmę się organizowaniem grupy. Jeśli dziś go zgarniesz, dziś będziemy musieli się włamać, póki nie zmienią zamków. Wieczór zapada, więc trza się spieszyć. Resztę ogadamy jutro w tym samym miejscu. Klucze mają wykładowcy i pracownicy uniwersytetu, na pewno takiego znajdziesz.

Odsunął się od stołu i przeciągnął się na krześle, lekko odchyliwszy do tyłu.

- Pewnie nawet nie wiesz, ile niektóre z tych ksiąg są warte...
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

42
Diarmuid mimo, iż wydawał się, jakby się rozluźnił, cały czas uważał na kieszenie, a przede wszystkim starał się nasłuchiwać odgłosów dookoła, co by nie zostać przez nikogo zaskoczonym, biorąc pod uwagę nieprzyjemną atmosferę, która wciąż panowała w budynku.
- Rozumiem. - przytaknął wysłuchawszy planu swego rozmówcy - W takim razie będę ruszał w drogę
Po czym wstał z krzesła, a następnie grzecznie je przysunął do stolika.
- Dlatego liczę na adekwatną zapłatę - odpowiedział z lekkim uśmieszkiem na twarzy na uwagę mężczyzny, oczekując, że kupiec zrozumie co Diarmuid miał na myśli
Nie ważne ile będzie chciał mi zapłacić, zawsze muszę zażądać trochę więcej. Nie brać tyle ile dają, bo wtedy zaczną mnie kantować. Ale też nie żądać więcej niż połowa ceny, bo się obrażą. Gdybym umiał liczyć było by mi o wiele łatwiej... Dlatego będę musiał poczekać, aż sam zaproponuje nową cenę... Ale po co ja o tym teraz myślę? Mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Lepiej pomyślę jak by tu zwinąć ten klucz...
Bez słowa pożegnania, ominąwszy siedzącego na krześle kupca, Diarmuid wiedząc już co ma zrobić, wyszedł przez drzwi karczmy i ruszył w prawo, nie zastanawiając się, dokąd owa uliczka go zaprowadzi, rozmyślając nad planem działania.
Więc tak... Jakby go zawinąć. Nigdy jeszcze nikogo nie okradłem, więc nie znam się na tym... Nigdy nawet nie myślałem, że dopuszczę się tak haniebnego czynu... Ale jeśli nie zrobił bym to ja, to zrobiłby to ktoś inny. Wezmę udział jeszcze w kilku misjach, co by zdobyć ich zaufanie, a kiedy już ich okradnę, zwrócę dobra ograbionym przeze mnie ofiarom z nawiązką. Tak. W ten sposób się zrehabilituję we własnych oczach. Ale dobra, muszę się skupić na tym co zamierzam teraz zrobić. Pomyślmy... może jakbym się postarał... nie, zwinięcie komuś klucza z kieszeni tak, żeby tego nie zauważyli nie może być łatwe. Pomyślmy... W wiosce uczyli nas zawsze, by znać swoje słabe i mocne strony... zrzędzili o tym na każdym kroku. Ale dobrze, spróbuję, bo nie mam żadnego pomysłu, a jak zrobię to źle, to mi utną ręce, a to nie będzie dobre... Hmmm... nie jestem złodziejem więc się na tym nie znam ale... wiem jak działają ludzie... może tak zagrać na emocjach? Ale jak mam to niby wykorzystać? Może gdyby klucz miała jakaś kobieta... to jest to! Mogę spróbować ją uwieść! Połączę przyjemne z pożytecznym. Eh... kogo ja oszukuję? Jeszcze nigdy żadnej nie uwiodłem, choć się starałem. Ale może tym razem los się do mnie uśmiechnie?
- Cholera, i jak ja mam to niby zrobić!? - powiedział podniesionym głosem, niemal wykrzyczał po elficku, zauważywszy to dopiero po fakcie
Diarmuid trochę speszył się, widząc jak przypadkowi przechodnie patrzą na niego jak na idiotę. On sam jednak udawał jakoby nic się nie stało, po czym ruszył dalej w swoją stronę.
Może by tak kogo napaść? Mam broń, więc mogę przemówić komuś do rozsądku. Ale musiałbym to zrobić szybko, bo ktoś to zauważy, a tamci uzbrojeni goście mnie ubiją na miejscu. Nie, to się nie uda... Jedyne co bym mógł zrobić to zabić i tych uzbrojonych ale tak haniebny czyn nie wchodzi w rachubę. Jestem w kropce...
Chłopak idąc tak cały czas, w końcu stracił poczucie czasu jak i orientację w terenie, nie wiedząc gdzie się teraz znajduje. A jakby tego było mało, myślał tak intensywnie, że aż przestał zwracać uwagę na to co się dookoła niego dzieje, przez co potknął się o leżący na ziemi kamień, i upadł prosto na twarz.
Ja i moje cholerne szczęście...
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

43
Zimny, przenikliwy wiatr natychmiast pomknął na spotkanie z skórą Diarmunda, gdy ten tylko opuścił ciepłe karczmiane wnętrze. Kilkukrotnie jego skóra ścierpła z zimna, gdy przemieszał oroskie ulice i rozmyślał o zadaniu, które otrzymał. W rynsztokach, w przeciwieństwie do innych kerońskich miast, nie walali się jednak marznący żebracy. Pod tym względem Oros wychodziło na plus – było to miasto nauki, wynalazków, a także, co dziwne, studenckich wymysłów i miejsc ich realizacji.

Na takie dziwne zjawisko Wysoki Elf natrafił po niespełna kilkudziesięciu minutach tułaczki po największym mieście tego państwa. Trafił na jakiś rozległy plac, na środku którego kilkoro młodych mężczyzn, żaków zdaje się, rozciągało ogromną płachtę na czymś… czymś dużym, jak zauważył Shaledin. Nie potrafił za nic skojarzyć, do czego mogłaby służyć dziwna konstrukcja, której dół prześwitywał pod materiałem. Było to w każdym razie coś skomplikowanego.

Na rogu placu stało kilka starszych osób, roztaczających wokół siebie władczą aurę – młoda kobieta i sporo starszy od niej mężczyzna. Rozmawiali cicho pod nosem, żywo gestykulując. Na placu nie było nikogo innego, jedynie na przyległych uliczkach zgromadziło się całkiem sporo gapiów, ciepło i niebiednie ubranych.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

44
Kiedy Diarmuid podniósł twarz z ziemi, i jeszcze leżąc zadarł nos do góry, zauważył przed sobą pewien wielki obszar, można by powiedzieć, niezagospodarowanej przestrzeni. Po krótkiej chwili patrzenia, kiedy spojrzał z powrotem w dół, zauważył jak na ziemię opadają krople krwi... jego krwi. Dopiero teraz do mózgu elfa dotarła informacja o tym, że z jego nosa leci krew, a poczuwszy towarzyszący temu irytujący ból, jego oczy w mig się zaszkliły.
Kuźwa! - pomyślał łapiąc się prawą dłonią za nos i powoli podnosząc się z ziemi
Ból jednak przeszedł dość szybko, na co chłopak po chwili otrzepał swe odzienie z brudu i zaczął się przyglądać temu co dzieje się na przeciw niego, wyszukując wzrokiem czegoś godnego uwagi.
- Phi... nauka... - powiedział pod nosem skupiwszy na chwilę uwagę na dziwaczne urządzenie nieznanego mu przeznaczenia
Wtem chwilę później jego wzrok spoczął na dwójce rozmawiających ze sobą naukowców, jak stwierdził Diarmuid. Z tej odległości mógł zauważyć jedynie tyle, iż był to starszy mężczyzna i znacznie od niego młodsza kobieta, o ile nie jeszcze dziewczyna.
Cholera nie chcę ich okradać... Najgorsze jest w tym wszystkim to, że to nie są pieniądze tylko książki. Jak je ukradnę, a oni je sprzedadzą to już ich im nie zwrócę, co innego w wypadku pieniędzy... Ale jeśli nie zrobię tego ja, to zrobi to ktoś inny i na jedno wyjdzie... Nie, nie mogę tak myśleć. Jestem tutaj tu i teraz, i mam szansę to zmienić. Tak! Zabranie im tych książek nie wchodzi w grę... Może skierował bym uwagę tych złodziejaszków na coś bardziej wartościowego? Nie, to raczej nie wyjdzie, bo nie mam pomysłu gdzie mogę coś takiego znaleźć... Cholera nie mam pomysłu... Muszę coś wymyślić i to szybko...
Stojąc tak przez kilka chwil, Diarmuid starał się trzymać dystans i obserwować tę dwójkę osób z możliwie największej odległości, starając się przy tym robić to dyskretnie.
Zaraz... co powiedział kołek? Że to jest miasto naukowców... nawet było to o ile pamiętam napisane na tabliczce na murach miasta. Skoro to miasto naukowców, to może znaczyć to tyle, że mają tu bardzo dużo do powiedzenia. Może można by było to wykorzystać. Jak powiedział... eee... ehm.... kto? Ktoś mądry chyba w każdym razie... jak to było? ,,Jeśli nie wiesz jak zawrócić..." nie, ,,Jeśli nie możesz znaleźć sposobu... na ominięcie, przeszkody to... to... to może warto obrać odwrotny kierunek?". Tak, tak to szło. Nie wiem kto to powiedział ale pamiętam, że ktoś ważny. Oj o kant dupy potłuc to ich wychowanie... Ale dobra, skup się na zadaniu... Więc co? Jaki mam niby obrać inny kierunek? No odwrotny kierunek do tego jaki obrałem to było by to, żeby ich nie okradać. Może warto się nad tym zastanowić? Ale co mi to da? To tylko pogorszy moją sytuację. Mogę jedynie się wrócić i... i co? Zabić tamtego kupca? Wtedy nie wprowadzi mnie do gildii i z mojego planu nici. To inaczej. Może udało by się jakoś zyskać pomoc tych ,,naukowców"? Ale niby kuźwa jak ja mam to zrobić... Zaraz...
Diarmuid stercząc tak już od dłuższej chwili i przyglądając się temu wszystkiemu co się dzieje, widząc jak obserwowana przez niego para rozdzieliła się, zaczął iść za dziewczyną spokojnym krokiem.
Może w takim razie od razu zacząć z grubej rury?
Zamiar Diarmuida był prosty. Zamierzał podejść do dziewczyny, przyłożyć jej nóż do brzucha tak, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń, ani nawet nie prowokować spojrzeń, po czym zabrać ją ze sobą w ustronne miejsce. Właśnie ten plan teraz wcielał w życie.
Motyw
Motyw bitewny

Re: Brama handlowa i rynek jarmarczny

45
Kobieta w długiej, ciemnej i zdobnej w srebrne zawijasy todze ruszyła w stronę jednej z mniejszych, przylegających do wielkiego placu uliczek, jednej z tych z obu stron zabudowanych wysokimi, drewnianymi i bielonymi budynkami, rzucającymi wieczny cień na brukowane kamieniami drogi. Ta, którą wybrała na swój cel, w pewnym momencie skręcała, a zaludniona była w stopniu znikomym – właściwie tylko ona w chwili obecnej szła żwawym krokiem, starając się patrzeć pod nogi i z wyraźną trudnością stawiając kroki tak, aby przypadkiem nie skręcić kostki.

Wiatr zawiał z północy, dmąc Diarmundowi prosto w twarz i powodując prawie natychmiastowe skrzepnięcie krwi pod jego nosem. Nie było to przyjemne uczucie, nikt jednak nie zwrócił na elfa uwagi, zajęty ciekawszym widowiskiem, które akurat rozgrywało się w centrum placu. W wyniku tego samego podmuchu jedna z lin przytrzymujących niezrozumiałą machinę pękła z głośnym sykiem i teraz spory płat materiału powiewał swobodnie. Dwójka studentów natychmiast podbiegła do źródła problemu, Diarmund zaś, nieprzyuważony, czmychnął z miejsca i ruszył za kobietą żwawym, lecz spokojnym krokiem. Jakoś musiał ją dogonić.

Minęło kilkanaście sekund, długich sekund, podczas których zbliżał się coraz bardziej do zamyślonej białogłowy. Ta zdawała się tak zatopiona w myślach, że wokół mogłoby walić się i palić, a nie odwróciłaby głowy – takie sprawiała wrażenie. Akurat niemal potknęła się na jednym z bardziej wystających kamieni, chwiejąc się z piskiem, gdy Shaledin zbliżył się dość, by przytknąć nóż do jej sylwetki. Szybciej jednak udałoby mu się przystawić go do pleców niż do brzucha, jak zauważył, gdy tylko szybkim rekonesansem ocenił, że nikogo w pobliżu nie ma. Uliczka była pusta. Niewiasta akurat odzyskiwała równowagę i przeciągała dłonią po półdługich, ciemnych włosach, gdy ręka napastnika wystrzeliła do przodu, mając na celu lekkie zastraszenie i zwrócenie na siebie uwagi.

Diarmund bardzo, ale to bardzo się zdziwił tym, co stało się tuż potem. Spodziewał się zwykłego, cichego zaskoczenia, zatrzymania się i potulności, a spotkał go… wstrząs. Nie byle jaki wstrząs. Błyskawiczny, diablo mocny wstrząs energetyczny przegalopował przez jego ciało z prędkością tabunu dzikich koni, wprawiając jego ciało w bezładne, bolesne drgawki, trwające tyle co nic, a bolące jak tysiąc wbijanych jednocześnie szpilek. Nawet nie zauważył, gdy padł na ziemię, zwijając się mimowolnie. To jego nerwy, niepokorne, same zadecydowały, co zrobić. Nóż z brzękiem upadł na drogę, kobieta zaś z kwikiem odwróciła się równie błyskawicznie, jak piorun, lustrując ofiarę przestraszonym wzrokiem. Nim jeszcze ogarnęła scenę, wymamrotała kilka słów we wspólnym, z czego elf zrozumiał „Nigdy nie… mnie z tyłu”. Po chwili dotarło do niej, że ten jegomość na ziemi szedł na nią z nożem. Sam zainteresowany dopiero teraz zaczął odzyskiwać władzę w kończynach.

- Cz…czego? – zapytała we wspólnym, w prawej, instynktownie wyciągniętej dłoni kumulując jakieś błękitne iskierki. Nierozważny młodzian zdawał się wpaść w tarapaty. Magiczne tarapaty.
Obrazek

Erriz | Tricya
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”