Re: Gospoda "Grochóweczka"

16
Isgaroth stanął jak wryty na schodach bezwiednie się przyglądając. Jego głowę przepełniała tylko jedna myśl. Dlaczego tu i po co ? To mógł tylko dowiedzieć się od samego stwórcy tego całego zamieszania. Leżące ciało z wielką dziurą w klatce piersiowej przerażała młodego mężczyznę. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Jeszcze nigdy nie miał styczności z magią. I akurat teraz, kiedy tyle miał na głowie, musiał spaść na niego obowiązek działania. Jako jedyny mężczyzna w pokoju musiał coś zrobić. Może była to brawura, bo nie wiedział na co się porywa, jednak każdy mężczyzna najpierw robi, potem myśli.

Zszedł ze schodów i dalej przyglądał się ciału leżącemu na posadzce. Jego myśli były jednym wielkim chaosem, a odnalezienie czegokolwiek tam teraz graniczyło by z cudem. Czy jeszcze żyje? Pewnie nie. Czy z tej dziury tryska krew, a flaki mimowolnie się wysuwają z tajemniczej rany? Tego nie wiedział, dlatego stosunkowo ostrożnym krokiem podchodził do leżącego krasnoluda. Chciał odkryć, czym jest ta rana i czy zbliżanie się do niego zwiększa intensywność pisków. Bał się, ale tylko on był zdolny do takiego poświęcenia. Był szybki i zwinny, więc może udałoby mu się uniknąć przed jakąś falą uderzeniową, która nagle by się pojawiła . Nic nie wiedział, a szczególnie tego czego się może tam spodziewać. Dreszcze ze strachu przeszywały całe jego ciało, lecz on umiał nie tylko oszukiwać innych, ale też siebie. Dzięki temu umiał opanować przerażenie, bo jego optymistyczne nastawienie dodawało mu otuchy.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

17
Podchodząca z wolna do ust gula zdenerwowania, mogąca niepostrzeżenie zamienić się w gulę niestrawionego żarcia, utrudniała nieco Isgarothowi dokładne zbadanie zwłok krasnoluda. Nieczęsto ma się okazję oglądać jednego z przedstawicieli tego dumnego klanu w takim położeniu - a poecie dopisało szczęście i dostał on w prezencie od losu niepowtarzalną szansę. Obserwowanie trupa na niewiele się jednak nadało. W końcu z Księcia żaden lekarz ani nawet felczer - dlatego też badanie otworu w klatce piersiowej brodacza nie podsunęło mu żadnego poważnego wniosku. Reszta ciała martwego jegomościa przedstawiała się wcale normalnie, choć z uwagi na brak sporego zapasu krwi skóra jego nabrała niezdrowo jasnego zabarwienia. Czerwonawe jezioro, rozlane na deskach, już parę minut temu przestało się poszerzać. W aortach krasnoluda ciecz prawie przestała się poruszać. On sam nie poruszał się od dłuższego czasu - cokolwiek zabrało go do świata Usala, musiało dokonać tego z samego rana. Wtenczas cała karczma spała jeszcze snem kamiennym. Teraz - skoro szok odebrał gościom Grochóweczki chęć opadania w marzenia nocne - na Katherine, gospodarza oraz Isgarotha czekało trudne zdanie posegregowania zdarzeń i ogarnięcia rozszalałego strachu. Strachem obarczona została awanturniczka, przerażenie nie pozwalało jej normalnie działać. Karczmarz natomiast zachował świadomość oraz rozsądek, a na jego mordzie nie malowała się już niedawna zmaza przestrachu. Może wąsacz miał mocniejszą wolę niż zawczasu mogło się zdawać...

Jedna rzecz nieustannie, nieprzerwanie napawała Księcia niepokojem. Wrzask - ten sam, którego vibratto zerwało z jego oczu zasłonę snu - nie przestawał rozbrzmiewać pod zadaszeniem i w karczemnej przestrzeni. Na domiar złego, bohater za nic nie mógł dostrzec powodu owego rabanu. Osoba, która darła się tak wniebogłos, musiała stać się nagle niewidzialna. Takie, w miarę rozsądne, tłumaczenie podsuwał Isgarothowi rozum, dlatego też z trudem dawał on wiarę temu, co stało się wkrótce potem. A stało się to: rozłożona na podłodze postać zaczęła nagle trząść się w spazmach. Ręce brodacza, poskręcane jak sznur na okręcie, otaczała siwa chmura, która rozrosła się w parę uderzeń serca do rozmiarów cumulusa zrzuconego z nieba. Dziwna, obłoko-podobna rzecz uniosła się nad dziurawe truchło i zawisła nad nim w bezruchu. Wtem w kurzawie pokazała się jakaś forma. Głowa. Ręce. Noga za nogą. Pierś. Bohater zdał sobie sprawę, że ma przed sobą ducha abo coś podobnego. Co gorsza, Katherine też doszła do tego wniosku i zaraz potem zemdlała, głucho padając na ziemię. Gospodarz z kolei, nawet skoro dał się przerazić duchowi, to nie dał tego po sobie poznać. Jego nieporuszona twarz pozostała bez cienia uczucia.

Wrzask ustał niepostrzeżenie, a Isgarotha ogarnęła otucha. Potem duch odezwał się głosem zza grobu:

- Taaaatoooo.... on mnie.... aaaaaa!

Na dźwięk słów upiora poetę znów zaczęła boleć głowa. Coś tu śmierdziało - i to wcale nie zwłok krasnoluda - a bohater pośrednio miał tego świadomość. Duch czekał na jakąś odpowiedź, na znak, na cokolwiek. Nie zamierzał raczej atakować, choć tego nie można mieć za pewność. Z duchami trza obchodzić się ostrożnie i ze spokojem. Wiedziała to każda wiedźma, każda kapłanka, każda hiena cmentarna. Sądząc po spokoju, z jakim karczmarz stał za kontuarem, on wiedział to również.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

18
Is stał w bezruchu, zanurzając się całkowicie w swoich chaotycznych myślach. Próbował uchwycić z nich choć jedno sensowne rozwiązanie tej dziwnej sytuacji, ale każde wydawało mu się szalone i nierozważne. Strach odbierał mu mowę, a przeraźliwy wygląd ducha paraliżował jego ciało. Kończyny drętwiały mu, wywołując nieprzyjemne mrowienie, szczególnie na końcach palców od dłoni. Nie poznawał się. Nigdy czegoś takiego nie doznał. Lęk przejmował jego ciało, a Isgaroth powoli przestawał nad tym panować. Duch wydając dźwięki przyprawiające o dreszcze, układające się w zrozumiałe słowa, upewnił artystę, że to nie jest zły sen. Ten trup leżał tu naprawdę, a duch z koszmarów stał przed nim, wręcz na wyciągnięcie ręki. Nigdy nie myślał, że będzie kiedykolwiek tak blisko działania magii. Nie chciał być, ale przeznaczenie chciało widocznie inaczej.

Pulsowanie głowy i łomotanie serca przeszkadzało mu podjąć dobrą decyzję. Jego zmysły powoli do niego wracały, a wraz z nimi świadomość. Pomimo, że nie znał się na duchach i jak wielką one mocą dysponują, postanowił zagrać na emocjach. Nic innego nie umiał. Spróbuje ją uspokoić, ukoić. Może będzie bezpiecznie. Czuł, że jak wyjdzie żywy z tej karczmy to będzie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

- Spokojnie... już jest dobrze... jesteś bezpieczna - szeptał głosem, wpatrując się w zjawę jak na zwykłą żywą istotę. Był opanowany, ale ukryte emocje rozsadzały go od środka. Pierwszy raz się tak bał. Tak bardzo, że wręcz z trudem wymawiał słowa, a język wywijał się na wszystkie strony, próbując zniekształcić przekaz. Poza tym jego oczy pokazywały jego prawdziwe uczucia. Nie umiał ukryć w nich lęku i przerażenia. Nigdy, nigdy tak bardzo się nie bał o własne życie.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

19
Chroniąca Isgarotha bariera stonowania zdezintegrowała się po zobaczeniu dziewczęcego ducha, wpuszczając pierwsze uderzenia strachu do wnętrza jego świadomości. Wepchnięcie powietrza do płuc okazało się nagle trudną sztuką. Postępujące drętwienie palców poświadczało o wzmożonym przerażeniu. Choć Książę miał nadzieję, że to, co ma przed sobą, pozostaje jeno snem, to przecież doskonale wiedział, że dorwała go paskudna rzeczywistość. Szansa na to, że za moment koszmar dobiegnie końca, a on obudzi się w pokoju na pietrze z Katherine u boku równała się zeru. Wisząca w resztkach magicznego obłoku zmora pokazała naprawdę i Isgaroth musiał stawić temu czoła. Na jego szczęście, nie sprowadzało się to do walczenia ze zbłąkaną dusz - bo ta nie atakowała. Brak doświadczenia w obchodzeniu się z duchami oraz czarami w ogóle sprawiał, że poeta nie nadawał się dziś na bohatera. Mimo to, znalazł on w sobie odwagę i zamiast uciec lub oddać się panice, postanowił z upiorem porozmawiać. Okazało się potem, że to dobre rozwiązanie.

- Nie jestem bezpieczna... - zaskowyczała chmura, odwracając się w stronę karczmarza. Wąsacz stał za barem ze spuszczoną głową. - Tato, tato, pomóż mi - duch zdawał się mówić właśnie do niego, choć gospodarz wolał go chyba nie słuchać. - Dlaczego ja umarłam, a on nie? Dlaczego go nie...

Zmora nie powiedziała potem już nic, ale Isgaroth miał pewność, że chciała dodać: Dlaczego go nie zabiłeś?

Głos ducha rozniósł się po całej gospodzie i pewnie poza nią. Nieszczelne okna z pewnością nie powstrzymały wrzasku przed opuszczeniem czterech ścian Grochóweczki. Zawisła nad trupem krasnoluda, smutna i zmartwiona dusza zawirowała, a potem na powrót zmieniła się w mętną parę. Jeszcze przed momentem Książę miał przed sobą prawdziwego upiora, a teraz patrzał się przestraszonym wzrokiem na bladą chmurę. Nie minęło parę sekund, a obłoczek rozwiał się jak zdmuchnięty poranną zawieruchą. Dusza na razie odeszła, choć zapewne nie na zawsze. To kwestia czasu, zanim znów powróci, chcąc narobić karczmarzowi więcej problemów. Jednakowoż, skoro niebezpieczeństwo zostało zażegnane, nadeszła pora na szukanie jakiegoś rozwiązania. To dziwne zdarzenie nie może przecież pozostać nieporuszone. Isgaroth wiedział, że nie może.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

20
Gdy zjawa zniknęła, Is przełknął ślinę, która niebezpiecznie zaczęła się zbierać w zabójczej ilości. Nie udusił się, ale może było blisko. Zniknęcie przyczyny jego stresu wcale nie uleczyło jego bardzo zranionej duszy. Nadal przerażony stał przed chmurą w grobowej ciszy. Nadal głowił się nad wyjaśnieniem tego nad naturalnego zjawiska. Potrzebował krótkiej chwili, aby dojść do siebie, choć dla niego trwało to wieki. Zamknął buzię, która chwiie temu bezwiednie zwisała z wrażenia i powoli odwrócił się w stronę karczmarza. Mina Isgarotha była bez wyrazu, taka nijaka. Złość, przerażenie, obawa, żadnego z tych uczuć nie było widać po jego postawię czy twarzy.

Pierwsze co zrobił widząc karczmarza to obrzucił go pytającym spojrzeniem. Niewiele o nim nie wiedział, a jego brak strachu jeszcze bardziej było przerażające. Czemu ten krasnolud zginął? Czemu właśnie on? Czy Isgaroth, zwanym błękitnym księciem mógł zająć jego miejsce i leżeć martwy na tej posadzce, oddając się haniebnej śmierci. Rozumiał, że chyba ma naprawdę dużo szczęścia.

- Czekam na wyjaśnienia - powiedział opanowanym i zdecydowanym głosem wciąż mierząc i badając każdy ruch karczmarza.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

21
Gospodarz oparł się o kontuar, brudząc sobie ręce kurzem, a potem westchnął cicho, patrząc ze smutkiem w oczach na rozwianą chmurę. Wciąż nie dał poznać po sobie żadnego strachu. Bardzo wolno, z trudem oderwał wzrok od baru i przesunął go przez ścianę w kierunku Isgarotha, nie zerkając nawet na leżącą gdzieś tam Katherine. Czarnowłosa poleciała na posadzkę - tracąc zawczasu przytomność - biorąc sobie tą samą pozę, co zamordowany przez ducha krasnolud. Jednakowoż, w odróżnieniu od niego, awanturniczka wciąż jeszcze mogła się przebudzić. Karczmarz nie przejmował się nią za bardzo, koncentrując swą uwagę na bohaterze. Jego twarz, pomarszczona oraz dziwnie sucha, zdawała się nosić na sobie poważne zmartwienie. Książę miał wrażenie, że pojawienie się bezcielesnego potwora to po prostu wierzch lodowca - że to mała i mało znacząca część mrożącego krew w aortach opowiadania. Wąsacz zakaszlał, a następnie podrapał siwą czaszkę oraz porośniętą parodniową szczeciną brodę. Nie chciał widocznie odpowiadać na nalegania Isgarotha, ale emanująca przerażeniem, dezorientacją oraz dziwną ciekawością postać młodzieńca rozkazała mu wziąć się wreszcie w garść. Gospodarz westchnął więc znowu i nie przestawał obserwować bohatera, nawet podczas swego przemówienia.

- Wiesz, dlaczego moja karczma opustoszała? To przez nią - wskazał palcem na brodatego trupa, ale bohater miał świadomość, że chodzi o zmorę. - Przez moją kochaną córeczkę. To stało się przeze mnie, wiem doskonale, że jest to moja wina. Ale co ja mogłem? Sześć lat minęło od tamtego czasu, a ona nie daje mi zapomnieć. Stałem, tak jak teraz, za kontuarem, on ją... na moich oczach... rozumiesz? Chciałem go powstrzymać, ale dostałem po mordzie. Ten prostak miał ze sobą miecz i powiedział, że pośle mnie do piachu. Bałem się, cholera! Shannon, ona wrzeszczała i błagała o pomoc, ale ja nie mogłem nic zdziałać. Nic nie mogłem, a moja mała Shannon... Podawała gościom żarcie i sprzątała pokoje. Ten facet potem ją... on tym mieczem... w pierś... a ona umarła. Na moich oczach, tuż przede mną. O tam - trzęsące się palce karczmarza wskazały miejsce, które obecnie należało do Katherine. - Teraz córeczka wraca, rok w rok, nawiedza Grochóweczkę. Próbowałem z nią porozmawiać, ale nic to nie dało. Podnosi wrzask, a potem morduje kogoś. Zawsze faceta. Jak nie może, bo akurat żadnego wędrowca u mnie nie ma, to rozwala, co popadnie. Dach, meble, okna... Shannon mnie nienawidzi, prawda? Powiedziała mi, że muszę ją pomścić. No wiesz, dopaść tego chama, któren ją... na moich oczach, moją biedną Shannon...

Dalsze słowa karczmarza, zaburzone szlochem, nie dały się zrozumieć. Staruch popłakał się rzewnie, mocząc wąs oraz zostawiając łzawe krople na kontuarze. Isgaroth stał opodal schodów i musiał patrzeć na tę żałosną scenę męskiego załamania. Gospodarz opowiedział mu już prawie całą historię - bohater przeczuwał, że wiele więcej się od niego nie dowie. Poeta miał szczęście, że nie spotkał ducha małej Shannon przed krasnoludem, jednak miał też pecha, że w ogóle zawitał do nawiedzonego zajazdu. Katherine - teraz wciąż zamroczona - nalegała na spotkanie w tej gospodzie, ale prawdopodobieństwo, że wiedziała o zmorze, samo w sobie jest niedorzeczne. Mimo to, awanturniczka, tak samo jak Książę, została wplątana w tę śmierdzącą czarami kabałę. Jednak ona leżała nieświadoma na ziemi, a ona sterczał i musiał coś zadziałać. Choć zagadka ducha po spowiedzi gospodarza stała się obecnie mniej zagmatwana, to przecież wciąż pozostawała zagadką. W dodatku - nierozwiązaną.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

22
Pomimo, że bard znał prawdę o świecie, który nikczemnie kara losem nawet niewinnych i bezbronnych to historia biednej córki karczmarza wywarła na nim wielkie wrażenie. Niesprawiedliwość szerząca się po całym globie nie była nowością, lecz i tak muzyk słysząc to ledwo opanował łzy. Bezczelność zbója przerażała go, lecz również wywoływała wiele innych mieszanych uczuć. Karczmarz był po prostu tchórzem. Mógł coś zrobić, ale bał się. Is idealnie wiedział i rozumiał, wszystko spójną odpowiedź. Zemsta, tylko ona mogłaby uwolnić to miejsce od klątwy. Lecz nachodziła go myśl, czy to na jego barkach leży rozwiązanie klątwy? Czy powinien interesować się cudzymi sprawami? Czy jest na tyle silny, aby dokonać samosądu?

Jeszcze raz spojrzał na Katherine, która teraz była dla niego o wiele ważniejsza niż głupia klątwa nałożona na karczmarza. Martwił się o nią, lecz z pewnością nic jej poważnego nie było. Pewnie ona również ujrzała pierwszy raz ducha, który wydawał się taki prawdziwy i materialny. Chyba powinien zbadać tą sprawę, żal mu było tej dziewczynki. Biedna, pozostawiona w potrzebie przez własnego ojca. Nie zrobić tego dla karczmarza, nie dla jego spokoju, ale dla tej skrzywdzonej córeczki. Świat dzielił się na ludzi dobrych i złych, barda zaś nie można było zakwalifikować do żadnego z tych kategorii. Posiadał moralność, nie może patrzeć na cierpienie innych. Jednak nigdy nie odbierał się za dobrą osobę.

- Zamierzasz siedzieć w tej karczmie i płakać nad swym biednym losem? Gdzie chęć zemsty lub chociaż odnalezienie zbójcy? Czy jesteś aż takim tchórzem, że zabiłeś w sobie uczucia do córki, aby tylko nie narażać swojego życia? Życie nie jest najważniejsze, nie trzeba się go tkwić kurczowo. Lepiej oddać życie w obronie bliskich niż umierać ze starości mając w pamięci obrazy zdrady i niesprawiedliwości. - Spojrzał jeszcze na karczmarza surowym, chłodnym wzrokiem. Nie chciał go pocieszać. Spieprzył i tyle. Powinien teraz sam odpokutować swoje winny, a nie użalać się nad sobą.

Isgaroth nie liczył na odpowiedź na jego pytania. Pozostawił je bez odpowiedzi i podszedł powolnym krokiem do swojej ukochanej. Uklęknął przy niej, po czym odgarnął jej włosy z twarzy. Kochał tą piękną kobietę i teraz chyba była dla niego najważniejsza. Wziął ją na swoje drobne ręce oraz z całym swoim światem w dłoniach ruszył w stronę schodów z zamiarem powrotu do pokoju.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

23
Isgaroth nie oczekiwał, że po tak ostro brzmiącej mowie karczmarz da mu jakąś odpowiedź - dlatego też żadnej nie dostał. Gospodarz nie powiedział do niego ani słowa, pozwalając poecie zaopiekować się wreszcie Katherine. Bohater przeniósł ją w górę schodów i wkrótce para awanturników znalazła się na powrót w pokoju. Pieśniarz wiedział, że to kwestia czasu nim właściciel każe im spieprzać za drzwi - męska duma wąsacza została właśnie dość mocno urażona. Nie wspominając o jego ojcowskiej dumie, którą już wcześniej poważnie nadszarpnięto. Ale teraz nie miało to dużego znaczenia, dla Isgarotha bowiem świat skupiał się obecnie na czarnowłosej kobiecie leżącej po kocem. Podczas transportu z parteru na piętro Katherine zadrżała parokrotnie i zaszeptała jakieś niezrozumiałe zdanie, ale nie dawała żadnych znaków życia ponad to. Jeno opadająca i wznosząca się miarowo pierś dawała świadectwo tego, że awanturniczka nie dostała się jeszcze w zasięg szponów boga śmierci - Usala.

Świadomość, że gdzieś tam na dole zalega rozkrwawione ciało krasnoluda nie dawała Isgarothowi poczucia bezpieczeństwa. Nie mógł on jednak pozwalać sobie na słabość, skoro Katherine niedomagała. Gospodarz nie pokazał mu się wciąż na oczy - może nie chciał dać się ponieść zdenerwowaniu abo właśnie oddawał się w zaciszu swoim żalom. Bohater, zapewne, wcale nie miał zamiaru zapraszać go na górę i częstować herbatą oraz ciasteczkami. Już wcześniej dało się dostrzec niechęć karczmarza. Teraz jego dziwne nastawienie zostało na pewno znacznie spotęgowane. Balladzista mógł wkrótce postradać dach nad głową. Choć obecne - nawiedzone przez ducha, rozpadające się, zrobione z desek oraz popękanych dachówek schronienie nie dawało nadziei na komfortowe spędzenie pozostałego czasu, to na zewnątrz panowała pewnie nieco gorsza atmosfera. A już na pewno gorsza pogoda, bo choć zima zaczęła odchodzić z Keronu, to okropne błoto - wzmacniane deszczem - pozostało.

Będące podstawowym materiałem, z którego zbudowano Grochóweczkę, drewniane deski były naprawdę rozszczelnione i w wielu miejscach dziurawe. Isgaroth nie narzekał na stan zajazdu, ponieważ miał obok siebie Katherine - nie interesowała go więc elewacja zabudowania. Jednak teraz - stercząc opodal siennika - poeta żałował pewnie, że nie dostał pokoju z porządną posadzką i ścianami bez otworów po robakach. Przez dziurawą powierzchnię przepierzenia, przez szparę w podłodze oraz przez zadrapania na belkach do środka pomieszczenia przesączało się dziwne, szarawe, chmuro-podobne coś. Bohater znał tę unoszącą się w powietrzu rzecz i wiedział, że zapowiada ona spotkanie ze zmorą.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

24
Isgaroth leżąc obok łóżka delikatnie pieścił twarz swej wybranki swoimi gładkimi dłońmi, które tak naprawdę nigdy nie zaznały ciężkiej pracy. Gładząc ją po policzku i odgarniając włosy układające się niesfornie na ślicznym obliczu Katherine, przyglądał się jej z niebywałą rozkoszą. Wciąż wspominając jeszcze tę niedawną upojną noc, którą tak wielce pragnął powtórzyć. Jednak jako dżentelmen nawet nie odważyłby jej czegoś takiego zaproponować, szczególnie gdy jest w tak opłakanym stanie. Wpatrywanie się w śpiącą ślicznotkę sprawiało mu wiele przyjemności i z pewnością odrobinę odprężało. Jednak jego głowę co chwile kłopotała myśl o tym co kochana mu osoba chciała mu wczoraj przekazać i z jakimi problemami do niego przyszła. Nadal niestety tego nie wiedział, a był strasznie ciekaw. Może po prostu dlatego, że się bał o swoją piękną Katherine.

- Spokojnie, już dobrze – wciąż powtarzał, nie tylko dla swojej wybranki, ale sobie też musiał dodać otuchy. Wszystko dzieje się tak szybko, a on jako mężczyzna miał tak wiele na swoich barkach. Co taki trubadur jak on mógł wiedzieć o tym jak sobie radzić z problemami. Zawsze chodził od karczmy do zajazdu i jakoś się żyło, a teraz przyszła niespodziewana zmiana i młody bard czuł się bardzo roztrzęsiony i pogubiony.

Gdy ujrzał opary przechodzące przez szparę w podłodze przeląkł się ponownie. Nie miał on bowiem pojęcia czy ta mała dziewczynka upatrzyła go na kolejną ofiarę. Przerażony Is miał jeszcze nadzieję, że ta chmura kieruje się po prostu ku górze jak dym kłębiący się z komina. Nadzieja… tylko to mu zostało w walce z siłami nadnaturalnymi.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

25
Pieszczenie Katherine nie zadowalało Isgarotha tak bardzo jak poprzedniego wieczora - dusznego od wrażeń, szeptów, wzlotów oraz wzwodów. Teraz awanturniczka leżała na materacu bez świadomości i nie reagowała w żaden sposób na jego muskanie, oddechem dowodząc tego, że nie ma jeszcze zamiaru umierać. Poeta również nie miał tego w planach i jak każde rozumne stworzenie - próbował ustrzec się od śmierci. Poważne zmartwienia, męczące jak brzęcząca nad uchem mucha, nie pozwalały mu się skoncentrować. Rozważania na temat Katherine, bo to ona stała się obecnie centrum Isgarothowego świata, zaangażowały go tak mocno, że unoszącą się w kwaterze chmurę czarowanego czegoś dostrzegł dopiero w ostatnim momencie. Na jego oczach szarawa substancja znów zaczęła się przemieniać i nabierać konkretnej postaci. Rozwalając w zarodku oczekiwania Księcia i zabierając mu ostateczną nadzieję na zaniechanie ponownego kontaktu z duchem, gęsta para zaczęła się przelewać przez pomieszczenie i przeistaczać się w znaną mu formę. Po paru sekundach nieustannego ruchu zawisła pod powałą jako duch Shannon - zgwałconego i zamordowanego dziecka.

Zmora martwego bachora - szarobiała jak susząca się na wietrze szmata - wirowała w powietrzu w groteskowej scenie szaleńczego tańca. Isgaroth stał obok wezgłowia ze świadomością, że może zostać następną pastwą mszczącego się ducha. Katherine prawdopodobnie nie zagrażało niebezpieczeństwo - wierząc słowom karczmarza, mordercza dusza nie atakowała kobiet. Ale poeta poczuwał się do miana prawdziwego męża, zatem seksistowskie nastawienie ducha go nie ochraniało. Narażając się na rozerwanie żeber - Isgaroth pozostał w pokoju wraz z ukochaną. Teraz nie miał sposobności do łatwego dostania się na parter. Drewniana szafa zatrzęsła się i nagle przesunęła po podłodze aż pod ścianę naprzeciwko. Mebel blokował obecnie drzwi na zewnątrz. Za komodą poleciała jeszcze wanna - rozlewając wodę po posadzce - zmieniając się w dodatkową przeszkodę na drodze do oswobodzenia. Bohater został więc sam na sam z niepokorną zmorą. Sam na sam z przeznaczeniem, które mogło się zaraz dokonać.

- Pomóż... pomóż mi... - powiedziała Shannon prosząco. - Dorwiesz go? Zemsta? Rozerwiesz?

Re: Gospoda "Grochóweczka"

26
Isgaroth przyparty do muru, nie miał zbytnio wyboru przeciwstawiać się woli bezwzględnego ducha. Wiedział bowiem, że jeśli zaprzeczy to może podzielić los biednego krasnoluda leżącego na parterze. Wizja bliskiej śmierci nie ułatwiał fakt, że musiał się teraz zaopiekować Katherine. Ona też go prosiła, potrzebowała od niego pomocy, a on teraz z tą małą dziewczynką musiał dyskutować o jakimś zakichanym zabójstwie, od którego zależało jego życie. Nigdy nikogo nie zabił i nigdy nie zamierzał tego zrobić. Nie był wojownikiem, najemnikiem, tym bardziej czarodziejem, więc jego możliwości były bardzo ograniczone. Jego biedne umiejętności pozostawiły mu mały odsetek sposobów zabójstwa drugiej osoby, począwszy od skrytobójstwa, a zapewne kończąc na typowej, bezdusznej zdradzie.

- Tak - powiedział niepewnie wpatrując się w ducha wciąż nie dowierzając. Głos jego był pełen strachu, lecz nie przed zmorą wymagającą od niego tak wielkiego poświęcenia, ale samego zadania, które może okazać się w najgorszym wypadku boleśnie śmiertelne.

- Ale powiedz coś więcej... gdzie, kto? - w jego oczach nadal była nadzieja, że godząc się z propozycją ducha nie podpisał swojego wyroku śmierci. Był młody, nie chciał umierać. Byłby wstanie zabić tego okropnego człowieka, który tak bardzo skrzywdził tę biedną rodzinę. Wiedział to bardzo dobrze. Dlatego tak łatwo mu było podjąć się tego zabójstwa, pomimo że nigdy tego nie planował. Jednak wbicie noża w plecy nie wymaga nie wiadomo jakich umiejętności, potrafiłby to zrobić zawodowy skrytobójca jak i zwykły, biedny chłop.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

27
Prośba zmęczonego ducha dla Isgarotha brzmiała bardziej jak rozkaz. Dostał on od Shannon roszczenie zagrożone śmiercią w razie niedostosowania się do narzuconych warunków. Poeta nie miał wcale obowiązku zgadzać się ze zmorą, ale odmowa również nie wchodziła w grę. Nad Księciem wisiało widmo zagrożenia i ta paskudne przeczucie, że jedno nieostrożne słowo może sprowokować ducha do przewiercenia się przez jego żebra. Isgaroth nie chciał żegnać się ze światem. Nie chciał opuszczać Katherine, która znajdowała się w centrum tego świata. Ceną za przetrwanie stało się zawieranie umów z martwą dzieweczką - oraz konieczność złamania paru swoich zasad. Balladzista nie miał jeszcze krwi na rękach, ale to wkrótce miało się zmienić. Bohater stanął przed dwoma sposobnościami: zamordować abo zostać zamordowanym. Choć sumienie oraz doprawiona rezonem rozpacz przeszkadzały mu w obraniu dobrego rozwiązania, to Isgaroth nie kazał Shannon czekać wcale na odpowiedź. Zmuszając się do odważnego kroku i działając trochę wbrew sobie - przekazał unoszącej się w powietrzu zmorze, że zgadza się na zostanie narzędziem odwetu i ostatecznego rozrachunku. Słowo zostało powiedziane, nie można już zawrócić.

- Nareszcie... - w kwaterze rozbrzmiał śmiech dziecka. To Shannon radowała się na wieść o zemście. Zmora zawirowała szaleńczo pod powałą i wolno zsunęła się na posadzkę. Znalazła się naprzeciw bohatera. Za nią rozciągała się szarawa chmura. - Nazir... Rdza... Będzie w Suchotach... Będzie tam na pewno... Możesz go... dla mnie... rozerwać?

Isgaroth dowiedział się: kto i gdzie. Poznana prawda okazała się znacznie gorsza od niewiedzenia. Ponieważ Książę od jakiegoś już czasu przemierzał ziemie Keronu, niosąc po karczmach i dworach brzmienie strun, mimochodem dotarła do niego ponura wieść o Nazirze z Czarnych Murów. Po zakończeniu wewnętrznego starcia o tron w Królestwie, jego postać obrosła na wschodzie paskudną wręcz sławą. Zdarza się jeszcze teraz, że stare babcie straszą swoje wnuczęta, opowiadając im o okrucieństwie Rdzawego Nazira oraz jego awanturniczej bandzie Psów Fortuny. Poeta osobiście poznał parę takich opowiadań podczas swojego marszu przez Keron i żadne z nich nie zachęcało go wcale do rozpoczęcia polowania na wspomnianego męża. Jednakowoż polowanie musiało zostać powzięte - od tego zależało przecież zdrowie Isgarotha.

Będzie w Suchotach. Suchoty. Ta nazwa szumiała bohaterowi gdzieś w zakamarkach pamięci. Musiał trochę poszukać...

Shannon czekała aż poeta coś powie. Obserwowała go uważnie, nucąc sobie pod nosem jakaś cichą pioseneczkę.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

28
Śmiech mściwego ducha wywołały ciarki na plecach młodego barda. Coś było w tej małej dziewczynce, że bał się jej jak czarta, a obietnica zabójstwa była według niego jak demoniczny pakt. Duch widocznie łaknący zemsty nie liczył się z życiem kogokolwiek i uparcie pragnął tylko jednego. Nie wiedział dlaczego ta dziewczynka się cieszy. Co z tego, że skromny i ubogi bard o jeszcze niewielkiej sławie zgodzi się na propozycje zmory nie do odrzucenia, jak i tak zapewne skończy się ona tylko jego śmiercią. Nie rozumiał jak ta mała dziewczynka mogła ufać takiemu słabeuszowi jak on. Nie umiał zbytnio walczyć, nie był silny, jedynie co umiał to grać i śpiewać. Jak ktoś taki może nadawać się do zabójstwa? Nie rozumiał, ale pragnął zaufać dziewczynce, że nie robi ona tego lekkomyślnie, ale z rozwagą wybrała właśnie jego, bo tylko on zdołałby powstrzymać tego niegodziwego człowieka.

Zimny pot spływam mu po plecach, a dłonie zaczęły lekko drżeć. Gałki oczne zaczęły bezwiednie rozglądać się po pokoju szukając z nadzieją jakiegoś ratunku. Nie było niczego. Był zdany jedynie na nieznany los, który jak dotąd nie dopisuje mu zbytnio. Siedząc przy łóżku znów spojrzał na Katherine, bez słowa odwracając wzrok od ducha. Przełknął z trudem niewielką ilość śliny , która od dawna stała zbierając się w jego suchej już buzi. Czuł, że chyba musi się napić, bo na trzeźwo jakoś ciężko mu się podejmuje decyzje. Pomóc obojgu, tylko ta opcja do niego przemawiała. Bo tak naprawdę albo pomoże duchowi oraz Katherine albo już dzisiaj będzie kąpał się w kałuży krwi. Jednak chyba śmierć była czymś, o co teraz bohater najbardziej się bał. Mógł mieć tylko nadzieję, że Nazir lubił dobrą muzykę, bo inaczej może już pożegnać się ze swoim marnym życiem.

- Tak… z pewnością …spróbuje – mówił niepewnie odwracając się w stronę ducha i obserwując go tępym spojrzeniem. - Jednak ja nie umiem rozrywać tak świetnie jak robisz to ty. Nie lepiej, abyś się do niego pofatygowała i zemściła się na nim osobiście? – Isgaroth powoli wracał do zmysłów. Jego język już powoli przestał utrudniać mowę, a sam przerażony bard przyzwyczajał się do wyglądu niematerialnej istoty. Odzyskiwał pewność siebie, która zazwyczaj była jego głównym atutem. Niekiedy można byłoby nazwać ją brawurą, ale jednak bohater nigdy nie chciałby się pozbyć tej cechy.

- Widziałem krasnoluda na dole… trzeba przyznać, niecodzienny widok. – Obserwował ją bardzo dokładnie. Szukał błędu ducha, który pozwoliłby mu uwolnić się od obietnicy i wyjść z tej karczmy żywy. Nie chciał tego zadania, nie chciał pchać się w szemrane towarzystwo i zadzierać z bardzo wpływowym człowiekiem. To może źle się dla niego skończyć. Wiedział to, lecz w jego oczach zanikał lęk pokonany przez pewność siebie i młodzieńczą determinacje.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

29
Isgaroth z jakiegoś wewnętrznego powodu nie mógł się do końca zdecydować czy sterczące przed nim stworzenie jest wciąż małą i bezbronną dzieweczką, czy może zachęcającą do przeprowadzenia mordu zmorą. Dlatego też mimochodem traktował ducha dwojako - nie do końca wiedząc, za którą wersją powinien się opowiedzieć. Chcąc zrozumieć obraną przez Shannon postawę poeta próbował dopasować swój sposób rozumowania do sposobu martwego dziecka. Dociekanie sensu w postępowaniu uwięzionego w ziemskim świecie ducha nie dało mu jednak odpowiedzi. Oczywistą sprawą pozostawało to, że córa karczmarza prosiła o pomstę. Zawieranie paktów oraz umów nie posiadało dla niej żadnego znaczenia - to dobre dla dżinów - ale mogło doprowadzić do śmierci Nazira Rdzawego. Shannon zobowiązała Księcia właśnie taką metodą i odebrała mu sposobność do złamania raz danego słowa.

Co tu dużo gadać - Isgaroth nie nadawał się do mordowania. Nie miał odpowiednich warunków. Zmora wzięła go na swego powiernika, ponieważ żadne z poprzednich osób nie chciała słuchać jej zawodzenia i szlochu. Teraz każda z nich jest już w martwa. Poeta natomiast postanowił pomóc duszce w zaznaniu spokoju oraz szczęścia. Właśnie to jego dobroduszne - choć sterowane strachem o własne zdrowie - działanie związało jego własne przeznaczenie z przeznaczeniem Shannon. Jednakowoż zmora chciała mieć pewność, że Książę sobie poradzi. Nie miała zamiaru puszczać go do Suchot niegotowego. Mimo to - poecie wsparcie okazane przez ducha mogło się wcale nie spodobać. Nie tego się pewnie spodziewał.

- Ja nie mogę... - powiedziała cicho. - Jestem uwięziona... w karczmie... nie mam... ciała.

Już w parę sekund potem Shannon miała ciało. Nie swoje własne - co prawda - ale zdrowe oraz wcale ponętne. Chmura szarości za plecami poszkodowanego dziecka zawirowała i podniosła się aż pod powałę. Zmora w nagle znów stała się bezkształtną masą. To - co stało się zaraz potem - będzie nawiedzało Isgarotha w koszmarach do końca świata. Zawieszona nad materacem chmura osunęła się nagle na leżącą tam Katherine. Dziwna substancja - będąca niezmaterializowaną formą ducha - wsunęła się awanturniczce do ust oraz nosa. Przez moment szarawa rzecz próbowała dostać się do wnętrza ukochanej Isgarotha. I w końcu podołała. Czarnowłosa znalazła się nagle w pozie siedzącej. Miała szeroko otwarte oczka i przerażoną twarz. Wzrokiem bez czucia spozierała na Księcia.

- Teraz mogę opuścić tę okropną karczmę - powiedziała nie swoim głosem. Głosem Shannon.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

30
Isgaroth widząc bestialskie zachowanie ducha, który bez serca w postaci chmury dostał się do ciała jego wybranki, zapłakał gorzko. Jego chwilę wcześniejszy wzrok pełen emocji i zdecydowania, zamienił się w jeden, bezkresny żal. O to stracił kobietę, może nie na zawsze, ale od tego powodzenia misji zależało jej życie. Liczne łzy spływające po policzku kapały na drewnianą podłogę.

- Nie! To nie może być prawda! - jęknął przeraźliwie, tworząc powoli kałużę na podłodze. Nawet w koszmarach nigdy nie myślał o tak mrocznym scenariuszu, gdzie krwiożerczy duch przejmuje czyjeś ciało. Nie mieściło mu się to w głowie, a jednak było to możliwe. Jak tylko Katherine przemówiła nie swoim głosem, złapał ją mocno za barki, działając w wybuchu wcześniej skrywanych emocji. Już dłużej nie mógł zgrywać mężczyzny, który panuje nad sytuacją. Nie wtedy, kiedy jego życie się kruszy w jednej chwili.

- Oddaj! Zrobię wszystko, tylko mi ją oddaj, ty... ty potworze! Jak mogłaś to zrobić? - Jego uchwyt mocno zelżał po tych słowach, a z jego podbródka zaczęły kapać łzy tym razem na zawładnięte ciało kobiety. Dłonie teraz bardziej leżały na jej ramionach niż je ściskały. Już na pierwszy rzut oka widać było w nim wielką rozpacz i lęk przed przyszłością. Powoli godził się, że nie podoła oraz zginie marną śmiercią, ale nigdy nie myślał o ewentualnym wciągnięciu w całą sprawę Katherine. Chciał ją ochronić od tego zadania, a tym czasem duch przejął nad nią kontrolę. Chłopak załamał się i pozostawił ducha w ciszy, przerywanej tylko płaczem barda, czekając na reakcje bezlitosnego ducha. Miał teraz tylko nadzieję, że przez ten wybuch nie zatraci życia swego i swej ukochanej.

Oprócz tego wszystkiego w jego głowie nadal kołatało ostrzeżenie i niekontrolowany niepokój. Nie bez powodu zjawił się tutaj z Katherine. Ona miała problemy, o których ten młodzieniec nic nie wiedział. Możliwe, że jest poszukiwana, co z pewnością utrudni dalszą podróż. Nie wiedział czego się ma spodziewać, a nikczemny duch zniszczył wszystkie jego plany na zdobycie informacji na ten temat, odbierając mu jedyne źródło wiedzy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”