Mężczyzna dodał zebrane przez siebie grzyby do wspólnej „spiżarni”, która była dość uboga jak na całą kompanię. Najwyraźniej nie przygotowali się zbytnio do podróży. Będą musieli podczas dalszej drogi upolować jakieś zwierzę lub zaopatrzyć się w jakimś zajeździe. Nie przetrwają zbyt długo bez pożywienia. Sylvius poszperał jeszcze w swoim plecaku i wyjął ostatki ze swojego posiłku, który przygotował na podróż powrotną z Oros. Były to składniki jego typowej kolacji. W malutki drewnianym koszyczku wyścielonym czerwonym materiałem znajdowało się pięć jaj przepiórczych. Miał jeszcze trzy podpłomyków, butelkę winna korzennego, zielonkawe jabłko o cierpkim smaku, manierkę z wodą oraz zestaw ziół do naparów, które zwykł pić rano i wieczorem. Bardzo spodobało mu się zachowanie towarzyszy. Dzielili się własnym jedzeniem. Tworzyło to więzi i zaufanie. Ludzie, których jednoczy lojalność, są bardziej sprawni w rozwiązywaniu wszelkich problemów. Nie spodziewał się, że tak bardzo będą zorganizowani podczas budowy obozu.
- Nie są to kurze i nie będzie z tego jajecznicy dla całej kompani, ale jak dobrze rzekłeś z kurkami doskonale się nada.- uśmiechnął się otwierając wiklinowe pudełko z przepiórczymi jajkami. Wziął kawałek drewna leżącego na ziemi i pokroił grzyby. Następnie rozbił skorupki mieszając w rondelku nad ogniem wraz ze wszystkimi składnikami. Dodał szczyptę mieszanki przypraw, który był zwykle nosić przy sobie jadąc na targi. Żałował, że nie był bardziej przygotowany. Nie spodziewał się jednak tak długiej wyprawy.
Zapach jedzenia już się roznosił. Sam Sylvius wziął kawałek podpłomyka i wraz z niewielką porcją jajek konsumował w ciszy. Nie lubił rozmawiać podczas posiłku. Alchemik nie był przyzwyczajony do dużych porcji. Spożywał raczej drobne posiłki, składające się z różnych składników. Nie urozmaicał jednak zbytnio swojej diety. Każdy dzień był podobny. Sama podróż była dla niego oderwaniem od rutyny. Nie siedział przecież przy swoim stoliku, czytając książkę i jedząc w spokoju kolację z mruczącym kotem na kolanach. Miał nadzieję, że Karol odpowiednia opiekuje się jego pupilem i sklepem. Odrzucił zaprzątające się w głowie myśli. Był czasem zbyt przejmują się. Wiedział, że młody czeladnik doskonale sobie radzi.
-Piękne to czary czynisz Panienko – powiedział uśmiechnięty mężczyzna – jedyną magię, która znam jest alchemia. Nigdy nie miałem talentu jak mój Ojciec, choć odziedziczyłem po nim niezwykły dar. Zmysł, dzięki któremu tworzę najlepsze perfumy w całym Keronie. I wbrew pozorom alchemia nie jest tylko naukom, ale również magią.
- Zostawmy coś na jutrzejszy ranek i kolejne dni, jeżeli nie sprzyjałby nam los – rzekł do Amarona podając butelkę wina, którą właśnie otworzył. Napój był jego roboty o lekkim cierpkim smaku. Niezwykle rozgrzewało. Doskonało na zimną noc. – Mogę wziąć pierwszy wartę. Każdy z nas na coś cierpi. Ja nie mam zbyt lekkich snów.
- A ty młodzieńcu poczęstujesz się wina? Sam pędziłem na bazie najlepszych ziół korzennych. I co ty tam szkicowałeś? Urodę naszej utalentowanej towarzyski – spojrzał się w stronę Shah.
Re: [W drodze na Północ] Trakt ku Meriandos
46
Ostatnio zmieniony 28 paź 2015, 21:45 przez Sylvius, łącznie zmieniany 1 raz.