Re: Litvaria

16
Nim najemniczka zniknęła Shay odezwała się do niej.
- Ciągle nie wiem najważniejszego. Jeżeli mam uganiać się za jakimś psycholem nie zrobię tego za darmo. Słowa, że "za wszystko zostanę wynagrodzona" można różnie interpretować, chociażby zwykłymi podziękowaniami. Dlatego oczekuję konkretnej sumy monet, którą minimalnie dostaniemy za złapanie porywacza lub przyprowadzenie dzieciaka.
Jeżeli kuszniczka dalej będzie zgrywać się "ja nie potrzebuję pomocy i robię wam łaskę" odmawiając podania wysokości ewentualnej zapłaty Shay odwróci się na pięcie i odejdzie. Jeżeli zaś poda w końcu konkret skinie głową i odejdzie machając ręką na zakapturzonego, żeby poszedł za nią.
"Jeśli kobieta mówi, że jest zmęczona życiem, znaczy to, że kogoś zamęczyła na śmierć."

Re: Litvaria

17
Mając wciąż przed oczyma szopkę godną idioty z rodowodem, ewentualnie paszkwilisty-amatora, którą odegrał zaledwie sekundy temu nie chciał dodatkowo wychylać głowy. Pomijając oczywiście coś tak oczywistego jak to że wchodzenie między sprzeczające się istoty płci żeńskiej z wolnej nieprzymuszonej woli dokonywali tylko głupcy, wariaci i bardzo odważni samobójcy. Milczał więc, pozwalając kobietom kontynuować rozgrywkę kart między sobą. Najlepsza część, niczego nie ryzykował, a mógł coś osiągnąć.

Skazę na nieskazitelnym licu jakże prostego planu wymalowała dziwna zabawa pani kapitan. Przed gawiedzią stroszyła się jak rozdrażniony kot, parskając na lewo i prawo odsłaniając ostre kły, by moment później "na boku" okazać skruchę. Normalnie spójność zachowań godna profesora psychologii grożącego pierwszorocznym studentkom oblaniem semestru, by bezzwłocznie zaoferować zbawienie.

Niezależnie od szczegółów rezultatu, Xavier podąży za Shay w celu ustalenia dalszych planów.
"Honor is in the heart, not the name." - Yasuo, the Unforgiven
"Time doesn't heal all wounds." - Ekko, the Boy who Shattered Time

Re: Litvaria

18
Usytuowanie do rozmówcy plecami, tak jak i oddalanie się od niego, zazwyczaj definiuje zakończenie konwersacji. Jednakowoż rudej istocie ni w myśl pożegnanie. Instruowana własnymi pobudkami, interesami, dobrem sama decyduje o rozwiązaniu dysputy. Dysputy pozbawionej jednego, dla niektórych elementarnego zagadnienia - wynagrodzenia. Zapłata w zamian za wykonane zadanie ma w pełni zaspokoić potrzebę Shay, jak i Xaviera, który tylko napomknął o składniku honorarium. To płeć piękna wysuwa kły, ażeby, niczym wygłodniały kot z południa zatopić się w niebezpiecznej, aczkolwiek opłacalnej tematyce.

Czarnowłosa pani porucznik w ogóle nie zwolniła tempa, kiedy do jej uszu dotarła melodyjna nuta roszczeń majątkowych. Z podniesioną głową wciąż kroczy w pierwotnie obranym kierunku. Pomimo wyniosłego zachowania, braku zwrócenia twarzy do rozmówców, jak i powściągnięcia języka, wolna dłoń wznosi się ponad głową. Rękawiczka rozwija się powoli, finalnie formując palce na znak wiktorii - zwycięstwa. Gest był prosty w rozumieniu, dwa palce, a każdy z nich oznacza sto koron. Taka właśnie nagroda czeka niebieskiego i czerwonego pionka jeśli rozwiążą zagadkę lub przyczynią się do jej rozwiązania. Nie wspominając o aspekcie moralnym, w końcu zakończenie porwań niewinnych dzieciaków jest godne miana bohatera. Tylko czy którekolwiek z nich jest typem bohatera?

Nie minęła chwila, a Xavier wraz z Shay rozeszli się, tak samo jak reszta ciekawskiej społeczności Litvarii. Wartko przemierzali ścieżkę, żeby dotrzeć do gospody, wszak właśnie tam poleciła im zacząć pani porucznik. W międzyczasie mogli zobaczyć nie lada prymitywne przedstawienie.
Mianowicie, pewien ciemnoskóry, ale nie czarny, najzwyczajniej obficie nasycony promieniami słonecznymi, mężczyzna głosi morały dotyczące zaginionych dzieci. Jego prezentacja zdaje się być przepowiednią, a stosowane ozdobniki tylko wzbudzają strach w zgromadzonej grupce wieśniaków. Na pierwszy rzut oka zdaje się być szalony lub po prostu upojony. Przy czym głębsza analiza wizualna eliminuje drugą myśl. A wszystko to przez zasób stosowanych słów, które wskazują na erudytę niżeli pijaczynę. Co więcej, szaty, które nosi są najwyższej jakości. I nie referują go na uniwersyteckiego czaromiota.

Koniec końców Xavier i Shay musieli przejść obok pobudzenia. Kątek oka dostrzegawszy wymachującego rękoma mężczyznę, słyszą także jego przemowę.
- I wtedy Kariila odwróciła się od was - rzucił złowrogo - bowiem nikt nie podziękował jej za obfitość plonów po zimie. Wszyscy - przesunął palcem, wskazując twarze wieśniaków - wszyscy zajęliście się zbiorami. nikt nie podziękował za szczodrość! Za opokę w obliczu klęski żywiołowej! Nikt!
Wzniósł ręce, niczym na błogosławieństwo - A teraz ona zabiera wasze nasiona! Nie uszanowaliście jej dzieci, więc ONA nie poszanuje waszych.
Nagle z tłumu wyskoczyła szara prostaczka. Ochoczo podeszła do mężczyzny i zaczęła go prosić o spokój. Swoje stanowisko argumentowała tym, że straszy dzieci i niektórych dorosłych, a zmartwień im więcej nie potrzeba. Wtedy prorok rzekł do niewiasty.
- Zamknij się, ty głupia kobieto! - po czym jego dłoń siarczyście zdzieliła jej policzek, tak mocno, że straciła równowagę i przewróciła się. Ludzie aż zawyli, lecz nikt nie ośmielił się sprzeciwić woli proroka. Stali, jak stado baranów, nie podejmując żadnego działania.

Spoiler:

Re: Litvaria

19
100 koron i brak nudy stanowczo przemówiły do Shay. Gdy oddalała się w milczącym towarzystwie maga narzuciła szybkie tempo, wyraźnie była nawykła do podróżowania. Gdy weszli do miasta rzuciła do swego towarzysza:

- Nie ma za co. Bo jak mniemam to właśnie chciałeś powiedzieć: "dziękuję ci piękna nieznajoma za pomoc w przekonaniu upartej pani kapitan. Nie wiem jak ci się odwdzięczę". - po głosie było słychać, że na poły droczy się z magiem. - Ponownie spieszę z pomocą. Otóż możesz odwdzięczyć się kupując mi lusterko, z rana pobiłam stare. I grzebień, stary mi się znudził.

Wtedy zobaczyła zamieszanie wokół "proroka" i od razu straciła zainteresowanie magiem. Przystanęła na obrzeżach, za wszelkiej maści kapłanami nie przepadała jeszcze bardziej niż za magami. Pierwotnie gdy ten uderzył kobietę miała zamiar odwrócić się i odejść, przyciąganie uwagi nie było jej na rękę. Szybko jednak zmieniła zdanie i to nie przez kobiecą solidarność a z zwykłej chęci utarcia nosa dla nawiedzonego człowieka. Jej wdzięczny głos okazał się też wcale donośny.

- Mówisz o klątwie Kariili, że to ona zabiera dzieci tych dobrych ludzi. Są to bzdury! Kariila jest panią życia, daje je czy to w postaci zboża czy nowego dziecka. Nie odbiera go. A uderzając kobietę, tą, którą sama Kariila pobłogosławiła darem wydawania życia znieważyłeś boginię! - podniosła ręce jakby chcąc nimi objąć tłum. - Ludzie, posłuchajcie go! Stara się was omotać! Zwrócić przeciwko dobrej matce jaką dla was jest Kariila! To Usal jest panem śmierci, to on odbiera ludziom żywoty i przeprowadza je dalej. Kończy to w co Kariila tchnie swą moc. Ten który ich myli albo jest nieukiem albo heretykiem.
"Jeśli kobieta mówi, że jest zmęczona życiem, znaczy to, że kogoś zamęczyła na śmierć."

Re: Litvaria

20
Kapłan-prorok wieszczący objawienie nieoświeconej gawiedzi o karze jaka ją spotkała za uchybienia bogobojnym rytuałom? Los, przeznaczenie, przypadek...imiona się zmieniają, doświadczenie w zachodzeniu za skórę pozostaje. Odkładając na bok resztę powszechnych stereotypów o Czarodziejach, jeden faktycznie uniwersalnie cechował ich wszystkich. Wspólna nienawiść do wszelkich wiarogłośćców. Z pewnych "nieokreślonych" powodów dzielili ją z licznymi badaczami każdej znanej nauk, poczynając od inżynierii przez chemików aż po lingwistów kończąc. Czasem do grona dołączali też rzemieślnikami lub artyści, nawet przeciętni wieśniacy.

Ciekawe w jakim stopniu wpływała na to tendencja określania wartości merytorycznej zdań na stosie? Intrygująco relacja pozostawała wiecznie jednostronna, gdzie heretyk by udowodnić prawdę przechodził przez próbę ognia, prowadzoną przez kapłana. Nigdy odwrotnie.

Dla balansu zachowując instynkt samozachowawczy pary, Xavier chwycił niespodziewaną obrończynię uciśnionych. Zaciskając palce na barku, powoli acz nieugięcie odciągnął bojowniczkę do tyłu. Stanowczo nie miała zamiaru uprościć zadania, więc prewencyjnie trzymał drugą rękę w gotowości do samoobrony. Ostatecznie skończył zlazłszy się zdecydowanie głębiej w sferze przestrzeni osobistej niż Shay by sobie życzyła. Na pewno on by sobie nie życzył.

"Słuchaj, tak bardzo jak mnie to również kusi, to ogromnie głupia decyzja. Widać, że to maniak. Nie posiadasz pojęcia jakie poparcie miał czas zdobyć przed nami." - wyszeptał z wystarczającej odległości by słowami połaskotać ucho towarzyszki, ale uniknąć stykania się ciałami. Nawet nie usiłował maskować rosnącego zaniepokojenia. Szaleńcy, szczególnie ci religijni stanowili poważne zagrożenie. Posiadali naturalną charyzmę wabiącą otępiałych słuchaczy, gotowych teraz oddać skalany rozum za czystą duszę. W mieszaninie z chaotycznymi zamiarami tłumu tworzyło to wybuchową mieszankę. Czemu tylko Shay musiała dolewać oliwy? Do tego płonącej?!

W ostatniej próbie przemówienia do rozumu rudowłosej, nim wydarzenia dostaną okazję ucieczki z pod kontroli, usiłował się odwołać do rozsądku kobiety. Normalnie podpadało to pod kategorię "niemożliwych cudów", teraz ewoluującej w kierunku priorytetu jeden.

Pamiętaj, za rozwikłanie zagadki czeka po 100 koron. Uważasz, że ten konflikt wart jest ryzyka? Kapitan raczej za bójkę nam ich nie wręczy...prędzej spróbuje aresztować. Intuicja mi podpowiada, że nie pożądasz tego rodzaju atencji, prawda?
"Honor is in the heart, not the name." - Yasuo, the Unforgiven
"Time doesn't heal all wounds." - Ekko, the Boy who Shattered Time

Re: Litvaria

21
Pochwycona za ramię i odciągana, jak grzeszna żona przez zaborczego męża. Taki obraz zaprezentowali sobą Xavier oraz Shay, kiedy po wystąpieniu czerwonej damy wzrok proroka zwrócił się w ich kierunku. Wyglądała dziwnie, nawet jak na personę w kryjącym tajemnice płaszczu z kapturem, przeto głosiciel nie omieszkał zwrócić się do niej w charakterystyczny dla siebie sposób.
Po jego słowach cała uwaga, wszystkie ślepia, niczym główki wygłodniałych wron patrzące na rozsypane po głodówce ziarna, wszyscy odwrócili się, by podziwiać czerwonowłosą i trzymającego ją mężczyznę.

- A kim, że jesteś, niewierna? - rzucił złowrogo prorok, jednocześnie odsłaniając twarz Shay. Naturalnie nie za sprawą nadnaturalnych zdolności, lecz z powodu ciekawości lokalnej babinki. Staruszka zakradła się do Shay od tyłu i gdy była zajęta interakcją z tłumem, ściągnęła z jej głowy kaptur. Nagle świat zatrząsł się, zaś dzień zamienił z nocą. Odgłosy zdumienia z męskiej strony oraz piski rozhisteryzowanych wieśniaczek.
- Aaa! To potwór!
- Demon!
- Zabić ją!


Wszystko działo się tak szybko. Xaviera odepchnięto, z kolei dziesiątki wieśniaczych łapsk pojmało Shay, by odprowadzić ją do miasta, gdzie dalej trafi do lochów. Część zgromadzenia została, tak samo prorok.
- Oto wybawiciel! Ten mężny człowiek przytrzymał demona, podziękujcie mu - ludzie zaczęli bić Xavierowi brawo, jak tylko prorok skierował na niego dłonie. Następnie podszedł do Xaviera i objął braterskim uściskiem.
- Dziękuję Ci za pomoc w schwytaniu wynaturzenia. W obecnej chwili zło czyha za rogiem i każdy musi mieć oczy dookoła głowy. Czy mogę Ci jakoś pomóc? Nie jesteś magiem z Oros, jak widzę? -
ostatnie pytanie retoryczne jednoznacznie przedstawiło stosunek kapłana do pomocy uniwersyteckich czarodziei. Teraz wydawał się przyjazny, godny zaufania.

Litvaria

22


Na przestrzeni lat Litvaria zmieniła się nie do poznania. Malowniczy obraz zaklętej pośród wzgórków gór Daugon osady uległ deformacji. Wieczna zima w Keronie, liczne zarazy, konflikt uczonych w Oros z Zakonem odbiły się echem na życiu prostych mieszczan. Pola uprawne zalała woda, przekształcając dotąd żyzną glebę w górskie moczary. Ludzie poczęli opuszczać swój dom. Zostali starzy, schorowani i ci, którzy potrafili żywić się ludzkim nieszczęściem. Natura wróciła w niełaskę, bowiem w okolicznych lasach wzrosła znacząco liczebność wilków, a gdzieniegdzie pojawiały się także drapieżne niedźwiedzie. Mieszkańcy upatrywali przyczyny tegoż zjawiska w działaniach wielkich miast, które poszerzając swoje wpływy, karczowały lasy pod pola uprawne, czy też budowały nowe trakty. To popchnęło leśną zwierzynę do odwrotu na wyżyny, gdzie nieszczęśliwie również żyli ludzie.

Na niedomiar złego, konflikt sił wyznawców Sakira z Oros sprawił, że po Południowej Prowincji rozlały się drobniejsze i liczniejsze oddziały Srebrnego Fortu. Rycerze, kapłani oraz siostry zakonne. Przeszukiwano lasy, poszukując zbiegłych z Oros elfów tudzież niebezpiecznych apostatów. Rozpoczęto kontrolę czarodziejów na szeroką skalę. Siły zakonne infiltrowały czarodziejskie wieże, co nie wiązało się z aprobatą środowiska pełnoprawnych magów. Dotąd wielu z nich wspomagało mieszkańców wiosek bądź najmowało ich do posługi. Dziś dzień, znacząca część czarodziejów zamknęła się w wieżach, które spowili opończą iluzji. I nikt odtąd nie wie, czy ma do czynienia z wielkim dębem, czy skrytą wieżą czarodzieja.

91 rok - wiosna. Był to trzeci dzień, odkąd Mimbra i Zarul całkowicie przesłoniły słońce, a nad Herbią zawisła długa noc. Gdzieniegdzie migotały gwiazdy, rozświetlając mrok, lecz jedynym pewnym źródłem światła była czerwona łuna na nieboskłonie. Ognisty okrąg dookoła księżycy, jak odmalowana ręcznie obręcz, emitował karminową poświatą.

Illysandra wyłoniła się zza grubego pnia wierzby. Czuła się słaba, jakby ktoś wyssał z niej resztki magicznej siły. Iluzja, pod którą skrywała demoniczne cechy prysła. Spod kruczoczarnych włosów wystawały niewielkie różki, a całe ciało poza twarzą, przyozdabiała jaszczurza łuska. Nie mogła nic z tym zrobić, jej magia, cała magia, jakby na skutek wielkiego zaćmienia, przestała funkcjonować.

Nagle młoda kobieta spostrzegła w oddali inny rodzaj światła. Był to lampion, tego była pewna.

No dalej, kurwa. Musimy coś upolować, bo te nawiedzone siostry obedrą nas ze skóry — motywował pozostałych osobnik z lampionem w ręku.

Dlaczego my je w ogóle tolerujemy? Przylazły tu rok temu w obstawie swoich rycerzyków i zajęły świątynię. Łażą po Litvarii, szukając bóg wie czego i konfiskują połowę naszego żarcia. Przeklęte darmozjady.

To jest właśnie religia, Jarema. W imię wyższego celu wpieprzają ci się do domu i każą oddawać swoje dobra. — zaciągnął ślinę, po czym splunął głośno. — I niby robią to dla naszego dobra, stare kurwy. Chłopa im trzeba w łożnicy, to od razu zrzuciłby z siebie te cnotliwe ściery.

No a długo tu jeszcze będą? Marysieńka mówiła mi, że gromadzą zapasy. Może zabiorą, co trzeba i wyniosą się.

Bóg jeden wie, Jarema. Bóg jeden wie — powtórzył — kiedy siostrzyczki opuszczą Litvarię. Ale cieszmy się, że nie ma z nimi tych ich oprychów z lśniących zbrojach.

Racja, szefie.

Światełko było coraz słabsze. Głosy milkły. Leśniczy oddalali się od Illysandry. Znów była sama.
Spoiler:

Litvaria

23
POST POSTACI
ILLYSSANDRA
Kiedy banda przechodziła niedaleko starej wierzby, za którą znalazła schronienie Lys, zdołała ujrzeć zarysy ich twarzy w migotliwym świetle lampionów. Mordy, bo inaczej nie dałoby rady tego ująć, mieli równie ordynarne i prostackie co słownictwo.

Wyglądem przypominają bardziej kłusowników niż leśniczych. — Pomyślała — Niezbyt dobrze to świadczy o tych siostrzyczkach zakonnych, skoro takich oprychów wysyłają na polowanie. Chociaż może i te zbiry mają też co do nich trochę racji, w końcu religia to opium dla ludu. — Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. — No, w każdym razie lepiej będzie jak zejdę im z drogi, nie ma co kusić losu, przynajmniej na razie, póki nie odzyskam mocy.

Postanowiła więc jak najszybciej oddalić się od intruzów, zważając, że mieli znaczną przewagę liczebną, a i w tej chwili jej magia była praktycznie bezużyteczna. Tyle tylko, że mogła z jej pomocą jeszcze rozpalić ognisko choć i to przychodziło jej z trudem przez to cholerne zaćmienie. Wyruszyła w głąb lasu, starając się nie wywołać przy tym jakiekolwiek, najmniejszego choćby hałasu.

Tym bardziej, że w okolicy pojawia się coraz więcej drapieżników, a raczej nie mam ochoty stać się przekąską dla wilków. — przemknęła jej przez głowę niezbyt przyjemna myśl.

Ciemność, jaka ogarnęła te krainy była jej na rękę. Łatwiej jej było się ukryć przed ciekawskimi oczami a i z widzeniem w ciemnościach nie miała większych problemów. Gorzej, że przez osłabienie jej mocy magicznej w wyniku zaćmienia czuła się praktycznie bezbronna, miała tylko nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy a jej magia do niej wróci...
Ostatnio zmieniony 05 cze 2021, 13:02 przez Illysandra, łącznie zmieniany 1 raz.

Litvaria

24
Eksploracja górskich lasów nie szła najlepiej. Wszechobecna ciemność sprawiała wrażenie krążenia w kółko. Przed Lys mrok, za Lys mrok, i dookoła mrok. Pod stopami wilgotny szarozielony puch leśnego runa, gdzieniegdzie okruszony strzelającymi pod onucami gałęziami. I na niedomiar te same kory drzew. W pewnej chwili Lys nie wiedziała, czy dotykała tego drzewa wcześniej, czy nie. Wszystko zdawało się takie samo.
Minęły kolejne godziny, a diabelstwo poczuło, jak kiszki zaczynają grać marsza.

Niespodziewanie zrobiło się jakby jaśniej. Ostre smugi światła przeczesały korony drzew, rzucając złotą poświatę na co poniektóre strefy. Lys podniosła głowę wysoko. Księżyce przesunęły się, odsłoniwszy zewnętrzną tarczę ognistego olbrzyma. Z każdą sekundą wzbierał na masie, aż w pewnej chwili patrzenie prosto w słońce było już niemożliwe. Młoda niewiasta poczuła, jak vitae ponownie buzuje w jej żyłach, jak fala wewnętrznej energii tłucze o kości czaszki. Wiedziała, że coś się zmienia. Nie wiedziała jednak na ile powróciły siły, i jak długo utrzyma się ten stan.
Spoiler:
Jest tam kto? — usłyszała z oddali, wtem spostrzegając, że bardziej niż tego sobie życzyła, zbliżyła się do granicy między lasem a Litvarią. Wciąż jednak skrywała się za gęstym, wysokim krzewem jeżyn, zza którego wystawał wyłącznie jej ciemny łeb.

Jest tam kto? Halo? — młodzieńczy głos, bardzo delikatny i melodyjny, rozbrzmiał ponownie. W końcu Lys zlokalizowała jego źródło. Był to bowiem mały obdartus z koszem w ręku. W poszarpanej koszuli i przykrótkich ciasnych spodenkach. Tyle spostrzegła w pierwszej chwili, ale mogła liczyć na więcej, bowiem ciekawe dziecko wartko zbliżało się do diabelstwa. Może wziął ją za wilka? A może za sarnę? Bez względu na to, musiała działać szybko, nim obdartus odkryje jej położenie.
Spoiler:

Litvaria

25
POST POSTACI
ILLYSSANDRA
Chłopiec mógł mieć nie więcej niż dwanaście, trzynaście lat, był więc mniej więcej w wieku Janusa, kiedy ten zginął tragicznie z rąk motłochu trzy lata wcześniej. W jej oczach pojawiły się łzy na samo wspomnienie brata, spotęgowane wyglądem małego chłopca. Był wyraźnie wychudzony, jakby nie jadł nic pożywnego od wielu dni, a jego krótkie, ciemne, rozczochrane włosy były posklejane od potu, być może był jednym z żebraków, których zresztą nie brakowało w tych niespokojnych czasach. Nie miała zbyt wiele czasu na rzucenie iluzji, po za tym nie czuła się jeszcze na siłach, naciągnęła więc szybko płaszcz na głowę, mając nadzieję, że chłopiec nie zauważy różków odkształcających tkaninę z takiej odległości i wyszła z ukrycia.

Spokojnie mały, nie zrobię Ci krzywdy. Na imię mam Lys, jestem zielarką. — powiedziała powoli, łagodnie się uśmiechając. — Wolałabym jednak, żebyś nie podchodził do mnie zbyt blisko, jestem bardzo chora, jeszcze mógłbyś się zarazić. — skłamała naprędce, kaszląc od czasu do czasu, modląc się w duchu, żeby chłopiec nie podszedł bliżej. — Co robisz w lesie? Tutaj nie jest zbyt bezpiecznie, po okolicy krążą myśliwi, a i dzikich drapieżników nie brakuje.. Twoi rodzice w ogóle wiedzą, że tu jesteś? — Spytała ostrożnie.

Lys szczerze nienawidziła ludzi i miała ku temu dobre powody, w końcu to oni wymordowali jej rodzinę i spalili całą chatę w wyniku samosądu, tylko dlatego, że miała czelność urodzić się taką jaką jest. Jej samej ledwo co udało się ujść z życiem tylko dzięki jej przybranemu ojcu, który zasłonił ją własnym ciałem, poświęcając własne życie w zamian za jej, dając jej czas na ucieczkę. Mimo tej całej nienawiści, bólu i żalu miała jednak słabość do dzieci, nawet tych ludzkich. Ich niewinność i ciekawość świata były chyba jedynym co było jeszcze w stanie roztopić jej serce.

I czy masz może coś do jedzenia? — Dodała zakłopotana, gdy żołądek zaczął o sobie przypominać i Lys zaczęła się zastanawiać nad zawartością wiklinowego koszyka.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2021, 13:03 przez Illysandra, łącznie zmieniany 1 raz.

Litvaria

26
Chłopiec nie przestraszył się obcej. Stał prosto z koszykiem w ręku, wpatrując się w nią z oddali.

Zbieram jeżyny! — oznajmił entuzjastycznie, machając przy tym wiklinowym koszykiem. — Moja koleżanka Ania powiedziała mi, że dzisiaj skończy się zaćmienie i właśnie w tym miejscu mam szukać owoców — ramiona chłopca uniosły się lekko, a czoło zmarszczyło. — Jest dziwna — zrobił krok do przodu — ale nieczęsto się myli.

Przypomniał sobie słowa o chorobie, wzdrygnął. Nogi zaparł, jakoby zrobiły się sztywne i ociężałe niczym dwa wbite w grunt pale.

Papy nie obchodzi to, co robię. Muszę coś jeść, a Ania wie, gdzie znaleźć jedzenie — znowuż zamerdał wikliną w ręku.

Mogę się podzielić, ale Pani jest chora.

Jeżyny były na wyciągnięcie ręki. Chłopiec pomimo własnego ubóstwa zdolny był oddać część owoców obcej kobiecie. Kobiecie, która właśnie poczuła, że cała magiczna moc do niej wraca. Słońce przecisnęło się przez korony drzew, kąpiąc mech w swym blasku. Zrobiło się dziwnie przyjemnie. Wróble zaczęły śpiewać, a wiosenny wiatr ze wschodu niósł liście w kształcie serca.

Litvaria

27
POST POSTACI
ILLYSSANDRA
Uff! Dobrze, że chłopak uwierzył w chorobę bez żadnych pytań, wolałabym nie mieć zaraz na głowie całej wioski. — pomyślała Lys.

Bardzo miło z Twojej strony, że chcesz się ze mną podzielić. Zróbmy tak — powiedziała po czym rzuciła chłopcu sakiewkę w której znajdowało się jeszcze parę miedziaków z poprzedniego rabunku. — Weź z niej pieniądze na jedzenie, wrzuć parę jeżyn i odrzuć z powrotem, dobrze? Takim sposobem się ode mnie nie zarazisz a i coś zyskasz. — uśmiechnęła się szeroko, puszczając oczko do urwisa.

Starała się nie zdradzać ekscytacji, jaką poczuła gdy energia magiczna znów w pełni przepływała przez jej ciało, coś jakby przyjemne mrowienie, niczym ogrzewanie się w słonecznym blasku. Obiecała sobie, że już nigdy nie będzie czuła się tak słaba i bezbronna jak przez te trzy cholerne dni, gdzie na każdym kroku musiała uważać, by na nikogo nie natrafić.

Hmm, ciekawe kim jest ta cała Ania i skąd tyle wiedziała kiedy skończy sie zaćmienie. Może będzie wiedziała coś więcej na ten temat? — przyszło jej do głowy.

A może jeszcze coś ciekawego opowiesz o sobie i swojej koleżance? Bardzo chciałabym was poznać a nie znam nawet Twojego imienia. — dodała po chwili.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2021, 13:03 przez Illysandra, łącznie zmieniany 1 raz.

Litvaria

28
Dobrze! — odparł radośnie chłopak, a odgłosy radości spotęgowały się, jak tylko w jego brudne łapki wleciało kilka groszy. Był przeszczęśliwy. Podskakiwał, opadając na skąpany w słońcu mech. Nawet dla Illysandry był to sielankowy obraz szczerej dziecięcej radości. Chłopak nie zapomniał jednak o umowie, którą zawarli. Chwilę po euforycznym tańcu - który nie trwał krótko - obdartus wyselekcjonował najładniejsze z owoców i delikatnie wypełnił nimi sakwę.

Uwaga, rzucam — ogłosił, po czym w powietrzu zagwizdał brązowy woreczek z pysznościami. Trajektoria lotu była prosta, trafił prosto pod stopy kobiety. W końcu mogła zaspokoić głód.

Jestem Conor. Po prostu Conor. Mieszkam tutaj — wskazał palcem na polanę za lasem, należącą do pól uprawnych Litvarii. — Sam. Znaczy z tatą. Znaczy taty dawno nie widziałem — drapał się po głowie skonfundowany. — Tłukł mnie troszkę, ale przestał, gdy przyłapała nas Ania. No i tej samej nocy zniknął. Fajnie mieszkać samemu. Cała chatka moja. Tylko jedzenie skończyło się szybko, dlatego zbieram owoce i łapię czasem króliki, ale psze pani to trudne, bo one są zwinne, cholibka. Raz złapałem takiego wielkiego starego szaraka, potem Ania kazała mi zostać w domu, bo nadejdzie ta czarna noc. Ania jest bardzo miła, pomaga mi. Mówi o tym, co się wydarzy, na kogo mam uważać albo gdzie się pojawić. Lubię ją, ale ona nie umie się bawić w żadną grę.

Niezręczna cisza wkradła się na drobną chwilkę. Wypełnił ją ćwierk rozbudzonych promieniami słońca ptaków.

A Pani kim jest? Nowa zakonnica do klasztoru?

Litvaria

29
POST POSTACI
ILLYSSANDRA
Lys podniosła woreczek i wyciągnęła z niego kilka jeżyn po czym włożyła je do ust, zaspokajając chociaż odrobinę głód. Spodziewała się, że będą kwaśne, ale okazały się być dorodne, soczyste i słodkie. — Młody się postarał. — Pomyślała, delektując się smakiem owoców.

Jak mówiłam wcześniej jestem zielarką, zbieram różne przydatne zioła, robię z nich różne maści i używam do robienia leków na niektóre dolegliwości. Ponadto znam się też nieco na czarach. — Zaczęła powoli jakby zastanawiając się co chce powiedzieć — Od paru lat błąkam się samotnie po okolicy od kiedy bardzo źli ludzie wypędzili mnie z wioski. Chcieli spalić mnie na stosie, uwierzyłbyś? — Lys uśmiechnęła się ponuro — Dlatego, nie ufam ludziom ale Tobie chyba mogę zaufać, prawda? W końcu nie jesteś taki jak inni, skoro potrafisz dotrzymać danego słowa i widać, że masz dobre serce, skoro chciałeś pomóc obcej ci osobie, choć sam masz niewiele.

Po wypowiedzeniu tych słów Lys ściągnęła kaptur i powoli podeszła do chłopca, tak żeby mógł się jej nieco uważniej przyjrzeć. Słońce opromieniało jej twarz, a jego promienie odbijały się połyskliwie od rogów, które wystawały ponad jej kruczoczarne włosy. Na jej twarzy pojawił się przez chwilę nikły uśmiech, lecz po chwili zgasł, a w jej oczach zagościł smutek.

Nie jestem chora, okłamałam cię i za to bardzo przepraszam. Nie wiedziałam czy mogę ci zaufać. — Powiedziała po chwili. — Jestem przeklęta od urodzenia i wiele osób chciałoby zrobić mi krzywdę tylko dlatego, że żyję, więc nie pozwalam nikomu zanadto się do mnie zbliżyć, mam nadzieję, że zrozumiesz. — W jej głosie wyczuć można było błagalną nutę.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2021, 13:04 przez Illysandra, łącznie zmieniany 1 raz.

Litvaria

30
Już po samym wspomnieniu słowa "czary", chłopiec wzdrygnął. Odtąd, z każdym kolejnym słowem płynącym z ust kobiety, począł uchylać kroku w tył. Robił to bardzo powoli, prawie niezauważalnie, jak ospały wąż sunął po szarozielonym gruncie. Aż zdradziły go suche gałązki, które gruchnęły pod naporem niepewnie stawianej pięty.

Potem zapora puściła, a na jaw wyszły nowe fakty. Illysandra uchyliła rąbka tajemnicy. Przyznała się nowo poznanemu młodzieńcowi, który wszakże mógł zachować informację dla siebie, jak i uciec, głosząc stacjonującym w Litvarii zakonnicom o wynaturzeniu ukrytym pośród drzew. Stąpała po kruchym lodzie, zdana na łaskę nieznajomego.

Jestem przeklęta... — rzekła, gdy chłopiec z nagła upadł na ziemię. Natrafił na kamień. Chwila nieuwagi wystarczyła, by wywinął orła. Cały dygotał, był roztrzęsiony. Zupełnie jakby obawiał się czegoś lub kogoś.

Ale, ale — zająkał, próbując powstać. — Nic mi nie zrobisz? Czego tu szukasz? Takich jak ty palą na stosie. Uciekaj stąd, zanim znajdą cię zakonnice.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”