Bezdroża Południowej Prowincji

1
Czym prędzej oddalając się od zaatakowanego Klasztoru Kedesz, Aishele Lainara oraz Maria Elena podróżowały bezdrożami, uciekając przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Szybko zeszły z Bukowej Górki, szerokim łukiem ominęły wioski należące do pechowych kapłanek i powędrowały zarośniętymi lasami - i skrywającymi podróżnych - dolinami, by dopiero trzeciego dnia wyjść na słoneczne hale.
Aishele z dnia na dzień czuła się gorzej. Choć zima już prędko odchodziła i wiosna, choć spóźniona, nadchodziła w pełni swej mocy, to zła aura pierwszej nocy i dnia wędrówki skutecznie odcisnęła piętno na zdrowiu mężobójczyni. Początkowo tylko pociągała nosem i pokaszliwała, zmagając się z drżeniem rąk i szczęki, lecz po kilkunastu godzinach noszenia mokrych, dość cienkich rzeczy zaczęła odczuwać ból gardła oraz narastającą ciężkość w nosie i trudności w oddychaniu. Sprawy wcale nie ułatwiał brak żywności - jeść musiały wiosenne grzyby, których było tak mało, że wzbogacały je o młode pędy i listki owocowych krzewów. Przerwy na posiłek służyły tak naprawdę bardziej do ogrzania się i pozwolenia na chwilę wytchnienia nogom i zbolałym stopom, niż napełnieniu żołądków.
Czwartego dnia umysł Lainary zdał się poddać: wizja dalszej takiej podróży przez nieznany czas, żywienia się korzonkami i w chorobie prowadziła do rozpaczy czarnej jak jej brudne ręce i stopy. Szlachcianka, niegdyś pani we dworze, teraz wyglądała jak byle żebraczka, jak nieporadny wyrzutek społeczeństwa, który absolutnie nie miał gdzie się podziać.

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

2
- Trzeba mi było tam zostać, dać się zaszlachtować... Dokąd idziemy? Po co? To wszystko już nie ma sensu... Nie mam dokąd iść, nawet swoje więzienie straciłam, haha... Jestem taka głodna... Zostanę tu, nie zrobię już ani kroku więcej, nie mogę... Zaraz umrę... Już umieram, słyszysz? - jęczała nieszczęśliwa szlachcianka, na przemian pociągając nosem i kaszląc. Wciąż troszeczkę wierzyła, że Maria Elena potrafi coś zdziałać i gdyby tylko chciała, wyciągnęłaby ją zaraz z tego dołującego położenia, a nie robi tego z wyłącznie sobie znanych powodów.

Po policzkach łzy płynęły jej strumieniami, i to chyba bez ustanku od czterech dni. Kobieta miała wrażenie, że jeszcze chwila i wyżłobią w jej twarzy trwałe ślady, podobne korytom rzek. Topniejący śnieg zaś rwącymi potokami - zupełnie jak te łzy - spływał ze szczytów, bezlitośnie mocząc buty i suknie, zalewając doliny, lecz zarazem i budząc do życia to wszystko, co na stokach gór przetrwało mroźną zimę.

Drobne listki przebijały ziemię tu i tam niczym ostre, zielone kły lub pazury ukrytych w podziemiach istot. Skupiska pierwszych, wczesnowiosennych grzybów o lśniących kapelusikach jaśniały na wilgotnej i czarnej ziemi na przemian z płatami śniegu tam, gdzie głęboki leśny cień nie pozwolił im się jeszcze roztopić. Nabrzmiewające na suchych badylach krzewów pączki napawały optymizmem - kiedy zamknąć oczy, rozetrzeć taki nierozwinięty jeszcze listeczek w palcach i powąchać, można pomyśleć, że jest się w letnim, wonnym ogrodzie. Aishele uczyniła tak parę razy, przypominając sobie, że robiła to jeszcze jako dziecko - na bardzo krótką chwilę poprawiło jej to nastrój. Ale to sprawiło tylko, że zaraz ogarnęła ją tym czarniejsza rozpacz, kiedy kobieta zaczęła lamentować, że do lata to już na pewno nie dożyje, a do szczęśliwych chwil dzieciństwa na ojcowskim dworze nie ma już powrotu.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

3
Maria Elena zdała się być bezlitośnie niewzruszoną. Nie zatrzymała się, nie powiedziała ni słowa. Dopiero gdy Aishele uznała, że dość ma już tej wędrówki, gdy zakręciło się jej w głowie i opadła w chłodne błoto, wieszczka odwróciła się na chwilę.
Odpłynęła w ciemność.
Spoiler:
Sen początkowo był urzekająco słodki. Oto Aishele unosiła się lekko ponad ziemią, sunąc przez dojrzałe kłosy skąpane w słońcu późnego lata. Znajome pola ciągnęły się od odległych lasów, ledwie widocznych na widnokręgu zbożowego morza,po rodzinny zamek, gdzie matka jej ściągała wielu wspaniałych pieśniarzy i sztukmistrzów. Zmierzała właśnie w stronę tego domu dobrych wspomnień, gdzie po raz pierwszy usłyszała prawdziwą muzykę, gdzie jej ojciec zdecydował, że poślubi Jurgisa...
Była już blisko zamku, już widziała okna wież i twarze strażników na murach, gdy dostrzegła tam znajomą, męską sylwetkę. Potknęła się nagle, zaczepiła o coś i upadła, a gdy podniosła, słońce zgasło jak świecie na ich weselu, a kobieta w ładnie, skromnie uczesanych włosach zbliża się do Jurgisa, a ten ujmuje ją za rękę. Widziała jej nieskazitelnie białą, niemal świetlistą suknię ślubną, widziała miecze Leliwy w broszy, którą jej przypinał.

- Kim ona jest, Aishele? - usłyszała głos znajomy ze świątyni. - Kto to, kim ona jest? To Ty, Aishele, czy... czy ona? Która z was?

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

4
- To ja! - zawołała kobieta tak rozpaczliwie, jakby chciała przekonać nie tylko pytający głos, ale i samą siebie. I rzeczywistość.

Niespokojnie zadzierając głowę i wytężając wzrok, Aishele przypatrywała się stojącej na murach parze. Musiała zmrużyć oczy, tak raziła ją biel sukni tamtej kobiety. Nie była w stanie zrobić nawet kroku, inaczej zerwałaby się może z miejsca i pobiegła z powrotem w te szumiące pola, w te łany płowych zbóż, i zniknęła w nich na zawsze, skryła się jak w złotym, bezpiecznym i ciepłym oceanie.

Robiła tak jako dziecko, gdy coś ją wystraszyło lub doprowadziło do płaczu. Marzyła wtedy o pięknych pannach polnych z opowieści starych ludzi, które rodzą się z kłosów zbóż pocałowanych przez słońce i czasem mogą zabrać do siebie człowieka, któremu źle, by zapomniał na zawsze o wszystkich troskach, o cierpieniu i niebezpieczeństwach. Tacy szczęśliwcy, mówili ci starzy ludzie, stają się złotookimi duchami, zwiewnymi opiekunami pól, co pomagają śmiertelnikom w ich doczesnych trudach, lecz sami są od nich wolni. O tym marzyła skrycie przed laty mała Aishele, choć prawdziwego trudu wtedy jeszcze nie znała. I to marzenie, na lata całe zapomniane, odżyło dziś, w tym śnie.

- Jurgisie, kochany mój...! - chciała zawołać, lecz tylko cichutkie chrypnięcie wydobyło się z jej gardła. Nie mogła krzyczeć, kiedy morze łez napływało jej do oczu i szumiało w głowie. Nie była w stanie nawet podnieść ręki i do niego pomachać - ciało miała jak wypełnione ołowiem, ciężkie i nieposłuszne.

- Jeśli to ja, to dlaczego stąd na to patrzę? Stoję tam. Nie chcę patrzeć. - Zamknęła oczy. - A jeśli to ona? Nie, tak się nigdy nie stało. On nie żyje, nie może tego robić. Dlaczego mi to pokazujesz? Kim jesteś, dlaczego mnie katujesz? Dlaczego mnie tak nienawidzisz? A jeśli to ona... Jeśli to ty? Ty, która nienawidzisz mnie od zawsze? - A potem, sama nie całkiem wiedząc dlaczego, mężobójczyni zwróciła oczy ku ciemnemu niebu i wyszeptała coś jeszcze. - Pani Pokusy, usłysz mnie... Nie pozwól mi na to patrzeć, zabierz mnie stąd, będę ci służyć wiernie. Nie każ mi tylko... nie pozwól... błagam...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

5
Niebo odpowiedziało lekkim, przyjemnym wiatrem, który zerwał się nagle, załopotał chorągwiami na zamku, zafalował kłosami zbóż i włosami Lainary. Aż musiała zmrużyć oczy, gdy ulatujące pyłki i czarne, długie włosy uderzyły ją w twarz.
I oto poczuła na sercu ciepły dotyk, gdy Jurgis przypinał jej broszę z symbolem swego rodu, gdy dołączał ją do swej rodziny i brał pod opiekę. Choć stała na flankach, które widziała przed chwilą, pod murami brak było pól, przez które wędrowała. Zamiast morza zbóż falowało tam morze ludzi - wieśniaków i szlachty, ubranych w barwne i czyste ubrania, roześmianych i wiwatujących na ich cześć. Krzyczały Lasza i Pohjola, Ohan ściskał małżonkę, wieśniacy pili z glinianych dzbanów, a Dardanus stał spokojnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Oj, głupia! - zaśmiał się jej w ucho znajomy głos - tak blisko, że aż by podskoczyła, gdyby nie uspokajający dotyk Jurgisa. - Po co mnie przywołujesz, kiedy tu jestem?
Obok Aishele przesunęła się kobieca postać, której wcześniej nie widziała, a która teraz była na murach jedyną osobą poza nimi. Młoda, o rumianej cerze, z niezwykłym, subtelnym wdziękiem podskoczyła obok Lainary i niemal zatańczyła wokół niej i Jurgisa krokiem, jaki tańczy się na weselach. On nawet na nią nie spojrzał, z błyszczącymi oczami wpatrując się w swą wybrankę.
Miała na sobie sukienkę nieco nieprzyzwoicie odsłaniającą gładkie łydki, nieco nieprzyzwoicie wąsko szytą i podkreślającą aż nadto jej kobiece atrybuty - ale jednak śliczną, dokładnie taką sukienkę, jaką niegdyś, za młodu, upatrzyła sobie Aishele podczas jasnej nocy Letniego Przesilenia.

- Czyż nie jesteście piękni? Czy on nie jest piękny? - zapytała, gdy przestała wirować i zaczęła spoglądać to na Aishele, to na Jurgisa. - Och, jakże jego brak dotkliwie rani ten świat żywych!

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

6
Ciepły wiatr osuszył łzy panny młodej, która przytuliła mocno swojego wybranka. Nie sądziła, że kiedyś jeszcze dane jej będzie to zrobić - bo nawet, jeśli był to tylko sen, to swoim realizmem przewyższał wszystkie, jakie Aishele do tej pory śniła. Obejmując najdroższego Jurgisa przez chwilę wdychała tylko woń dymu, jaka zawsze przesycała jego ubranie i włosy, a potem ponad jego ramieniem uniosła wzrok na tańczącą kobietę.

- A czy potrafisz to zmienić? - zapytała, nie zważając na to, że jej ukochany może to usłyszeć. - O, Pani, błagam cię... Przywróć mi moje szczęście, które mi odebrano... Zrobię wszystko, co każesz, tylko niech ten sen się nie kończy, nie zabieraj mi go znowu, proszę!

Choć przychylny, wiwatujący tłum cieszył kobietę, to nie mogła powstrzymać uczucia żalu, kiedy przypomniała sobie, jak ci wszyscy ludzie potraktowali ją później, kiedy to się stało. Nikt nie rozumiał. Nikt nie chciał zrozumieć, nikt nie próbował nawet... wszyscy ją potępili. Nawet jej własne siostry, teraz takie roześmiane i kochające. Aishele pomachała do nich, uświadamiając sobie, że brakuje jej bardzo ich towarzystwa. Drugą ręką wciąż ściskała dłoń Jurgisa. O, jakże by wolała, żeby zamiast tego tłumu znów było tu morze falujących zbóż, żeby mogła być sama z tym najdroższym jej człowiekiem, biec razem przez złotą pszenicę, patrzeć na burzowe chmury nad lasem... i nie bać się tej burzy, a śmiać się z niej!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

7
Jakby na jej zawołanie, znad południa nadciągnęły gęste, czarne chmury, na których widok zastępy wiwatujących ucichły i prędko rozpierzchli się po domach. Jedynie uśmiechnięte buzie sytych, pogodnych dzieci ociągały się, machając jeszcze zerwanymi gałązkami i bukietami polnych kwiatów.
- Och, dziecko, jakaś Ty naiwna... jaka niewinna... - powiedziała z troską senna mara, podczas gdy Jurgis podprowadził Aishele do krawędzi muru i wskazał na nadciągające chmury, opowiadając jej coś niemo.
- A on taki piękny... - kontynuowała, gładząc go po policzku. On jednak skupiony był wyłącznie na młodej szlachciance. - Pewnie opowiadał Ci wspaniałe historie o dawnych herosach i romantycznych kochankach? Albo sprowadzał gawędziarzy, którzy jak z rogu obfitości jadłem sypali opowieściami pełnymi niezwykłości? Hmm... A opowiadał Ci o starożytnych, wielkich Ludziach i pięknych Elfach, którzy potrafili władać życiem swoim i innych, którzy nie tylko powstrzymywali śmierć, ale nawet odwracali całkiem ich moc? Ach!
Zakrzyknęła, odrywając się od Jurgisa, a z uniesionymi ku żywemu niebu rękoma tańcząc piruet, z wdziękiem, dziewczęco, uśmiechnięta. Wydawała się nie być starszą od samej Aishele.
- Ach! Ach! - powtórzyła, w uniesieniu przyciskając dłonie do swego serca. - Jakie to musiały być wspaniałe czasy! Ale wiesz co? Ja wiem! Ja wiem, gdzie można znaleźć ich dziedzictwo! Nie zebrałabyś w sobie dość sił, by przywrócić tego pięknego młodzieńca światu?

Re: [Podróż] Tułaczka Lainary

8
- Jak? To... To naprawdę możliwe?

W piersi szlachcianki serce zatłukło się jak schwytany w dłonie motyl. Niewiele wiedziała o pradawnych elfach i ich dziedzictwie. Nie miała pojęcia, czy rzeczywiście istnieje jakakolwiek szansa na to, o czym mówiła ta piękna kobieta. Odwrócić wyroki śmierci? To jak odwrócić bieg czasu - absurdalne i niepojęte, tak jej szeptały resztki rozsądku. Ale uciszyła je i uczepiła się nadziei.

- Zrobię wszystko, co powiesz. Pójdę wszędzie - oświadczyła Aishele, tuląc do siebie Jurgisa, który nic nie słyszał, ale był. Ponad jego ramieniem popatrzyła na tańczącą. - Jeśli mnie zwodzisz, to umrę.

Dramatyczna pauza, jaka nastąpiła po tych słowach, pozwoliła w pełni zaistnieć wichurze i burzowym chmurom, które wtaczały się na niebo w coraz to większej masie z niemal słyszalnym pomrukiwaniem. Mężobójczyni skuliła się i jeszcze silniej, jakby na zapas, przylgnęła do ukochanego małżonka, przeczuwając, że iluzja jego obecności nie potrwa już długo. Kątem oka zaś spoglądała na maluchy, które wciąż jeszcze nie uciekły przed burzą. Mogłyby być jej własnymi pociechami. Gdyby tylko Jurgis żył, na pewno doczekaliby się wreszcie dzieci. Na pewno.

- Mów, mów wszystko, błagam, zaklinam cię. Pójdę w żelaznych trzewikach i o żelaznym kosturze na najdalszy skraj Herbii, na kryształową górę, jeśli będzie trzeba - dodała naiwnie jak dziecko, które wciąż wierzy w bajki. A przecież to prawda, że baśniowymi opowieściami karmiła się przez całe życie. W co innego więc miała wierzyć?

Nie podejrzewała, że to wszystko nie jest końcem, lecz raptem początkiem jej udręki.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”