Gospoda „Grochóweczka”

1
Obrazek
Nieduża, stara, znędzniała tawerna stojąca gdzieś opodal traktu z Oros w stronę Gór Aaron. Zniszczona czasem, wstrętną pogodą oraz złą sławą. Nieczęsto odwiedzana przez wioskowych z położonych w zasięgu osad, częściej przez strudzonych wędrowców. Choć oni też rzadko zapuszczają się do tej karczmy - z tego powodu zdaje się ona często opuszczoną i zaniedbaną. Zaniedbana w istocie jest, a świadczą o tym szczerbate talerze, popękane kufle oraz nieszczelne deski na ścianach. Mimo tego, jest to ostatnia stojąca oberża na drodze między miastem uniwersyteckim a mało uczęszczanym pasmem górskim, więc podróżni mają do wyboru abo „Grochóweczkę”, abo noc pod chmurką. Z jakiegoś powodu nie brak też takich, co decydują się na nocowanie na zewnątrz. I nie ma co się im dziwić, jako że gospoda od frontu nie zachęca wcale do odwiedzin. Zresztą, z innych stron też przedstawia się mało obiecująco. Ciemne, butwiejące bele dźwigają jakoś ciężar dwu pięter wraz z dobudówką, ale całość trzeszczeniem i dziwną aurą grozi, że bez ostrzeżenia może się zawalić, grzebiąc pod stosem drewna zarówno nielicznych gości, gospodarza, jak i nadzieję podróżników na odpoczynek po niekończącym się
marszu.

Po wydarzeniach 83. roku karczma stoi opustoszała.



Isgaroth, siedząc przed prostokątną ławą z napełnioną w połowie szklanką wina, bezustannie zastanawiał się, dlaczego tak właściwie znalazł się w tej obskurnej i brudnej tawernie. Trunek jeszcze nie zaczął na niego działać, ale chłopak mimo to miał problem ze skojarzeniem powodu, dla którego parę minut temu przeszedł przez drzwi Grochóweczki. Patrząc obojętnie na sterczącego po przeciwnej stronie pomieszczenia, za kontuarem, karczmarza, wreszcie odszukał w zakamarkach pamięci odpowiedź. Chodziło o wiadomość. Jeszcze wczoraj, będąc na drodze do Oros, w kierunku którego się przemieszczał, spotkał dziwnego człowieka. Facet podarował mu karteczkę z paroma słowami od NIEJ - od Katherine. Książę od bardzo, bardzo dawna nie miał wieści o swej dawnej kompance. Teraz, niespodziewanie, dostarcza mu ona przez jakiegoś dziada karteluszek z prośbą o pomoc, o spotkanie się w tej zabitej deskami dziurze. No cóż, niepokojąca sprawa, ale Isgaroth nie mógł przecież odmówić! Tak oto znalazł się tu, w tawernie, z połowicznie pustą szklanką wina...

Karczmarz okazał się osobą mało rozmowną i raczej markotną. Widocznie udzielała mu się ponura aura tego miejsca. Bohater miał jednakowoż wrażenie, że smutna atmosfera jemu nie szkodzi. Nie odczuwał ani zmęczenia, ani znudzenia, po prosu siedział na dupie i czekał - z powstrzymywaną niecierpliwością - na swą dawną towarzyszkę. Za oknem zbierało się na deszcz, wieczorną mżawkę. Nastał ten moment dnia, kiedy słońce zdołało się już schować za górami, ale żaden z dwu herbiowych księżyców nie wtoczył się jeszcze na niebo. Wnętrze gospody oświetlało parę świec zamocowanych na stojakach nad stołami. Oprócz Isgarotha, karczmarza oraz jednego krasnoluda chlejącego w samotności na piętrze - tawerna stała pusta.

- Zostajesz na noc? - Małomówny godpodzin, którego bohater mógł nawet posądzać o brak jęzora w gębie, odezwał się zza sterty poustawianych na ladzie garnków. Krzaczaste brwi przesłaniały oczy tego człowieka cieniem. Wąs spod nosa rzucał taki sam cień na ledwo poruszające się usta. - Jak zostajesz, to płać dwa srebra za kwaterę.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

2
Isgaroth wyrwany z rozmyślań, w pierwszej chwili nie rozumiał nic co powiedział do niego karczmarz. Jego myśli zaprzątała oczywiście Katherine. Wciąż ją pamiętał tak samo dobrze, jakby ją jeszcze wczoraj widział. Zdjął swój kunsztowny kapelusz na stół, a jego wzrok powędrował do miejsca, skąd rozległy się te dziwne dźwięki, które domyślał się, że były kierowane do niego.
- Śpieszy się czy co, drogi karczmarzu?
Powiedział lekko od niechcenia, choć pragnął wreszcie z kimś pogadać. Nudna karczma nigdy nie była jego ulubionym miejscem. Oprócz tego możliwość szybkiej śmierci nie napawała go optymizmem. Ale czekał. Wyjął swą książkę oraz pióro z atrament i zaczął tworzyć w niej śliczne szlaczki ozdobnych liter układających się w piękne pieśni o mężnych mężczyznach i pięknych kobietach.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

3
Zarządca gospody ziewnął szeroko, nie męcząc się zasłonięciem ust, pokazując Isgarothowi szereg popsutych zębów, a potem oparł się o krawędź kontuaru. Wziął z baru jeden garnczek i zaczął przecierać go skrawkiem fartucha, odpuszczając sobie odpowiedź. Książę oderwał od niego zmaltretowany nudą wzrok i zainteresował się pisaniem znaków w swojej książeczce. Buteleczka z inkaustem znalazła się na ławie, tuż obok kapelusza, a pisak w jego ręce. Notowanie szło bohaterowi wcale nieźle, choć słabe światło oddawana przez samotną świecę na stojaku utrudniało nieco to zadanie. Balladzista skrobał więc koślawe zdania, staranie barwiąc papier atramentem.

- No, późno się robi - oberżysta postanowił jednak nalegać na zapłatę. - Zaraz muszę drzwi zamknąć.

Gospodarz postawił oczyszczony z kurzu dzbanek na ławie, prowokując dość głośne stuknięcie. Zaraz po nim rozległo się następne uderzenie, nawet bardziej donośne - ale to nie garnek walnął o blat. Drzwi do karczemki otwarły się z mocą, grzmocąc klamką we framugę. Do środka wmaszerowała postać w kapturze, wpuszczając za sobą zimne, wieczorne powietrze. Płomienie świec w całej izbie roztańczyły się na kagankach. Gość zamknął drzwi z trzaskiem i wtem tańce ustały. Oberżysta z wolna schował się w głąb zaplecza - tam, gdzie znajdowała się kuchenka. Isgaroth mimowolnie podniósł głowę znad rękopisu. Spod szarawego kaptura wystawało przekornie parę pasemek kruczoczarnych włosów. Książę dostrzegł je i wiedział już, że ma przed sobą Katherinę. Ona też zobaczyła go niemal od razu, odsłoniła więc twarz, a następnie podeszła do jego stołu.

- Dobrze cię widzieć - powiedziały jej malinowoczerwone usta - Nic się nie zmieniłeś, kochanie.

Na malinowoczerwonych ustach Katheriny pokazał się uśmiech.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

4
Książe odłożył swoje pióro na bok, nie zważając na to, że przerywa swoją prace w pół zdania. Z gracją podniósł się z krzesła i podszedł do niej obejmując ją w talii. Na jego twarzy również widać było bardzo szeroki uśmiech i lekki rumieniec.
- Czekałem troszkę na ciebie. Cóż się stało, moja Księżniczko? - Mówiąc to, jeszcze bardziej się do niej przybliżył, aż wręcz stykali się twarzami, a jego ręce jeszcze bardziej oplotły jej biodra.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

5
Awanturniczka - bo nią w istocie była Katherina jaką bohater zachował w pamięci - również uścisnęła swego kuma, a potem jeszcze pocałowała go w zarumieniony policzek. Po akcie czułości czarnowłosa niechętnie odsunęła Isgarotha od siebie, spoglądając na niego spod grzebienia pomalowanych rzęs niebieskim wzrokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się nawet szerzej niż przedtem, stojąc na wprost przed Księciem zamknęła jego rękę w klatce swoich ozdobionych obrączkami palców. Poeta nie czuł skrępowania, ale podniecenia też nie. Targało nim zgoła inne uczucie, jakaś odmiana szczęścia, podobna do tego, co dzieje się z nami, gdy odnajdziemy wreszcie dawno zagubioną rzecz. Tą rzeczą, niesamowicie bliską sercu Błękitnego Księcia, została właśnie Katherina. I choć uprzedmiotowienie w tym przypadku może zdawać się uzasadnione - w końcu para miała ze sobą głównie stosunki polegające na obustronnym obdarowywaniu się orgazmami - to Isgaroth zdołał się w niej do tego czasu zauroczyć. Teraz, po latach rozwiedzenia, traktował ją z dużą dozą szacunku i opanowania. W jego ruchach oraz słowach odzywała się szlachecka szarmanckość.

- Zamówię coś do jedzenia i zaraz ci opowiem - podróżniczka machnęła na gospodarza, który przestał się chować w kuchcie, a następnie poprosiła go o dwie porcje czegoś do żarcia. Nie minęło wiele czasu, a wąsacz postawił przed nimi na stole pokrojony bochen chleba oraz garniec z ziołową pastą. Katherina, nie czekając na grzeczności, usmarowała kawałek pieczywa w smacznie pachnącej masie i wpakowała go do ust. Parę kęsów później niebieskooka zabrała się wreszcie za tłumaczenia. Balladzista słuchał jej z zaciekawieniem, nie mogąc doczekać się rozwoju spraw.

- Szukają mnie, Is - powiedziała do niego z pieszczotą w głosie. - Muszę znaleźć jakieś miejsce, gdzie będę mogła przeczekać aż cena za moją głowę trochę zmaleje. Proszę, potrzebna mi twoja pomoc. Na pewno na coś wpadniesz. Jak mnie dorwą, to zawisnę na postronku abo zrobią ze mnie więzienną kurwę. Nie chcę, kochanie, nie chcę...

Katherina zaczęła płakać.

Isgaroth, proszę Cię o dłuższe i bardziej rozbudowane posty. Na pewno dasz radę pisać obszerniej.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

6
Książe słuchał ją , również wcinając co nieco. Jednak bardziej skupiał się na podziwianiu swej bardzo bliskiej mu przyjaciółki. Tak dawno ją widział, że znów widział wielką radość oglądaniu jej kruczoczarnych włosów i uroczych ust. Liczył na to, że Katherine stęskniła się za nim i po prostu chciała się z nim spotkać. Powspominać stare czasy i pospędzać wspólnie czas. Dopiero po chwili dowiedział się jak bardzo jest naiwny.

Powoli, lecz w pełni ją rozumiał. Widok zrozpaczonej Katherine przybił go dogłębnie. Jego serce ściskało ze strachu, a podniebienie już dawno mu wyschło. Przerażenie sparaliżowało całe jego ciało. Jego oczy spoglądały na nią z politowaniem i chęcią pomocy.

- Nie rozpaczaj, proszę cię. Na pewno coś wspólnie wymyślimy. – odparł Isgaroth, łapiąc ją za rękę leżącą na stole. Pieszczotliwie przesuwał po niej palcami, próbując wywołać w niej jakieś miłe, pozytywne uczucia. Pomimo, że szarpały nim emocje, wyglądał na pewnego siebie. Wiedział, że musi to zrobić dla niej, sprzeciwić się swojej naturze i choć raz w życiu wykazać się męskością. Oczywiście nie licząc tych przyjemnych chwil, które kiedyś miały miejsca w czasie ich wspólnych wieczorów.

- Możemy uciec gdzieś razem. – powiedział uśmiechając się do niej. Był to wymuszony uśmiech, lecz już jako wprawny trubadur umiał udawać emocje. – Co się stało? Może będę mógł wstanie ci pomóc. – Dalej mówił nie będąc pewny czy rozważnie czyni. Nadal nie miał żadnego pojęcia jak może ją uratować. Ale chciał, zapewne przez uczucia jakimi ją darzył.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

7
Ozdobiona ciężarem pierścionków rączka Katheriny zadrżała nieznacznie pod ostrożną czułością palców Isgarotha. Niebieskooka podniosła na niego mokrą od płaczu twarz, prezentując jednocześnie smutne oczy otoczone obręczą rozmazanego czernidła do rzęs. Parę atramentowych, słonawych kropel zawisło bezwładnie na podbródku załamanej dzieweczki. Bladą skórę pod powiekami awanturniczki naznaczała ciemna, nierówna krecha. Doświadczając dobra i pocieszenia od Księcia, panna uśmiechnęła się nieznacznie - bohatera jak grom ogarnęło przekonanie, że zapamięta ten obraz na zawsze. Awanturniczka, wracając do stanu sprzed załamania nerwowego, przetarła oczka wierzchem rękawa i przekornie zerknęła przez ramię na karczmarza. Miała świadomość, że wąsacz bezustannie obserwował ich zza swego baru i zapewne miał sposobność podsłuchania ich rozmowy - również jej rozpaczań.

- Grubasie - warknęła do gospodarza z nieuzasadnioną złością. - Klucze do pokoju.

- Dwanaście monet - odpowiedział tamten bez zastanowienia. - Proszę pani - dodał potem, ale bardzo niechętnie.

Włodarz Grochóweczki stał wciąż za kontuarem i wzrokiem przewiercał zarówno Katherinę oraz Isgarotha na wskroś. Paskudnie mu z oczu patrzało. Małomówna, gburowata natura tego człowieka znów dała o sobie znać. Wąsacz bezczelnie obdarzał parę siedzącą przy stole chamskim szczerzeniem zębów. A raczej tego, co mu z zębów pozostało. Jego pulchna ręka leżała jak martwa na ladzie, czekając pewnie na należne za najem pokoju srebro, a druga siedziała w kieszeni zabrudzonego fartucha.

- Porozmawiamy na górze
- powiedziała czarnowłosa do Isgarotha prawie szeptem, a następnie wstała z zamiarem zapłacenia.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

8
Isgaroth szybko wstał od stołu, potykając się lekko o stół. Skomentował to jedynie drobnym uśmiechem, bo ból nie był teraz jego największym zmartwieniem. Wyprzedził Katherine w drodze do karczmarza i sam wręczył mu kilka monet. Teraz przynajmniej mógł mu się bliżej przyjrzeć. O wiele lepiej się kogoś ogląda jak jest na wyciągnięcie ręki. Próbował nie tylko poznać jego ciało, ale i również duszę. Bał się czy przypadkiem karczmarz za dużo nie słyszał.

- Pozwól mi zapłacić. Duma nie pozwala mi postąpić inaczej. – rzucił do Katherine przez plecy, gdy był jeszcze w drodze do zapłaty.

Potem było słychać jedynie brzęk monet, które lekko stłumione przez rękę Isgarotha uderzyły o kontuar. Z ciężkim sercem zostawiał swoje pieniądze złowrogiemu karczmarzowi, który wydawał mu się trochę przerażający. Oprócz tego płaci za pokój, który za pewnie nie dorównuje żadnym standardom do jakich przywykł. Westchnął tylko patrząc jak karczmarz chciwie je zabiera. Zawsze jednak można mieć nadzieję, że pokoje są bardziej zadbane niż cała karczma. Chwile jeszcze pobył odwrócony od Katherine, potrzebował ochłonąć od ciążącego na nim strachu. Teraz przynajmniej nie widziała jego twarzy, więc nie musiał swoich uczuć.

- Jeszcze zgarnę moje rzeczy i możemy iść. –zakomunikował jej odwracając się z uśmiechem na ustach. Ciężko mu było ją oszukiwać, ale wiedział, że radość może łagodzić smutek i strach.

Powolnym krokiem podszedł do stoły i zgarnął z niego niebieski kapelusz, który założył na głowie. Jeszcze chwile poświęcił temu, aby dobrze go ułożyć i zabrał się za posprzątanie reszty rzeczy. Książkę schował wraz z piórem do malutkiej torby jaką przy sobie miał, a następnie uniósł z krzesła swój cenny płaszcz i założył go na siebie. Wziął jeszcze kawałek chleba w rękę i podszedł do Katherine, przybliżając swoje usta do jej ucha.

- Możemy już iść – cicho szepnął. Po czym wpakował sobie do ust, później przeżuwając to, co w zasadzie miało być chlebem.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

9
Dało się bez trudu rozpoznać, że Katherine spodziewała się dżentelmeńskiego gestu Isgarotha. Młodzieniec zerwał się od stołu, uderzając przez nieuwagę w kolano, a ona stała z boku, urocza, beznamiętna. Tak samo zachowała się obserwując, jak Książę z własnego mieszka płaci za ich wspólną kwaterę na górze. W odpowiedzi na gadkę o urażonej dumie uśmiechnęła się, mrugając do bohatera oczkiem, w kącie którego wciąż stało parę kropelek. Gospodarz wziął od niego pieniądze bez komentowania i od razu schował je w kieszonce. Nie próbował nawet besztać Katherine za to, że zwracała się do niego tak niegrzecznie, choć jego wąsata morda zdawała się gotowa do powiedzenia paru szewskich przekleństw. Noc w karczmie kosztowała parokrotnie mniej niż karczmarz kazał sobie dać, więc jego duma wcale nie została urażona. Z powodu oszukańczo zarobionych srebrnych monet w parę sekund zapomniał o plamie na swoim honorze. Mimo to - twarz właściciela tawerny nie przedstawiała wcale wdzięczności lub zadowolenia, a raczej twardą niechęć oraz odrazę.

- Ostatnie drzwi po prawej - mruknął do Księcia, wciskając mu w dłoń klucz na drucianym breloczku.

Cudowna awanturniczka stała pod schodami z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Nie kazała na siebie czekać i wkrótce potem para przeszła na piętro - do wskazanego pokoju. Isgaroth nie minął się z prawdą, kwatera przedstawiała się bardzo mizernie. Na umeblowanie składało się jedno wąskie łoże pod ścianą, niska szafka stojąca obok niego, popękane lustro wiszące na ścianie oraz drewniana wanna napełniona zimną i mętną wodą. Katherine znalazła się za progiem i usiadła na brzegu legowiska, gniotąc i tak już porozrzucane prześcieradło. Dziewce przerażająco niski standard pokoju nie przeszkadzał - pewnie nie raz spała w znacznie gorszych warunkach. I w znacznie gorszym towarzystwie. Chcąc dać swemu towarzyszowi znać, że ma się już dobrze, czarnowłosa swobodniej rozsiadła się na sienniku, a potem wskazała Isgarothowi miejsce obok siebie.

- Chodź do mnie - powiedziała cicho. - Mam sporo do opowiedzenia.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

10
Młody mężczyzna zatrzymał się w drzwiach przyglądając się kruczowłosej kobiecie z wielkim zainteresowaniem i śledząc każdy jej ruch. Widząc jak od razu po wejściu do pokoju gramoli się do łóżka, wstanie był tylko skomentować to szerokim uśmiechem. Powolnym ruchem zdjął kapelusz oraz instynktownie odłożył go na pobliskiej szafce.

- Pędzę. Nie mogę się już doczekać. – powiedział swoim dźwięcznym głosem jak przystało na utalentowanego trubadura. Następnie spojrzał na siebie przez lustro oddalone niewiele od niego i uświadomił sobie, że jego włosy są częściowo zaniedbane. Prawdopodobnie zakładając w pośpiechu kapelusz musiał go źle usadowić na swojej głowie. W normalnej sytuacji pewnie byłby zirytowany, lecz teraz w towarzystwie pięknej damy kontrolował każdy skrawek swego ciała i ducha. Nie było w tym pokoju miejsca na złość, czy przygnębienie. Nie teraz, kiedy starał się pocieszyć najbliższą mu dotąd osobę.

Swoim lekko dość kobiecym krokiem pełnym gracji doszedł do łóżka i usiadł w wyznaczonym przez Katherine miejscu. Jednak zaraz po tym jak opadł na łóżko, przybliżył się do awanturniczki oraz rzucił jej oczekujące opowieści spojrzenie.

- Jesteśmy już sami – powiedział czule, patrząc w jej oczy, które po niedawnym płaczu błyszczały jak diamenty. - Co ci leży na sercu? – Mówiąc rzucił okiem na biust jakby oczekiwał, że będzie wstanie przebić się przez niego i ujrzeć odpowiedź.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

11
Katherine z każdą sekundą coraz to bardziej upodobniała się do tej kochającej i bezkompromisowej dzieweczki, którą Isgaroth zachował na zawsze we wspomnieniach. Obecność Księcia tuż obok sprawiała awanturniczce nieopisaną radość, wprawiała ją w ostrożne zakłopotanie. Poeta miał przed sobą niekwestionowanie cudną osobę - rumianą twarz, rozwarte usta, okolone ponętną czernią oczka. Zdawać się mogło, że Isgaroth doskonale spełnia swą powinność. Samo to, że znalazł się obok, poprawiało czarnowłosej samopoczucie. Rozpromieniona uśmiechem buzia potwierdzała to bezsprzecznie. Łoże zatrzeszczało chicho, reagując w ten sposób na wiercenie się bohatera. Chciał on - co zrozumiałe, biorąc pod uwagę okoliczności - znaleźć się tak blisko Katherine, jak pozwalała na to wisząca w powietrzu aura podniecenia. Awanturniczka wcale nie zamierzała mu przeszkadzać w próbach zmniejszenia dzielącej ich odległości. Co więcej, sama przesunęła się w jego stronę o te parę drogocennych centymetrów. Schowany wciąż za kołnierzem biust dzieweczki znalazł się nagle tuż przed wzrokiem Isgarotha, przez co podziwianie go nie stwarzało mu już problemów.

- Masz rację - szepnęła niebieskooka. - Jesteśmy już sami, a moja spowiedź może przecież poczekać.

Bohater miał przed sobą po prawdzie cudowną osobę oraz usta czekające na pocałunek.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

12
Isgaroth złapał ją z czułością w biodrach oraz przyciągając jeszcze bliżej, podarował jej długi i namiętny pocałunek. W wielkim zachwycie nad jej pięknym ciałem, wydawał głuche jęki przyjemności. Przerywając go na chwilkę stykając się nosami szepnął do niej czule:

- Czy na pewno mamy na to czas, kotku?

Nie dając jej czasu na odpowiedź, zaczął ponownie ją całować , tylko że jeszcze bardziej nachalnie. Napierając na nią lekko ciałem, delikatnie upadł z nią w objęciach na łoże. Leżąc na niej, jego dłoń z obejmowania powędrowała na jej udo pieszcząc po drodze jej delikatne ciało. Udo zaś samo chwycił subtelnie, zginając jej nogę w kolanie.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

13
Katherine oddawała się pieszczotom, ale od siebie nie dawała nic poza mruczeniem oraz postękiwaniem. Jednakowoż, dla Isgarotha okazało się to dostateczną nagrodą i zarazem zachętą do dalszego działania. Awanturniczka nie musiała prosić, ponieważ poeta doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co jest jego rolą w tej sztuce - sztuce kochania. Z tego też powodu pieśniarz starał się zadowalać niebieskooką z cechującą go szarmanckością. A ona bardzo to doceniała, za potwierdzenie czego można uznać miarowe potęgowanie głośności stęków, które szeptała wraz z zapewnieniami, że naprawdę go kocha. Choć za oknem wiatr hulał wraz z chłodną aurą, to w pokoju na piętrze zajazdu Grochóweczka powietrze napełniała gorąca czułość. Taniec spoconych ciał trwał w nieustającej paradzie rozkosznych doznań. Gnając na chmurze uniesienia, Isgaroth z każdą sekundą coraz to bardziej pogrążał się w mlecznobiałej toni spełnienia. Katherine opadła na łoże obok niego, zmęczona oraz bezsprzecznie zadowolona. Potem nastał dla kochanków czas pocałunków, muskania się i naprzemiennego pocieszania. Następnie para zasnęła - śniąc pewnie tę samą marę nocną.

Książę został obudzony niespodziewanie i bez ostrzeżenia. Można rzec, że coś go od snu przemocą oderwało. Leżąc bez świadomości, Isgaroth na razie nie mógł zorientować się, co tak brutalnie przerwało jego drzemkę. Dopiero po paru uderzeniach serca doszedł do wniosku, że to wina jakiegoś wrzasku. Ktoś z pewnością darł się bez tchu - a on musiał tego słuchać. Cała ta sprawa po prostu go zdenerwowała, ale wnerw przeszedł nagle w strach, bo chłopak dostrzegł, że Katherine nie ma wcale obok niego. Dziewka gdzieś przepadła, zostawiając go samego, otoczonego przez rozwichrzone prześcieradło. Drzwi do pokoju pozostawały zamknięte, woda w wannie wciąż zimna, a ubrania Katherine - zrzucone zeszłego wieczora - na swoim miejscu, nieruszone. Zmieniało się jeno natężenie upiornego wrzasku, dochodzące z całą pewnością z parteru.

Isgaroth z trudem zszedł z siennika, wciąż czując małe zmęczenie. Przed nim roztaczała się zagadka do rozwiązania.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

14
Młodzieniec widząc, że jej kochanki brakuje w łóżku wyskoczył z niego jak oparzony. Mimo, że wciąż był zaspany to nie miał problemów z rozszyfrowaniem zagadki. Katherine została porwana i nie miał do tego wątpliwości. Nasuwało się jedynie jedno, wielkie pytanie ,, Po co?’’. Szybko chwycił spodnie i zwinnymi ruchami założył je na siebie. Jego desperacji nie można było wyrazić słowami. Wiedział, że każda minuta była na wagę złota. Gdyby nie jego samcze popędy może wiedziałby co się właśnie stało i bardziej by uważał. Zapinając pas od spodni, podbiegł do drzwi. Jego myśli wciąż krążyły wokół Katherine, wspominając jej płacz. Musiało być naprawdę źle, jeśli tak rozpaczała.

- Cholerny karczmarz. Za długi ma ten język. – Nie miał wątpliwości, że przybycie porywaczy jego ukochanej, nie trafili tu bez powodu. Przed otwarciem wrócił jeszcze po miecz, który szybko został przypięty do jego pasa. Wiedział, że bez niego nie odzyska swej uroczej kochanki. Musiał się śpieszyć. I nie dlatego, że pragnął przeżyć jeszcze nie jedną taką noc, ale że naprawdę bał się o Katherine. W dłoń zabrał jeszcze koszulkę, którą zakładał w drodze na parter.

Wychodząc z małego pokoju, z którego wciąż dochodziło ciepło na korytarz, w pośpiechu nawet nie zamknął drzwi za sobą. Nie dopuszczał do siebie myśli, że tutaj nie wróci. Będzie musiał tu przyjść, ubrać się i zabrać wszystko, ale to potem. Teraz trzeba pobawić się w bohatera. Zbiegając ze schodów rozglądał się dokładnie, próbując uchwycić każdy najmniejszy szczegół, który może szczęśliwie doprowadzi go do ukochanej.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

15
Rzekoma odpowiedź na zdarzenia mające miejsce w ciągu ostatnich paru minut pojawiła się w głowie Isgarotha niespodziewanie i bardzo nagle. Poeta nie marnował czasu, w mgnieniu oka - napędzając swą świadomość desperacją oraz potrzebą ratowania Katherine - przeanalizował to, co działo się dookoła. A działo się dużo. Wrzask z dołu nie przestawał drażnić uszu Księcia nawet na moment, więc musiał on zmagać się z nim podczas zbiegania po schodach. Bohater miał niezrozumiałą pewność, że to właśnie ona stała się powodem całego zamieszania, że to właśnie kruczowłosa została napadnięta i zraniona. Odpowiedzialnością za chaos obarczał karczmarza, a podczas ratowania niebieskookiej gotował się nawet do stosowania przemocy. Od dawna niestosowana broń, wisząca swobodnie u pasa, zdawała się gotowa to walczenia po jego stronie. Isgaroth miał chociaż jednego kompana - w postaci swego wiernego miecza.

Na parterze moc rozdzierającego powietrze wrzasku wzrosła do tego stopnia, że bohater nie mógł się normalnie skoncentrować. To przeszkadzało mu w zorientowaniu się w casusie - a ten przestawiał się dość zaskakująco. Ku swemu zaskoczeniu, balladzista nie dostrzegł na dole strażników przybyłych z zamiarem porwania Katherine. Nie spotkał też żadnych przestępców ani drabów. W gospodzie nastała ciemność, choć każda ze świec gorzała swoim płomieniem. Jasność woskowego światła z jakiegoś powodu nie rozpraszała mroku gromadzącego się w Grochóweczce. Na pewno napawało to Isgarotha jakiś rodzajem zaniepokojenia, może nawet strachu. Za kontuarem sterczał - co tu się dziwić - gospodarz. Na jego mordzie malowało się zdziwienie pomieszane z rozpaczą. On bał się z pewnością i nawet nie próbował stwarzać pozorów, że jest w stanie zachować zimną krew. Poeta ogarnął wzrokiem pozostałą część pomieszczenia i napotkał Katherine, siedzącą pod ścianą. Czarnowłosej przerażenie odebrało mowę, bo na jego widok nie powiedziała nawet słowa. Roztrzęsiona dłoń awanturniczki posunęła się naprzód. Bohater powędrował wzrokiem w kierunku wskazanym przez drżące palce i dostrzegł to - powód powstałego zamieszania.

Na posadzce zalegało bezwładnie ciało, należące prawdopodobnie do krasnoluda. Isgaroth poznał pochodzenie trupa po zawiązanej w warkocze brodzie. Wzrost martwego jegomościa też okazał się dobrą podpowiedzią. Choć poeta czuł się słabo, to miał teraz sposobność zaobserwowania niesamowitego stanu zwłok. Dziura w klatce piersiowej skupiała na sobie uwagę niedoszłego śledczego bez powołania. Bohater zdawał sobie sprawę z tego, że tak szerokiego otworu nie mogła zrobić żadna konwencjonalna broń - stało się to więc może za pomocą czarów. Podczas oceniania stanu truchła Isgaroth zdał sobie sprawę z czegoś jeszcze. Wrzask nie ustawał, ale w pomieszczeniu nie znajdowała się obecnie żadna wrzeszcząca osoba. Zarówno karczmarz oraz Katherine nie dawali z siebie nawet małego odgłosu, a mimo to paniczne piszczenie rozbrzmiewało i echem uderzało po ścianach. W kwaterze wiało chłodem, choć okna szczelnie zamknięto, a kominek rozpalono parę godzin temu. Isgarotha przeszedł dreszcz.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”