Re: Ziemie Oros, Wschodnie Rozdroża

16
Nemo zaintrygowany niecodziennym spotkaniem i zawiedziony takim rozczarowaniem, postarał się bliżej zbadać tą sprawę. Zeskoczył z konia i dobył swego miecza. Nie spodziewał się żadnego ataku ze strony wyimaginowanej bestii, bardziej obawiał się dzikiej zwierzyny. Zamierzał całkowicie pokojowo podejść do istoty, którą mianował Maliną.
- Przybyłem! - wykrzyknął. Szedł ostrożnie przed siebie, kątem oka rozglądając się za kolejnymi czarcimi kręgami, skupiał się na zachowaniu miętka: naturalnym alarmem na wszelkie magiczne i niemagiczne niebezpieczeństwo. Dzięki czworonożnemu przyjacielowi mroki nocy nie są tak groźne.
- Malino, kim tak na prawdę jesteś?! - znów się odezwał - w jakim celu mnie tu zwabiłaś?!
Może takie nawoływanie mogło się wiązać jedynie z przywołaniem przez krzykacza wygłodniałej watahy wilków, albo innego ustrojstwa, ale warto było spróbować w nadziei na spotkanie czegoś innego, niż zmora wysysająca dusze mężczyzn.
Liczył skrycie na to, że Malina na prawdę okaże się diabelstwem czarcich rozdroży, pierwszym jakie w swoim życiu spotka, pierwszym na tyle niezdziczałym poprzez wydalenie ze społeczeństwa, że nie zechce na powitanie rozszarpać delikwenta. Odruchowo skupił swoją uwagę na tarczy i spiął mięśnie do chwytu dzięki któremu sprawnie udałoby się dobyć tarczy.
200

Re: Ziemie Oros, Wschodnie Rozdroża

17
Wiatr poniósł słowa podróżnika w odległe echo, odbijające się od ścian kotlinki, nim zbledło i umilkło. Przez chwilę Nemo towarzyszyła tylko napięta cisza, w której usłyszeć mógł bicie własnego serca. Potem wicher znowu zajęczał, zatrzeszczał, zastękał, Miętek prychnął nerwowo, buchając młodzieńcowi parą w plecy. Nikt, nic, nie odpowiedziało jednak na zawołanie chłopaka, nic żywego nie objawiło się przy ruinie gospodarstwa, zarośniętego chwastem. Tylko malinowy chruśniak, poruszany przez podmuchy i pachnący mocno, soczyście, jak w południe pełni lata.

Stąpając krok za krokiem, ważąc ruchy, z dłonią zaciśniętą na rękojeści, wędrowiec nie spostrzegł nic ponad to, co widział wcześniej. Żadnych więcej charakterystycznych znaków, z pewnością zaś nie bardziej charakterystycznych, niż to, że w miejscu, gdzie chwilę wcześniej dym z komina pachniał wieczerzą, stała rozsypująca się, pusta rudera, opuszczona niechybnie od lat. Wierzchowiec młodzieńca, choć niespokojny, strzygł tylko uszami i parskał głośno, grzebiąc w ziemi nogą. Spłoszyłby się, gdyby miała ich najść drapieżna zwierzyna.

Dopiero zbliżając się do budynku, Nemo spostrzegł więcej, więcej być może, niż chciał. W pustych, wyrwanych odrzwiach ziała tylko ciemność, panująca ponuro w cichym wnętrzu, lecz gdy wiatr powiał i zimnym przeciągiem uderzył chłopaka po twarzy, poniósł ludzką mowę. Poniósł jego imię, wyszeptane miękkim, dziewczęcym głosem. Umilkło jednak, gdy tylko wytężył słuch. Dobiegła go zaś melodia, z początku tylko ona. Potem już rozpoznał słowa krótkiej, wdzięcznej przyśpiewki, powtarzanej pod jabłonią... Wtedy coś huknęło dalej, głębiej, w środku. Nie głośno, lecz za plecami podróżnika Miętek zatupał nerwowo, a on sam nie powstrzymał się przed podskoczeniem.

Re: Ziemie Oros, Wschodnie Rozdroża

18
Warknął i zaśmiał się nerwowo. Wyszukał najbliższe miejsce do którego mógłby przywiązać Miętka. Pacnął się trzy razy w czoło, uderzył otwartą dłonią w policzek. Nerwowy śmiech.
Durny mózgu, zostaję tu - pomyślał przywiązując Miętka, zęby zgrzytnęły, mocno zaciskane. Zaśmiał się nerwowo - wy tchórzliwe nogi, nie zabierzecie mnie stąd wbrew mej woli - stanął w pozycji jaka zabrania wojownikowi dzierżącemu tarczę nie poddać się ciosom przeciwnika. Dzięki temu myśli o jakiejkolwiek ucieczce łatwo można zdławić. Uspokoił roztrzęsione dłonie i wzmocnił więzy na drewnie. Tak, żeby zwierzak nie uciekł za szybko, ale w razie potrzeby dało się jednym pociągnięciem odwiązać te lejce. Nemo sapnął, uderzył się w pierś, jak wielki małpiszon okazujący swą siłę i pewnym krokiem ruszył do drzwi domostwa. Chciał dowiedzieć się wreszcie Czym jest Malina, przywołać spokój w sercu swojego przyjaciela i odpocząć wreszcie. Przed wejściem nagle się zatrzymał. Potrząsnął głową, próbując zebrać myśli i swój rozsądek, który już dawno stracił tej nocy. Przekroczył próg czarcich wrót spokojnym, powolnym krokiem, starając się nie wykonywać niepotrzebnych, nerwowych ruchów, które mogłyby zostać źle odebrane przez coś, co czeka na ciekawskiego podróżnika. Przełknął ciężko ślinę. Dokładnie się rozglądając, kierował się w miejsce z którego słyszał huk i zapewne też głos. Już w tej chwili kształtował się w jego głowie kolejny cel własnego istnienia - doprowadzić się do stanu w którym bez strachu i z wielką przyjemnością będzie uczestnikiem takich sytuacji. Kontynuacja podróży na północny - wschód i jeszcze dalej przez całe życie, będzie poświęcona poszukiwaniom okazji do nawiązania kolejnego kontaktu z czymś takim, wykraczającym poza sposób pojmowania rzeczywistości zwykłego plebsu. Wreszcie spostrzegł, że stoi zamyślony, wpatrzony w głębię pomieszczenia, w nieokreślony punkt. Rozmazany obraz się wyostrzył. Stojąc jak kołek, skierował swoją całą uwagę w jedno, jedyne miejsce, to z którego słyszał huknięcie.
- Jestem - oznajmił, siląc się na spokój.
200

Re: Ziemie Oros, Wschodnie Rozdroża

19
Kurz podniósł się z klepiska, spod stóp chłopaka, gdy ten ostrożnym krokiem przekroczył próg opuszczonej chaty. Wewnątrz jednak panowała znów cisza. Jego głos utonął w mroku. Przez chwilę wpatrywał się tylko w pustą, nieruchomą ciemność, a jego serce powoli zwalniało, dłonie uspokajały się.

A potem coś rąbnęło w niego z impetem, obalając na plecy.

Tarcza, którą podróżnik zdołał wznieść w ostatniej chwili, niechybnie ocaliła mu życie. Nie zdążył spostrzec, co się wydarzyło, a wydarzył się błyskawicznie. W jednej chwili nagle Miętek na zewnątrz zerwał się gwałtownie, kwicząc i targając się na uwięzi, w drugiej coś uderzyło go, jak taran, jakby ledwie stał na nogach. Grzmotnął o próg, przez chwilę nie mógł nabrać oddechu. Miecz wypadł mu z dłoni, brzęknął o klepisko. Na twarzy poczuł głębokie chlaśnięcie. Do oka wpadła własna krew. Upiór przypadł do młodzieńca z mrożącym krew w żyłach, okrutnym wrzaskiem, nieludzkim, nie brzmiącym jak nic, co Nemo kiedykolwiek dotąd słyszał. Rzadkie, czarne włosy widma w poszarpanym gieźle wisiały nad nim, okalając zapadłe oblicze, szarą skórę, pomarszczoną i obciągniętą na czaszce. Ciemne ślepia pozbawione były białek. Kiedy szarpał się, na policzek chłopaka opadł płatek zwiędłej dzikiej róży z wieńca, długie palce o ostrych, połamanych paznokciach, ściekających krwią Nemo, zacisnęły się na jego szyi.

Wiatr na zewnątrz nie powiewał już. Wył potępieńczo, a cała chałupa wydawała się trząść i trzeszczeć pod jego naporem, strzecha puściła, tworząc jeszcze głębszą wyrwę. Wierzchowiec wędrowca rżał, szarpał się histerycznie na uwięzi. Jemu zaś powoli zaczynało braknąć oddechu, twarz posiniała, a przez zaciśnięte gardło nie mógł nawet przełknąć śliny, charcząc rozpaczliwie — przeraźliwa chuda zmora miała siłę imadła. Przygniatała młodzieńca do ziemi.

Re: Ziemie Oros, Wschodnie Rozdroża

20
Czy własnie tak miał się skończyć przecudowny żywot Nemo? Miał być pożywką dla nie wiadomo jakiego ustrojstwa po zostaniu zaduszonym przez tak szpetnego demona? Strach i adrenalina porządnie działy. Ręka w której jeszcze przed chwilą znajdował się miecz, szybkim ruchem powędrowała do oczodołów zmory. Wpychając tam brutalnie swoje palce, kciuk wsadził do dziury w upiornych nozdrzach. Ile sił w mięśniach, szarpnął trupią sukę na swoją tarczę. Jak najmocniej, pomagając sobie nogami, starał się ją zdominować. Przygnieść całym ciężarem. Dobytym nożem myśliwskim, jaki służy między innymi tak krytycznym sytuacjom, odetnie jej łapę, podziurawi cały łeb. Nie pozwoli odejść zdradliwej mendzie, która przy manewrze przejęcia inicjatywy powinna od razu puścić pomimo swej woli gardło swej ofiary. Gorliwe modły, wszystkie myśli były kierowane do bogów o pomoc, skupione na woli przetrwania. Będzie raz za razem, sztych za sztychem ostrze noża po samą rękojeść, a może nawet głębiej wbijał. Będzie ją dziurawił i rozszarpywał póki zabraknie tchu, a nawet dłużej. Tak to jest, gdy bezpodstawnie atakuje i straszy się spokojnego podróżnika i jego konia.
200

Re: Ziemie Oros, Wschodnie Rozdroża

21
Żywot podróżnika nie miał się zakończyć, przynajmniej nie w tamtej chwili - Nemo zdał sobie sprawę z tego, że może bronić się przed morderczymi zapędami upiora w chwili, w której ten wrzasnął znowu, zaskoczony szybką inicjatywą duszonego, gdy sięgnął do oczodołów i nozdrzy widma, wcale materialnego, odczuwającego bolesny chwyt i oznajmiając to w najmniej przyjemny sposób - stwór zacieśnił uchwyt, wbijając zakrzywione szpony w szyję miotającego się pod nim podróżnika, nie zrażając się spotkaniem z tarczą, znowu i znowu. Nemo poczuł krew wypływającą z nowopowstałych ranek, które dołączyły do zalanego przez posokę wypływającą z rozciętego łuku brwiowego oka. Niewiele dała mu próba zdominowania stwora - każdą próbę odwrócenia szali zmieniał w gorączkowe szamotanie się w progu chaty, co tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło, sprawiając, że coraz głośniej charczał i warczał. Efekt natomiast dało dobycie zza pasa noża. Pierwsze pchnięcie nie zraziło potworzycy, następne natomiast, zadane w okolice serca, zwróciło jej uwagę. Odskoczyła jak oparzona, wlepiając w przeciwnika czarne ślepia. Jedna z jej patykowatych łap dotknęła miejsce trafienia - w mroku człowiek nie mógł dojrzeć, czy coś wypłynęło z rany, lecz wiadomym było, że upiór nadal żył - co gorsza, miał się całkiem dobrze. Nemo powstał prędko, korzystając z chwili słabości widma, z zamiarem dalszego siekania i wbijania ostrza w zgniłe ciało.

To nawet nie były sekundy - to była ta sama chwila, gdy z ust truchła wydobyło się kilka słów wyartykułowanych zachrypniętym, wysokim i mrożącym krew w żyłach głosem, i gdy Nemo natknął się na coś leżącego na klepisku w całkowitej ciemności. "Zabiję... cię... Angus..." brzmiało jeszcze w jego głowie, gdy jego noga niefortunnie napotkała na swojej drodze coś walcowatego, twardego i podłużnego, w efekcie czego całe jego ciało nagle zmieniło położenie i ruszyło na spotkanie z ziemią. Uderzenie odczuł wcale mocno, targając jego błędnikiem i uniemożliwiając właściwą ocenę sytuacji do chwili, w której znowu zobaczył upiora, kilka kroków od siebie, zmierzającego z zamiarem zamachnięcia się zakrzywionymi pazurami. Próg był całkiem blisko, upiór również - pytaniem było, co wybierze Nemo, by przeżyć.
Obrazek

Erriz | Tricya
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”