Re: Północny trakt do Oros

16
Nie mógł nie zauważyć jak zgrabna jest dłoń brunetki. Długie, smukłe palce z błyszczącymi paznokciami wyglądały jakby nigdy w życiu nie zaznały pracy ani trudu. Nic z resztą dziwnego, skoro kupowano dziewczynie aksamitne chusteczki haftowane złotem.

A podoba się ona panu? Z chęcią ją panu podaruję. Proszę ją wziąć, niech się pan nie krępuje.

Reynevan oderwał wzrok od dziewczęcej dłoni trzymającej chusteczkę. Oczy dziewczyny wwiercały się w jego twarz. Nie żeby było to nieprzyjemne uczucie... Ale co na to tatko dziewczyny? W głowie mężczyzny pokazała się seria malowniczych obrazów, ukazujących rozgniewanego rodzica, zastanawiającego się jak ukarać go za zbyt bliski kontakt z córeczką. Ku rozpaczy Reynevana, wizje były zdominowane przez bardzo wymyślne sposoby, mające go nauczyć, że złote karoce i pachnące szlachcianki nie są dla niego.

Z drugiej strony, choć Reynevan nie należał do chłystków uganiających się bez przerwy za sikorkami, nie mógł nie przyznać, że trudno było się oprzeć wdziękom dziewczyny. I o ile miałby do czynienia ze zwyczajną dziewką ze wsi, pewnie nie miałby wielu skrupułów, to ty razem wrodzona ostrożność nie pozwalała mu na zbytnie spoufalanie się.

- Bardzo dziękuję, panienko - powiedział, biorąc chustkę w dłoń. Szorstką i spracowaną, w niczym nie przypominającą dłoni dziewczyny z Południa. Tymczasem, jego rozmówczyni przybliżyła się nieznacznie. - Będzie dla mnie miłą pamiątką tego spotkania - rzekł, nie spuszczając wzroku i uśmiechnął się krzywo, jak to miał w zwyczaju. - Dokąd to panienki wędrują - zdecydował się zmienić temat. - Możliwe, że do Oros...? Jeśli tak, to kompania panienek zboczyła trochę z trasy. Jeśli będziecie podążać dalej w tym kierunku, ominiecie Oros i znajdziecie się w drodze do Zavraal - Reynevan bardzo dobrze znał okolicę. - Chyba, że to Zavraal jest celem penienek.
Kartoteka.

Re: Północny trakt do Oros

17
Ciemnowłosa uśmiechnęła się kiedy Reynevan przyjął od niej prezent. Odetchnęła nieco z ulgą.
- Dziękuję - powiedziała wdzięcznie i zaśmiała się również powabnie. Mulatka znajdowała się dość blisko naszego bohatera. Nie będę wspominała o wdziękach jakie kryły się pod prześwitującą tkaniną, które Reynevan miał w zasadzie w zasięgu ręki.
Kiedy padło pytanie o kierunek dziewczyna nieco się zmieszała. Uśmiech zszedł z jej twarzy, ale odpowiedziała swojego gościowi na pytani:
- Nie, nie zmierzamy do Oros. Tak jak pan zauważył nie zmierzamy w tamtą stronę. Tak, jedziemy do Zaavral. Dobrze pan odgadł. A jaki jest cel pana wędrówki? Może jest on wspólny?
Po tym pytaniu ciemnowłosa zbliżyła się tak blisko Reynevana, że ten mógł poczuć zapach jej perfum. Dziewczyna znalazła się tak bliziutko, że prawie stykała się ustami z wargami mężczyzny. Nawet nieznacznie musnęła je. Ciemne włosy połaskotały Reynevana w policzek, zapach jej ciała nasączonego wonnymi olejkami i orientalnymi aromatami zaczął drażnić nozdrza mężczyzny. Biżuteria jaką miała na sobie zadźwięczała cicho.
- Panie ... - ciemnowłosa wyszeptała mu do ucha - Pragnę ... pragnę, aby ktoś wszedł we mnie .. Teraz, zaraz, podczas tej podróży ... - Tu jej ręka pomknęła stanowczo do przyrodzenia mężczyzny. Złapała newralgiczny punkt, krótko, ale dość mocno.
- Proszę ... - jej głos brzmiał błagalnie - To musi stać się tutaj - i w tym momencie wpiła się w wargi Reynevana z całą stanowczością, napierając na niego całym ciałem tak mocno, że mężczyzna został wbity w miękkie oparcie siedzenia. Kobieta napierała na jego usta z całą stanowczością, nie pozwalając mu w zasadzie na wyswobodzenie. Jej ręka zaś szukała jego ręki, aby poprowadzić go do newralgicznych punków jej ciała jak piersi czy łono.
Co zaś zrobi nasz bohater na tak niespodziewany zwrot akcji?

Re: Północny trakt do Oros

18
Uwadze Reynevana nie uszedł sposób, w jaki odetchnęła ciemnowłosa, gdy przyjął chusteczkę. Mimowolnie spojrzał na drogocenny kawałek materiału, który teraz spoczywał w jego dłoni.
- To ja dziękuję - odpowiedział, podnosząc wzrok.

Mimo iż narracja nie wspomniała o wdziękach dziewczyny z Południa, Reynevanowi trudno było je przeoczyć. Tym bardziej, że skrywał je jedynie skrawek prześwitującego materiału. Bliskość dziewczęcego ciała również nie ułatwiała skupienia się na rozmowie. Mimo to, mężczyzna wyczuł zmieszanie czarnowłosej, która nagle przestała się uśmiechać. Reynevan zmarszczył czoło.

- Nie, nie zmierzamy do Oros. Tak jak pan zauważył nie zmierzamy w tamtą stronę. Tak, jedziemy do Zaavral. Dobrze pan odgadł. A jaki jest cel pana wędrówki? Może jest on wspólny?

Tak się składało, że również ich droga prowadziła do Zaavral. Przypadek? Najprawdopodobniej tak. Więc dlaczego by nie skorzystać z wygód karocy - czarnowłosa sprawiała wrażenie, jakby bardzo chciała, by Reynevan towarzyszył jej w podróży. On sam jednak nie zakładał takiego obrotu sprawy. W planach miał spokojną, samotną podróż. O ile niespodziewane towarzystwo Eliasza, tylko trochę kolidowało z wizją spokojnej podróży, o tyle pojawienie się złotej kompani wywróciło wszystko do góry nogami. Jakimś cudem, znalazł się we wnętrzu złotego powozu w towarzystwie rozochoconego dziewczęcia, o którym nic nie wiedział. Co gorsza, dziewczę było na tyle powabne, że trudno było mu się oprzeć.

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że Zaavral jest mi nie po drodze - odpowiedział trochę niechętnie. - A w jakim celu panienki wybierają się tak daleko na południe, jeśli można spytać? - zapytał Reynevan, czując jak czarnowłosa zbliża się jeszcze bardziej. Nie tylko czuł zapach jej perfum, ale prawie dotykał jej ust. Jej pięknych pełnych ust, które właśnie go musnęły. Silna woń olejków i perfum mieszała się ze sobą, docierając do nosa Reynevana. Drgnął lekko, gdy poczuł gorący oddech brunetki szepczącej mu do ucha. Drgnął mocniej, gdy poczuł delikatną, lecz stanowczą dłoń dziewczyny na swym kroczu.

- To musi stać się tutaj.

Czarnowłosa zdawała się być zdesperowana w poszukiwaniu cielesnej uciechy. Biorąc pod uwagę fakt, że karoca otoczona była przez zbrojnych mężczyzn, jej desperacja dawała do myślenia.

- Tutaj... - powtórzył, lecz dziewczyna przerwała mu, wpijając się w jego usta i napierając na niego z siłą, o jaką nie podejrzewałby jej młodego kobiecego ciała. Po chwili, bez udziału jego własnej woli, dłonie Reynevana dotykały opiewanych wcześniej dziewczęcych wdzięków. Wdzięków, którym tak trudno było się oprzeć. Nie wiedząc kiedy poddał się woli dziewczyny, mężczyzna odwzajemnił pocałunek. Bądź co bądź, od dawna już nie zażywał takich przyjemności. Dziewczyna nie musiała już kierować jego dłoni, które same ochoczo ulegały pokusie dotykania jej ciała. Ba, Reynevan miał już ochotę spełnić wyszeptaną mu do ucha prośbę dziewczyny, gdy nagle przypomniał sobie, że w karocy znajduje się jeszcze dwoje ludzi. Druga dziewczyna, wpatrująca się w nich szeroko otwartymi oczyma oraz... Eliasz (który nie wiadomo co robił). W każdym razie, ich obecność ostudziła jego zapał. No bo chędożenie chędożeniem, ale tak na pokaz...?

- Panienko - udało mu się na chwilę uwolnić od ust dziewczyny. - Może najpierw dotrzemy do Zaavral? - zaproponował, by zyskać na czasie.
Kartoteka.

Re: Północny trakt do Oros

19
Zaczynało być gorąco, naprawdę gorąco. Reynevan mógł poczuć jak dziewczyna jest rozpalona, jej oddech stawał się coraz bardziej płytszy, a ciało bardziej ciepłe. Niestety, w tym momencie mężczyzna postanowił przystopować. Południowa piękność była wyraźnie niepocieszona tym. Jej energia wyraźnie osłabła. W takim przypadku pytać co dzieje się z towarzyszem?
A on tymczasem siedział sobie jak gdyby nic na siedzeniu przez Reynevanem i nie wyglądał zbytnio przejętego obecnością innych. A dlaczegoż to? Otóż blondwłosa niewiasta klęczała przed nim, konkretniej przed jego przyrodzeniem i wykonywała charakterystyczne ruchy sugerujące wkładanie i wyjmowanie przyrodzenia mężczyzny do ust. Cóż, Eliasz zapewne musiałby wniebowzięty. Tak więc ani on, ani jego towarzyszka nie zwracali najmniejszej uwagi na to co działo się z Reynevanem i jego południową pięknością.
Tymczasem karoca zatrzymała się. jednocześnie wybijając dwójkę zajętych sobie z rytmu. Ciemnowłosa po zastopowaniu akcji przez Reynevana usiadła przy nim wyraźnie zasmucona i zrezygnowana. Popatrzyła na niego ciemnymi oczami pełnymi niezrozumienia. Już miała coś powiedzieć kiedy to kareta zatrzymała się, a zasłonka została odsunięta przez jednego z mężczyzn pilnujących karocy.
- Panienko - dało się słyszeć znajomy głos Asmodeusza - Prawie jesteśmy na miejscu.
Mogło dać się wyczuć, ze w głosie sługi jest coś znaczącego. Kareta się zatrzymała, nasze panie siadły na swoich miejscach wyraźnie niezadowolone. Ciemnowłosa popatrzyła na Reynevana z wyraźnym smutkiem i powiedziała do niego:
- Musisz wysiąść, ty i twój kompan. Tutaj kończy się nasza wspólna podróż. Jesteście w Zaavral. W zasadzie przed nim. Stąd prosta droga do miasta. Tak więc bywaj. - tu ciemnowłosa spojrzała na niego smutno. Na pożegnanie nachyliła się jeszcze nad nim i pocałowała w czoło. Reynevan ostatni raz mógł poczuć zapach perfum kobiety. Następnie otworzyła drzwi karocy i jednym, pokazując je do wyjścia.

Spoiler:

Re: Północny trakt do Oros

20
Chociaż piekność z Południa była zacnym towarzystwem, Reynevan odetchnął z ulgą, gdy znaleźli się na miejscu. Smutna mina dziewczyny była rozczulająca, ale nasz bohater ani myślał się tym przejmować. A orgie w karocy z rozpieszczonymi szlachciankami również wolał zostawić innym szczęśliwcom. Niemniej jednak, zabrał ze sobą chustkę dziewczyny i nie oponował, gdy obdarzyła go pocałunkiem na pożegnanie.

- Bywajcie, piękna panienko - powiedział, podnosząc się z miejsca. - Może jeszcze się spotkamy - dodał, po czym nie oglądając się na Eliasza, wyszedł z karocy.


do tematu: http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=25&t=270
Kartoteka.

Re: Północny trakt do Oros

21
Rezydencja Blatmaca Albion

Tętent kopyt niósł się na większą odległość. Cichy i spokojny las stopniowo wypełniał się tym dźwiękiem. Dwa młode daniele, które ciekawe świata oddaliły się nieco od stada, podniosły głowy z zainteresowaniem. Wtem rozległ się czyjś śmiech, jakiś krzyk, potem kolejny, a spłoszone zwierzaki dały nura w las.

Licho galopowała na czele, krzykiem zmuszając Ogryza do pędu. Tuż za nią pędził Turst, niemal równając się z jej koniem, dalej był Keir, Bumbr i Agrit. Gnali, wznosząc w górę liście i piach. Trakt był pusty, więc mogli sobie na to pozwolić. To był pomysł oficera, żeby urządzić wyścigi do starej wieży. Choć Licho zaprotestowała, że nie ma pojęcia, gdzie jest stara wieża, to zapewniono ją, że nie da się tej ruiny przegapić. Prowadził do niej pomost i ten, kto pierwszy ów pomost przekroczy, wygrywa.

Kiedy tylko wyskoczyli z lasu, budowla zamajaczyła przed nim. Stała na niewielkim pagórku, na ile dziewczyna mogła ocenić w pełnym pędzie, faktycznie jakby zrujnowana. Droga do niej znajdowała się za zakrętem. Zobaczyli to wszyscy i jeszcze spięli konie. Turst zaczął drzeć się po elfiemu, na co jego wierzchowiec przyspieszył i wyszedł naprzód. Licho nie mogła pozwolić sobie na porażkę, wbiła więc pięty w bok Ogryzka i zamiast elfickich zaklęć, rzuciła całą masą przekleństw. Poskutkowała, zwierzak wyrwał szybciej. Most mógł zmieścić góra jednego jeźdźca.

Powoli, systematycznie, Licho wychodziła na prowadzenie, ku niedowierzaniu półelfa. W pewnym momencie kopyta jej konia zastukały o drewno mostu i zakrzyknęła przy tym zwycięsko, gdyż w tej sytuacji nikt nie mógł jej już wyprzedzić. Nie zatrzymała się jednak za mostem, a pojechała dalej, ku wieży. Cała grupa podążyła za nią.

- Ona jest za lekka, a ten jej przeklęty bydlak chyba nie zna umiaru w pędzie! - Krzyknął Agrit.
- Ja jestem do ciebie cięższy, ale wygrałem - zauważył Bumbr. - Dlaczego uważasz, że waga ma tutaj aż tyle znaczenia?
- Przegrałeś, Agrit, nie rozpaczaj. Całego żołdu od Baltmaca nie tracisz przecież - powiedział Keir i poklepał delikatnie swojego rumaka. - Idę, zobaczę, czy ta wieża nadaje się do czegokolwiek. Odpoczniemy tu, rozkulbaczcie konie.

Turst z uśmiechem skinął jej głową i zajął się sobą. Dumna z siebie Licho zaczęła oporządzać Ogryza. Po jakimś czasie oficer wyszedł z budowli, w dłoni trzymał, co może się wydawać niewiarygodne, księgę. Opasłe tomiszcze oprawione w grubą skórę.

- Chyba nawet da się tam spędzić noc, gdybyśmy bardzo chcieli. Ale zdaje się, że mamy tam lokatora. W palenisku znalazłem ciepłe popioły, a na wysłużonych meblach, to - pokazał im znalezisko. - "Deimonius, czyli o istotach nie z tego wymiaru". Dziwne, że ktoś zostawiłby tutaj coś tak drogocennego. Ciekawe, czy nas teraz obserwuje, czy odszedł gdzieś dalej.

Re: Północny trakt do Oros

22
Wpadając cwałem na mostek, Licho spięła ogiera naprzód, chyżo, do skoku, roześmiała się. Kopyta załomotały o deski. Wgalopowała na podjazd wieży, ściągając wodze jedną dłonią, wstrzymując wierzchowca. Dysząc z uśmiechem i opierając się o łęk, przyjrzała się zrujnowanej budowli.

Resztki wieży strzelały nieudolnie pod niebo, jak własny nagrobek, niewyższe od kamiennego młyna. W licu czerniły się ziejące ciemnością wyrwy i dziury, wiatr ilekroć poruszył się, to wył w nich żałośnie, stękał i dmuchał. W Keronie, zwłaszcza tam, gdzie przetoczyły się przez wieki wojny, niemało zostało opuszczonych takich miejsc, które czasy swojej świetności miały dawno za sobą. To wyglądało, jakby dawno powinno było się już rozpaść. Podwórze zarastały chwasty, polne zielska i wysoka trawa, tak, że gdyby nie mostek u wjazdu, ścieżki ku wieży nie byłoby widać. Pod bluszczem ładną chwilę nie mogła dopatrzyć się wejścia do środka. Wszystkim zawładnęła karlejąca na zimne dni roślinność. Las odzyskał, co mu wydarto i wycięto przed laty, powoli połykając walącą się wieżę, pokrywając kamienie płowo-zielonym matecznikiem. Jaśniały spod niego, jak wyszczerbione, wybite zęby, rozrzucone u stóp budowli.

Dziewczyna zeskoczyła zwinnie z siodła. Zahuczało od kopyt i cała reszta grupy w końcu dopędziła na szczyt porośniętego młodnikiem pagórka, pokrzykując do siebie, przysiadąc w kulbaki, zatrzymując spienione, zlane potem wierzchowce. Licho błysnęła ząbkami znad parującego końskiego grzbietu.

Ejże, Agrit, nie bocz się. Żadna to ujma, przegrać z babą. Mogłabym jechać na kocie i wciąż cię przegonić. Taka dola.

Przeciągnęła się, kiedy Keir zarządził popas, wzięła do rozpinania popręgu oraz napierśnika, klepiąc wierzchowca za dobrą gonitwę. Gdy polazł do wnętrza ruiny, rozkulbaczyła też i rozjuczyła rumaka oficera. Legła w trawie, podłożyła ramiona pod głowę, wyciągając się wygodnie. Świerszcze i cykady grały na wieczór, a w krzewach berberysu darły się ptaki. Turst poszedł w krzaki ulżyć sobie i dziki bażant wystrzelił mu z wrzaskiem spod nóg, aż podskoczył. Chłopaki zanieśli się rżącym śmiechem. Licho też się roześmiała.

Podniosła głowę, kiedy wrócił jej mężczyzna, potem dźwignęła się na nogi, otrzepując tyłek i koszulę ze źbeł. Łypnęła na skórowany wolumin.

Nieładna rzecz — mruknęła. — A tytuł brzmi jeszcze paskudniej. Jeśli nie jest głuchy w pień ani nie wypłoszyliśmy go jeszcze, pewnie gdzieś się tutaj czai. — wszyscy rozejrzeli się odruchowo po mateczniku, a Agrit oparł dłoń o głowicę miecza, mrugając spode łba. Licho też znalezisko Keira się nie spodobało. Ciekawiło ją, o czym traktowiło tomiszcze, lecz wskazywało jasno na magię i ni chybi właściciela-maga albo podobnego fachu odszczepieńca. Nie była ciemna i płochliwa, jak chłopka ze słomą w chodakach, ale nie ufała niczemu, co używało inkantacji i fajerwerków do zabicia czegokolwiek, co i tak zdychało, jeśli walnąć to prosto w łeb. Tyle miała wysokiego mniemania na temat magii. Gdy zaś potencjalny złosiej i czarownik nie spędzał jeszcze nocy w przydrożnej gospodzie, jak porządny wędrowiec, a w ruinach, w dziczy, tym większe budził podejrzenia.

Sama spałaś po lasach, pomyślała. I czym się trudziłaś? Bandyctwem, przypomniała sobie od razu.

Pluńmy na wieżę — Licho wzruszyła ramionami. — Jedźmy do Fortu. Odeśpimy na miejscu, a rzyć od siodła nie odpadnie.

Re: Północny trakt do Oros

23
Keir zastanowił się chwilę nad jej słowami, ale ostatecznie pokręcił przecząco głową.

- Konie już rozkulbaczone. I muszą odetchnąć, trochę je przegoniliśmy. Poza tym, noc idzie. Ale i nie zostaniemy tutaj. Odniosę książkę na swoje miejsce, wy weźcie zwierzaki i udajcie się aż za most. Tam nie powinno nikomu przeszkadzać nasze bytowanie.

Odwrócił się i poszedł zrobić, jak powiedział. Oni tymczasem zebrali cały rynsztunek i cofnęli się nieco, zrzucając wszystko dopiero na niewielkiej polance za drewnianym mostem. Wszyscy jakby trochę zmarkotnieli, ale podany przez Tursta bukłak z winem zapożyczony z piwnicy rajcy, poprawił nastroje. Niedługo wrócił sam oficer, zamyślony wielce.

- Nie wiem, co o tym sądzić. Równie dobrze któryś z okolicznych magów mógł wprowadzić się tu nagle, co jakiś chory popapraniec zacząć bawić się w demonologa. Bądźcie czujni w nocy. Agrit, pierwsza warta, bo byłeś ostatni. I nie rozpalajmy dziś ognia.

Zmierzch zapadł bardzo szybko. Wszyscy rozścielili sobie derki i pokładli się, poza łucznikiem. Brak ciepła i pokrzepiającej jasności był przytłaczający, ale Keir położył się przy niej, przytulając do siebie i natychmiast przestała narzekać na zimno. Poczuła jego usta na swoich, a dłoń przesunął przez piersi w dół. Zabrał ją szybko i szeptem życzył dobrej nocy. Choć na co dzień twardy i nieprzejednany, przy niej tracił wiele ze swej siły i hardości. I chociaż oboje mogli mieć ochotę na coś więcej, tym razem nie było mowy.

W środku nocy obudziły ich krzyk. Wszyscy zerwali się jak na komendę. Musiała minąć północ, sądząc po księżycu, a na warcie akurat stał półelf. Wrzaski dobiegały z wierzy, paliło się też tam jakieś światło, być może ogniskowe, ale przybierało różne kolory. Licho potrzebowała chwili, żeby zidentyfikować, o co chodzi w tych okrzykach. Były to kobiece i dziecięce błagania o pomoc. Rozpaczliwe prośby o uratowanie życie lub litość.

Keir zerwał się w jednej chwili, chwycił za miecz, ale Bumbr złapał go za ramię, nim oficer zrobił coś głupiego.

- Oszalałeś? Chcesz tam iść? Przecież to może być jakiś demon, widzisz te nienaturalne błyski? To nie jest porządny, normalny ogień, mówię ci!
- To mamy tu zostać i słuchać tego?
- Nie, spieprzać stąd! Przeciw czarom i demonom zwykła stal nie wydoli.
- Nie ma pewności, że to w ogóle demon! Wy też chcecie tu stać i przysłuchiwać się? - Zapytał, odwracając się do pozostałych. Milczeli.

Re: Północny trakt do Oros

24
Licho popatrzyła na oficera, przygryzając wargę. Poprawiła pas z mieczem. — On może mieć rację, Keir. Nie tchórzę, psiakrew, nie patrzcie się tak! Ale mi to wygląda na cholerny wabik, sam pomyśl. Za dnia wieża była pusta, przecież widziałeś.... Potem my byliśmy tu cały czas, od wieczora ciągle któryś na warcie. Zaraza, chyba byśmy widzieli, gdyby ktoś targał na wzgórze kobiety i dzieciaki, mhm?

Pluła sobie w brodę, że dała się przegadać, by zostali na noc. Nie tchórzyła. Ale nie cierpiała czarostwa, magii, całe życie odwalała całkiem niezłą robotę, trzymając się od nich z daleka i chętna była utrzymać ten stan jak najdłużej. Demona nie widziała nigdy. Wiedziała, że są. Czytała o nich. Ale do wszystkich diabłów, jakie ziemia nosiła, niechby ją mór, syfilis i trąd, jeśli śpieszyła się choć jednego ujrzeć. Co było w wieży — nie mieli pojęcia. Mogły być kobiety i dzieci. Mogła być głośna, kolorowa pułapka na spędzających noc za mostem podróżnych. Bardziej jednak przemawiało do niej to drugie. Nie dawała wiary przypadkom.

Awanturniczka zaklęła, przegarniając potargane włosy i splatając ramiona na piersi. Było zimno.

Winniśmy siodłać i juczyć konie, nie stać po próżnicy, tyle powiem. Ruszamy czy nie, niech będą gotowe do drogi. Ale jeśli mnie pytacie... lepiej jechać, cholernie lepiej. Bumbr ma rację — na magię klinga i tak się nie zda. — Nie miała pojęcia, co się zdawało. — Ktokolwiek tam siedzi, musiał wiedzieć o nas. Cicho żeśmy nie byli. Coś nie daję wiary, że urządzałby sobie tedy krwawe rytuały i ofiary z ludzi, nie kręcąc nosem na zbrojnych pod wieżą. Keir — spojrzała na mężczyznę z uporem. I z prośbą. — Nie wiemy, co tam psubrat się tam zalęgł. Nie powinniśmy tedy leźć, będzie z tego kabała, sam zobaczysz. Jeśli ja mówię, że z czegoś będzie kabała... Kurwa, jeśli to ja tu przestrzegam i wołam o chędożony ludzki rozsądek, to znaczy, że niechybnie będzie. Jedźmy.

Mogę spróbować podejrzeć, co zacz, jeśli żaden inny nie umie się podkraść. Jedna podeszłabym cicho, a Agrit mógłby z łukiem osłaniać mi plecy. Rzuciłabym okiem i wróciła. Ale, psia mać, wolałabym nie. Wolałabym troczyć tyłki w siodła.

Re: Północny trakt do Oros

25
Keir wydawał się być nieprzekonany. Trzymał miecz w dłoni, ściskając go mocno, najwyraźniej nie mogąc podjąć decyzji. Z opresji wybawił go półelf.

- Ja pójdę. Niech będzie w końcu użytek, z mego pochodzenia. Tylko Agrita za mną nie puszczajcie, niech on lepiej nic mi nie osłania, bo jeszcze strzałą po rzyci dostanę. - Zrzucił z siebie kurtkę, do której przynitował elementy pancerza, gdyż niepotrzebne odgłosy mogłyby go zdradzić. Potem poprawił pas z mieczem i podskoczył dla sprawdzenia, czy nic nie brzęczy. - Dobra, bądźcie czujni i kulbaczcie konie.
- Uważaj na siebie, będziemy czekać - mruknął Keri.

Bękart ruszył ścieżką, po chwili znikając w półmroku. Reszta zabrała się do roboty w akompaniamencie przerażających próśb o łaskę i darowanie życia. Oficer był wyraźnie zdenerwowany, kiedy skończył, krążył w kółko jak tygrys w klatce. Bumbr zerkał ostrożnie na wieżę, a łucznik wypatrywał czegoś w ciemności. Licho obserwowała wszystkich, czekając na powrót ich towarzysz. Noc była cholernie ciemna, jedyne światło emanowało ze starej budowli. Jeżeli przyjdzie w taką pogodę uciekać, konie mogą połamać nogi.

- Wszystkie te chędożone wieże powinni rozwalić - poskarżył się Bumbr. - Pięćdziesiąt lat temu też zaczęło się od wieży i do dziś mamy na północy hordę demonów. Jak i tutaj coś podobnego się czai, to przypadnie nam zaszczyt zginąć jako pierwszym.
- A skąd wiesz, że jako pierwszym?

Nikt na to nie odpowiedział. Tymczasem krzyki w wieży przycichły, ognie też nie paliły się już wcale tak intensywnie. A Turst nie wracał. Powoli wszyscy zaczynali tracić cierpliwość. Konie niespokojnie prychały, jakby wyczuwały niebezpieczeństwo. Powietrze przepełniała zapach jak po burzy.

- Dość, cholera, za długo go nie ma. Licho - podszedł i złapał ją za ramiona. - Jesteś z nas najzwinniejsza. I jesteś żołnierzem. Nie chce tego robić, ale proszę, żebyś zakradła się pod wieżę i spróbowała znaleźć Bękarta. Możliwe, że wpadniecie na siebie, ale lepsze to, niż czekanie tu w niepewności. Rozumiesz mnie?

Choć słabo widziała jego oczy, to mocno zaciśnięte na jej ramionach dłonie mówiły same za siebie. Bał się o nią i nie chciał wydawać tego rozkazu. Ale był dowódcą. Oni zawsze podejmują najtrudniejsze decyzje.

Re: Północny trakt do Oros

26
Awanturniczka widziała, że się wahał. Ona nie. Wywinęła się z uścisku i skinęła pewnie głową, błyskając oczami. — Rozkaz. — Poprawiła miecz u pasa. Nie mógł tego widzieć, ale uśmiechnęła się lekko, kącikiem ust, niepokornie. Musnęła go tedy wargami, nim się odwróciła — tego nie mógł przegapić. — Bądźcie gotowi, jeśli nie będę wracać. Albo się zacznę głośno drzeć — przypomniała, wcale poważnie. Dla większej swobody ściągnęła przeszywaną kurtkę i wcisnęła oficerowi, podwinęła rękawy koszuli, czując powiew chłodu. Ruszyła, zanim się zdążyła rozmyślić.

Przemykając w ciemności w stronę mostku, Licho upewniła się, czy nic nie pobrzękuje i nie robi hałasu. I zaklęła wszystkich bogów, by nie pakowała się właśnie śmierci w paszczę. Nie bała się, gorszemu musiała stawić czoła w Oros, ale zwolniła, kiedy luźna deska skrzypnęła jej pod nogą. Pod wieżę podchodziła już spokojnie, na przygiętych kolanach, miękko, jak kot pod stadko gołębi. Złapała się na tym, że nie śmiała nawet oddychać zbyt głośno. W mroku szukała sylwetki Bękarta i krok za krokiem, kierowała się w stronę wejścia do budynku, nasłuchując najlżejszego dźwięku w pobliżu. Starała się nie myśleć, co może zastać, jeśli przyjdzie jej znaleźć się wewnątrz. Po prostu być na to gotową. W dłoni obracała niecierpliwie sztylet.

Jeszcze tego, kurwa, pożałuję, pomyślała, podkradając się w cieniu pod mury.

W wieży jakby przycichło, przygasło. Nie słyszała już wrzasków. Mieszkaniec albo znudził się podłą uciechą... albo półelf wlazł prosto w pajęczą sieć. A ona stąpała cicho, tuż, tuż, za nim. Była leciutka i diablo zwinna, Keir miał w tym rację. Ale o przemykaniu po mrokach, jak szczur w spichlerzu, niesporo się znała. Starała trzymać się cieni i nie śpieszyć kroku, przygięta nisko od bioder, balansując na krawędzi stóp. Wiedziała, że we wnętrzu nie lza pozwolić sobie choćby na szelest, głośniejsze westchnienie — w gołych ścianach hałasy niosły się łatwo.
Spoiler:

Re: Północny trakt do Oros

27
Droga do wieży dłużyła się i ciągnęła w nieskończoność. Noc, ciemna jak otchłanie piekielne, zdawała się ochłodzić nagle, aż Licho poczuła na rękach gęsią skórkę. Zadrżała nawet, choć nie wiedziała, czy to ze strachu, czy z zimna.

Bękarta nigdzie nie było widać. Odgłosy z wieży umilkły na dobre, światła przygasły niemal całkowicie. Zrobiło się tam absolutnie spokojnie i nic nie sugerowało, iż jeszcze chwile temu słychać dało się stamtąd równie okropne dźwięki.

W końcu zbliżyła się do budowli. Było w niej już zupełnie ciemno, stała się słupem cienia na tle nocnego nieba. Awanturniczka zawahała się. Czy półelf mógł wejść do środka? Czy czekał teraz tam, czy może demon był realny i pochłonął go? Wzdrygała się przed wejściem do środka, ale stała się żołnierzem, rozkaz musiała wykonać, nie było wyjścia. Zbliżyła się zatem i przekroczyła próg.

Krzyk zdławiła jej urękawiczona dłoń. Serce zatłukło jej się w piersi jak szalone, a ręce zblokował czyiś silny chwyt. Nie mogła się ruszyć

- Nie ruszaj się i nie krzycz - usłyszała w uchu głos Tursta. - Powoli i zdecydowanie wynosimy się stąd. Wszystko opowiem ci przy chłopakach.

Jak powiedział, tak zrobił, choć dziewczyna miała ochotę zdzielić go, żeby stracił kilka zębów za to, jak ją wystraszył. Towarzysz szedł już ścieżką, zostawiając ją z tyłu. Droga powrotna wydawała się być o wiele krótsza, ale na to nikt nie narzekał.

- To był portal do jakiegoś demonicznego wymiaru - tłumaczył Keirowi. - Stąd te odgłosy i zawołania. Sprawcą jest jakiś młody mag, choć chyba amator. Kiedy zobaczył, co przywołał, wystraszył się i spróbował zamknąć przejście, i chyba nawet się udało, bo wszystko skończyło się w jednej chwili. Nie czekałem dłużej, postanowiłem się ulotnić, wtedy też zobaczyłem skradającą się Licho i powstrzymałem przed wejściem w głąb.
- Jasna cholera, powinniśmy to komuś zgłosić, przecież taki samozwańczy czarodziej to nic dobrego - warknął Bumbr.
- Racja - zgodził się oficer - ale teraz stąd spieprzamy. Na koń i jechać bardzo ostrożnie, bez szaleństw.

Wszyscy natychmiast zabrali się do wypełniania rozkazu.

Re: Północny trakt do Oros

28
Licho popatrzyła krótko na oficera, podciągając popręg, ale nic nie powiedziała. Bękart solidnie ją nastraszył tam, pod wieżą. Jego rewelacje nie brzmiały też wcale pocieszająco, a mało brakowała, że wlazłaby wtedy do środka — cokolwiek by ją tam czekało — gdyby półelf w porę jej nie zauważył. Awanturniczka jednym zwinnym skokiem znalazła się w siodle i ściągnęła wodze. Dookoła panowała nieprzebrana ciemność, a konie w noc nie widziały dużo lepiej, niż ludzie. Wszyscy musieli baczyć, by nie wpaść w leśny wykrot ani nie pozrywać rumakom nóg.

Trąciła Ogryzka ostrogą, cały czas obracając się w siodle i łypiąc nieufnie na czarną sylwetkę wieży. Nie podobało jej się to. Nie zdążyła zobaczyć nic, w przeciwieństwie do Tursta, ale sprawa śmierdziała jej na milę i dziewczyna nie dowierzała, że miało obejść im się tak łatwo. Nie widziała jednak innego wyjścia, niż odjechać, a potem zameldować się u kapitana. Na wzgórze nie zamierzała wracać, tym bardziej zaglądać do wnętrza rozpadającej się budowli. Miała nadzieję, że półelf nie mylił się i młody mag-idiota zdołał zamknąć drzwi, które bezmyślnie uchylił, zanim rozpostarły się zbyt szeroko. I że przytrzasnął sobie przy tym paluchy. Nie lubiła magii. Magów chyba jeszcze bardziej. Nie mogła zaprzeczyć, że magia niosła postęp i rozwój, przynajmniej na tyle, na ile słyszała i wyczytała w kronikach Kevana. Niosła jednak przy tym dwa razy tyle chaosu i zniszczenia, a ręce, które jednym czarem leczyły, drugim mogły zabijać. Do tego, jakby mało było prostaczkom po monarchach i szlachcie, i kapłanach, czarownicy byli jedną z najbardziej rozpanoszonych i rozkapryszonych eminencji tego świata, mieszających się wszędzie, zwłaszcza tam, gdzie ich nie chciano. Gdy nie mącili w polityce, nie domagali się swoich praw ani nie wzniecali pożarów, próbowali otwierać chędożone demoniczne portale.

Kierując się odgłosami, Licho zrównała ogiera z rumakiem Keira. Starając się nie robić hałasu, jechali szybkiego stępa z powrotem w stronę traktu.

Ferris będzie wiedział, co zrobić, prawda? — upewniła się. — Cholera, oby Bękart miał rację. Chędożony, napędził mi tam stracha... — Dziewczyna pokręciła głową, ale zaraz wyprostowała się w kulbace. — Nie boję się, nie myśl sobie.

Nie była pewna, co miałby rozkazać kapitan — pewnie ścigać odszczepieńca za plugawe eksperymenty, póki plątał się po ich ziemiach. Nie wiedziała jednak, czy żołnierze i miecze zdawali się na czary. Na samego czarownika — niechybnie tak. Stal na każdego się zdawała — maga, króla, chłopa. Problemem było to, co się działo wcześniej.

Re: Północny trakt do Oros

29
Jechali ostrożnie, niezwykle ostrożnie. Każdy z koni mógł nagle potknąć się o coś, źle stanąć, złamać sobie nogę, a wtedy kicha. Przechlapane, piesza wycieczka do fortu z buta. Akurat spod demonicznej wieży. Wymarzone miejsce i czas na spacer.

- Nie wiem, co Ferris na to powie. Nie przepada za magami, bo jeden z nich usmażył mu ojca w czasie rozruchów, choć ten bronił go przed tłumem. Źle rzucone w stresie zaklęcie. Niby przypadek, niby dał ogromne zadośćuczynienie pieniężne, ale pewnych rzeczy nie da się zapomnieć. - Uśmiechnął się do niej, choć widziała jedynie grę mięśni na jego twarzy, więc mógł to być zarówno uśmiech ciepły, jak i żartobliwy. - Wiem, że się nie boisz, nie należysz do strachliwych. Ale na to, co było w wieży, twój miecz nie podziała, naprawdę. Demony idzie załatwić tylko mieczem magicznym, albo adamantowym, zwykła stal jest... Do dupy. Miałem kiedyś okazję oglądać podobne widowisko. Nic przyjemnego.

Resztę drogi do fortu niemal się nie odzywał. Na domiar złego, po dłuższym czasie podróży, z nieba zaczęły sypać grube płaty śniegu. W końcu nadeszła zima. Cóż za ironią było, iż ta najmroźniejsza z pór roku zbiegła się ze spotkaniem istoty wprost z gorących otchłani piekielnych.

Jechali jednak dalej. Wodny Fort czekał.

Re: Północny trakt do Oros

30
Diarmuid idąc w swoim kierunku, oddalając się już znacznie od gór Daugon, wreszcie trafił na północny trakt do Oros. Podążając tymże traktem już od kilku kolejnych godzin, w końcu przemówił do niego, jego żołądek.
Idę dopiero od wschodu do zachodu słońca, a już czuję się zmęczony... No dobra, tym razem zrobię wyjątek... ale gdzie by usiąść? Może na ziemi? No tak, racja, w sumie nie mam innej możliwości. Ale chwila? Nikt za mną nie idzie?
Rozejrzawszy się nieco dokładniej dookoła, chłopak nie natrafił wzrokiem na żadną postać. Nie znaczyło to jednak wcale, że nieco dalej niż w zasięgu wzroku, nie znajdowali się żadni podróżni. Chłopak doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak póki takowych nie wychwycił wzrokiem, mógł sobie pozwolić na chwilę odpoczynku i spożycie posiłku. Przysiadłszy więc na zielonej trawce, otworzył torbę z jedzeniem i bukłak z kwaśnym winem, po czym zajął się konsumpcją ubogiego posiłku, składającego się z kromki chleba, odrobiną suszonego mięsa i garścią orzechów, które stosunkowo szybko pożarł z racji głodu, popijając wcześniej wspomnianym winem.
Co to za smak? Dziwny ten napój. To nie jest woda... może jakiś sok? Nie, smakuje jakoś inaczej... Dziwne, naprawdę dziwne. Nie jest to dobre w smaku, ale lepsze niż nic. Mam jeszcze niby wodę, ale woda tak szybko się nie psuje, a to... sam nie wiem. Lepiej wezmę jeszcze kilka łyków, żeby się nie zepsuło...
Lekka rana pod prawym kolanem, przestała mu już doskwierać, jednak nadal czuł, iż jeszcze się nie zagoiła, a niezdarnie przygotowany opatrunek ze zwykłej szmaty, nasiąkł już zupełnie krwią. Mimo tego, chłopak ani myślał o jego zmianie.
- Skoro już usiadłem, to mogę przez krótką chwilkę odpocząć... - Mówił sam do siebie
Eh... kiedy wreszcie natrafię na jakieś miasto? Albo może chociaż podróżnych, co by to można było z nimi pohandlować... może na coś się zamienić...? Właśnie! Te srebrne krążki!
Elf wyjął z sakwy 15 srebrnych monet, po czym zaczął je liczyć, układając każdy krążek na opuszkach palców, na które wciąż spadały krople deszczu, a następne monety, zaraz pod nimi.
A więc razem tych krążków mam... palców na rękach mam raz, dwa, trzy... dziesięć! To skoro na jednej ręce mam dwa razy tyle krążków to to jest... raz, dwa trzy... pięć! Razem daje mi to 15 krążków. Ciekawe czy można na coś je wymienić... może na coś przetopić? Ciekawe czy to w ogóle jest wytrzymałe... Przekonamy się, kiedy spotkam kogoś z kim można by pohandlować. Właśnie!
Chłopak sięgnął do tej samej torby, w której trzymał prowiant i wyjął z niej słownik ludzko-elficki i zaczął w nim szukać słów związanych z handlem. Słownik przesiąkł już kompletnie zapachem trzymanego w tej samej torbie jedzenia, jednak Diarmuidowi zapach ten nie przeszkadzał.
Kupić... sprzedać. Ile? Dobra, tyle słów mi wystarczy. I tak więcej nie zapamiętam. To powinno wystarczyć, w końcu co więcej potrzebuję do handlowania?
- Dobra, koniec przerwy, czas ruszać w drogę! - powiedział do siebie, po czym zerwał się energicznie na równe nogi, zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy i idąc obranym wcześniej przez siebie kierunkiem.
Motyw
Motyw bitewny
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”