Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

46
Cirion zapominał o potędze maski i za każdym razem kiedy artefakt używał swojej magii, ten nie mógł nadziwić się potęgi i mocy kryjącej się w nim. Ardeloth potrafił przeniknąć aurę stojącej przed nimi istoty i zbadać jej pochodzenie. Choć młody mag nie wiedział dużo na temat zaklęć i typu mocy jakiej używał przedmiot, był on pewien że pochodzi ona z dawnych czasów, dla dzisiejszych uczonych okrytych mgła tajemnicy i zapomnienia. Wystarczyło tylko wyobrazić sobie jak dużo można było wynieść z jego nauk, opowieści, czy nawet samej obserwacji jak manipuluje energią. Wszystko to mogło dojść do skutku, jeżeli tylko oboje wyszli by ze świątyni cali i zdrowi, co w obecnej chwili wydawało się być mało prawdopodobne.
Stojący przed nim, jak nazwał go Ardeloth, Wampir Serca, wydawał się być swego rodzaju spaczonym elfem. Opowieści, które słyszał Cirion do tej pory były opisem właśnie takiej postaci. Stworzenia pochłoniętego w mocy i wpływie Serca do tego stopnia, że sama zmieniła się w coś niepodobnego naturalnemu porządkowi świata, w coś co znacznie odpływało od pierwotnej wizji Sulona. Jednak być może w jego szaleństwie była metoda? Być może moc, którą czerpał z Serca, nie ważne jak nikczemną i obrzydliwą by nie była, mogła być w stanie spełnić najskrytsze marzenia czarownika.
Wraz z kłótnią Ardelotha z Wampirem, burza w głowie diabelstwa coraz bardziej przybierała na sile. Z jednej strony, maska wydawała się chcieć mu pomóc, ochronić go przed niebezpieczeństwem. Z drugiej strony, czym jestem, by odrzucać coś tak pięknego, pełnego gracji i... - Myśli Ciriona kłębiły się pod magicznym wpływem stworzenia. Z każdą kolejną chwilą jego sympatia do niego rosła, a po nie długiej chwili przeradziła się we współczucie i może nawet coś więcej? Czy mag zaczynał mieć ku temu stworzeniu jakieś uczucia? Sytuacja wydawała się zmieniać w coś niebezpiecznego... Czarownik nie mógł pozwolić się omamić, wiedział że jest silniejszy od wpływu i musiał przy tej myśli trwać. "Jestem od tego silniejszy. Jestem od tego..." - monotonna mantra zapętlała się w jego głowie.
- Witam. - Wypowiedział pierwsze słowo i dopiero teraz spojrzał na mężczyznę stojącego przed nim. Postać sługi Serca stała całkowicie naga, wcześniej mu to nie przeszkadzało, jednak teraz wydawało się być zupełnie inaczej. Cirion lekko odwrócił wzrok na podłoże obok, a jego policzki lekko się zarumieniły. - Nazywam się Cirion. Miło mi cię poznać Ul'Alidinie. - Gdy istota zaczęła spokojnym krokiem zbliżać do mężczyzny, wpływ jego aury tylko się zwiększał. Mantra, którą wcześniej wyznaczył sobie Cirion, zaczęła gubić się w chaotycznym potoku myśli. Jednak nagle, w głowie czarownika utkwiło jedno imię - Ventus. Jak mogłem o nim zapomnieć? Jak śmiałem pozostawić myśl o nim samej sobie? Cirion nie wiedział jak do tego dopuścił, wszelkie zmysły które wydawały się do tej pory próbować przejąć nad nim kontrolę opuściły jego umysł, a ich miejsce zajął ponownie smutek, który powoli zmieniał się w złość.
- Nie jestem twoją zabawką. - Odpowiedział stanowczo na propozycję Wampira, jednocześnie wracając wzrokiem ku oczom rozmówcy. - Żądam audiencji z Sercem. Bez magicznych sztuczek. Pragnę widzieć się tylko z nim. - Jego stanowczy głos dawał wrażenie, że to stwierdzenie nie było prośbą, co raczej rozkazem, a jego postura z zamkniętej i skrytej zmieniła się w postawę przygotowania do rzucenia zaklęć.
- Gdzie jest twój relikwiarz? - Pomyślał, starając się przekazać informacją masce.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

47
Ul’Alidin zatrzymał się. Na jego dotychczas spokojnej twarzy pojawił się niezadowolony grymas. Najwidoczniej żądanie Ciriona w jakiś sposób go uraziło.
- Jak śmiesz żądać czegokolwiek od Serca?! – wycedził z nienawiścią stwór, zaciskając palce mocno na kielichowym trzonku, który strzaskał się niczym szkło, rozlewając cuchnącą breję. Ta zetknąwszy się z posadzką zasyczała jak wąż i buchając kłębami pary wyparowała pozostawiając żółtawo-czarny ślad. – Przybywasz do Jego sanktuarium i masz czelność czegoś się domagać?!
Zdawać by się mogło, że Wampir Serca zaraz zaatakuje, lecz zamarł jakby rażony piorunem. Rozszerzając szeroko oczy uniósł głowę i zwrócił ją na północ. Mowa jego ciała sugerowała, iż czegoś nadsłuchiwał. Trwał tak w bezruchu dobrą minutę będącą dla Ciriona całą wiecznością. W końcu wydawszy kilka nieokreślonych pomruków Ul’Alidin westchnął ciężko.
- Za mną – rzucił sucho i zaczął kroczyć schodami w stronę szczytu platformy.
Cirion mógłby przysiąść, że podczas tej chwili, w której bestia zamarła wyczuł jakieś zaburzenie aury. Było ono lekkie, finezyjne, niemalże niedostrzegalne, ale z jakiegoś powodu je poczuł jako coś wspaniałego. Ta chwila uniesienia trwała krótko, tak krótko, że już prawie o niej zapomniał, ale nie był w stanie pozbyć się tego wspomnienia, tak niedawnego, a jakże odległego.
- Znajduje się w Komnacie Mądrości – odpowiedział telepatycznie Ardeloth, zapewniając jednocześnie, że Wampir Serca nie będzie w stanie podsłuchać ich telepatycznej konwersacji, o ile nie będą jej przeciągać. – Ale przejście jest zamknięte.
W umyśle Ciriona pojawiła się myśl przekazana przez maskę. Przejść do innych pomieszczeń można było tylko za sprawą magicznych obelisków, które znajdowały się na szczycie platformy. Przejście do Komnaty Mądrości oznaczone było koroną wyrytą w kamiennym kręgu. Jednak z powodu magii Wampira Serca wszystkie ścieżki znajdowały się pod jego kontrolą. Aby je odblokować należałoby to albo jakoś wynegocjować, albo użyć siły. Przy czym druga kwestia byłaby bardzo ryzykowana. Ardeloth przyznał się, że w tym stanie zapewne by sobie nie poradził ze Strażnikiem Sanktuarium, we dwóch mają cień szansy, ale tylko cień. Użycie dyplomacji było więc sugerowane.
Jeżeli Cirion powiódł za Ul’Alidinem na własne oczy ujrzałby to, o czym poinformował go Ardeloth. Idealne okrągły i płaski szczyt platformy posiadał sześć czarnych obelisków umiejscowionych w perfekcyjnie równych odstępach wokół centralnego punktu, którym było duże wgłębienie pełne podejrzenia wyglądającej mazi. Ciecz ta wypływała z zagłębienia za sprawą cienkich wyrytych w posadzce kanalików i przegród. Oplatały one całą platformę tworząc z pewnością jakiś wzór, lecz ujrzeć go można by było w całości tylko z góry.
Wampir wkroczył do wgłębienia wypełnionego z pewnością tym, co określał jako „Krew Serca” i ta – dotychczas czarna – stała się czerwona jak prawdziwa krew, przy okazji roztaczając intensywny, charakterystyczny zapach. Stojąc w samym środku zanurzony był do pasa w mistycznej posoce. Nawet Cirion wiedział, że nie był to byle jaki tam płyn. Wyczuwał bijącą od niego magiczną moc. To było coś zupełnie innego od tego, co oferował mu stwór w kielichu. To było coś ... czystszego, esencjalnego, pierwotnego.
- Serce zadecydowało, że zezwoli na spotkanie, ale by do niego doszło musisz Je przyjąć.
Mówiąc to stwór zanurzył dłoń w gęstej, krwistej zupie i unosząc ją z powrotem od ust zaczął zlizywać misterną juchę zachłannie. Wszystko to sprawiało, iż Cirion czuł się jakby uczestniczył w jakimś pokrętnym, bezbożnym rytuale. Ciarki przebiegły mu po plecach, a żołądek skręcił się na myśl o włożeniu tego czegoś do ust.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

48
Cirion wiedział, że swoim żądaniem rozwścieczy Wampira, przewidywał także że ten postanowi go za to ukarać, jednak chwile po tym kiedy resztki kieliszka dotknęły posadzki, cała postać monstra zamarła. Młody mag nie do końca rozumiał co się dzieje, chwila bezruchu trwała dość długo, lecz z towarzyszącą jej aurą, czas wydawał się płynąć szybciej. Odczucie było niezwykłe: finezyjne, delikatne, łatwe do zignorowania, a jednak niezwykle przyciągało uwagę, zdawało się pochodzić od czegoś większego, od czegoś co w swoisty sposób chciało zaprosić do siebie maga. Kolejne pytania zaczynały dręczyć jego umysł, lecz sam nie potrafił sobie na nie odpowiedzieć, musiał uzyskać odpowiedzi od kogoś innego, być może nawet samego Serca.
Gdy Ul'Alidin rozkazał podążać za nim, czarownik zawahał się tylko przez ułamek sekundy. Nie ważne co by nie wymyślił, nie miał innego wyjścia, niż poddanie się wytycznym Sługi Serca. Nie miał najmniejszych szans na jego pokonanie, nie mógł także liczyć na Ardelotha, który dopiero co odzyskiwał siły po pierwszej potyczce. Postanowił póki co zatańczyć do muzyki Serca, przynajmniej do momentu kiedy otworzą się dla niego jakieś inne możliwości. "Będziesz musiał mi teraz zaufać", zakończył rozmowę z maską, tak aby idące przed nim monstrum nie było w stanie usłyszeć dalszej rozmowy.
Płyn znajdujący się w wydrążeniu platformy nie zachęcał widokiem. Nawet kiedy Wampir do niego wszedł, a substancja zmieniła kolor, Cirion nie pałał do dotknięcia, a co dopiero napicia się mikstury. Od brei dało się jednak wyczuć niezwykle dużą potęgę, dużo większą aniżeli w przypadku wcześniejszego kielicha. Wydawało się jak gdyby ta pochodziła prosto z Serca, prosto ze źródła pradawnej mocy. Cirion schylił się i uklęk przed dołem, towarzyszącą mu maskę upchnął w tobołku, w którym do tej pory nosił jedynie swe notatki i nabrał krwii do swoich dłoni. Nie wiedział czemu, ale nie bał się jej wypić. Wiedział, że monstrum go nie zabije, gdyby mogło to już by to zrobiło. Jednak powstrzymało się - coś je powstrzymało, coś z czym idzie się teraz spotkać.
- Serce nie może czekać... - rzucił ironicznie po czym przyłożył dłonie do ust i wypił substancję, marszcząc jednocześnie oczy w grymasie odrzucenia.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

49
- Nie mam innego wyboru – odpowiedział Ardeloth.
Wampir z uśmiechem wpatrywał się w Ciriona, który klękając zanurzył dłoń w posoce. Dotknąwszy jej młody czarownik poczuł przerażający chłód obejmujący całe jego ciało. Teraz jednak było już za późno. Nawet gdyby zechciał przerwać nie był w stanie, gdyż opadł na niego niby cień przytłaczający wpływ Serca. Świat skurczył się, a czas stanął w miejscu. Istniał tylko on i krwista ciecz, która emanowała tak intensywną aurą, że na czole mężczyzny pojawiły się kropelki potu. Mimo wszystko nie obawiał się, wręcz przeciwnie. Z każdą sekundą nasilała się w nim chęć skosztowania Serca i spotkania z nim. Unosząc dłoń do ust stojący naprzeciw niego stwór wystawił swój długi jęzor, a na jego obliczu pojawił się wyraz czystej euforii. Zupełnie tak jakby samemu pragnął tego samego, a przecież kosztował Krwi Serca cały czas, być może zazdrościł Cirionowi tego co miało nadejść?
Kiedy wargi Ciriona zetknęły się z cieczą wstąpiło w niego jakieś nieopisane ciepło. Pieszczotliwie głaskało każdy skrawek jego ciała sprawiając, iż przechodziły go wręcz spazmatyczne dreszcze rozkoszy i z trudem powstrzymywał się od wydawania osobliwych dźwięków. Chwilę później ten przyjemny płomyk przekształcił się w intensywny żar, który eksplodował w jego wnętrzu, a samemu doznał przebłysków, wizji i tysiąca innych, równie intensywnych przeżyć. Przez moment obserwował własne ciało zupełnie jakby je opuścił i wędrował duchem po komnacie. Przeniknął je i wzniósł się ponad ruiny, ponad góry i widział całą Herbię, każdą jej istotę, lecz wszystkie one zlewały się w jedną paletę miliona barw. Świat na te ułamki sekund stanowił dla niego całość, którą pojmował i postrzegał jako część własnego jestestwa. Linie potężnej magicznej mocy oplatały ten świat i jego mieszkańców wychodząc od jaśniejących w niebiosach gwiazd, skąd biły źródła jeszcze większych potęg. A on pędził wśród tych mocy obejmując je własną wolą i spajając się z nimi. Aż w końcu znalazł się w oślepiającym punkcie, skąd nie było ucieczki. Wyczerpany, słaby i obnażony padł na świetlistą posadzkę przypominającą płynne złoto. To czego doznał uciekało z niego wraz ze wszystkimi wspomnieniami olśnienia i kompletnego spełnienia. Gdy już mógł wymówić chociaż jedno słowo całe misterne przeżycie było ledwo jakimś niewyraźnym snem, z którego nie mógł sobie nic przypomnieć poza wirem odczuć i bodźców. Niczego nie widział poza oślepiającym blaskiem wypełniającym wszystek.
- Jestem tak jak pragnąłeś – Usłyszał wszechogarniający głos, który nie sposób było przypisać do żadnej płci, wieku ani rasy. Był jak wzmożone echo najdelikatniejszych szeptów. – Jednak przybywasz do mnie nieprzygotowanym. Tego nie przewidziałem. Jesteś anomalią, której jestem ciekaw. Mów więc.
Cirion wiedział, że teraz mógł się dowiedzieć wszystkiego czego chciał. Nie potrafił określić skąd pojawiło się w nim to przekonanie, ale był go stuprocentowo pewnym. Serce odpowie na każdą jego wątpliwość.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

50
Doznanie krwi prastarego artefaktu było niesamowite. Przez krótką chwilę, dla maga trwającą jakby nieskończoność, mógł on doznać rzeczy, które do tej pory nie ukazywały mu się w najwspanialszych ze snów. Poznał magię w sposób, w który nigdy na nią jeszcze nie patrzył. Bardziej dokładnie, bliżej, z większym zrozumieniem, potrafił zobaczyć cały kontynent i oceany dookoła niego, wszystkie istoty go zamieszkujące, wydawało mu się że posiadł wszystko. Jednak fala nieskończonej wiedzy odpłynęła równie szybko co się pojawiła, zabierając ze sobą większość wspomnień czarownika, pozostawiając po sobie puste miejsce. Więc to właśnie tym było Serce – nieskończonością. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego posiadło ono tak wiele zwolenników, dlaczego tak dużo osób oddało się jego mocy. Pustka, która pozostała po podróży poza ciało żądała zostać ponownie zapełniona. Żądała bisu wspaniałego występu, bez którego nie można było już teraz żyć. Cirion zaczynał ulegać tej pustce i choć wiedział, że nie może poddawać się magicznemu organowi, wszechogarniająca żądza mocy zalewała jego umysł.
- Kim jesteś? - Mag wiedział, a raczej czuł, że rozmawia z sercem, jednak pragnął się dowiedzieć czym ono tak naprawdę było. Skąd wzięła się w nim tak duża potęga, o której niektórzy mogą jedynie pomarzyć. Pomimo małej precyzji pytania, diabelstwo postanowiło się nie poprawiać. Było pewne, że artefakt potrafi odczytać jego myśli, zamiary i najskrytsze pragnienia, także dokładność słów wydawała się być zbędną.
- Czy możesz mi go zwrócić? - Kolejne pytanie wystrzeliło z jego ust jak strzała z łuku łucznika, który ostatkami sił próbuje obronić swojego fortu. Oczywiście chodziło mu o swojego chowańca, towarzysza z dzieciństwa, istotę którą stracił za sprawą rozmawiającego z nim Serca. To twoja wina, to przez ciebie umarł, a jego śmierć nie pozostanie niepomszczona– dotychczasowy wszechogarniający go bałagan emocji przerodził się w nienawiść. Nienawiść przypominającą wartką rzekę: silną, niepowstrzymaną i płynąca ku jednemu ujściu – Sercu. Jednak jedyne co czarownik z nią zrobił, to mocno zacisnął pięść i podniósł głowę, a następnie przez zatrzaśnięte zęby zadał ostatnie z pytań:
- Ile mnie to będzie kosztować?

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

51
Podkład Muzyczny Misterna aura Serca zaczęła się zmieniać i przekształcać. Cirion czuł to całym sobą i instynktownie miał świadomość bliskości, która zawiązała się między nim, a tym niepojętym bytem. Każda jego myśl była dla Serca równie czytelna co zapisana księga. Myśli Serca natomiast obmywały Ciriona, lecz wymykały się jego zrozumieniu i interpretował je tylko jako nieskończony wir mocy, w którym tonął, ale nie bał się. Ból utraty bliskiego towarzysza od lat dzieciństwa utrzymywał go na powierzchni. Pozwalał mu się skupić. Odtrącić te podszepty Serca, które miały go usidlić, gdyż będąc tak blisko każde echo mocy starało się nim zawładnąć. Byli blisko niczym jedność, a zarazem zwarci w niewidzialnym boju, który Serce z pewnością mogłoby zwyciężyć w jednej chwili, aczkolwiek tego nie chciało, nie teraz.
- Jestem tymi, którzy byli i pragnęli wiecznego życia. Trwają we mnie tak jak ja trwam w nich. Jestem sumą ich pragnień i myśli. Tysiące lat temu, kiedy przybyli do mnie byłem jedynie cząstką wiecznego cyklu. Za ich sprawą przebudziłem się i odrodziłem w nowej formie. Wyrwałem się z cyklu życia i śmierci oraz boskich mocy. Jestem tym, czym pragnęli zawsze być. Pokonany, jednak nie zniszczony. Wkrótce nastąpi moje drugie przebudzenie i nasza wola złączy to co rozdzielone. Wszystko stanie się nami, wszystko będzie jednym, a jedno wszystkim.
Wraz ze słowami w umyśle Ciriona pojawiły się obrazy. Nieliczna grupka elfów, którzy szukając spełnienia swoich ambicji i żądz odkrywają źródło wielkiej mocy głęboko pod ziemią. Schodzą tam. Następnie scena zanika jak sen i z cieni wyłania się nowa. Pojawia się wysoka postać unosząca nad głowę czerwony kryształ w kształcie serca, które bije i ocieka krwią. Tłum elfów klęka wznosząc chwalebne pieśni. Czerwone światło wypełnia okolicę. Potężny błysk. Kolejna scena. Po elfach nie ma już ślady, widać tylko wielki plac budowy świątyni. Niewolnicy smagani batogiem ciągną gigantyczne bloki kamieni, na których zostanie wzniesiony nowy tron świata. Ze scenami Ciriona przepełniają emocje, począwszy od zachwytu odkrywców, po cierpienie i upokorzenie zniewolonych. Scena znowu ulega przekształceniu. Świątynia jest pod oblężeniem. Taran wyważa majestatyczne wrota, wojownicy wchodzą do środka napotykając opór przerażających bestii, jednak w końcu odnoszą chwalebne zwycięstwo. Ostatnia scena. Dziesiątki elfich magów stoi złączonych w okręgu. Uwalniają potężne zaklęcie, które rzuca na świątynię kajdany. Na straży pozostaje niewielka grupka oddanych, którzy znikają w mroku budowli. Wrota zamakają się. Mijają wieki, aż uderzenie Serca na nowo rozbrzmiewa w świątyni. Z każdą sekundą staje się silniejsze. W pewnym momencie przechodzi w dudnienie i świątynia kruszy się, a czerwony blask rozlewa się po całym kontynencie niczym niszczycielska fala. Na tronie nowego świat zasiada postać. Zdejmując kaptur Cirion widzi tam swoją twarz. Szok sprawia, iż wizje się urywają.
- To proste – rzekło Serce, a nadzieja wypełniła serce Ciriona. – Oddam Ci twego towarzysza. Mogę to uczynić nawet teraz. Ceną jednak będzie twoja wieczysta służba. Uwolnisz nas, zerwiesz kajdany. Staniesz się heroldem mojego powrotu. Gdy już będę wolny obdarzę cię potęgą, o której zawsze pragnąłeś. Spełnię twe sny i marzenia.
Cirion wiedział, że w tym miejscu nie uda mu się ukryć swoich intencji przed Serce, nie okłamie go, nie oszuka. Były tylko dwie drogi. Albo przyjmie ofertę Serca, albo ją odrzuci. Decyzja zaś będzie ostateczna, ze wszystkimi tego konsekwencjami i profitami.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

52
Wizja przekazana przez Serce Cirionowi, zalała cały jego umysł nie tylko następującymi po sobie obrazami, ale także wrażeniami dotykającymi całe jego ciało. Teraz znał już jego historię, nie koniecznie ją rozumiał, ale miał przynajmniej minimalne pojęcie co w przeszłości działo się z artefaktem. Jednak pomimo nowej wiedzy, czarownik wciąż nie był pewny co do przyjęcia oferty Serca. Obietnice były kuszące, dawały mu wiele możliwości, jednak czy były one warte tego by stracić wolność? Aby zaoferować wieczną służbę dla Przedmiotu? Sytuacja nie posiadała korzystnego wyjścia, lecz oferta przywrócenia magowi przyjaciela była zbyt kusząca by ją odrzucić, dlatego diabelstwo powoli wydukało:
- Dotrzymaj swojej strony umowy, a ja dotrzymam swojej. - Gdy skończył lekko pochylił głowę na znak szacunku i choć Cirion w pełni zgodził się z przedstawionym mu paktem, w jego duszy grzmiało jedno „ale”, którego serce nie mogło przeoczyć. Z łatwością można było z niego wywnioskować, że Cirion prawdziwie odda się Sercu, jednak gdy Te nakaże mu coś czego sumienie nie pozwoli mu wykonać, nie zawaha się on zbuntować i przeciwstawić swojemu panu. Jeżeli przepełniony mocą przedmiot chciał całkowicie go kontrolować musiał skruszyć jego dotychczasowe wartości.
- Talkatis musi jednak zginąć. - Dodał kilka sekund po swojej poprzedniej wypowiedzi, głosem całkowicie pozbawionym emocji. Jego dusza natomiast przepełniła się czymś, czego do tej pory jeszcze nie doświadczył. Nie wiadomo czemu, jednak nienawiść którą wcześniej czuł przybrała teraz zupełnie nowy wymiar. Być może było to efektem działania serca, mogło ją także powodować myśl niezwykłej potęgi dostępnej na wyciągnięcie ręki, jedno było pewne – uczucie to musiało mieć swoje korzenie w demonicznej stronie diabelstwa. Wydawało się, że czarownik oddawał się emocją jak gdyby zapominając o świecie dookoła niego.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

53
- Niechaj tak się stanie.
Te słowa były ostatnim co usłyszał Cirion nim poczuł przeszywający ból promieniujący od jego czoła, za które się złapał z doniosłym krzykiem. Najpierw powoli, jakby kreślony niewidzialną dłonią, zaczął pojawiać się na skórze mężczyzny wykwit przypominający pustą powiekę, z której wyłoniła się źrenica zamknięta w okręgu. Następnie ślad zalśnił czerwoną poświatą i skrystalizował się przekształcając w czysty kryształ kompletnie zespolony ze skórą Ciriona. Wraz ze znamieniem przebudziło się w nim znajome odczucie i już wiedział, iż jego astral powrócił do niego. Znowu byli jednością, a ich połączenie było silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Miał także świadomość wzrostu swej mocy, ale było to tylko odległe echo, którego nie był w stanie uchwycić Moc ta, ilekroć po nią sięgał, uciekała mu jakby poddając go jakieś próbie, na obecną chwilę zbyt wielkiej.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, przebudził się będąc z powrotem w swoim ciele, które dryfowało swobodnie po tafli krwistego basenu. Nie wiedział nawet kiedy się w nim znalazł. Nad nim widniała sylwetka Wampira Serca trzymającego dłoń na jego głowie. Widząc przebudzenie Ciriona stwór cofnął rękę, ostrożnie muskając palcami kryształ na czole chłopaka.
- Teraz jesteś jednym z nas – rzekł triumfalnie. Zamykając oczy zmarszczył czoło, z którego wyłonił się spośród krwi i ciała identyczny, chociaż większy i otoczony licznymi mistycznymi symbolami, czerwony kryształ lśniący od energii. – Dobrze wybrałeś. Serce od teraz będzie z tobą na zawsze. Jeżeli chcesz zmierzyć się z Talkatisem, mogę Ci to umożliwić. Mój kontakt z Sercem jest pełniejszy, wiem o wszystkim co zaszło. Wiem o twym żądaniu. Serce wciąż nie jest w pełni przebudzone, więc wasze połączenie się przerwało, ale mogę wskazać Ci ścieżkę do jego prawdziwej komnaty. Tam twoje zjednoczenie z Sercem stanie się kompletnym. Ale doznasz tego daru tylko wtedy, kiedy pokonasz Talkatisa. To będzie twój ostateczny test.
- A więc wybrałeś niewolę – Rozległ się w umyśle Ciriona głos Ardelotha pełen zawodu i żalu. – Zaprzedałeś swoją duszę Sercu. Jeżeli myślisz, iż uda Ci się je oszukać to popełniłeś błąd jaki i My popełniliśmy. Ostatecznie Serce zwycięży. Dziś, jutro, za rok czy dziesięciolecia. Staniesz się taką samą bestią jaką jest Ul'Alidin.

Spoiler:

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

54
Ból, który pojawił się po słowach artefaktu był niewyobrażalny. Mężczyźnie wydawało się, że jego twarz przeszywa pewnego rodzaju strzała lub sztylet, jednak prawdziwym powodem tragicznego odczucia było tworzenie się swoistego rodzaju pieczęci na jego czole. Symbol oka, który się tam znajdował symbolizował jego połączenie z Sercem i więził go niczym łańcuchy na stopach niewolników. Jednak wraz z powstałym symbolem Cirion od razu mógł poczuć potencjał nowej mocy i co ważniejsze powrót swojego towarzysza. Ich magia znowu stanowiła jedność i teraz wydawali się być dużo bliżsi sobie niż kiedykolwiek wcześniej. Te uczucie wywołało na twarzy Ciriona jedynie uśmiech i uczucie spokoju, sprawiło że jego umysł odzyskał spokojny potok myśli. „Na razie pozostań ukrytym” pomyślał, nakazując Ventusowi pozostanie ukrytym dopóki nie będzie potrzebny go ujawniać, „Dobrze, że wróciłeś” dodał po chwili.
Diabelstwo otrząsnęło się i wstało z tafli krwistej cieczy dopiero po kilku sekundach, jednocześnie odrzucając rękę wampira. Powoli wyszedł z czerwonej brei i sprawnie użył swojej mocy by oczyścić resztki substancji z ubrania, wysłuchał Ul’Alidina i odrzekł:
- Zabawne. Myślałem, że przewspaniałe Serce wie wszystko i nie potrzebuje mnie już testować - w jego głosie z łatwością można było wyczuć ironie. - Nieważne - dodał prawie od razu po skończeniu poprzedniej wypowiedzi i w swoim umyśle usłyszał głos zawiedzionego Ardelotha. Nie odpowiedział. Mag wiedział jakie było jego zdanie na temat współpracy z sercem, jednak to była ich jedyna możliwość aby wyrwać się z tego miejsca. Cirion wiedział, że nie może teraz zdradzić krwistego artefaktu, podjął się paktu którego musiał teraz dotrzymać, jednak wciąż mógł pomoc Ardelothowi w odzyskaniu jego relikwiarzu.
- Przekaż mi klucze potrzebne do poruszania się po świątyni i jej mapę. Dam sobie rade zupełnie sam – ponownie zwrócił się do wampira, wskazując na znajdujące się niedaleko obeliski, służące do przemieszczania się po komnatach ruin.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

55
Wampir zbył uwagę Ciriona szerokim uśmiechem. Rozłożył szeroko ręce.
- Chociaż zaakceptowałeś Serce to wciąż pozostajesz ślepym. – powiedział wychodząc z zagłębienia. Ciecz zamiast spływać z niego wnikała w jego naznaczone bliznami ciało, pozostawiając po sobie kolejne oznaczenia. - Talkatis otworzy przed tobą prawdę. Test ten pokaże kim naprawdę jesteś. Dopiero wówczas staniesz się nagim i godnym przyjęcia Serca.
Minął Ciriona podchodząc do leżącego tobołku, w którym znajdował się Ardeloth. Maska wyłoniła się i uniosła w powietrze lądując łagodnie w otwartej dłoni bestii. Nie marnując ani chwili Ul’Alidin przyłożył do twarzy przedmiot, a ten przyległ do niej jakby stanowili jedność. Przez sekundę w umyśle diabelstwa rozległ się słaby głos Ardelotha.
- To już koniec, żegnaj.
- Zapadnij ponownie w sen – wyszeptał Ul’Aldin kojącym tonem, a Cirion wyczuł chwilowe natężenie magicznej energii, która objęła maskę i stłumiła aurę Ardelotha, łącząc ją z nurtami mocy Wampira Serca. – Twój cel został spełniony.
Odwrócił się ku Cirionowi z nowym obliczem.
- Chciałeś mu pomóc, czyż nie? – spytał z wyraźnie brzmiącą wyższością i pewnością siebie, ponieważ Cirion stał przed nim otwarty jak księga, z której mógł czytać. Obaj byli sługami tego samego bytu, obaj byli tylko pionkami w Jego grze. – Biedny Ardeloth. Poświęcił swój żywot, aby chronić Herbię. Przez wieki tkwił w tym miejscu opierając się wpływom Serca. Przez wieki toczył walkę, której ty byś nie był w stanie sprostać nawet przez sekundę. Powstrzymywał Serce przed przebudzeniem, ale to były wysiłki skazane na przegraną. Uległ, złamany poddał się memu Panu i przyjął go stając się elementem, który przypieczętował ponowne odrodzenie. Następnie wszystkimi siłami Serce wezwało Talkatisa z krainy umarłych. Tak! – Wampir zacisnął dłoń w pięść chcąc podkreślić wzniosłość tego wydarzenia. – Serce wydarło go z krainy martwych i przywróciło do ponownej służby, lecz Ardeloth w ostatniej chwili zdecydował się zdradzić Serce. Gdyby nie on mój Pan byłby wolny już wieki temu i świat ten należałby do niego. Talkatis razem z Ardelothem mieli zerwać więzy świątyni, lecz ten drugi zdradził i ponownie zostaliśmy zamknięci. Za zdradę Serce rozdzielało świadomość Ardelotha. Relikwiarz jest jego źródłem, które zachowaliśmy, gdyż Ardeloth jest wciąż kluczem do obudzenia Serca, bowiem to on stworzył zaklęcia ochronne i tylko on może je zerwać! Tobie powiedział co innego, ponieważ część świadomości znajdująca się w masce nie wiedziała o tym. Potrzebowaliśmy jednak świeżej krwi. Niestety, z wiernych tylko Talkatis był wystarczająco potężny, ale jego siła została zmarnowana za sprawą Ardelotha. Dlatego czekaliśmy. Długo czekaliśmy. Aż zjawiłeś się Ty. I zostałeś naznaczony przez świątynię wzmacniając jej siły. Początkowo planowaliśmy się ciebie pozbyć, lecz Serce przejrzało zasłonę czasu i w swej nieskończonej mądrości stworzyło plan. Uznaliśmy, że lepiej będzie użyć ciebie. I tak też się stało. Jesteś już naznaczony, a moc Serca budzi się!
Jakby na potwierdzenie tych słów całe pomieszczenie zadrżało w rytm potężnego uderzenia, które brzmiało jak bicie żywe serca. Odgłos ten wypełniał uszy i świadomość diablęcia. Platforma spoczywająca na barkach monumentalnych posągów lekko się zachwiała. Cirion wyczuł jak potężna aura Serca zalewa okolicę, wzmacniając jego samego. Moc w nim drzemiąca rozpaliła się jak żywy płomień. Kryształ na jego czole zapulsował. Chwilę później cała ta monstrualna energia rozbiła się napotykając opór aury świątyni. Czuł jednak, iż ta druga słabła, podczas gdy moc Serca wzrastała.
- Przejścia są otwarte – powiedział Ul’Aldin kłaniając się, a spoczywające obeliski otoczyła szkarłatna poświata dając tym samym znak, iż zostały uaktywnione. – Talkatis znajduje się w Komnacie Serca, które jest oznaczone symbolem gwiazdy. Podejdź do obelisku, przyłóż doń dłoń i spełnij swoje przeznaczenie!

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

56
Więc słowa Ardelotha były przez cały ten czas prawdziwe. Maska naprawdę chciała powstrzymać serce przed zniszczeniem kontynentu i zniewoleniem wszystkich ludów na nim żyjących, jednak teraz… Teraz nie było już na to szansy. Ostatnia nadzieja na powstrzymanie koszmarnego artefaktu przepadła z rąk Ciriona. Nie był z tego powodu smutny, nie wywoływało to też u niego radości, z łatwością dostrzec można było, że w jego umyśle panował spokój. Mag dobrze wiedział, że Serce potrzebuje go aby wydostać się ze swojego więzienia, był niezbędnym elementem budowli, bez którego cała konstrukcja mogła runąć. Przynajmniej tak myślał i to właśnie dzięki tej myśli pozostawał teraz w ułudzie spokoju.
Po chwili ciszy, spokojnym krokiem minął Wampira i podniósł swój tobołek z zebranymi notatkami i ponownie przywiązał do paska na biodrach, upewniając się że cenna wiedza z niego nie wypadnie. Gdy skończył, odwrócił się i podszedł do obelisku z wygrawerowanymi znakami, a jego wzrok przez kilka sekund skakał pomiędzy symbolem gwiazdy – przejściem do komnaty krwawego artefaktu, a grawerze korony – prowadzącej do komnaty mądrości. Do pomieszczenia, którego nazwa sugerowała niezwykłą zawartość: pracę starożytnych elfów, odkrycia na temat serca, a może nawet nowe metody rozumienia magii. Wiedza kusiła i w głowie czarownika oprócz wpływu artefaktu pojawiły się szepty nakazujące mu przyłożyć dłoń, tak aby sprawdzić jej zawartość. W końcu nie został mi wydany żaden rozkaz – pomyślał sam do siebie, usprawiedliwiając swoja ciekawość – Serce czekało setki lat, kilkanaście minut go nie zbawi – kontynuował. Ciąg usprawiedliwień nie miał końca, aż w końcu diabelstwo podniosło dłoń i przyłożyło ją do symbolu korony z nadzieją na przeniesienie się do komnaty mądrości.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

57
Cirion poczuł jak otacza go energia magiczna i wstępuje w niego znane uczucie – towarzyszyło mu podczas przenoszenie się do astralnego wymiaru. Świat stał się jedną plamą tysiąca barw i oderwał się od podłogi, przenosząc do komnaty mądrości. Początkowo, kiedy ponownie poczuł, iż stoi na ziemi, przywitała go wszechogarniająca ciemność. Powietrze było zatęchłe i ciężkie – pełne starej magii. Wyraźnie elfiej. Rubinowe oko na jego czole jakby samoistnie zaczęło przystosowywać się do okolicznych warunków i zalśniło czerwonym blaskiem, który rozświetlił mroki pomieszczenia niczym magiczny lampion.
Komnata była ogromna – tak jak większość w świątyni – i w pełni wykonana z niebieskiego kryształu gładkiego jak aksamit. Wyżłobione w minerale regały pełne były od zakurzonych ksiąg, grubych woluminów i zwojów, a także przeróżnych przedmiotów, od których wyczuć można było delikatną, uśpioną aurę. Pośrodku pomieszczenia stała dziwna kryształowa ława z pulpitem składającym się z licznych wyraźnie oddzielonych od siebie klawiszy – każdy z nich oznaczony był dziwnym symbolem niezrozumiałym dla Ciriona. Zapewne był to alfabet starożytnych elfów. Nad pulpitem unosił się dziwny przedmiot. Miał kształt piramidy i wielkość zaciśniętej pięści, a wiec niewielki, lecz biła od niego ogromna moc i chroniony był żółtawą barierą.
- Przybyłeś, ale spaczony – usłyszał w głowie znajomy głos przynależny do Ardelotha. Pełen był gniewu i nienawiści. – Oddałeś się na służbę Serca. A teraz przychodzisz tu jak sęp do padliny. Pragniesz posiąść wiedzę starożytnych i związać się z Sercem. Czy nie masz za grosz rozumu? Czyniąc co uczyniłeś skazałeś nie tylko siebie, ale i świat na zagładę!

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

58
Palar przybył z Karlgardu
Obrazek
Tuż po dłużącej się nocy nastał nowy dzień, a zwiastunem tegoż wydarzenia był wznoszący się na nieboskłonie ognisty olbrzym. Swymi ramionami obejmował korony zielonych drzew, jakoby dopiero zbliżał się do szczytowania. Drzew, których orientalny czarownik nigdy dotąd nie widział. Na południu panował odmienny klimat. Przez cały rok temperatura była wysoka, wyróżnia się dwie pory roku - suchą i deszczową. Gleby są dość ubogie. Występują przystosowane do suszy twardolistne trawy, rzadziej pojedyncze krzewy i drzewa, np. akacje, baobaby. Typowymi zwierzętami obrzeży Karlgardu są słonie, antylopy, zebry, lwy i nieokiełznane jaszczury.

Klimat Południowej Prowincji jest znacznie mniej surowy i zróżnicowany. Jest umiarkowanie ciepło z wyraźnym podziałem na cztery pory roku. Gleby są żyzne. Rosną na nich głównie drzewa liściaste, zrzucające na zimę liście: dęby, klony, buki, jesiony i lipy. Ponieważ światło dociera do niższych warstw lasu, występuje wyraźne wyodrębnienie podszytu oraz dobrze rozwinięte runo, bogate w mchy, borówki i grzyby. Ze względu na dostatek pożywienia oraz dostępność schronienia żyje tu wiele gatunków ssaków, np. jelenie, dziki, lisy, borsuki i śmiertelnie niebezpiecznie istoty u podnóża gór.

Koń zatrząsł czerepem próbując odgonić stado kąśliwych insektów. Wierzchowce znały skarabeusze i skorpiony, lecz nigdy dotąd nie przyszło im zmagać się z wielkimi krwiopijcami południa. Pallar wiedział, że dotarli w wyznaczone miejsce, a przynajmniej trafili do Południowej Prowincji. Tam, gdzie dziką ścieżką miał podążyć transport zakonny.

Na ich szczęście przybyli pierwsi. Na horyzoncie nie było widać niczego poza budzącym się krajobrazem pod stopami gór Daugon. Przedstawiciele Halamasi mogli zatem ze spokojem przygotować się do nieuniknionego spotkania. Dwójka odzianych w żółtawe szaty asasynów wartko zeskoczyła z grzbietów wierzchowców, by czym prędzej skryć je w liściastych krzewach nieopodal ścieżki. Wrócili równie prędko oznajmiając gotowość do działania. Bez wątpienia byli ciekawi, jaki plan kłębi się w myślach tegoż niecnego czaromiota.

Czasu miał niewiele. Wraz z budzącym się dniem trakt począł drżeć coraz intensywniej, jakoby monstrualne krety drążyły tunele pod stopami. Naprawdę pragnęliby, aby były to tylko krety. Owy tupot zwiastował nadjeżdżający konwój. Nie było go jeszcze widać, nie było go również słychać, lecz drgania stawały się coraz śmielsze. Mocniejsze. Wnet niższy z zabójców wspiął się na okoliczny dąb. Po odsunięciu kilku gałęzi wychylił się mocniej. Długo milczał, aż z głębi gardzieli wyskoczył chrapliwy okrzyk.

- Są! Bryczka z przyczepą, obok niej dwóch zbrojnych na karych rumakach. Nie będzie proble... - zamilkł niespodziewanie. - Wiozą coś jeszcze. To, to są klatki. Za przyczepą ciągnie się kolejny transport. Jeden, dwa, trzy. Trzy klatki! - uniósł się. - Ktoś w nich siedzi, bez wątpienia są osadzone. - dodał błyskawicznie lądując na ziemi. Drugi z towarzyszy niemo wyczekiwał rozkazów. Planu, który pozwoli im przejąć zawartość przyczepy nie narażając się na otwarty ogień. Pozostawała także kwestia więźniów. Kogo Sakirowcy transportowali do siedziby Zakonu i w jakim celu? Jedno było pewne, musieli działać szybko.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

59
Tak. To był ten moment. A raczej parę momentów przed tym momentem. Czas wcielić swój plan w życie. Pstryknął palcami i jego ostrugany na pustyni kij zamienił się w węża, który szybko ukrył się po drugiej stronie drogi. Następnie Palar zwrócił się do swoich ludzi i wytłumaczył swój wielki plan. Który raczej byłby wielki, gdyby nie zupełny brak pieczarek w jakimkolwiek jego segmencie.

Plan był prosty. A przynajmniej tak wyglądał w głowie Palara. Skryją się w krzakach po obu stronach drogi. Następnie gdy Sakirowcy będą przejeżdżać obok, wąż zaatakuje, szybko zatapiając swoje kły w koniu dalszego Sakirowca jadącego na przedzie. W tym samym momencie Palar wyskoczy z krzaków z okrzykiem „Bum Szakalaka!” Zwracając na siebie całą uwagę zakonników i uaktywniając przy okazji barierę ochronną na skórze. Następnie jak najszybciej słowami „Mój wspaniały sługo” zacznie przejmować kontrolę nad zbrojnym jadącym na drugim koniu. Te słowa będą również sygnałem dla niższego z Hamalasi, aby ten wyskoczył z krzaków i wykorzystując dywersję zajął się woźnicą wozu z klatkami. Palar tymczasem dokończy swoje zaklęcie, każąc tamtemu zabić swojego towarzysza, którego koń pod wpływem paraliżu zapewne się przewróci i uwięzi Sakirowca pod swoim sparaliżowanym ciałem. Nawet jeśli czar nie zadziała w pełni, i tak da czas dla drugiego Hamalasi, który podbiegnie i zabije lepiej uzbrojonego woźnicę, korzystając z pomocy niższego z ich dwójki, jeśli ten upora się już ze swoim przeciwnikiem i jeśli będzie w ogóle taka potrzeba. Następnie mają obaj zająć się leżącym Sakirowcem, jeśli czar nie zadziała jak powinien, albo najpierw tym który nie jest pod wpływem czaru, a potem tym który pozostanie, jeśli między Sakirowcami wywiąże się walka.

Gdy upewnił się że pojęli istotę planu, pokazał im szybko miejsca w których mieli się schować i sam ukrył się w gęstym krzewie. Istniało oczywiście ryzyko że wąż zawiedzie. W takim wypadku Palar zamierzał strzelić kulą ognia w dalszego z jeźdźców, a bliższego w ten sam sposób omamić i skłonić do walki z towarzyszami.

Gdyby cały plan jednak wziął w łeb, zamierzał strzelać kulami ognia aż ktoś nie padnie, uważając jak tylko może żeby nie trafić w wóz, w ostateczności używając terroru aby wycofać się lub zyskać przewagę kolejnego zaskoczenia nad przeciwnikami. Tak skonstruowany plan dawał mu wystarczające szanse powodzenia że pozwolił sobie na krótką myśl o tym co zrobić z więźniami. Staruszek mówił: Żadnych świadków. Ale informacje mogłyby się przydać… Zastanowi się nad tym potem. Chwilowo Palar oczyścił umysł i skupił się na zadaniu przed nim. Pieczarki podano.








Plan Palara:
Spoiler:
Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right

But he 'll never
Never fight over you

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

60
Karawana zbliżała się do miejsca zasadzki. Obnażenie się było tylko kwestią czasu, więc nieuniknionym zdawał także nadchodzący bój. Kary rumak prychał niemiłosiernie poganiany przez zniecierpliwionego jeźdźca. Nosił solidnie wykonany pancerz nie krępujący ruchów. Delikatnie spleciony w pachwinach oraz pod pachami łączył doskonałą dynamikę z fach mistrzostwem zbrojmistrzów spod Srebrnego Fortu. Brakowało wyłącznie dostojnych peleryn oraz blasku nieskazitelnych płyt, które wszakże nosili najzacniejsi z reprezentantów inkwizycji na zachodzie kraju. Te były zaś obskurne z nalotem rdzy na peryferiach. Gdzieniegdzie splecione ręcznie rzemykami. Lecz i to nie ujmowało ich funkcjonalności. Rekruci Zakonu Sakira należeli do najlepszych jednostek militarnych, jakie w kartach historii przewinęły się na ziemiach Keronu.

Nadeszła upragniona chwila, tak długo wyczekiwana przez czarnoksiężnika z południa. W końcu jego magiczne stworzenie wypełzło na trakt. Na wskroś usytuowany gad czołgał się wartko pod kopyta wierzchowca. Niefortunnie czujne oko prawego męża uprzedziło eterycznego kąsacza. Wysunięty z pochwy przy pasie sztylet w te pędy zawirował na wietrze. Ostrze zawędrowało między kciuk i palec wskazujący. Świst! I pchnięty szpikulec skończył zatopiony w czaszce gadziny. Ostrze spenetrowało zagrożenie dogłębnie, aż ponad połowa szlifu wsiąkła w zbite podłoże traktu.

Spoiler:


Niespodziankom nie było końca. Okryty w czerń mąż opuścił żwawo krzewy. Krzycząc w niebo głosy zwrócił planowo uwagę pozostałych członków eskapady. Aktywowana aura, swoista podtrzymywana tarcza, której siła zależy od woli rzucającego, skupienia, aktywności fizycznej oraz rezerwuaru magicznego - energii magicznej potocznie określanej przez znawców maną - miała zapewnić należyte bezpieczeństwo. Traf chciał, że ów zakonnik synchronicznie opuścił siodło, pragnąc dobyć pchniętego pierwej ostrza. W tej samej chwili rozległy się wołania o posługę. Oddalony nieznacznie Sakirowiec bez hełmu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, począł wypełniać wolę pana. Nie potrwała zaś ona zbyt długo. Prężniejszy ze zbrojnych nie dobrał ostrza, chociaż skłaniał się ku niemu. Gęsty kłąb piachu objął palcami, kolejno trącąc nim w twarz czarownika. Ślepota, duszność i mimowolny bezdech wyprowadziły go z równowagi. Tym samym przerywając inkantowane czary, a także lokalną barierę ochronną.

Halamasi opuścili kryjówkę podążając prosto do wyplątującego się z magicznych uwięzi wojownika. Ochoczo skracali dystans, aż woźnica okazałej bryczki przestrzelił niższemu z nich udo bełtem załadowanej wcześniej kuszy. Plan legł w gruzach. Agonista został ranny, podczas gdy kolejny bełt zasiedlał koryto miotacza śmierci. Sprawny rozpoczął zwadę ze zbrojnym. Z kolei czarnoksiężnik widział nadchodzącego na niego zbrojnego osłoniętego tarczą i machającego mieczem.

Spoiler:

Wróć do „Południowa prowincja”