Lecznica przy Uniwersytecie

1

To jedna z najstarszych lecznic w samym Oros. Służyła na początku jako miejsce praktyk dla czarodziei, którzy mieli za zadanie zajmować się zdrowiem bogatych ludzi. Z czasem jednak przejęta przez pewnego czarodzieja, który zmienił jej funkcjonowanie i przebudował kompletnie. Nadal służy jako miejsce, gdzie młodzi adepci mogą zdobywać doświadczenie, ale otwarta jest także na niemagicznych uzdrowicieli, którzy zajmują się zdrowiem zwykłych obywateli, których nie stać na droższe usługi. Przez lata stała się jedną z lepszych lecznic w całym mieście dzięki bardzo wykwalifikowanej obsłudze.

Na parterze znajduje się ogólna recepcja, która prowadzi ewidencja dla zwyczajnych obywateli. To tutaj panuje największy tłok. Jest on podzielony na kilka sektorów, nie wszystkie dostępne dla gości osób, które tu dochodzą do zdrowia. Prawa strona budynku to zazwyczaj porady uzdrowicieli i drobne urazy, skaleczenie, niewymagające trzymania na sali. Lewa strona była przeznaczona dla osób, których stan zdrowia nie pozwalał na opuszczenia ich terenów.

Pierwsze piętro, które posiadało osobne wejście, było dla tych, których stać na magiczną opiekę oraz dla samych magów. Nie panował tutaj tak spory tłok, ale podział był dość podobny do parteru. Z tą różnicą, że istniały tutaj także sale prywatne dla osób, które nie chciały, by ktoś ich widział.

Drugie było przeznaczone dla zarządów lecznicy i samych uzdrowicieli, którzy potrzebowali miejsca na odpoczynek od zgiełku. Nie istniał tutaj podział na czarodziei i zwykłych uzdrowicieli. Każdy był równy i wykonywał swoją robotę najlepiej, jak umiał.
Licznik pechowych ofiar:
8

Lecznica przy Uniwersytecie

2
POST BARDA
Tangę przetransportowano na pierwsze piętro i zajęto się nim. Stracił przytomność jeszcze na arenie i nie odzyskał do tej pory. A leczenie wcale nie było proste i przyjemne, może to i lepiej, że nie sprawiał kłopotu uzdrowicielom, bo wtedy jeszcze trudniej by było. Usztywniono i zabezpieczone mu złamaną lewą rękę, prawą nogę tak samo. Był cały w bandażach i różnych maściach. Nawet jego twarz potrzebowała opatrunków. Wyglądał na mumie. Tylko jedno, mocno podbite oko miał odsłonięte oraz usta. Można powiedzieć, że miał szczęście, bo stracił przez walkę sporo krwi i ciało potrzebowało dojść do siebie. Najgorzej było z kończynami, bo te wymagały szczególnej opieki.

Znajdował się w pojedynczej sali. Była popołudniowa pora. Do środka wpadało światło dnia, a na stoliku czekała sporych rozmiarów przesyłka. Obudził się właściwie i wyczuł, że miał bardzo małą swobodę ruchu. I wszystko go bolało, nawet w miejscach, gdzie niekoniecznie mógł się tego spodziewać. Większych ruch powodował natężenie bólu, poruszanie ustami również nie należało do przyjemnych. I najgorsze z tego wszystkiego to chyba te wszechobecne mrowienie i swędzenie. Nic dziwnego. Koszt leczenia obejmował jedynie magiczne leczenie najcięższych obrażeń, a reszta już to organizm musiał dojść do siebie.
Licznik pechowych ofiar:
8

Lecznica przy Uniwersytecie

3
POST POSTACI
Lindirion
Kiedy Lin mógł już usiąść na miejscu dla najbardziej tego potrzebujących, a więc takim przygotowanym specjalnie dla niego, widział już niewiele z potyczki Tangi. Może to i lepiej? Nie było żadnej radości z patrzenia na obijających się mężczyzn, tym bardziej, gdy jeden z nich był w jakiś sposób znajomym. Ale widząc stan chłopaka po bitwie, mistrz wiedział, że ich pobyt w Oros się przedłuży. I niekoniecznie mu to odpowiadało, lecz cóż mógł począć?

Wybór lecznicy był oczywisty i Lin w głębi ducha nawet cieszył się z faktu, iż będzie dane mu odwiedzić miejsce, gdzie kiedyś sam uczył się anatomii. Wypatrywał znajomych twarzy, lecz nieszczególnie intensywnie, bo kiedy tylko dowiedział się, gdzie złożono Tangę, wbrew zdrowemu rozsądkowi poszedł właśnie tam, by zupełnie bezowocnie warować przy jego łóżku, niczym jakiś żałosny pies. Chyba starzał się szybciej, niż myślał, bo jak inaczej wyjaśnić ten ból, który rozrywał mu klatkę piersiową? To przecież nie na widok tego niemądrego chłopca.

Mistrz został przy Tandze, aż ten się nie ocknął. Widząc ruch, nachylił się nieco bardziej, aż jego włosy spłynęły kaskadą na łóżko młodego mężczyzny.

- Tym razem musisz przyznać, mój chłopcze, że nie było to tego warte. - Zaczął od przywitania.
Obrazek

Lecznica przy Uniwersytecie

4
POST POSTACI
Tanga
Tanga nie był do końca pewny, kiedy dokładnie otaczający go świat pogrążył się w ciemności. Zato, gdy tylko zaczął z niej powoli wypełzać, pierwsze co w niego uderzyło, to bynajmniej nie ból, nie dyskomfort i nie drażniąca jasność otoczenia. Był to zapach. Paskudnie znajoma mieszanina, choć nie do końca jeszcze oczywista. I gdy tak mrugał raz po raz, coraz bardziej zdziwiony, najpierw ograniczoną widocznością, później jeszcze bardziej ograniczoną możliwością ruchu, a po nich całą masą absolutnie nieprzyjemnych bodźców, przypomniał sobie ostatnie chwile na arenie. Ostatnie, jakie pamiętał w każdym razie. Walkę, która przypominała bój z ogromnym głazem w kształcie człowieka. Szybkim, wytrzymałym, twardym i bolesnym przy każdej styczności, jakie miało z nim jego własne ciało. Nigdy przez całe swoje dotychczasowe życie nie trafił na nic podobnego. Na nikogo podobnego. Nie myślał jednak w trakcie samego starcia ani o wygranej, ani o przegranej, ani o konsekwencjach, jakie może ponieść pod koniec. Nie myślał, prawdę mówiąc, wcale. Myśli nie były potrzebne. Była potrzeby rywalizacji, potrzeba sprawdzenia się i ogromny wystrzał adrenaliny, która pchała go mimo coraz większych dawek bólu, jakich doznawał.
Mrugając jednym spranym okiem i rzężąc nieco przy głębszych oddechach, Tanga spróbował poruszyć jedną ręką, drugą, prawą nogą i lewą. Jedna kończyna bolała bardziej od drugiej, przy czym lewej reki nie mógł wygiąć w żaden sposób. Co było okrutnie frustrujące. Zwłaszcza gdy chciało się podrapać, bo dosłownie każdy kawałek ciała swędział niemożebnie! Dlaczego czuł się, jakby co najmniej wpadł w trujący bluszcz?! I co miał nie tak ustami? Gdy przejeżdżał suchym językiem po zębach, odnosił wrażenie, że coś i tam jest nie tak. A nos? Jakoś tak słabo oddychało mu się przez nos. Prawie wcale? Oh. To dlatego tak go suszyło! Musiał oddychać cały czas przez usta!
Byłby pewnie w poirytowaniu i zawziętości próbował się podnieść wbrew wszelkiemu rozsądkowi, gdyby jego uwagi nie zwróciła podejrzanie znajoma postać. Przez moment przyglądał się twarzy maga w rozkojarzeniu. Oh. Teraz pamiętał. Zapach, który czuł - zioła z których robiło się wiele paskudnych, ale skutecznych maści. Chata ich lokalnej znachorki pachniała bardzo podobnie.
- Przegrałem? - zapytał okrutnie ochryple, ot ze zwykłej ciekawości, nawet jeśli wynik nie był dla niego nadmiernie istotny. - Dałem z siebie wszystko - dodał łamiącym się przez chrypkę, ale ociekającym nienaturalnym optymizmem tonem i mimo paskudnego pieczenia, zdołał wykrzywić usta w uśmiechu. Taki w każdym razie był jego zamiar.
Nie minęła chwila, kiedy ponownie zaczął się kręcić i wiercić. Nie mogło być tak źle, żeby nie mógł wstać o własnych siłach z głupiego łóżka! Racja?
- Możemy już iść?
Foighidneach

Lecznica przy Uniwersytecie

5
POST BARDA
Lindirion nie rozumiał, co się z nim dzieje. Obwinił bliskie sąsiedztwo uniwersytetu i kłębiącą się w nim magię - jego ciało odwykło od obcowania z energią inną, niż jego własna, a w pobliżu uczelni wirowało zbyt wiele ponadnatrualnych nitek mocy. To dlatego czuł ucisk w klatce piersiowej i rozstrojenie emocjonalne. Przecież nie wpłynąłby tak na niego widok tego niemądrego chłopca, zbitego na kwaśne jabłko? Być może zdołał przyzwyczaić się do jego towarzystwa na tyle, że mu nie przeszkadzało, ale przecież wciąż był to tylko przypadkowy towarzysz!

- Wygrałeś. - Zapewnił go, choć szorstko. - Wygrałeś, chłopcze. - Dodał nieco przyjemniej. - W rzeczy samej, dałeś z siebie wszystko. Twoja nagroda leży tuż obok ciebie. Wyczuwam z niej moc, Tango. - Podzielił się informacją, choć nie miał wątpliwości, że nie będzie ona niczego oznaczać dla wojownika. - Nie jesteś w stanie wstać. Obawiam się, że zostaniesz w łóżku jeszcze przez kilka dni. Tutejsi uzdrowiciele każą sobie płacić za działanie, na chwałę Sulona, do czego ten świat zmierza? - Zapytał retorycznie, nie przyznając wprost, że nie stać ich na uzdrowicielskie usługi.
Obrazek

Lecznica przy Uniwersytecie

6
POST POSTACI
Tanga
- Naprawdę? - zdziwił się bardziej niż ucieszył. - Jak? Jestem pewien, że był ode mnie silniejszy. Na pewno był!
Wygrana była oczywiście wielkim osiągnięciem i jej świadomość dodawała mu sporo pewności siebie, ale czy musiał przy tym kończyć cały w bandażach? Prawdopodobnie nie, gdyby zdecydował się nie iść na całość. Gdyby wiedział, jak się ograniczać. Tylko jak tu z kolei nie dać się ponieść pokusie, kiedy po raz pierwszy w życiu trafił na kogoś równie przerażającego w swej sile i wytrzymałości? I to na dodatek na człowieka! Może i przesadził, ale poza frustracją wynikającą z ograniczonej wolności kończyn oraz chwilowego uziemienia ciała jako takiego (z którym również zamierzał się zmierzyć na swoich własnych warunkach!), nie czuł się wcale tak źle z efektami swojego wyskoku. Przynajmniej na razie, gdy nie znał pełnej listy uszkodzeń.
Niespecjalnie zainteresowany na dany moment nagrodą, rzucił jej jedynie przelotne spojrzenie. Obejrzałby ją. Gdyby. Tylko. Mógł. Usiąść!
- Ja nic nie czuję - oświadczył i zmarszczył brwi. - Poza paskudnym zapachem paskudnych mieszanek z ziół. I swędzeniem! Czemu wszystko musi tak swędzieć??? Nie mogę-... - spróbował przynajmniej zdrowszą ręką sięgnąć do swędzącej szyi, a potem oka, na które nic nie wiedział. - Nie da się dobrze podrapać! - poskarżył się.
I co to znaczyło, że będzie musiał poleżeć kilka dni? Kilka dni, to o kilka dni za długo! I jak pójdzie siku, jeśli mu się zachce?
- Jutro wstanę. Zobaczysz, że wstanę! A w lasach zawsze jest dużo roślin dobrych na smarowidła i proszki! Sam się wyleczę! Zawsze sam się wyleczywałem!
Tak, był kompletnie nieświadomy tego, jak duży w rzeczywistości uszczerbek na zdrowiu poniósł.
Foighidneach

Lecznica przy Uniwersytecie

7
POST BARDA

I Lin miał wrażenie, że widział znajoma twarz. Była całkiem podobna do jednego z ludzkich czarodziejów, jakich poznał w czasie studiów. Ta sama fryzura, kształt kości policzkowych, małżowiny usznej, a nawet piegi na twarzy. Jako że nie zawracał sobie głowy innymi osobami, nie przyglądał mu się uważniej, choć przypominał sobie niektóre rozmowy z ta osoba o nazwisku Sussanos. Był to typ, który miał ewidentnie predyspozycje do pozostania magicznym uzdrowicielem. Kiepsko sobie radził z innymi typami magii.

Tanga o ile szyi nie miał zabandażowaną i mógł się podrapać, wyczuwał coś tłustego na niej. I jak tylko zaczynał poruszać palcami, swędzenie się nasilało. I w tym miejscu było już o wiele gorzej. Jak dotknął oka, wyczuł wielką bułę. Tak duża była opuchlizna pod okiem i wystarczyło dotknąć, by odczuł ból. Nic dziwnego, bo kości twarzy w tamtym były mocno naruszone i jakakolwiek chęć zbadania pulsowała bólem.

- To bardzo kiepski pomysł. A to z tego względu, iż pańskie kolano nie utrzyma obecnie ciężaru ciała. Wstając, jedynie jeszcze bardziej je uszkodzi, a przez to pobyt u nas zostanie wydłużony. Nie mówiąc już o tym, że chyba do niektórych ran wdało się zakażenie i jeśli odpowiednio się o nie nie zadba, nastąpi martwica tkanki w ich okolicach. W najgorszym wypadku będzie trzeba amputować fragmenty ciała. - W sali pojawił się jeden z uzdrowicieli, niosący pergamin. Jeśli ktokolwiek mógłby wiedzieć, jaki dokładnie jest stan pacjenta to właśnie chyba on.

I przy okazji Tanga mógł wyczuć, jakich zębów mu brakuje. Górnego lewego siekacza, prawego dolnego. Dolnej lewej trójki, górnej czwórki, prawej dolnej i górnej szóstki plus do tego czwórka wydawała się ukruszona częściowo, bo takim zbadaniu językiem. A pudełko z nagrodą jak stało, tak stało, niesprawdzone przez nikogo. Czekało na otwarcie.
Licznik pechowych ofiar:
8

Lecznica przy Uniwersytecie

8
POST POSTACI
Lindirion
- Trudno mi ocenić, kto był silniejszy. Wiem, że ty wygrałeś. - Powiedział mistrz, chcąc w jakiś sposób podnieść Tangę na duchu, choć ten wcale tego nie potrzebował! - Skoro był od ciebie lepszy, jak mógłbyś z nim wygrać? Więcej wiary w siebie, chłopcze.

Chłopak wyglądał na zdecydowanie obitego bardziej, niż chciałby go takim widzieć. Czy uważał się za orczego syna, czy też nie, fizycznie był tylko człowiekiem, choć potężnym, to jednak wciąż narażonym na obrażenia.

- Nie dotykaj. - Lin zganił go, gdy chciał się drapać. - Tym razem, obawiam się, smarowidła i proszki mogą nie wystarczyć.

Mężczyzna, który ich nawiedził, wydawał się znany z twarzy, choć mag potrzebował paru momentów, by dopasować rysy do znajomych nazw z przeszłości. Odsunął się, by dać uzdrowicielowi lepszy dostęp do pacjenta.

- Wydaje się, że Tanga mógłby po stokroć skorzystać z magii uzdrawiającej. - Podsunął mistrz. - Jakaż szkoda, że w swej chciwości liczą sobie tak duże pieniądze. Tango, mój chłopcze, czy masz jeszcze złoto?
Obrazek

Lecznica przy Uniwersytecie

9
POST POSTACI
Tanga
Gdy chciał uśmiechnąć się pod wpływem pochwały jeszcze szerzej, gwałtowny, bolesny prąd bólu w szczęce szybko odwiódł go od tego pomysłu. Za dużo rzeczy odwracało jego uwagę oraz przyprawiało go o dyskomfort, żeby mógł w pełni cieszyć się wygraną. Krzywiąc się w następne chwili i nieco burcząc pod nosem, cofnął rękę bardziej pod wpływem kolejnych, bolesnych doznań, aniżeli strofowania i upominania dochodzącego go z dwóch stron. Okaleczenia zwykły goić się na nim szybko, ale prawdą też było, że nigdy wcześniej nie doznał ich tak wiele i rozlegle.
W ustach nieustannie czuł posmak krwi i nie było to nic zaskakującego, więc pewnie dlatego nie zwrócił na to z początku aż takiej uwagi. Gdy jednak przejechał językiem po zębach, wyczuł tam braki, jakich nie czuł od czasu dzieciństwa.
- Nie mam zębów? - spytał zaskoczony, nawet jeśli widział z doświadczenia, że porządne mordobicie mogło się czymś takim skończyć. Po prostu nigdy jeszcze nie był po stronie, która je traciła! - Wielu? Długo trzeba czekać, żeby znowu odrosły? - bo skoro ostatnim razem odrastały, to teraz też powinny. To jasne. - I kiedy będę mógł wstać, jeśli nie jutro? Dzień po jutrze? Dwa dni? -
Dwa dni brzmiały już dostatecznie przerażająco. Co tu dużo mówić, jeden dzień leżenia w bezruchy brzmiał dostatecznie koszmarnie! Przecież umrze w nudów, zanim tego doczeka! I jak będzie jadł? Albo jak pójdzie na siku?
Słysząc o złocie, chciał wzruszyć ramionami, ale okazało się to wyjątkowo niewygodne i nieprzyjemne. Marszcząc więc brwi, spróbował się zastanowić nad pytaniem. Co było sporym wyzwaniem.
- Dwa - odpowiedział wreszcie. - Dwa kawałki.
Do pięciu liczyło mu się jeszcze dość łatwo.
Foighidneach

Lecznica przy Uniwersytecie

10
POST POSTACI
Lindirion


Wbrew swej woli, wbrew rozumowi i jakimkolwiek prawom świata, Lindirion położył dłoń na ramieniu Tangi, by powstrzymać go przed dalszym miotaniem w bólu na posłaniu.

- Nie. - Zwrócił uwagę chłopcu, by przestał się poruszać.

Przeniósł spojrzenie na uzdrowiciela. Zmarszczył lekko brwi, choć nie zastanawiał się, od której strony ugryźć temat. Sytuacja wydawała się dla starego maga oczywista.

- Wkrótce odrosną. - Mistrz pocieszył jeszcze Tangę. - I wkrótce wstaniesz. Susannosie. - Zwrócił się do uzdrowiciela, bo ten przypominał mu dawnego współpracownika. Nie miało znaczenia to, że mógł być synem lub wnukiem prawdziwego Sannosa. Lub prawnukiem. Lub praprawnukiem... - Ulecz młodego Tangę. A jeśli w zatraceniu swego powołania i tak nietypowej dla waszego fachu chciwości pragniesz zapłaty, wiedz, że płacimy złotem. Ach, Tango...- Westchnął, unosząc dłoń do czoła, jakby nagle mierzył się z bólem głowy. - Chciałbym pokazać ci Oros sprzed dwustu lat. Bez tej chciwości i zepsucia obyczajów.
Obrazek

Lecznica przy Uniwersytecie

11
POST BARDA
Uzdrowiciel nie odzywał się bez potrzeby, jednak Lindirion poruszył kwestie, która dla niego była dziwna. Każdy w Oros wiedział, że lecznica nie ma żadnego finansowania. Zarabiali na własne utrzymanie. Jego słowa były dziwnie. Nie pasujące do tego. Dodatkowo był elfem. Westchnął ciężko, jakby miał przed sobą dziecko, któremu trzeba było wszystko tłumaczyć.
- Zapewne dla pana to chciwość, aczkolwiek Lecznica w ten sposób zarabia na swoje utrzymanie. Nie mamy finansowania ze strony miasta czy uczelni. Proszę mi powiedzieć, za co mielibyśmy płacić podatki, czym byśmy płacili tym wszystkim, którzy dostarczają nam potrzebne materiały? Za co my sami kupowalibyśmy jedzenie? Za miły uśmiech panie? Myśli pan, że choćby piekarz będzie chciał nam dawać nam swój urobek za darmo? Oczywiście, że nie. On też musi zadbać o siebie i własną rodzinę. - Jego ton przypominał ten, który można było spotkać na uczelni. Taki profesorski, który wyjaśnia nieco mniej bystremu studentowi zawiłości.
- Nawet przy pełnym zakresie leczenia, ciało będzie potrzebowało tygodnia, by zregenerować się kompletnie. Zwłaszcza noga i ręką. Dodatkowo mięśnie będą w nich słabsze przez jakiś czas. - Wyjaśnił na spokojnie, bo przecież skoro chcieli płacić za leczenie złotem, będzie musiał porozmawiać z przełożonym na ten temat. Zaklęcia nie działały jak cud boski. Wszystko miało swoje konsekwencje.
- Jeśli taka jest wola, porozmawiam z przełożonym i zastosujemy nowy plan. Po jego zastosowaniu trzy dni będzie pan leżał, a przez cztery kolejne będziemy niwelować inne rany. I na bogów, nie wolno się wtedy przeciążać. Inaczej przez resztę życia można odczuwać niezbyt przyjemne dolegliwości, na które chyba tylko sami bogowie będą mogli pomóc. - I z tymi słowami wyszedł z pomieszczenia. On sam nie mógł podjąć takiej decyzji. Tu istniała hierarchia i zorganizowane. Przyjęcie przez niego zapłaty mogłoby być uznane za łapówkę, a przez to miałby spore kłopoty. Nie wspomniał nic, że zęby już nigdy nie odrosną.
Licznik pechowych ofiar:
8

Lecznica przy Uniwersytecie

12
POST POSTACI
Tanga
Wydymając usta, ale z jakiegoś powodu nie czując obecnie nadmiernej potrzeby robienia na przekór wszystkim dookoła (chyba jednak był trochę zmęczony), zaprzestał prób dalszego drapania się i wyginania na wszystkie strony. Zwłaszcza tam, gdzie czuł wzmożony dyskomfort w dowolnej postaci. Co nie znaczy, że było to łatwe. Jeden dzień, może dwa zniósłby dzielnie. Ale tydzień??? Co miał robić tu przez TYDZIEŃ?!
- Głupio niemagiczna ta cała magia - burknął, marszcząc brwi. - W tydzień to i w naszej wiosce bez magii na nogi stawiali.
Nigdy się nad tym nie zastanawiał, bo i nie miał po co interesować się tymi kwestiami, ale może stara, wioskowa zielarka też była w takim razie jakim czarownikiem? Zawsze potrafiła uśmierzyć ból w trymiga i jeśli dobrze pamiętał, także przy leczeniu złamań i różnorakich choróbsk radziła sobie świetnie. Pomyślałby kto, że jacyś tam spece z miasta będą umieć robić tego typu rzeczy jeszcze lepiej i szybciej.
Niezadowolony i coraz bardziej nabzdyczony, Tanga po raz pierwszy w swoim życiu zaczął się zastanawiać, czy nie lepiej było wcale nie brać udziału w zawodach, jeśli teraz miał zostać przykuty do łóżka na okres wydający się dla niego niemalże wiecznością. Aż chciało się coś uderzyć. Żeby jeszcze miał co bić! I jak bić!
Foighidneach

Lecznica przy Uniwersytecie

13
POST POSTACI
Lin
Mistrz zmierzył uzdrowiciela spojrzeniem. Jasne oczy elfa wpatrywały się w mężczyznę dłużej, niż mogło być to uznane za komfortowe. Lindirion oceniał, zastanawiał się. Rozważał.

- Masz wiele słów, by uzasadnić swoje błędy. - Powiedział w końcu, niczego nie robiąc sobie z mentorskiego tonu. Lindirion był sto pięćdziesiąt lat za stary, by coś takiego mogło wywrzeć na nim wrażenie. Sam wyrażał się podobnie. - Za moich czasów, lecznica otrzymywała wsparcie uniwersytetu, a uzdrowicielem zostawało się z powołania. - Upomniał go, bo przecież Lindirionowa prawda była najważniejsza. To, że Oros się zmieniało, nie miało wielkiego znaczenia. - Tygodnia. - Powtórzył też po magu, łapiąc go za słowo. - Cóż to za magia, która wymaga tygodnia? Doprawdy, Oros to nie tylko upadek obyczajów, ale też wiedzy i umiejętności. Przepraszam cię, Tango, nie powinienem cię tu nigdy przyprowadzać. - Ukorzył się po raz kolejny, choć sam cierpiał bardziej, niż obity na fioletowo nie-ork! Serce krwawiło, gdy widział, jak jego miasto zamieniło się w ruinę! - To, co widzisz, to nie Oros, które znam. Działaj, Susannosie. - Pospieszył uzdrowiciela, dyskretnie machając na niego dłonią.

Nie zamierzał ruszać się z miejsca. Nie chciał już spotkać matki i siostry, nie chciał oglądać elfich slumsów, nie chciał w ogóle widzieć tego przeklętego miasta! Niech tylko Tanga stanie na nogi, wyruszą tak szybko, jak to możliwe.

- Nie martw się, Tango. Wkrótce znów wrócimy na szlak ku Fenistei.
Obrazek

Lecznica przy Uniwersytecie

14
POST BARDA
Tak, jak Uzdrowiciel powiedział, leczenie Tangi zajęło tydzień. Magia nie była boskim cudem, który mógł sprawić, że człowiek od razu po jej użyciu będzie w stanie poruszać się, jak nigdy nic. Wszystko miało swe konsekwencje. Kości po połączeniu nie były tak sztywne i mocne, jak przedtem. To, co przestało istnieć w wyniku pęknięcia, organizm musiał sam odbudować. W przypadku uszkodzenia mieści i ponownego połączenia tkanek, ta sama reguła była. Mięśnie potrzebowały czasu, by odzyskać sprawność. Powierzchowne lub pomniejsze rany nie miały takich trudności. O krzywy nos Tanga nie musiał się martwić. Został wyprostowany, choć proces jego "leczenia" nie należał do przyjemnych. Jedyne, z czym magia nie mogła sobie poradzić to odzyskać to, co było utracone na zawsze. Zęby, które stracił w pojedynku, nie odrosły. Z tym musiał po prostu się pogodzić.


Sussanos przestrzegł Tangę, że ciało będzie potrzebowało czasu na odzyskanie sił, dlatego nie powinien przeciążać lewej ręki i prawej nogi, dopóki nie odzyska w nich pełni sił. Przestrzegł go, że jeśli nie posłucha, będzie po prostu dłużej dochodził do siebie i w krytycznej chwili te kończyny mogą go po prostu zawieść. na pytanie, jak długo to potrwa. To odpowiedział, że zależy od ciała. Im młodsze, tym o wiele szybciej dochodzi do siebie.

Co było w przesyłce od miasta Oros? Nagroda w postaci rękawic. Sięgające ponad nadgarstki ochraniacze wykonane są z kilku rodzajów skór pozszywanych ze sobą w zręczny sposób. Rękawice te bowiem są miszmaszem wielu materiałów, wśród których można wyróżnić skrawki przypominające do złudzenia ludzką skórę, jaszczurze łuski, pióra czy futro i inne dziwne elementy. Zamontowane w materiał są także metalowe elementy, dzięki którym uderzenie będzie bolało mocniej. Lindirion wyczuwał w nich magie. I to taka, która naprawdę mogła być niebezpieczna w zależności od sposobu użycia. Jakby tego było jeszcze mało, otrzymał dodatkowo dwieście gryfów. Oczywiście także list z propozycją dołączenia do gwardii miejskiej. To nie był jedyna wiadomość. Otrzymał ich także od wielu różnych osób z propozycją zatrudnienia. W tym całym bałaganie także dwa listy miłośne od wielbicielek. W ten sposób tanga stał się dość popularną osobą w tym mieście. A co oznaczała popularność? Nie wiadomo, czy samo Oros było świadome tego błędu.

Spoiler:
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Oros”