Re: Gospoda "Grochóweczka"

31
Bohater potrząsał awanturniczką jak szmacianą marionetką. Oszołomiona Katherine poddawała się jego ruchom bez żadnego oporu i bujała się w każdą stronę za sprawą działań bohatera, podzwaniając jednocześnie żuchwą. Strach odezwał się w poecie tak okropnie brzmiącą wrzawą, że musiał on oddać się panice - nie umiał się przeciwstawić napadowi wszechogarniającego przerażenia pomieszanego z rozpaczą. Jego ukochana siedziała przecież obok bez świadomości i szeptała te dziwne słowa nie swoją mową. Mową zza grobu. Dopiero po paru sekundach bezczelnego i przepełnionego bezradnością potrząsania do Księcia dotarła radosna wieść - że Katherine jest na powrót sobą. Czarnowłosa patrzała na niego zdezorientowana i zmęczona, a z jej oczu zniknęła martwa pustka. Nie wiedziała jednak, co się z nią stało, ani co się dzieje. Chcąc odepchnąć szamoczącego ją kochanka zebrała w sobie nieco powietrza i zamierzała na niego wrzasnąć - ale wtem jego uścisk przestał uwierać i poeta zaczął przelewać słonawe ziarna płaczu. Awanturniczka zawiesiła mu ramiona na karku i wcisnęła głowę w jego pierś.

- Już dobrze... - powiedziała, a Isgaroth miał pewność, że mówi to Katherine. - Trzeba doprowadzić to do końca.

Kusząco ciemna cera awanturniczki stała teraz się bura i ziemista. Spozierała ona na ukochanego i nie starała się nawet udawać, że do niczego nie doszło. Potrząsanie musiało poskutkować, skoro przez czarnowłosą nie przemawiała obecnie zmora. Isgaroth miał jednak pewność, że Shannon nie ewakuowała się jeszcze z ponętnego ciała Katherine. Schorowana skóra oraz cienie dookoła oczu zdawały się dowodzić czegoś wręcz odwrotnego. Na domiar złego - poeta zaobserwował cienką jak ozdobna wstążka strugę szarawego czegoś dochodzącą z ucha awanturniczki. Unosząca się w powietrzu mgiełka dawała dowód obecności ducha wewnątrz niej. Czarnowłosa została opętana i nic nie gwarantowało tego, że zostanie oswobodzona. Książę zdawał sobie sprawę z tego, że dokonanie morderstwa na Nazirze może uratować jego ukochaną. Pomszczenie Shannon zdawało się koniecznością. Znalezienie odpowiedniego egzorcysty również wchodziło w rachubę - ale mogło rozsierdzić zmorę i sprowokować ją do brutalnego zachowania przejawiającego się kruszeniem żeber i wierceniem otworów w mostku. Isgatorh miał przed oczami obraz zamordowanego krasnoluda, więc musiał zachować wzmożoną ostrożność. Musiał uważać na słowa.

- Masz ją z powrotem - powiedziała Shannon ustami awanturniczki. - Będę czekać i obserwować. Nie zawiedź mnie...

Chmura dochodząca z ucha Katherine znalazła się znów wewnątrz i dzieweczka zakaszlała.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

32
Isgaroth odetchnął z ulgą, widząc jak jego kobieta wraca do swoich zmysłów. Nie był pewien co do potęgi tego ducha, lecz po tym jak z łatwością przejmował kontrolę nad wybranym celem, obawiał się go bardzo. Zjawa poza tym sceptycznie była do niego nastawiona i czujnie patrzyła mu na ręce. Jeden zły ruch i mógł zaprzepaścić swoje życie i swojej wybranki serca. Katherine niczemu nie była winna, dlatego jeszcze bardziej się o nią martwił. Wplątał ją w niesprawiedliwe gierki przezroczystej dziewczyny, która za nic miała ludzkie życie. Musiał wykonać zadanie, będąc ciągle w strachu i niepewności, śledzony przez beznamiętnego ducha.

Isgaroth zmartwił się widząc jak Katherine kaszle. Miał nadzieję, że mieszkanie ducha w ciele jego pięknej kobiety nie odbije się negatywnie na jej zdrowiu. Nie chciał jej widzieć chorej lub w najgorszym wypadku niedołężnej. Pewnie trochę przesadzał, aczkolwiek był to tylko kaszel i aktualnie więcej się nie działo. Tak zamartwiając się nad nią, musiał jakoś okazać jej trochę ciepła i współczucia, nawet jeśli ona nie wiedziała dokładnie dlaczego powinna być zmartwiona. Zamierzał jej to powiedzieć albo chociaż część prawdy. Tę część, która nie wywoła w niej strachu i przerażenia. Wolał już ją okłamać niż miałaby żyć w lęku o własne życie. Wszakże teraz jej sytuacja wyglądała okropnie, a sama Katherine była wręcz zakładniczką ducha.

Jedną ręką objął ją czule w pasie, przyciągając ją do siebie. Pragnął poczuć jej delikatny dotyk na swojej piersi. Drugą ręką zaś delikatnie położył jej na głowę, jednocześnie łagodnie ciągnąc ją do siebie. Następnie w geście czułości i wielkiej miłości do niej ucałował jej gołe czoło, aby ta nie miała się czego obawiać oraz żeby w jego ramionach czuła się bezpiecznie. Oprócz tego subtelnie zaczął ją głaskać po głowie, aby Katherine ze spokojem przyjęła tą straszną wiadomość.

- Duch mi kazał zabić Nazira z Czarnych Murów. Nie wiem jak tego dokonam, ale nie mam wyboru. – Przytulał ją mocno, nie ukazując jej swojej twarzy pełnej zmartwienia i bólu. Katherine mogła żądać od niego mocnych wyjaśnień, których młody bard jednak nie chętnie chciał udzielić .

Re: Gospoda "Grochóweczka"

33
Wchodząc w cielesną postać Katherine, zmora obdarowała ją wiedzą o całej swojej osobie. Choć mała Shannon umarła dość wcześnie i nie zdołała zebrać wielu wspomnień, to awanturniczka wciąż musiała stanąć twarzą w twarz z mroczną naturą pragnącego śmierci ducha. To zadanie sprawiało jej trudności. Sprostanie czemuś takiemu mocno osłabiało wolę i zdrowe rozumowanie czarnowłosej. Jednakowoż pomoc Isgarotha okazała się tu nieopisana. Obecność barda sprawiała, że Katherine cudem znajdowała w sobie schowane pozostałości pewności siebie oraz tego dziwnego przekonania, że mimo przeszkód - wszystko będzie dobrze. Luba Księcia nie miała zamiaru się jeszcze poddawać, choć już prawie pogodziła się ze swoim przeznaczeniem. Będąc - zgodzie z jego słowami - zakładniczką ducha musiała w każdej sekundzie doświadczać koszmaru na jawie. A jednak okazała się bardzo odporna i odważna. Nie chciała zawieść siebie. Nie chciała zasmucać Isa. Chciała jeszcze zostać na Herbii.

- Wiem to... - zaszeptała mu do ucha. - Ona mi powiedziała. Ale to nie jest twoje zadanie. Jest nasze. Razem dokonamy tego morderstwa. Razem lub wcale. Szkoda, że do tego doszło, ale tak właśnie przedstawia się nasze przeznaczenie. Kochanie.

Na dźwięk słowa morderstwo Isgarotha przeszedł dreszcz. W ustach Katherine brzmiało ono złowieszczo i mrocznie. Awanturniczka nie dała mu jednak czasu na zamartwianie się drobnostką. Podniosła się z siennika i podeszła do drzwi, kusząco wyciągając ramię w jego stronę. Następnie para ubezwłasnowolnionych przez zmorę kochanków zeszła na parter. Tam czekała na nich niespodzianka.

Leżące we krwi truchło brodacza nie cierpiało w samotności. Na posadzce obok znalazł się bowiem karczmarz z otworem w klatce piersiowej. Obok niego walała się masa białego czegoś - będąca pewnie pozostałością po jego żebrach oraz trzewiach. Katherine zeszła po schodach i beznamiętnie przeszła obok dwóch trupów. W pomieszczeniu śmierdziało rozkładem. Oprócz smrodu w powietrzu niosła się aura przerażenia i groteskowej ciemności. Zgaszone świece i mrok za oknami. Awanturniczka podeszła do wrót i otwarła je szeroko. Do środka wleciało mroźne tchnienie wiatru. Na zewnątrz dzień przelewał się przez zachmurzone niebo. Książę stał obok kontuaru, ostatni raz patrząc na rozerwane ciała, butwiejące deseczki oraz nieszczelną powałę. Po przekroczeniu progu Grochóweczki znajdzie się w świecie strachu i wiecznego niepokoju. W kompanii z duchem oraz swą ukochaną. Po przekroczeniu progu Isgaroth będzie musiał obrać dalsza drogę. Będzie musiał udać się na poszukiwanie Suchot i Rdzawego Nazira - obiektu swego pierwszego morderstwa.

Re: Gospoda "Grochóweczka"

34
Podróż zapowiadała się na wesołą, gdyż jego kochanka miała towarzyszyła mu w tych trudnych chwilach. Mimo, że w jego umyśle ciągle pojawiały się obrazy jak z koszmarów, Is w stanie był się nawet uśmiechnąć. Ten dzień z pewnością był dziwny i raczej nikt nie oceniłby go inaczej. Duch dziewczynki mordujący wszystkich mężczyzn i żądająca zemsty, z pewnością przepełniła jego poranek mnóstwem emocji oraz niezbyt miłych doświadczeń. Najadł się strachu, który powoli uchodził już z ciała mężczyzny, a on sam powoli godził się ze swoim losem, który początkowo wydawał mu się przerażający. Teraz jednak zaczął widzieć to w innym świetle. Będzie świadkiem wielkiego wydarzenia, a nawet sam będzie jego bohaterem. Będzie mógł o tym śpiewać lekko mijając się z prawdą, ale jednak wielka to była radość dla barda.

Przemykając pośród martwych ciał również starał się zwinnie je omijać szerokimi łukami, aby przypadkiem nie ubrudzić sobie butów w kałuży krwi. Jednak wygląd sporo mówił o człowieku, a pierwsze wrażenie zazwyczaj od razu budowało opinię na temat nieznajomego. Każdy mówi, aby nie oceniać książki po okładce, jednak człowiek jest tylko człowiekiem i robi to instynktownie oraz tylko nie liczni starają pokonać swą naturę. Jednak ci wyjątkowi ludzie zazwyczaj byli daleko poza zasięgiem Isgarotha, więc nie musiał się ich istnieniem martwić.

Przepuszczając swą kobietę w drzwiach, wyszli z karczmy jak gdyby nigdy nic się tam nie stało. Przynajmniej Isgaroth miał niewzruszoną minę, z której niewiele można było wyczytać. W głębi siebie jednak się martwił, gdyż wciąż wiedział za mało, a ta misja może daleko wykraczać za granicę jego umiejętności. Mimo tego ruszył w podróż z wspaniałym towarzystwem, który z pewnością pomoże mu dostać się do Suchot. Przynajmniej miał taką nadzieję.

- Zatem ruszajmy - odparł dosyć optymistycznie - zaś w drodze opowiesz mi to, na co wczoraj wieczorem nie mieliśmy zbytnio czasu. - uśmiechnął się na samo wspomnienie tej upojnej nocy.

Isgaroth z początku udał się do Oros, aby spróbować tam odnaleźć sposób dotarcia do Suchot. Oprócz tego pragnął również poszukać nowego źródła zarobku, bo mieszek barda nieubłaganie się marniał.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”