Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

16
I dobrze — odparła Mandy na wieść o kapłance. Mandy? Tak to bez wątpienia była ona. W pełni sprawna, przepełniona ironią. Do krzty złośliwa, cyniczna. Salamandra nie wiadomo czemu pałała do mężczyzny swego rodzaju wrogością. Była zła? Ale dlaczego, czy Mordred dał jej powód do rozzłoszczenia się? Wcześniej rozmawiał wyłącznie z Anais, a Mandy siedziała cicho, jak nigdy dotąd. Pożegnali się przyjacielskim gestem z kapłanką i poszedł spać. Potem ten sen, dziwny sen. Pobudka z przepadającą bez śladu Anais. No i absencją Mandy. Dziwną absencją, powracającej w odpowiednim momencie, Mandy. Z naznaczonym deseniem krwi mieczem, w którym mieszka.

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

17
Mordred drgnął na ten głos. Czy majak mógłby go podrobić? Tak samo jak złość w nim zawartą? Być może. Ale wolał nie iść w tym kierunku. Tam szaleństwo było gwarantowane.

- Wiedziałaś, że to twoja matka? Tak sądzę... Nic już nie wiem... - Wymamrotał starając się zebrać myśli i zmusić do wiary, że nie gada sam do siebie.

- Skąd ta krew? - Po raz kolejny zmienił tok myślenia. Niczym liść w rzece, rzucany z jednego prądu na drugi, z jednego wiru w inny...

Znów przeskakując, przyszła mu do głowy inna myśl, którą kiedyś tylko pobieżnie rozważał. Czy Mandy mogła nosić miecz do którego była uwiązana? Nigdy tego nie sprawdzali, ale to zdjęłoby to znaczne ograniczenia taktyczne...

- Co my teraz zrobimy? - Zapytał nie wiedzieć kogo, gdy znów zgubił wątek.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

18
Bo ponury był nastrój...

Oręż zawrzał, aż jeszcze chwilę temu kleista karminowa poświata sczerniała i uschła. Zrobiło się straszliwie jasno. Płomienie ogarniając izbę przemknęły po ścianach, a także pomiędzy meblami. Karminowe węże, jakoby rozwścieczone, popędzane batem swego pana, sunęły po skrzeczącym parkiecie. To były piękne czary. Wirujące lance nieniosącego bólu ognia. Ciepły powiew powietrza przypominający bliżej letni wietrzyk w środku południa, niżeli niszczycielski żywioł.

Z całego tańca płomyków. Gdzie jedne były jasne i duże. Drugie niskie i wątłe. Jeden płomyczek tlił się prawie, że dogasając. Pośród wielkich braci oraz sióstr. Fali, lancy czy ognistych kul ognia, prezentował się mizernie. A dogorywał prosto nad klingą w osuszonej, spalonej krwi. Dogorywał, by po chwili zwiększać swe rozmiary niczym rozdmuchiwany balon z kociego pęcherza.

Z tego nadymanego ognika parsknęło coś, huknęło. Eliptyczny twór wrzącego żywiołu począł snuć się ku upadkowi, tym samym odsłaniając istotę iście nieziemską. Salamandra stała ze spuszczonym jak do modlitwy łbem, a wtem wszelkie ciepłe płomienie, jakie dotąd wypełniały izbę, odeszły w zapomnienie. Pomimo burzy, wszystko dookoła wyglądało na niezmienione, zaś po środku stał Mordred i ona. Niewzruszona, spochmurniała Mandy. Opuściwszy miecz — sama — wzniosła hipnotyzujące spojrzenie. Zasyczała, oblizując wargi i rzekła:

Moja matka? — spytała, a wtem wszystko runęło. Jej siły witalne i jej charyzma. Mężczyzna widział jak ukochana przygasa na duchu. Gorejące wężyki pod skórą zgasły. Wznoszące się od czasu do czasu lance nie gościły w eterze już więcej. Ona sama złapała się za posmutniałą twarzyczkę, dalej lecąc w dół. Kolana zderzywszy się z ziemią prawie wyżłobiły dziurę w parkiecie. Siedziała tak na klęczkach i zapłakała. Prawdziwie, szczerze i smutno zapłakała.
To jej krew — dodając...

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

19
Początkowo nie powiedział ani słowa, tylko także klęcząc objął i przytulił swoja towarzyszkę.

Dopiero wtedy odezwał się zrezygnowanym głosem.

- Jesteśmy najbardziej pojebaną parą, na tym kontynencie.

Potem ogarnęło go dziwne i nieprzyjemne uczucie. Jak pobudka przez kopniak, gdy mózg musi błyskawicznie zanalizować sytuację. Wymuszona klarowność myśli, niemal bolesna jak naciągnięty mięsień.

Odsuwając się nieco z uścisku, nadal jednak trzymał swoja partnerkę za ramiona, tym razem jednak spoglądając jej w twarz. Gdy znów się przemówił, jego ton brzmiał już prawie normalnie. Stres, który jednak potrafił ogarnąć umysłem, przywracał equilibrum mentalne, składając roztrzaskane myśli w całość.

- Oboje podjęliśmy wiele głupich decyzji w życiu. Ale może jeszcze nie wszystko stracone. Anais, przeżyła pięćset lat, nie starzejąc się, w służbie Magistri. Być może witalność, która pozwoliła jej żyć tak długo, pozwoli ją jeszcze odratować. - Oznajmił.

- Wiesz gdzie ona jest? Nie przeczę, że czasu możemy mieć mało ale liczę, że Rubinooki nie powierzyłby roli długowiecznej kapłanki komuś, kto byłby zbyt kruchy. Przetrzymała wyzwanie jakim były twoje narodziny, a przez pół milenium, musiała trafić na zabójczą opozycję, a mimo to wciąż żyje. Może przeżyje i teraz. Moją matkę zabrała lawina. Wypadałoby ocalić twoją.

- A potem... Możemy omówić detale jak do tego doszło i wstydzić się, jak żenujące błędy popełniliśmy w naszym związku. - Dodał na koniec, jako ostatnią iskrę humoru. Drobny impuls pozytywnej energii, żeby popchnąć ich oboje do działania.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

20
Gdy wyciągnął ku niej rękę, mimowolnie zacisnęła zęby. Ale dotknął jej przedramienia, a potem objął całą. Poczuła przyjemne mrowienie o czym świadczyły niepohamowane dreszcze. Odważyła się spojrzeć w jego niesamowite oczy.

Zabiłam ją... — wyszeptała z zaciśniętej gardzieli, a słowa te niosły ze sobą ból. Spuściła wzrok. Czuła się niepewnie i głupio. Źle.

Przebiłam ostrzem w pół i wyrzuciłam za burtę — powiedziała wreszcie, pochylając głowę. Widać, że miała zamiar odwrócić się i odejść, ale Mordred powstrzymywał ją gestem.

Łódź płynęła, a mężczyzna liczył kolejne głębokie westchnięcia zrozpaczonej ukochanej. Matkobójczyni.

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

21
- No to ładnie żeśmy spieprzyli... - Mordred westchnął, odruchowo biorąc na siebie połowę winy.

- To komplikuje sprawę... - Oznajmił, powoli podnosząc się z klęczek i pomagając wstać swojej kochance, dając jej do zrozumienia, że we wszystkich dobrach i złach, tkwią razem.

- Jak udało ci się w ogóle poruszać po statku? Dość rzucasz się w oczy... - Zapytał myśląc przy tym intensywnie.

- Mamy na pokładzie magów... Heina i Amaladrius nie pomogą. Już mają mnie za wariata. - Myślał na głos. - Może ktoś od Huona? Ponoć mogą kontrolować zwierzęta. Może jest w tym jeziorze coś dość dużego by ją dociągnąć do statku... Są jeszcze ci co dołączyli na samym brzegu. O nich nie wiem nic, ale może mają jakieś użyteczne zaklęcia.

Spojrzał na Mandy zmartwionym wzrokiem ale bez pogardy czy przygany. - Podjęłaś lekkomyślną decyzję, ale ja nie wsparłem cię gdy tego potrzebowałaś, więc na mnie też to ciąży. Nie potępię cię za impulsy, które powinienem był przewidzieć, gdybym nie był tak skupiony na dokończeniu tej misji.

- Nie cofniemy czasu, ale nie wyczerpaliśmy jeszcze wszystkich naszych możliwości. Jeszcze mamy do kogo się odezwać i zapytać o wsparcie, a wiem, że poczujesz się lepiej jeżeli chociaż spróbujemy. Wyrzucanie sobie błędów boli bardziej, jeżeli idzie na marne.

Mówiąc, cały czas trzymał ją w ramionach. Odsunięty jedynie na tyle by móc patrzeć jej w twarz i zapewnić że nie unika jej spojrzenia ani obecności.

- Bywasz porywcza, ale nie głupia. Jeżeli tez masz jakiś pomysł, widziałaś coś co może nam pomóc, to powiedz. Zanim wyjdę znów na pokład i zrobię z siebie błazna którego nikt nie słucha, wole mieć wszystkie karty w ręku.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

22
Jeśli znała przyszłość wiedziała, co ją czeka — wycedziła przez zaciśnięte kły Mandy, okutym gorejącym uczuciem uściskiem tonąc w ramionach ukochanego.

Popatrzyła na kamrata, ale żadne ze słów nie padło chybko. Nie zabrała i ona ponownie głosu, który winien wyjaśnić lekkomyślne zachowanie. Mogła jak zawsze iść za słowem, tłumacząc się. Wspominając o zazdrości. O tym, co przyniesie przyszłość. Jak rozwiąże się sprawa zaginięcia Anais. Chociaż to nie powinno zakrzątać ich strudzonych i tak myśli. Zniknięcie kapłanki niezbyt przeraziło elitę tej szaleńczej eskapady. Wszakże każdy wie, że prorokinie, jak mylne są ich przepowiednie, tak ulotna jest ich obecność. Pojawiają się w nieodpowiednim momencie i znikają w jeszcze gorszej chwili.

Mandy nie chciała, żeby Mordred szedł się przyglądać konspiracjom na okręcie. Wolała zostać tu, w komnacie, pod zakrytym niebem, z dala od Heiny, Alamadriusa oraz pozostałej zgrai mądrych. Tutaj była pewna, że nie dobiegnie ich nawet krzyk czarodziejów.

Zasnęli objęci w ramionach, aż zaczęło świtać...

O poranku na maszcie stał tylko Alamadrius i pracujący tutaj rybacy.
Złe to znaki owo czarne ptactwo — wskazał ruchem głowy na klucz gawronów czarnych jak najczarniejszy węgiel. — Zły to omen. Czy w złej my tu, pytam, sprawie służymy? Pchając się do królestwa mrocznej pani.

Na horyzoncie widzieli wysokie wieże z białego drewna. Tu Sara zakręcała, opływając zachodnią przystań Nowego Hollar. Zbliżali się do stolicy Wysokich Elfów.

Re: Południowe Wybrzeże Jeziora Keliad.

23
Nie pierwszy raz Mandy zaskoczyła go perspektywą o której nie pomyślał. Czy istotnie Anais mogła pójść tą ścieżką wiedząc gdzie prowadzi? To zamknęło mu usta. Na końcu języka miał jeszcze kilka słów otuchy, ale pora na nie minęła. Tak jak potok lawy zastyga w skorupę, która łata dziury powstałe w erupcji, tak strumień żalu po nagłym wybuchu zaczął powoli krzepnąć. Z czasem uczyni ją to silniejszą i mądrzejszą, tak jak niszczycielską magma zostawia po sobie żyzną glebę.
Jednak na ten moment, choć chciał się podzielić myślą pociechy, nie należało rozdrapywać strupa tylko po to, by bandaż się nie zmarnował.
Jedyne więc co mógł teraz ofiarować, to odwzajemniony uścisk i ciche zapewnie, że nie zostanie opuszczona.
Wreszcie, także i z niego zaczęły opadać emocje a wraz z nimi siły. Oboje wyczerpani, wkrótce pogrążyli się we śnie.

Tym razem, nie kroczył pod innym niebem.

Rankiem, Mordred wysunął się z kabiny. Nie był senny, ale czuł w ciele pewne odrętwienie. Pozostałość emocjonalnego wypalenia. Widok Amaladriusa także nie poprawił mu humoru, ale powstrzymał grymasy twarzy i żółć w głosie gdy przemówił.

- Ścierwojady krążą wszędzie ostatnimi czasy. Jeżeli to zły omen, to przeklęty jest cały Keron. Możemy tylko wybrać gdzie w nas uderzy, a tutaj przynajmniej was nie zlinczują i nie wyślą na stos.

Odparł, kierując wzrok ku stolicy. Tak naprawdę to znał tu tylko kilka karczm i gospód, gdzie zatrzymywał się jeżeli akurat tutaj karawana swój cel. Na zwiedzanie lepszych części miasta, nie było go nigdy stać, więc i duchowej potrzeby nie czuł.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”