Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

16
Ptaki ćwierkały, a wokół Vlaira świat żył. Od lat siedzenia w jaskini mężczyzna skostniał, i choć chwilami nadal żartował używając czarnego humoru, to jednak wesoła atmosfera mu się nie udzielała.
Wtedy nagle Szego zamilkł. Zdziwiony zerknął na drogę.
Całkiem niedaleko znajdował się wóz. Pod płaszczem mógł znajdować się chłop, ale mógł to tez być jeden z czarodziejów z tutejszych stron. Albo i nawet jakiś samotny Sakirowiec... nie, to juz było lekkie przesadzenie, jednak ostrożnośc w takich sytuacjach była wskazana. Mimo to wóz był jak podarek od Usala, ułatwiłby drogę, jak i być może jego zawartość. To ciekawe wydarzenie naprawdę rozbudziło wyobraźnię Lorda. Może cenne tkaniny? Raczej nie. Ale na pewno jakieś jedzenie, dobre jedzenie. Kto wie.
Szybko schodząc z drogi i ciągnąc za sobą gobliny syknął dość cicho:
- Szybko! Zanim nas zobaczy.
Gdy już skrył się z pomagierami za drzewami i zaspami, dosłownie pare metrów od drogi, szepnął do nich.
-To może być nasza szansa, na zdobycie transportu bądź jedzenia. Robimy tak, stanę mu na drodze jako samotny wędrowiec, i poproszę o jakąkolwiek strawę. Spróbuje dowiedzieć się czy jest niebezpieczny. Jeśli nie ma jakich większych umiejętności bojowych, to po prostu krzyknę "Memento mori", a wy wyskoczycie i razem ze mną go zaatakujecie. Zapamietajcie!
Miał szczerą nadzieje że mózgi im się od myślenia nie przegrzeją. Jeśli plan się powiedzie to zyskają duży "prezent" od losu.
- Jeśli powiem "Carpe diem" to wychodzicie również, ale nie atakujecie. Wtedy po prostu zostawcie mi rozmowę, i zachowajcie minimum przyzwoitości. Znacie to słowo prawda?
Nie będąc pewnym czy zrozumieli dodał:
- Musicie się nie wygłupiać i słuchać tego co mówię Ja, a jeśli tamten będzie na was narzekał to puścić to mimochodem. Jasne?

Wydawało mu się że wyraził się jasno, nawet jak dla goblinów.
Wyglądnął z za drzewa, i upewnił się że wożnica ich wcześniej nie widział.
Jeśli nadal nie okazywał jakichkolwiek oznak strachu czy zaciekawienia, to powoli Vlair wygramolił się z zasp i ruszył z wolna ku wozowi.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

17
Przez Darkera znów przemawiała charakterystyczna dla niego rozwaga i granicząca z paniką ostrożność. Wraz z towarzyszami stał na uboczu, tłumacząc im zawiłość swojego - pozornie - nieskomplikowanego planu. Wóz wciąż jechał w ich kierunku, a ciągnący go koń dreptał w swoim tempie. Kopyta uderzały o twardą ziemię. Choć mówiony szeptem wykład Lorda dotarł do zaostrzonych uszu zielonoskórych, to bohater powinien mięć wątpliwości co do tego, czy wszystkie wypowiedziane przez niego informacje zostały przez nich zrozumiane. Słowotok nekromanty skończył się w momencie, gdy dwaj dezerterzy skoczyli w przydrożne zarośla. Pozbawione liści krza stanowiły kiepskie schronienie - ale to zawsze coś. A coś jest zawsze lepsze niż - nic. Z takiego założenia wyszedł Szego, który w oczekiwaniu na sygnał od bohatera postanowił sobie pogwizdać. Lorda zdziwiło to, jak dobrze potrafi naśladować odgłosy ptaków...

Ścieżka, choć nierówna i obsypana śniegiem, była jednak całkiem szeroka. Idąca nią szkapa miała dla siebie mnóstwo miejsca, a ciągnięty przez nią wóz nie ocierał się nawet o drzewa. Vlair wyszedł na środek drogi. Fura zatrzymała się o jakieś dziesięć kroków od niego. Woźnica - owinięty w szary płaszcz jak w jakiś kokon - siedział na skrzyni i ani myślał z niej zeskakiwać. W chłodnym powietrzu zawisła dziwna cisza, przerywana jedynie gwizdem ukrytego hobgoblina.

Uwiązany do wozu koń prychnął, a potem obrócił się w stronę ściany lasu. Lord zauważył wtedy, że z fury wystaje czyjaś ręka. Ktoś leżał na pace. Co ważniejsze - był zakrwawiony, bo zwisająca kończyna nosiła na sobie czerwone ślady zaschniętej juchy. Woźnica pociągnął za cugle, kierując szkapę z powrotem na drogę. Potem spod fałd materiału ukazała się jego twarz - krzaczaste wąsy oraz nos w kształcie spłaszczonego ziemniaka. Zaraz potem wynurzyły się popękane usta.

- Zejdź z drogi, dobry człowieku, i pozwól mnie przejechać. Do domu mi śpieszno...

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

18
Wzrok który przez moment skupił na zakrwawionej ręce wystającej z wozu, Vlair w momencie zwrócił ku chłopowi. Nie był on zbyt przerażający. Raczej zwyczajny "chłopek-roztropek" . Lord mimo tego że chwile temu był gotów zabić podróżnego, ze zwyczajnej ciekawości postanowił dowiedzieć się kimże jest osoba ranna którą wiezie mężczyzna.
- Witaj. Widzę że wiele nie posiadasz, ale jestem głodnym podróżnym, i przydałaby mi się strawa. W zamian mogę użyć swych co prawda niewielkich, ale jednak, umiejętności magicznych by ci jakoś pomóc.
Vlair był pewien że chłop przystanie na tę propozycję. Co prawda nie znał się na magii służącej leczeniu, ale nie zmienia to faktu że umiał takiego udawać, a alchemia była mu znana w pewnym stopniu, wystarczającym na pomoc takiej osobie... choć nie znał jeszcze problemu.
martwił się trochę o hobgobliny, ale raczej nie powinny jeszcze zrobić nic głupiego.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

19
Lord rzeczywiście nie miał się czego obawiać. Gwizdanie nie przestawało uchodzić zza krzaków i hobgobliny spokojnie siedziały w ukryciu. Choć bohater słyszał jak Szago wierci się, szeleszcząc ubraniem oraz gałęziami, to woźnica - nieświadomy obecności zielonoskórych - z całą pewnością nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest obserwowany. Nie oznaczało to jednak, że był nieostrożny. Wzrok wąsacza bez przerwy wisiał na Darkerze, chcąc przewidzieć w jego ruchach przejawy agresywnego nastawienia.

On zachowywał się jednak po przyjacielsku i zaoferował nawet swoją pomoc. Siedzący na wozie chłop nieco się wzdrygnął na wieść o magicznych zdolnościach bohatera. Mocniej ścisnął końskie cugle, przez co zwierzak prychnął z niezadowoleniem, wyrzucając szarą parę z ogromnych nozdrzy. Woźnica spojrzał przez ramię - na zawartość pudła - a potem posłał wzrok w kierunku stojącego na ścieżce nekromanty.

- Nie potrzebuję pomocy - odpowiedział, butnie podnosząc głos. - Sam też jestem głodny, mam rodzinę do wykarmienia i nie będę częstował żarciem jakiegoś obdartusa. To moje - wskazał ręką za siebie, na leżące na pace ciała, a potem zajechał furą o parę kroków do przodu. Lord mógł przyjrzeć się dokładniej niezwykłemu ładunkowi. Spowite we krwi truchła trzech mężczyzn w zbrojach zalegały na wozie. Obok nich walało się mnóstwo szpargałów. - Przepuść mnie, do czorta, bo chce już jechać...

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

20
- Oferuje ci pomoc, byś tej rodziny nie stracił...
Vlair był lekko zirytowany zachowaniem chłopa. Ale tym na pace, raczej już Vlair pomóc nie mógł. Chętnie by użył ich jako zombie, ale nie był aż tak potężny...jeszcze. Cóż, wożnica wydawał się obawiać magów. Trzeba to wykorzystać.
- Jeśli ruszysz dalej, to przeklnę cię i twój ród, jakem Lord Vlair!
Był pewien że nastraszy chłopa, a ten uwierzy w to, bo przecie plebs jest zabobonny. W sumie to nawet niektórzy ważni tego świata wolą z magią nie żartować.
Jeśli trupy to żołnierze z frontu, to być może mają zbroje, lub część ekwipunku.
Warto zdobyć odpowiedni sprzęt dla swej świty. Wolną manipulacją "wypierze" mózgi hobgoblinom, by stali się jego sługusami. Wystarczą odpowiednie specyfiki.
Wracając jednak do wozu, Vlair uznał że nie można przepuścić takiej okazji, i w lekkim stresie z palców jego prawej dłoni poleciały iskry. W sumie nawet jeśli chłop to zauważy, to zadziała to tylko na korzyść Darkera.
Na ustach mężczyzny zagościł lekki, złośliwy uśmieszek, który jednak był praktycznie niewidoczny.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

21
Już po pierwszych słowach Lorda chłop gwałtownie wstrzymał konia - zwierzak wstrząsnął grzywą i niespokojnie zastukał kopytami o ziemię. Darker dość miał już podchodów, więc postanowił uciec się do zastraszenia. Słowa o klątwie na pewno przestraszyły woźnicę, choć za bardzo nie było tego po nim widać. Jego twarz była stężała i niewzruszona. Nawet gdy z między palcami bohatera zaczęły skakać czarowane iskry, siedzący na pace mężczyzna jedynie wstał z miejsca. Stojąc w rozkroku na wozie, zrzucił z siebie gruby płaszcz. Materiał poleciał na ziemię. W rękach chłopa pojawiła się naładowana kusza - do tej pory skrywana pod ubraniem. W mgnieniu oka broń została wymierzona wprost w Lorda, jednak bełt siedział jeszcze w rynience. Chłop trzymał rękę na spuście.

- Kurważesz mać... A mogłem siedzieć w domu. Zachciało mi się wyprawy na szaber!

Również tym razem Lord wcale nie wyminął się z prawdą. Leżące na furze ciała, odziane głównie w powyginane pancerze, z całą pewnością należały do kerońskich żołnierzy. Dokoła nich na pace zalegały brudne bronie, połamane skrzynie oraz wypchane różnościami sakwy - rzeczy, które mogłyby jakoś wesprzeć nekromantę podczas jego podróży. Jednak - jak na razie - nie należały wcale do niego. Wcześniej były własnością wojska, a teraz przygarnął je sobie uzbrojony wąsacz.

- Po co ci to było? Musiałem trafić na maga? Musiałem? Memento mori, wiedźmaku! - Zaryczał zdenerwowany wieśniak i pociągnął za spust. Nic się jednak nie stało. Broń się zacięła? Zamek nie zadziałał? Usal znów czuwał nad swoją owieczką? Nieważne. Woźnica w panice rozglądał się dokoła, szukając dla siebie ratunku. Koń wierzgnął i pociągnął wóz - mężczyzna nie utrzymał równowagi i spadł z fury na śnieg. Zza drzew wyskoczyła para przywołanych hasłem hobgoblinów. Lord stał wciąż na ścieżce, obserwując dziwne przedstawienie. Bądź co bądź - jego sposób jakoś zadziałał.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

22
Lord w swoich lekko niepoczytalnym umyśle, chciał się śmiać i jednocześnie bał się, że już stanie przed Usalem. Był maksymalnie skupiony, i gdy facet pociągał za spust spróbował zrobić możliwie najlepszy unik, a konkretnie wywalić się na bok.
Spust nie zadziałał a Vlair zdający sobie właśnie sprawę z tego, że niechcący szabrownik sam na siebie zesłał nieszczęście,mówiąc "memento mori" nie mógł wytrzymać ze śmiechu.
Leżał na śniegu, lecz szybko wstał i do rozpuku sie śmiał. Szego i Szgao wyglądali na lekko zdezorientowanych, ale wyglądało na to że zaraz zaczną lagami walić po łbie szabrownika.
Vlair wiedział że był blisko śmierci, jednak ostrożność nekromanty dała swoje efekty. Dwaj zieloni pomocnicy atakowali, on zaśmiewał się z zdezorientowanego wąsacza.

Po chwili otrzepał się ze śniegu i kazał odsunąć się hobgoblinom od mężczyzny. Wyrzucił z ręki malutką wiązkę prądu, na tyle mocną by ogłuszyć już prawdopodobnie obolałego "kusznika".
Złośliwy uśmiech był widoczny na twarzy Lorda, a on sam postanowił przypatrzyć się wszystkiemu co lezy na pace. Spróbował uspokoić konia, a goblińskim "kumplom" przykazał znaleźć założyć na siebie na tyle pancerza, by móc w miarę szybko biegać, a mieć zabezpieczony łeb oraz tors. Sam gorączkowo szukał wszelkich artefaktów, starych ksiąg oraz kosturów, ale najbardziej pragnął... jedzenia.

Gdy wszystko się udało, mógł zdecydować o życiu wąsacza. Kazał Szago pilnować wozu, a Szego- którego uznał za bardziej silnego psychicznie, poprosił o podcięcie gardła facetowi.
Później liczył na jego pomoc przy wyciąganiu ważnych składników z ciała ofiary. Nekromanta zawsze musi mieć pewne "przedmioty" a nie zawsze można "od tak" kogoś zabić.
Spróbował wyciagnać gałki oczne, następnie zęby( jesli jeszcze posiadał) a także czaszkę i mózg. Oczywiscie "lepkie" i "wilgotne" składniki wstawił do małych naczynek, które każdy mag nosi przy sobie.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

23
Lord poleciał w zaspę. Śnieg otoczył go zewsząd - znalazł się pod jego szatą i nawet w butach. Bohater był bardzo zdziwiony, bo nie poczuł wcale przeszywającego bólu, czego się przecież spodziewał. Świst bełtu też nie dotarł do jego uszu. Nekromanta stanął z powrotem na nogach, strzepując z siebie zimny puch oraz plamy z błota. Gdy spojrzał w kierunku wozu, zobaczył jak zielonoskórzy dezerterzy w zapamiętaniu atakują skulonego pod kołami wąsacza. W ruch poszły nie tylko drewniane pały - hobgobliny nie szczędziły również pięści. Wrzeszczeli wniebogłosy, pastwiąc się nad skomlącym mężczyzną. Nekromanta obserwował całe zajście z uśmiechem na twarzy, nie mogąc po prawdzie uwierzyć w pech swojego niedoszłego mordercy. Doczyścił na szybko ubranie i postanowił powstrzymać krwawą jatkę.

- Dobra, Szego, zostaw go! - Wrzasnął żołnierz do brata, odciągając go nieco na bok. Potem popatrzył na Lorda Vlaira. Nie widząc w postawie swojego dowódcy żadnych oznak dezaprobaty, wyszczerzył zęby w geście zadowolenia. - A mówiłem ci, że to jednak był ten znak! - Rzucił jeszcze do swojego towarzysza. - Momento moroni - wydukał - zapamiętałem!

Darker z satysfakcją przyglądał się swoim kompanom. Nakazał im przyodziać zostawione na pace zbroje, ale wcześniej posłał jeszcze w kierunku obitego woźnicy promień mocy, mający go na dobre ogłuszyć. Leżący w kałuży krwi chłop nawet nie zareagował. Dezerterzy postarali się chyba zbyt dobrze i ukatrupili go na miejscu. Nie przejmując się dłużej trupem, drużyna zaczęła rozpakowywać pozostawione przez niego prezenty...

Wszyscy troje wskoczyli na pakę i dorwali się do zalegających tam pakunków. Szego włożył na siebie powyginany napierśnik zrobiony z utwardzonej skóry, a do ramion przypiął karwasze i kolcze rękawy. W łapę porwał jakąś buławę, która leżała przy jednym z martwych wojaków. Jego brat - Szago - dostał nieco cięższy pancerz. Pierś chroniła mu kolczuga z metalowymi płytkami, a głowę stalowy hełm z klapą na oczy. Hobgoblin uzbroił się w długi, trochę wyszczerbiony miecz. W niekompletnym opancerzeniu zielonoskórzy żołnierze wyglądali nieco zabawnie, ale na pewno lepiej nadawali się teraz do walki. Od razu poczuli się też pewniej.

Tymczasem Lord przeglądał porozrzucane na furze klamoty, zaglądał też do pozwiązywanych worów. Nie znalazł żadnych ksiąg, nie znalazł także artefaktów. W jego dłonie trafiło za to trochę pożywienia. Jedna z sakw wypełniona była ziemniakami oraz marchwią, a druga miała w sobie trochę zasuszonego mięsa. Nie było tego jakoś wiele, ale przy odpowiednim gospodarowaniu powinno wystarczyć dla nich na jakiś tydzień. Darker nie znalazł poza tym nic przydatniejszego. Nawet z ciała woźnicy, które postanowił oporządzić, nie wyciągnął pożądanych składników. Szego nie musiał podcinać gardła już martwemu wąsaczowi, więc postanowił pomóc nekromancie w przygotowaniach. Widok rozkrajanego ciała wcale go nie odstręczał. Niestety, jego pomoc wcale się Lordowi nie przydała. Sam miał problemy z odpowiednim preparowaniem zwłok - na mrozie, w warunkach polowych ta sztuka wcale nie była prosta - a Szego nie radził sobie lepiej. Gałki oczne trupa niechcący rozgniótł, bo nie miał pojęcia, że mogą być tak delikatne. Czaszka mężczyzny uległa sporemu pęknięciu przy pobiciu i mózg niemal z niej wypłynął - nie nadawał się do niczego. Zrezygnowany Vlair porzucił truposza oraz pracę nad nim. W swoim małym naczynku umieścił jedynie parę jego zębów, z których aż dwa były złote.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

24
Lord niezbyt zadowolony wstał znad ciała wąsacza. Na wiele się nie zdał, ale wóz posłuży mu oraz hobgoblinom za transport. Zdecydował się zapytać zielonych czy potrafią prowadzić wóz, a gdy to zrobił wybrał tego który potrafi lepiej (w wypadku gdyby nie potrafili, to sam się na to zdecyduje).
Gdy już wóz toczył się z wolna w odpowiednim kierunku Vair czuł że powoli wypełnia się jego zadanie, i być może największa przygoda jego życia... ale kto wie, czy dopiero gdy wyzbędzie się słabej jego wersji, cyz właśnie wtedy nie będzie on "przeżywał" największych wydarzeń i przygód. Jego umysł przetwarzał wszystko co się działo wokół, a od paru dni działo się bardzo wiele. Uczył się, zdobywał doświadczenie zamiast suchej wiedzy z ksiąg jak przez lata w grocie.
Mimo zapędów do władzy, mimo żądzy mocy, którą coraz lepiej wykorzystywał, mimo to wszystko czuł pewne dobre uczucia, choć już od dawna tego nie rozumiał.
Tęsknił za matką.

Odjechali...
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

25
Szego spojrzał na brata. Ten podniósł z ziemi ubłocone, końskie cugle i wzruszył ramionami. Nie potrafił powozić, ale postanowił się spróbować. Prowadzenie wierzchowca to nie to samo, co jazda na jaszczurze - a właśnie tego uczą ich w Urk-Hun. Dezerter, nieco zdziwiony, podszedł do spokojnej kobyły. Zwierzak trochę się opierał, ale dał się poprowadzić. Szago zawrócił wóz, a potem wdrapał się na drewniane pudło. - Wsiadać - powiedział do swoich towarzyszy. Lord wraz z zielonoskórym bratem zielonoskórego zajął miejsce z tyłu, na wypełnionej trupami pace. Obok nich leżała trójka martwych, ogołoconych z dobytku żołnierzy. Wóz szarpnął, koła znów zaczęły się kręcić, koń zastukał kopytami o twardą ziemie. Fura, prowadzona przez nowego woźnicę, ruszyła na zachód...

Leśna ścieżka zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Wóz skakał na wybojach, nie mogąc znaleźć ukrytych pod śniegiem kolein. Skupiska pozbawionych liści drzew rosły coraz rzadziej, aż w końcu konary w ogóle przestały się pojawiać. Zastąpiły je szare krzewy. Wóz wyjechał wreszcie z puszczy i wtoczył się na odsłoniętą równinę. Wszystko trzęsło się i drżało. Darkera ta przejażdżka zaczęła już nieco męczyć, choć wolał to niż ciągły marsz. Szago wcale dobrze sprawdził się w roli powożącego. Choć zimno doskwierało całej drużynie, to nikt nawet nie narzekał. Uciekała właśnie trzecia godzina jazdy, gdy dezerter wstrzymał furę. - Przed nami jakaś wioska - rzucił dezerter do Lorda. W oddali unosiła się czarna smuga dymu. - Jedziemy prosto czy okrążamy?

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

26
Gdy Vlair usłyszał że zbliżają sie do wioski, na chwilę zamarł w bezruchu. Zamyślił się, bo wiedział że niestety chłopy z tych okolic raczej nie przepadają za nekromatami, czy goblinami. W dodatku wóz szabrownika, może być kojarzony tutaj, i ktoś mógłby coś podejrzewać. Innymi słowy wszystko było przeciwko temu by tam podjechać. Z drugiejs trony chętnie by zaglądnął do gospody, a hobgobliny jeśli odpowiednio ubiorą rynsztunek, mogą zostać nierozpoznane.
Mimo paru plusów, nekromata postanowił pozostać ostrożny.
- Omijamy ją, ale nie oddalaj się od niej za daleko. Tak by mogli nas zobaczyć, ale bez sczegółów. Ot kolejny wóz, nic ciekawego. Jeśli byśmy się oddalili to też by mogło nam nie wyjść na zdrowie, no i potrwało by dłużej.
Darker uznał tę wypowiedź za dość wyczerpujacą, i stwierdził że warto przekąsić odrobinę suszonego mięsa.
Wóz jechał po wybojach, a tyłem mężczyzny był już obolały. Nie mógł się doczekać pertraktacji z krasnoludami. Te chciwe karły są silne, ale mało który z nich może być godnym przeciwnikiem w rozmowie z tak przebiegła persona jak Vlair.

Zaavral było oryginalnym miejscem, ale dość przyjaznym dla nekromanty- wiele grobowców i ruin. Minusem było to, niestety że Zakon nie miał daleko do tych ziem.
Powoli przeżuwając mięso patrzył w stronę wioski, szukając różnych co ciekawszych rzeczy, mówiących o tym co się tam dzieje, jak wioska wygląda oraz czy ktoś zauważył ich obecnosć.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

27
Wóz toczył się po zaśnieżonej drodze, która biegła w pobliżu granicy z lasem. Zielonoskórzy i ich dowódca podskakiwali na wybojach. Jechali chyba przez obszar dawnego wyrębu drzew, bo po ich prawej stronie z zamarzniętej ziemi sterczały na wszystkie strony kikuty porżniętych konarów, pokrywające gęsto garb niewysokiego wzgórza. Wystające spod śniegu korzenie, pozbawione swoich czarnych konarów, kołysały powożoną przez dezertera furą.

Ścieżka zatoczyła łagodny łuk i siedząca na wozie drużyna okrążyła miejsce, z którego w niebo unosiły się dymy. Wzniesienie opadało, a oczom podróżnych ukazało się faktyczne źródło strzelających w powietrze, szarawych wstążek. To, co wcześniej uznali za wioskę, w rzeczywistości niewiele miało wspólnego z ludzką osadą. W zagłębieniu pomiędzy dwoma pagórkami walały się rozbite skrzynie, szczątki wozów oraz rozliczne ciała zastygłe w pośmiertnym bezruchu. Ogień trawił deski z porozszczepianych pudeł. Pewnie zabrałby się z chęcią za spopielanie trupów, ale śnieg hamował jego destruktywne zapędy. Gdzieniegdzie leżały także truchła zwierząt - głównie przypiętych do fur koni.

Szago ściągnął wodze i zatrzymał wierzchowca, który zareagował na to cichym prychnięciem.
Lord siedział na swoim miejscu, wpatrując się w zatknięty między wzgórza obraz masakry.
- Wojna... - powiedział hobgoblin sam do siebie.
- Co teraz? - Jego brat posłał pytanie do towarzyszy na pace.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

28
-Pięknie!
Niby cały czas utrzymywał swe niezbyt mile widziane wśród ludzi zapędy, ale teraz nie dał rady.
Śmierć i wojna w końcu były braćmi : Usal i Xand . Tym samym pobojowisko było w pewnym sensie rajem dla nekromanty, i nawet niepewność wobec hobgoblińskich stosunków co do Usala, nie powstrzymała Darkera od ruszenia w tan z nieboszczykami. W momencie zeskoczył z wozu ku resztkom bataliji.
Nie bierzcie jednak Vlaira za nekrofila, jestem narratorem jego historii i wiem że mimo wszystko cząstka dobra gdzieś w nim jest. Głęboko bo głęboko, ale jednak. I oczywiście nie jest on zboczeńcem, co to to nie. Mimo to na umyśle do końca zdrowy nie był.
Wracając do pola bitwy.
Wszędzie czuć było krew, i charakterystyczny zapach śmierci. Poodcinane kończyny, kości i mózgi wylewające się z czaszek na każdym kroku.
- Szego, Szago, moi drodzy, myślicie ze ta nasza kobyłka jest jadalna?
Pełno wszędzie było martwych koni, a więc wystarczyłaby odrobina magii a wóz byłby prowadzony przez parę trupich wierzchowców. Plan byłby nawet niezły gdyby nie... cóż, taki powóz zwraca uwagę oczu, niekoniecznie przyjaznych oczu.
-Cóż, nie jednak nie. Lepiej byśmy nie zabijali jej jeszcze. Oprawcie mi jednego martwego konia ze skóry, weźcie same kości, bo mogą się przydać. I niech ktoś z was pilnuje wozu, tak na wszelki wypadek.
Brodził w kałużach krwi i ciałach wojów. Szukał jakiegoś lekkiego miecza dla siebie ( podstaw szermierki można się nauczyć, a dobra broń się przyda) oraz ewentualnych ciekawszych złotym fragmentów zbrój, no i oczywiście niedobitków, których można użyć jako swoich kolejnych pomagierów, bądź za informatorów, nawet o przebiegu działań wojennych.
Szabrownik którego zabili wcześniej zieloni, prawdopodobnie był tu już, ale kto wie, czy czegoś nei przeoczył.
Vlair nadal rozmarzony szukał jakichś oddalonych w miarę gatunkowo od człowieka stworzeń. Elfa czy krasnoluda nie ożywi. Ale z orkiem już mógłby spróbować. Jednak miał mał wielkie pragnienie odnaleźć jakąś bestię wojenną. Nie wiadomo czy po śmierci też się komuś nie przyda. A juz na pewno takiemu czarnoksiężnikowi jak Darker.
Po pół godziny poszukiwań wrócił do wozu i pilnował go, podczas gdy hobgobliny dalej próbowały coś znaleźć.
Począł bawić się kulą energi którą stworzył w dłoniach. Miała rozmiar szczura, ale ładnie błyszczała. Spróbował się skupić i powoli rozbijał ją na małe kawałeczki wielkości paznokci, a następnie wirował nimi i robił różne sztuczki. Nudziło mu się zdeczka,ale cały czas starał się co chwile rozglądać czy ktoś nie nadchodzi. Przeglądnął jeszcze resztki skrzyń na wozie, czekając na powrót hobgoblinów, których miał cały czas na oku. Byli ze 100 metrów od niego.
- I jak? macie coś ciekawego?
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

29
Scena jak z opowiadań nachlanych bardów, co to siedzą nocami po karczmach. Nekromanta, dwu zielonoskórych dezerterów oraz porozrywane ciała wszędzie dookoła. Wóz Lorda wtoczył się jakoś na pobojowisko, choć po drodze przejechał jedną z martwych osób - charakterystyczne trzaskanie pękających kości odezwało się w zimowej ciszy, gdy drewniane koła z oporem pokonały przeszkodę. Szago pociągnął za cugle, zmuszając konia do wzmożonego wysiłku. Zwierzak zaryczał i zaparł się kopytami o ziemię. Fura wjechała na środek niedużej polany. Kiedyś pewnie otaczały ją drzewa, ale dziś wszystkie z nich zostały doszczętnie wykarczowane. Wśród wystających nad śnieg pniaków leżało mnóstwo pokrwawionych zwłok - zarówno ludzkich jak i zielonych. Gdzieś tam walało się truchło orka, który wciąż ściskał w zmrożonej łapie rękojeść topora, a dalej w śniegu widać było człowieka z wywalonymi na wierzch trzewiami. Szczątki wozów oraz roztrzaskanych skrzyń płonęły żywym ogniem, posyłając w niebo czarne pasma dymów.

Darker zeskoczył z paki. Hobgobliny takoż stanęły na glebie i od razu zaczęły rozglądać się po terenie. Bohater rozdał im rozkazy, a sam udał się na poszukiwania miecza dla siebie. Chyba zrozumiał, że jego czary - choć potężne - nie pozwolą mu wyjść cało z każdej kabały. Nie musiał się wcale długo przechadzać obok trupów, aby dostrzec oręż w sam raz dla siebie. Znalazł go przy jednym z południowców. Schowany w zaspie goblin miał przypięte do pasa krótkie, acz szerokie ostrze z brązu, które nekromanta postanowił sobie przywłaszczyć. Było w dobrym stanie, pewno dlatego, że większość czasu spędziło w jaszczurze. Powinno sprawdzić się w walce.

Następnie Lord wrócił do wozu. Wyłącznie jego fura nadawała się wciąż do jazdy - wszystkie inne z tych leżących na pogorzelisku albo spłonęły, albo zmieniły się w kupę drzazg oraz żelastwa. Ponieważ poszukiwania poszły sprawnie, bohater jeszcze długo musiał czekać na powrót swoich towarzyszy. Bawił się wyczarowaną kulą mocy przez jakiś czas, a gdy nawet to zaczęło go nudzić, powędrował wzrokiem po okolicy. Dostrzegł coś ciekawego. Ludzkie ciała, które zalegały na ziemi, należały głównie do chłopów. Odziane w koszule, nieuzbrojone zwłoki zwyczajnych wyrobników przeważały ilością nad trupami zielonoskórych żołnierzy-oprawców. A jednak, ich też ktoś musiał przecież zabić, skoro leżą tutaj martwi. Rozważania przerwał mu dopiero chropowaty głos Szego.

- Dziwnie to wygląda - zauważył dezerter, podchodząc do niego z worem w ręce. Jego brat nadal krzątał się między ciałami. - Też to widzisz? Brakuje trzeciego. Ci ludzie uciekali pewnie z zagrożonej osady, a moi... - zawahał się - moi rodacy dopadli ich w połowie drogi. Nie oszczędzili nikogo, często tak robimy. Ale kto, na bogów, zajebał w takim razie całe orkowe komando? Nie widzę tutaj żadnych innych trucheł...

Szego skończył gadać i wrzucił sakwę ze skórą oraz mięsem na pakę. Podszedł do stojącego na mrozie konia, chcąc sprawdzić jak znosi trudy wędrówki. W tym czasie jego brat wrócił do fury, niosąc wór pełen kości. - Musiałem po nim posprzątać - powiedział i położył worek na wozie. - To co robimy teraz? Chcesz coś albo kogoś jeszcze oskórować?

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

30
Smutnym, ale faktem było że Vlair bał się tego co mogło dokonać takiej masakry. Mimo to, ciekawość zwyciężyła, a jego urojony umysł, choć wiedział że kreatura zabiła całe orkowe komando, to jednak chciał ją odnaleźć, i oswoić- bądź zabić i przekabacić na swoją stronę. Cóż. Na pewno nie było to łatwe zadanie. Usal nad nim jednak czuwał- Darker to czuł.
Chwilę bił się z myślami, aż w końcu zdecydował nie pozostawać w miejscu . Postanowił poprzeglądać swoje księgi i zwoje, czy nie mówią nic o takich lub podobnych przypadkach.
- Nie ma lekko. Wolę nie myśleć co mogło dokonać takich zniszczeń. Nie widzieliście żadnych śladów?

Trop mógł być jakąś wskazówką. Vlair nie znał się na tym, ale podejrzewał że zieloni mogą coś o tym wiedzieć.
Po chwili ruszyli z wozem naprzód. Zostawiając obozowisko za sobą, i zmierzając ku cieplejszym ziemiom. Zaavral miało swój charakter. Ale Vlair odczuwał silną mistyczną potrzebę medytacji. Usiadł i otworzył umysł na przekaz od bogów, choć wyboje tego nie ułatwiały. Liczył na podpowiedź, radę.
Zmierzchało już. W zimie zawsze dni trwają krótko. Nawet za takiej dziwnej zimie jak ta.
Wokół Darkera powietrze lekko się rozmazywało, a od czasu do czasu jakby, lekko zmieniało swój kolor na granatowy, czasem czarny czy niebieski.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”