Okolice wsi "Zapole"

1
W drodze do opuszczonej chatki. Chłodne jesienne powietrze starało się za wszelką cenę rozwiać spięte włosy Kallaka, jakby z uporem wiejąc mu prosto w twarz, zmuszając do mrużenia oczu. Ten poranek był chłodny, już niedługo woda zacznie zamarzać, podobnie jak ludzie i inne stworzenia, które nie zdążyły się przygotować.

Mężczyzna zobaczył przed oczami pierwsze okruchy śniegu, niedługo później zobaczył drewnianą chatkę, zniszczoną i przykrytą śniegiem, drzwi były otwarte a za nimi leżał topór… Kallak doskonale go znał, jego ojciec wielokrotnie dzierżył go w dłoniach…

Krucha parsknęła, tym samym wyrywając egzekutora z zamyślenia. Pusto, same drzewa, żadnej chatki ani śniegu… Nigdy tu nie było nic takiego… Skacowany umysł płatał mu figle. Podniósł się, stając na strzemionach, widział strumyk, musiał być już niedaleko. Wiatr zawiał nieco mocniej, list gończy dał o sobie znać, tak jak gdyby chciał aby na niego spojrzeć. Kallak się ugiął, wyciągnął go zza pasa i rzucił na niego okiem.

“Poszukiwana wiedźma, za morderstwo żony i dzieciątka nienarodzonego, bestialsko otruła i uciekła przed sprawiedliwością. Niech żeś się ktoś sprawiedliwy znajdzie, wytropi wiedźmę i przyniesie jej łeb, w złocie wypłacim tyle co będzie ważyć szyja z łbem. Prosim bardzo, fachowiec niech jaki ją wytropi i wymierzy sprawiedliwość.
Malować nie umiem więc pisze. Długie czarne włosy, jak wiedźma albo kruk jaki, zielone oczy, takie że od razu chcą zamotać w głowie porządnego chłopa, ktoś ją bił bo blizne ma z lewej albo prawej strony oka, nad brwią tam. Blada jak śnieg i się chowa pod czarnym czymś, jak kapłan prawie, ale widać że zła. Żem tego nie widział… Podpisuje się ja, Joahim, ten co mieszka wzdłuż tej drogi.”

Mężczyzna westchnął, był na dobrej drodze, miał wątpliwości co do ilości złota jaką dysponował chłop, ale nawet zadatek dał, niewielki bo niewielki ale jednak. Wiedział gdzie ona żyje, ale bał się iść sam, a nie było nikogo kto by z nim poszedł. Został mu tylko młodziutki syn, wiedźma zabiła dwóch członków jego rodziny.

Minął “dziwne drzewo” opisane tak przez zleceniodawcę, w praktyce będące po prostu powykrzywianym w różne strony dębem. Przy drugim strumyku skręcił nieco w las, koń powoli szedł wydeptaną ścieżką, ślad był świeży, nie miał nawet godziny.

Egzekutor z oddali zobaczył mężczyznę, stał przy ciemnobrązowym koniu przywiązanym do drzewa, najwidoczniej sprawdzał węzeł. Chwilę po tym odsunął się, wyjął kuszę z juki po prawej stronie i przygotował ją do strzału. Odwrócił się i zobaczył zbliżającego się Kallaka, podniósł kuszę w jego stronę.

– Ktoś ty? – Wykrzyknął w stronę nadjeżdżającego.

Wczoraj, w opuszczonej chatce niedaleko wsi “Zapole” Medival odpoczywała, niedawno wróciła z pobliskiej wsi, gdzie za opłatą pomagała jednej rodzinie, a dokładniej choremu synowi. Wymiotował, miał temperaturę i nie był w stanie nic zjeść, był słaby. Wiele dni i wysiłku zajęło poprawienie jego stanu. Prawdopodobnie gdyby nie pomoc czarnowłosej, dziecko byłoby już martwe.

Zaczęła usypiać, ciemność spowiła jej oczy a do uszu docierał jedynie dźwięk pękających od temperatury gałązek, które akurat paliły się w starym palenisku. Przyjemne ciepło powoli wprowadzało ją w sen.

Śniły się jej wydarzenia sprzed kilku dni. Zmuszona do opuszczenia miasta, wyruszyła w drogę, gdziekolwiek. Niestety nie mając żadnego wierzchowca, musiała zdać się na pomoc przejezdnych, którzy niekiedy pozwolili jej wejść na powóz i udać się we wspólną podróż, a znacznie częściej próbowali szczęścia przy próbie “zabawy” z samotną podróżniczką. Co zwykle kończyło się nieszczęściem…


Wczoraj była w drodze powrotnej, do starej chaty, którą powierzyli jej chłopi, wdzięczni za pomoc przy chorym. Chyba liczyli, że czarodziejka zostanie tu na stałe, żeby spać na słomie, leczyć ich z chorób, sraczki i bolących pleców. W każdym razie byli życzliwi, co rano przychodził jakiś chłop, przynosił zapasy i zazwyczaj przedstawiał problem, w wiosce… Mniejsza z tym, jej problem dopiero się zaczynał. Wracając do chaty, zobaczyła mężczyznę, który przyszedł z wielkim żalem, żona była w ciąży, do tego zachorowała i chciał pomocy. Medival sama nie wiedziała czemu ale zgodziła się pomóc, może skusiły ją gryfy, które oferował chłop?


Gdy zobaczyła chorą wieśniaczkę, wiedziała, że to się nie skończy dobrze, była już umierająca… Magiczka podała jej zioła, które uśmierzyły ból, aby chociaż mogła odejść w spokoju. Lecz mąż nie chciał słuchać, powtarzał, że jeszcze z tego wyjdzie, żeby się bardziej postarała, później zaczął rozpaczać, prosić o uratowanie chociaż dziecka… Niedługo po tym kobieta zmarła. Zaczął wrzeszczeć, że wiedźma ją zabiła, że ma się stąd wynosić i nigdy więcej nie pokazywać, że jeszcze się zemści na niej…

Medival obudziła się, był to późny poranek, słońce wdzierało się przez wszelkie możliwe szczeliny w ścianach oraz przez osłonięte szmatką okno. Dziura pod drzwiami wydawała się mniejsza niż faktycznie była, a stare, podrapane i pokryte kurzem ściany, zdawały się pochłaniać sporą część światła, tworząc ponury nastrój. Spodziewała się, że niedługo przyjdzie któryś chłop, jak codziennie, z zapasami i kolejnymi problemami...

Re: Okolice wsi "Zapole"

2
Egzekutor przejechał palcami po rękojeści topora. Rodzinna pamiątka, która przytroczona była do siodła, tak wiele razy spoczywała na czyimś karku, że z czasem Kallak zdążył zapomnieć o ilości wykonanych wyroków śmierci. Zresztą, ostrze toporu sięgało nie tylko śmiertelników i to właśnie z tej części swojej pracy najbardziej słynął czarnowłosy podróżnik, choć niewątpliwie były to znacznie rzadsze zlecenia, od święta, można powiedzieć. Opowieści z ich przebiegu chętnie sprzedawał za dzban dobrego piwa w karczmach. W końcu było to rzeczą niecodzienną, by od naocznego świadka móc usłyszeć o niebezpiecznych przygodach na północy z demonami w rolach głównych, szczególnie tutaj, na południu Keronu, gdzie życie zdawało się być sielanką, w porównaniu do tego w mroźnych górach Królestwa Salu.

Przeszkoda, w postaci nieznajomego na ścieżce, zmusiła Kallaka do zatrzymania swojej wiernej klaczy. Bandyta, najemnik, chłop? Zadał sobie pytanie w myślach. Z oddali nie mógł dokładnie tego stwierdzić. Dopiero gdy był dostatecznie blisko, a nieznajomy nagle wymierzył w jego stronę kuszę, Kallak poczuł, że coś jest nie tak. Mężczyzna albo był przerażony, albo coś ukrywał. Albo zwyczajnie nie miał dobrych zamiarów.

– Prrr, Krucha. – Zatrzymał klacz w bezpiecznej odległości.

Egzekutor złapał konia za uzdę i ustawił go w pozycji, która umożliwiałaby szybką ucieczkę. Wiele lat podróży nauczyły Kallaka, że na trakcie nie można ufać nikomu. Czasem nawet samemu sobie. Zwłaszcza, gdy podróż umila butelka czegoś mocniejszego. Tym razem jednak był trzeźwy. Do swojej pracy podchodził z pełnym profesjonalizmem.

– Pan opuści broń, nie szukam zwady. Podróżnikiem jestem i najemnikiem – odparł Kallak. – Jesteście z okolic? Szukam opuszczonej chaty, gdzie ponoć jaka wiedźma się chowa.

Re: Okolice wsi "Zapole"

3
Medival otworzyła oczy. Przyzwyczajenie oczu do słońca nie było dla niej takim szokiem, zważywszy na to iż całe pomieszczenie pokryte było półmrokiem. Cóż, miasto to może nie było, ale lepsze to i tak niż stos. Stos. Przed oczami staneły jej po raz kolejny wydarzenia ostatnich dni. Ogień, twarz, ból i przeraźliwy krzyk. Zacisneła pięści do krwi. Jedyne czym teraz nią kierowało to chęc przetrwania. Musi przetrwać. A potem się zemścić.

Kobieta przeciągneła się. Przypomniała sobie o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru. Typowe komplikacje przy porodzie, nasilone gorączką trwającą od kilkunastu dni. Młoda dziewczyna była wycieńczona i odwodniona. Czarodziejka liczyła chociaż, że uda się jej uratować dziecko, ale wyglądało na to, że było już martwe przed rozpoczęciem akcji porodowej. Jedyne co mogła zrobić dla młodej kobiety, to złagodzić ból i pozwolić odejść w spokoju. Sytuacji nie polepszał jej mąż, który jedyne co robił w ostatnich minutach życia swojej ukochanej, to wydzierał się na czarodziejkę. Gdy ciężarna odeszła, mężczyzna wściekł się jeszcze bardziej i oskarżył ją o przyczynienie się do jej śmierci. Medival nie wdawała się z nim w dyskusje, gdyż wiedziała, że nic nie wskóra i jest już na straconej pozycji. Jego groźby zmartwiły ją jednak. Do tej pory żyła w wieśniakami we względnym spokoju. Postanowiła, że poczeka do rana, zobaczy jak ma się sytuacja, jak zareagowała na owe wydarzenia społeczność wioski i jeżeli sprawy nie będą miały się za ciekawie postanowi się subtelnie wymknąć, przy okazji może kradnąć jakiegoś konia i zapasy.

Hałas na zewnątrz przerwał rozważania czarodziejki. Postanowiła wyjść z chaty i się rozejrzeć...

Re: Okolice wsi "Zapole"

4
Mężczyzna nie opuszczał kuszy, przymknął jedno oko i przygryzł wargę.
– To opuszczona czy jakaś tam się ukrywa? I po co do niej jedzie? – Znów krzyknął.
– Zostawi ją, dobra kobie… Cholera… – Splunął na kępkę mchu po jego lewej stronie. – Po co do niej? Mów żeś! – Warknął.
Kallak widział z daleka jak bardzo trzęsą się ręce nieznanego. Raczej było oczywistym, że się boi. A jak wiadomo, strach może popchnąć człowieka do rzeczy co najmniej niemądrych.
Wiatr zawiał mocniej, kusznik nerwowo spojrzał się w prawo, na krzak, który poruszył się pod wpływem wiatru. Po ułamku sekundy wrócił wzrokiem na Kruchę i jej właściciela.
– Czekaj, pan żeś najemnik? Zabić ją chce? – powiedział przymykając to jedno, to drugie oko. Zupełnie jakby nie mógł się zdecydować, którego powinien użyć do celowania.



Gdy tylko czarodziejka otworzyła drzwi, zjawił się podmuch wiatru, który prawie wyrwał zbitkę desek z jej ręki. Poczuła delikatny chłód. Nie widziała zbyt wiele, przynajmniej przez pierwsze kilka sekund, gdy jej oczy musiały się przyzwyczaić do słońca. Kształty zaczęły wracać do normy. Znów widziała te same drzewa, krzaki, powoli zarastającą ścieżkę, która służyła jeszcze dawnym mieszkańcom. Ten sam widok codziennie… Żadnych ludzi… Chociaż to nie było miasto, to była pojedyncza chatka w środku lasu. Widywała tutaj dość często zwierzęta, które odważnie podchodziły czasami aż pod same drzwi aby uciec gdy tylko drzwi się poruszą.
W oddali zauważyła sarnę, albo może samicę jelenia? Nie mogła być pewna, była zbyt daleko.
Z oddali słyszała jakieś krzyki, jednak nie mogła nic zrozumieć, krzycząca osoba była zbyt daleko.

Re: Okolice wsi "Zapole"

5
– Po lekarstwa na obolałe plecy – skłamał. – Niech pan spuści z tonu i trzyma nerwy na wodzy, bo jeszcze za spust pociągnie i narobi sobie sporych problemów – dodał oschłym tonem.

Kallak zwrócił uwagę na niespokojne zachowanie mężczyzny. Roztrzęsione ręce i niepewne celowanie były oznaką stresu. Pytaniem było czego tak obawiał się nieznajomy. Samego Kallaka czy wiedźmy ze starej chaty? Może coś ukrywał? Najemnik nie przejmował się przestraszonym chłopem ani jego kuszą, która choć niebezpieczna, w rękach niedoświadczonej osoby stanowiła mniejsze zagrożenie. Mężczyzna nie wyglądał na zabójcę, a bardziej na okolicznego rolnika.

Egzekutor zeskoczył z konia, ostentacyjnie łapiąc się za lędźwie. Naprędce oszacował odległość między swoją pozycją, a najbliższym schronieniem oraz dystans do kusznika. Uniósł ręce ponad głowę ukazując swoją niechęć do walki.

– Gdzie tam zabić! Człowiek jeno pomocy szuka! Słyszałem o waszej znachorce wiele dobrego – skłamał kolejny raz. Jego zamiary pozostawały bez zmian. Nie mógł odpuścić sobie zarobku przez przypadkowego chłopa. – Ostatni raz nalegam, opuść broń albo podejdę i ci w tym pomogę. To jak będzie, hm? – Uśmiechnął się krzywo i zaśmiał.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”