Dzika ścieżka [Góry Daugon]

1
Jedna z licznych przełęczy wysoko w górach prowadząca wszędzie i nigdzie. Kompletnie opuszczona, nieuczęszczana, znana wyłącznie myśliwym polującym na górską zwierzynę i ewentualnym mieszkańcom szczytów. Ścieżka ma liczne rozwidlenia i wzniesienia, raz opadając, to znowu się unosząc i zmieniając z szerokiej w wąską. Ktoś nieobeznany z okolicą z łatwością mógłby się tu zagubić i wpaść do jednej z wielu szczelin, gdzie umierałby w samotności i rozpaczy długimi dniami.
*** Zbliżał się wieczór. Słońce na niebie już ledwo było widoczne na horyzoncie, które z tej wysokości przypominało bajeczną, rozmytą paletę pastelowych, ciepłych barw przechodzących z czerwieni, poprzez żółć w pomarańcz. Jednak Cirion nie miał czasu podziwiać piękna natury, gdyż potykając się o własne nogi biegł ile sił chcąc zgubić swoich oprawców. Nie był jednak wybitnym biegaczem. Mimo iż wychowany w dziczy był bardziej osobą ceniącą tajniki umysłu aniżeli sprawność fizyczną. Jednakże dzięki swej zwinności oraz - co najważniejsze - znajomości terenu, wszakże mieszkał tu od wielu lat, wiedział gdzie i jak stawiać kroki. Przeciskając się przez wąskie przesmyki pomiędzy górskimi ścianami, przechodzą po zawalonych pniach nad przepaściami i biegnąc wzdłuż górskiego potoku robił wszystko, aby zmylić zakonników. Całe szczęście, że natknął się na nich przed wejściem do swojej kryjówki, kiedy wracał właśnie z polowania z Ventusem, a nie na odwrót. Pewnie gdyby go zastali wewnątrz leżałby już rozpłatany jak wieprz. Kryjąc się w krzakach podsłuchał rozmowy podejrzanych typków, z której wyłowił najważniejsze informacje - niejaki Undith, który należał do Zakonu miał go szukać przez długi czas, bo - jak to określił jeden ze zbójców - miał niewyrównane rachunki z tą "kurwą Augustyną i jej plugawym pomiotem". Jasnym było, ci przed wejściem byli tylko fragmentem większej grupy. Nie mając czasu do stracenia Cirion, podejmując wielkie ryzyko, odwrócił uwagę dwóch mężczyzn i wślizgnął się do swojej kryjówki, aby zabrać najcenniejszą z jego rzeczy - Nekronomikon, który teraz przyciskał do szybko bijącej piersi. Niestety został zauważony i oto jak się tu znalazł, biegnąc jak szalony niby goniony przez hordy demonów, chociaż w tej sytuacji tak mogłoby być nawet i lepiej.
Przed chłopakiem pojawiło się rozwidlenie w dwie strony oraz na wprost wejście do jakieś jaskini. Przystanął łapiąc tchu. Ból w piersi sprawiał, że ledwo mógł stać. Rozejrzał się. Nie kojarzył tego miejsca. To prawda, mieszkał w tych górach, ale to nie znaczy, że był chodzącą mapą. Wejście do jaskini było niskie, aby się przez nie przedostać musiałby się przeczołgać i nie mógł mieć pewności, że nie znajdzie na końcu ślepego zaułka. W takiej sytuacji byłby niczym śledź w beczce.
- Wygląda na to, że stoisz na rozdrożu - usłyszał głos dobiegający z góry i unosząc wzrok dostrzegł mężczyznę stojącego na skalnej półce. Trudno było stąd ocenić jego wygląd, był raczej wysoki, smukły i o gładkiej twarzy z długimi blond włosami. Co ciekawe do półki nie było żadnego dojścia, więc albo nieznajomy się na nią wdrapał, albo, cóż ... możliwości jest wiele. Zresztą, czy to ma teraz jakieś znaczenie? - Jaskinia nie jest ślepym zaułkiem, jeśli cię to martwi, mój drogi. Właściwie to jest dość spora - Zdawać się mogło, że blondyn chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zaprzestał tylko uśmiechając się. - Natomiast wybierając rozwidlenie na prawo zejdziesz z gór i trafisz do cywilizowanego świata. To na lewo zaprowadzi cię jeszcze wyżej. Tam pewnie będiesz bezpieczny, przez jakiś czas. Ciekawe, ciekawe - wymamrotał dwa ostatnie słowa krzyżując ręce na piersi.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

2
Każdy krok maga wydawał mu się coraz to trudniejszy do wykonania, górska ścieżka nie była najłatwiejszą do pokonania, szczególnie w pośpiechu. Jednak strach, który teraz odczuwał pchał go do przodu, nie pozwalając mu choćby na chwilę wytchnienia. Słońce powoli zachodziło, a niebo zmieniało kolor na mieszaninę żółci i czerwieni. Wraz z zachodzącym słońcem, malały także siły czarownika, kiedy dobiegł do rozwidlenia dróg, postanowił przystanąć na chwilę by uspokoić oddech. Cirion podszedł powoli do skalnej ściany i oparł się o nią. Zimna powierzchnia budulca dała ulgę jego gorącemu ciału i pomogła odnaleźć mu resztki sił na dalszą podróż. Dopiero teraz miał chwilę czasu żeby dokładnie przemyśleć co się stało.

Zakonnicy wydawali się go szukać już dłuższy czas, podobno jeden z nich, zwany Undith, miał niewyrównane rachunki z Augustyną, jednak diabelstwo nigdy nie słyszało tego imienia. Czyżby jego matka wpadła w tarapaty po opuszczeniu Zaavral? Przecież wyruszyła ze Stefenem, on nie pozwoliłby jej skrzywdzić. Chyba, że... - przez głowę Ciriona przemykały teraz setki scenariuszy, jednak w żaden sposób nie mógł stwierdzić czym jego rodzina zawiniła Undithowi. Po kilkunastu sekundach mag otrząsnął się z letargu. Rzucił okiem na księgę którą trzymał w ręku, obejrzał ją dokładnie - na szczęście była nienaruszona. Teraz to właśnie ona była jedyną rzeczą, która została mu z opuszczonego przez niego życia, to właśnie ona zawierała pracę, prawie całego jego życia. Stracenie jej wydawało mu się być gorsze od śmierci. Po dokładnych oględzinach księgi, czarownik rzucił okiem na swojego towarzysza. Stworzenie obserwowało ścieżkę, z której oboje przybyli - wyglądało za pościgiem. - Idziemy - wyszeptał, gdy nagle dobiegł go męski głos.

Na półce wysoko nad głową Ciriona stał mężczyzna o długich, jasnych włosach. Był wysoki i smukły, zupełnie jak wysokie elfy, jednak mag nie mógł dokładnie określić jakiej rasy jest mówiący do niego nieznajomy. Półka, na której znajdował się jegomość była dość wysoko, nie było też na nią żadnego wejścia, co sprawiło że położenie obcego było dla maga nie lada tajemnicą.
- Jak...? - powiedział cicho do siebie, gdy nagle blondyn przerwał mu mówiąc o trzech drogach, które leżały przed nimi. Gdy tamten skończył, Cirion spojrzał się w stronę dwóch ścieżek i jaskini. Gdybym poszedł na prawo, mógłbym ich zmylić. Jednak dróżka w lewo daje schronienie... - podjął szybką analizę, po czym spojrzał na Ventusa. - Mały. - powiedział, półszeptem i skinął głową na małe wejście do groty. Oboje rozumieli się bez słów i wiedzieli, że czarownik chciał aby astralny sprawdził co jest po drugiej stronie przejścia.
- Nie boisz się mnie? - zmrużył brwi patrząc się na mężczyznę powyżej, wyrażając pomieszanie zaskoczenia z niepewnością.
- Poza tym skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie oszukać? - Dodał - Nie mam przy sobie żadnych pieniędzy, - rozłożył lekko ręce - rabowanie mnie to strata czasu. - Zakończył sugerując, że nieznajomy jest rzezimieszkiem.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

3
Astral bez żadnego oporu, zgodnie z wolą swego pana, zniknął w wąskim przejściu merdając z ekscytacją długim ogonem. Nieznajomy, który stał na skalnej półce pokiwał głową z uznaniem.
- Bać się? – powtórzył zaskoczony rozkładając ręce. – Dlaczego? Chcesz mi zrobisz krzywdę? – Przechylił głowę marszcząc brwi. – Rabuś – prychnął lekceważąco. - Też mi coś. Nie masz nic wartościowego, no, może poza tą książeczką, ale takie rzeczy zupełnie mnie nie interesują.
Cirion zaczynał odczuwać pewien głęboki niepokój związany z osobą nieznajomego. Otaczała go dziwna aura, a słowa których używał jednoznacznie wskazywały, że wiedział o nim więcej niż to powinno być możliwe. Nie wykazywał jednak żadnych negatywnych lub agresywnych przesłanek mogących sugerować, że chce go w jakiś sposób skrzywdzić. Raczej traktował mieszańca jak swoistą ciekawostkę.
Konwersacja się urwała, gdyż mężczyzna milczał wpatrując się tylko w Ciriona. Ten zaś czuł się odsłonięty i niepewny. Po krótkiej chwili spędzonej w milczeniu z przejścia wyłonił się Ventrus. Potwierdził on, że szczelina w skale prowadzi do dużej, bardzo dużej jaskini o licznych rozgałęzieniach i o ile nie prowadzi do niej inne wejście to źli ludzie nigdy by ich tam nie znaleźli, według astrala.
- Widzisz? – odezwał się ponownie mężczyzna. – Nie kłamałem.
Zamknął usta gładząc się w zamyśleniu po dolnej barwie. Wtem do uszu Ciriona dobiegł straszliwy hałas: nawoływania ludzi oraz stukot koni nadciągający od strony rozwidlenia na prawo.
- Oho! – wykrzyknął blondyn unosząc palec wskazujący jakby oznajmiał coś niezwykle ważnego. – Twoja pogoń chyba zaraz tu będzie! Dobrze, bardzo dobrze.
Ostatnio zmieniony 24 lut 2017, 19:38 przez Auriel, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

4
Blondyn odwrócił uwagę maga stanowczo zbyt długo. Pościg się zbliżał, a oni ucinali sobie pogawędkę o niczym. Nie zwracając uwagi na słowa mężczyzny Cirin rozpoczął zaraz po nim:
- Nie ważne. Nie mam teraz czasu. - Oboje stali przez moment w milczeniu. W ciszy, która prawdopodobnie ich obu napełniała niepokojem. Mężczyzna stojący na skalnej półce miał dziwną aurę, a z jego słów dało się wywnioskować mało sensu. Dopiero po chwili astralny powrócił przez skalną szczelinę potwierdzając słowa nieznajomego. Co dziwniejsze obcy wydawał się widzieć astralnego, co oznaczało że on sam także parał się magią lub przynajmniej był na nią w jakimś stopniu wyczulony.
Potwierdzona przez małe zwierze wiedza na temat groty, nie gwarantowała jednak jej bezpieczeństwa. Czarownik nie był pewien czy w głębszej jej części nie czyha na niego zasadzka, czy jaskinia na pewno posiada jakieś inne wyjście, czy może nie kryją się w niej potwory z najgorszych koszmarów. Jednak wraz z krzykiem zbliżających się do nich oprawców, malała ilość czasu który mógł poświęcić na rozważanie wszystkich tych opcji.
- Mam nadzieje, że nie będzie następnego razu. - stanowczo zakończył rozmowę z osobą, którą miał nadzieje już nigdy nie spotkać.
Cirion truchtem podbiegł do ciasnego przejścia w skałach. Ponownie, skinieniem głowy poprosił Ventusa o ubezpieczanie tyłów, a sam zaczął się przeczołgiwać do jaskini. Nie był to łatwy manewr, skały odrzucały chłodem i wilgotnością, dodatkowo gdzieniegdzie porastał je mech i grzyby, przez które przeczołgiwanie się do najprzyjemniejszych nie należało. Gdy tylko Cirion przedostał się na drugą stronę, poczekał chwilę na swojego małego towarzysza, a następnie bezzwłocznie zabrał się za zastawienie wejścia najbliższym głazem lub skałą.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

5
- Ależ my się z pewnością ponownie spotkamy – usłyszał Cirinon słowa nieznajomego, którego sylwetka rozmyła się na jego oczach niczym cień w promieniach słońca.
Przejście przez szczelinę w skale było żmudne i zajęło nieco czasu. Kilka razy zdarzyło mu się po drodze natrafić na pajęczaki, które jednak przerażone widokiem takiej dziwnej istoty czmychały przed nim w popłochu. Wraz z każdym kolejnym ruchem naprzód zmniejszała mu się dostępna ilość światła. Kiedy już znalazł się po drugiej stronie ogarnęła go całkowita ciemność rozpraszana wyłącznie pojedynczymi promyczkami uchodzącymi ze szczeliny i ginącymi w głębi jaskini, która była zimna, wilgotna i przerażająco ciemna. Na szczęście Ventrus nie miał takich ograniczeń i był w stanie postrzegać otaczającą go rzeczywistość w pełni bez potrzeby oświetlenia. Tylko dzięki niemu udało się Cirinowi znaleźć niewielki głaz, który przetoczywszy zaklinował szczelinę i zablokował jedyne źródło światła. Tym samym chłopak znalazł się w nieprzeniknionym mroku niczym w najgłębszym z grobowców. Następnie dotarły do niego dźwięki z zewnątrz i równie szybko co się pojawiły zniknęły. Wyglądało na to, iż pogoń ruszyła dalej.
Kiedy był pewien, że najgorsze już minęło ziemia zadrżała i otworzyła się pod jego stopami. Nie mogąc w żaden sposób powstrzymać kataklizmu runął wraz z odłamkami skał. Spadał przez długi czas, tak długi, iż początkowa panika ustąpiła i był w stanie racjonalnie myśleć. Spoglądając w dół dostrzegł ogromną taflę srebrzystej wody. Jedyne co w tej chwili mógł uczynić to spróbować utworzyć tarczę energetyczną dookoła własnej osoby i modlić się do bogów o łagodne lądowanie. Gdy uderzył o wodę poczuł ból rozrywający całe ciało, jednak ostatkami sił udało mu się wypłynąć na brzeg wraz z Nekronomikonem. Co ciekawe książka, w przeciwieństwie do niego, zupełnie się nie zamoczyła. Woda zdawała się z po niej spływać niby jak ze szkła.
Będąc na brzegu mógł się dokładniej rozeznać w otoczeniu. Wciąż znajdował się w jaskini, o czym świadczył skalisty strop nad nim, ale gdyby nie to mógłby przysiąść, że był w jakimś dzikim gaju. Dookoła niego bowiem rosły wspaniałe sosny, a ziemię pokrywały gęste trawy i kwiaty o rozmaitych barwach. Szum, po upadku, zastąpiło ćwierkanie ptaków przeskakujących między gałęziami drzew. Jedno ze zwierzątek zaciekawione nawet podfrunęło ku niemu i z bezpiecznej odległości przyglądało mu się przekrzywiając małą główkę upierzoną na błękitaną barwę. Gdyby zanurzył się głębiej w aurę tego miejsca mógłby wyczuć dobiegający od północy mistyczny zew, który pojawiał się i znikał niby biorąc głęboki wdech i wydech. Całość oświetlona była jasną i srebrzystą poświatą emanującą od strony jeziora. W jego centrum zaś stał do połowy zanurzony w wodzie uszkodzony posąg przedstawiający jakąś postać, niestety nie wiadomo jaką, gdyż od pasa w górę był ułamany i roztrzaskany.
Cirion musiał podjąć decyzję co czynić dalej.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

6
Gdy kamienna podłoga skruszyła się i zaczęła spadać w otchłań nicości, Cirion nie mógł uwierzyć w co się wpakował. On wiedział... - pomyślał w ostatniej chwili przed tym, kiedy jego ciało poszybowało w dół. Przez kilka sekund w dolnej części groty rozległ się jego krzyk, gdy mag próbował ratować się magiczną tarczą, jednak pomimo dość długiego czasu upadku, panika wzięła górę. Cirion trzasnął w taflę zbiornika i otoczony wodą, jedyne o czym mógł myśleć to, że jego dni dobiegają końca. Upadek sprawił, że czarownik nie mógł nabrać oddechu, zarówno pod jak i nad wodą. Jego klatka piersiowa bolała niemiłosiernie, jednak po kilkunastu sekundach chaotycznego machania rękoma i nogami dotarł do brzegu.
Na czworaka Cirion opuścił jezioro i po chwili, zwymiotował trochę wody. Wycieńczony przewrócił się na plecy i powoli zaczął łapać oddech. Jednak za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że potrzebuje kolejnej porcji powietrza, jego ciało odmawiało posłuszeństwa i nie pozwalało mu napełnić płuc. W takim stanie mag leżał jeszcze przez kilka minut, w których coraz bardziej pochłaniał go strach i panika, aż do momentu kiedy z oczu mężczyzny zaczęły wylewać się strumyki łez. Wraz z płaczem przyszła ulga, ponieważ czarownik zaczął powoli normalnie oddychać. Mag podniósł swoje ręce, przetarł łzy i ukrył twarz w dłoniach, do których wypowiedział przynajmniej kilkanaście różnych przekleństw. W takiej pozycji Cirion spędził jeszcze kilkadziesiąt sekund, modląc się do Sulona, dziękując mu za jego łaskę i prosząc o dalsze błogosławieństwa na podróż. Po tym czasie diabelstwo wstało na nogi, koło których w jednej chwili pojawił się Ventus. Astralny nie miał takich problemów jak mag, mógł on po prostu ukryć się wewnątrz swojego towarzysza i ukazać gdy niebezpieczeństwo minęło, w końcu przed tego typu zagrożeniem i tak nie mógłby go ochronić.
Stojąc na brzegu zbiornika Cirion rozejrzał się wokół pomieszczenia, w którym się teraz znajdował. Nie przypominało ono na tyle groty, co raczej las lub pewnego rodzaju bór. Gdyby nie skalne ściany i sufit, mag mógłby nie, co się z nim tak na prawdę stało. Krajobraz nie składał się jednak jedynie z flory, dało się tu też dostrzec ptaki, tworzące akompaniament wywoływały ciche echo w tym miejscu. Natomiast samo jezioro rozświetlało całą przestrzeń srebrzystym blaskiem, swoją taflą malowało obraz wszystkiego co się znajdowało wokół. W tym dziele znajdował się też sam Cirion, a gdy spostrzegł swoje odbicie, nie mógł uwierzyć swoim oczom. Lustro wody przedstawiało zmarnowaną postać o zmęczonych, podkrążonych oczach i prawie białej cerze. Jej mokre włosy były chaotycznie rozrzucone po całej głowie, natomiast przemoczone ubranie wisiało na jej zgarbionym ciele. Czarownik nie mógł uwierzyć, że patrzy na swoje odbicie, które spokojnie można było nazwać wielkim nieszczęściem. Potrzebuje odpoczynku - pomyślał, podniósł z ziemi obok swój nekronomikon, który dzięki otaczającym go czarom, nie został zniszczony i udał się w stronę leżącej nieopodal kłody. Gdy udało mu się spocząć na kłodzie, mag powoli zdjął płaszcz i buty. Pierwsze powiesił na gałęzi obok, a drugie dokładnie opróżnił z pozostałej w nich wody. Następnie każdą część swojej garderoby wykręcił i ponownie oblókł.
- Komu w drogę... - wyszeptał i wykonał kilka kroków wzdłuż jeziora, gdy nagle poczuł magiczną aurę otaczającą całe to miejsce. Magia wydawała się pulsować, jak gdyby była czyimś oddechem. Pochodziła z północy. Tak potężna aur... Nie mogę, jestem za sła... a gdyby? Tylko zerknę... - Cirion kłócił się ze sobą, czy wyruszyć w stronę źródła tej tajemniczej pulsacji. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko, nie był w pełni sił, ale także wciąż uciekał zakonowi... Jednak jego ciekawość była zbyt duża, dlatego chwycił swój nekronomikon, schylił się i skradając się ruszył w kierunku pulsacji.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

7
Modlitwa młodego mężczyzny pozostawała bez odpowiedzi, ale wierzył, iż Sulon jest przy nim. Jakże inaczej mógłby przetrwać coś takiego? Czy ten zbieg losu mógł tylko przypisać przypadkowi? A może rzeczywiście działały tu jakieś wyższe siły? Pełen nowej determinacji Cirion doprowadził się do względnego porządku – najsampierw próbując osuszyć swe odzienie. I mimo iż starał się wycisnąć wodę ze wszystkich sił ubranie wciąż pozostawało wilgotne. Nakładając je ponownie nie mógł pozbyć się tego charakterystycznego dyskomfortu noszenia przemoczonej odzieży, ale szybko się do niej przyzwyczaił. Szybko zresztą zauważył, iż temperatura panująca w podziemnym gaju była znacznie wyższa od tej na zewnątrz. Dlatego niewiele czasu musiało minąć nim jego ubranie stało się względnie suche.
Wiedziony swą wrodzoną ciekawością Cirion nie potrafił powstrzymać się przed chęcią zbadania tajemniczej aury nadciągającej z północy. Przez moment nawet próbował sobie wmówić, że nie jest w stanie mierzyć się z tą tajemnicą, gdyż jak namawiała jego matka: magia zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem, jednak bardzo szybko pozbył się tych oporów. Przyznać należało także, iż nie miał pojęcia jak się w ogóle wydostać z tych podziemi. Gdzie okiem sięgnął wszystko porastał gąszcz roślin. Był kompletnie sam, nie licząc astrala, pośrodku głuszy. Kierując się swoim mistycznym kompasem podjął więc jedyną słuszną, w jego ocenie, decyzję.
Kroku dotrzymywał mu Ventus, który radośnie machał ogonem i rozglądał się uważnie po okolicy dzieląc swoimi spostrzeżeniami ze swoim mistrzem. Astral zdawał się być znacznie bardziej wyczulonym od Ciriona na wiatry mistycznej energii i odczytywał je niemalże w sposób podświadomy, intuicyjny. Dlatego też nakierowywał Ciriona zwracając mu co jakiś czas uwagę, jeżeli skręcił w złą stronę lub zboczył z kursu. Droga była sama w sobie bardzo utrudniona, gdyż nie istniała żadna wytyczona ścieżka, po której mogliby iść. Musieli przedzierać się przez wzniesienia, krzaki i wszelką inną roślinność dziko rosnącą i osiągającą zawrotne rozmiary. Schodząc z niewielkiego pagórka Ciriona pochłonęły trawy wysokie na ponad dwa metry. Przedzierając się przez nie czuł się jak w jakimś naturalistycznym labiryncie. Świadomość tego, że żyły tu zwierzęta – o czym wiedział słysząc rozlegające się co jakiś czas przeróżne zwierzęce odgłosy – wcale nie napełniała go radością. Z drugiej strony zawsze mógł liczyć, że przyjdzie mu coś upolować i nie umrze z głodu. A jeśli o głodzie mowa to ten powoli zaczynał o sobie przypominać, chociaż w żaden natarczywy sposób. Raz nawet usłyszał wycie wilków i przyśpieszył przez to kroku chcąc uniknąć konfrontacji.
Warto napomnieć o świetle, gdyż odchodząc od jeziora ponownie pochłonęła go ciemność, ale z pomocą przyszły mu małe grzybki świecące srebrną barwą, podobnej do tej emanującej od jeziora. Rosły dosłownie wszędzie. Najwięcej zaś dostrzec ich można było na pniach drzew, które z tego względu stawały się niczym srebrzyste latarnie w głębokim półmroku. Przypomniał sobie jednak, że kilka razy dane mu było je ujrzeć – kiedy był młody matka czasami używała ich do tworzenia skomplikowanych eliksirów wykorzystywanych przez sabat w trakcie rytuałów. Szczegółów jednak nie znał.
Wędrówka dłużyła się stając męczącą. Cirion nawet zaczynał powoli wątpić czy kiedykolwiek przyjdzie mu się wydostać z tej przeklętej podziemnej puszczy. Gdy opuścił wysokie trawy nagle, ku jego zdziwieniu, ziemia pod jego stopami zmieniła się. Stał na kamiennej podłodze wykonanej z iście mistrzowską precyzją. Ogromne kwadratowe płyty ustawione były wzdłuż granicy z lasem tworząc niby mur wyznaczający kres dominacji natury. A na wciągnięcie ręki ….
Ogromne kute w skale schody biegnące głęboko ku masywnym wrotom stojącym w środku masywnej kolumnady, także wykutej w ścianie jaskini. Każda z kolumn, które miały spiralną budowę, wypolerowana była na błysk i pokryta przedziwnymi symbolami. Dopiero po bliższym się ich przyjrzeniu Cirion mógł zauważyć, że był to język demonów, ale zniekształcony. Mógł więc tylko spróbować wyciągnąć z niego jakiś ogólnikowy kontekst. Gdyby to uczynił odczytałby, iż jest to miejsce wielkiej pogardy mające stanowić ostrzeżenie przed rzuceniem wyzwania jakiemuś władcy powiązanemu z Zaavral. Tylko tyle. Żadnych konkretów. Ale jeśli chodziło o Zaavral jednego mógł być pewien, elfów. To przekonanie okazało się być kompletnie słuszne, gdyż na powierzchni kamiennych wrót ujrzał płaskorzeźbę ukazującą dwóch elfów, jeden – znajdujący się na prawym skrzydle wrót, wykonywał gest mający zatrzymać potencjalnego intruza. Drugi natomiast, na lewym skrzydle wrót, zakrywał oczy w bezradnym geście. Pośrodku wrót, na okrągłym pustym wgłębieniu, znajdował się symbol kropli zabarwionej czerwienią. A wokół niej wyryte słowa w języku demonów brzmiące: pakt raz złożony trwać będzie na wieczność całą. Nad wrotami zaś, poza zasięgiem Ciriona, znajdowała się wystająca ze ściany rzeźba dłoni, na której leżała kula. Wewnątrz niej zaś zdawała się być zgromadzona jakaś czerwona maź.
Przyglądając się tak całej konstrukcji uderzył w niego podmuch dochodzący zza wrót. Nie był to jednak fizyczny podmuch za sprawą wiatru, lecz niczym siarczyste uderzenie wymierzone za sprawą mistycznej fali czystej energii, która obmyła jego ciało, przeniknęła duszę i popędziła dalej. Skrzywił się z bólu i upadł na kolana. Nie miał żadnych obrażeń, ale uczucie towarzyszące temu było niezwykle nieprzyjemne i na tę krótką chwilę kompletnie go sparaliżowało. Ventus jednak odczuł to zupełnie inaczej, co wyraził ochoczo merdając ogonem jakby chciał doznać tego raz jeszcze.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

8
Podziemny świat nie mógł nadziwić przemierzającego go maga. Tyle roślin i zwierząt, a wszystkie żyły poniżej powierzchni gór, kto wiedział jak wielki może być odkryty przez niego teren. Podróż przez dziką florę tego miejsca nie mógł przestać dziwić Cirina. "I pomyśleć tylko, że to wszystko pod naszym nosem..." - mówił sam do siebie. Gdyby jego matka wiedziała, że niedaleko miejsca, w którym przebywali znajdował się gaj przepełniony nienaruszoną zielenią, prawdopodobnie nigdy nie opuściła by tego miejsca. Na samo badanie magicznych właściwości tych roślin oraz eksperymentowanie z nimi, potrzeba by co najmniej kilku lat. Grota samą w sobie, była nieprzebranym źródłem wiedzy. Jednak zielarstwo i alchemia nie były kolebką Cirina, on pragnął odnaleźć coś ściślej związanego z samą magią, dlatego dalej kontynuował swoją podróż ku źródłu energii.
Gdy wędrówka zaczynała go już znacznie męczyć, czarownikowi udało się wyjść z pola gigantycznych traw i ujrzeć kamienną budowlę. Obrobione skały i wykute rzeźby dodały mu siły do dalszej podróży. W całej jaskini dało usłyszeć się krótkie uderzenia, kiedy obcasy wbiegającego maga stukały o kamienne stopnie. Wspomniane schodki kończyły się potężnymi, dwudrzwiowymi wrotami. Każda część wspomnianych wrót wydawała się w swoisty sposób przestrzegać niczego nie spodziewających się przybyszy przed ich otwarciem.
- To nie ma sensu... - wyszeptał, próbując rozczytać napisy na kolumnach otaczających tajemnicze wejście. - To wygląda na jakiś dialekt... Albo... - próbował dokładnie rozszyfrować język demonów wyryty w tym miejscu, jednak osoba która go tu naniosła musiała w jakiś sposób go przekształcić, ponieważ znacznie różnił się on od tego, którym posługiwał się Cirion. Mag powrócił więc do pary skalnych drzwi i postanowił rozszyfrować przedstawiany przez nich tekst. Tym razem miał więcej szczęścia i był w stanie przetłumaczyć całość napisu.
- "Pakt raz złożony, trwać będzie na wieczność całą." - przetłumaczył znaki znajdujące się dookoła czerwonej kropli, a przez jego głowę znowu zaczęło przelatywać setki interpretacji tych słów.
Po kilku minutach rozmyślań mag poczuł podmuch magicznej energii, dochodzący zza drzwi. Magiczna fala wytrąciła go z równowagi, tak że diabelstwo upadło w bólu na kolana.
- Agh! - wykrzyczał przez zaciśnięte zęby, osłaniając rękoma swój brzuch i klatkę piersiową. Pomimo tego, że dla Ciriona mogło to nie być najprzyjemniejszym doznaniem, Ventus wydawał się je uwielbiać.
- Chyba nie mamy nic do stracenia... - powiedział i powstał gotowy otworzyć wrota i kontynuować swoją podróż.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

9
Cirion, zupełnie bez żadnej obawy, postanowił otworzyć wrota nie przejmując się wiele faktem, że z pewnością były to jakieś dawno zapomniane ruiny, a z takimi należało postępować z rozwagą. Jego towarzysz Ventrus podwinął ogon obserwując jak jego pan swobodnie podchodzi do kamiennych wrót i próbuje je otworzyć. W momencie, w którym jego dłonie dotknęły chłodnego kamienia przeszyły go fale bólu tak intensywne, iż zawył niczym ranne zwierzę. Przez umysł natomiast przebiegły mu obrazy nieopisywalnej kaźni, mordu, ognia i zniszczenia. Przerażone twarze pojawiały się i znikały, a wraz z nimi echa ich żałosnych nawoływań o litość. Kakofonia dźwięków, wir obrazów, a także obcych odczuć, wrażeń i emocji sprawiły, że Cirion przez moment stracił kontakt z rzeczywistością. Miał wrażenie jakby znajdował się poza własnym ciałem. Wszystko to na szczęście trwało ułamek sekundy, lecz wyryło się potężnie w jego świadomość. Odskoczył kompletnie zdezorientowany i przeklinając pod nosem swoją nieostrożność. Raz jeszcze padł na kolana dysząc ciężko. Powinien zachować większą uwagę mając styczność z ruinami, zwłaszcza tymi powiązanymi z elfami i, poniekąd, demonami – przynajmniej tak podpowiadała mu intuicja. Sam nie posiadał stosownej wiedzy na temat elfów, więc mógł jedynie liczyć na szczęście i wrodzony spryt obcując z ich pozostałościami.
Musiał istnieć jakiś sposób na otwarcie tych wrót, powiedział sobie. Ventrus, który z tyłu przyglądał się całej sytuacji zasugerował, że może warto byłoby coś zrobić z tą dziwną kulą pełną nieznanej substancji albo poszukać jakiś wskazówek. Według astrala miejsca tego typu zawsze skrywały jakieś wskazówki albo tajemne przejścia, które jednak były ukryte lub umieszczone w taki sposób, aby tylko ci wtajemniczeni byli godni przekroczenia świętych progów.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

10
Mag natychmiastowo pożałował podjętej przez siebie decyzji. Wrota odrzuciły go tajemniczą i złowrogą magią, która w jednej chwili przepełniła go obrazami mordu i zniszczenia. W całej jaskini ponownie rozległ się krzyk kulącego się czarownika. Powinienem być ostrożniejszy... - skarał siebie w swoich myślach. Długa podróż i ostatnie wydarzenia sprawiły, że nie był on w pełni sił, jednak jeżeli chciał przeżyć swoją podróż musiał wziąć się w garść.
- Musi być inne rozwiązanie... - powiedział sam do siebie. Jeżeli drzwi zatrzaśnięte były jakąś starą magią, gdzieś w pobliżu musiał być do nich klucz. Niestety klucze do takich zamków mogły występować w każdej postaci i nie było żadnego schematu, który jasno określał czym tak naprawdę są. Cirion musiał rozgryźć to sam.
- Tu muszą być jakieś wskazówki... Nie jesteśmy pierwszymi, którzy kiedyś chcieli przejść przez te drzwi... - Zwrócił się do Ventusa. - Poszukajmy czegoś. - zakończył swoją wypowiedź i wziął się do poszukiwań.
Diabelstwo dokładnie przejrzało każdą z kolumn i przestudiowało same wrota oraz skalną posadzkę je otaczającą. Jeszcze raz dokładnie obejrzał kręcące się filary, przyglądając się wyrytemu w nich tekstowi ponownie spróbował go ponownie przetłumaczyć. Choć wyryte w drzwiach wrót obrazy wydawały się być jedynie przestrogą, pół-demon postanowił zbadać także je, tym razem jednak szukał nowych wskazówek. Choć cała budowla wydawała się być niezwykle stara i opuszczona, kolumny z których wcześniej odczytał demoniczny tekst, były dokładnie wypolerowane. Mag zaczął zastanawiać się czy może ruiny nie miały jakiegoś opiekuna lub osoby, która w jakiś sposób o nie do tej pory dbała. Rozejrzał się wkoło, próbując dopatrzeć się czyjejkolwiek obecności.
Jedynym przedmiotem, na który do tej pory nie zwracał uwagi, pozostawała kamienna kula leżąca na wyrzeźbionych z tego samego budulca dłoniach, nieco wyżej niż kraniec drzwi. W naczyniu wydawała się być czerwona maź. Płaskorzeźba czerwonej kropli przed nim, mogła sugerować że płyn ten mógł być po prostu krwią, może symbolem złożenia paktu? Jedynym sposobem by się tego dowiedzieć, było sprawdzić to własnoręcznie. Cirion odsunął się na kilkanaście metrów i wyciągnął rękę w stronę kuli, oddziałując na znajdujący się w niej płyn w taki sposób, aby ulało się go trochę z misy.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

11
Próba dokładniejszego przebadania kolumn okazała się być trafną decyzją. Po bliższym się ich przyjrzeniu Cirion dostrzegł niewielkie, ledwo widoczne słowa w demonicznym narzeczu umiejscowione w losowych zdawałoby się miejscach bez żadnego składu. Na każdej z kolumnie, a było ich osiem, słowa te tworzyły jedno zdanie brzmiące następująco: Sulonie, zdradziecki ojcze, bądź przeklętym ty i duchy twoje. Dopiero studiując posadzkę w pobliżu wrót ustrzegł wyryty w niej wzór koła, ledwo dostrzegalny spod grubej warstwy kurzu i pyłu. Oczyszczając go jego oczom ukazała się wykuta wewnątrz koła para zamkniętych oczu. Wzdłuż nich biegły natomiast litery w nieznanym mu języku. Cirion przeczuwał, że to musiało mieć jakieś większe znaczenie poza samą dekoracją. Nie potrafił jednakże określić jakie. Chcąc podejść bliżej do wrót i im się uważniej przyjrzeć Cirion napotykał na niewidzialny opór – zdawało się, że poprzez swe poprzednie działanie uaktywnił formę jakieś magicznej bariery. Jej wyjątkowość polegała na tym, iż w ogóle nie potrafił jej wyczuć z pomocą magii. Była, a jednocześnie nie. Rozglądając się w poszukiwaniu obecności osób trzecich napotykał tylko chłodny wiatr wyjący po jaskini.
Kiedy mężczyzna zwrócił uwagę na kulę i zaczął używać magii kamienny przedmiot zalśnił krwistą poświatą, a znajdująca się wewnątrz ciecz wzburzyła się niczym morze w czasie sztormu. Wyrzeźbiony na posadzce krąg zadrżał i rozpromienił się słabym, bladoniebieskim światłem, które wzbiło się pod samo sklepienie i uwięziło Ciriona za mistyczną osłoną. Chłopak początkowo wpadł w lekką panikę obawiając się, że ponownie uaktywnił jakąś uśpioną pułapkę i został zamkniętym w tej magicznej barierze światła, lecz równie szybko co się pojawiła, równie szybko zniknęła. Do uszu Ciriona dotarł jakiś bliżej nieokreślony głos jak szept przemawiający w obcym języku i wszystko ustało. Tylko oczy wyrzeźbione wewnątrz okręgu były teraz otworzone i wypełnione czerwoną oraz niebieską energią uwięzioną w prześwitującym kamieniu.
Wrota zajęczały. Na włosy chłopaka spadł kurz oraz drobinki skały, kiedy masywne skrzydła zaczęły się mozolnie otwierać. Przez powoli poszerzającą się szczelinę Cirion dostrzegł jakiś majaczący z głębi mrocznego korytarza i pędzący w jego kierunku niewielki punkt niebieskawego światła. Dopiero wraz z towarzyszącym światłu rykiem uświadomił sobie, że były to kłęby kurzu, piachu oraz brudu wymieszane ze sobą i popędzana przez falą energii podobną do tej, która przywitała go na samym początku. W ostatniej chwili skoczył w kierunku jednej z kolumn chowając się za nią, unikając tym samym istnej eksplozji chmury brudu, który wystrzelił z powstałego przejścia. Sekundę później odczuł ponownie to samo uderzenie mistycznej energii, wciąż nieprzyjemne, jednak o wiele słabsze. Czy zmiana nastąpiła w nim, czy też w sile energii, zadał sobie pytanie wyłaniając się zza kolumny upewniwszy się, iż nic już mu, na razie, nie zagraża.
Wejście do wnętrza budowli stało otworem. Gdyby do niej wszedł przywitałby go korytarz tak wysoki, iż jego sufit niknąłby w ciemnościach. Ściany zaś pokrywały najrozmaitsze malowidła oraz płaskorzeźby mieniące się magiczną poświatą, która nadawała miejscu niezwykłej atmosfery z pogranicza jawy i snu. Towarzyszyłaby temu wszechogarniający dźwięk o regularnym tonie przynoszący na myśl bicie serce. Magia przepełniała to miejsce, lecz czyniła to w sposób subtelny. Można było ją poczuć, ale dopiero otwierając się na nią ujawniłaby ona swą naturę, a była ona melancholijna, dumna i pełna goryczy. W oddali widać było sylwetkę postaci obleczonej w czerń. Jej twarz skryta była za głębokim kapturem oraz pustą maską bez otworu na oczy czy nos.
- Czego żądasz? – rozległ się w umyśle Ciriona bezpośredni głos. Nie sposób było określić do kogo należał, czy do postaci z daleka, czy do kogoś innego, kobiety lub mężczyzny. Był gładki, cichy i pusty. Ten telepatyczny kontakt początkowo sprawił, iż chłopak złapał się za głowę zaciskając zęby z bólu nieprzyzwyczajony do takiej formy rozmowy i manipulacji magią. Postać z oddali nawet nie poruszyła się o centymetr wciąż stojąc niczym posąg. Ventrus stojący u boku Ciriona ostrzegł go przed nieznajomym. Wyczuwał bowiem w nim coś złowrogiego, ale zarazem dostojnego i wspaniałego.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

12
Cirion nie potrafił do końca określić co sprawiła magia, która wyraźnie pozostawiła na nim swój ślad. Oczy wyryte na podłożu pod jego nogami, były teraz otwarte, a on sam wydawał się być mniej wrażliwy na podmuchy magicznej energii, dochodzące z głębi niekończącego się korytarza. Być może wraz z otwartym spojrzeniem na płaskorzeźbie, sam mag otworzył się na magię tego miejsca, jednak tak naprawdę nic nie było tu do końca pewne.
Gdy diabelstwo usłyszało wewnątrz swojego umysłu telepatyczne słowa obcej istoty, odczuło także straszliwy bul przeszywający jego głowę. Choć czasami używało telepatii i czytało innym w myślach, w sposób w który ktoś połączył się z jego tożsamością tym razem, był zupełnie inny. Magia sprawiała że odczuwał lekki dyskomfort kiedy na niego oddziaływała, jednak nie przeszkadzało mu to. Wydawała się oddawać historię tego miejsca.
- Kto... - rozpoczął, jednak w tej samej chwili dostrzegł wtapiającą się w ciemność postać, daleko w głębi tunelu. Maska na twarzy nieznajomego i jego okrycie, nie pozwalały na ujawnienie jego tożsamości. Z daleko wyglądał on jak wyciosana w skale statua. Statyczna sylwetka nie drgnęła nawet centymetr, nie miała ludzkich odruchów, może nawet potrzeb.
- Jestem... - Zaczął, jednak przypomniał sobie o odczytanym wcześniej zlepku słów na temat Sulona i jego potomstwa, dlatego pochodzenie swojego ojca postanowił przemilczeć. - Jestem Cirin. Przede wszystkim szukam wyjścia z tej groty, jednak jedyne co znalazłem to te wrota. - Kontynuował, próbując jednocześnie zinterpretować jak najwięcej z malowideł na ścianach obok niego.
- Co to za miejsce? Kim jesteś? Co mają znaczyć te obelgi na temat Sulona, wyryte na kolumnach przez wejściem do tego miejsca? - zapytał się, zachowując w głosie pełnie szacunku, ujawniając jak najmniej emocji. Warto dodać, że czarownik starał się prowadzić całą konwersację telepatycznie, nie ruszając się z miejsca.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

13
Cirion próbując nawiązać kontakt telepatyczny szybko zdał sobie sprawę z przepaści jaka dzieliła jego i tajemniczą postać. Zbliżając się do obcej świadomości odczuł jej ogrom i wręcz porażającą potęgę. Gdyby miałby to zilustrować byłby niczym nasionko wobec potężnego dębu. Przesyłając swój myślowy przekaz natrafił na niemożliwą do przebycia barierę, lecz po dłużącej się chwili obca myśl zezwoliła mu na połączenie. Moment, w którym to nastąpiło wywołał u Ciriona mdłości i zawroty głowy. Uderzyła w niego masywna psychiczna siła i zmuszony przerwał kontakt, wymawiając to co miał do powiedzenia na głos, nie myślami.
- Sulon zdradził nas – odezwał się w końcu głos wewnątrz umysłu Ciriona, wywołując u niego spazm bólu, który jednak błyskawicznie minął. Wydawać by się wręcz mogło, iż nieznajoma świadomość nie miała zbyt dużo wprawy z komunikacją i starała się jakoś dopasować do młodego oraz słabego podług niej umysłu mężczyzny. – Ale to nie ma dla ciebie żadnego znaczenia. Nie ma już dla nikogo.
Wraz z tym przekazem Cirion odczuł delikatną zmianę w aurze, w której spotęgował się element smutku i zawodu.
- Skoro nie wiesz co to za miejsce, to znaczy, że nie jesteś wtajemniczonym.
Postać w oddali poruszyła się i zaczęła powolnym krokiem zbliżać się do Ciriona. Echa kroków dudniły odbijając się od masywnych, połyskujących ścian. Ventrus zawarczał ostrzegawczo zbliżając się do swojego pana gotów go bronić. Chłopak poczuł jak obca świadomość opuszcza go i znika niesiona prądami aury odchodząc w głębiny budowli. Sylwetka w czerni przystanęła w bezpiecznej odległości, skąd Cirion już mógł jej się bliżej przyjrzeć. Widok, który zastał zmroził mu krew w żyłach. Spod szerokich rękawów zamiast rąk wystawały białe jak śnieg kości. A towarzyszył im charakterystyczny klekot poruszającego się szkieletu.
Nieumarły wystawił przed siebie dłoń, w której zaczęły gromadzić się magiczne płomienie. Sytuacja była jasna. Musiał walczyć!

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

14
- Nieumarły... - wyszeptał Cirion, gdy zobaczył kościstą dłoń stojącego przed nim maga. Najprawdopodobniej był on liczem, nekromantom o potężnej mocy, dzięki której osiągnął swego rodzaju nieśmiertelność. Już sama myśl na temat walki z tak potężnym wrogiem wywoływała u diablęcia ciarki, nie był pewny czy jest w stanie pokonać, kogoś od kogo bije tak niezwykle duża potęga, jednak nie było innej możliwości. Cirion skupił się więc na walce, spokojnie rozprostował palce u rąk i z powrotem zacisnął je w pięści. Skupił się na swojej własnej magii i więzi z astralnym.
- Musimy walczyć mały. - Zwrócił się do swojego zwierzęcego przyjaciela, jednocześnie prosząc go o wsparcie w rzucaniu zaklęć. Mag szybko przeanalizował swoją sytuację. Nie chciał używać swoich najpotężniejszych umiejętności, zdawał sobie sprawę że jest dopiero na początku swojej drogi przez stojący przed nim korytarz, musiał oszczędzać siły. Dlatego wziął głęboki oddech, uspokoił ciało i ducha i skupił się na najlepiej opanowanych przez niego zdolnościach. Kiedy udało mu się zebrać swoją moc magiczną, Cirion podniósł obie ręce na prawo od swojego ciała, ugiął wszystkie palce, wyobrażając sobie jak łapie w dłonie całą postać jego przeciwnika. Diabelstwo chciało cisnąć jego ciałem na lewą ścianę, tak aby licz poczuł uderzenie w każdej swojej kości. Zamachnął więc rękami na drugą stronę ciała, jednocześnie prostując palce i wyzwalając zebraną moc na tym właśnie zaklęciu. Jako, że zdawał sobie sprawę z potęgi swojego napastnika, nie skupił się w zaklęciu w precyzji, co raczej na brutalnej sile.

Re: Dzika ścieżka [Góry Daugon]

15
Zmysł magiczny Ciriona musiał zostać nieco przyćmionym za sprawą wszechobecnej aury miejsca, gdyż stojący przed nim nieumarły nie wyróżniał się wielką mocą. Potęga, której się tak obawiał pochodziła od strony obcej świadomości, a tej już nie wyczuwał. Odeszła nim szkielet zaatakował. Jednakże za sprawą swych wyczulonych zmysłów wciąż był w stanie odczytać, że fragmenty tej obcej esencji otaczały nieumarłą istotę jakby kierując nią i pociągając za niewidocznej sznurki. Być może dlatego wysunął wniosek, że walczył z liczem.
Nieumarły nie czekając wyrzucił kulę płomieni w kierunku maga, który stał w jednym miejscu dopiero co szykując swoje zaklęcie. Ventrus w ostatniej chwili kontratakował wyrzucając z siebie słaby, ale wystarczający podmuch czystej energii, zmieniając tym samym trasę pocisku. Ten z nienawistnym sykiem i ogonem pożogi minął Ciriona dosłownie o włos przypalając mu nieco prawy bark, rozbijając się o jedno ze ściennych malowideł, które zamigotało i jego blask ustał. Młody czarownik musiał sobie uświadomić, że stanie w jednym miejscu podczas walki nie jest rozsądne, o ile wcześniej nie przygotowało się jakieś formy zabezpieczenia w postaci chociażby najbardziej podstawowej bariery.
W tym samym momencie Cirion wyzwolił własne zaklęcie i ujrzał jak ciało ożywieńca unosi się gwałtownie, by następnie zostać rzuconym o ścianę z taką siłą, iż wszystkie jego kości zostały w momencie uderzenia rozrzucone po całej okolicy. Czaszka z wymalowanymi czerwienią demonicznymi symbolami zniewolenia wylądowała tuż u stóp mężczyzny pękając w momencie zetknięcia z posadzką. Wówczas poczuł magię przelewającą się w niego z pozostałości szkieletu. Było jej wystarczająco, aby uzupełnić braki energii, którą zużył na zaklęcie. Działo się to spontanicznie, naprzeciw jego woli, lecz zarazem podług niej. Jak gdyby dyktował mu to głęboko uśpiony instynkt. Nie potrafił dokładnie wyjaśnić tego fenomenu, ale musiał on mieć coś wspólnego z zaklęciami nałożonymi na nieumarłego w postaci zaklętych symboli. Może w jakiś sposób reagowały na to kim – czym – był?
- Ej, ty! – Cirion usłyszał głos o męskiej, wręcz młodzieńczej tonacji. – Tutaj, no, gdzie się jopisz?! – Głos ponaglał go z irytacją. Dopiero zerkając w dół ujrzałby, że przemawiała do niego maska dotychczas spoczywająca na obliczu szkieletu, obecnie leżąca na posadzce wśród fragmentów czaszki dawnego właściciela. Wspomnieć należy o tym, iż pojawiły się na niej usta, które poruszały się i wydobywał się w nich prawdziwy, donośny głos. – W końcu ktoś żywy. Nie patrz się tak tylko mnie podnieś. Mam już dość towarzystwa tych kości. Podnieś mnie!

Wróć do „Południowa prowincja”